Symbiot owinął się kokonem wokół ciała Białe Damy. Na początku był smoliście czarny, ale po chwili zaczął przybrać białą barwę. Na jej klatce piersiowej uformował się szary symbol pająka, a charakterystyczne wielkie wizjery w masce były ciemno szare. Kostium pozostawił bujne włosy Damy wolne i teraz opadały kaskadą na plecy.
Dziewczyna usiadła powoli. Podniosła dłonie teraz wyposażone w proste szpony.
-
Coś ty.... - Zaczęła Dama z kompletnym zaskoczeniem w głosie. Wciągnęła ramię przed siebie, a z jej dłoni wystrzeliła cienka jak sen sieć.
-
Jej... nawet nie wiesz jak mi tego brakowało! - powiedziała z radością. Symbiot osunął się z dolnej części twarzy i cmoknęła Blacka w policzek. -
Dziękuję... ale wiecie że weszliście prosto pułapkę?
-
Właśnie, ma racje - Odezwał się głos gdzie z okolicy sufitu.
Nad wejście głową w dół wsiał ktoś w klasycznym stroju Spider-mana. Dyndając na pajęczynie wydawał się całkowicie wyluzowany, ale co ważniejsze żaden z czterech pajęczych bohaterów nie wyczuł osobnika. Nawet Archaal.
-
Peter...- Zaczęła Dama.
-
Nie nazywaj mnie tak! - wycedził przez zęby obcy.
-
No, dobra, wielki, zadufany w sobie Anansi. Mógłbyś wreszcie przestać? I na co to wszystko? Dałam ci niemal całą moją moc byś ratował świat, a ty zaszyłeś się tutaj, ludzi puchnąłeś w podziemiach, a przepływ mocy do innych światów prawie całkiem zablokowałeś. Zobaczy, to są twoje wcielenia z różnych światów, wysłani tu by cię powstrzymać. Ba, nawet pajęczy bóg przysłał tu swój awatar, cześć Archaal miło cię widzieć - dziewczyna pomachała przyjaźnie do wymienionego bohatera.
- Po prostu daj sobie pomóc. Razem uratujemy to co zostało z tego świata, przecież ci pokazywałam jak!
-
Jasssne - warknął Anasi. -
I kto to mówi? Siedziałaś sobie w swoim zamku gdy cały świat szlag trafił! Mogłaś zmusić ludzi do poddania się i zaprzestania walk! Tymczasem czekałaś aż wszystko szlag trafi by wysłużyć się mną!
-
A jak myślisz, skąd wzięli się Czerwoni Templariusze?! Pomagałam stworzyć ich, usiłowałam przemówić do ludzi, ale mnie nie słuchali, ale nigdy, NIGDY nie odbiorę im zdolności wyboru. To ich prawo, a to że źle go wykosztują to nie moja wina. Oddanie ci mocy było ostatecznością. Ty bardziej do nich przemawiałeś, ty symbol nadziei, wielki bohater prostych ludzi
-
Mów co chcesz, tak jest lepiej. A teraz jeśli pozwolisz zajmę się swoimi innymi ja
Anasi zniknął w ciemnościach.
Na zewnątrz rozległ się wielki rumor. Dama podbiegła do ogna i zerwała szponami część pajęczyny.
-
O nie... -Wyszeptała.
W ich kierunku kroczył gigantyczny mechanoid. Każdy jego krok wzbudzał lekkie wstrząsy. Sądząc po gruzie ciągle sypiącym się z niego musiał siedzieć po gruzowiskiem przy katedrze.
-
Ok - Odezwał się Richards. -
JA tego nie zbudowałem... jakieś pomysły?