| Francesca była bardzo zadowolona z ziarenka, które zasiała. Plan Tyssai, aby owinąć sobie wokół palca wpływowych członków gildii bardzo jej się podobał, a jeśli w dodatku kontrolowany pionek był przystojny, tym fajniej się wszystko układało. Tyle, że zaaranżowanie zmian w gildii krawieckiej wymagało cierpliwości i dobrze ułożonego planu. Zaaranżowanie nieszczęśliwego wypadku Ansbachowi mogło być łatwe, ale niczego nie gwarantowało.
Rozmyślania przerwał Francescy znajomy głos.
-Samotna kobieta nie powinna tak sama po mieście paradować. Jeszcze komuś do głowy wpadłyby głupie pomysły - to Damaza machał do niej z bocznej uliczki. Ta westchnęła, ostatnią osobą, którą chciałaby dzisiaj spotkać był właśnie on.
-Och cóż za spotkanie - wymusiła z siebie zadowoloną minę. -Póki co znam tylko jedną osobę, która odważyłaby się na tego typu inicjatywę. Właśnie ją spotkałam - uśmiechnęła się na końcu.
-Naprawdę? - półelf zmierzył wampirzycę wzrokiem. -Trudno w to uwierzyć - stwierdził, podchodząc bliżej. Francesca tylko zmrużyła przenikliwie oczy i śledziła wzrokiem podchodzącego bliżej Damazę. - Co takiego wyrwało cię od swoich obowiązków, bo przecież nie jest to przypadkowe spotkanie? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Ależ oczywiście, że to nie przypadek - zgodził się od razu złodziej. Nie miał najmniejszego zamiaru obrażać inteligencji rozmówczyni. -Ale dość o mnie. Pomówmy o tobie. Doszły mnie słuchy, że ostatnio się wzbogaciłaś.
-Wzbogaciłam? To za dużo powiedziane, zarobiłam kilka marnych groszy od to. Kobieta taka jak ja ma duże zapotrzebowania - wampirzyca dalej traktowała to jako błahostkę, aby zdenerwować półelfa.
-No, nie jestem do końca przekonany, czy miejska straż uważa tak samo - rzucił jakby nigdy nic Damaza.
-Miejska straż? Wiesz coś o czymś nie wiem? - spytała wprost.
-Wiem, że zachowałaś się jak kompletna amatorka. Wiem, że niedługo pojawią się w Nowym Mieście śliczne plakaty z twoją podobizną i wiem też, że znalezienie cię w Novigradzie zajęło mi całe trzy godziny. Strażnicy są głupsi, ale pewnie dadzą radę w dwa dni - odparł lekko, jakby kompletnie go to nie obchodziło. No, ale skoro Francesca pytała, to on odpowiedział.
- To faktycznie niesprzyjające wieści. - chwilę się zamyśliła - W rzeczy samej wiem, że podobne próby są jak najbardziej nie opłacalne. Czy mogę zrobić coś, aby gildia o tym zapomniała? - zrobiła słodką minę. - Myślę, że moje usługi mogłby się bardzo przydać, zreszta znasz mnie, wiesz do czego jestem zdolna . - Francesca doskonale zdawała sobie sprawę, że gildia posiada takie kontakty, które mogłyby jej pomóc.
-Do balowania z ludźmi, których potem okradasz? Nie powiedziałbym, żeby gildia była szczególnie zainteresowana takim zestawem umiejętności- stwierdził nonszalancko.
-Zgadzam się. To był mój ogromny błąd, taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Kobieta taka jak ja ma wiele potrzeb, więc prosiłabym o więcej zleceń na przyszłość - powiedziała skruszona.
-Proszę bardzo. Zlecenie pierwsze - oddaj coś ukradła, to ukręci się sprawie łeb. Po drugie, mogłabyś przestać paradować po mieście z rozpuszczonymi włosami i w przykrótkich kieckach, zwracając uwagę każdego mijanego mężczyzny na swój kształtny tyłeczek.
-Wszystko oddałam, znajdziesz to u naszego wspólnego znajomego pasera.
-Więc idź do czuba, zabierz świecidełka i wio. Nieszczególnie martwi mnie wizja polowania na wampiry w tym mieście... ba, może nawet w takim chaosie lepiej by się pracowało. Ale tobie to chyba nie na rękę, prawda? - Damaza potrafił być niesamowicie nieprzyjemny, jeśli chciał. A przeważnie chciał. Francesca prychnęła na te słowa.
-Nie za bardzo. Jednakże nie jestem pewna komu bardziej... - dodała ostro.Nie przejmowała się zbytnio reakcjami Damazy, doskonale wiedziała, że jest na nią zły.
-Oho, słabo zakamuflowana groźba. Moja ulubiona - uśmiechnał się mężczyzna. -Dostałaś dobrą radę. Oddaj błyskotki, kup dłuższą sukienkę i schowaj te płomienne włosy pod hustą. A co zrobisz? Cóż, to już wiesz tylko ty. - Wampirzyca westchnęła, nie odpowiedziała już nic na te szyderstwa. Zdawała sobie sprawę, że nabroiła, porządnie nabroiła. Była jednak zbyt cennym sprzymierzeńcem, aby ot tak się jej pozbywać. Damaza o tym wiedział, dlatego też nie szczędził swoich docinków. Najwyraźniej jednak stwierdził, że drażnił de Riue dostateczynie długo, by przekazać jej najważniejsze informacje. Dlatego też skłonił się lekko i jakby nigdy nic ruszył w swoją drogę, pozostawiając wampirzycy decyzję co teraz z tym wszystkim zrobić. |