Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 14:41   #107
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 2.

Na spotkanie z Yvalynem szła z mocno bijącym sercem.
-Jest to dla mnie wielki zaszczyt, że przyjęłaś moje zaproszenie, Naczelna Czarodziejko Godeep.- rzekł z ciepłym uśmiechem.
- Wydajesz się mile zaskoczony, a przecież nie spodziewałeś się innej odpowiedzi, prawda? - uśmiechnęła się w odpowiedzi czarodziejka. Na tę okazję wybrała dość oficjalną karminową suknię, o sutej spódnicy i sznurowanym, zdobionym połyskującą złociście koronką gorsecie, trzymającym się tylko na piersiach. A przynajmniej takie wrażenie sprawiał... całości dopełniały zote bransolety brzęczące na jej nadgarstkach i przedramionach, diamentowa kolia oraz widoczne od czasu do czasu złote noski jej pantofelków na wysokim obcasie. Wszystko, co się kryło pod suknią, spowite było mgłą absolutnej tajemnicy.
- Odpowiem, jak już nasycę oczy tym widokiem. - odparł Yvalyn podając dłoń drowce i sprawiając, że od tego dotknięcia palców niezwykle przyjemne iskierki przyskoczyły po jej ciele. - Jesteś niewątpliwie klejnotem swego Domu, Maerinidio.
Uśmiechnęła się lekko - Jak zwykle szarmancki... i jak zwykle pełen tajemnic.
- Masz Pani okazję usiąść na tronie Matrony Vae, wiem, że to skromna atrakcja dla tak potężnej persony jak ty. - odparł Zarządca prowadząc drowkę ku temu meblowi. -Ale jest to też najwygodniejsze siedzisko w loży.
Spojrzał na Maerinidię dodając. - A co takiego we mnie tajemniczego?
- To, co kryje się pod zbroją wykutą z błękitnej magii... - czarodziejka pozwoliła się usadzić na tronie i z rozbawieniem w oczach przybrała dostojną pozę, patrząc z góry na swego rozmówcę - Całe Erelhei-Cinlu aż huczy od plotek, jakim jesteś wspaniałym kochankiem. Ale przecież to wszystko jest zasługą... mocy, którą posiadasz... której nadzwyczaj umiejętnie używasz... - musnęła lekko opuszki palców drowa - Co zobaczę jeśli zajrzę pod tę zbroję?
- To samo. To zresztą nie moc, a wiedza i doświadczenie. Dużo doświadczenia. - mruknął Yvalyn siadając u jej podnóżka i wodząc dłonią po jej nodze poprzez materiał sukni, zbyt delikatnie, by coś poczuła. - Sereska, moja Pani, chce... dobrych stosunków z twoim Domem, Maerinidio.
- Więc dziś jesteś jedynie jej wysłannikiem, Zarządco Domu Vae? - nachyliła się lekko, by końcówkami palców dotknąć jego dłoni - Czy masz w tym również swój cel, Yvalynie?
- Oczywiście, że mam. Jesteś piękna, urocza, namiętna... Czyż nie jesteś pokusą, której tylko szaleniec by się oparł? - spytał retorycznie drow spoglądając w górę. - Ja jestem jedynie szczęściarzem, że to mnie wyznaczono na wysłannika mego Domu i korzystam z okazji.
Jego skóra była delikatna i ciepła i miła w dotyku. I nie wywoływała takich sensacji, jak gdy on dotykał.
- Zanim przejdziemy do przyjemniejszych aspektów naszego spotkania... - Mae zastanowiła się przez chwilę - …zastanawia mnie taki jeden... drobiazg. Jak myślisz... mogłabym kiedyś zajrzeć do Biblioteki Kilsek? - zapytała niewinnie.
- Są rzeczy, których nawet magiczne palce nie uczynią. Sereska jest bardzo zaborcza, jeśli chodzi o ten zbiór woluminów. Nawet swego Naczelnego Maga nie dopuszcza do niego bez wyraźnego powodu. - rzekł Yvalyn nalewając trunku do dwóch kielichów. - Ciągnie cię ciekawość? Czy może masz konkretne plany względem tych ksiąg?
- I jedno, i drugie, tak po prawdzie. - uśmiechnęła się w odpowiedzi, przyjmując puchar, po czym roześmiała się cicho - Więc magiczne są tylko palce? Cóż, w takim razie połowa plotek jest mocno przesadzona...
- Jeszcze pocałunki i... - nie powiedział dalej, tylko spojrzał w dół. - To nie jest kwestia tego czym dotykam, tylko jak... i gdzie.
Dłonią przesunął przesunął po złotych noskach pantofelków wślizgując się palcami pod suknię czarodziejki. - A co takiego chcesz znaleźć w bibliotece Kilsek?
- Koniecznie musisz mnie nauczyć kilku swoich sztuczek. - jak zahipnotyzowana wpatrywała się w dłoń Yvalyna, nader śmiało wędrującą w rozkosznie niebezpiecznym kierunku - Parę... informacji. Ale to tajemnica. - uśmiechnęła się łobuzersko.
- Tajemnice... kochacie je zdobywać, ale nie chcecie się nimi dzielić. Sereska nie dopuści nikogo do zbioru nie wiedząc, czego tam szuka. A czasem... nawet jeśli wie. Niektóre sprawy... lepiej nie tykać. - mruczał Yvalyn pieszczotliwie wodząc po łydce drowki. Koronkowa pończoszka sprawiała, że nie było wybuchów ekstazy towarzyszących temu dotykowi. Ale i tak było to niezwykle przyjemne. Jej ulubiony sługa nie równał się z nim pod tym względem ani trochę. Te delikatne muśnięcia palców były cudownym masażem.
- Chodzi o kilka artefaktów... z czasów przed powstaniem Erelhei-Cinlu. - Mae wymruczała cicho, z przyjemnością poddając się pieszczocie dłoni drowa - Nie potrafię ich nazwać, więc niewiele więcej mogę Ci powiedzieć.
-O to?- drow na moment zamarł, po czym wrócił do pieszczoty palcami, dodając.-Powinnaś być ostrożna, Maerinidio. Kapłanki mówią kłamstwa. Erelhei-Cinlu nie powstało. Zostało podbite. I ta prawda... powinna zostać między nami.
- Och, wiem to przecież. - w zamyśleniu postukała paznokciem o poręcz tronu - Dlatego tak mnie to fascynuje.
- Wiesz? To zaskakujące. Nie każdy wie... Nie każdy zna prawdę. Ja znam urywki. A mój poprzednik, cóż... nawet magiczne palce nie są remedium na nadmierną ciekawość. A skoro o niej mowa... - nadal pieszcząc łydkę Mae, podwijał jej suknię drugą ręką. Gdzieś tam na dole bili się gladiatorzy, ale w loży Vae nikogo to nie interesowało.
- Często to robisz właśnie w ten sposób? Siedząc u stóp Sereski, rozpartej wygodnie na tym tronie? - z trudem panowała nad oszalałym nagle sercem, które galopowało, jakby chciało wyrwać się na wolność. Bezczelnością usiłowała zamaskować niepewność.
- Ktoś musi o nią dbać. Sereska to piękna drowka, ale zupełnie zapomina o całym świecie, gdy zagłębia się w stare tomy. - klęknął przed Maerinidią i wsunął dłonie pod suknię, masując uda drowki, sam nachylając się i muskając czubkiem języka łydki pomiędzy oczkami pończoszki, czasem wywołując piorun przyjemności przeszywający ciało Mae.
Wciągnęła powietrze przez nos, przymykając oczy i zaciskając dłonie na poręczy tronu. Zarządca Domu Vae wiedział, co robi i doskonale zdawał sobie sprawę, jaki wywołuje efekt... jego pewność siebie była równie podniecająca, jak jego działania. Przygryzła wargę, z trudem odzyskując panowanie nad sobą. Delikatnie wsunęła własne ręce w ślad za pieszczącymi jej uda palcami Yvalyna i zamknęła jego dłonie w swoich. Drżała lekko. Mimo to zsunęła się z fotela, zmuszając kochanka do nieznacznego cofnięcia się... i przerwania pieszczot. Jedną ręką sięgnęła pieszczotliwie ku wybrzuszeniu, rysującemu się pod jego spodniami.
- Wiem, że potrafisz sprawić... niezapomnianą rozkosz kobiecie... ale... czy któraś sprawiła kiedyś... przyjemność... Tobie? - szepnęła, z trudem wypowiadając słowa.
- Oczywiście... acz nie zdarza się to często. Mimo wszystko drowki są nawykłe do brania od swych partnerów. A nie dawania. - przesunął palcami po policzku Maerinidii, tym razem bez wywoływania dreszczy, choć dotyk palców Yvalyna też był przyjemny. - Ale czyż to nie ja miałem zdobywać sobie twą przychylność dla Sereski?
- A może to ja... spróbuję sobie zdobyć klucz do jej Bibioteki? - spytała cicho, odwzajemniając pieszczotę.
- Obawiam się, że klucza szukasz nie tam gdzie trzeba. Moja Pani, klucz do biblioteki ma Sereska. - wyjaśnił drow.
- Ale Ty możesz mi pomóc się do niej zbliżyć... prawda? - zapytała cicho.
- Może... ale nie mieszam przyjemności z polityką. Zwłaszcza takiej przyjemności. - dłonie drowa
przesunęły się po jej szyi, muskając delikatnie skórę. A każde muśnięcie wyrywało mimowolny jęk i mrowienie między udami. Ciało drowki drżało od narastających pragnień. Yvalyn potrafił wiele... to mu trzeba było przyznać.
- Chcesz mi powiedzieć, że zyskiwanie mojej przychylności dla Sereski nie jest polityką... a próba zdobycia jej przychylności dla mnie... już jest? - Mae po raz kolejny uwięziła dłonie drowa w swoich, tym razem tuląc je do piersi.
- Och... Przyłapaś mnie Pani. Przede wszystkim... to przyjemność dla mnie, spotkać się z tobą. Co zaś do Sereski, jestem posłańcem dobrej woli. - odparł Yvalyn delikatnie muskając skórę piersi co przyspieszało nieco oddech Mae. - Yvalyn uwodziciel. Czyż ktoś mógłby podejrzewać, iż to spotkanie jest czymś więcej, niż dobraniem się do bielizny pięknej i zmysłowej czarodziejki... Zwłaszcza, jeśli rzeczywiście się dobiorę?
- Nie można się dobrać do czegoś, czego nie ma... - czarodziejka roześmiała się, wyraźnie rozbawiona przelotnym grymasem, jaki zagościł na twarzy Yvalyna po tym niespodziewanym wyznaniu, ale szybko spoważniała - Więc nasze spotkanie jest, czy nie jest, czymś więcej?
- Jak wspomniałem, Sereska jest zainteresowana nieformalną i cichą współpracą między naszymi Domami. Obawia się nieco drapieżności Xaniqos. Rządząca nimi Matrona, jest bardzo zachłanna i ambitna. - rzekł Yvalyn nadal pieszczotliwie muskając piersi czarodziejki, ale tym razem dotyk jego był przyjemny, a nie wstrząsający, jak przed chwilą.
Mae krótko skinęła głową.
- Też odniosłam takie wrażenie. Zresztą nie tylko ja... Tebzar może i jest zręczną dyplomatką, ale momentami zbyt... słodką, by nie zawierać ziarna jadu. - westchnęła - O poprawne stosunki między naszymi Domami nie musisz się martwić, Yvalynie. Sereska również nie... dopóki sama nie zacznie być zbyt zachłanna... ale o tym chyba nie muszę wspominać, prawda?
- Zachłanna w kwestii Domu... czy samej Shriyndy? - mruknął drow przybliżając twarz i muskając ustami wargi drowki szepnął. - Sereska pragnie więcej... Nieformalnego sojuszu przeciw Xaniqos. Sojuszu tajnego i jedynie w obronie przed agresywnością tego Domu.
- I jedno i drugie... - wymruczała, po czym westchnęła cicho - Spełnienie tego pragnienia nie leży w mojej gestii... - Mae przesunęłą językiem po wargach kochanka - ...ale mogę przekazać je Shriyndzie... jednak jest to dość... ważkie pragnienie. Czy w zamian za to Sereska da mi dostęp do swych ksiąg?
- Nie. - Yvalyn przesunął wargami po szyi czarodziejki, przyspieszając uderzenia serca i... sprawiając że ta lekko zacisnęła nogi, choć... bardziej zapragnęła wcisnąć głowę kochanka między nie... albo niekoniecznie... głowę. Miał przecież inne użyteczne części ciała. - Sereska widzi to... w kategoriach obopólnych... zysków Domów. Biblioteka Kilsek to jej prywatna sprawa.
- Wielka szkoda. - Mae wyraźnie posmutniała, co pozwoliło jej znów opanować własne ciało i odsunąć się lekko od warg zarządcy. Podniosła się, drżąc lekko i oparła o tron, by złapać równowagę - Przekażę Shriyndzie propozycję Sereski.
- A ja przekażę twoje słowa i może zasugeruję chęć spotkania oko w oko. - mruknął Yvalyn znów siadając przy tronie i wsuwając dłonie pod suknię czarodziejki. Pieszczotliwie wodził palcami po koronce okrywającej łydki czarodziejki. Nie było to silne doznianie, ale przyjemne... A Mae już była mocno pobudzona.
- Och, czy choć przez chwilę mógłbyć trzymać ręce przy sobie? - zamiast warknięcia, z jej ust wydobył się raczej jęk, choć stanowczy krok w tył po raz kolejny pomógł przerwać pieszczoty - Na razie uprawiamy politykę. Nie mieszajmy jej z... przyjemnością.
- Cóż jeszcze zostało do omówienia Pani? Jakieś twe plany względem Domu Godeep? - spytał zaciekawiony Yvalyn nadal siedząc przy jej stopach.
- Nie... nie wiem... nie... - Mae poddała się w końcu instynktom, porzucając narzuconą sobie dyscyplinę. Opadła znów na kolana i z bliska spojrzała Yvalynowi w oczy - Pozwól mi... - przygryzła wargę - ...poprowadzić. Sprawić Ci przyjemność... raz... potem... - przełknęła ślinę i wyszeptała niemal bezgłośnie - ...rób co chcesz.
- Jesteś zbyt pociągającą drowką Maerinidio, bym mógł nie ulec twej propozycji. - rzekł ciepło Yvalyn i przechyliwszy głowę na bok, spytał się wprost. - Czyżby cię przerażało, co mógłbym zrobić... co zrobię? Moja Pani, zapewniam cię, że zrobię wszystko, by było bardzo... przyjemnie.
- W to nie wątpię... - czarodziejka jeknęła cicho i spojrzała na własne dłonie, złożone na podołku i lekko drżące, po czym podniosła wzrok z powrotem na twarz drowa - Tak, przeraża mnie to. - szepnęła cicho - Ale też podnieca do nieprzytomności. - dokończyła z rozbrajającą szczerością.
