Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 19:48   #32
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Naukowiec był tak zaskoczony widokiem dziewczyny, że nieomal spadł z budynku i jedynie szaleńcze machanie rękami uratowało go przed niemal pewną śmiercią.
- Tanu! - zawołał lecąc jej na spotkanie, by chwycić ją w objęcia. - Moja mała, troskliwa Tanu! To musiało być dla ciebie niezwykle trudne! Jesteś naprawdę odważna! Dziękuję że nie zostawiłaś mnie na pastwę losu!
Wyglądało, na to że po dzielnym wystąpieniu Henrego odwaga opuściła go niemal tak szybko jak się pojawiła.
- Jesteś pewna że dasz sobie radę? - zapytał puszczając w końcu koleżankę. - Tam na dole wszystko wygląda jeszcze gorzej niż tu.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jestem pewna, że mam lepszy potencjał od ciebie. - skomentowała. - Ch...choć nie znaczy to, że bez ciebie coś osiągnę. P..prowadź proszę. - rzekła odwracając wzrok od naukowca. - Ci cali rycerze...są czarni? Lada moment będzie zmrok....będziemy w stanie ich w ogóle dostrzec? - spytała niepewna siebie.
- Masz rację - przytaknął Mason z poważną miną spoglądając na miejską scenerię spowitą w czerwieni zachodzącego słońca. - W takich warunkach ciężko będzie ich unikać, a skoro są zasilani przy pomocy energii PSI to nie sądzę aby potrzebowali snu. Na razie powinniśmy znaleźć jakieś schronienie w którym będziemy mogli przeczekać noc.
Naukowiec rozejrzał się dookoła z zastanowieniem, gdy już po chwili wpadło mu coś do głowy.
- Właściwie to miejsce powinno być dość bezpieczne - rzekł, po czym szybko nawiązał kontakt z Juliet. - Asystentko, czy mogłabyś nam przesłać kilka koców i poduszek? Dzisiaj zamierzam nocować pod gołym niebem.
- Pod gołym niebem? - zdziwiła się fioletowowłosa holograficzna dziewczyna. - Gdzieś ty polazł. Nadajnik pokazuje że jesteś... w Grenlandii? Co do diabła? Czy to nie tam niedawno nastąpiły te ataki terrorystyczne?
- Zgadza się - potwierdził Henry. - Byliśmy na wycieczce klasowej, która delikatnie mówiąc... wymknęła się spod kontroli. Jutro rano ci wszystko opowiem.
- No dobrze, mam tylko nadzieję że nie z twojej winy.
Juliet westchnęła z rezygnacją, zaś kilka minut później dwójka kadetów miała do dyspozycji wygodną pościel, dzięki której mogli we w miarę komfortowych warunkach przespać noc.
Tanu przyglądała się pościeli krótką chwilę, po czym lekko się uśmiechnęła.
- Dziękuję. - powiedziała spokojnie po czym...oddaliła się od Henriego o dobre pół długości dachu, gdzie zaczęła rozkładać swój śpiwór.
Naukowiec zaś rozłożył ręce i pokręcił głową z delikatnym uśmiechem, po czym również zajął się szykowaniem sobie posłania.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, to daj znać! - zawołał jeszcze do Tanu, a po namyśle dodał: - Albo gdyby coś cię obudziło! Nie chcę zostać pożarty przez jakiegoś potwora!
Po tych słowach Henry ułożył się wygodnie z dala od wejścia windy skąd wciąż roztaczał się odór gnijących ciał, który nawet kogoś takiego jak on przyprawiał o mdłości.
Leżąc i przypatrując się niebu Henry spostrzegł w pewnym momencie spadającą gwiazdę. Wyglądała dosyć uroczo.
Rozglądając się także, dostrzegł Tanu. Siedzącą i przytulającą do siebie katanę pneumatyczną, jak gdyby zaraz miała być zmuszona do jej użycia. Dziewczyna wyraźnie nie wyglądała na dość zrelaksowaną, aby tą noc przespać.
Chłopak westchnął zrezygnowany, po czym wstał i bez słowa przeniósł swoje leże bliżej dziewczyny, tak że dzieląca ich odległość zmalała do zaledwie dwóch metrów.
- Pomyślałaś życzenie? - zapytał spoglądając rozmarzonym wzrokiem na nocne niebo. - Ja mam tylko nadzieję, że uda nam się wrócić do akademii w jednym kawałku. Ale oczywiście nie tego sobie zażyczyłem, bo teraz by się nie spełniło, więc ty możesz to zrobić za nas oboje - rzekł, przenosząc wzrok na Tanu, uśmiechając się przy tym do niej zachęcająco.
- Życzyłam sobie abyśmy nie zostali pożarci przez jakiegoś potwora. - odpowiedziała zaciskając katanę jeszcze bardziej. - Zaraz...tego nie wolno wygadywać!? - dopytała spoglądając błagalnie na Henriego.
- Heh... nie masz się o co martwić. Moje życzenie aby się spełnić wymaga abyśmy oboje przeżyli... przynajmniej do ukończenia akademii - uspokoił prędko dziewczynę. - Ale wiesz... wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że ze wszystkich kadetów ty najbardziej chciałaś mi pomóc. Czy poza moją nieodpartą charyzmą miałaś jeszcze jakiś powód żeby wyskoczyć z tego helikoptera?
- Powiedziałeś, że jesteśmy drużyną. - zauważyła Tanu. - Nie mam zamiaru o tym zapomnieć. - dziewczyna podniosła dłoń, wysuwając mały paluszek do przodu. - Obiecaj mi, że znajdziemy pozostałych i wyjdziemy z tego razem.
- Jako naukowiec nie mogę kłamać - stwierdził Henry, kręcąc głową, jakby pouczał małe dziecko. - Prawdę mówiąc nie wiem czy uda nam się kogokolwiek odnaleźć, ani czy wyjdziemy z tego żywi.
Usta naukowca skrzywiły się lekko na tę myśl, jednak szybko odzyskał pewność siebie, chcąc dodać otuchy Tanu.
- Mogę ci jednak obiecać, że na pewno zrobię wszystko co w mojej mocy aby nasza misja odniosła sukces. Może nie jestem zbyt silny, ale użyję całego swojego intelektu by zapewnić nam bezpieczeństwo i jak najszybszy powrót. Nigdy też nie stracę wiary w to że możemy zwyciężyć, obojętnie jakie przeszkody nie staną na naszej na drodze. Więc... jeśli nie wierzysz w siebie, to zawsze możesz wierzyć we mnie - na zakończenie Henry wyciągnął rękę spod koca, zbliżając swój mały palec do drobnej dłoni dziewczyny. - Jak to brzmi?
Tanu wciągnęła nieco powietrza w usta, napełniając nim policzki. Mina ta wyrażała masę oburzenia. Była jednak równocześnie zabawna. - Niewystarczająco dobrze. - stwierdziła w końcu zabierając swoją dłoń. - Zresztą...przepraszam...nie powinnam tyle wymagać. - zauważyła dziewczyna. - I tak sama nic nie zdziałam.
Po chwili niezręcznego milczenia Henry w końcu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem.
- Tak, słaby naukowiec nie mający pojęcia o operacjach wojskowych i adeptka sztuk walki bojąca się własnego cienia jako samozwańczy bohaterowie. Nie ma co, Borys i Soeki się uśmieją gdy zobaczą kto przyszedł im na ratunek!
Henry śmiał się jeszcze przez jakiś czas, a jego głos cichł powoli w otaczającym ich zmroku aż naukowiec znowu spoważniał.
- Co nie zmienia faktu że jesteśmy ich ostatnią nadzieją - kontynuował. - Akademia spisała ich już na straty, więc wątpię czy wyślą prawdziwą misję ratunkową. Jeśli my ich nie odnajdziemy, to nikt tego nie zrobi. Poza tym chyba wolę już umrzeć niż zadzwonić do Yokiego żeby nas odebrał i oglądać przez następne trzy lata jego pogardliwą minę... To jest, o ile nie zostaniemy oskarżeni o dezercję i wyrzuceni z akademii. Więc jakby nie patrzeć jest to nasza jedyna szansa, bo inaczej mamy przerąbane na całej linii.
- Nie sądzę aby Soeki był w okolicy. Z tego co mówili ktoś go przeteleportował. - wyjaśniła Tanu patrząc w niebo. - Tak właściwie to możemy liczyć tylko na znalezienie Borysa albo Matta. - spostrzegła.
- Chyba, że dopisze nam szczęście - stwierdził naukowiec po dłuższym namyśle. - Teleportacja to bardzo zaawansowana forma PSI, a im większy dystans się pokonuje, tym ciężej kontrolować jej efekty. Więc jeśli Soeki został przeniesiony poza miasto, to wiadomo że mamy do czynienia z wyjątkowo potężnym psionikiem. Jednak nawet tak wyrafinowane PSI musiało zostawić za sobą jakiś ślad, więc inny dostatecznie uzdolniony psionik powinien być w stanie odkryć cel ich teleportacji. Aczkolwiek nie wydaje mi się byśmy takiego napotkali, więc w najgorszym razie postaramy się uratować chociaż pozostałą dwójkę.
Kończąc swój wywód Henry przewrócił się na bok i owinął ciaśniej kocem. Senność dawała o sobie znać, a dzień pełen wrażeń tylko ją pogłębiał.
- Rano zaczniemy od przeszukania pola walki. Ale najpierw upewnimy się że nie ma w pobliżu tych fanów Dartha Vadera. Są dość powolni, więc z łatwością powinniśmy ich prześcignąć na desce antygrawitacyjnej. Zobaczysz, wszystko pójdzie jak po maśle...
 
Tropby jest offline