Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2013, 18:11   #91
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Chata nie byłą zbyt wygodna i przyjemna. Wszędzie walały się jakieś stare drewniane części mebli. Jednak mogła ich schronić przed zagrożeniem ze strony wilków, których było więcej niż na początku się wydawało. Najwyraźniej wilk, którego widzieli wcześniej, poszedł po swoją watahę, a to już zwiastowało nie lada kłopoty. W starciu z taką grupą wilków nie mieli szans a do tego w nocy, nie, walka oznaczałby śmierć.

Stare drzwi zostały szybko zaryglowane przez Konrada. Wilki już mogły sobie pomarzyć o kolacji. Ale niestety Konrad z towarzyszami również. Nie mogli teraz wyjść, nie mogli w zasadzie nic zrobić a w starej chacie nie było jedzenia, a jeżeli by się znalazło to raczej nikt by się już nim pożywić nie mógł. Z Hansem było kiepsko, a to tylko pogarszało sytuację.
Konrad zwrócił uwagę na drugie drzwi, zabite deskami. Zastanawiał się, kto i po co je w taki sposób unieruchomił. Co tam może być zamknięte. Konrad przyglądał się, gdy Friedrich podchodził do drzwi, stając przy oknie i co jakiś czas obserwując wilki. Nagle w drzwi coś walnęło od drugiej strony, Friedrich odskoczył a Konrad się zaniepokoił. Sytuacja robiła się coraz gorsza. Walenie w ściany, wycie wilków, nie było dobrze. W końcu zza drzwi wyłoniła się ręka, ręka która przypominała trupią, ale była niezwykle ruchliwa, jak na trupa. Konrad nie mógł tego pojąć. Tam był zamknięty żywy trup?

Altman rzucił szybko pomysłem by trzymać blisko pochodnię, by wilki nie podeszły, i dali nogę do obozu. Konrad nie oglądał się za siebie. Nie patrzył czy wilki biegną za nimi i czy zaraz nie skoczą im do gardeł, nie patrzył czy trup wyszedł albo czy wilki go zjadły. Myślał tylko o tym by jak najszybciej znaleźć się w osadzie.

***

- Cholera wie co to było. Przypominało trupa... albo nawet i nim było, ale kto go tam zamknął i dlaczego wcześniej nie wylazł? - rzucił pytaniem do towarzystwa. Nie oczekiwał teraz odpowiedzi. - Tej nocy warta będzie niezbędna. - powiedział i wyszedł z chaty by poobserwować okolicę.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 03-07-2013, 17:01   #92
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Hans ledwo kontaktował. Gorączka utrudniała myślenie i osłabiła całkowicie organizm, tak iż nie mógł już nawet powłóczyć nogami. Mógł jedynie trząść się z zimna które ogarnęło jego ciało. Niczym przez mgłę pamiętał chatkę

- Zostawiliśmy tam kogoś, zostawiliśmy – zamajaczył leżąc już w jednej z chałup.

Nie miał świadomości ani co mówi ani do kogo, pamiętał jednak pośpiech z jaką opuszczali chatkę myśliwego

Szybciej, szybciej – zdawał się poganiać niewidzialnych towarzyszy, jak gdyby wciąż jeszcze uciekali z tamtej chatki.

- Nie , nie znalazłem, szukałem - odpowiadał Helvgrimowi na nie zadane pytanie.

Po czym przełykając ciepły dobry trunek podany mu przez kamrata zasnął na jakiś czas.

Śnił mu się sztorm, ten sam który zatopił ich statek. Walczył z lodowatą wodą starając się dopłynąć do brzegu, jednak ten oddalał się zamiast przybliżać. Fala musiała go cały czas ściągać ku morzu. Aż w końcu utonął gdy zabrakło mu sił.

Ci którzy obserwowali człowieka widzieli, że ciężko kaszle i miota się w łóżku. Helvgrim co jakiś czas przykrywał Hansa który walcząc z falami zrzucał z siebie koc. W końcu walka ustała, oddech stał się jakby bardziej miarowy i spokojny, mniej ochrypły i świszczący. Najważniejsza była jednak ta noc , organizm Hansa był wszak jeszcze młody, przez lata zaprawiony zdrowotnymi ziołami, które często na siłę wciskała mu jego matka. Być może dlatego wciąż jeszcze żył? Teraz kiedy błogi sen ogarnął go do reszty nie musiał myśleć o niczym co było zbawienne same w sobie w porównaniu z wysiłkiem jaki do tej pory musiał wkładać w przeżycie. Choć raz nic już nie zależało od niego i mógł spokojnie przyjąć co mu los ześle.
 
Eliasz jest offline  
Stary 05-07-2013, 11:50   #93
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
- Słuchajcie ludzie... nie możemy tu tak siedzieć. Ja Warren i Ur’z sprawdzimy drogę którą tu przybiegliśmy przed chwilą. Druga grupa niech obejdzie osadę. Musimy wiedzieć czy coś się na nas nie czai. - Helvgrim odezwał się w końcu, nie mógł znieść tego czekania i bezsilności. - Zgoda? - Sverrisson odpiął od pasa Hohenzolerna miecz, który był tam przytroczony i kontynuował. - Niech Friedrich, Starkad, Gottfried i Konrad będą w drugiej grupie...a Arthur zostanie z rannymi. - Krasnolud spojrzał na Arthura i kiwnął mu głową.
-To nie rozsądne. Wilki mogą was dopaść w lesie. To jest ich królestwo. Tutaj, to one są łowcami a my zwierzyną. Rozdzielanie się nie ma sensu, bo cokolwiek nie znajdziecie w lesie, nic wam to nie da...- wzruszył ramionami Starkad.

- Masz rację norsmanie... ale trzeba sprawdzić obejście, w las nie wchodzić. Jeśli wilki nie przyszły same, to ich dwunożni przyjaciele, co wyrżnęli tę osadę, mogą nam zgotować los którego nikomu bym nie życzył... a co jak nas podpalą nocą, w chałupie, kiedy będziemy spać? - Obstawał przy swoim khazad.
Zastanówmy się gdzie jesteśmy, i co uczynimy … - rzekł Wedwen, stojąc z boku i opierając się o ścianę marzył on o powrocie do matki, rodziny...
Ale wiedział on że po wypadkach z wiosennego przesilenia nigdy nie będzie mógł powrócić do rodziny......
Obstawiam że to wybrzeża Norski, może to i legendarny Albion? Z opowieści żeglarzy słyszałem że mgliście tam bywa … - kombinował oczytany akolita
Nieee -skwitował Gotfried- Za zimno...


Powiedzcie co mam zrobić a to zrobię, w tym momencie wszyscy pracujemy na to żeby przetrwać więc, co jestem w stanie zrobić to to zrobię. A jakie to jest miejsce to nie mam pojęcia, nie znam się na mapach, tym bardziej morskich - odpowiedział Warren na kwestie poruszane przez pozostałych członków grupy.


- Na święty czub Grimnira. Ludzie! - Helvgrim oburzył się nie na żarty, a jego głos zrobił się groźny... ~ czyżby ci ludzie poskradali zmysły... może to za sprawą klątwy Ulricha tak się dzieję?. Pomyślał Helv. - Nikt z nas sam nie może łazić po nocy... w ogóle... nawet za dnia. ...- Was goniły wilki, tak? - Wskazał na Friedricha i Konrada. - Mówiliście też o żywym trupie w tamtej chacie... a ludzi z tej wioski zarżnięto jak bydło... zatem musimy sprawdzić co się dzieję w tej chwili na skraju osady. Mówię wam, sprawdzimy linię lasu, obejdźmy jeszcze raz domostwa. Jeśli nie ma bezpośredniego niebezpieczeństwa wtedy wrócimy tutaj i się zabarykadujemy na noc. Wystawimy dwie warty po trzech a rano naradzimy się co dalej... jeśli dotrwamy. - Zakończył długi potok słów pesymistycznym akcentem. Zabrał się za odpalanie kolejnej pochodni, chwycił miecz i wyjrzał przez okno. - Czysto na zewnątrz... dobrze radzę. Zróbmy po mojemu. -. Rzucił jeszcze krasnolud i ruszył do drzwi.

- Warty to dobry pomysł, łażenie po lesie - kiepski - stwierdził Friedrich. - Obejść osadę trzeba, chociaż to niewiele da, ale trzeba i o tym pomyśleć, że w drewnianej chacie zgorzeć można, gdy kto drzwi zastawi i ogień podłoży.

- To nie przelewki, rozbity statek gdzieś na północy, dziesiątki ofiar, garść ocalałych,, czarnoksiężnik, wyrżnięta osada, żywe trupy - tfu splunął kapłan. - Sylvania to nie jest...

O cholera! - uderzył się w czoło Gottfried. -
Czytając stare pisma w Katedrze Marienburgu, natknąłem się na opowieści o monstrach nocy, wampirach... których domeną jest Sylvania, a co jeśli na pokładzie gdzieś taki podróżował? Co noc pożerał marynarzy, a kiedy ktoś to odkrył lub zbliżyliśmy się do jego celu......
Spowodował rozbicie statku mroczną magią ! To dlatego Modły Kapłana nie pomagały!![/i] - prawie krzyczał rozgorączkowany Wedwen. - Potem udał się do wioski,krwawo wyrżnął mieszkańców, a teraz.... - Chodził po izbie młody kapłan gorączkowo rozumując....

- Co noc pożerał? Zdurniałeś? Opanuj się i nie pleć bzdur. - Friedrich był wkurzony. Tego im trzeba było do szczęścia - durnia, co opowiadał głupoty. - Ilu ludzi, według ciebie, zniknęło podczas tego rejsu, co? Naucz się liczyć.

- Masz lepsze wyjaśnienie rzeźi, rozbicia statku, i.... braku pomocy od Mannana ??
- spytał przybity Gottfried, jak dotąd wierzący w moce swego bóstwa i jego kapłanów-
Pozatym to tylko myśli, jedno jest pewne, złe moce są zamieszane w to co tu się dzieje....

- Byłeś ty kiedyś na morzu? Albo chociaż w porcie? O statkach co się rozbiły lub zaginęły nie słyszałeś nigdy? - Friedrich wzniósł oczy ku niebu. - Za wszystkimi katastrofami stoją, według ciebie, czarnoksieżnicy?

- Jesteś światłem rozświetlającym najgłębsze mroki oceanu, Jesteś bryzą odświężającą umysł, Siłą niszczącą lądy, dodaj nam sił, wskaż nam drogę i uratuj nas panie, odegnaj od złego... - modlił się pełen wiary akolita....

- Dobra... starczy tego pierdolenia... - krasnolud zaklął, było to u niego rzadko spotykane, co dziwne zresztą biorąc pod uwagę innych przedstawicieli krępej rasy... - ...Warren, Ur’z, chodźcie ze mną. Herr Friedrchu, weź resztę ludzi. Arthur, zostań z rannymi, zamknij drzwi. Sprawdzamy osadę, dom po domu... i drogi. Za chwilę się tu spotkamy jeśli wszystko gra. Za dużo słów ludzie, za mało czynów... czas działa teraz na naszą niekorzyść. Światłość bogów gór niechaj będzie z wami. - Pożegnał się Helvgrim, spojrzał na Warrena i Ur’za, kiwnął im głową, otworzył drzwi... wyszedł i rozejrzał się na boki... ruszył w stronę linii drzew.

----

Kiedy znaleźli się na zewnątrz, khazad powiedział tylko jedno zdanie do tych którzy poszli z nim. - Pójdźmy w stronę drogi... miejcie baczenie na kapłana kiedy wrócimy... człek ten traci chyba zmysły, może to Ulrich nas przeklął. - Khazad ugryzł się w język, nie powinien wspominać o czarnoksiężniku w obecności rycerza. Jednak stało się.
Niedźwiedź już nie mógł wytrzymać. Wypalił w końcu:
-Ja się do winy nie poczuwam. Czarnoksiężnik mógł się spodziewać, że za bratanie się z Choasem i odejście od bogów czeka go śmierć. Sam był sobie winien, a Buźka nie jest dzieckiem - wiedział na co się pisze zgłaszając się do pojedynku, wiedział o realnym zagrożeniu życia i zdrowia. Ja walczyłem bez oszustw, honorowo. Winnym nie jestem. - bał się, że powiedział za dużo, ale nie mógł tego dłużej dusić w sobie.
- Prawdę powiedziałeś... dobrze że tak na to spoglądasz, to właściwe podejście, mym zdaniem. - Khazad pokiwał głową. Cieszyło go że Ur’z ma taki stosunek do całego zajścia... rycerz nie był winny niczemu... a czarnoksiężnik za to, winny był sobie sam. Tak to widział krasnolud.
-Z drugiej jednak strony - przygryzł wargę. - Co jeśli to właśnie czarnoksiężnik przywołał tego truposza z chaty? Może to trochę naiwne, nieracjonalne, ale... skoro znamy położenie wroga i mamy nad nim teoretycznie przewagę, bo siedzi w zamknięciu, to może warto by posłać go z powrotem do grobu, póki się jeszcze nie wydostał? Wszyscy byśmy spali spokojniej.
- Już nie miał co robić, tylko przywoływać truposza tam właśnie - westchnął Friedrich. - A nie mądrzej by było, gdyby przywołał cztery truposze tutaj? Byłoby efektowniej i skuteczniej.
-Nie zapominajmy, że chociaż był czarnoksiężnikiem to do potężnych się nie zaliczał. Może nie był w stanie przyzwać czterech na raz, ba może nie mógł przyzwać jednego, więc ulokował prototyp w chacie, by sprawdzić, czy trup jest w stanie przejść choćby jeden krok i się nie rozlecieć. Może prowadził tam jakieś badania na tych stworach i szykował zasadzkę? Tak czy inaczej dobrze by było dopaść to coś, zanim ono dopadnie nas.
- W tym problem, że i wilki były - powiedział Friedrich. - A z dwudziestką takich zwierzaków sobie nie poradzimy.
- O tym prawić możemy kiedy nadejdzie świt. Trzeba się będzie tej chałupie przyjrzeć dokładniej. - Dodał krasnolud.
-A czy trupy mogą chodzić po słońcu ? Ja nie wiem, wiem jednak co jest skuteczne przeciw wszystkiemu co z ognia stworzone nie jest. Ogień. Spalmy chatę z tym w środku albo samo to. Powinno zadziałać - zarzucił luźno Warren.
Krasnolud pokiwał głową na znak zgody i zrozumienia dla słów Warrena, wszak ogień potrafił niszczyć, ale i zdziałać cuda jeśli dobrze go używać.
Mężczyźni wartko przeszukali najbliższą okolicę wokół osady, oraz samą osadę. Ich uwadze nie mógł umknąć żaden szczegół, gdyż było ich dostatecznie wielu, by dostrzec niebezpieczeństwo, lub coś ważnego. Po kilkunastu minutach obchody Helv stwierdził iż wszystko jest w porządku. Mogli w miarę spokojnie powrócić do chaty, gdzie czekał Artur wraz z tymi, którzy na obchód pójść nie mogli.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 05-07-2013 o 11:52.
MrKroffin jest offline  
Stary 09-07-2013, 03:09   #94
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Arthur wciąż walczył. Walczył sam ze sobą, ze swoim organizmem, wykorzystywał każdą resztkę siły woli na to by sobie cokolwiek przypomnieć. Gdy reszta udała się na poszukiwania lekarstwa dla Buźki on został przy rannym towarzyszu. Nie wiele mógł zrobić, nic nie mógł zrobić. Było tak samo jak z Ulrichem. Nienawiść jaka w tym momencie gorała w jego sercu do reszty ocalałych była nie wyobrażalna. Nienawidził ich i gdyby od powodzenia ich wyprawy nie zależało życie Buźki życzył by im wszystkim śmierci, tragicznej, długiej i jak najbardziej bolesnej. Jęki rannego, jakie ten w agonii wydawał, szybko sprowadziły jednak mężczyznę na ziemię. Panikował, bał się jak diabli. Chciał zająć czymś myśli, zapomnieć o tym co się dziś wydarzyło. Los jednak był dla Arthura okrutny. Bowiem te tragiczne wydarzenia, były jego jedynymi wspomnieniami. Oraz wychudzony wilk, który nawiedził jego myśli, wtedy na plaży.

Czas ciągnął się niesłychanie, zdawało się, że od wyjścia reszty minęły godziny, ba dni całe, gdy wtem do uszu jego dotarły odgłosy ludzkie dobiegające z lasu. Grupa wróciła, przynosząc wywar leczniczy. Byli podekscytowani, przerażeni i nie pewni tego co sami rzekomo przeżyli. Arthur na wieść o ich niedoli poczuł wewnętrzną radość, gdy jednak zrozumiał co go tak bawi, poczuł obrzydzenie do siebie samego. Nie, to nie było możliwe by był taki sam jak oni. To przez to przeklęte miejsce tak się zachowywał. Zapragnął nagle być gdzieś indziej, najlepiej gdzieś na drugim krańcu świat jeśli ów istniał.

Nie wiedząc kiedy grupa znów postanowiła opuścić chatę. Nikt nawet nie spytał się go o zdanie czy odpowiada mu pilnowanie rannych. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu, w końcu Buźka też się nim zajął pierwszego dnia. Po prostu ton krasnoluda, który brzmiał bardziej jak rozkaz strasznie go denerwował. Poczekał jednak w ciszy, aż wszyscy opuszczą chatę i zabarykadował drzwi. Dopiero wtedy zorientował się, że oprócz rannego przyjaciela w chacie został jeszcze Hans. Był chory, jego ciało ewidentnie trawiła gorączka, a jego stan wydawał się być poważnym. Arthur stanął nad jego legowiskiem i zmierzył nieprzytomnego mężczyznę wzrokiem. To on to wszystko zaczął, to przez niego Ulrich zginął, a Buźka leżał na wpół żyw. Żądza mordu napłynęła nie oczekiwanie, nawet nie wiedział kiedy jego ręce pomknęły w kierunku Hansa. Dłonie oplotły jego rozpaloną szyję, a kciuki delikatnie zacisnęły się na krtani. Teraz miał idealną okazję, aby się zemścić. Mógł go udusić, a reszcie powiedzieć iż Hans zmarł na wskutek choroby. Gdy Hans coraz ciężej zaczął łapać powietrze, nagły impuls kazał rozluźnić uścisk na szyi mężczyzny. Ręce puściły szyję chorego, który z trudem zaczerpnął ponownie powietrze. Arthur pochylił się i wyszeptał do ucha chorego.

- Nie jestem mordercą, nie jestem taki jak wy, tchórzliwy i paskudny. Pamiętaj, że się zlitowałem nad tobą, okazałem ci to czego ty nie potrafiłeś okazać drugiemu człowiekowi. Darowałem ci życie, choć na to nie zasługujesz.

Przez resztę nocy już więcej nie odwiedził Hansa, siadł przy łóżku buźki i wpatrzony w swoje ręce dostrzegł iż oczy znów nabiegły mu łzami. Musiał być żałosnym człowiekiem przed katastrofą. Płakał już drugi raz tego dnia, czuł swoją niemoc, a fakt że przed chwilą usiłował zabić chorego nieprzytomnego mężczyznę, obdarł go z resztek poczucia własnej wartości i szacunku do siebie. Brzydził się siebie i poczuł do siebie odrazę o wiele większą niż ta, którą darzył resztę ocalałych.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 10-07-2013, 17:28   #95
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Noc minęła w miarę spokojnie. Tylko majaczący od ogromnej gorączki Hans, czasami wzbudzał uwagę czuwającej nad chorym i rannym osoby, która miała akurat wartę. Tuż przed świtem Helvgrim w towarzystwie Albrechta udali się sprawdzić, czy coś wpadło w sidła. Los się do nich uśmiechnął. W jednej z pułapek leżała dogorewająca już sarenka. Niewielka, chudzinka lecz zawsze można było posilić potrzebujących i ugotować na mięsie jakąś zupę dla grupy rozbitków. Krasnolud nie miał litości dla zwierzęcia, wszak wiedział dokładnie po co zastawia sidła poprzedniego wieczora. Ciosem toporka ukrócił cierpienia zwierzęcia, by w końcu z pomocą Niedźwiedzia zanieść truchło do osady.
Dzień zapowiadał się słoneczny i ciepły, mimo silnego i porywistego wiatru z wschodu. Szybki zwiad wokół osady pozwolił stwierdzić iż żadne dzikie zwierzęta (nieszczęsnej sarny nie wliczając) nie kręciły się w pobliżu nocą.

-Obudził się...- Stakrad uśmiechnął się do Helvgrima, kiedy ten spytał o stan zdrowia Buźki. Człek faktycznie otwarł oczy, był w pełni świadomy i choć potężna rana na piersi za sprawą magicznego eleiksiru zasklepiła się znacznie, to jednak człek uważać musiał, by rana znów się nie otworzyła. Wystarczył najdrobniejszy wysiłek, zbyt szybki ruch, lub każdy inny błachy powód aby krew znów wyciekła z torsu mężczyzny.
Gorzej było z drugim Hansem. Ten swe poświęcenie dla przyjaźni z Helvgrimem przypłacił potężną gorączką, która nie miała zamiaru odpuścić. Mężczyzna trząsł się cały, szczerkając zębami. Jego blada skóra raz po raz obsypywała się ciarkami zaś żyłki na skroni i nadgarstkach pulsowały bardzo słabo i lekko.

-Co robimy? Chcecie pójść do tej chaty, w której wczoraj byli?- spytał Starkad, oprawiając z skóry sarnę. Znał się na tym. Z pewnością w rodzinnych stronach robił to nie raz. Po za tym tutaj, każda skóra dawała szanse na przeżycie, chociażby by okryć nią schorowanego Hansa.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-07-2013, 19:51   #96
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Sarna to było nie byle co. Choć młoda i niewielka, to mięsa na niej było na tyle by cała dziewiątka ludzi i jeden dawi mieli żywności na dwa, może trzy dni, jeśli będą oszczędni i użyją miesiwa do ugotowania solidnej zupy. Jednak khazad postanowił z mięsa zrobić pieczyste... potrzebne im było nie tylko mięso ale i nadzieja... trzeba było podnieść morale, a cóż robi to lepiej niż dziczna z rożna. Helvgrim zajął się zatem mięsem, a Starkad wyprawianiem skóry. To był uczciwy podział obowiązków.

Krasnolud nie marnował niczego choć na pichceniu nie znał się zbyt dobrze... ale jajko ugotować czy kawał mięsa upiec, to potrafiło nawet dziecko. Serce, nerki, płuca, wątroba i mózg...to Helv włożył do dużej drewnianej misy i umył dokładnie. Wątrobę podsmażył i podzielił na dwie porcje. Po jednej dla każdego z rannych. Buźka przyjął półmisek, widać było że wraca już do zdrowia. Eliksir znaleziony przez Friedricha musiał być naprawdę potężny, Helv liczył zatem na to że i Hansowi pomoże. Ten ostatni był bardzo chory. Wciąż trząsł się i majaczył we śnie. Sverrisson zbudził go i otarł mu czoło z potu. Smażoną sarnięcą wątrobę, krasnolud musiał kawałkami wpychać w usta starego druha. Napoił go też świeżą wodą, przyniesioną ze strumienia i owinął kocem.

Wkrótce do sporego sagana, krasnolud wrzucił pokrojone podroby i dopełnił wodą. Do mieszanki zostały wrzucone też kawałki suszonych ryb. Zupa gotowała się powoli nad ogniem. Helv mieszał ją od czasu do czasu. Poprosił również Konrada czy mógłby on poszukać jakiś warzyw lub jadalnych korzonków w pobliżu osady... skoro nie było tam leczniczych ziół, to może znajdzie cię choć jeden korzonek chrzanu lub pokrzywa. To zawsze poprawiło by smak polewki. W między czasie, Sverrisson wypłukał dokładnie sarnę w strumieniu, wypachał ją liśćmi i obłożył gałeziami. To miała być wieczorna uczta.

Reszta dnia upływała spokojnie choć wszyscy mieli chyba bardzo kiepskie humory, nie dziwiło to Helvgrima. Coś było w tym lesie i to coś nie chciało ich tutaj, tak jak nie chciało porzednich osadników. Różnica była jedynie taka lub aż taka, że ani Helv ani żaden z jego kompanów zostać tu nie chcieli, a poprzedni mieszkańcy tej wioski planowali tu chyba życie. Wszystko zostało postanowione zatem. Kiedy tylko Burden i Hohenzolern staną o własnych siłach... wtedy wszyscy ruszą wzdłuż drogi... mając nadzieję że czeka tam ich jakieś zbawienie.

Przygotowanie sporego zapasu drewna na opał, rozstawienie sideł wokół strumienia, przyniesienie kilku flaszek i bukłaków wody...oraz dozór nad bulgoczacym w garze bulionem, na tych zajęciach Helvgrim spędził większość dnia. Później skonstruował prosty rożen, aby wieczorem upiec sarnę. Kiedy zaś zupa była gotowa, krasnolud z Gór Skadi, nalał jej miskę i poszedł nakarmić nią Hansa. Było to trudne zadanie, ale udało się. Sverrisson dbał by w chałupie było wciąż ciepło, tego przecież potrzebowali ranni. Tym spsobem, na jeden być może dzień, dumny wojownik z ośnieżonych szczytów świata zamienił się w opiekunkę, kucharkę i gosposię... ale tego wymagała sytuacja.

Starkad wkońcu oznajmił że Buźka jest już na nogach i choć wciąż był słabowity to wszystko wskazywało na to że odważny marynarz będzie żywy, a walka z Ur'zem zostawi na ciele marynarza jedynie ogromną bliznę i nic poza nią. Chociaż kto wie, być może Burden krył teraz urazę do rycerza... to nie byłoby dobre, w końcu wszyscy wykończą się nawazjem w tym niegościnnym miejscu.

Starkad zapytał czy wszyscy idą sprawdzić dziwną chatę w środku lasu, gdzie kryć się mógł ożywiony trup. Sverrisson przyznał że powinno sprawdzić się ten trop i przyjrzeć temu miejscu. Sam jednak postanowił zostać i opiekować się Hansem. Ktoś musiał przy nim trwać, a z Arthura nie można było robić niańki, tym bardziej że i on dochodził do siebie chyba. Trud było orzec czy stan jego umysłu się poprawił, ale fizycznie był już raczej zdrów. Ale co tam Helv wiedział o chorobach i leczeniu, prawie nic. Tak też Sverrisson zniósł z innych chat - łóżka, stoły i drzwi i zabarykadował tę jedną chatę gdzie byli ranni. Zaprosił do pomocy wszystkich chętnych. Chciał by okna całkiem zniknęły za zasłoną z drewna, a jedyne drzwi były wzmocnione i w każdej chwili gotowe do zabarykadowania ich na głucho. Oczywiście każdy mógł się też raczyć zupą na podrobach sarny. Aromat był wspaniały, mimo braku ziemniaków czy chleba, jedzenie było pyszne.

 
VIX jest offline  
Stary 13-07-2013, 22:34   #97
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Obchód zakończył się bezproblemowo, co stanowiło wystarczający powód do szczęścia. Przez resztę dnia Niedźwiedź modlił się i myślał – ostatnimi czasy tylko do tego się nadawał. Nie był zadowolony z tego co powiedział na obchodzie, tego o Ulrichu. Życie już dawno temu nauczyło go, żeby nie mówić zbyt często tego, co się myśli. Mimo to, nadal los robił z niego głupca niemogącego zapanować nad sobą w krytycznych sytuacjach. Wypowiadanie swojego zdania w towarzystwie Warrena i Friedricha, którzy stali murem za czarnoksiężnikiem mogło się obrócić przeciw niemu. Nie liczył jednak na to, aby któryś z nich był na tyle nierozważny by wszczynać z tego powodu awantury, co najwyżej pomyśleli swoje. Z samego rana planował wyruszyć na niebezpieczeństwo w chacie. Po pierwsze z racji ślubów, po drugie z przezorności. Bardzo spodobał mu się pomysł z podpaleniem chaty i zamierzał wprowadzić go w życie.

Noc nie mijała spokojnie, Niedźwiedź ciągle miewał koszmary, na skutek których często się budził. Powoli zaczynał nabierać niechęci wobec samego siebie, albowiem do niczego konkretnego się teraz nie nadawał, a mętlik w głowie trwał w najlepsze. W końcu, gdy pierwsze promienie słońca wpadły do jego chaty postanowił przejść się. Czuł się bardziej zmęczony, niż w momencie, kiedy kładł się spać. Pomimo tego zachowywał czujność. Spostrzegł Helvgrima idącego do sideł. Przyłączył się do niego z braku lepszego zajęcia i swego rodzaju sympatii, spowodowanej tym, że krasnolud jak najbardziej zdawał się być po jego stronie.

Po raz pierwszy Niedźwiedź postanowił sprawdzić stan zdrowia Buźki i Hansa. Zauważając widoczną poprawę u Burdena ucieszył się niezmiernie, jednocześnie zauważywszy, że się ocknął postanowił unikać jego osoby przez jakiś czas. Rycerz był pod wrażeniem, jak khazad dbał o Hohenzolerna. Ta para musiała wiele ze sobą przeżyć. Albrecht chciał wreszcie się do czegoś przydać, więc gdy tylko usłyszał słowa Starkada, zadeklarował, ze jeśli ktoś z nim pójdzie to postara się pozbyć nieumarłego pomiota.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 16-07-2013, 18:06   #98
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Arthur wstał ze swojego miejsca i poszedł do rycerza.

- Daj mi broń, a chętnie pójdę z toba sprawdzić tę chatę. Dość mam tylko siedzenia na tyłku.
-Pójdę z wami.- wtrącił Starkad, który miał w sobie zdecydowanie więcej wojownika niż opiekuna nad chorymi, czy strażnika osady, który może bezczynnie siedzieć w oczekiwaniu na zagrożenie, którego i tak każdy się wystrzega -Potrzebny nam będzie odpowiedni oręż, jeśli faktycznie będziemy walczyć. Wilka sztyletem zadźgam ale ożywieńca?...- zadumał się na krótką chwilę -Kiedyś mój dziad spotkał takiego. Był powolny i tępy jak noga od stołu...- rzekł stukając czubkiem buta drewniany element stołu, stojącego tuż obok łóżka Buźki.
-Wojów było kilku i szybko porąbali zwłoki tak, że już się nie ruszały. Ale ożywieniec nie znał strachu i lęku...- uniósł brew -Ja zaś takiego jeszcze nie spotkałem ale chętnie opowiem wnukom Erlendssona jak wielki Starkad wysłał żywego trupa w zaświaty, tam gdzie jego miejsce...- lekko się rozmarzył.

Niedźwiedź wziął kawał sarnięcego mięsa i zaczął jeść z takim smakiem, jakby była to najwystawniejsza z uczt. Przerwał po chwili, by odpowiedzieć.

-Cieszy mnie wasza postawa, szlachetni panowie. Jeśli czujesz się dobrze Arthurze to wyruszaj z nami. Broń zaś weź od jednego z rannych, wszak teraz im niepotrzebna. Ożywieńca spalić trzeba wraz z chatą, w której jest uwięziony, co wcześniej proponował herr Warren. - skinął głową na rzeczonego mężczyznę z dystyngowanym podziękowaniem. -Jeśli kto jeszcze zabrać się zechce to niech broń sobie załatwi i spotka się z nami w południe, w tym miejscu, wtedy wyruszymy. - zakończył przemowę i wrócił do spożywania mięsiwa.

- Rycerzu, weź. Ten miecz zabił czarnoksiężnika, to nie licha broń zatem. Ma moc czynienia tak dobra jak i zła, a twoich rękach sprawdza się najlepiej. Topór możesz oddać komu innemu. Trzymaj. - Sverrisson wyciągnął rękę trzymające ostrze które przebiło Ulricha i rozpłatało Burdena.

Niedźwiedź spojrzał z obrzydzeniem na broń, ale z jeszcze większym zniesmaczeniem spojrzał na swoje dłonie.

-Przyjmuję tę broń, herr Helvgrimie. Oby służyła mi lepiej, niż ostatnio. - wziął od khazada miecz, a swój topór oddał Arthurowi.

- Przejdę się z wami - powiedział Friedrich. - A na ożywieńca, jak słyszałem, ogień jest dobry. No i liny by się zdały, albo i sieć. czasami łatwiej kogo z nóg zwalić na ziemię albo i obezwładnić, niż zatłuc. Ożywieńcy twardy pono żywot mają, nijak do piachu wrócić nie chcą.

-Do piachu wrócą gdy się popiół obrócą, pójdę i z wami jeśli wszyscy idą lepiej się nie rozdzielać gdyż skończymy mogiłą. Musimy w końcu ruszyć w głąb, nie zostawać w miejscu, kobiet nie mamy więc osady nie stworzymy, a tereny jak widać niezbyt gościnne dla nas. Trzeba się stąd wyrwać inaczej to tylko kwestia czasu aż zginiemy - wtrącił do rozmowy Warren, którego już nużyło to miejsce. Chciał wrócić do Imperium, do wielkich miast i pełnych tawern gdzie czuł się najlepiej

-Bierzcie panowie co chcecie - podsumował rycerz. - [/i]W samo południe zbierzmy się z pełnym rynsztunkiem w tym miejscu.[/i]

Ja wraz z Herr Helvgrimem zostanę i rannym się zajmę a w razie niebezpieczeństwa uchronię - rzekł akolita unosząc swą pałę w górę i uśmiechając się po raz pierwszy od kilku dni...

Arthur stał chwilę niepewnie z toporem w ręku, jednocześnie walcząc ze swymi myslami. W końcu zdobył się na odwagę i ponownie odezwal się do rycerza.
- Jęsli pozwolisz, wolałbym miecz od topora. Nie czuje się pewnie z tym orężem, a na mieczu jest krew osoby, która ocaliła me życie, po za tym póki co nie przyniósł ci wiele szczęścia. Może ja będę miał go więcej.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 19-07-2013, 17:24   #99
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Buźka dochodził do siebie. Z każdą chwilą czuł jak jego ciało nabiera sił, które uszły z niego wraz ze strumieniami krwi. Choć kto wie co by się z nim stało, gdyby nowi przyjaciele nie znaleźli magicznej mikstury.
Uśmiechnął się smutno widząc zbieg okoliczności, bił się w obronie maga i magia go wsparła gdy tego potrzebował.

Rozpiął koszulę, oglądając swój tors, rozcięty właściwie na całej długości lecz zasklepiający się z niesamowitą prędkością. Oj będzie blizna... Ale czyż nie był to kolejny powód uśmiechu? Ileż to razy słyszał, jak panny się oglądają za doświadczonymi wojami, których ciała były szczodrze ozdobione takimi właśnie śladami. Były oznaką pewnego doświadczenia.
Tak samo jak chodzenie z laską, a to również go z pewnością czekało, przynajmniej na razie.

Wszyscy pozostali w osadzie krzątali się cały dzień widocznie zapracowani. Burdena od środka trawiły wyrzuty sumienia, gdy jako jedyny przez cały czas leżał w łóżku i pozwalał by go otaczano opieką. Musi jak najszybciej dość do siebie. Powoli zaczął stawiać niepewne kroki, opierając się na drągu i uważając, by rana się nie otworzyła.

Nie czuł się jednak jeszcze o siłach by iść z pozostałymi do lasu, zwłaszcza że nie znał całej sytuacji i nie chciał skakać na głęboką wodę. Cieszył się więc, że zostaje z nim krasnolud. Będzie miał okazję podpytać brodacza o wszystko, co działo się przez ten czas gdy leżał nieprzytomny bądź majaczył. Poza tym, nabrał do Helvgrima ogromnego szacunku w chwili, gdy zobaczył jak opiekował się rannym przyjacielem. Takiej właśnie więzi z bliźnimi szukał całe życie, kto wie, może ich przygoda zbliży go tak z którymś z rozbitków

Wyczerpany spacerem i marzeniami Buźka położył się na posłaniu by odpocząć i po chwili chrapał, jak tylko człowiek wracający do zdrowia potrafi.
 
Luffy jest offline  
Stary 23-07-2013, 22:42   #100
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Friedrich, Arthur, Niedźwiedź, Konrad

Nastał w końcu czas by udać się do tajemniczej chaty, gdzie poprzedniego dnia kilku członków szczęśliwej grupy rozbitków natrafiło na dwa niezwykłe znaleziska. Pierwszym, szczęśliwym dla rannego Buźki był leczniczy napar, który jakby nie patrzeć uratował mu życie. Drugim, będącym motorem napędowym do ucieczki był tajemniczy osobnik łudząco podobny do ożywieńca, w jednym z zabarykadowanych pomieszczeń. Kompani byli niezwykle ostrożni w drodze do chaty. Mieli na uwadze obecność watahy wilków nocą, która krążyła po okolicy i siedziała na plecach uciekinierów. Fakt iż postanowili ponownie odwiedzić te przeklęte miejsce nie koniecznie świadczył o ich odwadze, lecz nikt o to teraz nie dbał. Ci, którzy chcieli ryzykować zwyczajnie to zrobili, ci dla których ryzyko były zbyt wielkie zostali w chatce.

Gdy dotarli na miejsce, chata stała w takim samym stanie, w jakim ją zostawili. Drzwi były otwarte na oścież, okna zabite deskami a z wnętrza dobywał się smród wilgotnego futra i zgnilizny. Mężczyźni rozejrzeli się dookoła, by upewnić się iż nic nie czyha na ich życie, a kiedy już byli pewni ruszyli w stronę wejścia. Każdy z nich miał obnażoną broń, gotową do zadania ciosu. Słoneczne promienie wpadające do środka chaty przez szpary między deskami ukazywały masę unoszącego się kurzu wzbijanego przez najlżejsze podmuchy wiatru.
Kompani niepewnie wkroczyli do środka. Drzwi, za którymi zabarykadowany był ożywieniec były teraz otwarte na oścież, wyłamane od środka, co oznaczało, że truposz w końcu wydostał się z "domowego aresztu".
Niedźwiedź wskazał skinieniem głowy wejście do izby, po czym w asekuracji kompanów ruszył przodem. Gotowy na wszystko wziął głęboki wdech i wskoczył do środka...

Helvgrim, Gottfried, Valdred & Buźka, Hans

Stakrad kręcił się po podwórzu. Sam zaproponował, że będzie obchodził osadę by pilnować jej bezpieczeństwa pod nieobecność kompanów. Reszta czekała w domu. O ile Buźka był w stanie ruszać się z łóżka, drugi z Hansów nie potrafił nawet powiedzieć logicznego w całość zdania. Majaczył o wilkach, ogromnych falach, burzy i zaginionym toporze Helvgrima. Pozostali również nie ruszali się z chaty. Było w niej ciepło i dość przytulnie, ale przede wszystkim bezpiecznie. Pod nieobecność czwórki kompanów, ci którzy pozostali w bezimiennej osadzie udali się na drzemkę. Nie mieli nic ciekawszego do roboty, a odpoczynek był im wszystkim wskazany. Tylko Helvgrim postanowił czuwać nad chorym przyjacielem, a także bezpieczeństwem śpiących. Khazad otarł pot z gorącego czoła Hansa i kątem oka wejrzał na łóżko, gdzie kilka chwil temu siedział mały chłopak, który przetrwał masakrę w osadzie.

Brodacz zdziwił się, gdy dostrzegł jego nieobecność. Momentalnie skupił całą swoją uwagę na miejscu, gdzie był przed chwilą dzieciak i zrozumiał, że go tam nie ma. Ani za łóżkiem ani pod puchową kołdrą. Brodacz błyskawicznie wstał z łóżka i rozejrzał się po izbie. Drzwi do chaty były lekko uchylone. Helvgrim przeraził się nie na żarty. Prędko wyjrzał przez okno i zbladł, gdy zauważył chłopca stojącego w centrum osady, otoczonego przez kilka dorosłych, szarych wilków. Zwierzęta nie wyglądały jakby chciały zrobić chłopcu krzywdę, lecz wcale to nie zmieniło reakcji Helva, który błyskawicznie złapał za broń i rzucił się do drzwi. Gdy już był na zewnątrz, ani wilków, ani dziecka nie było w zasięgu jego wzroku. Kątem oka dostrzegł ruch i gotowy do boju wejrzał przez ramię. Dostrzegł zdziwionego Starkada.
-Co?- spytał tępo, patrząc ze zdziwieniem na brodacza...

Friedrich, Arthur, Niedźwiedź, Konrad

Jedno było pewne. Ktoś ich uprzedził. Truposz, jeśli nim w ogóle był teraz pewnikiem był martwy. Na środku izby leżało truchło pozbawione głowy. Zwłoki nosiły na piersi ogromne bruzdy po sporych pazurach, zaś jego szyja była dosłownie rozszarpana przez spore pazury. Dopiero po chwili Arthur dostrzegł głowę trupa, leżącą pod oknem kilka metrów dalej. Ktokolwiek ich nie uprzedził, poszedł im na rękę. W całej tej sytuacji znów odnaleźli sporo szczęścia. Tuż obok odciętej, a raczej wyszarpanej głowy nieboszczyka leżał piękny miecz w zadbanej, choć skurzonej pochwie, obok zaś wymagająca niewielkich napraw kolczuga...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172