Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2013, 14:12   #4
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Deszcz padał monotonnie, zalewając świat strugami wody. Rozmaczał drogi, zmieniając je miejscami w rwące rzeczki błota. Dla elfki, przemykającej lekko poboczem traktu, ulewa nie stanowiła żadego utrudnienia, wszak przed niecałą godziną wydostała się cichaczem z barki, przepływając wpław na brzeg.. Bardziej przemoczyć się i tak już nie była w stanie. Oczywiście mogła poczekać aż krypa zacumuje gdzieś wśród trzcin, a potem pokonać niewielki dystans brodząc w wodzie po kolana, ale to rozwiązanie nastręczało pewne niedogodności, z którymi nie chciała się mierzyć, nie teraz. Nie znosiła pożegnań. Z drugiej strony nie za bardzo wiedziała jak powiedzieć reszcie, że odchodzi. Wolała zniknąć nagle i niespowiedzanie, tak samo jak się pojawiła. Wybrała więc najodpowiedniejszy moment i dała nogę, majac nadzieję że deszcz zatrze wszelkie ślady, jakie po sobie pozostawiała.
Po kilkunastu godzinach marszu nogi powoli, acz nieubłaganie zaczęły wchodzić jej tam skąd wyrastały. Nie przejmowała się tym jednak, starając cieszyć się z wolności i kolejnej ścieżki, która zaczynała się w tym właśnie miejscu. Dziwne ogłoszenie na słupie zauważyła czystym przypadkiem. Zmruzyła oczy chcąc odczytać lekko rozmyte przez deszcz słowa. Słowa w dziwny sposób poruszające czułą strunę w jej sercu. Czy nie o czymś takim myślała ostatnimi czasy, przemierzając rzeki razem ze starą kompanią? Wiedziała, że do nich nie pasowała. Kto to widział, elfka w towarzystwie ludzi i to do tego tych niezbyt chwalebnego rodzaju? Nie myśląc wiele ruszyła dalej, w kierunku miasta. Miała już cel, przynajmniej nie musiała błąkać się dalej w oczekiwaniu na grom z jasnego nieba. Karczma “Pod Turem Hrabiego” - ile spelun mogło nosić tą nazwę? Ktoś na pewno będzie potrafił wskazać jej najprostszą drogę. Z ręką na sercu mogła powiedzieć że nie przepada za miastami. Za dużo budowli, za mało przestrzeni. Dusiła się wśród kamiennych ścian, marząc o polu widzenia pozwalajacym dojrzeć daleki horyzont, były to jednak marzenia próżne i doskonale o tym wiedziała. Do przeszłości nie ma powrotu, nieważne jak bardzo by się tego chciało. Pozostawało być elastycznym i dostsowować się do nowej sytuacji. Krok po kroku, człapała więc ku bramom, powtarzając w głowie treść ujrzanego ogłoszenia. Do środka dostała się bez zbędnych problemów i nieprzyjemności. Była tylko kolejnym podróżnym, pragnącym znaleźć schronienie za murami, ciepły posiłek, czy miękkie łóżko. Poczucie anonimowości bardzo się jej podobało, stanowiło przyjemną odmianę. Nikt nie łapał za broń, nie krzyczał do niej w strachu bądź gniewie. Pierwszego lepszego strażnika spytała o nieszczęsnego “Tura Hrabiego” i dalej ruszyła według jego wskazówek.

Faktycznie nie była to zbyt popularna nazwa. Nosił ją spory zajazd w jednej z lepszych dzielnic. Ulice były brukowane, odpływ wody udrożniały przydrożne ścieki. Wejście było oświetlone i solidne. Stanowiły je spore podwójne drzwi. Dębowe, solidne. Na wysokości ludzkiej głowy lub trochę poniżej znajdował się tak zwany judasz a pod nim kołatka.

Elfka rozejrzała się dyskretnie, jakby oczekując że ktoś nagle wyskoczy zza rogu z mieczem w dłoni i przekleństwem na ustach, chcąc pozbawić ją życia, dobytku, albo czegokolwiek innego. Nic takiego się jednak nie stało, spokojnie podeszła do drzwi i złapała za metalowe koło. Zawahała się, przez głowę przeszła jej myśl że to czyste szaleństwo. Prychnęła na siebie i pewnie zastukała trzy razy. Nabrała powietrza, czekając na reakcje z wewnątrz.

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Sala była na wpół zapełniona. Jasno świecące lampy oświetlały pomieszczenie milym światłem. Pojedyńcze stoliki zajęte w różnym stopniu rozstawione były po całej sali przed sporą sceną, na której występował właśnie minstrel. Był to niziołek. Grał skocznie ku zadowoleniu publiki. Koło sporego baru znajdowały się dodatkowe drzwi - zamknięte szczelnie, zaś koło nich mieściły się schody na górę. Gdy weszła jedynie barman oderwał się od muzyki spogladając na nią, nie przestając czyścić kufla.

Nie czekając na zaproszenie podeszła do człowieka za ladą. Pozwoliła mu dokończyć polerowanie szkła, po czym pochyliła się w jego kierunku i odrzekła
- Czy w twoim zajeździe znaleźć mogę Gerharda Bauera, bądź Rodriga Eservauna Krainghorsta? Widziałam ogłoszenie na słupie przed miastem. Słowa w nim zawarte kazały kierować się do tego lokalu. Jestem więc tu przed tobą i szukam informacji.

Postawny człowiek spojrzał na nią uważnie, po czym pokiwał głową. Odstawiszy kufel rzucił cicho: -Choć za mną po czym skinąwszy wykidajle by miał oko na bar ruszył po schodach na górę. Mieścił sie tam długi korytarz, po obu stronach zaś znajdowały się drzwi. Skierowawszy sie do pierwszych z brzegu zapukał i odczekawszy kilka chwil rzucił do elfki: -Wejdź.Gdy skończysz na dole czeka na Ciebie posiłek.

Ciekawe czy przyjdzie mi za niego zapłacić ”-pomyślała, naciskając klamkę i wchodząc do środka. Chciała załatwić tą sprawę jak najszybciej, choć pośpiech zazwyczaj nie leżał w jej naturze. Przechodząc przez próg zacisnęła szczęki. Trzeba wyglądać na poważną osobę, a nie dzieciaka co wciąż mleko pod nosem ma. Zamknęła za sobą drzwi i stanęła naprzeciw tego, co zgotował jej los.

Pokój nie był specjalnie duży. Dwa łózka, stół. W blasku stojących na stole świec dostrzegła dwie postaci, od razu zwracające uwagę. Pierwszym z nich był człowiek. Postawny, w mundurze - nie poruszał się wcale, przypominając trochę posąg. Wysoki krasnolud o rozłozystej brodzie, w długim kaftanie. Na jego szyi wisiał pęk srebrnych liści - ślicznie zdobionych, co dostrzec można bylo z daleka. To on podniósl głowę z nad pergaminów i zapytał: -Rozumiem, że pani do nas?

- Tak, o ile spod waszych rąk wyszło ogłoszenie, które widziałam przed miastem - elfka przytaknęła podchodząc bliżej. Spoglądała to na człowieka, to na krasnoluda, starając się wychwycić jakiekolwiek wskazówki z ich postawy i zachowania - Pytałam karczmarza, a on przyprowadził mnie tutaj. Wnioskuję więc, że jestem pod dobrym adresem i przed właściwymi osobami.

- Dobrze Pani wnioskuje. Siadaj proszę. - wskazał jej fotel stojacy obok stołu. - Rozumiem że miała Pani okazje przeczytać nasze ogłoszenie. Wypada zacząć od ustalenia czy są jakieś co do niego pytania?

- Na czym konkretnie polegać będzie zlecenie, kogo dokładnie poszukujecie i jak wygląda sprawa wynagrodzenia. Od tego warto by było zacząć - elfka usiadła na wskazanym fotelu, kładąc dłonie na stole. Zachowywała obojętną minę, co było wyjątkowo ciężkie, jako że nigdy wcześniej nie siedziała na czymś tak wygodnym.

Krasnolud odchrząknął po czym odprał rozpierajac się wygodnie -Pierwotnym zadaniem będzie pozyskanie informacji, zapasów i rekrutów na wyprawę na południe. Nastepnie zaś owa wyprawa - dość odległa muszę przyznać. - dodał machnąwszy ogólnie nad mapą, po czym kontynuował -Poszukujemy....własciwie każdego, kto jest gotów poświęcic się naszej sprawie. Wojowników, zwiadowców, mędrców, rzemieślników. Każdego kto gotów jest podążyć za naszą wizją. Każde ze zwerbowanych przez nas do pomocy w organizacji wyprawy otrzyma pewne diety na wyżywienie i wyekwipowanie, a na koniec, jeśli przeżyje - dziesięć tysięcy sztuk zlota, jeśli zaś osiągniemy sukces - pięciokroć tą sumę. odprał powoli krasnolud wpatrujc się uważnie w jej oczy....

Na elfce podana suma nie zrobiła żadnego wrażenia. Mogło się wydawać, że pieniądze nie są dla niej ważne. Prawda była o wiele bardziej prozaiczna. Wartość wypowiedzianej kwoty jeszcze nie zdążyła do niej w pełni dotrzeć. Nie spuściła wzroku, wytrzymując badawcze spojrzenie khazada.
- Na czym dokładnie polegałaby rola zbrojnych? Pewnie ochrona i zapewnienie bezpiecznej podróży licznej gromadzie najróżniejszych rzemieślników, skrybów i osób istotnych dla waszej sprawy. Powiedzcie coś więcej o tej wizji - kobieta mówiła spokojnie, cały czas uważnie obserwując swojego rozmówcę - Na jak długo potrzebujecie tych ludzi? Przypuszczalny czas trwania kontraktu?

Wówczas pierwszy raz do rozmowy włączył sie do rozmowy siedzący obok człowiek. Głos miał głeboki i chrypki. -Eskorta eskortą ale ponadto przyjdzie nam stoczyc sporą ilość bitew. Od osób najetych obecnie oczekiwac będziemy pełnienia funkcji łącznikowych, zarządzających. Dojdzie równiez do kilku szturmów, jak sądzę. Naszymi celami są Karak Ośmiu Szczytów, Karak Drazh,a ostatecznie Karak Zorn - fundament ziemi, nad którym mój kompan obejmie panowanie. - wyjaśnił skinąwszy głową w stronę krasnoluda, po czym kontyuował - Potrwa to minimum pięć lat. Gdy skończył mówić, głos zabrał krasnolud: -Mamy zamiar odmienić stary świat. Przywrócić to co upadło przed wiekami, jeszcze gdy ras naszych nie podzieliły jeszcze konflikty. To jest nasza wizja, czy ją Pani przyjmie czy wyśmieje.Za pozwoleniem teraz ja zapytam - a co Pani zamierza wnieść? I jak się nazywa, jeśli wolno spytać?

- Nemeyeth Ler’Haerlv - przeniosła wzrok na człowieka - Dlaczego miałabym ją wyśmiewać? Każdy ma swoje cele i idee, nie mnie oceniać czy szydzić. A co zamierzam wnieść? Skoro szykujecie się na tak długą wyprawę, a sam stwierdziłeś że nie będzie to droga łatwa i przyjemna, to potrzebujecie kogoś, kto ma doświadczenie bojowe. Kogoś kto miał w swoim życiu wiele okazji do sprawdzenia się w walce, służył pod kimś, jak i sam wydawał rozkazy. Zna wojenny żargon, orientuje się w taktykach prowadzenia zbrojnych potyczek różnego rodzaju: od akcji dywersyjnych, przez walkę w szczerym polu i na okładaniu się mieczami w ciasnym pomieszczeniu kończąc. Wiem też jak posługiwać się sprawnie łukiem. To mogę wnieść do waszej wyprawy.

- A więc dobrze, skoro tak ma być, tak będzie. rzekł cicho krasnolud. Nastepnie obrócił sie do tuby na zwoje i wyciagnąwszy dwa dokumenty, położył je przed elfką. -Zechniej proszę podpisać na dole

- Nim podpiszę - elfka uniosła dłoń dając znać że ma coś jeszcze do powiedzenia - Za ile dni, czy tygodni, zaczyna się wyprawa?
Wzięła do ręki dokument i przeczytała uważnie od góry do dołu. Następnie odwróciła papier na drugą stronę w poszukiwaniu tekstu spisanego drobnym druczkiem, dopisków i podejrzanych zdań oznaczonych gwiazdkami. Podpisała, gdy nie znalazła nic takiego.

- Wyprawa nie zacznie się tak szybko, najpierw czeka nas wiele pracy by sie odbyła - odparł zapytany -Spotkajmy sie pojutrze, o zachodzie słońca na placu przy Ratuszu.
Drugi z nich zaś wyciągnął ze skrzyni sakiewkę, chowając tam jednocześnie jedną z kopii dokumentu. Nastepnie po krótkiej szeptanej rozmowie krasnolud podał jej tak sakiewke jak i jeden z liści. -Jeśli my zginiemy, a i jeśli nam sie powiedzie, będzie on dowodem komu wypłacic stosowna sumę dodał.

Nemeyeth po raz pierwszy od wejścia do pokoju okazała jakiekolwiek emocje. Wyraźne zdziwienie na chwilę zatrzymało jej rękę tuż nad srebrnym liściem. Patrzyła na niego, w jej głowie pojawiły się nagle dziesiątki pytań. Postanowiła jednak zmilczeń. Skoro wyprawa trwać miała pięć lat to mnóstwo czasu jeszcze będzie na zdobycie odpowiedzi. Nigdzie przecież się nie spieszyła. Zabrała zarówno listek, jak i sakiwekę, po czym wstała.
- Skoro sprawy formalne załatwione zostały z należytą pieczołowitością, wrócę teraz do swoich spraw. Wy pewnie też dużo na głowie macie, tak więc zobaczymy się w umówionym miejscu i o umówionym czasie - nie kiwając głową,ani nie ściskając niczyich rąk ruszyła do wyjścia. Zamknęła drzwi i zeszła na dół, ponownie ladując w głównej sali. Niespiesznie podeszła karczmarza, w końcu coś był jej winien
- Więc co z tym posiłkiem? - zaganęła stając dwa kroki od niego i opierając dłonie o ladę - Raczyłeś wspomnieć coś o tym, nim na górę zaprowadziłeś. Rada bym była, gdybyś pociągnął temat, dawno nic porządnego w ustach nie miałam.

Karczmarz skinął potakująco głową, po czym skinął an służacego. Po kilku minutach na pobliskim stole postawiono jadło. Miskę z zupą, mięso i jakoweś bulwy. Pojawił się i dzban piwa. Sala była zupełnie pusta, zas w koncie zamiata jakiś knypek. Oberzysta i słuzacy rozmaliali przy pustym szynkwasie.

- Na bogato - mruknęła pod nosem siadając do stołu i przysuwając naczynia do siebie. Z zapałem złapała za łyżkę i zaatakowała zupę, a następnie całą resztę jadła. Żuła w milczeniu, co jakiś czas rozglądając się orientacyjnie po pomieszczeniu. W szczególności baczyła na konusa z miotłą. Źle mu z oczy patrzyło, postanowiła mieć się na baczności. Gdy w końcu talerze zalśniły podniosła się z krzesła, z zadowoloną miną klepiąc się po brzuchu. Jedzenie ryb moze i było zdrowe, ale po kilku miesiącach takiej diety miało się wrażenie że lada moment zacznie się zdrapywać łuski z pleców. Pełna nowej energii podeszła ponownie do karczmarza, stając kilka kroków od niego i czekając, aż skończy rozmawiać ze swoim towarzyszem. Nie chciała zachowywać się niekulturalnie, bądź nawet grubiańsko, przerywając im rozmowę.


Po chwili karczmarz jakby wyczółó jej wzrok, gdyz odwrócił sie i zapytał uprzejmie: -W czym mogę jeszcze pomóc?

Elfka oparła się o ladę i odrzekła, patrząc mężczyźnie w oczy:
- Macie tu wolne pokoje? Droga długa za mną, odpocząć bym chciała. W łóżku normalnym się przespać, a jak na głowę padać nie będzie to już w ogóle pełnia szczęścia dla mnie. Znjadzie sie coś? Jak tak to ile za nocleg sobie życzycie.

- Znajdzie, miejsca mamy jeszcze troche. Z wolnych to...za pięć pensów za dobę, za czternaście lub po dwadzieścia...aaa, dla panienki pietnaście za dobę. wyliczył karczmarz ziewając lekko.

- Niech i tak będzie - pokiwała głową, sięgając do sakiewki i odliczając odpowiednią kwotę, po czym podała monety człowiekowi - Na razie jedna noc, rano ewentualnie dopłacę gdybym postanowiła zatrzymać się w Twoim przybytku na dłużej. Nie powinno to chyba stanowić problemu, prawda?

- Nie, oczywiście że nie, to raczej standard. odparł przeciągając się i ruszakac ku schodom. Minąwszy pierwsze pietro dotarli na poddasze gdzie karczmarz wpuścił elfke do sporawego pokoju. Było tam duże łóżko, dywan(nie nowy ale dywan), szafa. Do tego stół, krzesła. W kącie stała spora balia przytwierdzona do podłogi z wystającą jakąś rurą i dziwnymi podkętłami, a obok wisiało lustro.

- Kąpiel w cenie pokoju czy trzeba dopłacać? - oczy kobiety zalśniły na widok bali. Wyminęła karczmarza i podeszła do niej, celem zbadania dziwacznej aparatury. Uniosła wzrok na i spytała - Co to za ustrojstwo?

-W cenie dla ślicznej pani. Sie odkręca kurki i woda leci. Krasnoludka technologia. A jak się skończy kąpiel to sie podwiesza na linę i wychyla za okno co by wylać. Bardzo przydatne poinstrułował -Pod lustrem są perfumeria i tego typu graty - po czym skinął i wyszedł.

- Czego to nie wymyślą - gwizdnęła cicho, jakby z uznaniem, podziwiając cud myśli technicznej. Odkręciła zawory, obserwując jak wielka blaszana miska napełnia się powoli wodą. Nie tracąc czasu rozebrała się, ubrania rzucając w kąt i zanurzyła się w kąpieli. Leniwie sięgnęła do szafki pod lustrem, po kolei wyciągając z niej małe flakoniki. Odkorkowała każdy z osobna, wąchając zawartość, a gdy znalazła zapach najbardziej jej odpowiadający dolała odrobinę cieczy do wody. Leżała tak dobrą godzinę, rozkoszując się rzadką dla niej samotnością. Nie spiesząc się nigdzie wyszorowała się dokładnie, a gdy wyszła z wanny z zadowoleniem odnotowała, że wreszcie nie śmierdzi mułem. Sięgnęła więc po resztę ubrań i mozolnie usunęła z nich nieprzyjemny zapach, rozwieszając je następnie na krzesłach. Zadowolona z efektu ułożyła resztę skromnego dobytku pod stołem. Raz jeszcze rozejrzała się po pokoju, wylała wodę z wanny, zamknęła okno i, gdy nic więcej do roboty nie odnotowała, z czystym sumieniem położyła się na łóżku, owijając się szczelnie kocem. Po chwili usnęła.
Rankiem założyła na siebie przeprane ubrania, zawiesiła u pasa miecz, przyczepiła kołczan i z łukiem w garści ruszyła ku wyjściu. Jeszcze zaspana wyszła z pokoju, zamykając dokładnie drzwi. Nie chciała by ktoś pod jej nieobecność buszował w pozostawionych rzeczach. Sporą ich część zabrała ze sobą, ot profilaktyka. Nigdy nie wiadomo na co przyjdzie się natknąć w mieście, a kobieta nieuzbrojona to kobieta w opresji, szególnie gdy nie jest człowiekiem. Z zamiarem zjedzenia czegoś podeszła do znanego już sobie człowieka za ladą.
- Pytanie mam - zaczęła, odgarniając kosmyk rudych włosów z czoła - Możecie polecić dobrego kowala? Takiego co na robocie się zna, ewentualnie wskażcie miejsce, gdzie targ się w tym mieście znajduje, będę zobowiązana...a no tak, i śniadanie jakieś by się przydało. Tak na dobry początek.

-Oczywiście panienko. Najlepiej będzie w dzielnicy rzemieślników. Całkiem dobrych tam mają. A sniadanie już, co podać? zapytał.

- Coś gorącego, co nie krzyczy “nie zabijaj” i nie ucieka z płaczem. Nie jestem wybredna - zaśmiała się, wzruszajac ramionami i kierując się do wolnego stołu. Usiadła na krześle, spoglądając ciekawie po wnętrzu. Nie chciała zbyt ostentacyjnie poganiać karczmarza spojrzeniem, i tak był podejrzanie miły.

Po kwadransie postanwiono przed nia jajecznicę i spory bochen chleba. Była całkiem niezła.
Elfka nie pozwoliła potrawie wystygnąć. Pochłaniała ją prawie nie żując, lecz połykając kolejne kęsy i przegryzając chlebem. Po skończonym posiłku kiwnęła karczmarzowi głową i skierowała się do wyjścia. Nim przekroczyła próg odwróciła się jeszcze i rzuciła przez ramię
- A ta dzielnica rzemieślników to w którą stronę?

-Drogą w dół, w stronę doków - usłyszała.
Nie czekając na oklaski wyszła na zewnątrz i ruszyła we wskazanym kierunku, strzelając ciekawie oczami dookoła. Może i miasta były ciasne i przeludnione, ale swój urok miały. Skoro już się w jednym z nich znajdowała, postanowiła wykorzystać okazję, rozglądając się ile wlezie.

Po dłuższej wędrówce (i kilku zagubieniach) dotarła do sporawej dzielnicy, oddzielonej starym murem. Pełno bylo tu stukotu młotów, smrodu garbarni i innych podobnych do tego co wszędzie zastać można w dzielniach wytwórczych. Ludzi było tu pełno.

Ściskając mocnej sakiewkę przedzierała sie przez tłum, szukając stoiska najbardziej przypominającego miejsce urzędowania łuczarza, bądź rzemieślnika mu podobnego. Nie miała w zamiarze robić dużych zakupów, tylko uzupełnić zapasy, więc nie zwracała uwagi na ozdoby i świecidełka. Wiedziała, że jeśli przystanie przy takim straganie to odejdzie z pustą sakiewką, a nie taki miała cel.

Było to cięzkie. co chwiła była słychać zachwalania sprzedawców przeróznych towaryów. Ubiór dobrego rodzaju. Błyskotki. Wszytsko. Po długim poszukiwaniu dotarła na znaczny plac. Tam zaś, między handlwoacami dostrzegła elfa sprzedającego ze sporego namiotu.

Uśmiechnęła się na widok pobratymca. Czym prędzej ruszyła w jego stronę, przepychając się przez tłum. Uważnie przejrzała wyłożony towar, szukając strzał i oglądając łuki. Wybrała pęczek piętnastu strzał oraz porządnej roboty elficki łuk, po czym podeszła do elfa
- Witaj bracie. Ile zażyczysz sobie za to? - bez zbędnych ceregieli przeszła do interesów, nie zapominajac jednak by uśmiechnąć się szeroko i mrugnąć okiem - Potrzebuję dobrej broni. Mówiąc dobrej nie mam na myśli tej tandety, którą próbowali mi wcisnąć ludzcy handlarze. Ehh, wiesz o co mi chodzi.. - rozłożyła bezradnie ręce, wskazując to co miała na plecach - Potrzebuję czegoś lepszego niż to co mam, długa droga przede mną, nie będę ukrywać że wypadałoby się odpowiednio zaopatrzyć. Podoba mi sie to, co u ciebie znalazłam. Przyjmujesz w ramach części zapłaty również broń? Mogłabym dać ci to co mam, a resztę uregulować w złocie. Powiedzmy dziesięc koron teraz a resztę spłacę w przeciagu najbliższych miesięcy. Przysięgam na groby przodków i pamięć mej matki że tak uczynię, choćbym miała wykopywać po miedziaku z rynsztoka.
Niby przypadkiem dotknęła dłoni rozmówcy, patrząc na niego z nadzieją malującą się wyraźnie w szarozielonych oczach. Widziała jak opór sprzedawcy maleje, więc ciągnęła przestawienie dalej.
- Wiesz o tym, że cię nie oszukam, nie jestem durnym człowiekiem. Wiem co to znaczy honor i jaką moc ma dane słowo. W tych trudnych czasach powinniśmy się wspierać, solidaryzować. Trzymać razem, w końcu w kupie siła. Dobrze jest móc na kogoś liczyć, a ja będę miałą u ciebie wielki dług wdzięczności, który również postaram się spłacić. Gdy będziesz kiedyś w potrzebie, podobnie jak ja teraz, będziesz mógł na mnie liczyć. Nieważne czego dotyczyć będzie twój problem, zawsze ci pomogę - pokiwała głową z poważną miną, całkowicie niechcący przyciskajac się do elfa tak, by mógł poczuć ciepło jej ciała - Okaż więc mi ten gest przyjaźni, tak przyjaźni!, i sprzedaj mi swoje doskonałe wyroby. Za łuk dam ci moja starą broń i dziesięc koron. Pozostałe czterdzieści dostaniesz już niedługo. Możemy się tak umówić?
Po chwili odeszła z bronią, odprowadzana wzrokiem elfa. Niedostrzegalnie wzrok jego skupiony był raczej nisko.

Zadowolona ponad wszelką miarę i wielce szczęśliwa ruszyła w drogę powrotną, nie bacząc na niczyj wzrok ani przytyki ze strony ludzi. Z przewieszonym przez ramię nowym nabytkiem maszerowała raźno ulicami miasta wprost do “Tura”. Niebezpiecznie chuda sakiewka motywowała, żeby jak najprędzej opuścić miejsce pełne pokus. Nie mogła wydać wszystkich posiadanych przez siebie pieniędzy. Nocleg i jedzenie same się nie opłacą...

Przechodząc koło stajni usłyszała ciche rżenie. Uśmiechnęła się szeroko, ponieważ uwielbiała konie, jednak tryb życia jaki prowadziła skutecznie uniemożliwiał jej posiadanie wierzchowca na własność. Postanowiła skorzystać z okazji, by choć przez chwilę przyjrzeć się zostawionym wewnątrz zwierzętom. Odemknęła drzwi i wślizngęła się do środka, nie wzbudzając przy tym nadmiernej ciekawości ewentualnych gapiów. Nie chciała, by ktoś ją zaczepił, zadawał niepotrzebne pytania, bądź wziął za złodzieja. W jednym z boksów ujrzała karego rumaka. Przystanęła z zafascynowaniem przyglądając się gładkiej sierści i podziwając siłę, drzemiącą w jego sylwetce.

Sir Robert postanowił zajrzeć do swego wierzchowca, bowiem nie ufał stajennym. A to za mało siana, a to nie wyczyścili go jak trzeba a Fernando jednak odważnym i wiernym kompanem rycerza był. I przyjacielem co najważniejsze. Szedł spokojnym i dumnym krokiem, rozmyślając o nadchodzącej podróży i przygodach, gdy zauważył jakąś postać przy koniu. Zrobił ku niej kilka kroków, trzymając rękę blisko miecza co by “złodzieja” nauczyć szacunku ale prowokować też nie chciał od razu do bitki.

Elfka drgnęła, słysząc czyjeś kroki na zewnatrz. Nie ruszyła się jednak z miejsca. Nic złego nie robiła, nagła chęć ucieczki stawiałaby ją w złym świetle. To tak, jakby już się przyznała, że chciała ukraść bądź skrzywdzić konia. Udając że nie zauważyła wejścia kolejnej osoby nadal przyglądała się karemu z pewnej odległości, jako że jego charakter pozostawał dla niej tajemnicą. Wolała nie zarobić kopytem w gębę, to ty było niefortunne. Pokręciła głową, a krótkie miedziane włosy zatańczy wokół drobnej, trójkątnej twarzy, wpadając w jeszcze większy nieład. Każde pasmo sterczało w odrobinę innym kierunku niż reszta. Widać, że kobieta nie przejmowała się tym, by co rano walczyć z niesfornymi kosmykami. Zacisnęła wąskie usta, czekając aż nieznajomy zacznie swoją tyrradę i każe jej opuścić stajnie w trybie natychmiastowym. Stała w bezruchu, mrużąc szarozielone oczy. Nie przypominała chłopca stajennego. Skórznia i przewieszony przez ramię długi łuk skutecznie temu przeczyły, tak samo jak miecz przytroczony do biodra i kołczan pełen strzał wiszący beztrosko na plecach. Wyglądała bardziej na zbira niż nieszkodliwą osóbkę, chcącą tylko nacieszyć oczy widokiem pięknego zwierzęcia.

Do stajni wszedł dobrze zbudowany, mierzącym prawie dwa metry wzrostu. Popielate długie włosy opadały mu na ramiona, tak że zasłaniały jego twarz pokrytą bliznami i bruzdami. Niebieskie oczy miały w sobie coś, że chciało się w nie patrzeć bez przerwy. Rycerz, bo musiał nim być, patrząc na jego zbroję i czarną tunikę w którą był ubrany, podszedł grzecznie do kobiety i rzekł:
- Widzę, że spodobał się Pannie mój koń? Tylko proszę delikatnie się z nim obchodzić bo może ugryźć - lekko się ukłonił i przedstawił - Sir Robert Papillon jestem, a Panienki godność..? - zakończył pytaniem

Kobieta obróciła głowę w jego kierunku i zanim cokolwiek powiedziała zlustrowała go uważnym spojrzeniem, zatrzymując wzrok na bliznach.
- Doskonały koń - uśmiechnęła się, odsłaniając drobne białe zęby - Macie wielkie szczęście że do was należy. Taki wierzchowiec to skarb, wygląda na silnego i dzielnego. Też chciałabym kiedyś takiego posiadać, ale spokojnie nie zamierzam go kraść ani krzywdzić, tak się nie godzi - uniosła pokojowo ręce pokazując że nie ma zamiaru atakować - Możesz się nie obawiać, chcę tylko nacieszyć oczy, nic więcej. Możesz mi mówić Nemeyeth, o ile zamierzasz dalej prowadzić konwersację.

- Miło mi Cię poznać Nemeyeth. Cieszę się i rad jestem, że twe zamiary wobec Fernanda są szczere i uczciwe. Muszę przyznać, że masz rację. Fernando to prawdziwy skarb, nie raz uratował mi życie..ale co ja Cię będę zanudzać. Powiedz mi co Cię sprowadza w te strony ? - zapytał

Elfka zamyśliła się, po czym wzruszyła ramionami jak gdyby odpowiedź na pytanie nie była istotna.
- Akurat miałam po drodze to postanowiłam wejść do miasta. W głuszy na próżno szukać dobrego wina, czy innych pokrewnych napojów. Czasem warto zaczerpnąć odrobinę...z dobrodziejstw cywilizacji. Przy okazji można też zakraść się i pogapić na rzeczy których samemu się nie posiada - skrzywiła usta w uśmiechu, a na dnie szarozielonych oczu zatańczyły wesołe iskierki - Potrzebna Ci ta wiedza do czegoś konkretnego, a może z czystej ciekawości pytasz? Muszę cię zasmucić, za moją głowę żadnej nagrody nie wyznaczono więc spokojnie może pozostać tam gdzie jest, czyli na moim karku. Powinnam, w ramach rewanżu, zapytać co ty tu robisz, prawda? Tak mi sie przynajmniej wydaje. Z wami, ludźmi, zawsze tak jest. Lubicie pytać o wszystko.

- Wybacz Pani jeśli me pytanie uraziło Cię. Zapytałem z czystej ciekawości, a tam skąd pochodzę żadko widujemy przedstawicieli waszej rasy. Ja..przybyłem tu wiedziony potrzebą ale nie będę Cię zanudzał. Jeśli zechcesz możemy przy winie poznać się, bowiem nigdy nie miałem przyjemności rozmawiać z żadnym elfem a tym bardziej elfką - zaproponował

Nemeyeth pokręciła głową i odetchnęła głęboko. Nie potrafiła momentami rozmawiać z innymi przedstawicielami swojego rodzaju, a co dopiero z ludźmi. Wiedziała jednak, że braki w obyciu musi zacząć nadrabiać, dlatego zwróciła się do mężczyzny, wskazując wyjscie ze stajni:
- Nie uraziło, rozumiem Twoją ciekawość. Nie traktuj mnie jak egzotycznego zwierza, a się dogadamy. Może być przy winie, i tak miałam w planach iść to obok, coby zamówić dzbanek lub dwa. Twoje towarzystwo będzie mi miłe, może dowiem się czegoś o waszych zwyczajach. Nigdy nie jest za późno na naukę - “a w przyszłości może nie popełnię kolejnej gafy, zmuszajacej mnie do szybkiego ulotnienia się...po raz kolejny”, dodała już w myślach.

Rycerz uśmiechnął się i rzekł:
- W takim razie serdecznie zapraszam - i wskazał gestem dłoni by elfka podążyła za nim.
Nie odzywał się zbytnio w drodze do karczmy, bowiem nie za bardzo wiedział od czego zacząć. Gdy już usiedli przy ławie, gestem dłoni machnął na karczmarza. Ten kiwnął głową i po chwili już pojawił się on przy stoliku.
- Dobrodzieju dwa dzbanki wina. Tylko nie chrzcij go zbytnio - zamówił - No chyba że dama jakąś strawę zechce spożyć - poczekał aż dziewczyna odpowie a potem “odprawił” karczmarza

Elfka pokręciła przecząco głową, rozsiadajac się wygodniej na krześle i z uprzejmym zainteresowaniem spoglądając na swojego kompana
- Spożyła już co spożyć miała, jak będzie więcej żreć to zacznie się toczyć, więc podziękuje - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i kontynuowała - No więc, co Cię tu sprowadza? Teraz moja kolej spytać chyba, tak myślę. Mogę się mylić, więc jak coś to daj znać, albo oblej winem.

Rycerz się zaśmiał delikatnie. Elfa była dobrym towarzyszem najwidoczniej a i żarty się jej trzymały.
- Pochodzę z Carcasonne, to daleka prowincja w Bretonii. a przybyłem tutaj wiedziony chęcią poznania nowej kultury, ludzi i zobaczenia świata. Każdy w mej rodzinie taką podróż odbył toteż kultywuuje rodzinne tradycję, z dziada pradziada - rzekł

- Gdy się przedstawiałeś dodałeś ser do swojego miana, jesteś szlachcicem? Oni się zazwyczaj tak zaznaczają...a może to byli rycerze? - potarła w zamyśleniu skroń - Bretonia dość daleko, dlaczego akurat to miasto? Jest ten no...Altdorf, ładny podobno, i jest też Middenheim. Dlaczego akurat Nuln? No ale przyznam, że tradycja bardzo ciekawa, przynajmniej coś zobaczysz i wychylisz nos poza włości dalej niż na dzień marszu. Poszerzając wiedzę o świecie, poszerzasz też swój umysł. To miłe, naprawdę, że nie rzuciłeś się na mnie z mieczem gdy ujrzałeś mnie obok swego konia. Wielu by pomyślało żem złodziej... a tak jeszcze napić się można. Picie jest lepsze niż walka, zawsze tak uważałam - przeniosła wzrok na dzbany z winem, postawione na stole przez karczmarza. Człek zacny dobrze wychowany został, bo skinął jedynie głową i w milczeniu oddalił się nie chcąc najwidoczniej rozmowy im przerywać.

- Tak. Moja rodzina ma iście szlachceckie korzenie, i czasem z przyzwyczajenia dodam ten przedrostek jednakże wielu jest co szlachcicami się czują i się mienią. Czemu Nuln, akurat tak przebiegał mój trakt, poza tym to pierwsze większe miasto ludzkie na mej trasie, jakie mam przyjemność zwiedzać. To teraz Ty, powiedz mi skąd pochodzisz ? - zapytał.

Nemeyeth zamilkła na moment, udajac że skupia całą uwagę na tym, bo nie rozlać wina przy przelewaniu go do kubków, następnie podniosła mniejsze naczynie i wychyliła całą zawartość na jeden raz.
- Tak po prawdzie to ciężko określić - odpowiedziała cicho, dolewając sobie trunku - Można przyjąć że gdzieś z okolić Tilei, ale pewności mieć nie mogę. Wychowałam się na statku, a statki mają to do siebie że lubią się przemieszczać i w jednym miejscu ciężko im usiedzieć. Ty za dzieciaka ganiałeś po ogródku, ja ganiałam po deskach pokładu, okładając drewnianym mieczem wszystko co się ruszało. Nie żebym jakaś specjalnie agresywna była, nie miałam po prostu nic lepszego do roboty. Ile można ślęczeć nad linami i węzłów się uczyć? - wzruszyła lekko ramionami. Uniosła wzrok znad kubka i utkwiła go w twarzy rycerza, czekając na jego reakcję.

Wypowiedź elfki lekko zaskoczyła Rycerza, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Napił się wina, które było całkiem całkiem choć nie tak dobre jak te z winnicy jego ojca.
- To ciekawe życie miałaś. Ciągle w jednym miejscu i sporo widziałaś, i zapewne sporo przeżyłaś...Ja za dziecka...cóż ciągle trening, trening, trening. Dyscyplina, jazda konno i władanie wszelakim orężem. Taka tradycja i muszę przyznać, że teraz jestem wdzięczny ojcu za taką edukację - uśmiechnął się.

- Też bym chciała móc uznać jedno miejsce za dom. Tak to gubię się trochę i zawsze jak ktoś pyta skąd pochodzę to nie wiem co mam odpowiedzieć - zachichotała, nie spuszczając wzroku z oczu rycerza, a ciekawe to były oczy. Aż chciało się je wyłupić i zrobić z nich biżuterię - Przynajmniej możesz jakiegoś niedowiarka wziąć za fraki i pokazać dom rodzinny. Mój leży gdzieś na dnie morza, obrasta zielskiem i srają niego ryby. Taak, na brak rozrywek nie mogłam narzekać.
Na chwilę zamilkła, a z jej twarzy zszedł uśmiech. Trwało to jednak nie dłużej niż jedno uderzenie serca i ponownie zaczęła tryskać wesołością.
- Teraz moje pytanie, bo już pora. Nie żal Ci było zostawiać bliskich? Nie wiem, ojca, rodzeństwa, przyjaciół, żony? Masz żonę i dzieci? - wypaliła nagle po czym ugryzła się w język, ale tego co palnęła cofnąć już nie mogła. Nerwowo przeczesała palcami krótkie włosy i mruknęła - Nie powinnam pewnie pytać, uznajmy że moja jadaczka tego nie powiedziała. Powinnam się zamknąć, tak by było najlepiej. Zapomniałam że niektórych pytań się nie zadaje, wybacz.
Speszyła się widocznie, poświęcając od tej pory całą uwagę kubkowi z winem.

Rycerz na chwilę zamilkł, jakby posmutniał lecz odpowiedział:
- Nie żal. Każdy musi według tradycji przejsć taką próbę i sądzę że dobrą drogę wybrałem. Żona, dzieci to melodia przyszłości. Pierw chcę udowodnić sobie i ojcu że godny jestem nosić to nazwisko - nie zamierzał wspomnieć o mieczu rodowym, który pragnął męstwem, czynami i postępowaniem zdobyć by móc godnie go dzierżyć.

- Faktycznie ciekawska kobieta z ciebie, każda elfka tak ma? - zapytał z lekkim przekąsem, lecz sympatię dało się wyczuć w tym pytaniu.

- Nie wiem - odparła szczerze unosząc wzrok na krótki moment, po czym umoczyła palec w winie i zaczęła malować na stole zawiłe wzory - Nie miałam wielu okazji do rozmów z kimś mojego rodu, tak jakoś wyszło. Nie wiem jak reszta, ale ja mam talent do psucia nastroju nawet najbardziej przyjacielskiej pogawędki. Powinni mi jakiś order za to dać. Nie żeby moim celem było obrażanie kogokolwiek, po prostu czasem wpierw coś powiem, a dopiero potem pomyślę. - prychnęła ze złością i upiła spory łyk alkoholu - Zawsze tak jest, kiedy dobrze mi się z kimś rozmawia. Zapominam się. Plus jest taki, że dowiedziałam się od Ciebie jak ważna jest dla was tradycja. To dobra rzecz, zapominając o przeszłości tracimy swoją tożsamość, nie możemy jasno stwierdzić kim tak naprawdę jesteśmy. Ty masz swoje ideały i jesteś im wierny...no i masz konia. Konie są w porządku. Chciałabym się kiedyś na nim przejechać, o ile nie stanowić to będzie problemu. A nie, pewnie będzie. W końcu każde z nas zapewne pójdzie własną drogą, szkoda. Jesteś porządny jak na człowieka. Nie wyklinasz mnie, kijem nie przepędzasz ani nie chcesz okraść. Ludzie zazwyczaj...dość specyficznie podchodzą do elfów, nie mam pojęcia dlaczego.

Rycerz uśmiechnął się dopijając wino rzekł;
- Na koniu mym Pani na razie Cię nie przewiozę ale jeśli chcesz możesz się nim pobawić. Teraz jednak musisz mi wybaczyć albowiem musze udać się na miasto nabyć pewne rzeczy. Mam nadzieję że Pani z Jeziora jeszcze skrzyżuje nasze ścieżki - rzekł i podniósł się z krzesła

Elfka była niesamowitym rozmówcą jednakże obowiązki wzywały. Pierw praca, potem przyjemność jak mawiał ojciec. Skłonił się lekko, poczekał aż elfka również się pożegna i udał się w stronę miasta co by odpowiednie zakupy zrobić.

Nemeyeth zdumiały słowa rycerza odnośnie zabaw koniem, zwierze to przecież nie zabawka. Dopiero po chwili doszła do niej dwuznaczność wypowiedzianych przez oboje słów. O ile kobieta zrobiła to nieświadomie, to intencje jej towarzysza były jasne i przejrzyste. Zrobiła wielkie oczy i wybuchnęła śmiechem.
- Racja, nie będę Cię zatrzymywać - odpowiedziała, gdy już się uspokoiła - Wystarczy tego dobrego jak na jeden raz. Niech Twoja droga prowadzi Cię prosto do celu, może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Z lekkim ukłuciem żalu patrzyła na oddalającego się człowieka, zastanawiając się czy dane jej będzie znów go ujrzeć. Nie miałaby nic przeciwko temu, rycerz miał w sobie coś, co sprawiało że trudno go było nie lubić. Mógł też doskonale grać, pod pozorną maską elokwencji ukrywając swoje prawdziwe oblicze.
Dopiła wino i powolnym krokiem udała się do swojego pokoju. Pozostały do umówionego spotkania czas postanawiając spędzić na odpoczynku, może kosztowaniu alkoholi przeróżnej maści. Miała swoje ulubione sposoby na spędzanie czasu wolnego, nie pasujące do kogoś takiego jak ona.
Nie przejmowała się tym.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 02-07-2013 o 20:02.
Zombianna jest offline