Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 14:44   #108
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 3.

Wieszczenie było stratą czasu... za to Nihrizz przybył punktualnie. Jego lisia twarz okolona była długimi, barwionymi na lekki róż włosami. Miał na sobie aksamitnie czarny płaszcz, a pod nim szatę maga w kolorze ciemnej zieleni. Szykowna, acz zapięcie pod szyją, oraz długie rękawy sprawiały, że mag wydawał się dość... oficjalny.
Pas z sakiewkami do komponentów opinał jego biodra dodając całemu jego strojowi mieszaniny powściągliwości z odrobiną awanturniczej żyłki. Tylko najemnicy nosili bandolety tak otwarcie i wyzywająco.

Maerinidia z uśmiechem powitała gościa. Złocisto-czarna suknia, którą miała na sobie, odkrywała dokładnie tyle ciała, ile potrzebne było, by na dekolcie ładnie zaprezentował się szmaragdowy wisior, a na nadgarstkach bransoletki ze szmaragdami. Spod sukni wystawały jedynie noski złotych pantofelków.

- Dziękuję, że przyjąłeś moje zaproszenie, Nihrizzie. - wskazała w stronę suto zastawionego stołu, przy którym stało kilka miękko wyściełanych krzeseł - Proszę, rozgość się... czego się napijesz? - klasnęła w dłonie, przywołując do siebie służącą.
Komnata, w której przygotowano kolację, była dość obszerna, co potęgował jeszcze fakt, iż stół odsunięto na bok, pozostawiając sporą przestrzeń... aktualnie pustą.
- Zaproszenie od potężnej i pięknej Naczelnej Czarodziejki Domu Godeep. - ujął dłoń Maerinidii i poprowadził drowkę w kierunku stołu. - Przyznaję, że twe zaproszenie mnie zaskoczyło. Jakiż jest jego powód?
- Czy musi być jakiś specjalny powód, by Naczelna Czarodziejka zaprosiła na kolację Naczelnego Czarodzieja? - Mae uśmiechnęła się lekko - Chciałam Cię poznać osobiście... czy to źle? - zapytała niewinnie.
- Ależ skąd. Ufam więc, że jestem jednym z pierwszych, czyż nie? Innych Naczelnych Magów już poznałaś? - rzekł drow dyskretnie wędrując spojrzeniem po kreacji Mae.
- Jedynie Valyrin Despana. - uśmiechnęła się w odpowiedzi nieco szerzej, niż przedtem.
- To miałaś więcej szczęścia niż ja, Pani. - rzekł drow, wskazując Maerinidii miejsce przy stole. - Ja jak dotąd nie miałem zbyt wielu okazji z nią porozmawiać, ale też nie należę zapewne do drowów, w jakich pokłada gusta.
- Może wystarczyłoby po prostu wysłać jej zaproszenie na kolację? - zasugerowała czarodziejka, wyraźnie rozbawiona wyznaniem Nihrizza.
- Ostatnio wystrzegam się wysyłania takich zaproszeń. Nie chcę kusić losu. - odparł, odsuwając krzesło, by mogła usiąść przy stole, a gdy usiadła, sam spoczął naprzeciwko niej. - Jak więc ci się siedzi na tronie Najwyższej Czarodziejki Godeep? Wygodnie?
- Póki co... dość. Jeszcze nie narobiłam sobie wrogów... chyba. - roześmiała się cicho - A Ty... dlaczego tak boisz się losu?
- Ostatnio mój los ma duży ostry miecz. - zażartował Nihrizz splatając dłonie razem i spoglądając w oczy Maerinidii. - A wrogów mam całkiem sporo. Wrogów, lat, długów... zawsze przybywa z czasem.
- W to nie wątpię. - zamyśliła się - Właściwie... mam jedną sprawę... ale o tym później. - klasnęła w dłonie, tym razem dwukrotnie, wzywając kolejne służki, które zajęły się nakładaniem jedzenia na talerze... oraz ubraną w srebrną suknię drowkę, która podeszła prosto do Maerinidii i stanęła za nią cicho - To jest moja uczennica, Erelace. - przedstawiła ją czarodziejka, poufale obejmując w talii - Przygotowała coś specjalnego na dzisiejszy wieczór...
Drow przesunął spojrzeniem po Erelace, uśmiechając się. - Bardzo ładniutka i pewnie zdolna, prawda? Ja co prawda mam kilku uzdolnionych uczniów, w tym Keldreę, ale... jakoś uznałem, że na takie spotkanie nie wypada ściągać tabunu uczniów. Niemniej jestem ciekaw tego przedstawienia.
- Masz rację... w obu kwestiach. - Mae z uśmiechem nieco mocniej objęła uczennicę - Pora zaczynać... moja droga. - zwróciła się do drowki.
- Tak pani - skinęła głową czarodziejce, na nieco zbyt długo zatrzymała spojrzenie na magu i wyszła pospiesznie, ale ledwie na chwilę. Wróciła z grupką muzyków i oszczędnie ubranych tancerek, dała im znak i przysiadła się do stołu, w znacznej jednak odległości od czarodziejów.
Tancerki tymczasem ustawiły się w okręgu, czekając na znak. Na lekkie skinienie Erelace muzycy rozpoczęli cichy, choć skoczny taniec, a tancerki zawirowały... ich dłonie zostawiały w powietrzu barwne ślady, przeplatające się i łączące w zawiłe wzory.
