Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 13:08   #105
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Część II.

Obóz

Valyrin z rozbawieniem przyglądała się przez chwilę harcom swoich podwładnych. Gdy wreszcie osiągnęli ekstazę zaklaskała i zachichotała by zwrócić na siebie uwagę.
- Ładnie, ładnie - podeszła bliżej, zgarniając spódnicę - Ale muszę prosić byście na chwilę przerwali. Potrzebny mi raport. Cóż takiego działo się podczas mojej nieobecności? - omiotła ich iskrzącym się spojrzeniem - Prócz oczywistego?
Tym oczywistym była ujeżdżająca Jaerzeda Kalantel i Rhylda całująca jej usta i piersi. Cała trójeczka była naga i kilka chwil po nagłym uniesieniu Kalantel nadal rozgrzana igraszkami.
Rhylda stojąca na czworaka na łóżku, obróciła się do wejścia i stojącej tam Valyrin dodają.- Inynda weszła w portal, a reszta.... pilnuje jego stabilności. Mocno się obwarowali. Obóz nie do ruszenia. Poza tym... poszukiwania legowiska wampirów trwają, ale bez skutku.
Valyrin powoli podeszła bliżej. Obejrzała sobie ich wszystkich dokładnie. Piękny to był obrazek.
- Gdzie Goica i Haelgram?
Kalantel nie wtrącała się w rozmowę, usiadła obok leżącego drowa i chwyciwszy w swe palce to czym ją tak pięknie zadowalał, zaczęła go pobudzać do dalszych figli, patrząc na jego tors i oblizując się lubieżnie. Naga Rhylda skupiła jednak spojrzenie na Valyrin.- Otóż oni właśnie przeszukują okoliczne jaskinie polując na tego wampira. Pogadałam sobie z nim trochę i okazało się, że Goica widział tego wampira ostatnim razem, gdy był na misji, więc rozpozna na pewno, czy to właściwy.
- Hm - Valyrin założyła ręce z tyłu, jak rasowy strateg i krok, za krokiem otoczyła łóżko, by znaleźć się po tej stronie co kapłanka - A więc wciąż jest szansa na jakiś sukces. A już się zastanawiałam, czy zwinąć ten burdel.
-No nie wiem. Inynda jeszcze siedzi po drugiej stronie portalu, a wampira jak nie było tak nie ma.- wzruszyła ramionami Rhylda.- Ani nawet śladów. Żadnych wysuszonych zwłok. Żadnych zwłok w ogóle.
- Ach, tak - Valyrin wyciągnęła dłoń i odgarnęła kosmyk włosów z czoła Rhyldy - Więc nie ma sensu tu zostawać, a w każdym razie nie w pełni sił - założyła włosy drowki za ucho, muskając delikatnie płatek - Chciałabym jednak by ktoś został w razie gdyby Inynda jednak niedługo wróciła. Do tego czasu może wpadniemy na jakiś wampirzy trop. Jeżeli nie - wzruszyła ramionami - Wszyscy wrócą do domu.
-Będzie jak sobie życzysz pani.- Rhylda zerknęła kątem oka na strój Naczelnej Czarodziejki i lekko oblizując wargi przyglądała się dekoltowi jej szaty, mimowolnie muskając dłonią udo. Tymczasem Kalantel energicznie pobudzała dłonią Jaerzeda stawiając go do pełni gotowości bojowej.
Czarodziejka podeszła jeszcze bliżej i oparła kolano na krawędzi łóżka.
- Tak, tak właśnie będzie - uśmiechnęła się tajemniczo - A ty czego byś sobie życzyła, Rhyldo?
- A jaki kaprys możesz spełnić? -uśmiechnęła się zmysłowo kapłanka, delikatnie muskając swe udo dłonią i czasami sięgając głębiej dotykając delikatnie podbrzusza.- Może popatrzyć, skoro nie przepadasz za kobietami?
Czarodziejka przesunęła się głębiej w stronę kapłanki i delikatnie zmusiła pchnęła ją na posłanie. Rhyldę była zdana na jej łaskę i niełaskę.
- Chyba zaczęłam doceniać uroki swojej płci - położyła drobną dłoń na rozgrzanym dekolcie drowki i powoli zsunęła niżej, ku jej piersi. Ścisnęła nabrzmiały sutek na tyle mocno, by odrobina bólu zmieszała się z przyjemnością.
-Doprawdy? - jęknęła zarówno z bólu jak i przyjemności Rhylda wpatrując się rozpalonym spojrzeniem w Valyrin. Uśmiechnęła się nieco ironicznie.- Czyżbym... miała rację, pani?
Wyciągnęła dłoń ku biustowi czarodziejki i zacisnęła na nim delikatnie dłoń ugniatając ją lekko. - Są tak sprężyste, na jakie wyglądają.
Valyrin nachyliła się do ucha Rhyldy, jednocześnie przesuwając kolano, tak by otarło się o wilgotny zakątek rozkoszy.
- Myślę, że powinnaś sprawdzić - wymruczała.
-Taaak...- jęknęła ocierając się łonem o kolano czarodziejki i chwytając dłońmi za jej piersi. A Kalantel patrząc jak Rhylda próbuje uwolnić biust Valyrin spod szat spytała z ironicznym uśmieszkiem.- Rhylda potrzebujesz pomocy, co?
Czarodziejka przechyliła głowe na bok, spoglądając na drugą kapłankę leniwie i poruszając delikatnie kolanem.
- Och, wydaje ci się, że poradzisz sobie lepiej?
-Im więcej, tym weselej... prawda?- zachichotała Kalantel poruszając dłonią po sterczącym objawie żądzy Jaerzeda. Ale tak... jakby bez zainteresowania nim. Oglądała za to zabawy czarodziejki i Rhyldy. Kapłanka rozłożyła szeroko nogi, by jak najmocniej czuć ruch kolana Valyrin i wsunęła dłonie pod dekolt czarodziejki. Jej zwinne dłonie drapieżnie ugniatały swą miękką zdobycz, a usta Rhyldy bardziej były zajęte całowałaniem szyi Valyrin niż odpowiadaniem przyjaciółce.
- Jakbyś wyjęła mi to z … - westchnęła, jakby od niechcenia, a jednak z pewnym rozeznaniem pieszcząc szczyty piersi zaabsorbowanej Rhyldy - … Ust.
Kalantel pozostawiła na razie Jaerzeda samemu sobie i podpełza od tyłu do Valyrin. Po czym bez skrępowania zaczęła podwijać jej sukienkę odsłaniają łydki, uda, wreszcie...
-Niezły tyłeczek...- skomentowała odsłonięte widoki i przesunęła badawczo dłonią pomiędzy pośladkami. I zabrała się za zsuwanie bielizny czarodziejki.
A Rhylda jęknęła.- Nie czułaś jeszcze... jej... piersi....
I zabrała się za ocieranie swych zdobyczy jedną o drugą, coraz bardziej rozpalona ocierającym się o jej łono kolanem.
- Mmm - Valyrin uwolniła piersi Rhyldy od swoich rąk i skierowała uwagę na coraz bardziej ożywione ruchy bioder. Przesunęła dłoń po żebrach i podbrzuszu, aż wreszcie zatopiła palce w różowym wnętrzu - Co za entuzjazm.
-Nie próżnowałyśmy.- jęknęła podnieconym głosem Rhylda mocniej ściskając piersi czarodziejki i wypinając biodra w kierunku zdobywających je palców. Zaś Kalantel przesunęła językiem pomiędzy pośladki i po łonie Valyrin, mrucząc.- Ależ tu wybór... hmm... najpierw pupa, czy może od razu do gorącego wnętrza. Jak radzisz Naczelna Czarodziejko?
- Radzę - Valyrin westchnęła ponownie, odruchowo sięgając głębiej między udami Rhyldy - Byś szybko zdecydowała, co wolisz.
-Pupa... zawsze wolałam nieco ostrzej postępować z kochankami.- całując wypięty pośladek Valyrin, Kalantel szturmem palców zdobyła obszar między nimi. Brakowało jej delikatności, ale entuzjazm kapłance odmówić nie można było. Jak i siły bodźców, które wprawiły ciało czarodziejki w mimowolne drżenie. Także i Rhylda pojękiwała nie szczędząc Valyrin drapieżnych pieszczot biustu.
Czarodziejka chętnie zastąpiłaby dłoń ustami, jednak Rhyldzie tak bardzo podobał się jej biust, że nie miała serca jej go odbierać. Jednocześnie, choć gwałtowna inwazja od tyłu trochę ją dekoncentrowała, skupiła się na dawaniu drowce przyjemności palcami. Masowała, drażniła, pobudzała i obserwowała jej reakcje.
Rhyldzie już niewiele brakowało, łapała z trudem powietrze, prężyła się i wiła pod jej dotykiem, z trudem pieszcząc piersi Valyrin pod jej strojem. Niewiele już jej brakowało do osiągnięcia rozkoszy. A Kalantel drapieżnie dobierała się do pupy Valyrin nie tylko palcami, ale też liżąc całując i kąsając delikatnie skórę pośladków. Doznania te były intensywne... i świadczyły niewątpliwie o częstych wspólnych zabaw kapłanek.
Valyrin jęknęła rozkosznie. Doznania nie były może tak intensywne, jak zazwyczaj, ale była w nich pewna fantazja i wcześniej nie testowana perwersja. Jej przygoda z Maerinindią była może i inicjacją do zabaw z kobietami, ale mimo wszystko spory wkład miał w tym Faerney. A tutaj? Same miękkie, kobiece ciała. Wijąca się pod nią Rhylda była urocza i podniecająca. Valyrin dodała jeszcze jeden palec do zabawy i trąciła kciukiem pączek rozkoszy kapłanki. Sama powoli zbliżała się czegoś bardzo przyjemnego. Trochę jej jednak brakowało.
Być może Jaerzeda, ale najemnik rozkoszował się widokami, a Rhylda wiła się jak piskorz pojękując coraz głośniej i ściskając mocno biust Valyrin całkowicie tracąc kontrolę nad sobą.
Dochodziła mocno i gwałtownie, Kalantel też to zauważyła. Ruchy palców kapłanki między pośladkami były silne, w dodatku drowka drugą dłonią wtargnęła w intymny zakątek Valyrin w równie brutalny i intensywny w doznania sposób.
- Ach - nie spodziewała się tak gwałtownego szturmu, ale zaskoczenie, strach i ból, szybko zmieniły się w przyjemność. Tak, to było lepsze. Valyrin położyła się na wciąż drżącej Rhyldzie i dała tym samym Kalantel jeszcze lepszy widok. Czarodziejka obróciła głowę w stronę Jaezreda i patrzyła, jak on patrzy. To jeszcze bardziej pogłebiło jej podniecenie. Zagryzła wargę, czując na sobie jego wzrok.
Najemnik tylko przyglądał się leżąc w znajomej drowce pozie i dyskretnie muskając się czubkiem palców, po swym atucie... Uśmiechał się bezczelnie, tak jak wtedy. Ale ani nic nie mówił, ani się nie wtrącał.
Rhylda oddychała ciężko po przeżytej niedawno ekstazie i półprzytomnie głaskała czarodziejkę po włosach. A Kalantel... ta nie próżnowała. Palce zagłębiały się do wnętrza Valyrin mocno i gwałtownie... każdy atak był bezlitosny i każda ich obecność ciele czarodziejki, sprawiały Valyrin dużą przyjemność.
Jeszcze tylko kilka pchnięć, kilka zwinnych ruchów palcami, kilka pocałunków i ugryzień i czarodziejka osiągnęła szczyt. Jęczała słodko, oddech utknął jej w płucach, a ciałem wstrząsnęła fala rozkoszy. Nie zamknęła jednak oczu. Chciała widzieć, jak Jaezred na nią patrzy.
-To naprawdę kuszący... tyłeczek.- mruknęła Kalantel, głaszcząc pośladek odpoczywające Valyrin.
A Jaerzzed milcząco skinał głową. Rhylda tylko coś wymruczała głaszcząc Valyrin po głowie, ale niezbyt wyraźnie.
Czarodziejka powoli się podniosła i przeciągnęła. To było miłe, bardzo miłe, ale najemnik miał dla niej coś jeszcze milszego. Na czworaka podeszła do niego powoli. Nie odwracając wzroku, wśliznęła się między jego nogi. Położyła ręce na udach i nachyliła nad gotowym do igraszek orężem. Przeciągnęła różowym językiem po całej długości i pocałowała czubek. Uśmiechnęła się do demona.
- I jak się bawiłeś, kiedy mnie nie było?
-Są śliczne,chętne i chutliwe... i są dwie...- mruknął zerkając na kapłanki które przyglądały się działaniom Valyrin.
-Pani Rhyldo!- rozległ się krzyk tuż przy namiocie.- Inynda wyszła z portalu... sama. Taką przesłano wiadomość.
To otrzeźwiło Valyrin natychmiast. Porzuciła inkuba, porzuciła łóżko i poprawiła suknię. Wyszła z namiotu i zażądała wyjaśnień.
- Coś więcej?
-Nic więcej.. wyszła z portalu. Portal zamigotał i zgasł. A ona poszła do swego namiotu. I tyle.- wyjaśnił niewolnik.
- Nie powiedzieli jak wyglądała? Czy była po bitwie?
-Nie wspominali by była ranna. Zresztą za dwie godziny mają wrócić by zdać pełny raport. Na razie jeszcze obserwują.- wyjaśnił niewolnik.
- Niech zostaną na miejscu - mruknęła - Dołączę do nich. Chcę sama popatrzeć na ten portal.
Najwyższa pora zainteresować się bliżej poczynaniami Inyndy. A jeżeli nic nie wywnioskuje z obserwacji, chyba będzie musiała z czarodziejką porozmawiać osobiście.
- Będzie jak sobie życzysz pani.- wyjaśnił niewolnik, a zza kotary wyłoniła się ubrana w płaszczy Rhylda.- Ja zaprowadzę Najwyższą Czarodziejkę do punktu obserwacyjnego.
I spojrzała na Valyrin uśmiechając się lubieżnie.- Jeśli oczywiście będzie to zgodne z twym życzeniem Pani.
- Świetnie - l’Ssin kiwnęła głową. W przeciwieństwie do kapłanki już nie myślała o łóżkowych igraszkach - Ubrałaś się.
Valyrin sprawdziła czy ma przy sobie wszystkie niezbędne komponenty i zwróciła do Rhyldy.
- Prowadź.
-Tyle na ile można było przy takim pośpiechu. Nie mam broni.- odparła Rhylda i ruszyła przodem. Prowadziła zwinnie i cicho, przemykając korytarzami i prowadząc za sobą czarodziejkę, która mimowolnie zastanawiała się co ta Rhylda skrywa pod płaszczykiem. Głównie dlatego, że inne widoki były nieciekawe. Puste jaskinie... niekiedy zagrzybione. Aż w końcu dotarły do stanowiska obserwacyjnego. Na przeciwnym brzegu rzeki wśród opuszczonych lepianek kuo-toa, czarodziej Talabcyrl obserwował drugi brzeg przez lunetę. Obok niego dwóch ludzkich gladiatorów grało w karty, dla zabicia czasu i nudy. Bramę jednak było widać gołym okiem. Łuk poznaczony runami i górujący nad obozowiskiem Inyndy. Obecnie nieaktywny.
- Co konkretnie widziałeś? - zapytała czarodzieja.
-Nic z początku. Portal był aktywny, ale nic z niego nie wychodziło. Wydawało się że oni czekali na powrót swej pani. I ta rzeczywiście wyszła, cała i zdrowa, i sama.- wyjaśnił Talabcyrl. -Zaraz też po jej przejściu portal znikł, a ona sama weszła do namiotu postawiając na straży sweg demona i... to chyba tyle. Od tego czasu nic się nie wydarzyło.-
Podał Valyrin lunetę, by się sama mogła przekonać.
Spojrzała w stronę obozu i skupiła uwagę na namiocie czarodziejki.
Bestia przy namiocie rzeczywiście była, demon chodził tam i z powrotem pilnując prywatności Inyndy.
-Nikt nie wchodził dotąd... Nawet sługi. Obóz jest nadal w stanie gotowości.-wyjaśnił Talabcyrl.
Valyrin oddała lunetę i zaczęła mamrotać nad zaklęciem, powoli inkantowała czar i... szum.. w czarze pełnej wody z rzeki nic z początku nie chciało się pojawić. A potem... w końcu zauważyła Inyndę leżącą w łóżu z butelką wina i w samej bieliźnie. Od czasu do czasu pociągała spory łyk z tej butelki.
- No, no, no, cóż tak ją zmęczyło? - zaśpiewała, czując niepohamowaną ciekawość.
- Tylko jak się tam dostać - przeciągnęła palcem po ustach - Teleport, hm? Jakie ma zabezpieczenia? - zapytała maga, który tak długo obserwował obóz.
-Da zapewne się przeskoczyć, ale groźniejsze od zabezpieczeń są czujne straże.- rzekł w odpowiedzi Talabcyrl.
- Chyba że by odwrócić na chwilę ich uwagę przy pomocy przyzwanych stworów. Ciekawe, czy wtedy zachowają pełną czujność - myślała głośno, ale nie do końca była przekonana do swoich planów.
- Albo po prostu pójść tam i zażądać widzenia - zachichotała - Wiesz, byłam w okolicy i zobaczyłam obóz, co za zbieg okoliczności i tak dalej.
-To drugie... jest bardziej...warte rozpatrzenia.- rzekł w odpowiedzi Talabcyrl, także i Rhylda skinęła głową potwierdzając jej zamysł.
Wiedźma wyprostowała się i przeciągnęła.
- No dobrze. To idę. Trzymajcie kciuki …
-Sama?- zdziwiła się Rhylda i rzekła do dwóch gladiatorów.- Ruszać zadki i pilnować bezpieczeństwa Naczelnej Czarodziejki Despana.
Mężczyźni wstali i ruszyli do Valyrin.
Czarodziejka przewróciła oczami.
- Jakby dwóch gladiatorów zrobiło w tej sytuacji różnice - mruknęła pod nosem, ale nie kłóciła się z kapłanką - Gdyby coś nam się stało, natychmiast powiadom Wilczycę.
-Chodzi o prestiż. W końcu jesteś Najwyższą Czarodziejką... Co to za szycha, bez dryblasów do wybijania zębów za plecami?- wyjaśniła kapłanka.
Valyrin machnęła ręką, ale uśmiechnęła się pod nosem. Sama wolała wyglądać jak najbardziej niepozornie, ale jeżeli Rhyldzie poprawiało to nastrój. Może zresztą miała trochę racji. Nie czekając na nikogo ruszyła ścieżką prowadzącą do obozu Inyndy. Kiedy ona i gladiatorzy byli już dość daleko od stanowiska obserwatorów, zwróciła się do ludzi:
- Gdyby coś się stało, nie zachowujcie się głupio i poddajcie się od razu. Może was oszczędzą.
Ci tylko skinęli głową, a Valyrin po chwili dotarła do strażników przy bramie obozu. Dwójki nieumarłych i dwójki drowów.
- O, dzień dobry, co za zbieg okoliczności - uśmiechnęła się szeroko - To obóz Inyndy Shi’quos, prawda? Chciałabym z nią mówić. Mam nadzieję, że ją zastałam?
Byli zaskoczeni jej widokiem, a jeszcze bardziej jej wypowiedzią. Jeden pognał w głąb obozu, drugi stał przy bramie i czekał z nieumarłymi.
Po chwili wrócił.- Inynda przyjmie cię pani, ale masz u nas zostawić i ochronę i sakiewki z komponentami.
- Och, oczywiście - gestem nakazała Gladiatorom spocząć i oddała sakiewki, prawie wszystkie.
Została doprowadzona do namiotu, po drodze mijając demona, który z nienawiścią przyglądał się jej obliczu. Weszła do środka. Namiot Inyndy był urządzony luksusowo, a ona sama siedziała w fotelu owinięta satynowym szlafrokiem.
-Sama Valyrin Despana. Jakoś wątpię, by był to przypadek.- wskazała gestem fotel obok.
Valyrin zaśmiała się, stanęła za meblem, wspierając się o oparcie i zaczęła mówić …
Gdy opuściła namiot Czarodziejki Shi’quos. Szła zdeterminowana, wściekła i trochę przerażona z powrotem do swoich ludzi i natychmiast zarządziła wymarsz.

Wilczyca

Valyrin przybyła nagle i niespodziewanie. I poprosiła audiencję od razu. Wiele osób dostało by odpowiedź odmowną, ale... Shehirae miała do Valyrin pewną słabość.
I tak czarodziejka trafiła do prywatnych komnat kąpielowych Matrony. Było to miejsce różniące się od innych. Nie ta surowe i prostackie jak pozostałe pokoje. Piękne mozaiki na ścianach i na podłodze. Różany zapach z kadzielnic. Zmysłowe rzeźby przedstawiające nagie drowy i drowki w lubieżnych zapawach. I duży basen wypełniony pianą.
Shehirae zanurzona w nim była szorowana przez dużego orka po plecach, co przyjmowała z wyraźnymi pomrukami przyjemności. Szkoda że tak wiele skrywała piana. Dookoła pod ścianami, stała dwunastka orków... nadal tylko w przepaskach biodrowych. Choć tu mogli by ich nie nosić. Para i wilgoć sprawiały że delikatny materiał przyklejał się do ich ciała. I czarodziejka mogła się dokładnie zapoznać z wszystkimi szczegółami anatomicznym każdego z nich.
Wilczyca spojrzała na wchodzącą czarodziejkę i rzekła.- Co to za pilna sprawa?
W komnacie było parno i gorąco... z wielu powodów.
- Moja Pani - Valyrin skłoniła się i rozejrzała po obecnych w sali orkach - To sprawa ogromnej wagi. Powiedziałabym nawet zasadniczej i niecierpiącej zwłoki.
-To mówże, wyrzuć to z siebie.- rzekła w odpowiedzi Shehirae, zerkając na Valyrin.
Valyrin wykonała gesty uwalniające magię chroniącą przed podglądaczami.


Tego wieczora Valyrin była pełna tajemnic.


Tego wieczora wszyscy magowie Despana musięli stanąć na baczność.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline