Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 14:26   #106
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 1.

Bergaonara zauważyła przemierzając ogród Twierdzy. Siedział w konarach trzewa tuż nad ścieżką i przeglądał jakieś zwoje w zainteresowaniu. Nie zauważył jej lub też był pewien, że nikt tu go nie wypatrzy. Bo i po cóż szukać drowa w tak niewygodnym miejscu jak konar drzewa?
Mae podeszła do drzewa i położyła dłoń na pniu, wprawiając go w lekkie drżenie.
- Jeśli potrząsnę tym drzewem... - zamruczała - ...jakiż to soczysty owoc wpadnie w moje ramiona?
Drow spojrzał na nią z góry i mruknął nieco poirytowany. - To by nie było miłe... I nie jestem pewien, czy łapanie mnie byłoby mądre. Szukałaś mnie, czy też... tak tylko igrasz ze mną dla zabicia czasu?
- Jesteś nad wyraz nieuprzejmy, Bergaonarze. - Mae lekko uniosła się w górę i przysiadła swobodnie naprzeciw drowa - Szukałam w ogrodzie samotności... a znalazłam Ciebie. - zamilkła na chwilę, po czym dodała z kpiną w głosie - I nie, nie mam aż tyle czasu, by musieć go zabijać. Zwłaszcza przy tych, którzy tego nie chcą.
- Ach... wybacz Pani. Nie wszyscy są szkoleni w gładkich słówkach. - odparł nieco ironicznie Bergaonar i wzruszył ramionami. - Niemniej moje słowa wynikały z troski o twe zdrowie, Pani. Nie jestem lekki, łapanie mogłoby być dla ciebie groźne.
Popatrzył na na jej oblicze, podpierając podbródek. - Nie nadaję się specjalnie na fircyka, który gładkami słowami oplata wybrankę... wybacz.
Machnęła ręką, zbywając jego tłumaczenia i wskazała na zwoje.
- Cóż Cię tak zaabsorbowało, że nie zauważyłeś mojej obecności? Czy też miałeś nadzieję, że ja nie zauważę Ciebie?
- W zasadzie nie spodziewałem się, że ktokolwiek mnie zauważy. Nam... drowom nie przychodzi do głowy zaglądać na drzewa. Wszak w Podmroku jest ich niewiele a te co są nie nadają do wspinaczki. - wyjaśnił Bergaonar spokojnie.
- A skoro już zostałeś zauważony... podzielisz się swym sekretem, czy mam odejść... niezaspokojona? - uśmiechnęła się w odpowiedzi czarodziejka.
- Kto powiedział, że zawsze mam kąski godne Naczelnej Czarodziejki Godeep? - spytał retorycznie mężczyzna.
- Więc jednak odejdę niezaspokojna. - westchnęła czarodziejka, zsuwając się z gałęzi i miękko opadając na ścieżkę.
- Mae... - rzekł nagle Bergaonar spoglądając w dół. - Przyślę ci wkrótce posłańca z zaproszeniem na spotkanie. To będzie coś ważnego i może... ciekawego. Tylko nikomu ani słowa o tym, dobrze?
Spojrzała na niego, jakby gniewnie.
- Nie wiem, czy będę miała czas... wygląda na to, że w Twoim towarzystwie jednak go marnuję.
Bergaonar spojrzał z góry na drowkę dodając. - To będzie coś więcej niż zwykła informacja, moja Pani. To będzie coś ciekawszego, niż ta sterta nudnych raportów, ale... oczywiście, decyzja należeć będzie do ciebie, Maerinidio.
- Pozwól, że sama to ocenię. - odpowiedziała ze zniecierpliwieniem i wyraźną już złością w głosie - Pamiętaj jednak, że jesteś moim kundlem i masz mi składać raporty. A jak na razie zwodzisz mnie i mamisz. Nie igraj sobie ze mną, Bergaonarze. Nie zawsze muszę być milutka.
- Jestem przede wszystkim kundlem Shryindy, moja Pani. - odparł w odpowiedzi drow siadając na gałęzi i drapiąc dłonią kark. - Poza tym... nie chciałabyś, bym składał ci raport z każdego pierdnięcia kupców, o jakim się dowiaduję. Wierz mi, to nie jest aż tak ciekawa robota jak ci się zdaje.
- Niemniej samo składanie raportów mogłoby być ciekawsze od ich treści. Zmarnowane okazje zwykły się mścić... zawiodłeś mnie dzisiaj. Zapamiętam to. - rzuciła, odwracając się na pięcie i ruszając powoli ścieżką. Nie doczekawszy się już żadnej reakcji, przystanęła na chwilę, przelotnie muskając dłonią pień drzewa. Szepnęła kilka słów i nie oglądając się za siebie ruszyła dalej... uśmiechając się z drapieżną satysfakcją, gdy usłyszała głuchy odgłos upadającego na ziemię ciała.

***

Przez pozostałą część cyklu nosiło ją niemiłosiernie, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca ani skupić się na zajęciach. W końcu zarządziła masowe ćwiczenia i wyszła, bezgłośnie zamykając za sobą drzwi. Postanowiła odwiedzić Czempiona Domu, ciekawa, jak mu się wiedzie w nowej służbie.
Przyszła do jego oficjalnych komnat pod koniec służby, bez uprzedzenia i w zwykłym stroju, choć... lekki zapach perfum i delikatny makijaż mogły sugerować, że jednak przygotowała się do tego spotkania.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytała lekko, przysiadając na skraju biurka, przy którym siedział... i przy okazji odsłaniając jedną z nóg aż do połowy uda. Suknia najwyraźniej też nie była tak zwyczajna, jak się wydawało na pierwszy rzut oka.
Sorn uśmiechnął się wodząc spojrzeniem po nodze Mae. Spojrzał potem wprost w oczy czarodziejki. - Bądźmy szczerzy. Cokolwiek planowałem, i tak twoja kontrpropozycja bije moje plany... I to mimo tego, że jeszcze jej nie podałaś.
- Och... - czarodziejka założyła nogę na nogę, osłaniając udo jeszcze wyżej i śmiejąc się perliście. Pochyliła się w przód tak, by z bliska spojrzeć Sornhriirowi w oczy... przy okazji prezentując przed nim luźny dekolt sukni - ...cieszę się, że się kolacja nie zmarnuje. Danie główne... wygląda naprawdę obiecująco... - spojrzała wymownie nieco niżej, gdzie oręż godny Czempiona rysował się wyraźnie mimo grubych, wojskowych spodni.
- Jesteś wyśmienitą kucharką przecież... - zażartował Sorn i sięgnął dłonią ku nodze drowki. Palcami muskał delikatnie udo Maerinidii, wodząc po nim z wyraźnym... zainteresowaniem, widocznym między swymi udami.
Zachichotała, gdy delikatny dotyk wzbudził rozkoszne dreszcze. Miękko zsunęła się z biurka i pogładziła drowa po włosach.
- Chodź zatem...
Sornhriir ruszył za czarodziejką zamykając drzwi i dodając. - Phyxfein znikła z balu na dłuższą chwilę... ty też w tym samym czasie. Czyżbyście się umawiały za moimi plecami... lub flirtowały? -
Żartobliwie dodał. - Wiesz w jakiej mnie to stawia sytuacji? Nie wiem czy jej zazdrościć ciebie, czy tobie jej, czy też popaśc w kompleks niższości.
- Jeśli to o nią miałbyś być zazdrosny to mnie nie pozostanie nic innego, niż popełnić samobójstwo z rozpaczy, że wolisz ją ode mnie... - odparła dramatycznym tonem.
- Niełatwo wybierać pomiędzy wami Pani. Ona jest jak ogień, gorąca i wybuchowa, ty jak woda zmienna i nieprzewidywalna. - odparł Sonrhriir zrównując z Mae krok.
Lecz musiał stanąć, dość gwałtownie i niespodziewanie ciasno otoczony płomiennym kręgiem, zamknięty wewnątrz niego z czarodziejką, której oczy płonęły bliźniaczym ogniem. Nie od razu można się było zorientować, że to jedynie iluzja. Żar płomieni palił uszy i policzki, Czempion z przerażeniem w oczach przyglądał się, jak z cichym skwierczeniem zwęglają się końcówki włosów czarodziejki.
- Brakuje Ci ognia, żołnierzyku? - jej głos podobny syczeniu ognia odbił się huczącym echem wśród płomieni, na krótką chwilę ogłuszając drowa.
- Zawsze wolałem wodę... Ogień jest wszak tak przewidywalny. A woda potrafi zaskakiwać... Nieprawdaż, Pani?- Sorn nie byłby czempionem, gdyby poddawał się władzy lęków, które odczuwał. Zdołał jakoś zebrać się w sobie i odpowiedzieć komplementem.
W jednej chwili ogień zniknął, a włosy Mae na powrót stały się lśniąco białe. Roześmiała się.
- Mądrze wybrałeś, Sornhriirze. - ujęła go pod rękę, jak gdyby nic się nie stało i poprowadziła dalej korytarzem - A zanim dotrzemy do moich komnat może mi powiesz, jak Ci idzie w eliminacjach? Niestety, nie miałam czasu, by śledzić walki... nie odrywam Cię dziś od treningu?
- Jedna walka dopiero od zamachu. Wystartowaliśmy później z powodu zamieszania. Miałem dwie walki przed zamachem. Powinienem być po dwóch, ale jedną walkę stoczyłem i wygrałem. - odparł wojownik zerkając na Maerinidię. - Można zapomnieć o tym jak potężna jesteś, gdyż... wyglądasz tak delikatnie. Naprawdę, za łatwo można zapomnieć o twej potędze, gdy wyglądasz tak uroczo.
- Więc nie zapominaj. - uśmiechnęła się ciepło, prowadząc drowa wprost na ścianę kończącą ślepy korytarz - Możesz zamknąć oczy, jeśli chcesz... - zachichotała. Nie każdy potrafił z zimną krwią wejść prosto w kamień.
Sorn nie miał jednak takich problemów, ufnie przeszedł przez iluzoryczną ścianę.
Za nią stał... stół, zastawiony do romantycznej kolacji. Dwa nakrycia, zaledwie kilka przekąsek, butelka wina, świece... Reszta komnaty tonęła w mroku, choć Sornhriir mógł domyślać się, jakie meble kryły się w ciemnościach.
- Proszę, rozgość się. - uśmiechnęła się czarodziejka, wskazując jedno z dwóch krzeseł stojących przy stole.
Czempion usiadł rozglądając się dookola, nawet wrodzona zdolność do widzenia w ciemności nie mogła przeszyć tego mroku. - Co świętujemy? Czy też to tak, bez okazji, Mae?
- Chcę Cię przeprosić za to, że nie znalazłam dla Ciebie czasu na Balu. - uśmiechnęła się czarodziejka - I przypomnieć, że możesz do mnie czasem wpadać... przysyłać zaproszenia... wiesz, możemy się pospotykać od czasu do czasu. Chyba, że... nie chcesz. - wzruszyła ramionami, nalewając jemu i sobie ciemnoczerwonego trunku.
- To zrozumiałe. Jesteś pani rozchwytywana. - Sornhriir upił nieco nalanego trunku. - Nie mogę czuć się z tego powodu urażony. Masz wszak wiele obowiązków.
- A jednak mógłbyś... - powiedziała cicho i zamyśliła się na chwilę - I nie musisz być już taki oficjalny, jesteśmy w moich prywatnych komnatach... - wskazała dłonią półmiski - Częstuj się. - powiedziała krótko.
- Nie jestem oficjalny. Phyxfein zrzuciła na mnie wiele obowiązków do wykonania. Co prawda w ramach nagrody zaciąga do łóżka... choć... - zaśmiał się spoglądając wprost w twarz Mae. - Nie tak kusząco jak ty. Po prostu siada na biurku i wpycha mi głowę między swe uda.
- Cóż... Od początku było wiadome, że służba pod nią nie będzie łatwa... - Mae roześmiała się wesoło - Szkoda tylko, że przez nią zapomniałeś o mnie...
- Nie zapomniałem. Fantazjuję o tobie, Mae. - rzekł Sorn patrząc wprost w jej oczy.
- Jak...? - szepnęła zmysłowo czarodziejka, pochylając się lekko nad stołem i odwzajemniając spojrzenie.
- Że wchodzisz do mej komnaty w nocnym cyklu, ubrana w półprzeźroczystą koszulkę nocną i drżąca trochę ze strachu przed wrogami i bardzo z pożądania. My samce tęsknimy do delikatnych drowek pragnących naszej siły i nie będących... władczymi. Przynajmniej... część z nas. - odpowiedział Sorn. - Że tuląc się do mego ciała sięgasz nieśmiało do zapięcia spodni. Że dajesz się całować i pieścić. Nic specjalnie wymyślnego. Jestem prostym wojownikiem, mam proste potrzeby.
- Wiesz jednak, że jestem potężna, choć mi też czasami zdarza się drżeć ze strachu. - uśmiechając się łagodnie wstała i okrążyła stół, by przyklęknąć przy nogach Sornriira i oprzeć mu policzek na udzie - A jednak przyszłam do Ciebie... i bardzo Cię pragnę. - jej szept zabrzmiał nieśmiało i niewinnie, a dłonie spoczywały grzecznie na podołku.
- Fantazje są po to by, by móc pragnąć nierealnych... przyjemności. Na pewno i ty masz takie, choć pewnie bardziej ciekawe od moich. - czempion przesunął palcami po policzku drowki i po jej szyi.
- Czasami sama nie wiem, czego chcę. - zamruczała pod pieszczotą - Czasami wydaje mi się, że mam... za dużo. Ale wiem też, że marzenia się spełniają. - uśmiechnęła się - Trzeba tylko trochę odwagi, by po nie sięgnąć.
- To przyjdziesz którejś nocy... prawie naga i całkowicie drżąca? Taka... niewinna? - spytał żartobliwie drow, delikatnie głaszcząc czarodziejkę po włosach. - A jakie twe marzenia mogę spełnić... teraz?
Jego “marzenie” już się unosiło powoli.
- Możesz mi... postawić danie główne tej kolacji. - spojrzała na niego na tyle niewinnie, na ile tylko mogła i zatrzepotała rzęsami.
- Moja propozycja ciągle rośnie. - zażartował Sorn i głaszcząc po włosach drowkę, mruknął pytając. - Tu, na stoliku?
- Jeśli taką masz akurat fantazję... - roześmiała się w końcu. Nie potrafiła długo zgrywać niewinności.
- Mam pragnienie... które... nad którym trudno zapanować. - westchnął cicho drow zerkając to na drowkę, to na wybrzuszenie swych spodni.
- Więc przestań... - o oczach Mae zapalił się ogień pożądania, gdy przesuwając policzek po udzie kochanka, natrafiła na owo pragnienie.
- Mae... - dyszał szybko, spoglądając na siedzącą u jego stóp drowkę. - Usiądź... na stoliku.
Czarodziejka wstała miękko i bezceremonialnie odsunąwszy zastawę, spełniła jego prośbę, patrząc mu wyczekująco prosto w oczy.
Czempion wstał, położył dłonie na jej udach i zaczął zachłannie całować jej usta, wodząc dłońmi po jej sukni, jak i nagiej skórze.
Nie chciała... nie mogła już czekać, aż zdecyduje się na więcej. Niecierpliwym gestem objęła jego biodra udami, jednocześnie dłońmi zręcznie uwalniając go od spodni... i pozwalając jego dumnemu pragnieniu wskazać cel.
- Nie lubisz nosić... bielizny, co? - mruknął tylko odrobinę zaskoczony Sorn, wyznaczając szlak na szyi Mae za pomocą ust, dłonie jego wślizgnęły się pod strój drowki masując jej uda. I czempion połączył się z czarodziejką energicznym ruchem bioder. Poczuła jego energię w sobie, i sztych godny szermierza Godeep.
Z cichym okrzykiem objęła go ciasno nogami, pogłebiając jeszcze ich połączenie. Odchyliła się by oprzeć dłonie za sobą na stole, tym samym wystawiając szyję i dekolt na pieszczoty ust kochanka i przymykając oczy z rozkoszy.
Ruchy drowa robiły się coraz szybsze i szybsze, a stolik drżał, tak samo jak i ona drżała pod jego pocałunkami na szyi i dekolcie. Dłonie Sorna zaborczo zaciskały się na jej biuście ugniatając go przez materiał jej stroju, coraz bardziej go odsłaniając. A stolik skrzypiał w rytm ruchów Sonrhriira wtórując jękom Mae zbliżającym się ku kulminacji.
Krzyknęła głośno, wyginając ciało w łuk i zrzucając jakieś naczynia ze stołu. Ramiączka jej sukni zsunęły się w końcu, odsłaniając sterczące, nabrzmiałe półkule.
Ujął te miękkie skarby dłonie, pieścił, ocierał o siebie, ugniatał... pieścił językiem... szybko również dochodząc do gwałtownej eksplozji swej żądzy. Na tym jednak nie skończył zabawy odkrytym fragmentem jej ciała. Sorn całując jej szyję i pieszczotliwe wodząc dłońmi po jej nagiej skórze, szepnął. - Mam ochotę na więcej... Ale następnym razem... Możemy się nie spieszyć, co? Jak już... zrobisz mi niespodziankę. Następnym razem. Tym razem... kusicielko, nie starczy mi siły woli na spokojne pieszczoty.
Uśmiechnęła się drapieżnie, przeciągając na stole. Podniosła się lekko i pogładziła go po włosach.
- Zanieś mnie do łoża... - szepnęła zmysłowo - ...i zedrzyj ze mnie tę suknię. Dziś... w moich żyłach krąży ogień... ugaś go...
- W tych ciemnościach kryje się łoże? - spytał Sornhriir biorąc drowkę w ramiona i rozglądając się bacznie dookoła.
- Och, wybacz... - zachichotała, zdejmując iluzję mroku. Oczom drowa ukazało się ogromne łoże z baldachimem, okolone dziesiątkami zapalonych świec. Jedynie od strony stołu pozostawiono przejście, pozwalające się do niego dostać.
Czempion ruszył w jego kierunku energicznym krokiem, a Mae... czuła się kruszynką w jego ramionach. Jej ciężar zupełnie go nie zwolnił, szedł wyprostowany i swobodny i coraz bardziej podniecony, co czuła ocierając się bezwolnie o niego pośladkami.
Po chwili znalazła się na łożu, a Sornhriir chwycił za jej suknię i w podnieceniu szarpnął mocno... rozrywając z trzaskiem materiał i odsłaniając brzuch i łono kochanki.
- Eeeehmm... chyba... przesadziłem. - jęknął spoglądając na rozdartą suknię. -Ale... warto było…
- Za dużo gadasz... - drowka szarpnęła suknię, rozdzierając ją do końca i rozsuwając uda.
Drow zsunął z siebie dolną część garderoby i klęknął tuż przy łożu. Umieściwszy czubek swej męskości, przy wejściu do jej bramy rozkoszy, pochwycił ją za uda i przysunął do siebie... tak, że Mae nabiła się na obiekt sweg pożądania. Znów wylądował ustami na jej piersiach, całując pieszcząc i delikatnie kąsając. W swych ruchach był nieco gwałtowny, a w energii niespożyty. Romantyczna sceneria świec nie pasowała jakoś do dzikiej miłości dwóch pochłoniętych pożądaniem kochanków, ale czy to ich obchodziło?
W miarę zalewających Mae fal gorąca, płomienie świec poczęły rosnąć i okalać łoże ze wszystkich stron, tak, że w końcu zamknęły dwoje rozpalonych ciał w swoim ognistym wnętrzu, które rozbłyskało gwałtownie, gdy z ust czarodziejki dobywały się jęki i krzyki ekstazy.
Gorące ciało drowa przyszpilało ją do łóżka każdym ruchem bioder. Pocałunki znaczyły skórę, strzępy koszuli rozerwanej w chwili namiętności przez Mae wisiały na jego barkach i plecach.
A sam Sorn drżał, od doznań i pieszczot, jakimi obdarzała go wijąca się i prężąca pod nim kochanka. I tej zmysłowej przyjemności, jaką dawało jej miękkie i cieplutkie wnętrze. Sorn docierał na szczyt, a Mae wraz z nim. Po raz kolejny, lecz nie ostatni tego cyklu.
Czarodziejka nie pozostała długo bierna... nie dając kochankowi odpocząć, przetoczyła się na niego, domagając się więcej... i więcej... huczące wokół płomienie barwiły jej włosy żółcią i szkarłatem, pomarańczem odbijały w oczach... lśniły w każdej kropelce potu na jej spoconym ciele. Tym razem to ona posiadła jego, by potem znów stać się niewolnicą doznań i pozwolić przyszpilić się do łoża. Ich dzikie zmagania trwały i trwały... aż w końcu płomienie przygasły, a zmęczona i szczęśliwa Mae ufnie wtuliła się w swojego Czempiona i usnęła... nie pozwalając mu się opuścić.


Phyxfein potrafiła być bardzo zaborcza... i celnie trafić w czuły punkt.
- Nie mów, że masz małe wzięcie, bo w to akurat nie uwierzę... - Mae roześmiała się, usiłując powstrzymać rumieniec zdradziecko wypełzający jej na twarz. Spektakle gladiatorów nigdy jej nie interesowały... w przeciwieństwie do jej matki, która pasjonowała się walkami. Co zresztą skończyło się dla niej tragicznie.
Tym razem jednak nie wydawało się, by pójście na Arenę groziło jej jakimś szczególnym niebezpieczeństwem. Co najwyżej...
Odetchnęła głęboko i przygryzła wargę, sięgając ręką po kielich z winem i siłą woli powstrzymując jej drżenie.
- Chyba się nie boisz, co? - mruknęła z uśmieszkiem Phyxfein siadając naprzeciw drowki.
- Nie... chyba. - Mae upiła spory łyk - Wiesz, spotkałam go na Balu. On... tylko zrobił, o tak... - położyła dłoń na ramieniu półczarcicy i pogładziła lekko ciepłą skórę - ...a mi zmiękły nogi. Byłam o krok od zamienienia się w kamień tylko po to, by nie miał nade mną takiej władzy, jaką miał w tamtym momencie... - westchnęła teatralnie, choć jasnym było, że ma ochotę na powtórzenie tego incydentu.
- Znam to... szczwana z niego bestyjka. - zaśmiała się Phyxfein i potarła podbródek. - Ale pomijając te jego brudne sztuczki, potrafi być milutki. A co najgorsze, aż się chce polubić te... sztuczki na ciele.
- Mhmmmm... - Mae zrezygnowanym gestem oparła podbródek na leżącej płasko na placie ręce i w zamyśleniu gładziła przedramię rogatej - Może uda mi się tego nauczyć... jak myślisz? Będzie fajnie?
- Jeśli będzie to wymagało wiele praktykowania z Yvalynem, to na pewno będzie fajnie. - zachichotała półczarcica.
Mae przewróciła oczami.
- Czy Ty potrafisz myśleć o czymkolwiek innym? - pokazała półdrowce język i wstała od stołu, zaczynając nerwową wędrówkę w tę i z powrotem. Zirytowana, że tak ją to męczy... przy którymś z kolei powrocie do stołu zmieniła się w Yvalyna i stanęła przed dużym lustrem, stojącym w rogu komnaty, przyglądając się sobie krytycznie.
- Co on takiego ma, że wszystkie na niego lecą? - zapytała retorycznie.
- Jest miły, dowcipny, inteligenty... piekielnie inteligentny. Ma ten cudowny dotyk i... jest świetny w łóżku. Oczywiście nie każda go pragnie. Ale ja akurat... tak. Ale to ty dostałaś zaproszenie. - wyjaśniła półczarcica pokazując język. - Życie jest niesprawiedliwe.
- Nauczę się kilku sztuczek i wykorzystam je na Tobie... w tej postaci. - czarodziejka ze śmiechem podeszła do Fein i położyła jej obie dłonie na piersiach, ugniatając lekko.
- Doprawdy... a musisz? I tak lubię twoje sztuczki. - mruknęła Fein bezczelnie wodząc ogonem pomiędzy nogami Maerinidii i muskając wnętrze jej ud czubkiem.
I przy okazji natykając się na zdecydowanie męski oręż, jaki wyrósł z podbrzusza zmienionej czarodziejki.
- Oszukujesz... - mruknęła Fein i owinęła się wokół oręża owego ogonem zaciskając delikatnie i ocierając. Dla Mae... była to nowość, ale też przy okazji zrozumiała, dlaczego mężczyźni to lubią... Bo to bardzo przyjemne...
- Nie chcę tak. - Maerinidia wróciła dość gwałtownie do własnej postaci, lekko naburmuszona - Przecież ja nie znam żadnych sztuczek.
Phyxfein spojrzała na Mae z uśmiechem. - Ależ ty znasz ich wiele i wszystkie są rozkoszne.
Wstała nagle i wypieła pupę. - Chcesz mnie zdobyć jak mężczyzna, Mae? Tobie bym uległa... wiesz o tym.
Przysunęła się, ocierając wypiętą pupą o łono Mae. - Chcesz zdobyć biedną małą Fein? No rozchmurz się. Będę baaardzo uległa.
Czarodziejka w końcu wybuchnęła śmiechem, mocno pieszcząc dłońmi podstawione jej kuszące kształty. Nie namyślając się długo, sięgnęła do zapięcia spodni, by już po chwili zsunąć je i bieliznę aż do kolan Phyxfein.
- Tylko żebyś później nie miała do mnie pretensji... - zachichotała, rozchylając jej pośladki rogatej i opierając się między nimi czymś, co podejrzanie przypominało... męskość.
- Hmmm... oddałam ci się jak dziewica w pierwszą noc. Nie mam już odwrotu... - mruknęła cicho i potulnie Fein, ocierając się ogonem o piersi czarodziejki i mocniej wypinając pośladki. - Bądź delikatna, to mój... pierwszy raz. - rzekła dramatycznie, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie drwij sobie ze mnie. - głośny klaps zmącił ciszę pomieszczenia, odbijając się od ścian wielokrotnym echem. Zapiekło. Zaraz po tym Fein poczuła jednak coś znacznie przyjemniejszego... miękkie pociągnięcia języka tuż nad pośladkami, zmierzające jednak wyraźnie niżej...
- Oj nie drwię...-westchnęła potulnie Fein oddając się pieszczocie języka drowki i kręcąc nerwowo ogonem. - Żartuję, ale nie drwię, Mae.
- Zobaczmy więc, jak to działa... - wymruczała do siebie czarodziejka prostując się, i przymierzając nieznanym sobie od tej strony organem w rozkosznie mokrą przestrzeń pomiędzy wypiętymi półkulami Phyxfein.
Fein jęknęła cicho czując szturm na bastion swej kobiecości, gdy Maerinidia... odczuwała równie
dużą przyjemność, gdy miękkie i ciepłe wnętrze diablicy ocierało się o nowy organ, otulając go i pieszcząc. Było to całkiem nowe doznanie... i przyjemne. Cóż... nic dziwnego że samce tak lubili się kochać.
Jęknęła, zaskoczona, po czym roześmiała się radośnie.
- Wspaniałe uczucie! - zachichotała, poruszając się rytmicznie w przód i w tył.
- Ooo tak... ooo tak... Wolę co prawda... mężcz... yzn... - pojękiwała cicho Phyxfein napierając pośladkami na doprawiony magicznie organ Mae.-Ale dla ciebie zrobię... wyjątek.
Ruchy biodrami i ta władza na Phyxfein były równie przyjemne co dotyk zaciskających się na orężu magiczki rozkosznych wrót, zmysły promieniowały przyjemnością płynącą z każdego pchnięcia. Co więcej... Fein była rozkosznie mięciutka. Jednak palce nie oddawały całkiem tej miękkości... Mężczyźni byli tam... bardziej wrażliwi.
- Dlaczego...? Za... mały...? - Mae poprawiła nieco wymiary swego organu, czując się przy tym jeszcze wspanialej, niż przed chwilą.
Było ciaśniej, ruchy przychodziły z trudem, za to wywoływały głośniejsze jęki i silniejsze drżenie Phyxfein. Oraz równie mocne doznania dla czarodziejki.
- Nie... Nie... wolę... jak odp..owie.. dni.. organ.. jest... na odp..owiedn... iej płci. - Fein z trudem formowała słowa, drżąc i napierając pośladkami na Mae. Jej ciało nie zgadzało się z głoszoną teorią.
Mae podciągnęła wyżej koszulę półdrowki i oparła się odsłoniętymi nie wiadomo kiedy piersiami o jej plecy.
- Ale... tak jest... zabawniej... nie... uważasz? - jęknęła, przyspieszając ruchy.
- Wyjątek... od reguł... reguły... - jęknęła potulnie Fein oddając się całkowicie ruchowi jej bioder i pojękując cicho. A Mae czuła, jak rośnie w niej ciśnienie i cudowna pootzeba uwolnienia się od napięcia... do wnętrza półczarcicy.
Palce czarodziejki sięgnęły między uda Fein, szukając tam ostatniego elementu układanki... guziczka rozkoszy, znajdującego się u bram jej kobiecości. Znalazła... i zaczęła pieścić...
- Jesteś... Jestem... - Fein gubiła wątek myśli, coraz bliższa spełnienia i całkowicie pogrążona w rozkoszy ruchów Mae. Ta również miała problem z koncentracją, potrzeba opróżnienia nadmiaru doznań stawała się coraz bardziej dojmująca i trudna do wytrzymania.
Krzyknęła z frustracji i rozkoszy, poddając się wreszcie dojmującemu pragnieniu i kurczowo obejmując drżące ciało kochanki. To było niesamowicie przyjemne... To ulga połączona z rozkoszą gdy uwalniało się od nadmiaru napięcia seksualnego, wprost w mięciutkie i wilgotne wnętrze kochanki. Fein drżała od otrzymanych doznań, ale i czarodziejka prężyła się drżąc pod doznaniami. Oddychała ciężko zdając sobie sprawę, że figle mają swe zalety, bez względu na to, która strona jest tą... z kluczykiem, a która z kłódeczką.
Niesamowicie wręcz zmęczona, opadła na muskularne plecy Phyxfein, oddychając ciężko i pojękując cicho.
- Jak oni mogą tak... kilka razy z rzędu? - wydyszała, rozluźniając się powoli i wracając do własnych kształtów.
- Wprawa... wprawa... niektórzy... ćwiczą... - zaśmiała się Fein jedną dłonią sugestywnie przesuwając po swym ogonie... by pokazać rodzaj ich ćwiczeń.
- Masz absolutną rację... - Mae również wybuchnęła śmiechem, po czym podniosła się nieco chwiejnie z pleców półczarcicy i usiadła na krześle, sięgając po pucharek z winem.
Półczarcica podciągnęła ubrania i zaczęła zbierać zbroję z podłogi. Jakim cudem Mae ją z niej ściągnęła, było wielkim sekretem czarodziejki. - Możesz być lepsza niż matka w czarach i widzę, że eksperymentujesz z ciekawymi zaklęciami.
- Obracam się w... ciekawym towarzystwie. - czarodziejka zachichotała i upiła spory łyk trunku - Najważniejsze, że Ci się podobało. - orzekła.
- Podobało, podobało... ale następnym razem to ja na ciebie napadnę w jakiejś wąskiej uliczce miasta i posiądę siłą i z zaskoczenia. - rzekła ironicznym tonem Fein również biorąc się za picie wina. - A, iii... opowiesz mi jak poszło ci z Yvalynem i czy mamy poszerzać twój loszek dla niego.
- I regularnie odpierać szturmy jego wielbicielek? Dziękuję, ale wolę nie... - zachichotała, wstając z krzesła.
- Chętnie bym z Tobą jeszcze... poćwiczyła... ale mam umówione spotkanie. - westchnęła teatralnie - Dlaczego nikt mi nie powiedział, że bycie Naczelną Czarodziejką to tak ciężka praca? - szczery śmiech dotarł do uszu rogatej już zza zamkniętych drzwi.

 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline