Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 16:05   #31
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Długonosa Muza

- Co za różnica czy jestem w tym, czy innym miejscu? - spytał jakby zdziwiony blondyn. - Tak długo, jak mogę decydować o samym sobie, mogę czuć wolność, wydaje mi się, że odczuwam szczęście - dodał Soeki. Jego myśli zaczynały schodzić na nieco inne tory. Zdawało się, że słowa nochala zaczynały oddziaływać na jego umysł. Odnosić się do czegoś, czego pozornie tylko nie pamiętał.
Przed oczyma Yamiego pojawiła się scenka powstała jeszcze na kilka dni, czy też miesięcy przed jego wskrzeszeniem. Serce poczuło dziwne ciepło.
- Może dobrowolnie ograniczając opcje wyboru jestem w stanie znaleźć się bliżej “wolności”? - zapytał.
- Być może? - powtórzył Viktor. - Jaka jest właściwie twoja definicja wolności...? Czy mniejsza ilość wyborów nie oznacza jej ograniczenia? Próbujesz odnaleźć bezkres życia...czy wolność jego końca? - mężczyzna uniósł swoje spojrzenie na chłopaka, świdrując go swoimi olbrzymimi oczyma. - Zastanawia mnie czy ty odczuwasz wolność i radość czy tylko tak uważasz.
Zdanie to jakoby wyjaśniało pochodzenie jego pytań. Podniósł on rękę i wcisnął przycisk przy drzwiach limuzyny. Okna opuściły się.
Soeki ujrzał zrujnowane miasto. Była to ruina podobna do tej, którą widział jeszcze niedawno...jednak było w niej coś realnego. Ten sen wydawał się bardziej realistyczny od rzeczywistości.
- Spójrz. Przyjrzyj się. - podyktował rozmówca, niezwykle agresywnie jak na siebie. Limuzyna weszła w zakręt
Zza gromady budynków pojawiła się ikona Ameryki. Statua wolności. Nie była jednak taka jaką wyobrażał sobie Soeki. Jej ręce były opuszczone. Na jej nadgarstkach i kostkach znajdowały się kajdany. Jej twarz była wykrzywiona w smutku a sama w sobie, statua była przeraźliwie ubrudzona i niezadbana.
- Urodziłeś się bez możliwości życia. - podjął spokojnym tonem Viktor. - Uzyskałeś życie w zamian za możliwość marzeń. Następnie bez rozwagi pozwoliłeś przeznaczeniu działać samodzielnie. Z warzywa w narzędzie. Z narzędzia w niewolnika. Szukasz wolności ale nikt ci jej nigdy sam nie darował. Potrafisz ją chociaż zdefiniować? - spytał.
- Pytanie o definicję jest wyjątkowo trudne - Yami stwierdził szczerze, bez oznak wachania. Dopiero chwilę po tym, jak słowa opuściły jego umysł, pojawiły się w nim wątpliwości, oraz niepewność. Nigdy nie zastanawiał się nad czymś takim.
- Wolność od ograniczeń. - rozpoczął blondyn. - To, że opuściłem szpitalne mury. - dodał po chwili.
Jego ręce splotły się ze sobą, zaś palce to oddalały się, to zbliżały, zawiązując się tym samym w przedziwnej formie tańca. Najwyraźniej ten mały ruch pozwalał mu skupić się w stopniu większym niż normalnie. Odkurzyć szare komórki, znaleźć się w świecie wykreowanym przez książki. Przez opisy. Przez słowa.
Viktor.
Pierwsze ze słów pojawiło się przed jego oczyma gdy tylko powieki odcięły mu wizję na świat. Tajemnicza istota, która była czymś więcej niż tylko senną zmorą. Czasem wydawała się swoistym alterego blondyna. Innym razem pełni formę czegoś tak prymitywnego, jak bóg. Czy jednak nazwanie obiektu czczenia czymś niedorozwiniętym jest słuszne, gdy samemu jest się tytuowanym bogiem?
-Tch - onomatopeja przemknęła zarówno przez umysł Soekiego, jak i jego senna rzeczywistość. Spróbował odgonić więszość myśli, nie skupiając się na pojedynczych słowach. Jego wyobraźnia jednak, niczym buntownicze dziecko, bez przerwy podrzucała mu pierwsze, oraz jedyne spotkanie z długonosym. Wszystko zdawało się zniknąć, gdy wizja zamknęła się na specyfiku.
- Wolność jest tym, co czuję zaprzeczając szeroko pojętym barierom, zakazom. - stwierdził.
Jego twarz wyraźnie posmutniała. Otworzył oczy, spoglądając na swego rozmówcę. Wzrok nie świecił już blaskiem luźno połączonych ze sobą kłamstw i zagrywek psychologicznych. Jego sylwetka, nawet jeśli wcześniej nie była szczególnie zgarbiona, wyprostowała się.
- Nieograniczony wręcz potencjał decyzyjny - stwierdził w końcu.
- Nie zauważasz jednak, że każda zmiana przybliża mnie do czegoś? - stwierdził. - Nawet wedle twoich słów, zmieniłem się już z warzywa w niewolnika.
Cisza po raz kolejny zaistniała między dwójką rozmówców, dominując tym samym limuzynę. Wcześniej luźnie dłonie blondyna zacisnęły się, tworząc zdecydowanie zbyt małe, by przeciwstawić się przeznaczeniu, pięści.
- Nie mam siły, by być wolnym - odparł w końcu.
-Słuszna uwaga. Wolność nie należy się słabym. Są ludzie którzy szukają siłę. Którzy rozwijają ją przez wieczność. A ty? Byłeś w szkole wojskowej, nieprawdaż? Mogłeś zacząć zdobywać jakiś poziom mocy. Od tego właśnie była ta szkoła. Zamiast tego wolałeś podać rękę jednej wielkiej niewiadomej.
Kobieta siedząca obok sięgnęła pod stół i wyjęła z niego złożoną w pół gazetę, którą położyła przed Soekim.
Jedyne co chłopak był w stanie rozczytać to "Jason Eater rozpoczyna najemniczą karierę militarną otwierając korporację Battle Bull."
- Jednak ile siły potrzebne jest człowiekowi do osiągnięcia wolności? Czy jesteś w stanie to sprecyzować? Kto byłby naprawdę nieśmiertelny....człowiek który czuje się nieśmiertelny, czy może dopiero, sam bóg?
- Ta szkoła nie zdawała się przybliżać do tego, co nazywasz siłą, ja zaś - wolnością. - odparł ponuro blondyn. - Co to za przejaw siły, gdy mój przełożony wycofuje się, bo zobaczył Mulcha? - dodał po chwili nieco rozbawiony.
Chłopak zareagował w dziwny, nieco nerwowy sposób widząc nazwisko swego ojca. Mrugnął kilka razy oczyma, jakby niedowierzając.
- Nieśmiertelny? - Yami aż przetarł oczy ze zdziwienia. - Będę wolny, gdy będę świadomy wszystkich możliwości, a żadna z nich nie będzie mi odebrana. - dodał.
- Tata przestaje podróżować, by łamać ogólne ograniczenia? - zapytał po chwili, bez szczególnego związku ze sprawą.
- Ten mężczyzna nigdy mnie nie interesował. - wyznał Viktor. - Może sam będziesz miał okazję kiedyś zapytać go, czemu robi to co robi? - wzruszył ramionami staruszek. - Wiesz...nie wszystko należy oceniać po pozorach...Gdy spoglądałeś w lustro kiedykolwiek myślałeś, że ktoś nazwie cię bogiem? - spytał rozkładając ręce.
Limuzyna wjechała w kolejny zakręt. Sceneria za oknem znów się zmieniła.
Pokazywała Mulcha.
Mulcha otoczonego przez wojsko. Choć może nie w do końca typowy sposób.
Czarnowłosy bez większego zainteresowania szedł przed siebie, a próbujący go zastrzelić ludzie znikali, tylko po to aby po kilkunastu sekundach spaść z nieba, roztrzaskując się w bezkształtne plamy.
- Niektórzy ludzie kierują się czymś, co nazywa się zdrowym rozsądkiem.
- Nie widziałem całej sytuacji - blondyn jakby zaprzeczył temu, co właśnie zobaczył. - Lecz to chyba całkiem normalne, że on broni się, gdy zostaje zaatakowany? - zauważył Yami.
Młodzieniec przyłapał się na coraz częstszym mruganiem oczyma - może miało to coś wspólnego z jego próbą dojrzenia, zobaczenia całości taką, jaka naprawdę jest?
- Dałeś mi życie, bo? - zapytał blondyn.
- Bo wynik poznaje się poprzez działanie.- odparł spokojnie Viktor. - Jeżeli odbierzesz ofierze klucz do rzeźni, może przejść obok niej. Choć aby poznać prawdę o swoim losie, będzie musiała odnaleźć tylne wejście i wmieszać się pośród rzeźników...Myślę, że taka analogia jest dobra do twojej sytuacji. - odparł Viktor podnosząc z stołu tabletkę i ściskając ją w rękach.
Z wnętrza zaczął wypływać strumyk zielonego płynu, który począł wypalać dziurę w stole niczym kwas. - Nasza rzeźnia nazywa się konspektem.
- Nie widzę dlaczego bycie u boku Mulcha i pozostałych miałoby być gorsze od tamtej latającej wyspy - powiedział Yami.
Spojrzał na Viktora z szerokim uśmiechem na ustach, odsłaniajac tym samym swe białe zęby. Sytuacja była dziwna, a blondyn coraz rzadziej byl pewien, co dokładnie powinien, oraz, co gorsza, co chce robić w tym właśnie świecie.
- Nie miałem nic przeciwko wyspie, ale... - zawachał się blondyn. - Teraz jestem tutaj, i raczej nie jestem w pozycji, by samodzielnie powrócić? - dodał.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak nienaturalna jest jego pozycja w jadącej ślimaczym tempem limuzynie. Usiadł. Dłonie znalazły się na jego kolanach, dając chociaż pozorne uczucie bycia bogiem.
- Twierdzisz więc, że nie tyle dałeś mi życie, co w Mulchowym sposobie pojmowania świata uczyniłeś mnie “bogiem” - blodnyn wziął głębszy oddech, jakby jego usta miały problem wypuścić z siebie nastepne słowa.
- By stwierdzić co się stanie? - nawet jeśli ton głosu Yamiego uległ gwałtownej zmianie, zaś negatywne uczucia zaczynały dominować jego mowę ciała, to w głębi umysłu twierdził, że uczynki Vikotra zawiazują się w rozległej definicji słowa “Cool”.
- By stwierdzić czy stanie się to, czego bym chciał. - sprecyzował Viktor. - Aczkolwiek nie obchodzi mnie co oprócz tego mogłoby mieć miejsce. - dodał po chwili. - ludzie w tych czasach są niezwykle żałośni. Nie widzę nic złego w próbie obudzenia ich do dalszego rozwoju. Wręcz przeciwnie. Coś co ich poruszy jest niezbędne, nie sądzisz?
- W moim prywatnym przypadku było to nieco więcej, niż byle danie mi motywacji - stwierdził uczciwie Yami. Nie mógł nic zrobić Viktorowi, był mu wdzięczny z całego serca.
- Dałeś mi żywot, chociaż może właśnie to... jest pierwszym darem i motywacją, którą dostaje człowiek? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Zgadza się. W rzeczywistości wszyscy ludzie rodzą się martwi. - stwierdził Viktor. - Nie mają w sobie nic. Małe, bezwartościowe stworzenia. Potem dorastają i co się z nimi dzieje? Społeczeństwo pracuje ciężko aby zabić wszelkie ich ambicje. Tak jest od wieków. Ciężko pracujecie na bycie nieumarłymi, na nienawiść do życia. A może raczej...oni. Bo z tego co widzę, ty chcesz żyć, nieprawdaż? - zapytał
- Wystraczająco długo czerpałem swój żywot z najwspanialszych dzieł literatury, jak i widząc wyczyny moich rodziców. - stwierdził po dłuższej chwili blondyn. Czas mijał. Żadna odpowiedź nie była prosta, czy też płynna. Każda niosła za sobą nie tylko następstwa, ale i przyczyny. Tak wiele rzeczy było do rozważenia przy każdej z nich, jednak czy którakolwiek była warta przedłużania chwili?
- Może to, co ja nazywam życiem inni obarczyliby mianem raju, Nirvany, spełnienia? - blondyn podzielił się swoim spostrzeżeniem z panem jego sennych wizji.
Nagle blondyn rozluźnił ręce, kładąc je na fotelu, zamiast na swych kolanach. - Jeśli tak, to są głupcami, i czekają na śmierć miast na szczęście? - dodał szczerym, nieco wzmiocnionym złością głosem.
- Jeśli ktoś jest głupcem i nie szuka szczęścia, to po co istnieje? - zapytał.
Viktor uśmiechnął się.
- Po to aby sprowadzić śmierć do rzeczywistości. Aby wyeliminować Entropię. To złudzenie, sen, nierealne i pozbawione logiki marzenie. - Limuzyna zatrzymała się nagle. Czarne szyby powoli uniosły się zasłaniając widok na świat zewnętrzny.
- Nikito. - szepnął Viktor. Kobieta obok niego wstała i wyszła z limuzyny. Po chwili drzwi obok Soekiego zostały przez nią otwarte.
Viktor pogładził lekko swój podbródek. - Być może anemicznie, ale w rzeczywistości trafie wepchnąłeś siebie w nurt, którym dopłyniesz w nieco bardziej interesujące miejsca.
- Każdy ruch ma swój początek - stwierdził Soeki. Wstał, i powolnie ruszył w kierunku wyjścia. Gdy jego ciało znalazło się na tuż obok Viktora, przemówił.
- Przekaż przeprosiny Joahimowi. - rozpoczął nieco smutnym tonem. Jego oczy w końcu rozjaśniały nieco, zaś język pojawił się na zewnątrz. Wskazujący palec prawej dłoni naciągnął nieco dolną część powieki, tworzą całkiem charakterystyczny gest.
- Ale świat nie działa tak, jakby tego pragnął. - dodał, wyskakując z limuzyny. Spojrzał w kierunku Nikity. To imię, chociaż jej posiadaczka była tak krótko znana przez Yamiego, dawała nieco wspomnień.
 
Zajcu jest offline