Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2013, 12:48   #11
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Gramon uśmiechnął się pod nosem. Eri uważnie obserwowała pomieszczenie. Widocznie nie lubiła dużej ilości osób. Do stołu dosiadła się Shihou. Tajemniczy nieznajomy zapłacił za trunki i wyszedł z piwiarni.
- Jesteś jak magnes na kobiety - Powiedział cicho Gramon, zakrywając usta kuflem piwa.
- W takim razie czego jeszcze wam potrzeba. - Zapytała białowłosa.
- To musi być garnitur - wymruczał w kierunku Gramona. Do białowłosej zaś powiedział - Wszelkie informacje o smoku będą przydatne. Jak duży jest, jakie zdolności posiada, i tak dalej. - rzucił uprzejmie - Poza tym... worek. - dorzucił.
- Do worka na pewno się nie zmieści. Z tego co mówiła łowczyni. Długość 10-15 metrów, 4-5 metrów wysokości. Mały dość mały. Jeżeli to ten co nas zaatakował to zieje ogniem. Jedno jest pewne nie jest szlachetny.
- A to już wielce dobra wiadomość~nya. A co z jego gabarytami~nya. Szczęki, szpony ~rrrr.
- Smok ziemi. Ciało pokryte skamieniałą skórą. Prawdo podobnie ślepy.
Eri zamruczała. Gramon dopił swój kufel i poprosił o kolejny.
- To nie będzie problem - rzucił pewnie Kuroryū - zwłaszcza teraz. A worek jest na serce. Hogan chce je jako dowód. - wzruszył ramionami - Nieco dramatyczne jak dla mnie, ale cóż poradzić. - Spojrzał na nią z zainteresowaniem - Z ciekawości, czego twój dowódca może zażądać za swoją pomoc? - zapytał spokojnie - Wolę być ostrożny ze swoimi długami.
- Najpewniej pomocy w jakiejś sprawie. Czy to coś komuś przekazać czy też zwalczyć jakiś problem. W kopalni zalęgło się coś kiedy natrafiliśmy na kryptę. Jednak jeżeli twoja pomoc groziła by jej zniszczeniem to rzeczywiście na to nalegać nie mógł.
- Kryptę? Kiedy? - Zapytał z zaciekawieniem Gramon. Eri nastawiła uszu.
- Jakieś tydzień temu.
- Wtedy gdy brałem sobie wolne. Ech... Ale aż dziwne że nikt nie przybył by “wyczyścić” tą kopalnię.
Białowłosa wzruszyła ramionami.
- Im mniej chętnych tym lepiej. Poza tym mało kto wie o co tak na prawdę chodzi.
- W takim razie się wygadałaś. - rzucił z uśmiechem wojownik
- Nie mów że się nie domyślałeś. Wujku. - Odpowiedziała uśmiechem.
- I nawet mam ochotę tam zajrzeć. - Uśmiech. - Przekaż Henrykowi że jak się uporamy ze smokiem, a raczej nasz nowy kandydat. To zajrzę do tej kopalni. Ale wątpię by coś tam było. - Uśmiech żartu.- Poza tym on dobrze o tym wie.
Eri słuchała uważnie i nasuwały jej się pytania. Najpewniej te same które kłębiły się w głowie Kasou.
- Krypta? O co tak dokładnie tu chodzi, jeśli można spytać? Zaraz... - zorientował się w czymś - “Wujku”? - Westchnął głęboko - Jeśli naprawdę będziecie potrzebować pomocy z tą... kryptą, mogę spróbować. Jeśli będę skupiać się na walce wręcz... do diabła. Ciągle nie mogę zapewnić że nie zawalę tuneli. - prychnął z irytacją - Nie nadaję się do walki w ciasnych przestrzeniach. Jeśli natomiast macie miasto które chcecie zobaczyć zrównane do fundamentów, to jestem człowiekiem którego potrzebujecie.
- Nie trzeba Kuroryou. - Zapewnił Gramon - Sam się tym zajmę. Można powiedzieć że to kwestia chciwości. Poza tym tak “wujku”. - uśmiechnął się - Ta oto młoda dama to moja siostrzenica. Nie wiedzieć czemu poszła w moje ślady.
- Krypta~nya. To relikt przeszłości~nyu. Stara, nie pradawna świątynia~nya. Skrywa cenne rzeczy~nya.
- Tak zwane artefakty. Głównie to broń i amulety oraz dużo kamieni. Bogactwa raczej się nie ostały, ale wszystko co się tam znajdzie ma pewną wartość magiczną. Moje sztylety które widziałeś w użyciu pochodzą właśnie z takiej świątyni. Przekute kamienie obarczone runami. Same skały zawierały ładunek magiczny dlatego są idealne jako broń specjalna.
- Nyu. Ale takie miejsca są bardziej niebezpieczne~nya. Pułapki, stwory, a nawet demony~nyu.
- Tak więc widzi pan. Rzecz niezwykle poszukiwana i nie możemy pozwolić by zniknęła.
- Nic się nie martw. Zajmę się tym za ciebie.
Marine wzruszył ramionami.
- Jeśli uważasz że sobie poradzisz, to kimże ja jestem by cię powstrzymywać? Ciągle zostawia to jednak sprawę mojego długu... - powiedział spokojnie, a następnie zaśmiał się dość głośno - Ale to później. Najpierw muszę zabić smoka w walce jeden na jeden. Inaczej mogę rozczarować pana Gorna. - uśmiechnął się złośliwie - Ten człowiek wyraźnie nie ma zielonego pojęcia z czym się mierzy.
- On już taki jest. - Podsumowała Shihou. - Dobrze więc jeżeli będziecie jeszcze czegoś potrzebować będę u dowódcy. Najpotrzebniejszy sprzęt zostanie załadowany na konie. Za jakąś godzinę powinna być przy nich nasza łowczyni. Udanej przygodny. - powiedziała na odchodne.
- No trzymaj się malutka.
- Hmm. A ja... no cóż. Chyba pójdę zobaczyć wschód słońca. Spojrzę na niego z nowej perspektywy. - zawahał się na moment - Może byłabyś zainteresowana pięknym widokiem, Eri?
- Chętnie~nya. - Powiedziała pewnie i dopiła swój kufel.
- Miłego oglądania. - życzył Gramon - Dokończę swój kufel i zajrzę do naszej śpiącej królewny.
Gdy tylko wyszli na zewnątrz, Kuroryū chwycił Eri w pasie i obrócił się w kierunku wschodu.
- Trzymaj się. - rzucił do niej... i teleportował się na dużą wysokość, stojąc pewnie w powietrzu. Trzymał ją mocno, nie pozwalając jej spaść.
Wielkie zdziwienie i nastroszony ogon. Koty nie lubią wysokości. W powietrzu tylko ich dwójka, a przed nimi wschód.

Gdzieś w oddali widać było niewielki odbłysk światła. W innym miejscu olbrzymią kopułę. A za kopułą prosta linia horyzontalna - morze. Za nimi malowały się szczyty mroźnych gór. Górujące nawet na tej wysokości. Ten świat jest duży. Jednak nie tak wielki jak wszystkie morza i Red Line razem wzięte. A pod nimi Dywizjon, wzniesienia, lasy, olbrzymie połacie lasów, Lofar, i duża samotna skała. Zbyt wiele by zatrzymać wzrok na szczegółach.
Widok zaparł dech w piersiach Eri, jednak ogon nadal miała nastroszony.
- Spokojnie - rzucił do niej cicho Kuroryū - Jak długo tu jestem, nie grozi ci upadek. - odetchnął głęboko, podziwiając - Mniejszy niż mój, ale większy niż się spodziewałem. Twój świat jest jednak piękny, Eri. - powiedział spokojnie.
- Z wyglądu i owszem~rrr - powiedziała lekko uspokojona - Choć targają nim konflikty i całe zamieszanie, nadal jest piękny~nya. - Podziwiała w skupieniu widok. - Widzisz tamten odblask~nya? To dachy, kopuły pustynnego pałacu~nyu. Musi by piękny~rrr. Zobacz! Lofar, Smocza Skała, Leśne królestwo~nya. - Oczy Eri zrobiły się szerokie.- I pomyśleć że to nie jest jeszcze cały świat~nyy.
- Cały świat który widzisz... każde miejsce w zasięgu twojego wzroku... - powiedział z uśmiechem Marine - Mogę cię tam zabrać w tym momencie.
Catia chwyciła Kasou za rękę i bez słowa pokiwała przecząco głową.
- Prawdziwe piękno, prawdziwą przygodę przeżywa się o własnych siłach~nya.- Spojrzała głęboko w oczy Kasou - Dziękuję~nya.
- Było to w mojej mocy, nie widzę więc powodu by się nie podzielić. - uśmiechnął się do niej - Zwłaszcza że wiele ci zawdzięczam... z czego widok twojej pięknej osoby nie jest wcale najmniejszą rzeczą.
Policzki kotki pokryły się pąsem.
- Wracajmy na ziemię~nya. - Nadal uśmiechnięta.Kątem oka jednak coś dostrzegła. Chmurę. Ciemną chmurę nad Smocza Skałą. Uśmiech znikł. - Szybciej, lądujmy~rrr.
- Nie stresują się moja droga. - rzucił Kuroryū, dalej się uśmiechając - Jestem tysiąc razy szybszy od błyskawicy. Co oznacza... - stanęli na ziemi, a Eri nawet nie zauważyła momentu poruszenia się. - że drobna chmura nie stanowi dla nas problemu.
Eri rzeczywiście nie zauważyła kiedy odzyskała ziemię pod nogami. Jednak nie zwróciła uwagi na słowa i uważnie się czemuś przysłuchiwała. Chmura jak szybko się pojawiła tak szybko znikła. Wstała i odetchnęła z ulgą.
- Ten świat jest równie piękny co niebezpieczny~nya. Takie połączenia są dość powszechne~nya. Taki już urok tego świata~nyi. - Uśmiech powrócił. - Na nas już chyba czas~nya.
- Zgadza się. Choć nie sądzę byśmy musieli się spieszyć. - uśmiechnął się delikatnie. Już wiedział dlaczego Kizaru-san traktował wszystko tak lekko. Prędkość i potęga były... niesamowite. - Panie przodem. - rzucił do niej, w dalszym ciągu z uśmiechem.
Przy wschodniej drodze, na przeciwko piwiarni czekały już konie. Przy nich stał Gramon i rozmawiał z tutejszą łowczynią. Dziewczyna, która wcześniej spała w budynku dowództwa, teraz wygadała trochę bardziej rześko, choć co chwilę ziewała.

- To właśnie nasi towarzysze. - Powiedział Gramon do zaspanego dziewczęcia.
- Tooo dooobrze. Ech. Jeszcze bym pospała.
- W takim razie zajmijmy się smokiem szybko. - Rzucił w jej stronę rzeczowo - Poza tym, już miała pani więcej snu niż cała reszta grupy. - uśmiechnął się pod nosem - A zatem, proszę prowadzić.
Łowczyni zrobiła głupią minę.
- A więc wy również nie spaliście od 2 dni? - zapytała ironicznie. - Dobra wskakujcie na koń. Podjedziemy pod kopalnię a stamtąd już pieszo. Tylko nie ociągać się im szybciej was tam doprowadzę tym szybciej wrócę do drzemki. - Powiedziała władczo i donosie.
Kuroryū tylko uśmiechnął się pod nosem. Wyglądało na to że przewodniczka będzie im dobrze służyć.
Po chwili cała grupa pędziła już w stronę wskazaną przez kobietę. Eri również przygotowana nasłuchiwała i rozglądała się po okolicy. Przed południem dotarli do kopalni i pozostawili konie w tamtejszym obozie. Później przeszli kilometr jakąś górską ścieżką. Ostatecznie założyli uprzęże i wspinali się w górę.
Kuroryū, gdy zbliżyli się do miejsca które wymagało pionowej wspinaczki uśmiechnął się tylko i podziękował za uprząż. Podszedł do ściany... i zaczął wchodzić po niej spokojnym krokiem. Po paru pokonanych metrach zatrzymał się, i obrócił w stronę reszty drużyny.
- Jeśli mogę spytać, idziemy na szczyt, czy też planujemy zatrzymać się gdzieś po drodze? - rzucił, zupełnie nie przejmując się prawami fizyki.
Na twarzy łowczyni pojawiły się żyłki. Była lekko wkurzona, jej palce poruszały się koło prawego uda.
- Zastrzelę go! - Powiedziała cicho do siebie.
- Spokojnie Gabi nie denerwuj się. Pamiętaj że nie wolno ci strzelać do każdego kogo popadnie.
- Echhhh. Szczytu nie uchwycimy bo po drodze jest duża skarpa. Na nią właśnie się... wspinamy...
Palce zaciśnięta pieść drugiej ręki, była na wysokości biustu. Po chwili się jednak uspokoiła.
- Ach. W takim razie zaczekam na was na górze. - rzucił spokojnie Kuroryū, i zaczął spacerować ku górze. Teoretycznie mógł wszystkich przetransportować tam w ułamku sekundy, ale ci ludzie nie powinni się uczyć polegać wyłącznie na jego mocach. To doprowadziłoby ich do słabości... a później do śmierci.
- Z drugiej strony... - wymruczał do siebie - jeśli któreś spadnie, uratuje im życie. Samodzielność samodzielnością, ale po śmierci człowiek już niczego się nie nauczy.
Kasou jako pierwszy dotarł na szczyt. Skarpa była dość równa usiana wystającymi kamiennymi przeszkodami. Wojownik spojrzał w dół na swoich towarzyszy. Pierwsza wspinała się łowczyni, obok niej zwinna Eri. Na szarym końcu Gramon. Prawdo podobnie dla tego że mógł wtedy spokojnie popatrzeć na tyłki obu dziewcząt. Po dłuższym okresie czekania całość drużyny była już na szczycie. Czarnowłosa była zła, a Eri niespokojna.
Kuroryū rozglądał się dookoła czekając na drużynę. Coś mu się tu wydawało nie tak. Zauważył niepokój Eri, gdy tylko dołączyła ona do niego na skarpie.
- Co się dzieje? - zapytał ja poważnie. Miał złe przeczucia. To miejsce było odsłonięte. W razie ataku on mógł sobie poradzić, ale reszta...
- Jesteśmy na miejscu - Odparła łowczyni - To możliwe miejsce obecności smoka. Nie znaczyło wcale że tu będzie a jednak...
- Jest blisko~nya.
- Nawet bardzo blisko. - Zgodziła się łowczyni. Dotknęła dłoniom podłoża i chwilę się zamyśliła. - Za tamtymi skałami.
Drużyna podkradła się ostrożnie we wskazane miejsce. Nie było tam nic innego skały i uch szarawe odcienie. A jednak. Niewielki ruch.
- To on~nya.
- A zatem wypada się przywitać odpowiednio. - Rzucił spokojnie. - Jeśli mógłbym prosić, na razie nie mieszajcie się do tej walki. Chcę spróbować swoich sił przeciwko nieco silniejszej bestii. - uniósł nogę, celując w stronę ruchu. Zaczęła ona świecić jasnym, czarnym światłem. - Zaczynam... - rzucił, a z jego stopy oderwał się strumień światła, uderzając i powodując olbrzymią eksplozję prosto w centrum ruchu.
Dokładnie w momencie wystrzału usłyszał syczenie Eri. Po wystrzale spojrzał w jej kierunku i ujrzał paszczę z rogami. Co się więc poruszyło? To łatwo zgadnąć, smok był długi. Bestia zaryczała powalając wszystkich na ziemię. Chwilę później znikła między skalami. Był szary i kamienny. Zlewał się z otoczeniem.
Wielkie bestie zawsze zabijało się tak samo. To był jeden z tych niezmieniających się punktów życia.
- Amo no Murakumo. - powiedział Kuroryū, składając swoje ręce ze sobą i tworząc miecz ze czarnego światła. Obserwując uważnie wszelki ruch, czekał na poruszenie się smoka, by teleportować się i ciąć go. Wiedział ze jego miecz jest dość ostry by przeciąć go w pół.
Drużyna schowała się za skałą i nie poruszała się. Chcieli uniknąć niebezpieczeństwa jednocześnie spełniając prośbę towarzysza. Puch po prawej i momentalna teleportacja. Cięcie odcięło skamieniały fragment ogona. Gdzie była więc glowa? Głowa była za Kasou. Z otwartej paszczy wydobyło się potężne uderzenie, a miecz uległ rozproszeniu. Bestia stanęła dumnie na skale obserwując swoją ofiarę.

Po chwili zsunęła się z niej i znów skryła między innymi kamieniami.
- Oy, oy. To było blisko. - rzucił teleportując się nieco do tyłu. - Sądzę że należy nieco wyrównać szanse... - rzucił, teleportując się w powietrze. Zaczął bombardować całą okolicę laserami ze swoich stóp, powodując wiele eksplozji. Chciał zmusić smoka do zaatakowania go w powietrzu. Wtedy zaś planował kontratak, z użyciem kopnięcia z prędkością światła, prosto w kark. Cios o takiej sile powinien z miejsca złamać kręgosłup bestii.
Potężne wybuchy spowodowały chaos na skarpie wbijając w powietrze tumany kurzu. Przed kolejnym ze strzałów Kasou usłyszał ryk smoka, wystrzał eksplodował w powietrzu odrzucając Marines jeszcze wyżej. Niszcząc przy okazji jego buta. Gdy kurz opadł skarpa była płaska, skały zniknęły, poza tą za którą stała reszta drużyny.
- Och... - rzucił nieco zirytowany Kuroryū - Było blisko. - zauważył brak buta - … - przez moment milczał wymownie. Odszukał wzrokiem smoka, a następnie zaatakował tak szybko że aż stał się niewidoczny, zadający błyskawicznie trzy kopnięcia jednocześnie w trzy części szyi smoka. Miał zamiar złamać mu kark jednym atakiem.
Ponowny ryk. Bestia nie stawiała oporu przed uderzeniem. Wykorzystała jednak jego pęd robiąc fikołka i uderzając rozpędzonym ogonem od góry, jak maczugą. Kasou zdołał utwardzić ręce przed otrzymaniem miażdżącego uderzenia. Wojownik został wbity w ziemię, bez poważnych obrażeń, z lekko obolałymi czterema literami. Bestia odczuła uderzenia dotkliwie. Kołysała się na boki jak odurzona. Jej kark wytrzymał lecz widocznie nie był w najlepszym stanie.
Kuroryū wstał i otrzepał się z kurzu.
- Normalnie - rzucił - pobawiłbym się z tobą dłużej. - uniósł palec i wycelował go w głowę bestii - Ale kosztowałeś mnie buta, który będzie niezwykle trudny do zastąpienia. - Jego palec zaczął świecić czarnym światłem - A zatem... żegnaj. - z jego palca oderwał się laser, precyzyjnie mający przebić czaszkę i mózg smoka.
W momencie wystrzału dało się usłyszeć ryk smoka. Bestia padła na ziemię. Nie była jednak ranna, była po prostu zmęczona. Nie miała już siły walczyć, tylko leżała pokonana.
- Spudłowałem? Ale jak się to mogło stać? To zaczyna się robić frustrujące. - rzucił spokojnie Kuroryū - Ama no Murakumo. - ponownie złożył dłonie i ponownie pojawił się w nich miecz. Następnie jednym błyskawicznym ruchem zdekapitował bestię.
Odgłos strzału. Dosłownie na centymetr przed szyja bestii miecz uległ rozpadowi. Bestia nadal leżała bez ruchu. Pocisk został wystrzelony zza bezpiecznej skały.

- Spokojnie wojowniku! - słychać było władczy głos łowczyni - Może to i bestia, przeciwnik, lecz ma swój honor.
- Ona może mieć rację. - wyszedł zza skały Gramon drapiąc się po głowie. - Choć Gabrielo nie musiałaś od razu strzelać. Tak by było szybciej.
- Smok jest honorowy~nya. Należy mu się honorowa śmierć~nyu. - Wymruczała dość cicho Eri.
- Honor... Hmm? - Kuroryū niemalże wypluł to słowo. - Interesujące zwyczaje tutaj macie, przyznam. W moim świecie stawialiśmy na efektywność. - uśmiechnął się nieco - Choć przyznaję, wzbudziliście moją ciekawość. Czym w tym świecie jest honorowa śmierć? Bestia się nigdzie nie wybiera, możemy omówić sposób w który zakończy swoją egzystencję.
- Honorowa śmierć nie uwłacza w istotę przeciwnika. Nie każdemu się należy tak jak i bestiom, ale... Smoki są wyjątkowe. - Powiedział Gramon rozsiadając się na skale. - Najlepiej wykonać ją jak najszybciej, spokojnie, z szacunkiem dla życia i śmierci oraz ...
- ...jak najmniej krwawo. - dokończyła łowczyni, chowając broń. - Zrób to szybko. Przebij serce, uduś, zgaś iskrę życia. Nie wiem. Zrób to, ale honorowo. Takie są nie pisane zasady. - Odwróciła się i poszła za skałę. Nie chciała tego oglądać. Eri zaczęła wygrywać spokojną melodię.
- Ama no Murakumo - wymruczał Kuroryū, podchodząc spokojnie do smoka. Błyskawicznym ruchem, niemożliwym do zauważenia, przebił pchnięciem czaszkę smoka, kończąc jego życie szybko i bezboleśnie. Nie miał zamiaru skazywać bestii na ból z powodu obyczajów.
Gramon uśmiechnął się. Nie był to uśmiech zachwytu i szczęścia, ale był przyjazny. Uśmiech mówiący: “to już koniec”. Eri choć tego nie okazywała, była smutna. Nikt z tej drużyny widocznie nie lubił śmierci, a przynajmniej jej pewnych przypadków. Całą aurę nastroju złamało nagłe poruszenie Eri. Uczy postawione na baczność, czegoś uważnie słuchała. Cichy odgłos. Piszczenie, drapanie, warczenie. Podeszła zwinnymi krokami do pozostałości skały przy której leżało ciało bestii i uważnie ją ostukała. Słychać było lekkie echo. Dała znak Gramonowi by podszedł i ostrożnie zniszczył skalę. Wojownik był posłuszny i ciekawy tego co odkrywał Catia. Mocne uderzenie rozwaliło skałę w drobny mak. Jak się okazuje skała była wydrążona, a z środka miniaturka dopiero co pokonanej bestii. Niewielki uśmiech na twarzy Eri.
- No proszę. Któż by pomyślał. - rzekł zdziwiony znaleziskiem Gramon. I jemu zdarzyło się uśmiechnąć.
- I co zamierzacie z nim zrobić? - zapytał spokojnie Kuroryū - Nie będzie nieco za duży jak na zwierzątko? - dorzucił nieco ironicznie, jednocześnie oglądając truchło smoka i zastanawiając się w jaki sposób wydobyć z niego serce.
- Nie zostawię go tutaj~nya. Zabieram go ze sobą~rrr.
Gramon podrapał się po głowie i popatrzył na Kasou.
- Kicia się uparła. - Zza skały wyszła łowczyni. - Gabi zobacz tylko. - Mina zdziwienia.
- I co z nim zrobisz? - Zapytała spokojnie.
- Schowam~nya. Nie oddam~rrr. - Przytuliła smoczątko do piersi.
Kuroryū tylko wzruszył ramionami.
- Widziałem dziwniejsze rzeczy. - przewalił truchło smoka na plecy i obejrzał go dokładnie - Serce, łuski, zęby... Jedno na dowód, a reszta na sprzedaż... zna się któreś z was na skórowaniu? Wolałbym go nie uszkodzić za bardzo. - rzucił spokojnie i rzeczowo.
Wszyscy popatrzyli na niego wyrwani z kontekstu sytuacji. Gramon jedynie podszedł do truchła i wyciągnął z buta niewielki stalowy sztylet.
- Ja. Mniej więcej potrafię. - Powiedział spokojnie unosząc nuż pod gardło smoka.
- Dobrze. - pokręcił głową spokojnie - Jak tak na was patrzę, jedna rzecz staje się dla mnie jasna. - usiadł spokojnie pod kamieniem - Wasz świat jest o wiele bardziej spokojny i pokojowy niż mój.
- To tylko powierzchowny spokój. - Powiedziała łowczyni odwracając się plecami do zajęcia Gramona. - Na północnej rubieży trwa konflikt. Chwilowo obie strony są w patowej sytuacji. Na zachód cały kraj uciekł od problemów tego świata, choć słyszałam, że własnych im nie brakuje. Dodatkowo są intrygi, spiski, zamachy i polityka. Ale w całym tym burdelu można jeszcze odnaleźć spokój. Z tego co rozumiem u ciebie trwa wieczna wojna? Strony konfliktu? - zapytała z zaciekawieniem. Eri wciąż bawiła się z maleństwem.
Kuroryū zastanowił się przez moment.
- Trzy. - rzucił spokojnie - Rząd Światowy, którego armią są Marines, w tym ja. Rewolucjoniści, którzy chcą obalić rząd, oraz piraci ktorzy zazwyczaj chcą złota. - zawahał się, i następnie westchnął - Ale tak naprawdę liczą się trzy siły: Schibukai, Yonko oraz Marines. Na chwilę obecną pozostają one we względnej równowadze, co sprawia że ostatnie parę lat mieliśmy względnego spokoju.
- No widzisz jednak i u was jest chwila spokoju. - Gabi uśmiechnęła się. - Powiedz mi kim są dla ciebie piraci? - Zadała niespodziewane pytanie.
Kuroryū spojrzał na nią i wybuchnął śmiechem.
- Spokoju? Wybacz, chyba nie wyraziłem się jasno. - rzuciło ponuro w jej stronę - Miałem na myśli fakt że główni gracze nie walczą ze sobą aktywnie. W dalszym ciągu miasta i królestwa są niszczone regularnie, a piraci żerują na niewinnych. Straty dochodzą do kilkunastu, lub nawet kilkuset tysięcy śmierci każdego miesiąca. - westchnął odrobinę - Stwierdziliśmy że jeśli kiedykolwiek dojdzie do otwartej konfrontacji między nami a Yonko, istnieje duże prawdopodobieństwo że cały świat zostanie zniszczony. - Zaśmiał się gorzko - Tracę dziesiątki podwładnych próbując utrzymać porządek w najlepszych miesiącach. A i tak nie jesteśmy w stanie ochronić wszystkich. A jeśli pytasz kim są dla mnie piraci... - zastanowił się przez moment - Powiedziałbym że są to ludzie którzy zagrażają życiom niewinnych, bądź łamią prawa ustanowione przez nasz rząd. Przy czym to drugie kryterium jest nieco nieaktualne.
Łowczyni chwilę się zamyśliła, a Gramon skończył oprawianie zwierzyny.
- Czy wszyscy piraci są tacy sami? - Zapytała niepewnie. - Istnieją wyjątki? - Eri uważnie przysłuchiwała się ich rozmowie, nie wypuszczając stworzonka z rąk.
Kuroryū zmarszczył ostro brwi.
- Nie. - rzucił twardo - Nie ma wyjątków. - wyraźnie było widać że nie będzie tolerować dyskusji w tej kwestii.
Gabriela znów się zamyśliła bo chwili jednak przetarła dłonią twarz, tak jakby odrzuciła wszystkie zbędne myśli.
- Dobra. Jeżeli to wszystko co mieliście tutaj do zrobienia to wracamy. Gramon pakuj dobytek. Eri... Co zamierzasz z nim zrobić? Nie możemy go zabrać do obozu.
- Nie jadę tam~nyu. Zabieram go od razu do Lofar~nya. Do Mrocznego Lasu~nya. Tam będzie bezpieczny~nya.
- Echh. Rób jak uważasz. Byle by cię nikt nei złapał. Czas ruszać!
Kuroryū również wstał, podążając za nimi bez słowa. Tym razem po prostu teleportował się na dół. Dyskusja przypomniała mu o rzeczach o których wolał zapomnieć.
Reszta drużyny dołączyła do niego po dłuższej chwili schodzenia w dół. Eri zaraz po zejściu wsiadła na koń i popędziła w stronę miasta.
- Niech jedzie - rzekł spokojnie Gramon. - Niedługo się z nią znów zobaczysz.
- Nie ociągać się.- powiedziała łowczyni władczym głosem - Im szybciej ruszymy tym wcześniej będziemy na miejscu.
Kuroryū prychnął z delikatną irytacją.
- Nie kuś mnie. - rzucił do niej - Mogę dotrzeć do dowolnego miejsca na świecie w czasie w którym ty siodłasz konia. To ty mnie opóźniasz, nie odwrotnie.
- Nie każdy ma takie umiejętności jak ty przybyszu. Pamiętaj o tym! - Wsiadła na konia i ruszyła przodem. W ślad za nią ruszył Gramon.
- Och, pamiętam... nieustannie. - wymruczał Kuroryū, dołączając do reszty, błyskawicznie. - Swoją drogą, Gramon, znasz może kogoś kto chciałby kupić smocze zęby? Albo łuski? Potrzebne mi fundusze.
- Może ktoś na północnej rubieży lub jakiś mag. Kowal z Lofar może wziąć łuski jako materiał. Może ktoś jeszcze ze stolicy był by chętny. - odparł po chwili namysłu - Będziesz musiał poszukać druhu.
- Hmm. I tak miałem pojechać później do stolicy... - rzucił pod nosem. Przyszedł mu do głowy interesujący pomysł. - Hej, rzuć mi serce. Załatwię sprawę z Hoganem, a ty zaczekasz z końmi w Dywizjonie. Nie ma potrzeby byśmy obaj wracali do Lofar, zwłaszcza biorąc pod uwagę że tobie i tak droga wypada do stolicy, z tego co pamiętam.
- Nie ma sprawy. Trzymaj. - Rzucił Kasou mniejszy worek z sercem. - Chcesz też łuski dla kowala czy opchniesz komuś innemu ? Najpierw jednak skoczę do kopalni. Krypta co coś co nie powinno czekać.
- Jeśli nie znajdę na nie kupca w Stolicy, to jest to dla mnie tylko kilkusekundowa wycieczka. - Rzucił spokojnie Kuroryū, łapiąc worek - Jakby coś, zaczekam na ciebie w Dywizjonie. A na razie, żegnaj. - Teleportował się pionowo w górę z konia, stojąc w powietrzu. Następnie wypatrzył Lofar, i teleportował się centralnie na zamek. Nie przejmując się spojrzeniami, ruszył w kierunku gabinetu Hogana.
Drzwi do sali otwarły się. Tak jak poprzednio Hogan siedział przy kominku. Przy nim spał podkomendny Marian.
- Witaj. Tak szybko wróciłeś? - mówił spokojnie tak jak zwykle.
- Powiedzmy że okoliczności uległy zmianie... - rzucił Marine - A i zadanie okazało się łatwiejsze niż sądziłem. - rzucił Hoganowi worek z sercem - Co dalej?
- Z twojej strony już nic. - powiedział spokojnie. - Teraz pozostało tylko powiedzieć o tobie królowi i musisz złożyć mu pokłon. Chyba że... Wolisz innego władcę. - machnął ręką - w każdym razie na dziś to wszystko. Jak coś to dopytaj Gramona. Możesz odejść.
- Jak rozumiem nie będę potrzebować już żadnych papierków? - zapytał podejrzliwie oficer. Lata pracy dla rządu światowego nauczyły go ostrożności w tym względzie.
- Nie - odparł spokojnie - tu będzie wystarczyć tylko i wyłącznie słowo przełożonego i jednej osoby jako świadka. Dopytaj jeszcze o szczegóły Gramona bo później nie będzie już odwrotu.
- Mhm - rzucił cicho Kuroryū - w takim razie do zobaczenia. - wyszedł z pomieszczenia, a już po paru sekundach stał w centrum Dywizjonu. Z uprzejmości, postanowił podejść do dowódcy Henryka, i przywitać się.
W dywizjonie nic się nie zmieniło. Widocznie reszta drużyny jeszcze nie dotarła na miejsce. W dowództwie: Henryk siedział na kanapie za stołem, przy nim siedziała Shihou. Nigdzie nie było śladu Gorna.
- Witam - rzucił na powitanie kontradmirał - Trochę czasu minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy, ale nie dużo. - uśmiechnął się delikatnie - Smok nie będzie was już więcej niepokoić. A drogiemu panu Gornowi możecie przekazać że pokonałem go sam. Nawet się za bardzo nie zmęczyłem.
Shihou popatrzyła na zniszczone obuwie marines. Nie za bardzo ją to przekonywało co do stoczonej walki.
- Gdzie reszta? - Zapytała rzeczowo - Chyba nie uciekłeś ?
Kuroryū spojrzał na nią urażonym wzrokiem.
- Taka piękna, a tak potrafi ranić słowami - rzucił towarzyskim tonem - Eri stwierdziła że ma sprawy do załatwienia w Mrocznym Lesie, a Gramon i Gabi stwierdzili że chcą zająć się kopalnią. - wzruszył ramionami - Ja zaś wpadłem szybko do Lofar by oddać serce Hoganowi, a następnie wróciłem tutaj. - uśmiechnął się w jej kierunku - Choć liczyłem na nieco cieplejsze przyjęcie.
- Cóż... Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do zdolności przybyszów. I nadal mam co do nich wątpliwości. Ale w każdym razie. Dobra robota. - powiedziała z niewinnym uśmiechem - Jeżeli chcesz możesz skorzystać z Bali. Jest po lewej jak wyjdziesz z budynku. Pewnie nie miałeś okazji odpocząć. Dowódca właśnie odpoczywa. Wiek robi swoje. - Powiedziała z strapioną miną. - Co do smoka. To dobra wiadomość, ale wątpię czy to ten nas zaatakował. Tamten miał charakter... W każdym razie ty też odpocznij zanim nie przybędzie reszta Twojej grupy.

Spokojną rozmowę przerwało wparowanie do budynku dowództwa jakiegoś rycerza.
- Meldunek! - powiedział salutując do shihou. Mówił wyraźnie ale nie głośno by nie zbudzić dowódcy. - Zauważono okręt wroga!
Shihou chwilę się zamyśliła.
- Choć śmiesznie to brzmi... Rozumiem. Bij na alarm! Gotować broń!
- Tak jest! - wybiegł z budynku.
- A był tak spokojny dzień. Dowódco. - Powiedziała cicho tuż nad głową śpiącego Henryka. - Zauważyliśmy okręt wroga. Czy mogę wsiąść pańską broń?
- Tak. - Powiedział zaspany dowódca. - Przejmij dowodzenie, a w ostateczności mnie obudź.
- Dziękuję. - wzięła włócznię i odwróciła się do kasou. - Idziemy na przedpola. Twoja kąpiel będzie musiała poczekać. - powiedziała zdecydowanym głosem.
- Tak, tak. - odpowiedział spokojnie Kuroryū ruszając za nią - Może to będzie ciekawsze niż smok. - rzucił wychodząc za nią z namiotu.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 13-07-2013 o 00:55.
Darth jest offline