- Bardzo uroczy... pokaz piękna i magii. - rzekł Nihrizz wędrując spojrzeniem po gibkich ciałach tancerek. - Gratuluję pomysłu.
- Nie mnie należą się gratulacje. - Mae uśmiechnęła się, ruchem głowy wskazując Erelace, w skupieniu śledzącą pokaz i lekko kiwającą palcem do rytmu muzyki - Ale proszę, częstuj się... mam zatrzymać tancerki, byśmy mogli zjeść w spokoju?
- Nie... to nie jest konieczne. - odparł Nihrizz zabierając się za posiłek, od czasu do czasu zerkając to na Mae, to na Erelace, to na tancerki. - Nie spodziewałem się jednak tego... Może rzeczywiście powinienem przyjść w towarzystwie Keldrei.
- Może następnym razem... - zaproponowała czarodziejka - ...to Ty zaprosisz mnie na kolację?
- Będę musiał się zrewanżować podobną gościnnością. Nie wiem tylko czy znajdę tak dobrze tańczące uczennice. Zwykle odbywaliśmy inne... tańce. - odparł żartobliwie Nihrizz i wzruszył ramionami. - A ostatnio mam jedną tancerkę, która...hmm... jest wyjątkowo zajmująca.
- Tylko jedną? - zupełnie niespodziewanie wtrąciła się Erlace. - Pana reputacja w dziedzinie... tańca jest wręcz legendarna. To byłaby strata. Dla tańca i... sztuki w ogóle, gdyby ograniczał się szanowny pan - zwiesiła leciutko głowę - tylko do jednej tancerki.
Czarodziej uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami. - Jest nienasycona, jak smoczyca... Nie ma okazji szukać kolejnej. I nie ma potrzeby. A reputacja... jest tylko mieszaniną plotek i półprawd, ślicznotko.
Roześmiał się lekko dodając. - Po prawdzie, nadal mam słabość do pięknych kobiet i gdy widzę tyle pokus... - przesunął spojrzeniem po Mae, tancerkach i Erelace. - To trudno nie ulec, którejś z nich. Ale sam pokus szukać nie mam potrzeby.
- Może ty panie nie szukasz pokus - Erelace zaśmiała się z dziewczęcym delikatnym wdziękiem - ale niewątpliwie pokusy czasem szukają ciebie. A wracając do tańca... Marzą mi się prywatne lekcje z dobrym instruktorem - podniosła oczy na Naczelnego Maga Tormtor.
- Taka piękna drowka, na pewno ma... wielu chętnych instruktorów dookoła siebie. - mruknął Nihrizz co jednak nie zmieniło faktu, że jego oczy wędrowały po ciele Erelace, jakby chciały sfrorsować tkaniny ją okrywające.
- O tak. Jest wielu instruktorów. Ale ja się lubię uczyć od najlepszych - Erelace zarumieniła się lekko.
Mae przyglądała się ich rozmowie z lekkim rozbawieniem widocznym na obliczu. Tancerki wirowały wytrwale coraz szybciej i szybciej... jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Ani na postać, która powoli kształtowała się pomiędzy nimi.
- Potraktuję to jako komplement - czarodziejka ze śmiechem wtrąciła się w wypowiedź uczennicy.
- Moja pani jest wyśmienitą czarodziejką - przytaknęła skwapliwie Erelace. - A skoro już mówimy o magii - wskazała palcem na drzwi - Czy... nie byłoby z mojej strony zbyt dużą zuchwałością aby... poprosić Naczelnego Maga Tormtor o pomoc z... pewnym zaklęciem? Jesteś panie ekspertem w zakresie magii Przemian... Mam księgę w pokoju obok, może zechciałbyś panie... - palec nadal wisiał w powietrzu wycelowany w stronę jednych z drzwi.
- Skoro jestem proszony, to nie wypada odmawiać.- westchnął mag. Spojrzał na Maerinidię dodając. - Ta dzisiejsza młodzież, tylko o tańcowaniu myśli. Albo o pocałunkach...
Nihrizz wyraźnie nie wierzył w kłopoty z zaklęciami.
- Wybacz mojej uczennicy. Czasami... zbytnio się zapomina... - westchnęła - Choć przyznaje, że Twoje mistrzowskie opanowanie magii przemian i mnie kusi. Chętnie podszkoliłabym się pod Twoim okiem... jeśli znajdziesz na to czas. - dodała z uśmiechem.
Jednocześnie kątem oka przyglądała się uczennicy...
- Moje umiejętności w kwestii zmiany kształtów są może i imponujące... ale... nie jestem najlepszym mentorem. Niemniej czy mógłbym odmówić? - spytał retorycznie drow.
Erelace zaś czekała już przy uchylonych drzwiach i wpatrywała się z tajemniczym uśmiechem w maga.
Maerinidia wstała również, wpatrując się uważnie w uczennicę.
- Chętnie przyjrzę się rozwiązaniu tego problemu... z zaklęciem. Może też się czegoś nauczę przy okazji?[/I[
- Jak widać... wszystkich ciągnie do nauki. - mina Erelace zdradzała lekkie zakłopotanie.
-No to chodźmy.- rzekł czarodziej zerkając na tancerki i iluzję pomiędzy nimi.- One niech chwilę odpoczną. Niemniej widzę, że przygotowałaś coś jeszcze, prawda?
Podał ramię Mae i ruszył wraz z nią w kierunku Erelace.
Tancerki rzeczywiście przerwały taniec, stając jedynie w kręgu i podtrzymując niewyraźną jeszcze iluzję. W tym momencie do komnaty wpadła zarumieniona służka i szepnęła kilka słów do ucha czarodziejki. Ta westchnęła, uśmiechając się przepraszająco.
- Wygląda na to, że ta lekcja jednak mnie ominie. Wybaczcie mi na moment.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty, wyraźnie czymś przejęta.



Mimo wyzywającego zachowania Tebzar Maerinidia cierpliwie doczekała końca spotkania, po czym niby cień podążyła do garderoby Shriyndy, gniewnie odprawiając jej służki. Gdy Matrona weszła, sama zaczęła ją rozbierać z kunsztownego stroju, jaki drowka miała na sobie, z wprawą swiadczącą o niezłej praktyce. Czarodziejka była bardzo delikatna, a przy tym unikała jakiegokolwiek kontaktu jej palców ze skórą Shriyndy. Bez słowa odwiesiła suknię do szafy, po czym nie zwracając uwagi na kuszącą bieliznę, jaką miała na sobie Matrona, ujęła wygodniejszy strój, który miała przygotowany i stanęła w wyczekującej pozie.
Zachowanie czarodziejki, zaskoczyło Shriyndę... Spojrzała na potulną czarodziejkę i spytała. - Coś się stało Mae? To robota dla służby.
- Masz rację, ale co ja mogę poradzić? Jeszcze chwila, a gładkie słówka Tebzar zupełnie mi Ciebie zabiorą... a wtedy jedyne co mi pozostanie, to służba u Ciebie z nadzieją, że spojrzysz na mnie czasem przychylniejszym okiem. - starała się mówić grzecznie i cicho, ale z trudnością maskowała irytację... i zazdrość, słyszalne w jej głosie.
- Och... jesteś zazdrosna. - uśmiechnęła się delikatnie drowka i spojrzała naa Maerinidię. - Może i powinnaś, acz... Nie myśl sobie, że o tobie zapomniałam. Może przyjdziesz wieczorem, kusząca i uległa i udowodnisz mi, że jesteś lepsza od Tebzar? Jeszcze cię nie ukarałam, za ostatni raz, prawda?
- Nie ukarałaś... - z trudem wypowiedziała te słowa przez zaciśnięte zęby - ...i nie rozumiem, dlaczego mam udowadniać swoją wyższość nad kimś, kto nawet nie ukrywa, że nie interesujesz jej Ty, a jedynie Twoja pozycja...
- Och... - uśmiechnęła się łagodnie Shriynda podchodząc i kładąc dłonie na piersiach Mae. Spoglądając w oczy czarodziejki mruczała. - Bo ja lubię jak jesteś zazdrosna, jak ci zależy, by pokazać, że jesteś ważniejsza, piękniejsza, słodsza od innych. To urocze i trochę... podniecające.
- Tu chodzi nie tylko o Ciebie ale też o bezpieczeństwo naszego Domu. - mruknęła, zła na siebie, na Shriyndę i na Tebzar równocześnie.
- To czuję się trochę rozczarowana. Będę musiała się postarać, by chodziło tylko o mnie... zawsze. - szepnęła cicho Matrona, pieszczotliwie ugniatając piersi czarodziejki.
Dopiero teraz czarodziejka pozwoliła sobie na reakcję. Zadrżała lekko i przygryzła wargę.
- Nie baw się tak... mną... - szepnęła cicho i upuściła lekką suknię trzymaną w dłoniach, by wpleść palce we włosy Shriyndy i pocałować ją namiętnie.
- Nie rozumiem, co mi zarzucasz. - mruknęła cicho Shriynda, pomiędzy pocałunkami. Po czym popchnęła Maerinidę na łóżko i klęknęła nad nią. Przesuwała dłońmi po swym ciele, zwłaszcza po obszarach bielizny. - Pragniesz mnie bardziej niż Domu, czy pozycji? Pragniesz mnie tak mocno?
- Doskonale to wiesz, ale i tak Ci odpowiem... - czarodziejka przymknęła oczy, by po chwili wbić płonące spojrzenie w oczy Matrony - ...pragnę Cię, Indo, bardziej, niż kogokowiek przedtem... i nigdy nikogo nie będę tak pragnąć. - wiedziała, że to, co mówi, jest prawdą, choć bała się jej... - Jeśli nie pragniesz mnie równie mocno... - nie dokończyła od razu. Zamiast tego przyciągnęła Matronę do siebie i przetoczyła się tak, by być na górze - ...będę Cię całować i pieścić tak długo, aż zapragniesz. - pochyliła się i przystąpiła do spełniania swej groźby, zachłannie wpijając się w usta kapłanki.
- Nie mam teraz czasu... Tebzar czeka. - jęknęła Matrona, spychając głowę Maerinidii w dół... niefortunnie, bo na dekolt swej bielizny. - Później, Mae... Później. Całą noc... zobaczysz.
Palce czarodziejki bez wahania podążyły jeszcze niżej, wślizgując się pod materiał okrywający łono kochanki.
- Nie daj jej się... zwieść... proszę. - szeptała wtulając twarz w jędrne półkule - Mogę być przy Tobie, jeśli chcesz. Ona nie da rady przejrzeć mej iluzji...
- Nie... Mae... nie pozwalam. - zadrżała, czując te palce w sobie. Matrona przymknęła oczy drżąc niczym w febrze. - Bądź po wieczornym dzwonie w moich komnatach. Bądź moja, ale... nie teraz... Mae. Nie możemy ryzykować.
- Mam Cię puścić do niej taką rozpaloną? - czarodziejka wbrew własnym słowom cofnęła dłoń, a po chwili zsunęła się z łóżka, sięgając po porzuconą suknię. Rozumiała, że nie może dłużej zatrzymywać Matrony. I że nie powinno jej być przy tym spotkaniu. Szybko i sprawnie pomogła jej się ubrać.
- Będę tuż po wieczornym dzwonie. - wyszeptała cicho, składając ostatni pocałunek na szyi kapłanki, tuż za jej uchem.
- Może zrobimy wtedy coś głupiego... będziemy kochać się w ogrodach... Dawno nie miałam okazji. - mruknęła zmysłowym tonem głosu dając się Maerinidii ubierać.
- Jeśli chcesz... - Mae westchnęła cicho - Możemy zrobić wszystkie głupie rzeczy, jakie tylko przyjdą Ci do głowy. Bylebyś teraz nie zrobiła nic... głupiego. - odwróciła Shriyndę do siebie i pocałowała ją krótko, po czym pokazała język - Idź już, ona jest mimo wszystko Ustami Thandyshy , nie powinna aż tyle czekać.
- Idę...- odetchnęła głęboko i ruszyła powolnym krokiem zmierzając do wyjścia z komnaty.

***

Po wieczornym dzwonie Mae powoli wędrowała pustymi i cichymi korytarzami ku komnatom Matrony. Przez całą drogę zastanawiała się, jak przebiegało prywatne widzenie Tebzar... i nad tym, dlaczego tak ją ta kwestia nurtuje. Ubrała się... zwyczajnie, w roboczą sukienkę, tyle, że szkarłatną, co było jedynym ukłonem w stronę gustu Matrony.
Nie próbowała się nawet kryć... po prostu minęła bez słowa straże pilnujące wejścia do komnat Shriyndy i weszła... nie trudząc się pukaniem.
Matrona siedziała na tronie otoczonym świeczkami, w koronkowym gorseciku wyszywanym diamentami, podobnymi jemu majteczkami i... pończoszkami zakończonymi podwiązkami. W dłoni trzymała jednakże.. niewolniczą obrożę ze skóry jaszczurki i długi skórzany powróz z nią połączony. Uśmiechnęła się nieco złowieszczo. - Jeszcze możesz wyjść.
- Czy Tebzar... zdobyła Cię dzisiaj? - zapytała cicho, stając tuż za progiem.
- Próbowała... Nie bardzo jej się udało, i do niczego nie doszło. Ale musisz przyznać. Jest ładna. - mruknęła Shryinda, przyglądając się owemu przedmiotowi. Po czym spojrzała na Maerinidię. - Zbytnia przesada, co? Czasami też tak myślę.
Mae stanowczym krokiem podeszła do siedzącej na tronie Shriyndy, czując jak podniecenie zaczyna rozpalać jej ciało.
- Jesteś moja. - szepnęła cicho, ale pewnie i z mocą - Dlatego możesz ze mną zrobić, co tylko zechcesz. - dodała, przyklękając u stóp tronu i wpatrując się płonącym spojrzeniem w Matronę.
- Jestem Matką Opiekunką... Pewnie że mogę, ale to nie jest zabawne, jeśli pod przymusem, Mae. - rzekła Shriynda muskając stopą wargi czarodziejki delikanie i z wyczuciem. - Pragniesz mi się poddać?
Drowka zamiast odpowiedzeć, objęła palce kapłanki ustami i possała lekko, przymykając oczy. Było jasne, że zgodzi się teraz na wszystko.
- Jestem przerażająca, prawda? A jeśli zażądam zobaczyć ciebie z inną, albo innym... albo z twoją własną siostrą. Val... ach, nie ma co mówić o zmarłych. - mruknęła, kucając przy Maerinidii i zakładając jej niewolniczą obrożę na szyi. - Pójdziemy tak na spacer do ogrodu? Może nas ktoś przyłapać i pójdą plotki.
- Prowadź... - szepnęła krótko czarodziejka. Wiedziała, że jej zabezpieczenia nie przepuszczą teraz nikogo niepożądanego... ale Shriynda nie musiała o tym wiedzieć. Jak również o tym, że w ogrodzie czeka Dhaunroos... na wypadek, gdyby Mae nie miała siły zaprotestować lub... wrócić do własnych komnat.
Ruszyły cicho przez korytarze. Shriynda tylko w bieliźnie i kręcąc zalotnie pupą, Mae kilka kroków za nią, ubrana mniej wyzywająco, ale z niewolniczą orbrożą na szyi i na postronku swej pani.
- Dzisiaj to ja będę się bawić, Mae... bawić tobą oczywiście. - mruknęła radośnie i zmysłowo Shryinda.
Znów odpowiedziała jej cisza... brzemienna napięciem i żądzą. Czarodziejka nie miała pokornie spuszczonej głowy... płonącymi oczyma wpatrywała się w ponętne kształty idącej przed nią drowki.
Doszli do ogrodów. Kapłanka stąpała miękko i pewnie po trawie, prowadząc Maerinidię w krzewy.
Gdy wreszcie doszły do wybranego przez Matronę miejsca, ta oplotła sobie rzemień wokół nadgarstka i podeszła do niewolnicy. - Czas cię pozbawić odzienia.
Pocałowała delikatnie Mae, jednocześnie wędrując dłońmi po jej ciele gorączkowo i natarczywie zwłaszcza w okolicy zapinek, by uwolnić drowkę od sukni.
Czarodziejka oddała pocałunek, stojąc jednak nieruchomo, by nie utrudniać Shriyndzie zadania.
Wkróce odzienie leżało na ziemi, a Maerinidia stała naga. Shryinda oblizała zmysłowo wargi. - Ręce za siebie, Mae... dziś nie będziesz mogła ich użyć, ani też magii. Zabraniam.
Drowka posłusznie złożyła ręce na plecach i kiwnęła głową. Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Shriynda obeszła czarodziejkę i szybkimi ruchami skrępowała jej ręce razem. Fachowo jak na Opiekunkę świątyni przystało, wiążąc jej ręce jak ofierze na ołtarz.
- Klęknij na szeroko rozstawionych kolanach. - rzekła głośno Matrona.
I znów Mae wykonała polecenie, nie zastanawiając się nad nim i nie wahając ani chwili.
Shryinda kucnęła i pieszczotliwie zaczęła wodzić palcami po jej łonie i guziczku rozkoszy, czasem zapuszczając palce głębiej. - Chcesz zobaczyć Mae, jak twoja pani sprawia sobie przyjemność? Chcesz?
Droczyła się z czarodziejką i jej pragnieniami.
- Chcę... - wyszeptała, drżąc pod jej dotykiem.
Matrona położyła się przed nią na trawie i mruknęła z uśmiechem. - Już zapomniałam jak to powierzchniowe zielsko łaskocze skórę.
Wsunęła dłonie pod koronkową bieliznę, jedna ugniatała piersi, druga pierściła intymny zakątek usmiechając się przy tym zmysłowo. Stopa drowki osłonięta pończoszką krążyła po brzuchu, a potem po podbrzuszu klęczącej Mae, by zacząć muskać piersi i krążyć wokół ich szczytów.
Mae jęknęła i zadrżała ponownie, nie mogąc i nie chcąc oderwać wzroku od dłoni Matrony, wędrujących po jej własnym ciele.
A ruchy Matrony stały się intesywniejsze. Spoglądając roziskrzonym wzrokiem na kochankę, prężąc swe ciało i pieszcząc intensywnymi ruchami palców, muskała stopą łono klęczącej Maerinidii, ale... już nie tak pewnymi ruchami.
Czarodziejce jednak niewiele już było potrzeba, by rozpalać ją z każdą chwilą coraz mocniej. Oddychała szybko, przeżywając ekstazę Matrony jak swoją własną... walcząc z pragnieniem uwolnienia się z więzów i rozładowania narastającego napięcia.
Ta jednak nie dawała Mae takich możliwości. Wstała... z trudem i przerywając na moment pieszczoty, rzekła podnieconym głosem. - Zdejmij.
Tylko jak... ręce miała związane... a majtki Matrony mokre jej pożądaniem, tuż przed ustami.
Ledwie panując nad swoim ciałem, złapała zębami za krawędź bielizny i pociągnęła mocno, nie dbając o to, że zbyt naglym ruchem może rozerwać delikatną materię.
- Dziękuję... - mruknęła Shriynda odsuwając się nieco i znów zaczynając się pieścić. Na oczach Mae, ledwie kilka centymetrów poza jej zasięgiem. Czarodziejka spoglądała na ten najpiękniejszy z kobiecych kwiatów. Na ten, który kusił ją bardziej niż inne. Patrzyła na pieszczoty Shriyndy i będąc związaną nie mogła ni go dosiegnąć, ni sobie ulżyć. Była to tortura... ale czy Mae chciałaby jej przerwania?
Jęk podniecenia i protestu zarazem rozniósł się echem po całym ogrodzie. Mae próbowała zamknąć oczy, by choć na chwilę odgrodzić się od tego widoku... lecz nie była w stanie, zahipnotyzowana ruchami dłoni Matrony.
- Chcesz.... go posmakować... Mae? - jęknęła podnieconym głosem Shriynda, pocierając palcami obiekt jej pożądania, i ugniatając dłonią swe piersi poprzez sztywny i chropowaty gorsecik... drżała od przyjemności którą sobie sprawiała i od wygłodniałego wzroku Maerinidii.
- Tak... - wyszeptała czarodziejka, wpatrując się w owo miejsce z takim natężeniem, jakby samym tylko spojrzeniem mogła sprawić, że przysunie się bliżej.
Matrona usiadła na trawie, szeroko rozsuwając nogi. Przyglądając się Mae zapraszającym gestem dłoni skusiła ją do podejścia bliżej. - Więc ci zezwalam, Mae...
Nie uwolniła jednak jej dłoni, zmuszając czarodziejkę do użycia jedynie ust.
Mae pochyliła się nisko, z trudem utrzymując równowagę mimo szeroko rozsuniętych kolan. Zwilżyła nagle zaschnięte wargi językiem i przytknęła je do ciała Matrony, smakując je i pieszcząc zachłannie.
- Oooo tak... - mruknęła podniecona Matrona wypinając biodra i ułatwiając Mae zadanie. Jęknęła głośno... rozpalona tymi pieszczotami, nieco brutalnie dociskając twarz czarodziejki do swego łona, mokrego zresztą od wilgoci.
Maerinidia z mocno i z wyraźną rozkoszą pieściła ten zakątek na ciele Shriyndy, pojękując cicho i drżąc z niezaspokojnego podniecenia. Wsunęła język głębiej, ustami obejmując cały jej kwiat, smakując go i wielbiąc.
- Mae... Mae... Mae... - pojękiwała cicho Shriynda drżąc gwałtownie. Ledwo sie kontrolowała i nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Wiła się na trawie dziko i prężyła, po czym przyjemność przekroczyła jej wytrzymałość i kapłanka doszła do szczytu wyginając ciało w łuk.
Po czym pochwyciła za włosy czarodziejkę i pociągnęła jej głowę w górę, odsuwając od swego zakątka rozkoszy. - Myślisz, że zasłużyłaś już sobie na ulgę w cierpieniu?
- Tak... - czarodziejka drżała już zupełnie, choć wpatrywała się wyzywającym wzrokiem wprost w oczy Matrony. Mimo związanych rąk i obroży na szyi... nie wyglądała na niewolnicę.
Shriynda sięgnęła do swych piersi spętanych gorsetem i z pomiędzy nich powoli wysunęła długą i wąską figurkę przypominającą drowkę unoszącą w dwóch rękach w górę pąk. Kształt tej figurki i jej rozmiar świadczyły, że służy nie tylko do podziwiania, ale i do zabawy.
Matrona zaszła kochankę od tyłu i lekko dłonią nakłaniała ją, by klęcząc, twarzą dotykała trawy, wypinając w górę pośladki w tej poniżającej nieco pozie.
Jęk wyrwał się z ust czarodziejki, gdy poczuła ów przedmiot pomiędzy udami, powolnie wślizgujący się do jej intymnego zakątka.
- Nie bój się. Miałam go w sobie wiele razy... To pamiątka. Będzie ci bardzo przyjemnie, Mae. - wymruczała Matrona, jedną ręką pieszczotliwe wodząc po plecach drowki, drugą poruszając przedmiotem w ciele kochanki, tam i z powrotem. Doznania... były dziwne i przyjemne zarazem.
Maerinidia zadrżała mocniej i krzyknęła, gdy po zbyt długim oczekiwaniu, wreszcie otrzymała spełnienie... Wtulając twarz w miękką trawę, tłumiła okrzyki i jęki, wyrywające się z jej ust przy każdym poruszeniu figurki w jej ciele.
Delikatne ruchy zmieniły się w gwałtowne przesunięcia drewnianego przedmiotu w ciele Mae, wyołujące drżenie całego ciała i szybki oddech.
Shryinda delikatnie głaskała plecy i pupę kochanki, jednocześnie szybko poruszając ręką i doprowadzając czarodziejkę do intensywnego przeżycia spełnienia.
- Twoje odgłosy są prawie muzyką, Mae, mogłabym ich słuchać cały cykl. - wymruczała z delikatnym uśmiechem na twarzy Matka Opiekunka.
W końcu dysząc ciężko, czarodziejka oparła spocone czoło na ziemi i opuściła pośladki, opierając je na piętach. Nogi zbytnio jej drżały, by móc utrzymać ich ciężar. Ręce związane na plecach kurczowo zaciskały się w pięści... by dopiero po dłuższej chwili z trudem rozgiąć palce.
Matrona wysunęła obiekt przyjemnie drażniący zmysły Mae i dała jej mocnego klapsa. - I jesteś dostatecznie ukarana, kochanie?
Po czym usiadła obok i głaskała Maerinidię po włosach. - Masz uroczą pupę, wiesz?
- Dziękuję... A jeśli masz mnie zawsze karać w ten sposób, muszę być bardziej niegrzeczna. - wymruczała czarodziejka, kładąc się na boku na tyle wygodnie, na ile pozwalały jej związane ręce i uśmiechając lekko w odpowiedzi na łagodną pieszczotę dłoni Shriyndy.
- Na dziś chyba wystarczy, co? - rzekła Shriynda przygryzając dolną wargę, gdy patrzyła na drowkę. - Ale... niedługo znów cię wezwę i będę... Mam też czasem ochotę na zwykłą zabawę, Mae. Bez magii, bez sztuczek... Proste, delikatne figle.
- W takim razie znajdziesz mnie w swoim łożu, gdy zmęczona po całym dniu obowiązków będziesz marzyła właśnie o tym. - uśmiechnęła się czarodziejka - Utulę Cię wtedy i będę tulić aż do rana... by móc znów Cię utulić, gdy tylko otworzysz oczy. Poza tym... magia też może być delikatna.
- Wiem wiem... ale tulić to się mogę do poduszki. Co do ciebie... będę miała inne plany. - mruknęła Matrona kładąc się naprzeciwko Mae i całując jej usta powoli i delikatnie. Podobnie dłonią pieściła jej piersi. - Będzie milutko... obiecuję.
Czarodziejka odwzajemniła pocałunek.
- Nadal nie chcesz, bym używała rąk? - zamruczała.
- Nie... bo nie wyjdziemy z tego... ogrodu do porannego dzwonu. - Shriynda cmoknęła czubek nosa czarodziejki.
Wstała jednak i zaczęła rozwiązywać więzy na dłoniach kochanki dodając. - A obrożę zakładaj, kiedy... będziesz miała ochotę na mocniejsze zabawy, dobrze? Taki nasz mały znak.
- A jaki będzie Twój? Ta... figurka? - uśmiechnęła się Mae rozcierając zdrętwiałe nadgarstki.
- Hmm... tak. - mruknęła cicho Shryinda i przesunęła palcami po figurce. - Ma ona dla mnie szczególne znaczenie. Jestem do niej... przywiązana.
- Val...? - niemal bezgłośnie zapytała czarodziejka.
- Pozbawiła mnie nią dziewictwa... - rzekła z nieśmiałym uśmiechem Shryinda, wspominając dawne dzieje.
Mae skrzywiła się boleśnie, gdy Matrona potwierdziła jej przypuszczenia. Duch Valig’yar będzie im towarzyszył chyba do końca... choć przyjemności płynącej z zabawki nie mogła zanegować. Westchnęła jednak ciężko, spoglądając w bok.
- Mogę dla Ciebie wyrzeźbić inną figurkę... jeśli chcesz. - powiedziała jakby smutno.
- Nie. - powiedziała lekko przerażonym głosem Shryinda tuląc ów przedmiot do siebie niczym małe dziecko. Uśmiechnęła się delikatnie po chwili i pogłaskała policzek drowki. - To nie będzie konieczne. Zamiast marnować czas na rzeźbienie, poświęcisz go mnie, Mae...
- Jak sobie życzysz... Pani. - szepnęła. Z jej oczu zniknął ogień, z głosu pasja. Nadal nie podnosiła spojrzenia, tym jednym wyznaniem złamana bardziej, niż najbardziej wymyślnymi torturami.
Shryinda pogłaskała drowkę po włosach mówiąc. - Mae... Ty jesteś przy mnie. Val... umarła. Nie odbierzesz mi przeszłości i wspomnień, ale... możesz zdobyć całą moją przyszłość, kochanie.
- Przepraszam... ja... masz rację... - czarodziejka bezradnie pokręciła głową i spojrzała w końcu w oczy kapłanki - Jesteś moja. - szept zabrzmiał jak skarga, ale dłonie ujęły twarz drowki i przyciągnęły jej usta do ust Mae, która ucałowała je mocno, zachłannie. Potem całowała całą jej twarz, powtarzając “moja” w każdej krótkiej przerwie potrzebnej na nabranie oddechu.
- Jesteś niemożliwa... - mruknęła Matka Opiekunka całkowicie oddając się pocałunkom, wsunęła nogę między uda Mae i pocierała koronkową pończoszką o łono drowki, pobudzając ją delikatnie.
Czarodziejka jednak nie dała się zdominować. Podniosła się i nachyliła nad kapłanką, zmuszając ją do położenia się na plecach i szeroko rozsuwając jej uda.
- Mogę już używać magii? - zapytała z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Nie... dziś... Mae, dziś jesteś moją zabawką... za dużo sobie pozwalasz. - pogroziła jej palcem Shriynda. Ale to jedyny protest, na jaki było ją stać.
- Będzie Ci dobrze, obiecuję. - cichy szept towarzyszył przemianie czarodziejki, której urósł wspaniały organ - Podejrzewam, kochanie, że nigdy w życiu nie miałaś mężczyzny... nie chciałaś, a jednak tęsknisz za tym... szczególnym spełnieniem. Mogę Ci je dać. Jak widzisz... magia daje spore możliwości w tym zakresie...
- Ale ja lubię tak, jak jest... Mae. - drowka sięgnęła dłońmi do nowego nabytku czarodziejki i zaczęła nimi powoli i pieszczotliwie wodzić po nim.- Podobasz mi się taka, jaka jesteś. Nie musisz być w innej postaci.
- Nie pozostanę w niej długo. Jedynie tyle, ile będzie potrzebne, byś... oczywiście jeśli zechcesz. I zapewniam, że warto tego doświadczyć choć raz. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Ale ja wcale nie pragnę takich doświadczeń, Mae... choć zabawnie patrzeć jak drżysz... gdy robię... o tak. - to mówiąc ujęła dłonią u podstawy “ogonek czarodziejki”, drugą wodząc zaś powoli po nim. I masując coraz szybciej. Raz zaciskała mocniej, raz delikatniej, eksperymentując z nowym dodatkiem Mae i... jej reakcjami na ów dotyk.
- Dobrze się bawisz? - czarodziejka zadrżała lekko i zaśmiała się nieco nerwowo - Jeszcze chwila... a te doświadczenia... których nie pragniesz... same Cię znajdą.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytała niewinnie Shriynda uśmiechając się łobuzersko i przyspieszając ruchy palców na pochwyconym organie, coraz lepiej jej ta pieszczota wychodziła. Trzymając jedną dłonią drowkę, drugą wygrywała na jej doprawionej męskości melodię za pomocą palców. Melodię drżeń i mimowolnych jęków.
Czarodziejka delikatnie, ale stanowczo złapała nadgarstki Matrony i oderwała je od magicznego organu. Oddychała ciężko, oczy jej płonęły... nie puściła jednak rąk kapłanki, nachylając się nad nią mocniej.
- Mae... Nie chcę. Nie tak. - gdzieś znikł uśmiech. Głos był nadal spokojny, ale nie było w nim figlarności. - Zapominasz się, Mae.
- Jak zawsze, gdy jesteś tak blisko... - czarodziejka zachłannie pocałowała usta kochanki, przywierając do niej całym ciałem i ocierając się o jej podbrzusze... gładką skórą.
- ...ale nigdy na tyle, by zrobić coś, czego nie chcesz. - szepnęła i uśmiechnęła się - Choć nadal twierdzę, że warto.
- Mae... nie chcę poczuć tego w sobie, ani w ustach. Nawet u ciebie... Mogłabym się zgodzić, tobie... umieścić w tobie. - mruknęła po namyśle kapłanka i dodała z uśmiechem. - A i dotykanie patrząc na twoją twarz było... zabawne.
Mae podniosła się lekko, w jej oczach zamigotały wesołe błyski.
- Ty... we mnie? Intrygujący pomysł... -pieszczotliwie położyła dłoń na podbrzuszu kapłanki, formując na nim magiczną kolumnę. Delikatnie, choć z niemałą wprawą zaczęła wodzić palcami wzdłuż niej.
- Jak Ci się to podoba? - zachichotała nachylajac się i składając pocałunek na samym jej czubku.
- Wolałam jednak, kiedy to ja drażniłam się... z tobą. - jęknęła drowka czując usta czarodziejki na swym nowym dodatku. - Jak właściwie się to obsługuje? To znaczy... wiem, gdzie to się wkłada, ale... nie bardzo znam pozycje.
- Na przykład... tak... - czarodziejka objęła udami biodra Matrony i z pomrukiem przyjemności opadła na magiczny organ, po czym poruszyła lekko biodrami, nieznacznie korygujac przy okazji jego rozmiar.
- Mogę obsłużyć się sama... lub dać Ci się spokojnie zapoznać z nowym kawałkiem ciała. - wymruczała.
- Po co mi go dałaś... - jęknęła Matrona drżąc pod wpływem nowych doznań i zaciskając dłonie na gorsecie nadal okrywającym jej piersi. - Skoro obsłużysz... się sama?
- Wybacz... - drowka z łobuzerskim uśmiechem podniosła się z kochanki i przyklękła obok, wypinajac pupę - Tak chyba będzie najłatwiej... Zrób ze mną co tylko chcesz...
- Mała podpowiedź... Proszę? - Mae zamiast nowego dodatku do Shryindy, poczuła język kapłanki wodzący pomiędzy jej pośladkami. -Powiedz co powinnam... zrobić?
- Potraktuj go jak... tę Twoja figurkę. Ujmij w dłoń, nakieruj, wsadź i... poruszaj biodrami w przód i w tył. - czarodziejka mocniej wypięła pośladki, poddając się rozkosznej pieszczocie.
- No dobra... wchodzę. - i weszła, niewprawnie wbijając się między uda kapłanki w gwałtownym szturmie. Było to jak oddanie ciała prawiczkowi z dużym entuzjazmem. Kapłanka zacisnęła mocno palce na pośladkach czarodziejki i drżąc zaczęła poruszać biodrami, by wepchnąć jak najgłębiej w Mae... jej tymczasowy podarek.
- Jesteś... cudowna... - drowka jeczala głośno za każdym razem, gdy biodra kapłanki uderzały w jej pośladki, powodując uczucie słodkiego wypełnienia.
- Kłamiesz... ale lubię... jak mi... słodzisz. - jęknęła cicho Shriynda przyspieszając ruchy swego twardego dodatku w ciele czarodziejki. - Mam wrażenie... że się... posikam...
- Nie... bój... się... - iluzjonistka nie była w stanie powiedzieć nic więcej, zalewana przez wzbierające fale rozkoszy.
- Ja... ja... - jęknęła głośno drowka, mocno dochodząc w ciele gwałtownie szczytującej czarodziejki. - ...sikam. Faceci są... okropni. Nic...
Oddychając ciężko i nadal tkwiąc w Mae, kapłanka dokończyła. - Nic dziwnego, że Lolth woli nas.
Maerinidia roześmiała się tylko, z trudem łapiąc oddech.
- Nie wiem co w tym śmiesznego... Myślisz, że za każdym razem... jak oddają mocz, też to czują? - rzekła Shriynda siadając, ale mimo wszystko wydawała się świadoma, że to nie mocz oddała do wnętrza swej kochanki.
- Z tego co wiem, oni to zupełnie rozdzielają. To też zależy od stopnia... twardości. I rozmiaru. - nadal chichocząc, wskazała na wątły już i mały organ, po czym jednym słowem spowodowała, że zniknął - Szczerze mówiąc nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałam. Bo i po co?
- No cóż... wolę cię jednak bez takiego dodatku. - mruknęła Matrona przeciągając się lekko i wstając z trawy. - Dość już wyszalałaśmy się, prawda?
- Jakoś przeżyję do rana... - czarodziejka miała wyraźnie wyśmienity humor. Wstała, przeciągnęła się i nie spiesząc się, zebrała rozrzucone części garderoby, nie trudząc się jednak ich ubieraniem. Do komnat Matrony nie było daleko.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline