Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2013, 17:33   #11
wysłannik
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Podróż przez góry była długa i męcząca. Z różnych powodów, czy to niebezpieczeństwa ze strony watach wilków czy z powody zagrożenia pogodowego, omijał główną drogę. Szedł inną, mniej uczęszczaną i znaną głownie krasnoludom z pobliskiej twierdzy, którzy regularnie korzystali z takiej drogi. Czasami nawet prowadziła przez ciemne krasnoludzkie tunele, które ułatwiały noclegi i zapewniały solidną ochronę przed dzikim zwierzem czy deszczem. Po tygodniu drogi poczuł zmianę ciepła. Schodził z gór więc robiło się coraz cieplej a przez to i nieco wygodniej, choć zabójca był przyzwyczajony do niskich temperatur to nieco wyższa była całkiem miłą odmianą, szczególnie dla krasnoludzkiego zabójcy, który gdy tylko mógł nie nosił żadnych zbędnych ubrań na torsie, głowie czy rękach dzięki czemu odsłaniał swoje pokryte różnymi, mniej lub bardziej dziwnymi, tatuażami. Większość z tatuaży, jakie nosił Korgan, nie przedstawiały tak naprawdę nic konkretnego. Były to czasami zawijane tatuaże, czasami coś prostego ale w całości komponowało się dobrze, nawet bardzo dobrze.

Gdy dotarł do miasta był już wieczór, dość późny wieczór, ale na całe szczęście Korgan zdążył wejść do miasta przed oficjalnym zamknięciem bram. Miasto cieszyło się nie najgorszą sławą nawet wśród krasnoludów. Były tu liczne fabryki, sklepy, zakłady, warsztaty, z których kilka było zarządzanych przez krasnoludy. Same miasto było dość gęsto zabudowane. Widać było w wielu miejscach spapraną i nie do końca przemyślaną ludzką robotę w architekturze. Wiele domów posiadało jakieś dobudówki, były w dziwaczny sposób łączone z innymi domami czy kamienicami. Na całe szczęście budynki mieszkalne nie były dość wysokie, liczyły co najwyżej do czterech kondygnacji, a przynajmniej takie widział zaraz po wejściu do miasta.
Nie marzył w tej chwili o niczym innym jak zimne piwo i kawał siennika, by odpocząć po niezwykle długiej podróży. Miasta nie znał, a przechodnie unikali go z przyczyn wiadomych, kto by chciał mieć jakiś interes do wytatuowanego krasnoluda na gołej klacie z pomarańczowym irokezem na głowie z wielkim toporem na ramieniu, mało by się takich znalazło. Ale w końcu przeszedł przez wielki most i dotarł do dzielnicy gdzie budynki wyglądały jeszcze gorzej niż na początku. Na dodatek na ulicy było brudno i śmierdziało nieco, ale przynajmniej było też mało wścibskich oczu.

Dotarł do karczmy, której latryna była niesprzątana całe wieki albo przynajmniej jeden mocny wieczór, bo smród walił od niej ogromny. Jednak klienci chyba nie narzekali i musieli ją odwiedzać, bowiem na ścianie karczmy obok latryny, gdzie niektórzy woleliby załatwić swoje potrzeby, widniało pewne zdanie, mówiące: Tą ręką, którą będę to zmywał, będę nalewał ci piwo. Bez wątpienia dawało do myślenia.
Wchodząc do samego budynku w tym samym momencie ktoś z niego wychodził. Gość średniej postury, który tego wieczora nie lał za kołnierz, jak wnosił Korgan po zapachu. Człowiek nie zszedł krasnoludowi z drogi, a ten drugi nawet nie myślał by zrobić inaczej. Stali chwilę w drzwiach.
- Z drogi, kurduplu - odezwał się zachrypłym głosem człowiek. Korgan zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia jak się skończy wieczór ale wiedział jak się zacznie.
Krasnolud popchnął z całej siły człowieka, tak że ten wpadł z powrotem do karczmy i walnął głową o podłogę. Coś tam nawet mówił pod nosem, ale Korgan to zignorował. W tym momencie spod ciemnego kąta wstało dwóch innych ludzi, którzy natychmiastowo podeszli do krasnoluda.
- W dupie ci się poprzewracało, popaprańcu? - odezwał się jeden. Był rudy, średniego wzrostu ale widać miał krzepę. Nie nosił żadnej broni, tylko rękawice zakończone metalowymi guzami - Włazisz do spokojnej karczmy i popychasz ludzi, bójki szukasz.
- Nie chciał zejść mi z drogi i nazwał mnie kurduplem. Chyba nie taka spokojna ta karczma. - odpowiedział spokojnie krasnolud
- Damy ci jedną szansę, - odezwał się ten drugi, najwyraźniej brakowało mu paru zębów - odejdź, bo może się to źle skończyć, kurduplu.
Korgan oparł swój dwuręczny topór o ścianę, przetarł pięści i ruszył w stronę ludzi. Nie brał pod uwagę tego że czuć było od nich piwskiem i dymem. Poleciał pierwszy cios w tego szczerbatego. Korgan wybił się w biegu i walnął człowieka w twarz, szczerbaty był teraz bardziej szczerbaty. Następny zaatakował rudy waląc pięścią w brzuch krasnoluda, ten nie zdążył uniknąć, dostał ale w odpowiednim momencie napiął mięśnie, co zabsorbowało nieco cios. Krasnolud zamachnął się celując w głowę rudzielca, trafił. Rudy dostał na tyle mocno że osunął się na ziemię, miał chwilowo dość. Szczerbaty wyciągnął w międzyczasie kastet i zaatakował nim Korgana. Krasnolud oberwał w łuk brwiowy, był rozcięty. Haragon wbiegł w niego głową uderzając w brzuch szczerbola. Ten próbował się bronić i nawalał z całej siły po plecach krasnoluda, ale był przygwożdżony i nie wiele mógł zrobić. Kurdupel, jak go przed chwilą nazwali, obalił szczerbatego a zaraz po tym poprawił kopiąc go butem w twarz. Obaj mieli już chyba dość. Pozbierali się z ziemi i nie mówiąc wiele odeszli, sepleniąc coś pod nosem.
- Psia jucha. - westchnął Korgan ocierając złamany łuk brwiowy - Może się zagoi - powiedział podchodząc do karczmarza, który swoją drogą był nieco... przejęty całą sytuacją. Oprócz nich w karczmie były tylko dwie osoby, z czego jedna chrapała głośno pod stołem a druga siedziała przy stole i piła powoli piwo.
- Piwa, karczmarzu. - powiedział krasnolud
- Nie ma. - odparł szybko łysawy gospodarz
- Jak to nie ma? Dla mnie nie ma? - zapytał zdziwiony
- Idźta gdzie indziej, tu nie ma.
Krasnolud splunął gęstą śliną zmieszaną z krwią.
- Mogę dać wam to - powiedział karczmarz wyciągając zza lady ogłoszenie.
- Co to ma być? - pytał lekko zdenerwowany
- Pytajta o Gerharda Bauera i Rodriga Eservauna Krainghorsta w karczmie „Pod Turem Hrabiego”. Szukają takich jak wy, mości krasnoludzie, do wyprawy.

***


Krasnolud wszedł do karczmy pewnym krokiem. Miejsce było dość ładne, ale nie robiło to specjalnego wrażenia na krasnoludzie. Nie był znawcą ani mody a i luksusy nigdy mu pisane nie były, jednak lepsza taka niż speluna. Wpierw rzucił spojrzeniem na zebranych. Nie było ich zbyt wielu, dlatego od razu podszedł do szynkwasu do karczmarza, który przysypiał akurat na jakowymś stołku. Widząc gościa podniósł się i burknął: -Dobry. co podać?
- Dobry. Na początek piwa. - powiedział oschle krasnolud
- Jasne po pensie, ciemne za dwa, krasnoludzkie ekstraciemne po pięć. Przy dwóch piwach placki gratis - odparł z większym entuzjazmem postawny człowiek, liczący chyba na mały dochodzik.
- Placki? A niech mnie, dobrze trafiłem widzę - odparł krasnolud nie kryjąc zadowolenia - W takim razie biorę ostatnią opcję.

Karczmarz wyciągnąwszy z trudem solidną beczułkę nalał dwa kufle pienistego napoju a po chwili jego pomocnik pojawił się z talerzyk pachnących placków. Wtedy padło oczywiście kolejne pytanie:

-Pokój może? Kąpiel? Coś podać jeszcze?
Krasnolud wpierw wziął pierwszy kufel i obalił go duszkiem, po czym stłumił beknięcie zasłaniając usta ręką.
- Ta, pokój by się zdał. Ale i jeszcze mnie coś interesuje - powiedział opierając swój wielki topór o szynkwas - Informacji mi trzeba. Podobno gdzieś tu można się zaciągnąć na pewną wyprawę, pewnie coś wiecie, co? - zapytał karczmarza
Ten, widać było, odpowiadał na to pytanie już tyle razy że jego twarz nawet rezygnacji już nie wyrażała...
- Się kąpią w pokoju, bo wody kazali nagotować, Kolacja na mój koszt i sobie poczekaj aż skończą - dodał z westchnieniem.
- Ha! - krasnolud uśmiechnął się - Więc dobrze trafiłem, dzięki. Poczekam - powiedział zabierając swój kufel i talerzyk z plackami a następnie zajął jakiś wolny stolik. Usiadł i tym razem delektował się smakiem piwa, które nie było takie złe jak myślał na początku.

Po kilku chwilach na jego stole pojawiła się i zapowiedziana kolacja w formie całkiem przyzwoitej zupy na kapuście. A po chwili kolejnej przysiadł się do niego niziołek z mandolą i zaczął się na niego natarczywie patrzeć.
Krasnolud w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na niziołka, był bowiem zajęty jedzeniem zupy, ale po czasie niziołek zaczął wydawać się podejrzany
- Czego? - zapytał łagodnie niziołka
- A nic, miłego towarzystwa szukam. Ponoć do tych na wyprawę niesie. Tylu ich tu przylazło żadnym pogadać okazji nie było tom podszedł jak pusto, ot co -wyjaśnił uśmiechnięty niziołek, ubrany barwnie, i obwieszony wszelkich szajsem w stylu dzwoneczków i wisiorków. - Ematuhal z Bretoni, do usług czcigodnego krasnoluda.
Khazad po raz kolejny uśmiechnął się tego wieczora. Spojrzał zza talerza zupy na niziołka
- Do usług? Rozumiem. Jeśli chcesz by towarzystwo było miłe to przynieś mi ten - krasnolud wskazał swym grubym placem na swój topór, stojący przy szynkwasie - topór.

Niziołek spojrzał za siebie, uśmiechnął się szeroko, odłożył mandole i ruszył w stronę lady.

Tam podniósł topór....zachwiał się, topór niemal mu wypadł lecz go podtrzymał...zachwiał się znowu …. i wywaliwszy się wbił go opodal głowy przysypiającego szynkarza.
Krasnolud wybuchnął śmiechem widząc kaleczącego się niziołka, tak że aż zupa wyleciała mu z ust na stół. Tymczasem gospodarz obudzony niespodziewanie chwycił niziołka za chabety i wywalił przez drzwi w deszcz. Rozejrzawszy się po sali wpatrywać zaczął się intensywnie w topór, blednąc solidnie.
Krasnolud spojrzał na karczmarza. Nie spodziewał się takiej reakcji. ~ Kto mi teraz topór przyniesie ~ pomyślał i wstał, bo jak widać mało było chętnych do tego, by samemu go zabrać i wrócić do zupy

Idąc do lady jego wzrok spoczął na szyi karczmarza, któremu zza koszuli wypadł na chwile jakiś wisior. Ten jednak szybko go schował i spojrzawszy na krasnoluda zapytał : - Toto pana?
- Co? - zapytał udając niewiedzę

Wtedy na schodach rozległo się głośne stąpanie. Na dół szedł,a raczej zeszły dwa znacznego wzrostu krasnolud ciągnące za nogi jakiegoś osobnika. Ciągnąc go za nogi ku drzwiom, ku zaskoczeniu obecnych na sali zresztą, nie zwracały uwagi właściwie na nic.
Krasnolud podniósł swój topór i spojrzał się dziwnie na krasnoludy i osobnika, którego ciągnęli
- To ochroniarze? - zapytał karczmarza

Karczmarz długo i intensywnie wpatrywał się w drzwi z otwartymi ustami.... w końcu otrząsnął się i spojrzawszy na krasnoluda wyjąkał: - Ta, tak jakby, wynajęta straż jakiegoś tego no, kapłana.
Krasnolud uniósł nieco jedną brew

Tymczasem do karczmy wróciły dwa krasnolud i zobaczywszy wpatrzonych w drzwi, zatrzymały się na moment. Jeden jakby namyślał się dłuższa chwilę, po czym spojrzawszy na rękę jakby na ściągawkę wywarczał do zebranych: - Ten, no. Ranald chroni.
Po czym ruszyli na górę. Karczmarz i pozostali goście momentalnie przestali się interesować zajściem.
- Co kurna? - zapytał nagłos krasnolud. Był w Imperium zbyt krótko by zorientować się dokładnie w jego działaniu i nie do końca wiedział dlaczego krasnoludy miały jakiś związek z Ranaldem.
- No mówię - wyjaśnił cicho barman czyszcząc nagle kufel - ochrona kapłana.Ponoć jakiegoś świętokradzcy szukali...i chyba znaleźli.
- Aha, no teraz wiem. - krasnolud machnął ręką - Sobie ochronę znalazł... ciekawe ile im płaci. - burknął pod nosem - A o coś pytaliście, karczmarzu?
- Nie, nic - odparł ten mając chyba dość kłopotów. Wtem po schodach znów zszedł krasnolud, acz tym razem inny, postawny, o potężnej czarnej brodzie. Razem z nim schodził człowiek w czerwonym mundurze. Karczmarz wskazał ich krasnoludowi głową - Tych szukasz.
Krasnolud odkiwał głową karczmarzowi następnie skierował swe kroki w stronę krasnoluda i człowieka schodzących ze schodów.
- Witam. - powiedział na początek - Jestem Korgan Haragon, słyszałem że werbujecie na wyprawę.
-Ano werbujemy -odparł krasnolud - Zgaduje że masz chęć wybrać się do Karak Zorn?
- O w mordę, nie licha wyprawa. Przecież to na drugim końcu świata jest. Myślałem o czymś bliższym, dlaczego tak daleko? - zapytał zdziwiony
- Po drodze czeka nas tez Karak Ośmiu Szczytów i Karak Drahz. Wróżby mówią że nadeszła pora. To początek wielkiej rekonkwisty - odparł krasnolud z dumą, prostując się.
- No dobra, a co nas czeka i ile macie już hołoty? - zapytał drapiąc się po pomarańczowej brodzie
- Najpierw to nas czeka pobór, najmujemy ludzi do zadań rekrutacyjnych i organizacyjnych. A później wojna. Wchodzisz? - zapytał człowiek, kładąc na blacie dwie karty papieru, pergamin i pióro.
- To co w ogłoszeniu pisane, prawdą?
- Oczywiście, słowo po słowie, klnę się na przodków - potwierdził krasnolud kiwając potakująco głową.
Korgan zmierzył ich wzrokiem. Na słowa człowieka może by nie poszedł ale potwierdził je krasnolud, a takie słowo o wiele bardziej warte.
- No, w takim razie wchodzę! - powiedział wyciągając dłoń do krasnoluda. Została ona niezwłocznie uściśnięta. Na blat zaś, kolo umowy trafił dziwny wisior w kształcie srebrnego liścia i sakiewka. - Sakiewka jest na koszty wstępne, wisior jest symbolem wyprawy - wyjaśnił człowiek.
Krasnolud zabrał sakiewkę i ubrał wisior. Niezbyt mu się podobał, przypominał elfi symbol, ale musiał to przeboleć.
- Co jeszcze powinienem wiedzieć? Kiedy ruszamy, gdzie się spotkać?
- Pojutrze, u drzwi Ratusza gdy zmrok zapadnie zbiórka, wtedy szczegóły - wyjaśnił ponownie krasnolud.
- W takim razie będę tam pojutrze. A teraz nie będę wam przeszkadzał i wrócę sobie do posiłku. - powiedział odchodząc od pracodawców. Ci zaś ruszyli na zewnątrz.

Po posiłku udał się na górę by nieco odpocząć. Przemył sobie jeszcze ranę i opatrzył prowizorycznie kawałkiem szmaty nasączonej gorzałką.
Następnego dnia Korgan miał ambitny pomysł na dzień. Wiedział że czeka go długa, a nawet bardzo długa wyprawa, w której pewnie nie będzie zbyt wiele czasu na picie, dlatego też ostatniego dnia postanowił zakupić się w dość spore ilości mocnej gorzały u karczmarza. Postanowił schlać się w trupa. Nie miał żadnych innych ani planów ani pomysłów a picie było dobrym wyjściem. Jednak picie samemu nie było takie ciekawe, jednak w końcu się przyzwyczaił i upił się. Z tego dania za wiele nie pamiętał a następnego już musiał wstawić się pod ratuszem, więc też tak zrobił, wypiwszy wcześniej kufel koziego mleka na kaca.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.

Ostatnio edytowane przez wysłannik : 09-07-2013 o 00:08.
wysłannik jest offline