Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2013, 11:50   #93
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
- Słuchajcie ludzie... nie możemy tu tak siedzieć. Ja Warren i Ur’z sprawdzimy drogę którą tu przybiegliśmy przed chwilą. Druga grupa niech obejdzie osadę. Musimy wiedzieć czy coś się na nas nie czai. - Helvgrim odezwał się w końcu, nie mógł znieść tego czekania i bezsilności. - Zgoda? - Sverrisson odpiął od pasa Hohenzolerna miecz, który był tam przytroczony i kontynuował. - Niech Friedrich, Starkad, Gottfried i Konrad będą w drugiej grupie...a Arthur zostanie z rannymi. - Krasnolud spojrzał na Arthura i kiwnął mu głową.
-To nie rozsądne. Wilki mogą was dopaść w lesie. To jest ich królestwo. Tutaj, to one są łowcami a my zwierzyną. Rozdzielanie się nie ma sensu, bo cokolwiek nie znajdziecie w lesie, nic wam to nie da...- wzruszył ramionami Starkad.

- Masz rację norsmanie... ale trzeba sprawdzić obejście, w las nie wchodzić. Jeśli wilki nie przyszły same, to ich dwunożni przyjaciele, co wyrżnęli tę osadę, mogą nam zgotować los którego nikomu bym nie życzył... a co jak nas podpalą nocą, w chałupie, kiedy będziemy spać? - Obstawał przy swoim khazad.
Zastanówmy się gdzie jesteśmy, i co uczynimy … - rzekł Wedwen, stojąc z boku i opierając się o ścianę marzył on o powrocie do matki, rodziny...
Ale wiedział on że po wypadkach z wiosennego przesilenia nigdy nie będzie mógł powrócić do rodziny......
Obstawiam że to wybrzeża Norski, może to i legendarny Albion? Z opowieści żeglarzy słyszałem że mgliście tam bywa … - kombinował oczytany akolita
Nieee -skwitował Gotfried- Za zimno...


Powiedzcie co mam zrobić a to zrobię, w tym momencie wszyscy pracujemy na to żeby przetrwać więc, co jestem w stanie zrobić to to zrobię. A jakie to jest miejsce to nie mam pojęcia, nie znam się na mapach, tym bardziej morskich - odpowiedział Warren na kwestie poruszane przez pozostałych członków grupy.


- Na święty czub Grimnira. Ludzie! - Helvgrim oburzył się nie na żarty, a jego głos zrobił się groźny... ~ czyżby ci ludzie poskradali zmysły... może to za sprawą klątwy Ulricha tak się dzieję?. Pomyślał Helv. - Nikt z nas sam nie może łazić po nocy... w ogóle... nawet za dnia. ...- Was goniły wilki, tak? - Wskazał na Friedricha i Konrada. - Mówiliście też o żywym trupie w tamtej chacie... a ludzi z tej wioski zarżnięto jak bydło... zatem musimy sprawdzić co się dzieję w tej chwili na skraju osady. Mówię wam, sprawdzimy linię lasu, obejdźmy jeszcze raz domostwa. Jeśli nie ma bezpośredniego niebezpieczeństwa wtedy wrócimy tutaj i się zabarykadujemy na noc. Wystawimy dwie warty po trzech a rano naradzimy się co dalej... jeśli dotrwamy. - Zakończył długi potok słów pesymistycznym akcentem. Zabrał się za odpalanie kolejnej pochodni, chwycił miecz i wyjrzał przez okno. - Czysto na zewnątrz... dobrze radzę. Zróbmy po mojemu. -. Rzucił jeszcze krasnolud i ruszył do drzwi.

- Warty to dobry pomysł, łażenie po lesie - kiepski - stwierdził Friedrich. - Obejść osadę trzeba, chociaż to niewiele da, ale trzeba i o tym pomyśleć, że w drewnianej chacie zgorzeć można, gdy kto drzwi zastawi i ogień podłoży.

- To nie przelewki, rozbity statek gdzieś na północy, dziesiątki ofiar, garść ocalałych,, czarnoksiężnik, wyrżnięta osada, żywe trupy - tfu splunął kapłan. - Sylvania to nie jest...

O cholera! - uderzył się w czoło Gottfried. -
Czytając stare pisma w Katedrze Marienburgu, natknąłem się na opowieści o monstrach nocy, wampirach... których domeną jest Sylvania, a co jeśli na pokładzie gdzieś taki podróżował? Co noc pożerał marynarzy, a kiedy ktoś to odkrył lub zbliżyliśmy się do jego celu......
Spowodował rozbicie statku mroczną magią ! To dlatego Modły Kapłana nie pomagały!![/i] - prawie krzyczał rozgorączkowany Wedwen. - Potem udał się do wioski,krwawo wyrżnął mieszkańców, a teraz.... - Chodził po izbie młody kapłan gorączkowo rozumując....

- Co noc pożerał? Zdurniałeś? Opanuj się i nie pleć bzdur. - Friedrich był wkurzony. Tego im trzeba było do szczęścia - durnia, co opowiadał głupoty. - Ilu ludzi, według ciebie, zniknęło podczas tego rejsu, co? Naucz się liczyć.

- Masz lepsze wyjaśnienie rzeźi, rozbicia statku, i.... braku pomocy od Mannana ??
- spytał przybity Gottfried, jak dotąd wierzący w moce swego bóstwa i jego kapłanów-
Pozatym to tylko myśli, jedno jest pewne, złe moce są zamieszane w to co tu się dzieje....

- Byłeś ty kiedyś na morzu? Albo chociaż w porcie? O statkach co się rozbiły lub zaginęły nie słyszałeś nigdy? - Friedrich wzniósł oczy ku niebu. - Za wszystkimi katastrofami stoją, według ciebie, czarnoksieżnicy?

- Jesteś światłem rozświetlającym najgłębsze mroki oceanu, Jesteś bryzą odświężającą umysł, Siłą niszczącą lądy, dodaj nam sił, wskaż nam drogę i uratuj nas panie, odegnaj od złego... - modlił się pełen wiary akolita....

- Dobra... starczy tego pierdolenia... - krasnolud zaklął, było to u niego rzadko spotykane, co dziwne zresztą biorąc pod uwagę innych przedstawicieli krępej rasy... - ...Warren, Ur’z, chodźcie ze mną. Herr Friedrchu, weź resztę ludzi. Arthur, zostań z rannymi, zamknij drzwi. Sprawdzamy osadę, dom po domu... i drogi. Za chwilę się tu spotkamy jeśli wszystko gra. Za dużo słów ludzie, za mało czynów... czas działa teraz na naszą niekorzyść. Światłość bogów gór niechaj będzie z wami. - Pożegnał się Helvgrim, spojrzał na Warrena i Ur’za, kiwnął im głową, otworzył drzwi... wyszedł i rozejrzał się na boki... ruszył w stronę linii drzew.

----

Kiedy znaleźli się na zewnątrz, khazad powiedział tylko jedno zdanie do tych którzy poszli z nim. - Pójdźmy w stronę drogi... miejcie baczenie na kapłana kiedy wrócimy... człek ten traci chyba zmysły, może to Ulrich nas przeklął. - Khazad ugryzł się w język, nie powinien wspominać o czarnoksiężniku w obecności rycerza. Jednak stało się.
Niedźwiedź już nie mógł wytrzymać. Wypalił w końcu:
-Ja się do winy nie poczuwam. Czarnoksiężnik mógł się spodziewać, że za bratanie się z Choasem i odejście od bogów czeka go śmierć. Sam był sobie winien, a Buźka nie jest dzieckiem - wiedział na co się pisze zgłaszając się do pojedynku, wiedział o realnym zagrożeniu życia i zdrowia. Ja walczyłem bez oszustw, honorowo. Winnym nie jestem. - bał się, że powiedział za dużo, ale nie mógł tego dłużej dusić w sobie.
- Prawdę powiedziałeś... dobrze że tak na to spoglądasz, to właściwe podejście, mym zdaniem. - Khazad pokiwał głową. Cieszyło go że Ur’z ma taki stosunek do całego zajścia... rycerz nie był winny niczemu... a czarnoksiężnik za to, winny był sobie sam. Tak to widział krasnolud.
-Z drugiej jednak strony - przygryzł wargę. - Co jeśli to właśnie czarnoksiężnik przywołał tego truposza z chaty? Może to trochę naiwne, nieracjonalne, ale... skoro znamy położenie wroga i mamy nad nim teoretycznie przewagę, bo siedzi w zamknięciu, to może warto by posłać go z powrotem do grobu, póki się jeszcze nie wydostał? Wszyscy byśmy spali spokojniej.
- Już nie miał co robić, tylko przywoływać truposza tam właśnie - westchnął Friedrich. - A nie mądrzej by było, gdyby przywołał cztery truposze tutaj? Byłoby efektowniej i skuteczniej.
-Nie zapominajmy, że chociaż był czarnoksiężnikiem to do potężnych się nie zaliczał. Może nie był w stanie przyzwać czterech na raz, ba może nie mógł przyzwać jednego, więc ulokował prototyp w chacie, by sprawdzić, czy trup jest w stanie przejść choćby jeden krok i się nie rozlecieć. Może prowadził tam jakieś badania na tych stworach i szykował zasadzkę? Tak czy inaczej dobrze by było dopaść to coś, zanim ono dopadnie nas.
- W tym problem, że i wilki były - powiedział Friedrich. - A z dwudziestką takich zwierzaków sobie nie poradzimy.
- O tym prawić możemy kiedy nadejdzie świt. Trzeba się będzie tej chałupie przyjrzeć dokładniej. - Dodał krasnolud.
-A czy trupy mogą chodzić po słońcu ? Ja nie wiem, wiem jednak co jest skuteczne przeciw wszystkiemu co z ognia stworzone nie jest. Ogień. Spalmy chatę z tym w środku albo samo to. Powinno zadziałać - zarzucił luźno Warren.
Krasnolud pokiwał głową na znak zgody i zrozumienia dla słów Warrena, wszak ogień potrafił niszczyć, ale i zdziałać cuda jeśli dobrze go używać.
Mężczyźni wartko przeszukali najbliższą okolicę wokół osady, oraz samą osadę. Ich uwadze nie mógł umknąć żaden szczegół, gdyż było ich dostatecznie wielu, by dostrzec niebezpieczeństwo, lub coś ważnego. Po kilkunastu minutach obchody Helv stwierdził iż wszystko jest w porządku. Mogli w miarę spokojnie powrócić do chaty, gdzie czekał Artur wraz z tymi, którzy na obchód pójść nie mogli.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 05-07-2013 o 11:52.
MrKroffin jest offline