- Strach i żądza mogą się mieszać w wybuchową mieszankę, Mae. - Yvalyn przybliżył twarz i musnął ustami czubek nosa drowki. Delikatnie i nie wywołując jakichś mocnych doznań. Ale i tak przyjemnie. Wstał i rzekł. - Może skorzystajmy z kącika odosobnienia Sereski? Tam będę cały twój... i posłuszny jak niewolnik.
Wstała, podpierając się ręką.
- Nie chcę, byś był moim niewolnikiem... - szepnęła - ...tylko zwyczajnym mężczyzną. Żebyś przez chwilę... nie korzystał ze swoich umiejętności.
- Dobrze... ale różnica jest wstrząsająca. Bez sztuczek z meridianami, jestem tylko nadzwyczajnym kochankiem. Ale... jestem niewolnikiem, jeśli ty przejmujesz inicjatywę. Niewolnikiem twoich oczu, Mae. - rzekł chwytając drowkę za dłoń i prowadząc do... cóż... Nie było łóżka. Był za to spory wygodny fotel obity miękką materią.
- Cóż poradzić, Mevremas akurat nie miała wolnej loży, a z Wilczycą nie mam dobrych układów. - rzekł żartobliwym głosem drow.
- Gryziecie się? - zapytała, zanim jej mózg zdążył zareagować i roześmiała się cicho - Przepraszam... - zamyśliła się na chwilę - Więc to meridiany odpowiadają za Twój nazdwyczajny... urok... zobaczmy, jaki jesteś... bez nich... - bezceremonialnie posadziła Yvalyna na fotelu i uśmiechnęła się - Gotowy...?
- Nie tylko one są źródłem mego sukcesu. Jestem ładniutki, choć nie w guście Wilczycy Despana. Ona woli duże mięśnie i absurdalnie duże... - usiadł wygodnie spoglądając na Maerinidię.
- I strasznie zarozumiały. - prychnęła czarodziejka, patrząc na niego z góry i zakładając ręce na piersi - Psujesz zabawę.
- Zaknebluj mnie... moja rada. - mruknął w odpowiedzi Yvalyn z łobuzerskim uśmiechem. I spojrzał w dół. - Ale jak widzisz... mój podziw dla twej urody jest... w szczytowej formie. -
Tak... spodnie nie pozwalały ukryć sterczącego entuzjazmu dla piękna Mae.
Zastanawiając się tylko przez moment, drowka zsunęła pantofelek ze stopy, po czym zsunęła również pończoszkę, stawiając stopę na oparciu fotela, przy czym zaprezentowała Yvalynowi niemal wszystkie swoje wdzięki, dotychczas ukryte pod suknią. Z pończoszki zrobiła prowizoryczny knebel i wsadziła kochankowi do ust, mrucząc - Niezły pomysł...
Nie odpowiedział, zbytnio zajęty zachwycaniem się urodą drowki. Zbyt go kusiło by ją dotknąć i pieścić. Widziała to w jego oczach.
Po kolejnej chwili namysłu w podobny sposób zdjęła również drugą pończoszkę.
- Ręce za siebie. - rozkazała stanowczo.
Drow również poddał się temu rozkazowi przesuwając ręce za siebie i całkowicie oddając się władzy Mae... tak jak obiecał.
Sprawnie skrępowała mu nadgarstki, pochylając się nisko i mimowolnie przesuwając biustem po jego twarzy. Poczuła jak ociera się nosem i twarzą o jej dekolt, poczuła jak wdycha zapach jej perfum i podnieconego ciała. Zadrżała mimowolnie, trochę od żądzy które w niej wzbudził... trochę z powodu władzy jaką miała nad nim teraz. Skrępowanym i uległym. Jakaż inna drowka mogłaby się tym pochwalić?
Wyprostowala się powoli, oddychając głęboko. Spojrzała z góry na kochanka, którego miała w swojej mocy i przymknęła oczy, zapisując ten obraz głęboko w pamięci.
Uśmiechnęła się łagodnie i miękko opadła mu na kolana, opierając się dłońmi o uda Yvalyna i spoglądając mu w oczy.
Patrzył na nią z żądzą blyszczącą w jego złotych oczach. O żądzę zresztą ocierała się też udami,
tyle że w opakowaniu. Skrępowany, zakneblowany drow, był całkowicie pod jej władzą. Ale nie był tym przerażony... raczej rozbawiony i zaintrygowany.
Delikatnym, niemal czułym ruchem pogładziła go po włosach, twarzy, opuszkiem palca powiodła po liniach tatuażu.
- Jesteś zakneblowany i skrępowany... - szeptała ni to do siebie, ni to do niego - ...nie możesz mówić, nie możesz dotykać... a jednak swoimi oczami nadal mnie więzisz... więc na nic moje starania... - ujęła jego twarz w dłonie i ucałowała miękko czoło Yvalyna, potem powieki... na koniec wyjęła mu z ust zaimprowizowany z pończoszki knebel i złożyła długi, miękki pocałunek na jego ustach.
- Meridiany zachowaj na później... jeszcze się przydadzą... - mruczała, sięgając dłońmi do nadgarstków zarządcy i z nich również zdejmując więzy - ...a tymczasem... - zsunęła się z kolan Yvalyna, przyklękając przed nim i sięgając do zapinek spodni - ...pozwól mi się sobą nacieszyć... ale... na moich warunkach...
- Czyż mógłbym odmówić... takiej negocjatorce? - rzekł cicho drow, uśmiechając się nieco czule. Jego dłonie powędrowały do uszu Maerenidii, pieszcząc je delikatnie, masując i muskając. Było to... bardzo przyjemne, choć dreszcze rozkoszy nie wstrząsały ciałem drowki. Yvalyn dotrzymał słowa.
Zapinki puściły, zręczne palce czarodziejki szybko uwolniły z ciasnego więzienia nabrzmiałe już źródło przyjemności. Mae z satysfakcją gładziła delikatną skórę rozkoszując się jej aksamitną miękkością, ale też wyczuwalną pod spodem obiecującą twardością, a po chwili z łobuzerskim uśmiechem pośliniła palec i rysowała nim zawiłe wzory oplatające całą tę kolumnę.
Zadrżał, zacisnął zęby dusząc w sobie jęk. Zatuszował to uśmiechem i słowami. - Widzę, że i ty pani masz... magiczny dotyk.
Spoglądał na nią z zainteresowaniem pieszczotliwie wodząc palcami po jej uszach i policzkach i muskając kciukami jej wargi... jak ślepiec zapoznający się z czyimś obliczem. - Przyznaję... jest w tobie coś... fascynującego Maerinidio Godeep.
Uśmiechnęła się tylko widząc reakcję zarządcy i delikatnie odsunęła pieszczące jej twarz dłonie, całując na pożegnanie końcówki ich palców. Pochyliła się głębiej i miękko objęła ustami sam wierzchołek tej wspaniałej iglicy, wznoszącej się dumnie na jej cześć, palcami obejmując i pieszcząc korzenie owej wspaniałości... a tym samym sprawiając, że urosła i stwardniała jeszcze bardziej, choć nie wydawało się to możliwe.
Oddech drowa był szybki i gwałtowny. Gdzieś znikł śmiech i opanowanie, wędrował palcami po jej głowie i uszach, prężąc się dumnie tam, gdzie najbardziej powinien. Zarówno widok jak i doznania były obiecujące. Figlowanie z Yvalynem byłoby pewnie bardzo przyjemne, nawet bez jego sztuczek... a jak będzie gdy ich użyje? Na razie trzymała go w szachu, wielbiąc ustami jego dowód męskości i rozkoszowała się zarówno władzą, jak i doznaniami.
W pewnym momencie pochyliła się mocno, obejmując ustami niemal całą tę pulsującą kolumnę i podniosła się, obserwując przez chwilę, jak z jej wierzchołka powoli spływa maleńka strużka śliny. Z łobuzerskim błyskiem w oku zlizała ją samym czubkiem języka, po czym... wstała, uśmiechając się. Powoli podciągnęła suknię, ujawniając oczom drowa swój niczym nie osłonięty sekret. Nadal się uśmiechając, usiadła mu na kolanach, powoli i z namaszczeniem zatapiając go w sobie... tylko na koniec jęknęła cicho, przymykając oczy. Na chwilę znieruchomiała, delektując się nim... po czym zaczęła się delikatnie poruszać, miękko kołysząc biodrami. Oparła dłonie na ramionach Yvalyna i wpatrzyła mu się głęboko w oczy, powoli pogłębiając i przyspieszając ruchy.
Zarządca Domu Vae minimalnie poruszał biodrami, dopasowując się do jej rytmu. Dłonie przesuwały się po jej sukni pieszczotliwie obejmując plecy Maerinidii i przyciągając ją do niego. Usta... te pieściły jej dekolt, gdy ich spojrzenia się rozdzieliły. Ale to wystarczyło, by drowka zobaczyła pożądanie, dużo pożądania. To samo czuła między udami, zagłębiający się niej i poruszający obiekt pożądania, dostarczający tylu przyjemnych wrażeń.
Ale ona nie dbała o siebie. Skupiona na kochanku poruszała się tak, by jak najbardziej spotęgować jego doznania. W pewnym momencie podniosła się wysoko, niemal balansując na krawędzi rozdzielenia, a jednak nie dopuszczając do niego. Pozwalała Yvalynowi się pieścić, lekko tuląc go do siebie, jednak nie pozwoliła mu przejąć inicjatywy pilnując, by skupił się przede wszystkim na sobie.
Długo mag nie mógł wytrzymać takiego traktowania, czuła jego rozrost w sobie, czuła przyjemność z faktu, że zbliżał się do gwałtownej ekstazy, którą widziała w jego oczach, słyszała w oddechu i czuła w drżeniu ciała... Yvalyn zadrżał w końcu, poddając się przyjemności i oddał Mae to, co wydusiła z niego intensywnymi pieszczotami. Drżał przy tym mocno.
A czarodziejka tylko uśmiechała się delikatnie, tuląc do piersi twarz drowa i oplatając mocno udami jego biodra. Głaskała jego długie, miękkie włosy, mrucząc - Warto było mi zaufać, Yvalynie Vae?
- Warto. - uśmiechnął się Zarządca i wzruszając ramionami dodał. - A warto było poświęcać własną przyjemność dla mojej, Pani?
- Z pewnością za chwilę udowodnisz mi, że moje poświęcenie nie było na darmo... - w oczach Mae zamigotało rozbawienie zmieszane z pożądaniem - Powiem Ci jednak, że było to słodkie poświęcenie. - ucałowała miękko jego usta.
- Pozwolisz, że pozbawię cię resztek odzienia i... - mruknął Yvalyn przesuwając palcem po jej szyi i wywołując przyjemne gwałtowne drżenie jej ciała. - Użyję mych sztuczek?
Po czym uśmiechając dodał. - Chyba, że wolisz... bez?
Jęknęła cichutko przeciągając się.
- Pozwolę Ci teraz zrobić ze mną co tylko zechcesz... jeśli zgodzisz się nauczyć mnie kilku swoich sztuczek.
- Warunki, warunki, warunki, lubisz je stawiać, Pani. - mruknął Yvalyn nachylając się ku dekoltowi sukni drowki. Czubek języka wywołał ekstazę sprawiającą że czarodziejka mimowolnie zacisnęła uda na kochanku, a gorset sukni stał się tak nieznośnie ciasny. - Moje sekrety... jednak wymagają większej zapłaty, ale... myślę że się na nią zgodzisz, prawda Mae?
- Czego za nie żądasz? - jęknęła, ledwie nad sobą panując.
- Na razie... hmmm... obiektu do ćwiczeń, ładnego delikatnego i dyskretnego. - mruknął Yvalyn, delikatnie pogłaskał palcami czarodziejkę po twarzy nie wywołując jednak mocnych doznań. - Dyskrecji. Dużo dyskrecji z twej strony. Żebyś nie używała mych sztuczek zbyt często i rozrzutnie. Bo się wszyscy domyślą. Pozwolenia od Sereski, to będę musiał zdobyć sam i... hmmm... trzech życzeń, które spełnisz. Postaram się dobrać takie, byś nie miała dylematów.
- Jesteś bardzo kosztowny, Yvalynie. - uśmiechnęła się czarodziejka - Moja uczennica będzie doskonałym obiektem do ćwiczeń. Jest mi oddana i udowodniła już, że można jej ufać. Dyskrecję... mogę Ci obiecać od razu. Trzy życzenia... chcę mieć możliwość odmowy, jeśli wykroczą poza moje kompetencje, możliwości lub... spowodują konflikt interesów. Będziesz mógł wtedy wypowiedzieć inne życzenie, które nie będzie równie... problematyczne.
- Jestem tylko Zarządcą Domu, mam przyziemne potrzeby i pragnienia, jak choćby dwie kobiety w łóżku na raz. - zażartował Yvalyn i wzruszył ramionami. - Niemniej... nie zamierzam, być ci kłopotliwy z mymi kaprysami.
- W takim razie... zgoda. Ale ja też mam pewien kaprys. - uśmiech stał się tajemniczy, w oczach zapaliły się wesołe iskierki.
- Jakiż to ?- spytał Yvalyn zaciekawionym tonem głosu, wędrując dłońmi po gorsecie drowki.
- Chcę, żebyś się umówił z moja przyjaciółką. Ale tak... porządnie. Z zaproszeniem pisanym złotymi zgłoskami i całą tą podniecajacą oprawą. - odpowiedziała tajemniczo.
- Przyjaciółką? - zdziwił się Yvalyn spoglądając w oczy drowki. - Nie powiem, zdarzają się takie prośby. Zwykle związane z tym, że jedna się oddaje... a druga podgląda to z wyjątkowym pragnieniem. Będziesz tą podglądaczką?
- Och, nie... - roześmiała się perliście - Ja się zupełnie nie nadaję na podglądaczke, zbyt szybko robię się zazdrosna... i dołączam. - śmiała się dalej, mimowolnie poruszając biodrami - Nie... chcę jej zrobić prezent. Marzy o Tobie od dawna... - zamyśliła się i dodała - Choć podglądaczkę również znam... i ją też mogę zaprosić, jeśli Ci to nie przeszkadza. Z tego co pamiętam marzyła o podejrzeniu Ciebie... u Mevremas. - zachichotala.
- Ostatecznie podglądaczki zawsze dołączają... ale kaprys za kaprys. Rozbierz się przede mną... zmysłowo. - rzekł drow uśmiechając się delikatnie i cmoknął ją w czubek nosa... czule. Bez wywoływania jakichś niezwykłych sensacji w jej ciele. Ale i tak było to przyjemne.
- Jak sobie życzysz... - wymruczała, zsuwając się z jego kolan i wygładzając suknię - Jednak obawiam się, że z gorsetem będziesz musiał mi pomóc... - uśmiechnęła się przez ramię, unosząc włosy i prezentując delikatne sznurowanie na plecach.
Palce Yvalyna dotknęły sznurowań gorsetu i powoli rozwiązywały kolejne sploty, rozchylając nieco materiał. Zarządca Domu spoglądał na ciało Mae osłonięte tkaniną i przesunął dłońmi po gorsecie w dół, na pośladki. - Tak... z ciekawości, po co ci jeszcze moje sztuczki? Masz urodę i władzę. A moje tajniki nie dają pełnej władzy nad innymi.
- Z ciekawości. - czarodziejka uśmiechnęła się lekko, odpowiadając zgodnie z prawdą - Lubię... się uczyć. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym zaprzepaściła taką szansę. Nawet, gdybyś się nie zgodził... musiałam spróbować.
- Będziesz musiała się więc nauczyć cierpliwości Maerinidio. To mozolne opanowywanie kolejnych sztuczek. - uśmiechnął się drow, dając lekkiego klapsa w pośladek czarodziejki. - A i... będzie też dużo nauki, na twoim ciele.
- Na Twoim też? - żartobliwie pogroziła palcem po klapsie, jednak oczy jej się śmiały - Cierpliwość... przyjdzie z czasem. Warto być cierpliwym dla takich... umiejętności. - roześmiała się - A Ty będziesz miał niepowtarzalną okazję bycia Mistrzem Naczelnej Czarodziejki. Nawet, jeśli niewiele osób będzie o tym wiedziało... ma to swój urok, prawda?
- Zapewne... tak. I będzie ciekawie być czyimś mistrzem. O ile to zostanie sekretem między nami. - mruknął w odpowiedzi Yvalyn obserwując czarodziejkę i nie przejmując się wystającym mu ze spodni organem miłości, unoszącym się na widok Mae.
Uśmiechnęła się szerzej i sięgnęła dłońmi za plecy, szybkimi ruchami rozplątując ostatnie wiązania. Na tyle zgrabnie, że Yvalyn nabrał podejrzeń, że jego pomoc nie była w ogóle potrzebna. Jednak gorset nie opadł, jedną ręką przytrzymany na piersiach czarodziejki, choć odsłonił całą jej linię pleców. Mae zakręciła biodrami, szeleszcząc szkarłatną spódnicą i drugą rękę wplatając we włosy, nadal odwrócona do drowa tyłem.
- Ty nie potrzebujesz moich sztuczek by rozpalać mężczyzn. - rzekł Yvalyn wpatrując się w ciało Maerinidii z wyraźnym zachwytem i pragnieniem. Jego spojrzenie ślizgało się po jej ciele, a ona sama dostrzegała niżej, coraz silniejszą owację na stojąco.
- Komplementy... - roześmiała się perliście - ...są najpiękniejszą ozdobą każdej kobiety. Ubrana wyłącznie w nie... prezentuje się najwspanialej... - powoli odwracała się do drowa, równocześnie obiema dłońmi zsuwając miękko materiał gorsetu okrywający jej piersi. Obrót zakończyła szybkim ruchem bioder, po którym spódnica miękko niczym puch opadła u jej bosych stóp. Opadły też puszczone luźno włosy, okrywając na moment jej wdzięki, jednak Mae szybko naprawiła swój błąd, ponownie wplatając w nie palce i przytrzymując na czybku głowy niesforne loki. Smakowała tę chwilę, w oczach Yvalyna dostrzegając to, co zwykle kryło się za pancerzem dumy, pewności siebie, zarozumiałości nawet... fascynującym było widzieć go takim, jaki był naprawdę.
- Nie jestem dobry jeśli chodzi o komplementy, oceniam jedynie piękno... a teraz widzę dzieło sztuki. - odparł, spoglądając na nią pełnym pożądania wzrokiem. Wyciągnął dłoń w jej kierunku. - Chodź do mnie moja piękna.
Ujęła podaną dłoń już teraz czując, jak błyskawicznie po jej ciele rozlewa się ciepło a serce gwałtownie przyspiesza. Uśmiechała się jednak łobuzersko.
- Pokaż mi więc, w czym jesteś dobry...
Siedząc, Yvalyn szepnął. - Postaw stopę na oparciu fotela.
Jedna brew uniosła się lekko w wyrazie niemego zapytania, lecz zaciekawienie wzięło górę i Mae zrobiła, o co prosił.
- W kontroli ukryte jest zrozumienie. W poznaniu fascynacja. - rzekł Yvalyn przesuwając palcami po łydce, kolanie, a potem udzie prezentowanej nogi. Pieszczota wprawiała w drżenie jej ciało. Mimowolne jęki wyrywały się z jej ust. Potem głośniejsze, gdy szlak palców powtórzyły pocałunki Yvalyna. - Masz... bardzo zgrabne nogi, pani.
- Już... mi... to... - jęknęła głośniej, gdy usta Zarządcy dotarły do uda - ...mówiono...
- Z bliska są jeszcze bardziej fascynujące. - objął dlońmi pośladki, wywołując przyspieszony odech. Każdy palec, który dotykał jej pupy był małym punkcikiem rozkoszy, ale największa zbliżała się... Yvalyn musnął językiem jej łono i Mae przeszył piorun ekstazy... a potem następny i następny... Z każdym muśnięciem języka dochodziła do szczytu, a potem jeszcze gwałtowniej i gwałtowniej, gdy język Yvalyna sprawdzał wnętrze Mae powoli je smakując. Ciało drżało, na nogach utrzymywały ją... dłonie drowa na pośladkach.
Jakimś dziwnym... szalonym cudem.
Krzyczała. Bez przerwy, głośno i tak długo, jak jeszcze nigdy w życiu. Konwulsyjnie zaciskała palce na jego włosach, jednocześnie próbując go odepchnąć i przyciągnąć jeszcze bliżej...
Nie potrafiła powiedzieć, ile to trwało. Wiedziała za to z całą pewnością, że Yvalyn nie bawił się w subtelności, pokazując jej niemal wszystko, co potrafił.
Po chwili przerwał... te pieszczoty i delikatnie pomógł się Maerinidii ułożyć na fotelu zamiast niego. Po czym zaczął się rozbierać, mówiąc. - Z czasem i do tego przywykniesz, więc nigdy nie stosuj za często moich sztuczek na jednej osobie, bo przestaną na nią działać. Z czasem znów będziesz potrafiła czerpać przyjemność z mego dotyku. Ale teraz... Zatoniesz w rozkoszy.
Był harmonijnie zbudowanym i przystojnym drowem. Był śliczniutki i w tej chwili... był jej.
Oddychała szybko, nie potrafiąc już zamaskować emocji malujących się na jej twarzy i płonącego w oczach pożądania.
Jej nogi wylądowały na jego ramionach, sprawiając, że się skuliła, jednocześnie odsłaniając bramy swej rozkoszy... obie. Wodził dłońmi po jej udach, rozpalając jej drżące wciąż ciało tak, że czekanie na jego wdarcie się zmieniało się w rozkoszną torturę... przez chwilę nawet przez myśl przeszło jej zgwałcenie Yvalyna. W końcu poczuła go w sobie i krzyknęła głośno, ochryple, pochłonięta przez ekstazę. Kolejne jego ruchy pozbawiły ją zupełnie świadomości... Został tylko instynkt i żądza przyjemności, nakazująca jej ciału poruszać się wraz z ciałem kochanka. Minęła wieczność kolejnych szczytowań, nim odzyskała świadomość i... zorientowała się, że tuli się do jego nagiego ciała niczym ufne dziecko.
- Ty też... tak to czujesz? - wymruczała sennie, pewna, że odpowiedź nie będzie twierdząca. Gdyby tak było, nie tuliłby jej tak, jak teraz.
- Już nie... Gdy mnie uczono, to tak. Ale wraz z nauką, stłumisz nieco odbiór tych doznań dla zachowania kontroli. - odparł nieco smutnie i melancholijnie. - Więc... trochę ci zazdroszczę.
Cmoknął ją delikatnie w policzek.
- A nie możesz ich odblokować? - zamruczała i zachichotała cicho - Może ja przemyślę tę naukę jeszcze...
- Nie będę cię poganiał co do decyzji w tej sprawie. I tak już jesteś cudowną kochanką. - szepnął Zarządca Domu, głaszcząc drowkę po włosach. - Sereska... nie zdecydowała się, gdyż nie można raz nauczonej samokontroli odrzucić.
- Biedactwo... - pogłaskała go czule po policzku i wtuliła się, nie mając ochoty opuszczać jego objęć - ...a jednak Ty się na to zdecydowałeś. Dlaczego?
- Cena za potęgę... Moja magia jest uzależniona od seksu. - rzekł w odpowiedzi Yvalyn, głaszcząc drowkę po włosach delikatnie. - Było to ważne więc, gdy byłem w Shi’quos. Straciło jednak znaczenie, gdy zostałem Zarządcą Domu.
- Cieszę się więc, że pragnąłeś potęgi. -uśmiechnęła się - To było... - roześmiała się bezradnie, nie mogąc znaleźć właściwych słów - ...a ja myślałam, dobrze mi poszło... Wiesz... - zamyśliła się na chwilę, po czym dodała ciszej, spoglądając Yvalynowi w oczy - ...ja mam dla kogo poświęcić własną rozkosz. I zrobię to.
- Nie będę wnikał w twe powody. I nie twierdzę, że i ja nie czerpałem z tego przyjemności - odparł Yvalyn, wędrując palcami po udzie czarodziejki. - Bo przyjemności i tak było wiele.
Delikatny przyjemny dreszczyk wstrząsnął lekko ciałem Mae. Nie tak mocny jak poprzednie.
- Wystarczy mi na dziś... - ze śmiechem ujęła jego dłoń i pogładzila ją czule - ...chyba, że chcesz mnie odnosić do moich komnat. Bo sama tam na pewno nie dotrę.
- Byłem ciekaw jak szybko twe ciało przyzwyczaja się do tych doznań i widzę, że dość wolno. - mruknął z uśmiechem Yvalyn, całując czarodziejkę w usta. - Czyli dalej już tradycyjnie, jeśli po tych przeżyciach masz jeszcze ochotę.
- W takim razie zapraszam do mnie... - odpowiedziała z łobuzerskim uśmiechem czarodziejka zsuwajac się z kolan drowa i sięgając po suknię... malowniczo prezentując przy tym wszystkie swoje walory.
Które ten podziwiał z zachwytem i dopiero, gdy zakończyła ten spektakl ukrywania swych sekretów pod pięknem stroju, sam zaczął się odziewać.

 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline