|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-07-2013, 12:48 | #11 |
Reputacja: 1 | Gramon uśmiechnął się pod nosem. Eri uważnie obserwowała pomieszczenie. Widocznie nie lubiła dużej ilości osób. Do stołu dosiadła się Shihou. Tajemniczy nieznajomy zapłacił za trunki i wyszedł z piwiarni. - Jesteś jak magnes na kobiety - Powiedział cicho Gramon, zakrywając usta kuflem piwa. - W takim razie czego jeszcze wam potrzeba. - Zapytała białowłosa. - To musi być garnitur - wymruczał w kierunku Gramona. Do białowłosej zaś powiedział - Wszelkie informacje o smoku będą przydatne. Jak duży jest, jakie zdolności posiada, i tak dalej. - rzucił uprzejmie - Poza tym... worek. - dorzucił. - Do worka na pewno się nie zmieści. Z tego co mówiła łowczyni. Długość 10-15 metrów, 4-5 metrów wysokości. Mały dość mały. Jeżeli to ten co nas zaatakował to zieje ogniem. Jedno jest pewne nie jest szlachetny. - A to już wielce dobra wiadomość~nya. A co z jego gabarytami~nya. Szczęki, szpony ~rrrr. - Smok ziemi. Ciało pokryte skamieniałą skórą. Prawdo podobnie ślepy. Eri zamruczała. Gramon dopił swój kufel i poprosił o kolejny. - To nie będzie problem - rzucił pewnie Kuroryū - zwłaszcza teraz. A worek jest na serce. Hogan chce je jako dowód. - wzruszył ramionami - Nieco dramatyczne jak dla mnie, ale cóż poradzić. - Spojrzał na nią z zainteresowaniem - Z ciekawości, czego twój dowódca może zażądać za swoją pomoc? - zapytał spokojnie - Wolę być ostrożny ze swoimi długami. - Najpewniej pomocy w jakiejś sprawie. Czy to coś komuś przekazać czy też zwalczyć jakiś problem. W kopalni zalęgło się coś kiedy natrafiliśmy na kryptę. Jednak jeżeli twoja pomoc groziła by jej zniszczeniem to rzeczywiście na to nalegać nie mógł. - Kryptę? Kiedy? - Zapytał z zaciekawieniem Gramon. Eri nastawiła uszu. - Jakieś tydzień temu. - Wtedy gdy brałem sobie wolne. Ech... Ale aż dziwne że nikt nie przybył by “wyczyścić” tą kopalnię. Białowłosa wzruszyła ramionami. - Im mniej chętnych tym lepiej. Poza tym mało kto wie o co tak na prawdę chodzi. - W takim razie się wygadałaś. - rzucił z uśmiechem wojownik - Nie mów że się nie domyślałeś. Wujku. - Odpowiedziała uśmiechem. - I nawet mam ochotę tam zajrzeć. - Uśmiech. - Przekaż Henrykowi że jak się uporamy ze smokiem, a raczej nasz nowy kandydat. To zajrzę do tej kopalni. Ale wątpię by coś tam było. - Uśmiech żartu.- Poza tym on dobrze o tym wie. Eri słuchała uważnie i nasuwały jej się pytania. Najpewniej te same które kłębiły się w głowie Kasou. - Krypta? O co tak dokładnie tu chodzi, jeśli można spytać? Zaraz... - zorientował się w czymś - “Wujku”? - Westchnął głęboko - Jeśli naprawdę będziecie potrzebować pomocy z tą... kryptą, mogę spróbować. Jeśli będę skupiać się na walce wręcz... do diabła. Ciągle nie mogę zapewnić że nie zawalę tuneli. - prychnął z irytacją - Nie nadaję się do walki w ciasnych przestrzeniach. Jeśli natomiast macie miasto które chcecie zobaczyć zrównane do fundamentów, to jestem człowiekiem którego potrzebujecie. - Nie trzeba Kuroryou. - Zapewnił Gramon - Sam się tym zajmę. Można powiedzieć że to kwestia chciwości. Poza tym tak “wujku”. - uśmiechnął się - Ta oto młoda dama to moja siostrzenica. Nie wiedzieć czemu poszła w moje ślady. - Krypta~nya. To relikt przeszłości~nyu. Stara, nie pradawna świątynia~nya. Skrywa cenne rzeczy~nya. - Tak zwane artefakty. Głównie to broń i amulety oraz dużo kamieni. Bogactwa raczej się nie ostały, ale wszystko co się tam znajdzie ma pewną wartość magiczną. Moje sztylety które widziałeś w użyciu pochodzą właśnie z takiej świątyni. Przekute kamienie obarczone runami. Same skały zawierały ładunek magiczny dlatego są idealne jako broń specjalna. - Nyu. Ale takie miejsca są bardziej niebezpieczne~nya. Pułapki, stwory, a nawet demony~nyu. - Tak więc widzi pan. Rzecz niezwykle poszukiwana i nie możemy pozwolić by zniknęła. - Nic się nie martw. Zajmę się tym za ciebie. Marine wzruszył ramionami. - Jeśli uważasz że sobie poradzisz, to kimże ja jestem by cię powstrzymywać? Ciągle zostawia to jednak sprawę mojego długu... - powiedział spokojnie, a następnie zaśmiał się dość głośno - Ale to później. Najpierw muszę zabić smoka w walce jeden na jeden. Inaczej mogę rozczarować pana Gorna. - uśmiechnął się złośliwie - Ten człowiek wyraźnie nie ma zielonego pojęcia z czym się mierzy. - On już taki jest. - Podsumowała Shihou. - Dobrze więc jeżeli będziecie jeszcze czegoś potrzebować będę u dowódcy. Najpotrzebniejszy sprzęt zostanie załadowany na konie. Za jakąś godzinę powinna być przy nich nasza łowczyni. Udanej przygodny. - powiedziała na odchodne. - No trzymaj się malutka. - Hmm. A ja... no cóż. Chyba pójdę zobaczyć wschód słońca. Spojrzę na niego z nowej perspektywy. - zawahał się na moment - Może byłabyś zainteresowana pięknym widokiem, Eri? - Chętnie~nya. - Powiedziała pewnie i dopiła swój kufel. - Miłego oglądania. - życzył Gramon - Dokończę swój kufel i zajrzę do naszej śpiącej królewny. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, Kuroryū chwycił Eri w pasie i obrócił się w kierunku wschodu. - Trzymaj się. - rzucił do niej... i teleportował się na dużą wysokość, stojąc pewnie w powietrzu. Trzymał ją mocno, nie pozwalając jej spaść. Wielkie zdziwienie i nastroszony ogon. Koty nie lubią wysokości. W powietrzu tylko ich dwójka, a przed nimi wschód. Gdzieś w oddali widać było niewielki odbłysk światła. W innym miejscu olbrzymią kopułę. A za kopułą prosta linia horyzontalna - morze. Za nimi malowały się szczyty mroźnych gór. Górujące nawet na tej wysokości. Ten świat jest duży. Jednak nie tak wielki jak wszystkie morza i Red Line razem wzięte. A pod nimi Dywizjon, wzniesienia, lasy, olbrzymie połacie lasów, Lofar, i duża samotna skała. Zbyt wiele by zatrzymać wzrok na szczegółach. Widok zaparł dech w piersiach Eri, jednak ogon nadal miała nastroszony. - Spokojnie - rzucił do niej cicho Kuroryū - Jak długo tu jestem, nie grozi ci upadek. - odetchnął głęboko, podziwiając - Mniejszy niż mój, ale większy niż się spodziewałem. Twój świat jest jednak piękny, Eri. - powiedział spokojnie. - Z wyglądu i owszem~rrr - powiedziała lekko uspokojona - Choć targają nim konflikty i całe zamieszanie, nadal jest piękny~nya. - Podziwiała w skupieniu widok. - Widzisz tamten odblask~nya? To dachy, kopuły pustynnego pałacu~nyu. Musi by piękny~rrr. Zobacz! Lofar, Smocza Skała, Leśne królestwo~nya. - Oczy Eri zrobiły się szerokie.- I pomyśleć że to nie jest jeszcze cały świat~nyy. - Cały świat który widzisz... każde miejsce w zasięgu twojego wzroku... - powiedział z uśmiechem Marine - Mogę cię tam zabrać w tym momencie. Catia chwyciła Kasou za rękę i bez słowa pokiwała przecząco głową. - Prawdziwe piękno, prawdziwą przygodę przeżywa się o własnych siłach~nya.- Spojrzała głęboko w oczy Kasou - Dziękuję~nya. - Było to w mojej mocy, nie widzę więc powodu by się nie podzielić. - uśmiechnął się do niej - Zwłaszcza że wiele ci zawdzięczam... z czego widok twojej pięknej osoby nie jest wcale najmniejszą rzeczą. Policzki kotki pokryły się pąsem. - Wracajmy na ziemię~nya. - Nadal uśmiechnięta.Kątem oka jednak coś dostrzegła. Chmurę. Ciemną chmurę nad Smocza Skałą. Uśmiech znikł. - Szybciej, lądujmy~rrr. - Nie stresują się moja droga. - rzucił Kuroryū, dalej się uśmiechając - Jestem tysiąc razy szybszy od błyskawicy. Co oznacza... - stanęli na ziemi, a Eri nawet nie zauważyła momentu poruszenia się. - że drobna chmura nie stanowi dla nas problemu. Eri rzeczywiście nie zauważyła kiedy odzyskała ziemię pod nogami. Jednak nie zwróciła uwagi na słowa i uważnie się czemuś przysłuchiwała. Chmura jak szybko się pojawiła tak szybko znikła. Wstała i odetchnęła z ulgą. - Ten świat jest równie piękny co niebezpieczny~nya. Takie połączenia są dość powszechne~nya. Taki już urok tego świata~nyi. - Uśmiech powrócił. - Na nas już chyba czas~nya. - Zgadza się. Choć nie sądzę byśmy musieli się spieszyć. - uśmiechnął się delikatnie. Już wiedział dlaczego Kizaru-san traktował wszystko tak lekko. Prędkość i potęga były... niesamowite. - Panie przodem. - rzucił do niej, w dalszym ciągu z uśmiechem. Przy wschodniej drodze, na przeciwko piwiarni czekały już konie. Przy nich stał Gramon i rozmawiał z tutejszą łowczynią. Dziewczyna, która wcześniej spała w budynku dowództwa, teraz wygadała trochę bardziej rześko, choć co chwilę ziewała. - To właśnie nasi towarzysze. - Powiedział Gramon do zaspanego dziewczęcia. - Tooo dooobrze. Ech. Jeszcze bym pospała. - W takim razie zajmijmy się smokiem szybko. - Rzucił w jej stronę rzeczowo - Poza tym, już miała pani więcej snu niż cała reszta grupy. - uśmiechnął się pod nosem - A zatem, proszę prowadzić. Łowczyni zrobiła głupią minę. - A więc wy również nie spaliście od 2 dni? - zapytała ironicznie. - Dobra wskakujcie na koń. Podjedziemy pod kopalnię a stamtąd już pieszo. Tylko nie ociągać się im szybciej was tam doprowadzę tym szybciej wrócę do drzemki. - Powiedziała władczo i donosie. Kuroryū tylko uśmiechnął się pod nosem. Wyglądało na to że przewodniczka będzie im dobrze służyć. Po chwili cała grupa pędziła już w stronę wskazaną przez kobietę. Eri również przygotowana nasłuchiwała i rozglądała się po okolicy. Przed południem dotarli do kopalni i pozostawili konie w tamtejszym obozie. Później przeszli kilometr jakąś górską ścieżką. Ostatecznie założyli uprzęże i wspinali się w górę. Kuroryū, gdy zbliżyli się do miejsca które wymagało pionowej wspinaczki uśmiechnął się tylko i podziękował za uprząż. Podszedł do ściany... i zaczął wchodzić po niej spokojnym krokiem. Po paru pokonanych metrach zatrzymał się, i obrócił w stronę reszty drużyny. - Jeśli mogę spytać, idziemy na szczyt, czy też planujemy zatrzymać się gdzieś po drodze? - rzucił, zupełnie nie przejmując się prawami fizyki. Na twarzy łowczyni pojawiły się żyłki. Była lekko wkurzona, jej palce poruszały się koło prawego uda. - Zastrzelę go! - Powiedziała cicho do siebie. - Spokojnie Gabi nie denerwuj się. Pamiętaj że nie wolno ci strzelać do każdego kogo popadnie. - Echhhh. Szczytu nie uchwycimy bo po drodze jest duża skarpa. Na nią właśnie się... wspinamy... Palce zaciśnięta pieść drugiej ręki, była na wysokości biustu. Po chwili się jednak uspokoiła. - Ach. W takim razie zaczekam na was na górze. - rzucił spokojnie Kuroryū, i zaczął spacerować ku górze. Teoretycznie mógł wszystkich przetransportować tam w ułamku sekundy, ale ci ludzie nie powinni się uczyć polegać wyłącznie na jego mocach. To doprowadziłoby ich do słabości... a później do śmierci. - Z drugiej strony... - wymruczał do siebie - jeśli któreś spadnie, uratuje im życie. Samodzielność samodzielnością, ale po śmierci człowiek już niczego się nie nauczy. Kasou jako pierwszy dotarł na szczyt. Skarpa była dość równa usiana wystającymi kamiennymi przeszkodami. Wojownik spojrzał w dół na swoich towarzyszy. Pierwsza wspinała się łowczyni, obok niej zwinna Eri. Na szarym końcu Gramon. Prawdo podobnie dla tego że mógł wtedy spokojnie popatrzeć na tyłki obu dziewcząt. Po dłuższym okresie czekania całość drużyny była już na szczycie. Czarnowłosa była zła, a Eri niespokojna. Kuroryū rozglądał się dookoła czekając na drużynę. Coś mu się tu wydawało nie tak. Zauważył niepokój Eri, gdy tylko dołączyła ona do niego na skarpie. - Co się dzieje? - zapytał ja poważnie. Miał złe przeczucia. To miejsce było odsłonięte. W razie ataku on mógł sobie poradzić, ale reszta... - Jesteśmy na miejscu - Odparła łowczyni - To możliwe miejsce obecności smoka. Nie znaczyło wcale że tu będzie a jednak... - Jest blisko~nya. - Nawet bardzo blisko. - Zgodziła się łowczyni. Dotknęła dłoniom podłoża i chwilę się zamyśliła. - Za tamtymi skałami. Drużyna podkradła się ostrożnie we wskazane miejsce. Nie było tam nic innego skały i uch szarawe odcienie. A jednak. Niewielki ruch. - To on~nya. - A zatem wypada się przywitać odpowiednio. - Rzucił spokojnie. - Jeśli mógłbym prosić, na razie nie mieszajcie się do tej walki. Chcę spróbować swoich sił przeciwko nieco silniejszej bestii. - uniósł nogę, celując w stronę ruchu. Zaczęła ona świecić jasnym, czarnym światłem. - Zaczynam... - rzucił, a z jego stopy oderwał się strumień światła, uderzając i powodując olbrzymią eksplozję prosto w centrum ruchu. Dokładnie w momencie wystrzału usłyszał syczenie Eri. Po wystrzale spojrzał w jej kierunku i ujrzał paszczę z rogami. Co się więc poruszyło? To łatwo zgadnąć, smok był długi. Bestia zaryczała powalając wszystkich na ziemię. Chwilę później znikła między skalami. Był szary i kamienny. Zlewał się z otoczeniem. Wielkie bestie zawsze zabijało się tak samo. To był jeden z tych niezmieniających się punktów życia. - Amo no Murakumo. - powiedział Kuroryū, składając swoje ręce ze sobą i tworząc miecz ze czarnego światła. Obserwując uważnie wszelki ruch, czekał na poruszenie się smoka, by teleportować się i ciąć go. Wiedział ze jego miecz jest dość ostry by przeciąć go w pół. Drużyna schowała się za skałą i nie poruszała się. Chcieli uniknąć niebezpieczeństwa jednocześnie spełniając prośbę towarzysza. Puch po prawej i momentalna teleportacja. Cięcie odcięło skamieniały fragment ogona. Gdzie była więc glowa? Głowa była za Kasou. Z otwartej paszczy wydobyło się potężne uderzenie, a miecz uległ rozproszeniu. Bestia stanęła dumnie na skale obserwując swoją ofiarę. Po chwili zsunęła się z niej i znów skryła między innymi kamieniami. - Oy, oy. To było blisko. - rzucił teleportując się nieco do tyłu. - Sądzę że należy nieco wyrównać szanse... - rzucił, teleportując się w powietrze. Zaczął bombardować całą okolicę laserami ze swoich stóp, powodując wiele eksplozji. Chciał zmusić smoka do zaatakowania go w powietrzu. Wtedy zaś planował kontratak, z użyciem kopnięcia z prędkością światła, prosto w kark. Cios o takiej sile powinien z miejsca złamać kręgosłup bestii. Potężne wybuchy spowodowały chaos na skarpie wbijając w powietrze tumany kurzu. Przed kolejnym ze strzałów Kasou usłyszał ryk smoka, wystrzał eksplodował w powietrzu odrzucając Marines jeszcze wyżej. Niszcząc przy okazji jego buta. Gdy kurz opadł skarpa była płaska, skały zniknęły, poza tą za którą stała reszta drużyny. - Och... - rzucił nieco zirytowany Kuroryū - Było blisko. - zauważył brak buta - … - przez moment milczał wymownie. Odszukał wzrokiem smoka, a następnie zaatakował tak szybko że aż stał się niewidoczny, zadający błyskawicznie trzy kopnięcia jednocześnie w trzy części szyi smoka. Miał zamiar złamać mu kark jednym atakiem. Ponowny ryk. Bestia nie stawiała oporu przed uderzeniem. Wykorzystała jednak jego pęd robiąc fikołka i uderzając rozpędzonym ogonem od góry, jak maczugą. Kasou zdołał utwardzić ręce przed otrzymaniem miażdżącego uderzenia. Wojownik został wbity w ziemię, bez poważnych obrażeń, z lekko obolałymi czterema literami. Bestia odczuła uderzenia dotkliwie. Kołysała się na boki jak odurzona. Jej kark wytrzymał lecz widocznie nie był w najlepszym stanie. Kuroryū wstał i otrzepał się z kurzu. - Normalnie - rzucił - pobawiłbym się z tobą dłużej. - uniósł palec i wycelował go w głowę bestii - Ale kosztowałeś mnie buta, który będzie niezwykle trudny do zastąpienia. - Jego palec zaczął świecić czarnym światłem - A zatem... żegnaj. - z jego palca oderwał się laser, precyzyjnie mający przebić czaszkę i mózg smoka. W momencie wystrzału dało się usłyszeć ryk smoka. Bestia padła na ziemię. Nie była jednak ranna, była po prostu zmęczona. Nie miała już siły walczyć, tylko leżała pokonana. - Spudłowałem? Ale jak się to mogło stać? To zaczyna się robić frustrujące. - rzucił spokojnie Kuroryū - Ama no Murakumo. - ponownie złożył dłonie i ponownie pojawił się w nich miecz. Następnie jednym błyskawicznym ruchem zdekapitował bestię. Odgłos strzału. Dosłownie na centymetr przed szyja bestii miecz uległ rozpadowi. Bestia nadal leżała bez ruchu. Pocisk został wystrzelony zza bezpiecznej skały. - Spokojnie wojowniku! - słychać było władczy głos łowczyni - Może to i bestia, przeciwnik, lecz ma swój honor. - Ona może mieć rację. - wyszedł zza skały Gramon drapiąc się po głowie. - Choć Gabrielo nie musiałaś od razu strzelać. Tak by było szybciej. - Smok jest honorowy~nya. Należy mu się honorowa śmierć~nyu. - Wymruczała dość cicho Eri. - Honor... Hmm? - Kuroryū niemalże wypluł to słowo. - Interesujące zwyczaje tutaj macie, przyznam. W moim świecie stawialiśmy na efektywność. - uśmiechnął się nieco - Choć przyznaję, wzbudziliście moją ciekawość. Czym w tym świecie jest honorowa śmierć? Bestia się nigdzie nie wybiera, możemy omówić sposób w który zakończy swoją egzystencję. - Honorowa śmierć nie uwłacza w istotę przeciwnika. Nie każdemu się należy tak jak i bestiom, ale... Smoki są wyjątkowe. - Powiedział Gramon rozsiadając się na skale. - Najlepiej wykonać ją jak najszybciej, spokojnie, z szacunkiem dla życia i śmierci oraz ... - ...jak najmniej krwawo. - dokończyła łowczyni, chowając broń. - Zrób to szybko. Przebij serce, uduś, zgaś iskrę życia. Nie wiem. Zrób to, ale honorowo. Takie są nie pisane zasady. - Odwróciła się i poszła za skałę. Nie chciała tego oglądać. Eri zaczęła wygrywać spokojną melodię. - Ama no Murakumo - wymruczał Kuroryū, podchodząc spokojnie do smoka. Błyskawicznym ruchem, niemożliwym do zauważenia, przebił pchnięciem czaszkę smoka, kończąc jego życie szybko i bezboleśnie. Nie miał zamiaru skazywać bestii na ból z powodu obyczajów. Gramon uśmiechnął się. Nie był to uśmiech zachwytu i szczęścia, ale był przyjazny. Uśmiech mówiący: “to już koniec”. Eri choć tego nie okazywała, była smutna. Nikt z tej drużyny widocznie nie lubił śmierci, a przynajmniej jej pewnych przypadków. Całą aurę nastroju złamało nagłe poruszenie Eri. Uczy postawione na baczność, czegoś uważnie słuchała. Cichy odgłos. Piszczenie, drapanie, warczenie. Podeszła zwinnymi krokami do pozostałości skały przy której leżało ciało bestii i uważnie ją ostukała. Słychać było lekkie echo. Dała znak Gramonowi by podszedł i ostrożnie zniszczył skalę. Wojownik był posłuszny i ciekawy tego co odkrywał Catia. Mocne uderzenie rozwaliło skałę w drobny mak. Jak się okazuje skała była wydrążona, a z środka miniaturka dopiero co pokonanej bestii. Niewielki uśmiech na twarzy Eri. - No proszę. Któż by pomyślał. - rzekł zdziwiony znaleziskiem Gramon. I jemu zdarzyło się uśmiechnąć. - I co zamierzacie z nim zrobić? - zapytał spokojnie Kuroryū - Nie będzie nieco za duży jak na zwierzątko? - dorzucił nieco ironicznie, jednocześnie oglądając truchło smoka i zastanawiając się w jaki sposób wydobyć z niego serce. - Nie zostawię go tutaj~nya. Zabieram go ze sobą~rrr. Gramon podrapał się po głowie i popatrzył na Kasou. - Kicia się uparła. - Zza skały wyszła łowczyni. - Gabi zobacz tylko. - Mina zdziwienia. - I co z nim zrobisz? - Zapytała spokojnie. - Schowam~nya. Nie oddam~rrr. - Przytuliła smoczątko do piersi. Kuroryū tylko wzruszył ramionami. - Widziałem dziwniejsze rzeczy. - przewalił truchło smoka na plecy i obejrzał go dokładnie - Serce, łuski, zęby... Jedno na dowód, a reszta na sprzedaż... zna się któreś z was na skórowaniu? Wolałbym go nie uszkodzić za bardzo. - rzucił spokojnie i rzeczowo. Wszyscy popatrzyli na niego wyrwani z kontekstu sytuacji. Gramon jedynie podszedł do truchła i wyciągnął z buta niewielki stalowy sztylet. - Ja. Mniej więcej potrafię. - Powiedział spokojnie unosząc nuż pod gardło smoka. - Dobrze. - pokręcił głową spokojnie - Jak tak na was patrzę, jedna rzecz staje się dla mnie jasna. - usiadł spokojnie pod kamieniem - Wasz świat jest o wiele bardziej spokojny i pokojowy niż mój. - To tylko powierzchowny spokój. - Powiedziała łowczyni odwracając się plecami do zajęcia Gramona. - Na północnej rubieży trwa konflikt. Chwilowo obie strony są w patowej sytuacji. Na zachód cały kraj uciekł od problemów tego świata, choć słyszałam, że własnych im nie brakuje. Dodatkowo są intrygi, spiski, zamachy i polityka. Ale w całym tym burdelu można jeszcze odnaleźć spokój. Z tego co rozumiem u ciebie trwa wieczna wojna? Strony konfliktu? - zapytała z zaciekawieniem. Eri wciąż bawiła się z maleństwem. Kuroryū zastanowił się przez moment. - Trzy. - rzucił spokojnie - Rząd Światowy, którego armią są Marines, w tym ja. Rewolucjoniści, którzy chcą obalić rząd, oraz piraci ktorzy zazwyczaj chcą złota. - zawahał się, i następnie westchnął - Ale tak naprawdę liczą się trzy siły: Schibukai, Yonko oraz Marines. Na chwilę obecną pozostają one we względnej równowadze, co sprawia że ostatnie parę lat mieliśmy względnego spokoju. - No widzisz jednak i u was jest chwila spokoju. - Gabi uśmiechnęła się. - Powiedz mi kim są dla ciebie piraci? - Zadała niespodziewane pytanie. Kuroryū spojrzał na nią i wybuchnął śmiechem. - Spokoju? Wybacz, chyba nie wyraziłem się jasno. - rzuciło ponuro w jej stronę - Miałem na myśli fakt że główni gracze nie walczą ze sobą aktywnie. W dalszym ciągu miasta i królestwa są niszczone regularnie, a piraci żerują na niewinnych. Straty dochodzą do kilkunastu, lub nawet kilkuset tysięcy śmierci każdego miesiąca. - westchnął odrobinę - Stwierdziliśmy że jeśli kiedykolwiek dojdzie do otwartej konfrontacji między nami a Yonko, istnieje duże prawdopodobieństwo że cały świat zostanie zniszczony. - Zaśmiał się gorzko - Tracę dziesiątki podwładnych próbując utrzymać porządek w najlepszych miesiącach. A i tak nie jesteśmy w stanie ochronić wszystkich. A jeśli pytasz kim są dla mnie piraci... - zastanowił się przez moment - Powiedziałbym że są to ludzie którzy zagrażają życiom niewinnych, bądź łamią prawa ustanowione przez nasz rząd. Przy czym to drugie kryterium jest nieco nieaktualne. Łowczyni chwilę się zamyśliła, a Gramon skończył oprawianie zwierzyny. - Czy wszyscy piraci są tacy sami? - Zapytała niepewnie. - Istnieją wyjątki? - Eri uważnie przysłuchiwała się ich rozmowie, nie wypuszczając stworzonka z rąk. Kuroryū zmarszczył ostro brwi. - Nie. - rzucił twardo - Nie ma wyjątków. - wyraźnie było widać że nie będzie tolerować dyskusji w tej kwestii. Gabriela znów się zamyśliła bo chwili jednak przetarła dłonią twarz, tak jakby odrzuciła wszystkie zbędne myśli. - Dobra. Jeżeli to wszystko co mieliście tutaj do zrobienia to wracamy. Gramon pakuj dobytek. Eri... Co zamierzasz z nim zrobić? Nie możemy go zabrać do obozu. - Nie jadę tam~nyu. Zabieram go od razu do Lofar~nya. Do Mrocznego Lasu~nya. Tam będzie bezpieczny~nya. - Echh. Rób jak uważasz. Byle by cię nikt nei złapał. Czas ruszać! Kuroryū również wstał, podążając za nimi bez słowa. Tym razem po prostu teleportował się na dół. Dyskusja przypomniała mu o rzeczach o których wolał zapomnieć. Reszta drużyny dołączyła do niego po dłuższej chwili schodzenia w dół. Eri zaraz po zejściu wsiadła na koń i popędziła w stronę miasta. - Niech jedzie - rzekł spokojnie Gramon. - Niedługo się z nią znów zobaczysz. - Nie ociągać się.- powiedziała łowczyni władczym głosem - Im szybciej ruszymy tym wcześniej będziemy na miejscu. Kuroryū prychnął z delikatną irytacją. - Nie kuś mnie. - rzucił do niej - Mogę dotrzeć do dowolnego miejsca na świecie w czasie w którym ty siodłasz konia. To ty mnie opóźniasz, nie odwrotnie. - Nie każdy ma takie umiejętności jak ty przybyszu. Pamiętaj o tym! - Wsiadła na konia i ruszyła przodem. W ślad za nią ruszył Gramon. - Och, pamiętam... nieustannie. - wymruczał Kuroryū, dołączając do reszty, błyskawicznie. - Swoją drogą, Gramon, znasz może kogoś kto chciałby kupić smocze zęby? Albo łuski? Potrzebne mi fundusze. - Może ktoś na północnej rubieży lub jakiś mag. Kowal z Lofar może wziąć łuski jako materiał. Może ktoś jeszcze ze stolicy był by chętny. - odparł po chwili namysłu - Będziesz musiał poszukać druhu. - Hmm. I tak miałem pojechać później do stolicy... - rzucił pod nosem. Przyszedł mu do głowy interesujący pomysł. - Hej, rzuć mi serce. Załatwię sprawę z Hoganem, a ty zaczekasz z końmi w Dywizjonie. Nie ma potrzeby byśmy obaj wracali do Lofar, zwłaszcza biorąc pod uwagę że tobie i tak droga wypada do stolicy, z tego co pamiętam. - Nie ma sprawy. Trzymaj. - Rzucił Kasou mniejszy worek z sercem. - Chcesz też łuski dla kowala czy opchniesz komuś innemu ? Najpierw jednak skoczę do kopalni. Krypta co coś co nie powinno czekać. - Jeśli nie znajdę na nie kupca w Stolicy, to jest to dla mnie tylko kilkusekundowa wycieczka. - Rzucił spokojnie Kuroryū, łapiąc worek - Jakby coś, zaczekam na ciebie w Dywizjonie. A na razie, żegnaj. - Teleportował się pionowo w górę z konia, stojąc w powietrzu. Następnie wypatrzył Lofar, i teleportował się centralnie na zamek. Nie przejmując się spojrzeniami, ruszył w kierunku gabinetu Hogana. Drzwi do sali otwarły się. Tak jak poprzednio Hogan siedział przy kominku. Przy nim spał podkomendny Marian. - Witaj. Tak szybko wróciłeś? - mówił spokojnie tak jak zwykle. - Powiedzmy że okoliczności uległy zmianie... - rzucił Marine - A i zadanie okazało się łatwiejsze niż sądziłem. - rzucił Hoganowi worek z sercem - Co dalej? - Z twojej strony już nic. - powiedział spokojnie. - Teraz pozostało tylko powiedzieć o tobie królowi i musisz złożyć mu pokłon. Chyba że... Wolisz innego władcę. - machnął ręką - w każdym razie na dziś to wszystko. Jak coś to dopytaj Gramona. Możesz odejść. - Jak rozumiem nie będę potrzebować już żadnych papierków? - zapytał podejrzliwie oficer. Lata pracy dla rządu światowego nauczyły go ostrożności w tym względzie. - Nie - odparł spokojnie - tu będzie wystarczyć tylko i wyłącznie słowo przełożonego i jednej osoby jako świadka. Dopytaj jeszcze o szczegóły Gramona bo później nie będzie już odwrotu. - Mhm - rzucił cicho Kuroryū - w takim razie do zobaczenia. - wyszedł z pomieszczenia, a już po paru sekundach stał w centrum Dywizjonu. Z uprzejmości, postanowił podejść do dowódcy Henryka, i przywitać się. W dywizjonie nic się nie zmieniło. Widocznie reszta drużyny jeszcze nie dotarła na miejsce. W dowództwie: Henryk siedział na kanapie za stołem, przy nim siedziała Shihou. Nigdzie nie było śladu Gorna. - Witam - rzucił na powitanie kontradmirał - Trochę czasu minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy, ale nie dużo. - uśmiechnął się delikatnie - Smok nie będzie was już więcej niepokoić. A drogiemu panu Gornowi możecie przekazać że pokonałem go sam. Nawet się za bardzo nie zmęczyłem. Shihou popatrzyła na zniszczone obuwie marines. Nie za bardzo ją to przekonywało co do stoczonej walki. - Gdzie reszta? - Zapytała rzeczowo - Chyba nie uciekłeś ? Kuroryū spojrzał na nią urażonym wzrokiem. - Taka piękna, a tak potrafi ranić słowami - rzucił towarzyskim tonem - Eri stwierdziła że ma sprawy do załatwienia w Mrocznym Lesie, a Gramon i Gabi stwierdzili że chcą zająć się kopalnią. - wzruszył ramionami - Ja zaś wpadłem szybko do Lofar by oddać serce Hoganowi, a następnie wróciłem tutaj. - uśmiechnął się w jej kierunku - Choć liczyłem na nieco cieplejsze przyjęcie. - Cóż... Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do zdolności przybyszów. I nadal mam co do nich wątpliwości. Ale w każdym razie. Dobra robota. - powiedziała z niewinnym uśmiechem - Jeżeli chcesz możesz skorzystać z Bali. Jest po lewej jak wyjdziesz z budynku. Pewnie nie miałeś okazji odpocząć. Dowódca właśnie odpoczywa. Wiek robi swoje. - Powiedziała z strapioną miną. - Co do smoka. To dobra wiadomość, ale wątpię czy to ten nas zaatakował. Tamten miał charakter... W każdym razie ty też odpocznij zanim nie przybędzie reszta Twojej grupy. Spokojną rozmowę przerwało wparowanie do budynku dowództwa jakiegoś rycerza. - Meldunek! - powiedział salutując do shihou. Mówił wyraźnie ale nie głośno by nie zbudzić dowódcy. - Zauważono okręt wroga! Shihou chwilę się zamyśliła. - Choć śmiesznie to brzmi... Rozumiem. Bij na alarm! Gotować broń! - Tak jest! - wybiegł z budynku. - A był tak spokojny dzień. Dowódco. - Powiedziała cicho tuż nad głową śpiącego Henryka. - Zauważyliśmy okręt wroga. Czy mogę wsiąść pańską broń? - Tak. - Powiedział zaspany dowódca. - Przejmij dowodzenie, a w ostateczności mnie obudź. - Dziękuję. - wzięła włócznię i odwróciła się do kasou. - Idziemy na przedpola. Twoja kąpiel będzie musiała poczekać. - powiedziała zdecydowanym głosem. - Tak, tak. - odpowiedział spokojnie Kuroryū ruszając za nią - Może to będzie ciekawsze niż smok. - rzucił wychodząc za nią z namiotu.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli Ostatnio edytowane przez Darth : 13-07-2013 o 00:55. |
12-07-2013, 22:15 | #12 | |||||||||||||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Przed drzwiami domu zrobiło się zamieszanie. Ktoś usilnie tłuk o drzwi. Marika wzięła do reki wcześniejszą fiolkę z czarna zawartością i podeszła do drzwi. - Kto tam? - Zapytała niepewnie. - To my Marika. Ugo i Angu. Strażnicy.- Marika otworzyła drzwi. - Co chcecie o tej porze ? - Po chwili spostrzegła 2 ciała dźwigane przez drugiego strażnika. Jednym z nich był Lion. - Mari.. Ten tutej padł jak z lasu wrócił. - Marika szybko ględziła ciało. - Dobra wchodźcie. Połóżcie go na stole. - szybko sprzątnęła tamtejszą aparaturę. - A na co wam to truchło? - Spytała.Strażnicy popatrzyli po sobie. - To jego, więc wzięliśmy. - Marika lekko się zdziwiła. - Dobrze już rzućcie to pod stół. Możecie wracać. Zajmę się nim. - Dziękujemy Piękna. A masz może cóś na odwagę. Straszno, w nocy przy bramie. - Powiedział z uśmiechem drugi strażnik.Alchemik wyciągnęła z szafki jakąś buteleczkę. - Trzymajcie ale już zmykajcie. Muszę się nim szybko zająć. Cytat:
- To powinno wystarczyć. Dziękuję. Może pan już wrócić do odpoczynku. Nic już nie zrobimy. Rano powinien dojść do siebie. - Powiedziała pewnie, z dozą dumy. Widać znała się na tym co robiła. Anubis podniósł się z podłogi i ruszył schodami na górę tuż przed świtem. Sądził, że barman będzie chciał mieć swój trunek od początku dnia i miał jeszcze parę pytań do niego. Na szczycie schodów napiął potężne muskuły na całym ciele sprawiając, że zasiedziałe kości kolejno wydały okropny chrzęszczący dźwięk wracania na swoje miejsce. Przyglądał się chwilę pracy alchemiczki i zerknął bez zainteresowania na rannego. Rozpoznał w nim jednego z mężczyzn, który towarzyszył im w celi. Ruszył nosem. Oczywiście wystarczył mu jeden dzień by wylądować u medyka... Prychnął z niedowierzania. - Mariko, na mnie czas. Barman na pewno oczekuje swojego towaru. - powiedział zabierając ze stołu pakunek - Czy moje zioła są gotowe? I czy mogę zabrać swoją broń? Śpieszy mi się. - Oczywiście. Broń jest w szafie. A co do ziół...- wzięła mały tobołek - Są tutaj przynajmniej część. Dodałam jeszcze 3 mikstury. Czerwona to odstraszacz zwierząt- zakomunikowała. - zielona gdybyś musiał zatamować krwawienie, lejesz ja na ranę. Czarna... obyś jej nie musiał używać. - Podała pakunek z przyjemnym uśmiechem. Szakalogłowy podziwił z błyskiem w oku otrzymane mikstury. Wyraźnie widać było po nim zachwyt i zaciekawienie. Schował delikatnie, wręcz namiętnie, pojemniki do torby po czym zabrał swoje sztylety. Nim wyszedł poprosił jeszcze alchemiczkę by przekazała jego towarzyszowi, że będzie czekał na niego w karczmie. Cytat:
W karczmie jak zwykle wesoło, choć z samego rana klientów było niewielu. Przy stole siedział barczysty mężczyzna. A przy innym białowłosy mężczyzna z wielkim mieczem. Reszta stołów była pusta. Po sali krzątała się Rose. Anubis podszedł pewnym krokiem prosto do lady i bez słowa położył pakunek dla barmana. Czekając aż ten zauważy jego obecność wyglądał jak nieruchoma figura. - O moje zamówienie. - zauważył barman. - Na ile się umawialiśmy? - Umawialiśmy się na informację, ale to może gdy dołączy do nas mój towarzysz. Tymczasem czy mógłbyś mi powiedzieć kim była zakapturzona osoba obserwująca wczoraj salę z balustrady? - spytał mimowolnie ponownie zerkając w górę. Możliwe, że nie był to nikt wyjątkowy, jednak ciekawość nie pozwalała zostawić tego tematu. - Już go tu nie ma. Wyruszył wraz z żoną na północ. Krótko mówiąc przewodnik po pustyni. Jedyny jako istnieje. Ale o to mógł pan zapytać wczoraj. - uśmiechnął się. - to żadna tajemnica. Anubis tylko skinął głową nie spuszczając wzroku z balustrady. Możliwe, że to właśnie dlatego przykuł jego uwagę, mógł po prostu wyczuć od niego pustynię. Cytat:
- I jak panowie pierwszy dzień w tym świecie? - Masz na myśli pierwszy dzień w tym mieście. - powiedział Anubis dając do zrozumienia, że spędził w tym świecie więcej czasu niż barman uważał - W każdym razie, skoro oboje jesteśmy na miejscu, wróćmy do naszego pytania z wczoraj. Kim są Uverworld? - zakończył wyjątkowo niskim basem. Barman spoważniał. - Zależy jak wiele chcecie wiedzieć. Powierzchownie rzecz biorąc to samozwańcza organizacja przybyszów. Przybyli do tego świata i zrobili zamieszanie. To przez nich, a dokładniej przez Czarną Bramę do tego świata przybywają przybysze. To podobno oni ją stworzyli. Poza tym mieszają się w politykę unii Krajów środkowych. Anubis spojrzał pytająco na długouchego towarzysza. Nie wiedział ile on chce wiedzieć o tym... tej organizacji, natomiast jego ciekawość właśnie znacznie urosła. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Kim są ci ludzie? - zapytał barmana pomimo swoich wątpliwości. - Jeden z tego co mi wiadomo przybył z kraju gór. A drugiego nie znam. Pewno jakiś nowy. - Powiedział cicho by tylko klienci przy barze mogli to słyszeć. - To dobrze. - mruknął bardziej do siebie niż do kogoś innego. - W takim razie chodźmy. - powiedział do Anthriliena po czym wyszli na zewnątrz. Dwójka dziwnych postaci udała się w kierunku wschodniej bramy skąd wczoraj przybyli po czym ruszyli w kierunku lasu gdzie mieli zdobyć zioła dla Mariki. Anubis nie wypuszczał z ręki zdobytego poradnika zielarza, praktycznie całą drogę czytał zawarte w nim informacje niewiele rozglądając się na boki. Mijając tablicę ogłoszeń dotarli pod wschodnią bramę. Jak to zwykle bywa przy bramie stacjonowało 2 strażników. Cytat:
- Tak jak ten na północnej rubieży - dopowiedział drugi strażnik. Pora była jeszcze wczesna więc nie musieli się śpieszyć. Spokojnym krokiem rozglądając się po okolicy szli w stronę lasu. Gdy już do niego dotarli zaczęli rozglądać się za wspomnianym obeliskiem. To co pierwsze dało się zauważyć w lesie to ciemność. Prawie taka sama jak w... jaskiniach. Gęsta warstwa koron drzew szczelnie oddzielała poszycie od promieni słonecznych. Ledwo weszli do lasu natychmiast stracili orientację. Wszystko wyglądało tak samo. A po obelisku w pobliżu nie było nawet śladu. Tak samo jak po jakiejkolwiek ścieżce. Cytat:
Ruszyli niespiesznie szlakiem. Anubis nastawił uczy na słuchanie, wodne konwalie powinny rosnąć w pobliżu wody, być może uda mu się usłyszeć jej szum gdy zbliżą się do obelisku. Poruszył również kilkukrotnie nosem węsząc powietrze w ciemnym lesie. Powietrze było ciężkie wypełnione zapachem lasu. Nigdzie nie było słychać szumu wody. Po przejściu zakrętu wojownikom ukazał się obraz zniszczenia. Wszędzie leżały wióry drzew i rozerwana kora. Ścieżka biegła dalej prosto, jednak pod katem do niej wiodło stratowane przejcie. Tak Jakby coś dużego tędy przebiegło. niszcząc wszystko po drodze. Z prawej strony ścieżki dało się słyszeć szelest. Coś tam było lecz chwilowo nie zamierzało wychodzić. Cytat:
Istota nie wyszła z ukrycia. Jednak zdawała się dobrze wiedzieć gdzie znajdują się przybysze. Choć ich nie widziała. Cytat:
- Nie potrafię odczuwać strachu.. - wyjaśnił eldarowi - I w moim świecie inaczej rozumie się ostrożność. - dokończył pokazując czerwony eliksir i otwierając go. Otwarty flakonik natychmiast dał o sobie znać. Z wyczulonym węchem anubis natychmiast zamknął flakonik. Ten smród był niezwykle silny. Choć zwykły człowiek raczej go nie czół. Cytat:
- Masz rację - zaczął mówić warkliwym głosem - że brak mi waszej umiejętności oceny sytuacji, lecz nie brak mi racjonalnego myślenia. Nie zatrzymuję się, działam racjonalnie dopiero gdy ktoś lub coś stanie mi na drodze. Nie znam innego sposobu bo tylko taki stosuję od... wielu lat. Dlaczego tak robię i kim jestem z chęcią Ci zdradzę, ale nie tutaj i nie w tym warunkach. Otworzył ponownie flakonik i wylał część jego zawartości na drogę po stronie, z której słychać było zwierzęcy szelest. Nie wiedział czy ta mikstura działa tylko na zwykłe zwierzęta, czy również na bestie występujące w tym świecie. Jeśli nie podziała... to trudno. Szelest zniknął. Coś najwidoczniej oddaliło się na bezpieczną odległość. - Tymczasem, przepraszam jeśli naraziłem Cię na niebezpieczeństwo. Pasuje mi twoje towarzystwo bo nie jesteś tak narwany i lekkomyślny jak reszta ludzi, z którymi byliśmy w celi. - Anubis skłonił się, bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie, wiedział, że nie jest przystosowany do śmiertelności, bo na co ma uważać? I nie czuł się z tego powodu ani trochę źle. Ale towarzysz mógł posłużyć również za narzędzie - Bądź mą oceną sytuacji. Cytat:
- Wybacz mi ponownie. Jesteśmy tak różni, a tak podobni. Co prawdą ja nie gardzę nimi, ale ciężko ich szanować i ...są tylko ludźmi. - dokończył wykonując gest wskazujący jak nieważni są ludzie. - Wiem tak na prawdę mniej o Tobie niż ty o mnie. - kontynuował po chwili ciszy ruszając powoli dalej i chowając flakonik ze śmierdzącą substancją. Cytat:
Anubis przykucnął przy zwłokach oceniając ich stan. Był ciekawy co człowiek robił tak głęboko w tym mrocznym lesie. Czy umarł od przygniecenia? - Nieżywy co najmniej od dwóch dni. - oznajmił wstając i odrzucając ciężką kłodę. Następnie przykucnął ponownie i podniósł delikatnie truchło. Ręce i nogi ciała zwisły bezwładnie z umięśnionych ramion Anubisa, cieszył się, że nie były one na tyle stare by zacząć śmierdzieć. Zszedł parę kroków w głąb lasu i ułożył ciało w pierwszym znalezionych zagłębieniu przysypując je pewną ilością liści i piachu po czym wrócił do towarzysza patrzącego na niego pytająco.. - U mnie w kraju, zmarłych grzebie się w pustynnym piasku, ale jemu będzie to musiało wystarczyć. - wyjaśnił i rozejrzał się za ścieżką węsząc jednocześnie w powietrzu w poszukiwaniu wskazówek co do dalszego kierunku wędrówki. Wszystko wskazywało na to ze doszło w tym miejscu do jakiegoś starcia. Towarzysze niestety nie mieli innego wyjścia jak podążyć krzakami po omacku. Ścieżka się skończyła ale coś podpowiadało Eldarowi że niedługo dotrą na miejsce. Cytat:
- Zadajesz bardzo proste pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Zwróć uwagę, że pochodzimy z zupełnie innych rzeczywistości. Moim domem jest jedna z krain w moim świecie. - powiedział nie pewien czy jego wyjaśnienia są jasne. Cytat:
- Chyba, że po śmierci. - dodał po chwili Anubis zastanawiając się czy wszyscy zmarli z różnych światów trafiają w to samo miejsce po śmierci. Zastanawiał się czy jego prawdziwy dom jest tylko częścią rzeczywistości jego świata, czy zupełnie odrębnym światem połączonym ze wszystkimi tak jak “międzyświat”. Jego wypowiedź więc mogła oznaczać jedynie przenośnie, albo dosłowne spotkanie po śmierci... Cytat:
Na prawdę musiał coś zjeść. Machnął ręką w powietrzu w kierunku krzaków by zakończyć rozmowę i nie okazać wrażliwości. - Idziemy? Cytat:
Woda czysta, zimna i krystalicznie przejrzysta. To miejsce, choć otoczone lasem, nie było zakryte koronami drzew. W ciszy i spokoju, u podnóża kolumn, rosły poszukiwane kwiaty. Cytat:
Runy okazały się być niezwykle interesujące i nieznane. Pewnie Eldar dalej przyglądał by się ich wykonaniu gdyby nie przeczucie nadchodzącego nie bezpieczeństwa. Wyczuł dwie obecności. Pierwsza znajdowała się głęboko w lesie za Obeliskiem. Druga z kierunku z którego przyszli. Cytat:
Nie bezpieczeństwo zza obelisku wydawało się największe, choć było jeszcze daleko. Istota zza pleców nie poruszała się, czekała a raczej obserwowała przybyszów z bezpiecznej odległości. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
- NIE! Cofnij się dzika istoto tego świata! Tu czeka na Ciebie jedynie śmierć! Jego oczy zapaliły się od wściekłości. Stał patrząc nieruchomo na wiszące w przestrzeni ślepia. - Wycofaj się... - powiedział już znacznie ciszej nie przestając jednak warczeć. Z głębi lasu wyrwał się potężny ryk bestii. O mało co bębenki w uszach wojowników nie pękły. W ryku dało się słyszeć coś jak krzyżówkę miauczenia, wycia i zwykłego ryku. Wreszcie bestia postanowiła wyjść z ukrycia. Wyskoczyła z ciemności, bezgłośnie, nieocierający się o żadną gałąź, z odczuwalnym wstrząsem przy lądowaniu. Egipcjanin potrząsnął ramieniem zrzucając sakiewkę na ziemię. - Nie rozsądne z Ciebie zwierzę. - powiedział groźnie prężąc się dumnie przed stworzeniem czekając na jego atak. Bestia spokojnym krokiem okrążała swe ofiary. Uważnie obserwowała każdy ruch. Cały czas mając za swym ogonem las. Czekała na dogodną chwilę do ataku, lecz pierwszego kroku nie zamierzała wykonywać. Anubis krążył wraz z bestią, nie spuszczając jej z oczu starając się by, jeśli zaatakuje, to on był jej celem. Choć jego ruchy wydawały się spokojne, a postawa ciała nie wyglądała na bojową to jego potężne mięśnie były napięte i gotowe do błyskawicznej reakcji, a pysk przez cały czas był wygięty w grymasie groźby. Cytat:
Szakalogłowy podniósł się od razu sprawdzając stan butelki z płynem. Ponieważ była cała nie czekał już dłużej. Szybkim i pewnym krokiem ruszył w kierunku bestii podchodząc jak najbliżej. - Chcesz mnie pożreć !? Bo drugi raz mną nie rzucisz! - krzyknął plując śliną z wściekłości. Jego celem był pysk potwora, drugi raz nie pozwoli mu się zmylić. Zamierzał skorzystać z każdej okazji jaką będzie mieć być znaleźć się przy jego głowie. Bestia była czujna i sprytna. Czekała na nową okazję. Machnięcie ogonem i wyskok w powietrze. Lądowała jak kot na swej ofierze. Leciała wprost na Anubisa. Podobnie jak kot, nie lubiła psów. Nim bestia dotarła do celu egipcjanin odwrócił się delikatnie w bok pozorując próbę ucieczki by nie zniechęcić zwierzyny. W tym czasie nabrał w pysk całą pozostałą zawartość czerwonej mikstury. Bestia zaatakowała, lecz nie miała na celu od razu pożreć ofiary. Zaatakowała szponami podcinając i podrywając z ziemi Anubisa. Ten napiął mięśnie i w odpowiednim momencie chwycił pysk bestii. Poruszył się gwałtownie unosząc głowę i wypluwając śmierdzący płyn prosto do nosa zwierzyny drugą ręką zadając potężny cios w jego dziób. Po uderzeniu w pysk dał się usłyszeć lekki trzask. Wojownik upadł niespełna metr od miejsca w którym został poderwany. Mimo iż nie było to bolesne Anubis zwrócił uwagę na swoją rękę i jeden wykrzywiony palec. Bestia miotała się w gniewie i oszołomieniu. Konta zaskoczyła i rozwścieczyła ją. Egipcjanin odskoczył do tyłu od szalejącego stworzenia jednocześnie wkładając do pyska wcześniej przygotowany liść, który miał za zadanie wchłonąć resztę czerwonej substancji. Przyjrzał się swojej dłoni chwytając ją i prostując palec. Rozprostował i zgiął je kilkukrotnie testując dłoń. Kiedyś czegoś takiego nie uznał by nawet za uszkodzenie, jednak nie znał ograniczeń swojego obecnego ciała. Cytat:
Przygotowany wojownik próbował strącić ją niszczycielem. W końcu cel w powietrzu jest łatwiejszy do trafienia. Bestia schowała skrzydła i wykonując obrót znalazła się natychmiast na ziemi. Wylądowała w pozycji skokowej i wystrzeliła w kierunku wojownika. Atakując bykiem. Dzięki blokadzie kosturem Anthrilien uniknął conajmniej złamań. Poleciał jednak kilka metrów odrzucony uderzeniem. Cytat:
Zaryczał groźnie w kierunku skrzydlatego stworzenia zwracając jego uwagę spowrotem na siebie. - Nie będziesz musiała już dłużej czekać. - powiedział wyciągając przed siebie dłoń, po której obu stronach zaczął się sypać piasek. Spokojny upływ zmienił się nagle w dwa potężne wybuchy, a gdy pył opadł w dłoni Anubisa znajdowała się piękna złota broń wielka jak jej właściciel. - Zostaniesz złożona w ofierze, byś mogła powrócić po śmierci do Bastet. Egipcjanin puścił się biegiem w kierunku bestii gotów w każdej chwili ciąć lub chwytać. Planował wybić się w odpowiednim momencie w powietrze i wylądować na wynaturzeniu z całym impetem uderzając bronią. Bestia była jednak zbyt szybka i z łatwością uniknęła tego ataku jak i łańcuchów, które wystrzeliły z ziemi na zawołanie Anubisa - zmiotła je bez trudu ogonem. Nim jednak wylądowała Anubis zdąrzył złapać kreaturę za ogon. Antyczne ciało egipcjanina spięło się z wysiłku wyrzucając ogromne cielsko koto-nietoperza w las. W ślad za lecącą bestią wystrzelił niszczyciel. Sparaliżowane zwierzę uderzyło o drzewa łamiąc je. Po chwili ciszy i opadnięciu powstałego kurzu, bestia stała na nogach. Wnet szelest w lesie. Jaszczur przebiegł dookoła i znalazł się przy koto-podobnej istocie. Wyglądało jakby się porozumiewały. Po chwili tego dziwnego zjawiska, puma zawróciła i skryła się w lesie. Mordercza aura znikła. Jaszczur popatrzył jeszcze na przybyszów. Cytat:
Cytat:
* * * | |||||||||||||||||||||||||||||||
12-07-2013, 22:15 | #13 | |||||||||||||||
Reputacja: 1 | Eldar obudził się na ziemi obok Anubisa siedzącego w zamyśleniu na polanie przy okręgu. Egipcjanin wstał powoli gdy zobaczył, że jego towarzysz się przebudził. Stał odwrócony do niego plecami upuszczając z dłoni trzymany piasek. Na jego ręce wciąż było widać zadrapania spowodowane uderzeniem o drzewa, wyglądały one jednak na stare, były suche i lekko pożółkłe. - Mieliśmy szczęście, że przeżyliśmy. - zabrzmiał jego niski stanowczy głos - Czy możesz iść? Eldar, w przeciwieństwie do Anubisa, nie znajdzie na swoim ciele nawet jednego zadrapania czy najdrobniejszego śladu uderzenia przez bestię. Właściwie... czuł się lepiej na ciele niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak jego umysł był lekko zaćmiony po omdleniu. Cytat:
- Coś się stało? - zapytał widząc jego zakłopotanie. Cytat:
- To co mi zrobiłeś... - zagadnął po drodze Anubis i popatrzył wymownie na eldara. Cytat:
- Powiedz mi o nim coś więcej. Cytat:
Zamyślił się na chwilę wciąż wskazując na swoją pierś. - Czy ten ogień... jak długo to trwa i co on wzmacnia? Czy płomień obdarza swoim żarem całego biorcę, czy służy za ciepło jedynie dla niektórych części układu? Był zainteresowany i przejęty zdolnością towarzysza, to co poczuł podczas walki z koto-bestią bardzo mu przypominało uczucie, które wypełniało go w jego rzeczywistości. Cytat:
Cytat:
Gdy stanęli przed drzwiami szakalogłowy zapukał głośno zakłócając Marice drugi wieczór z kolei. Zza drzwi dało się słyszeć słodki dziewczęcy głos. - Słucham? - z uchylonych drzwi wychyliła się głowa różowozłotej. - A to wy. Wejdźcie. I dajcie mi chwilę. W pomieszczeniu budynku był ktoś jeszcze. Mężczyzna ukłonił się do przybyszów i wrócił do rozmowy z Mariką. - Tak więc wpadnę jutro po te specyfiki. - Nie ma problemu tylko... uważaj by nikt cię nie zobaczył. - Słodki głos wyszedł z jej drobnych ust - Nawet jeżeli jesteś tak ubrany. Ktoś może cię rozpoznać. - Nie martw się piękna. Moja w tym broszka by nikt mnie nie widział. A teraz już znikam. - Ukłonił się i ucałował jej dłoń. - Do jutra. - Wyszedł z budynku i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Choć przybyszów z pewnością zaciekawiła ta krótka wymiana zdań, to poza obejrzeniem się za wychodzącym mężczyzną i węszeniem w przypadku Anubisa, nie zadawali pytań. Nie była to ich sprawa. Egipcjanin uniósł torbę na wysokość oczu i potrząsnął nią znacząco czekając aż dziewczyna powie co z tym zrobić. - Widzę że wam się udało. Zebraliście oba zioła? - zapytała niepewnie odbierając torbę. - Nie, kobieto. Przynieśliśmy pierwszą część Twojego zamówienia. Zajęło to dłużej niż ocenialiśmy. - powiedział wskazując na torbę. - Zebrałem najlepsze rośliny, taka ilość powinna Ci wystarczyć na długo. Korzenie związałem w osobnej kieszeni, również są cenne. Dał jej chwilę na zajrzenie do środka i obejrzenie towaru. - Czy znalazłaś może książkę, o której mówiłaś? Tą gdzie wymieniony był mój imiennik? - zapytał z nadzieją w głosie. Dziewczę chwilę się zastanowiło. - Anubis... Zdaje mi się że to była roślina balsamiczna, stosowana przy pochówkach. - odłożyła otrzymaną torbę na stół. - Było to też czyjeś imię. Niestety znam się tylko na roślinach. Ale o ile mnie pamięć nie myli pojawia się ono w pewnej legendzie. Bajarz który mi ją opowiadał jakiś tydzień temu wyruszył na północ. Krótki błysk zaskoczenia w oku. Nie spodziewał się otrzymać takiej informacji. Musiał się dowiedzieć skąd wzięły się wzmianki o Anubisie w tym świecie. W dwóch krokach znalazł się przy alchemiczce. Pochylił się całkowicie nad nią górując. - Gdzie go widziałaś, dziewczyno, i czy wiesz dokąd się udał dokładnie? - W karczmie - odparła lekko zaskoczona - i jak powiedziałam udał się na północ ale wam to odradzam. Tam jest strefa konfliktu. Szakalogłowy patrzył chwile nieruchomym wzrokiem w ścianę po czym odsunął się od Mariki. - Przewodnik po pustyni? - zapytał. - Nie. Nie on. - chwilę pomyślała - Taki brodaty staruszek z kosturem. - Wporządku...może barman będzie wiedział coś więcej, dziękuję. Powiedz mi jeszcze. Czy wiesz o jakichś problemach z bandytami gdzieś w pobliżu miasta, albo mniej więcej po drodze do Czarnej Bramy? - O to się nie martwcie. Bandytów w tej okolicy nie ma. - słodki uśmiech - Gorzej jednak jeżeli traficie na piekielnika. Choć słyszałam że niedawno ktoś się już go pozbył. W każdym razie. Droga do czarnej bramy jest bezpieczna. “Szkoda” - pomyślał Anubis. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona gdy zamiast ulgi zobaczyła niezadowolenie z dobrych wieści. - Mam wiele do zrobienia, a cenne w tym przypadku dni mijają bardzo szybko. - powiedział do eldara rozkładając ręce i czekając na to co powie. Cytat:
- Będziemy zobowiązani. - powiedział skłaniając się delikatnie po czym oboje ruszyli do drzwi do piwnicy. W jej mroku, gdy oboje zajęli już te same miejsca co wcześniej, Anubis przerwał milczenie. - Czy w Twoim... światostatku... składacie komuś ofiary? Dokonujecie egzekucji lub samosądów? - zapytał towarzysza. [QUOTE-Anthrilien "Biały Płomień"]-Moi Bogowie nie żyją Anubisie. Niemal wszyscy zostali zabici przez wielkiego wroga w trakcie upadku.-zamilkł na chwilę- Jednak zdarza nam się poświęcać eldarskie życie dla pozostałości jednego z Bogów. Awatarowie Kaela Mensha Khaina, boga wojny i morderstwa wymagają poświęcenia życia młodego króla aby w pełni przebudziły się przed wojną. Zdaję sobie sprawę że to barbarzyńskie, jednak na każdym ze światostatków znajduje się awatar, który jest naprawdę potężnym wojownikiem. Niestety wojna jest jedyną pewną ścieżką w moim świecie i zmuszeni jesteśmy nią kroczyć. Potrzebujemy wszelkich środków by przetrwać.[/quote] - Jak to możliwe, że wszyscy Bogowie zostali zabici? - zapytał wyraźnie poruszony tą informacją. - Któż tego dokonał? Cytat:
- Hmm... - zabrzmiał jego basowy pomruk. - Pytałeś kim jestem. Jeśli wciąż chcesz to wiedzieć, mogę Ci pokazać. - powiedział wstając z podłogi. - Jak Ci na imię? Cytat:
To powiedziawszy wyciągnął przed siebie otwartą dłoń. Trwała chwilę zawieszona w bezruchu, w ciemności, gdy nagle pojawił się niewielki błysk, którego blask zdawał się mieszać z otaczającą ich czernią. Powietrze w piwnicy zrobiło się cięższe, dźwięki powoli zanikały, a czas zwalniał. Wtem na wyciągniętej dłoni szakalogłowego skondensowała się złota waga o dwóch ciężkich szalkach. Wtedy dopiero Anthrilien odczuł efekty tego co robił jego towarzysz. Jego serce zatrzymało się prawie zupełnie, wzrok skupił się całkowicie na wadze. Miał wrażenie, że jest tylko on i tylko ciężki władczy oddech za lśniącą wagą. Poczuł nagle chęć, by wstać i podejść jak najbliżej, by dotknąć dłonią piersi i… serce… Tak! I dać mu serce! Czuł, że nic go od tego nie powstrzyma, w tym momencie nic więcej się nie liczyło, wszystko od tego zależało, ale gdy spróbował wstać Anubis zacisnął dłoń w pięść, waga i cała jej aura zniknęła w ciągu sekundy, a eldar upadł na kolano i wziął tak głęboki oddech jakby przed chwilą wynurzył się z wody po godzinach bez powietrza. Jego ciało się nie bało, jego umysł także się nie obawiał, ale dusza zatrzęsła się w posagu i drżała z trwogi i przerażenia. Anthrilien miał wrażenie, że wyrwie się ona z ciała razem z szaleńczo bijącym sercem. Powoli jednak jego ciało i dusza uspokoiły się, ale eldar wiedział, że ziarno trwogi zostało zasiane, i że na zawsze zapamięta to uczucie, jak pierwotny i irracjonalny strach podpowiadający podświadomości dziecka, że powinien bać się ciemności. - Powiedz mi teraz Biały Płomieniu… - na nagłe przerwanie ciszy drgnął mimowolnie - …nie podważam Twojej wyższości nad byle człowiekiem, ale jako rasa… w czym uważacie się lepsi od ludzi, gdy wasza arogancja i ignorancja doprowadziła do zniszczenia istot boskich? W jego głosie nie było gniewu ani oskarżenia. Był to głos neutralnego sędzi zadającego pytanie jedynie by poznać niezbędny fakt. Cytat:
- Poczułeś to, prawda? Ze mną nie musisz się martwić o swoją duszę. Jeśli przyjdzie Ci umrzeć w tym świecie lub nie znajdziesz swojego kamienia, zadbam by trafiła w odpowiednie miejsce. Cytat:
- Gdziekolwiek byś nie trafił, wasz “wszechbóg” nie dostanie Cię, ale... musisz wiedzieć, że mogę pomóc tylko czystym duszom. - Wykonał ruch dłońmi naśladując dwie szale wagi, które przeciążają się na zmianę. - Czyli taką, której grzech nie przeciąży... serca. Twoja opowieść pokazuje, że dobra z Ciebie istota, ale niech ten świat będzie Twoją szansą odkupienia win. - zakończył śmiertelnie poważnym tonem. Cytat:
Cytat:
- Ten rytuał, o którym mówiłeś...poświęcenia. Jak on wygląda? - zapytał. Cytat:
- To wyjątkowy rytuał. - wywarczał - Choć rzeczywiście brutalny. Teraz musisz mi wybaczyć. Chwilę nim szakalogłowy opuścił piwnicę eldar zobaczył jedynie blask jego czerwonych dzikich oczu. Cytat:
Ostatnio edytowane przez mlecyk : 16-07-2013 o 15:50. | |||||||||||||||
12-07-2013, 23:39 | #14 |
Reputacja: 1 | W końcu białowłosy wyszedł z baru. Miał już powoli dosyć, co się tam w środku działo. On chciał tylko trochę się rozerwać, a tutaj wszyscy byli przeciwko jego zachowaniu. Przecież nie będzie walczył z tym gościem od 6 mieczy w środku. Co z tego, że niby był silniejszy od niego? On przecież nie był taki słaby, aby wszyscy musieli się o niego bać. W końcu wytrzymał walkę z tym całym Nargacuarem, czy jakoś tam. Teraz, to białowłosy liczył, ze znajdzie coś ciekawego w strażnicy i tam choć trochę się rozerwie. Strażnica nie wyróżniała się niczym z pośród pobliskich domów. No może tylko tym ze była troszkę większa i kręciło się przy niej dużo strażników. Pod dotarciu pod sam budynek, kei spostrzegł znajomego już strażnika. Wydawał się być on kimś ważnym, ponieważ słuchali jego rozkazów pozostali strażnicy. Kei spojrzał na strażnika. To chyba ten, co ich uwolnił. Ciekawe, może coś dla niego też znajdzie. Dlatego też podszedł do niego. - Witam. Słyszałem, że macie tutaj jakieś zlecenia. Czy to prawda? - Hm... A to ty. Jeden z nowych. No zalęgło nam się coś w lesie drwali. Na północy wschód od miasta. Jednak o tej porze. Zanim tam dotrzesz będzie już noc. Podejrzewamy że to Ludroth albo Chameleos. w każdym razie miejscowi mówili że to jakiś gad. - No ok. Ile za niego dacie? I jakie macie o nim informacje? - To zależy co to za zwierz. Jeżeli chcesz się tego podjąć. Jutro rano wyruszysz z naszym zwiadowcą. Zna się na zwierzętach więc dowiesz się wszystkiego na miejscu. Tylko uważajcie. Gdzie jeden zwierz tam nowe przybędą. - Spotkałem już Nargacuara, więc chyba nic już mnie nie zaskoczy. Gdzie mam się spotkać z tym zwiadowcą? - Jeszcze się nie raz zaskoczysz. Będzie czekał jutro przy bramie. Znak rozpoznawczy to kapelusz z piórami. Na pewno się spotkacie. Kei kiwnął mu głową, na znak, że zrozumiał o co chodzi. - Gdzie znajdę pokój do wynajęcia? Chociaż i z tym może być problem. Z tego co mi dałeś, to zostało mi jedynie 13 złotych monet. - Jak chcesz możesz wrócić do celi. Tam zawsze jest miejsce - Zaśmiał się ponuro strażnik. - Skoro chcesz dla nas coś zrobić może znajdzie się też jakieś wolna przycza w koszarach. Zapytaj kwatermistrza jest w środku. Białowłosy uśmiechnął się lekko, słysząc żart od strażnika. Znowu do celi? Nie, on raczej podziękuje. - No to ide go szukać- odpowiedział mu i poszedł do środka budynku, w celu szukania kwatermistrza. Poszukiwania skończyły się nim wogóle się zaczęły. Po wejści do koszar o mało co uchicha zderzył by się z kwatermistrzem. Zbieg okoliczności, krótka rozmowa i łóżko załatwione. Pierwsza noc w nowym świecie minęła spokojnie. A jednak szczęście się do niego uśmiechnęło i kwatermistrza znalazł od razu. Rozmowa była krótka, ale konkretna, więc już po chwili białowłosy miał gdzie spać. Następnego dnia, jak tylko się obudził. od razu skierował się w stronę bramy, aby znaleźć zwiadowce. Przy bramie czekały 2 osoby. (oczywiście w różnych miejscach). Pierwszą osobą był potężnej budowy drab.Nie wyglądał na przyjemniaczka. Szukał czegos na tablicy ogłoszeń umiejscowionej tuż przy samej bramie. Nieopodal na beczkach siedziała drobnej postury postać i pobrząkiwała coś na lutni. Na głowie miała typowy kapelusz barda. Fioletowy z pióropuszem. Shinobi spojrzał na osoby, które czekaly przy bramie. Przypomniał sobie znak rozpoznawczy, który był kapeluszem z piórami. Tak więc Kei skierował się w stronę drobnej postaci. Kiedy już do niej podszedł, westchnął cicho. - Ty jesteś tym zwiadowcą, o którym mi mówił strażnik?\ Dziewczę odwróciło się. Tym co z początku Kei uważał za instrument okazała się ozdobna część na łuku refleksyjnym. - Tak ~nya - zabrzmiał dźwięczny głos - A ty jesteś tym nowym. Co to chce polować ~nya. Łatwo cię rozpoznać ~nya. Nieokrzesany, głośny i zapalony ~nya. - uśmiechął się łobuzersko - Rrruszamy? Kei spojrzał lekko zaskoczony. Jej sposób mówienia okazał się dosyć dziwny, tak jakby była kotem. Nie chciał jednak tego komepntować, aby przypadkiem nie urazić pani. Białowłosy zignorował jej opinię o jego osobie. A niech myśli co chcę, byle tylko zaprowadziła go w końcu do tego potwora. - No to prowadź. Nie znam tych terenów. - Zaszły pewne nie przewidziane zmiany~nya - Powiedziała gdy wyszli z miasta. - Pójdziemy w kierunku czarnej bramy~nya. Przed nią się rozdzielimy~nya. Ja ma za zadanie zwiad~nya. A ty upolujesz trochę dziczyzny w lesie po lewej strone drogi.~nya. Pyta~nya? - Jakie znowu zmiany? I o co chodzi z tą czarną bramą?. - Ktoś zwędził twoje zlecenie jeszcze wczoraj w nocy~nya. Dlateko kapitan akzał wziąść cięna zwiad.~nya. I polowanie.~nya. - Dopowiedziała melodyjnym głosem. Bramę zobaczysz jak dotrzemy na miejsce~nya. A teraz rrrruszajmy. - Powiedziała przekraczajac bramy miasta. Niezbyt się to podobało białowłosemu, że ktoś zabrał jego zadanie, a teraz został wysłany na jakieś inne, bez jego zgody. No, ale tutaj chodziło o pieniądze, aby jakoś przeżyć. No i moze zdobędzie jakieś informacje o tej Czarnej Bramie. - Gdzie mam zacząć polować? - Jak dotrzemy na miejse rozdzielimy się~nya. Ty pójdziesz w las, a ja pod bramę~nya. Kei kiwnął głową na znak, że rozumie. Będzie trochę ciężko z tym polowaniem, bo on za bardzo się na tym nie znał, ale liczył, że zdolność skakania po drzewach pomoże mu, jak i Meisai Gakure no Jutsu. Po Parunastu kilometrach biegu na widnokręgu ukazały się olbrzymie czarne wrota. (zdjecie z Dzienniku zadań) - To Czarna Brama~nya. - powiedziała kocica zatrzymując się. - Tutaj się rozdzielimy~nya. Ty pójdziesz w las i upolujasz jak najwiecej dziczyzny~nya. Ja pobiegnę dalej~nyu. Jak skończysz możesz do mnie przyjść, lub wrócić do miasta.~nya. Tylko nie zapomnij zdobyczy.~nya. - Następnie pobiegła przed siebie w stronę czarnych wrót. Białowłosy wzruszył ramionami. Co za dziwna misja. Tylko miał coś zapolować i wracać niby do wioski. O nie. Na pewno wróci do dziewczyny, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tej czarnej brami. Shinobi złożył kilka pieczęci i użyc techniki Meisai Gakure no Jutsu, aby stać się niewidzialny dla otoczenia, a następnie wskoczył na drzewo i skakał z jednego na drugie, próbując znaleźć jakieś zwierzęta. Nie odchodząc daleko od ścieżki natrafił na stadko czegoś co można by bez spornie nazwać jeleniem lub łosiem. Białowłosy spojrzał na zwierzynę. Dość dużo tych zwierząt, więc nie będzie trudno pozabijać kilka. Zanim jednak ruszył do stada, sprawdził w którą stronę wieje wiatr. Trzeba dobrze się przygotować do tego, aby go nie wyczuły. Może i nie widać shinobi’ego, ale ciągle można wyczuć jego zapach. Kiedy już dobrze się ustawił, wyjąc z pochwy oba ostrza i ruszył powoli w stronę zwierzat. Kiedy był dostatecznie blisko, próbował zadać dwóm najbliższym jeleniom cios w szyję, ale nie na tyle mocny, aby odciąć ich głowę. Jedno zwierzę padło od ciosu. Drugiemu jak na nie szczęście ostrze trafiło w poroże. Któż by przypuszczał że tutejsze jelenie mają rogi zdolne wyszczerbić stalowe ostrze. Spłoszone zwierzę zbiegło na kilka metrów do swojej rodziny. Po chwili cały tabun skierowany był w stronę ninji. To nie wróżyło nic dobrego. Kei spojrzał na swoje ostrze. Wyszczerbione, będzie trzeba pójść do kowala, aby naprawił. Nie było jednak na to czasu. Wiedział, że zaraz nie będzie ciekawie, więc schował ostrza do pochwy katany i złapał szybko martwego jelenia. Prawdo podobnie zwierzyna była ciężka, ale shinobi przesłał chakre do swoich mięśni w ramionach i powinien spokojnie to podnieść, a nawet uciekać przy tym. Zdeaktywował technikę Mesai Gakure no Jutsu bo już nie było sensu jej utrzymywać. Kiedy tylko znajdzie się dostatniecznie blisko drzewa, przesyła chakre do stóp, aby uskoczyć w górę i znaleźć się na grubej gałęzi. Trzeba przeczekać, aż żyjące łosie sobie pójdą. Zaatakowany dolm okazał się mściwy. Uderzając potężnym “bykiem”. Złamał drzewo na którym stał wojownik. Drzewo zaczęło upadać. - Zaczyna mnie denerwować- powiedział cicho shinobi, kiedy zauważył, że drzewo zaczyna się łamać. Nic innego mu nie pozostało, jak skakać z drzewa na inne drzewo w kierunku czarnej bramy. Zwierzę widocznie zauważyło manewr kłusownika i zniechęciło się. Po chwili błądzenia wojownik trafił na ścieżkę i ruszył w kierunku bramy. Po dotarciu na miejsce zobaczył łowczynię i jakiegoś faceta siedzącego na kamieniu przed samą bramą. Obok był niewielki krater. Białowłosy spojrzał na łowczynię. Nie wiedział za bardzo czy ma do niej teraz podejść, czy też nie. W końcu ona miała też swoją misję, a mogła polegać na zbieraniu informacji od tego kolesia. No, ale też powiedziała, że może tutaj do niej przyjść. Dlatego ruszył w jej stron, a kiedy był dostatecznie blisko, odezwał się. - Takie coś starczy? Catia popatrzyła na zdobycz. - Raczej tak.~nya. - zastępnie znów wróciła do roglądania się. - Jak chcesz możemy już wracać~nya. Zobaczyłam to co chiałam~nya. - Popatrzyła jeszcze na siedzącego jegomoscia i odwróciła się w stronę miasta. - Yare, yare. Oby tylko mi zapłacili jak za tamta misję- odpowiedział do niej białowłosy i ruszył w stronę miasta, za dziewczyną. - Coś ciekawego się dowiedziałaś? - Potwierdziłam tylko, że ten świat jest złośliwy~nya. I przyszłam sprawdzic co robi pan leń ~nyi. - ruszyła w drogę. Jej powabny ruch i jędrne kształty były niezwykle piękne. - Nie pod wszystkimi aspektami- odpowiedział jej białowłosy, lekko się uśmiechajac. Czyżby dziewczyna domysliła się o co może mu chodzić? Nie wiadomo. Chociaż to zwiadowczyni, wiec wszystko może się zdarzyć. - A możesz mi coś więcej powiedzieć o tej Czarnej Bramie? Na przykład jak powstała, dlaczego taka nazwa, albo coś w tym stylu. Wszystko, co się dowiem o tym świecie może być przydatne. - Dlaczego czarna to widać ~nya. Jak powstała~nyu? Nhymm... Z tego co mówią stworzył ją Uverworld~nyu. Organizacja przestępcza z tego świata~nya. Od momentu jej powstania czyli 3 miesiące temu, zaczeliscie przybywać~nya. Wy przybysze~nya. Osobiście o niej wiem niewiele, nitk w prawdzie nie wie więcej~nya. Chyba że ktoś ze stolicy~nya. - Stolicy, powiadasz? A powiedź mi w którą stronę mam się udać, aby znaleźć tą stolicę? - Na południowy-zachód do Lofar~nya. Ale to bardzo daleko~nya. Bez przygotowania nie oda ci się tam dorzeć~nya. A przy okazji może cię coś zjeść~nyhihi. Będąc już przed miastem Eri odłączyła się od ninji i podeszła do swoich znajomych. Mięściaka z mieczem i znajomego z garniturze. - Odłóż zdobycz do koszar~nya. I do zobaczenia~nya. - zjęła się rozmową mężczyznami. - Yare, yare- odpowiedział jej shinobi i ruszył w stronę koszar, aby odebrać nagrodę, jak i oddać to mięso. Może i nie było zbyt ciężkie, ale na pewno nie wygodne. Do zobaczenia? Czyżby przeczuwała, że będą niby razem wspólpracować? No, białowłosy mógłby nawet przyznać, że bardzo chętnie, ale to nie on decyduje o tym. Ostatnio edytowane przez Neko : 04-11-2013 o 14:57. |
23-07-2013, 22:01 | #15 | |||||||||||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Cytat:
-A więc naszym dzisiejszym celem jest tajemnicza Czarna Brama, zgadza się? Cytat:
Cytat:
Ruszyli w górę po schodach gdzie podziękowali Marice za gościnę i pożegnawszy się opuścili jej dom. Udali się do prosto do karczmy. Gdy dotarli już do lady eldar położył na niej pięć monet i poprosił o to samo danie co wcześniej. Dał towarzyszowi pierwszeństwo w zadawaniu pytań. Cytat:
- Do bramy wystarczy iść ciągle na wschód, czyli prosto przed siebie po wyjściu z miasta. Na pewno traficie i nie jest to informacja płatna. Płatne są informacje dotyczące konkretnych osób. Chodzi oczywiście o te bardziej wartościowe informacje a nie ogólniki. Pieniądze możesz więc zachować, chyba że coś zamawiasz. - Odparł uprzejmie. Cytat:
- Stary bajarz. A tak był tu. Trochę się pokręcił zabawił ludzi historiami o stworach skarbach i takich tam. Typowy brodaty włóczykij. Później ruszył dalej. Za jakiś czas pewnie zawita na wieś. Na tereny gospodarcze. Odradzam wam jednak podróż na północ. A jeżeli już, będziecie się musieli ukrywać. Brak tam tolerancji rasowe ze względu na konflikt. Cytat:
-Dam sobie radę-mruknął niechętnie- nienawiść rasowa jest mi wystarczająco dobrze znana. Cytat:
Cytat:
- Nie nic takiego nie widziałem. Ten zielony kamień wygląda na jadeit... Nie jest to drogi kruszec więc raczej nie trudno będzie kupić nowy wisiorek. - odparł wycierając dopiero co umyty kufel. Eldar prychnął powstrzymując się przed komentarzem. Nie miał już tu czego szukać podziękowali więc i wyszli na zewnątrz. Cytat:
Cytat:
Nie zgłębiając tematu oboje poszli dalej. Przebyli nie mały kawałek od miasta. 20 kilometrów, aż w końcu ujrzeli olbrzymie czarne wrota na litej skale. Były olbrzymie nawet z tej odległości. Z wzniesienia widać było że teren o prawie 2 kilometrowym promieniu przed bramą nie ma barw. Wszystko jest szare, jakby martwe. Paręnaście minut później dotarli do granicy stref, szarego pola. Cytat:
-Uważasz że powinniśmy tam podejść?-zapytał Anubisa. Cytat:
Po parunastu minutach dotarli pod samą bramę. Była olbrzymia. Wielkością dorównywała górą. Przed samą bramą krajobraz był raczej mętny. Jedynie co się rzuciło w oczy to duży kamień narzutowy na którym siedział krótko obstrzyżony mężczyzna, bez zarostu. Ubrany w biały bezrękawnik z dziwnym symbolem na plecach. Widocznie na coś czekał. Kolejne dostrzegalne elementy to niewielki krater jakby po stoczonej walce oraz skarłowaciałe czarne drzewko, a raczej gałązka wyrastająca z krateru. Eldar ruszył powoli w stronę bramy,po drodze zahaczył o krater żeby spojrzeć co się w nim znajduje Zaraz za nim do krateru wskoczył Anubis. Przykucnął przy gałązce oglądając ją i oceniając. Gałązka nie była rośliną. Była to swego rodzaju ruda jakiegoś metalu, materiału. Anthrilien od razu odczuł dziwną więź z tą figurą. A w momencie gdy jej dotknął był już pewien. Nie rafinowany upioryt w dziwnym kształcie. Eldar parsknął śmiechem nie dowierzając szczęściu jakie go spotkało. Podszedł do upiorytowego drzewka i dłoniom rozgrzebał ziemię dookoła niego żeby spojrzeć czy jest w stanie wyjąć je z ziemi w całości. O dziwo cały ukwiał wyglądał jak cebulka. Nie było więc problemów z jego wykowaniem. Nieszczęściem, ale nie problemem był fakt że drzewko nie było plastyczne. Anthrilien zadowolony wyciągnął drzewko z ziemi i obejrzał je z bliska. Miał bardzo dużo szczęścia, nie spodziewał się że natrafi na upioryt w tym świecie. Ocenił jego wielkość i przerzucił je przez ramię.Całe szczęście że upioryt był lekkim materiałem bo drzewko było dość okazałe. Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Co tu robisz?-zapytał go gdy znalazł się już przy skale. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na przybysza. Był znudzony to było widoczne. - Czekam. - odparł westchnieniem. -Czy jest coś w czym możemy Ci pomóc?-odpowiedział po chwili zastanowienia- zdradzisz mi na co czekasz?| - Na szefa. - odparł drapiąc się po tyłku - a raczej na wiadomość od niego. Anthrilien spojrzał na wielkie wrota na które wcześniej patrzył mon-keigh oraz na Anubisa idącego w ich kierunku. Potężne czarne wrota przyciągały go z każdą sekundą coraz bardziej, nie było to pozytywne odczucie. Eldar potrząsnął głową aby pozbyć się tych myśli. Czekał na Anubisa, wolałby już opuścić to miejsce. - Macie może alkochol ? - zapytał nagle nieznajomy kładąc się na kamieniu. - Nudno tu tak całymi dniami siedzieć. Eldar westchnął cicho, ludzie tu byli dokładnie tacy sami. -Nie korzystam z używek- burknął do mężczyzny. - Tak jak szef. - westchnął - Szkoda że ten koleś zniknął wraz ze stworem. Miał chociaż sake i muzyka grała. - Powiedział do siebie. -O jakim..”kolesiu” mówisz?-zapytał mężczyzne - Taki w koszuli z papierosem w ustach. Lion mu było. Przyszedł, przez bramę wyszedł jakiś stwór, walczyli i zniknęli razem. Choć wciąż czuję jego obecność w tym świecie, więc pewnie gdzieś jest . Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Co wiesz na temat czarnej bramy?- zapytał. - Ogólnikowo. Pojawiła się 3 miesiące temu. Przybyliśmy ją zamknąć. I się zrobiło zamieszanie. Co jakiś czas coś z niej wyłazi więc siedzę tu i pilnuję. Taki rozkaz szefa. - Podrapał się po tyłku.- Niby dobre miejsce bo nic nie muszę robić. Ale czasem przydała by mi się rozrywka. -Nie sądzę by ten Mon-keigh wiedział coś więcej Anubisie- powiedział cicho eldar- mamy to po co przybyliśmy, wydaje mi się że możemy wracać. Cytat:
- Emm. Jeżeli chcecie możecie spróbować ją otworzyć. Było by to pomocne. - powiedział zmieniając pozycję na siedzącą. Cytat:
- Brawo. Jesteś niezwykle mądry. - pochwalił eldara wstając i rozporostowując kości - Szef w sumie też się nie śpieszy bo prowadzi badania po tamtej stronie. Od kiedy brama został zamknięta 3 miesiące temu. Od tamtej pory nikt jej nie otworzył. Ale skoro są drzwi to musi być i klucz, albo nawet kilka. Niestety nie dostaliśmy rozkazu by je otwierać więc chwilowo mamy wolne. -Kim jest Twój szef?-zapytał eldar. - Zależy o co pytasz. - usiadł po turecku - Najprościej ujmując jest Magiem. -Magiem....Skąd wiesz że on w ogóle wciąż żyje? - Po prostu to wiem. Jest jedną z naj silniejszych osób jakie znam. No i jeszcze dał nam znać ostatnio, że ciągle prowadzi badania. -Rozumiem...a czy wiesz coś na temat tego co znajduje się po drugiej stronie? - Nic - Pokiwał przecząco glową. - A nawet jeżeli szef by powiedział co jest grane to i tak bym pewnie nie zrozumiał. - wzruszył ramionami. “zdziwił bym się gdyby było inaczej” pomyślał eldar, powoli zaczynała męczyć go ta rozmowa. -Wspomniałeś wcześniej o kluczu do bramy, gdzie go zdobyć? Interesuje mnie jeszcze jak bardzo wpływową osobą jest Twój “szef”- zapytał eldar. - Co do klucza. - rozłożył ręce - Co do szefa. hmm... Raczej niewiele jest tu znany. W tym świecie przebywał niespełna dzień. Raczej nie należy też do osób towarzyskich. -Jak w takim razie otworzyliście tą bramę skoro nie posiadacie klucza?- eldar odczuwał lekkie rozdrażnienie rozmową, a może to obecność bramy tak na niego wpływała? Zastanowił się chwilę, nie powinien spędzać tu więcej czasu niż to konieczne. - Nie my ją otworzyliśmy. - odparł zagadkowo - My ją zamknęliśmy. -Rozumiem..-odparł po czym zwrócił się do Anubisa- co teraz towarzyszu? Potrzebujesz czegoś jeszcze? Cytat:
Cytat:
Bogatsi o upioryt i nowe pytania skierowali się spowrotem do miasta. -Jeśli to co mówił barman jest prawdą- rozpoczął po drodze do miasta- będę potrzebował znaleźć jakiś płaszcz aby ukryć swe “elfie znamiona”. Wygodniej jest nam unikać konfliktów i szybko zająć się tym czego potrzebujemy. Cytat:
Cytat:
I jakby nazłość, w drodze powrotnej, doszło do starcia. Praktycznie synchronicznie Anubis odczuł zagrożenie, a z sakwy Eldara wydobył się czerwony blask runy. Przed wojownikami pojawił się niewielki przestrzenny owal, potral. Po chwili jednak znikł pozostawiając po sobie dziwną statuę. Było to mylne wrażenie gdyż owy obiekt odwrócił się w ich stronę. Z prędkością niemal niedostrzegalną dla oka upiorytowe drzewo znalazło się wbite do ziemi a w dłoni eldara spoczywał miecz. Doskonale znał energię tego stworzenia, chodź zdawało się ono inne niż spotkane do tej pory. Zbyt wiele lat poświęcił wojnie by nie poznać tej plugawej energii, energii demona z osnowy. W oczach Anthrilliena dało się dostrzec płomienie wściekłości i nienawiści, runy momentalnie zaczęły lewitować w okół jego głowy. Pierwsza uaktywiła się runa wzmocnienia, oddziałując bezpośrednio na proroka. Jego ruchy stały się błyskawiczne, taki też był promień skupionego niszczyciela który wystrzelił z końca kostura z prędkością światła. Wystrzelony promień trafił w sam środek ciała istoty. W miejsce w którym zdawało się widzieć kosmos. Energia wleciała do środka i znikła. Bestia rozpostarła swe haczykowate ramiona i zaczęła zasysać całą przestrzeń do wewnątrz. Runy zaczęły powoli zmierzać w jej kierunku. Nawet podróżnicy pomimo zwartej postury byli do niej przyciągani. Eldar postanowił zaryzykować, wciąż aktywne runy schowały się z powrotem do sakwy. Gdy były już bezpieczne eldar odskoczył na bok jak najdalej od Anubisa. Pozostając w ruchu, bezpieczny od ataków w zwarciu zmusił demona do wybrania celu, który zamierzał zasysać. Cytat:
Bestia upadła jak kłoda, nie zmieniając pozycji i kończąc zasysanie. Jednak jak się okazuje “co wejdzie może też i wyjść”. Zassane powietrze zostało w jednej chwili wystrzelone w ziemię tworząc olbrzymie ciśnienie które wystrzeliło istotę w przestrzeń, a wraz z nią i łańcuchy ją trzymające. Więzy nie pękły jednak się rozciągnęły. Będąc na wyskokości ponownie utorzył się strumień zasysajacy. Anthrilien potężnym ciosem wbił kostur w ziemię tak aby móc się przytrzymać a jednocześnie być w stanie szybko go wyciągnąć. Po czym z jego czubka wystrzeliła rozproszona wiązka niszczyciela. Wiele ramion błyskawicy pomknęło za unoszącym się ścierwem chaosu, zręcznie omijając otchłań. Światło nie mogło zostać wessane przez tak marną siłę. Cytat:
Eldar przyglądał się jak jego towarzysz wpada do czarnej otchłani w ciele przeciwnika. Spotrzegł, że szczęśliwie zdąrzył się on chwycić tkwiacego w istocie sztyletu. Po chwili wyłoniła się również druga dłoń szakalogłowego i chwyciła za krawędź otworu. Cytat:
W momencie dźgania bestia nie dawała żadnych oznak ruchu. Ostatecznie, powoli, zaczęła się rozsypywać w popiół. Był to znak ze walka dobiegła końca. Po potworze została tylko jedna część. Skostniała głowa, a raczej coś masko podobnego. Cytat:
Droga powrotna była długa i nużąca. Ostatecznie kompani powrócili do miasta pod wieczór. I tak kolejny raz ( i najprawdopodobniej już ostatni ) pukanie w drzwi zakłóciło wieczór Mariki. Tym jednak razem drzwi otwarły się szeroko, a w nich stanął wcześniej widzi mężczyzna. - Dziękuję za wszystko piękna i do zobaczenia za jakiś czas. - Powiedział wychodząc i natrafiając na przybyszów. - Bezpiecznej i udanej przygody. - odparł dziewczęcy głos zza stołu alchemicznego. - Wejdźcie panowie. Ja już znikam. - rzekł młodzieńczym głosem - Mari masz gości! - Odszedł kawałek i jeszcze raz spojrzał na przybyszów. Tym razem w jego wzroku było coś dziwnego. Marika wyjrzała z pomieszczenia i kazała im wejść do środka. Cytat:
Po oddaniu ziół w ręce Mariki i krótkiej wymianie jeszcze kilku uwag alchemicznych, wędrowcy udali się na spoczynek do piwnicy. W nocy Anubis odczuwał dziwne zmiany temperatur jednak mogła być to wina zwykłych przeciągów. Nad ranem gdy obaj bohaterowie byli już na nogach upiorytowego drzewka nie było. Wyszli z pomieszczenia aby przygotować się do ruszenia na północ.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence Ostatnio edytowane przez Asuryan : 24-07-2013 o 10:18. | |||||||||||||||||||||||||||||
24-07-2013, 21:18 | #16 | ||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Gdy wyszli na zewnątrz Anubis zachwiał się i złapał ręką za oczy. Stał tak chwilę po czym powoli odsłonił twarz rozglądając się, przyglądając się ludziom na ulicy. Początkowo jego pysk wyrażał irytację, następnie zdziwienie, by w końcu zarysował się na nim wyraz błogiego zadowolenia. W jego oczach zatliły się tym razem czarne płomienie, a nie czerwone jak noc temu w piwnicy. - To będzie dobry dzień, proroku. - zawarczał zadowolony. - Czemu tak uważasz Anubisie? - zapytał. Rozmarzony warkot. - Bo wygląda na to, że podróż do Czarnej Bramy przyniosła nam więcej niż maskę i metal z Twojego świata. Przyniosłem z tamtąd również śmierć. - dokończył nie mogąc powstrzymać szczerzenia kłów. - Sądzę, że potrzebujemy mapy... - powiedział ruszając powoli przed siebie, było mu szkoda czasu. - Co do mapy - wskazał na pobliski budynek - z tego co mówił barman tam powinien być kartograf. Towarzysze przeszli na drugą stronę ulicy i weszli do budynku kartografa rozglądając się po pomieszczeniu. Pomieszczenie służbowe było dość skromne. Za biurkiem siedział brodaty staruszek, oderwany od świata swoim zajęciem. Usilnie notował coś w jakimś dzienniku. - 2 stajnie na wschód... dobrze. Na północny wschód stąd to będzie z 10 kilometrów... nie mniej. - Mówił coś pod nosem do siebie. Nie zdając sobie sprawy z gości. Eldar chrząknął lekko zwracając uwagę mężczyzny. -Potrzebna nam mapa-powiedział gdy staruszek oglądnął się na przybyszów- co jesteś w stanie zaoferować? - Mapa? A tak jeszcze kanion! - wrócił do pisania czegoś w dzienniku. Po chwili jednak odwrócił się do gości i chwilę zastanowił. - Mapa hmm. Dajcie mi chwilkę muszę jej poszukać. - Przetrząsnął jakąś skrzynia wydobywając z niej sporą garść rulonów. - Mapa, mapa, mapa... tu jest. Mapa całej uni. Ale brak na niej Przystani i klifu. E... tam. Nada się. To będzie 10 monet. - Podał rulon najbliższemu przybyszowi. Prorok przekazał mężczyźnie swoje pozostałe monety i spojrzał na Anubisa. - Brakuje mi sześciu monet-dodał do towarzysza. Cytat:
- Przystań to kraj na południu tuż przy samym morzu i w górach. A klif tam się nie można teraz dostać więc raczej chwilowo nie jest ważne. Widzisz ten okrąg. To zakres bariery. Przez nią się nie przedostaniecie. Jeżeli to wszystko to wracam do pracy. - odwrócił się i zajął notowaniem czegoś w dzienniku. Cytat:
-Zastnawia mnie tylko jak ludzie na północy zareagują na człowieka z głową psa- zażartował ściągając maskę i mocując ją dokładnie do pasa- gdy dotrzemy już do strefy konfliktu najwygodniej byłoby się rozpłynąć. Unikać traktu, poruszać się lasem. Czasem lepiej przebywać wśród bestii niż ludzi... Cytat:
- Do Targas... Wystarczy jechać szlakiem. Można też przez las ale jest mniej bezpiecznie. Odradzam wam podróż w tamte strony. Konflikt jest głupi, bo toczy się o las. Duże połacie lasów. Konflikt rozgorzał do takiego stopia że jest tam segregacja rasowa. Prosto mówiąc Ludzie przeciw Nieludziom. Nie trudno zgadnąc kto jest w mieście i jakie jest ich nastawienie do odmiennych. Jeżeli juz musicie się bardzo dobrze przygotować i ukryć. Ostatecznie pozostanie wam ucieczka w las. Tam nie powinni was zaatakować. Miejmy nadzieje. Zajrzyjcie do “rogatej bestii” przed wyjazdem. Barman może wam coś doradzi. “Jak na swoją pozycję barman jest tu zaskakująco znaczącą osobą” pomyślał Anthrilien. -Nieludzie?-Zapytał strażnika- jesteś w stanie powiedziać mi coś więcej na ich temat? -po chwili dodał - Ile zajmie droga do Targas gdyby postanowić iść szlakiem? - Nieludzie prosta sprawa. Spojrzyj w lustro. Wszyscy co nie wygladają jak ludzie są tam zaliczani do wrogów. Wyjatkiem są najemnicy, ale również do nich nie ma dobrego nastawienia. Konflikt rozpoczęły Elfy. Chodziło zdaje się o sprawę szacunku do drzew i koła natury czy czegoś takiego. Później pojawili się przybysze i konflikt rozgorzał. - zdjął hełm. Przeczesał włosy i brodę, i ponownie go założył. - Do targas są 2 dni drogi szlakiem. Jeden konno i taki sam czas jakby podróżować piechotą przez las. “Jednak ludzie na tym świecie niczym się nie różnią- westchnął cicho- a wojna nigdy się nie zmienia...”. Po chwili milczenia dodał- Czy pojawił się w tym mieście ktoś z kamieniem taki jak ten- wskazał na runę na klatce piersiowej na środku której był zaczepiony czerwony, okrągły klejnot- lecz nieco mniejszym i zaczepionym na srebrnym łańcuszku? - Niestety nie widziałem nikogo takiego. A coś zrobił ? - Medalion zaginął gdy tu trafiłem. No nic.- Eldar podpatrzonym u ludzi gestem machnął ręką na pożegnanie i po raz kolejny ruszył w stronę karczmy razem z Anubisem. W karczmie, było raptem kilka osób. Z ciekawszych zauwarzonych momentów było wejście jakiejś zakapturzonej postaci. Wymieniła ona tylko słowa z kelnerką i usiadła w rogu sali. Kelnerka zniknęła na zapleczu. Gdy towarzysze mieli zamienic słowo z barmanem, do karczmy wpadł zdyszany mężczyna. [img]http://i.imgur.com/aknZ6.jpg[/img[ Po kilku głębokich wdechach zaczął mówić. - Ogłoście wszędzie! Zaginęła Księżniczka Uri. Wszyscy mający z nia kontak mają niezwlocznie zgłościć to strażnikom! - skinął na barmana - Ja ruszam dalej na północ. - Wybiegł z baru. Z zapleczy wyszła kelnerka z butelkami wina. Nalała do kufla i zaniosła zakapturzonej postaci. - No pięknie - skomentował barman - Najpierw jakaś bestia włamała się do więźienia i pożarła więźnia teraz dodatkowo zaginęła królewska córka. Powiem wam panowie coś wisi w powietrzu. “bestia?” pomyślał Anthrilien “jak niby zwierze miałoby włamać się nie zauważone do miasta i otworzyć cele? To nie mogło być zwierze. Czyżby...?” kątem oka spojrzał na Anubisa “z resztą co mnie to obchodzi” westchnął. Cytat:
Cytat:
- Również wyruszamy na północ, jesteś w stanie udzielić jakichś porad? - A jaki macie już plan? - zapytał przecierając szmatką drewniany kufel. -Podróżowanie w ukryciu oraz przebranie- nie miał powodu by zdradzać człowiekowi szczegóły- dowódca straży polecił aby się z Tobą skontaktować. - Przebranie będzie nieodzowne. Możecie udawać najemników. To dość twarde charaktery, brutalne i poruszające się za pieniądzem. Najszybciej będzie przez las, ale możecie tam trafić na bestie. Przewodnik jest raczej zbedny. Na miejscu najlepiej na potrzeby informacji rozejrzeć się po barach i spelunach. Tyle że to najgorsze miejsca na odwiedziny. Mogli byście także spróbować przedostać się do Pólnocej Puszczy. Tyle że tam już musieli byście liczyć na szczęście by kogoś spotkać. No i nie sądzę byście zdobyli tam szukane informacje. Cytat:
Cytat:
- Niewiele - odparł - Stare płutno, lekko dzurawe mogę dac za darmo a co do zapasów. Butelkę wody i bułki pszenne. Ewentualnie jakiś owoc. Słabo wam się przędzie, co? -Nie-rzucił od niechcenia- Wezmę to- podał barmanowi pozostałe monety. Gdy odebrali prowiant i płótno, przybysze wyszli z karczmy i po opuszczeniu murów miast udali się na północ. Zbliżało się południe. Eldar patrzył nieobecnie na pomniejsze mijane drzewa wykonując delikatne ruchy dłonią. Gdyby podróżnicy postanowili zawrócić zastali by już tylko spalone resztki, jednak byli już od nich za daleko, a dymu niemal nie było. Cytat:
Po tym jak Anubis przebrnął przez rzekę a eldar zwyczajnie nad nią przeleciał postanowili rozbić obóz. Umieścili go około dziesięciu metrów od wody, która doskonale niosła dźwięk i zapachy, dając tym samym egipcjanowi szanse na wczesne wykrycie zagrożenia oraz zabezpieczając ich na ataki od tyłu. Obaj wędrowcy mieli doskonały słuch jeśli więc coś by się zbliżało to rzeka niemal gwarantowała ujawnienie agresora. Noc była gwieździsta, a zarówno eldar jak i szakalogłowy byli w stanie lepiej lub trochę gorzej widzieć w ciemności. Mimo to rozpalili ognisko aby się ogrzać oraz osuszyć i odstraszyć dziką zwierzynę która powinna bać się ognia. Nie potrzebowali drewna na rozpałkę, ogień zawisł trochę nad glebą i płonął wystarczająco mocno by oświetlić okolicę ale nie zdradzić pozycji podróżników. Cytat:
Cytat:
Znalazł istotę, a nawet ją rozpoznał. Był nią 2 nożny jaszczór. Sziedział, badź też spał, ale wciąż był czujny. -Pamiętasz naszego gadziego wybawcę z mrocznego lasu?-zapytał Anubisa- to właśnie on-wskazał ręką w kierunku gdzie znajdował się dziwny jaszczur. Zastanowił się chwilę czy nie zawołać stworzenia aby do nich podeszło, ale mimo tego że im pomogło i wyraźnie okazało się być inteligentne, nie znał jego zamiarów. Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Powinienem być w stanie odebrać Twoje myśli, jednak dopóki moje umiejętności nie powrócą nie jestem w stanie odpowiedzieć na Twoją wiadomość. Cytat:
-Postaram się...Jak potężny jesteś w tej formie? Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Jest lepiej niż myślałem-podsumował- moje ciało i umysł powoli adaptują się do tego świata, jak widzisz mogę przemieszczać się pod zasłoną. Może nie szybko ale jednak. Jeśli uda mi się uzyskać pełnię moich sił.......-uśmiechnął sie nieprzyjemnie. Cytat:
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence | ||||||||||||||||||
29-07-2013, 03:02 | #17 | |||||||||
Reputacja: 1 | Dzień pierwszy Dotarcie do miasta było sporym wyzwaniem. Fakt, że wraz z towarzyszami padliśmy nieprzytomni u jego bram wskazywał na wielki wysiłek jaki został poniesiony, zaś rany mogły opowiedzieć o wielu poświęceniach. Niestety dla niektórych ostatecznych. Pobudka w lochach nie należała do najprzyjemniejszych. Tak samo jak brak jego miecza na plecach. Na szczęście wsadzono ich razem do zbiorowej celi, wraz z kilkoma innymi osobnikami. Wśród nich była jakaś mała zielona istotka i olbrzymi człowiek z głową psa. Na jego widok, w Shinigamim znowu zawrzała krew. Przypominał Vasto Lorde. Pomny jednak swojej wcześniejszej pomyłki nie zaatakował go od razu. W olbrzymie dało się wyczuć coś groźnego, a jednocześnie bliskiego. Jakby ich dusze reagowały na swoje rezonanse. Jedyne co się nie zmieniło to niebieskowłosa dziewczynka oparta o jego bok. Spała z uśmiechem na ustach, jakby obecna sytuacja wcale jej nie przerażała. Dziecko nadal stanowiło dla niego zagadkę. Dlaczego szukało kontaktu akurat z nim, co się wydarzyło wtedy na polanie? Dołożywszy do tego wcześniejsze pytania o jego pojawienie się w tym dziwnym miejscu i kila zagadnień natury egzystencjalnej spowodowałoby to ból głowy w znacznie bardziej zahartowanych umysłach niż jego. Znudzony wszechogarniającą ciszą zaczynał mieć powoli dość miejsca w którym obecnie się znajdował. Chyba jedynie wdzięczność za zaleczenie odniesionych ran powstrzymała go od rozerwania krat i ucieczki gdziekolwiek indziej. Gdzieś gdzie można było znaleźć odpowiedzi. Wziął do ręki pierwszy lepszy kawałek drewna leżącego na twardej posadce i zaczął nim wodzić po kratach przerywając ciszę. Spojrzenia jego towarzyszy kazały mu szybko zaprzestać wykonywanej czynności. Liczył chociaż, że ktoś go zbeszta co było by świetnym początkiem rozmowy, ale najwyraźniej cisza była tutaj najcenniejszym dobrem... Kiedy wreszcie ich wypuszczona i zawitali w progi karczmy, Bukemizu poczuł ulgę oraz zmęczenie. Na twarzach towarzyszy, zarówno starych jak i nowy, widział determinacje ale lata doświadczeń nauczyły go że co nagle to po diable. Przed wyruszeniem na przygodę należało zebrać drużynę i podobne brednie wpajane im na godzinach szkoleń. Dlatego pierwsze co zrobił to znalazł jakiś stół ułożony na uboczu gdzie przysiadł wraz z przymusową podopieczną i zamówił coś do jedzenia. W karczmie znajdowało się wiele postaci przykuwających uwagę. Nie zdziwił się gdy młody Kei zaczepił groźnie wyglądającego mężczyznę. Odkąd przybyli do tego świata, ten chłopak szukał guza. Koniecznie chciał udowodnić, że jest silniejszy niż w rzeczywistości się wydawał. W tym jednak momencie był zwyczajnie śmieszny. Wkroczył do nowego miejsca i od razu chciał wywołać zamieszanie. Cieszył się, że to nie on musiał interweniować w tej sprawie. Kiedy sympatyczna kelnerka przyniosła jego zamówienie, liczył że któryś ze znajomych mu wojowników przysiądzie się do niego i razem ustalą jakiś kurs działania. W końcu razem uszli śmierci. Zamiast tego każdy z nich ruszył we własnym kierunku. Zero odpowiedzialności, zero oglądania się na innych. Moja moc mi wystarczy i nie potrzebuje nikogo innego. Bukemizu doskonale rozumiał ich motywy bo wielokrotnie spotykał podobnych im shinigami. Ci jednak nie mieli wstępu do drugiej dywizji. Tam myślenie jednostkowe mogło sprowadzić na ciebie i innych tylko szybką śmierć. Im bardziej wszechstronna była grupa tym większym zagrożeniom mogła stawić czoła. Według takiego myślenia ukształtowano go jako wojownika i dziesiątki lat walk tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Zamiast tego podeszła do niego zupełnie inna istota... *** Cytat:
Bukemizu drgnął wyrwany z zamyślenia przez pojawienie się kelnerki. Kęs nabity na widelec już jakiś czas temu. Jego towarzyszka zdążyła w tym czasie opróźnić swój talerz i wesoło dyndała nóżkami na za wysokim krześle. Shinigami spojrzał na dodatkowe talerze, dopiero po chwili zauważając małą zielonkawą istotkę. “Najwyraźniej to miejsce przyciągnęła prawdziwą plejadę postaci. Mimo tego co wydarzyło się w lesie, to nadal zachowujemy się tak samo. Brak jakiegokolwiek porozumienia, każdy rusza w swoją stronę w sobie tylko znanym celu” - rozejrzał się dyskretnie po zatopionym w hałasie pomieszczeniu. Został tylko on z dziewczynką, ta zielona postać i blondwłosy chłopiec, który sprawiał wrażenie jeszcze bardziej nieobecnego. Lee uśmiechnął się do barmanki podsuwając jej swoją szklanicę. - Przepraszam, czy mógłbym prosić o szklankę wody? Gdy barmanka odeszła spełnić jego prośbę, zwrócił się do poznanego w celi towarzysza. Do kobiety też miał pytania ale mogły one poczekać. - Witaj - zagaił przyjaźnie, kątem oka obserwując co robi dziewczynka - Jak się nazywasz? Niebiesko-włosa siedziała grzecznie pryz nim, rozglądajac się po sali. Uważnie spoglądała na zakapurzonom postać na balkonie i kobietę pijącą alkochol w towarzystwie towarzysza “dnia uprzedniego”. Cytat:
- Możesz mi mówić, Bukemizu - odpowiedział na pytanie z szerokim uśmiechem. - Natomiast co do mian moich towarzyszy... to tutaj może być większy problem. Zastanowił się chwilę nad następnym pytaniem, spoglądając w kierunku zakapturzonego mężczyzny. Tacy tajemniczy ludzie zwykle znaczyli kłopoty. W końcu był powód, że musieli ukrywać swoją twarz. -Powiedz czy... Ty pochodzisz z tego świata? Cytat:
Lee pochylił się do towarzysza rozmowy zniżając głos: - Widziałem, że rozmawiałeś z tym mężczyzną obłożonego bronią. Dowiedziałeś się może czegoś? Chciałbym go przeprosić za zachowanie mojego towarzysza i może przy okazji dowiedzieć się czegoś ciekawego. Cytat:
- Słucham w czym mogę pomóc? A dla pana pańska woda. Przepraszam tyle mam na głowie, że całkiem o tym zapomniałam. - zwróciła się z przeprosinami w kierunku Kuyichi. Cytat:
- Pytasz o przybyszów. Tak od jakiś 3 miesięcy zaczęli przybywać. Różnie czasem grupami czasem pojedynczo. Jednak prawie wszyscy przechodzili przez to miasto. Prawdo podobnie z powodu czarnej bramy. - Czarnej bramy? - zapytał zaciekawiony - Czarne wrota na wschód od miasta. Każdy już wie że to przez nie tu przybyliście. Dokładnie 3 miesiące temu pojawiły się i w tym samym czasie wy zaczęliście przybywać. - Jak daleko są te wrota i jak można się tam dostać? To miejsce jest piękne, nie przeczę ale chciałbym jednak wrócić “ do siebie”. “ Zwłaszcza, że nie przybyłem tutaj z własnej woli “- dodał już w myślach. - Jakieś pół dnia drogi na wschód. Ok 30 kilometrów. - odparła z uśmiechem. - Ale może być tam niebezpiecznie. - Dodała przezornie. Cytat:
Cytat:
- To są tutaj stworzenia groźniejsze niż kilkunastometrowa bestia demolująca las albo połączenie pumy z nietoprzem? Cytat:
Cytat:
- To nie jest dobra opowieść na karczemne wieczory przy zimnym piwie. A wszystko wydarzyło się zdecydowanie za szybko, żeby móc ubrać to w słowa. Ta Nagracuara wyskoczyła na mnie oraz moich towarzyszy zaraz po pokonaniu olbrzymiego rogatego stwora. Już pojedynek z nim był wystarczająco ciężki, a gdy pojawił się jeszcze ten cień... Bestia była niesamowicie szybka. Dawno nie widziałem kogoś kto poruszałby się tak szybko. Zostaliśmy całkowicie zaskoczeni. - Shinigami zamilkł na chwilę próbując ogarnąć mętlik w głowie. Nagły atak, bez żadnego uprzedzenia, spowodował panikę. Czy to wtedy padła pierwsza osoba czy dopiero kiedy pojawił się drugi cień? Tego nie mógł sobie przypomnieć. Wiedział jednak, że zamiast tym razem dojść do jakiejś komitywy, każdy z wojowników próbował radzić sobie po swojemu. On natomiast miał jasny cel. Dotrzeć do dziewczynki, która nie chciała go słuchać - Cóż nie można powiedzieć, że wyszliśmy bez strat. Bestia i mnie dość paskudnie naznaczyła, gdy nie zdążyłem odskoczyć przed jej atakiem - Chłopak odsłonił fragment swojego stroju, pokazując trzy szramy pod obojczykiem. Rana z pewnością ciągnęła się dalej ale wyglądała już na zagojoną. - Koniec końców udało nam się utłuc to coś. Przeżyła nas 4, łącznie z tą młodą damą o interesującej fryzurze. Niestety nie wszyscy mieli takie szczęście. Po słowach Bukemizu nastała krótka cisza. Przez cały ten czas wpatrywał się w siedzącą naprzeciwko niego dziewczynkę. - Tak jak mówiłem nie jest to przyjemna opowieść. Jesteś mi w stanie wskazać kogoś kto zajmuje się badaniem tych “Czarnych Wrót” albo je strzeże? Chciałbym koniecznie wrócić do mojego świata. - Badanie... Hmm. Chyba szef bedzie wiedział kto się tym zajmuje. A co do strzeżenia. - Rozejrzała się niespokojnei po sali. i wyszeptała cicho. - Ktoś jest cały czas przy nich. - Następnie się odwróciła i poszła po kolejne zamówienia innych klientów. Fakt że dziewczyna zniżyła głos, potwierdził jego przypuszczenia. Albo temat ten jest niezwykle drażliwy albo na tej sali znajdował się szpicel. Tak czy siak, resztę wywiadu lepiej było już przeprowadzić na spokojnie bez żadnych obciążeń. - Cóż na nas nastał już czas. Robi się dość późno. Dzięki za rozmowę Zank. Jakbyś czegoś potrzebował to my będziemy nocować w tej karczmie. Lepiej będzie nie poruszać się samemu po tym mieście. Chodź Kannagi, zobaczymy co to miejsce ma do zaoferowania - zwrócił się do dziewczynki. Wybrał imię Kannagi gdyż należało do pewnego bóstwa, które według legendy objawiło się pewnemu chłopcu, tak samo jak zrobiła to ona. Shinigami podszedł do barmana i omówił sprawę nocelgu. Mała kanciapa na zapleczu kosztowała wojownika 10 złoconych monet. Nie wyglądała zbyt ciekawie ale wystarczyła. Wystarczyła by spędzić noc i móc wyruszyć dalej. *** Kanciapa była przytulna i dawała jako taki spokój. Po zamówieniu pokoju i odstawieniu dziewczynki, Bukemizu planował jeszcze wrócić na salę, żeby zaczerpnąć trochę języka. W końcu kto jest lepszym dostarczycielem informacji niż pijana gawiedź. Teraz jednak gdy tylko zobaczył wygodne łóżko poczuł olbrzymie zmęczenie a głowa zadyndała niebezpiecznie chyląc się ku podłodze. Został jednak uprzedzony przez niebieskowłosą, która radośnie wskoczyła na materac. Kiedy sprawdzanie wytrzymałości łóżka dało satysfakcjonujące wyniki, usiadła po turecku i zwróciła uśmiechniętą twarz w jego kierunku. Kiedy to zrobiła, shinigami nagle skojarzył dziwne spojrzenia barmana oraz kilku z jego klientów. Jakoś odeszła mu ochota na spanie na łóżku... Przyzwyczajony do ciężkich warunków zagospodarował sobie kąt pokoju i zrzucił z siebie przetarte kimono pozostając jedynie w stroju Spec Ops. Dziewczynka, do niedawna pełna energii, legła teraz na łóżku zanurzając się w marzenia senne. Patrząc po jej uśmiechniętej buzi były to marzenia jak najbardziej przyjemne. Może wspomnienia z jej rodzimego świata? Bukemizu uśmiechnął się, wspominając podobny uśmiech na twarzy bliskiej mu osoby i momentalnie zasępił się. Przykrył dziecko kocem, a samemu usiadł pod ścianą po turecku z mieczem na kolanach. Pogłaskał go delikatnie po tsubie „ Jutro czeka na sporo do zrobienia, stary druhu i wiele zagadek do rozwiązania...”
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 05-08-2013 o 01:35. | |||||||||
06-08-2013, 21:16 | #18 |
Reputacja: 1 | Minęły 3 dni... W tym czasie młody shinobi wykonywał drobne zlecenia dla straży miejskiej. Chwilowo wystarczyło mu że ma gdzie spać, co jeść i co robić. Przez ten czas, młodzieniec dorobił się 66 monet, które z jego poprzednią zapomogą dawały okrągłą sumkę 70 złoconych monet. W stawał właśnie świt 5 dnia jego obecności w tym nieznanym świecie. Wychodząc z kosza zauważył dziwne poruszenie przy ścianie i jakimś plakacie. Było to zawiadomienie o zaginięciu królewny. Słyszał już o tym dzień wcześniej w barze. Kiedy to jakiś rycerz wpadł do pośpiechu, zdyszany do baru przekazując wiadomość. Dzisiejszy dzień Kei miał wolny od zajęć, choć na wypadek nudy zawsze mógł zapytać barmana o jakąś robotę lub też sprawdzić tablice ogłoszeń. Kei spojrzał na ogłoszenie o zaginięciu. Wydawało się interesujące, więc czemu nie zainteresować się tym? W końcu i tak ma wolny dzień. Dlatego też zerwał ogłoszenie i przyjrzał się. Ogłoszenie głosiło: “Wczoraj zaginęła królewna Uri. Wszystko osoby mające z nią kontakt lub które wiedzą o jej położeniu maja niezwłocznie zgłosić się do straży miejskich.” Ogłoszenie było obarczone królewską pieczęcią. Shinobi przymrużył oczy. No to chyba nie będzie wolnego od straży. Bialowlosy postanowił poszukać kapitana i zapytać się go, czy są już może jakieś wieści o księżniczce. Jeżeli mi by podał ostatnie znane jej położenie, to byłaby szansa, ze wytropiłbym ja. W końcu taka sprawa dla shinobi nie robi dużego problemu. Możliwe, ze nawet sharingan może mi w tym pomoc. Kapitan był tam gdzie zwykle. Jednak zasięgnięte u niego informacje były nie zadowalające. - Księżniczki szukasz... Sprawa dość trudna bo... Nic więcej nie wiemy niż to że zaginęła. Przekazano nam by szukać o niej informacji. Niestety musiał byś się wybrać do stolicy choć wątpię czy udzielą ci tam wystarczających informacji. - Powiedział kapitan. - Hmmm... A jakbym miał twoje pismo, ze polecasz mnie, to chyba inaczej mnie potraktowali, prawda? - Mogę dać ci list polecający, ale wątpię czy bardziej ci pomogą. Wiesz wszystko co dotyczy władzy, ma pewien dystans do przybyszów. Kei spojrzał na niego trochę zawiedziony. No, ale kto nie ryzykuje, ten nic nie zyskuje. - To jak możesz, to napisz. Zobaczymy później co z tego będzie. Niespełna chwilę później shinobi miał już w ręku list polecający. Bialowlosy schował list polecający do tylnej kieszeni. Zostało mu teraz tylko dotarcie do zamku i rozejrzeniem się. Ciekawe, jaka będzie nagroda za odnalezienie księżniczki. - No to życz mi powodzenia.- powiedział do kapitana i ruszył w stronę sklepu z prowiantem, aby zaopatrzyć się w jedzenie na ta wyprawę. Sklepu spożywczego jako tako nie było. Były natomiast stragany z owocami, mięsiwem i pieczywem. Stragany mieściły się na placu targowym, na końcu głównej ulicy miasta. No cóż, skoro nie ma sklepu, to trzeba iść do straganów i tam zaopatrzyć się. Przez te 3 dni trochę tam shinobi zarobił, wiec nie będzie problemu z pieniędzmi. Postanowił, że kupi z 2 kilo mięsa, a do tego 2 bochenki chleba ze smalcem. Na czymś trzeba się przecież wyżywić. Kiedy Shinobi zakończył zakupy prowiantu na drogę, spakował wszystko i wyszedł z wioski, kierując się w stronę stolicy. Jak to miał w zwyczaju, nie poruszał się drogą, ale skakał po drzewach, trzymając się jakieś 3 metry od drogi. Niestety nie zawsze było to możliwe. Prawie dzień drogi na południe od Lofar, młody shinobi, znalazł się w okolicy dywizjonu. Sądzą c po strukturze było to obóz wojskowy. Dziwne było to że przed obozem leżał wrak jakiegoś statku. Dzień drogi, a jedyne co znalazł to jakiś obóz wojskowy. Możliwe, że oni będą coś wiedzieć o księżniczce, więc trzeba to jakoś sprawdzić. Dlatego tez shinobi zeskoczył z drzewa na drogę i ruszył w stronę wejścia do obozu. Przed obozem stało 2 wartowników. Byli raczej zdziwieni pojawieniem się przybysza. Oczywiście w gwoli rozkazu musiał zostać zatrzymany i przepytany. Shinobi spojrzał na wartowników. - Jestem Keitaro Uchiha. Jestem w drodze do stolicy, w celu pomocy znalezienia księżniczki Uri. Podczas drogi zauważyłem was obóz i chciałem się zapytać czy macie jakieś informację o niej, ale o tym bardziej z waszym kapitanem chciałem porozmawiać. - Broń? - zapytał przezornie strażnik. - Dwie katany- odpowiedział mu shinobi, wskazując na ostrza, które wisiały mu na plecach. Strażnicy popatrzyli po sobie i opuścili swoje halabardy. - Na skrzyżowaniu w prawo. Największy budynek należy do dowódcy. Pytaj o Shihou. Powinna cię przyjąć. - Arigato- odpowiedział do nich shinobi, nie zwracając uwagi nawet na to, że mogą go nie zrozumieć. Białowłosy skierował się w stronę wskazaną przez wartowników. Kiedy znalazł się przy budynku dowódcy, zapytał pierwszą lepszą osobę o Shihou. Zapytana osoba... ...chwilę się zamyśliła. - W czym mogę pomóc - odparła. Shinobi przyjrzał się kobiecie. Najbardziej mu wpadło do oka to, że ma białe włosy. W jego świecie taki kolor włosów jest rzadki, a tutaj niemalże co druga osoba ma. No, ale czym tu się mówi. Przecież Kei nie jest wyjątkiem. - Przyszedłem się zapytać o jakieś informacje o księżniczce Uri. - Kolejny śmiałek który jej poszukuje co? Chodźmy do piwiarni chwilę porozmawiać. - Po dojściu na miejsce, zajęciu wygodnego miejsca i rozeznaniu w przestrzeni, wrócili do rozmowy. - Prawdo podobnie wiesz niewiele. Tak jak i my. Skoro Nightfall pędził konia by to ogłosić, to znaczy że coś jest nie tak. Nightfall to osobisty ochroniarz księżniczki. Z mniejszych informacji wiemy że zaginęła po zaatakowaniu jej karocy przez smoka. Na północ od stolicy. - Po chwili dosiadła się do nich �-dziewczynka. Siedziała w ciszy i słuchała. Atak smoka na karoce? Chłopak się przez chwilę zastanawiał, aby przeanalizować to, co od niej usłyszał. - Inaczej mówiąc, jest szansa, że smok uprowadził księżniczkę? A w najgorszym przypadku, pożarł ją, zgadza się? Nieme potwierdzenie. - Zagadką jest tutaj, jej poszukiwanie. - I chyba czas - Powiedziała dziewczynka zamawiając soczek. - To jest raczej sprawa do doszukania. Rzeczywiście coś z tym nie gra. - Będziesz musiał się udać do stolicy by dowiedzieć się więcej. Jeżeli ci się jednak nie śpieszy mam drobne zlecenie dla podróżnych. Zainteresowany? - Drobne zlecenie, powiadasz? A jakie ono jest? Czas się znajdzie, w końcu pewnie wiele osób jej szuka, więc po drodze mogę zająć się innymi zleceniami.- odpowiedział jej shinobi, zerkając na małą dziewczynę obok. - Trzeba oczyścić kryptę w kopalni na południu. Parę dni temu pytaliśmy innego przybysza ale stwierdził ze jego interwencja tam może zawalić kopalnię. Tego byśmy nie chcieli. Wystarczy że pozbędziesz się tego co się tam zalęgło. To co tam znajdziesz możesz sobie zatrzymać. - Hmm... Zgoda. Ja raczej nie rozwalę kopalni, więc o to nie będzie trzeba się bać. Wiadomo może co tam się zalęgło? I czy jest jakaś szansa na dostanie mapy? Obecnie podróżowałem na wyczucie. - Możemy uznać że to będzie twoja zapłata. Zalęgło się tam robactwo. I miejmy nadzieję że to mniejsze. - Jak większe to będzie potrzebne dużo szczęścia - zaśmiała się dziewczynka. Lekko się uśmiechnął, słysząc żart od dziewczyny. - No dobra, no to wyruszam do tej kopalni. To co z tą mapą? Nie chcę się zgubić. - W kopalni ci się nie przyda. Daj mi chwilę. Cheartas skoczysz po tą mapę taktyczną. Tą z tymi brakującymi elementami. - Już już. - dziewczynka dopiła soczek i zniknęła. Po chwili wróciła z mapą. - Proszę mamo. - Usmiechnęła się żartobliwie. - Tatusiu bądź ostrożny. - Powiedziała do Kei-a. Chłopak podniósł brew do góry, słysząc jej słowa. Spojrzał na Shihou i zapytał pół żartem. - Obozowa maskotka?- powiedział, lekko się uśmiechając, po czym wziął mapę i schował ją do tylnej kieszeni. - No to ja ruszam. Krypta będzie oczyszczona dosyć szybko.- po tych słowach shinobi wyszedł z piwiarni i ruszył biegiem na południe, w celu znalezienia jak najszybciej krypty. Dotarcie do krypty chwilę zajęło. Był już wieczór. Krypta, jak mógł przypuszczać, znajdowała się w kopalni przed którą znajdowały się namioty górników. Przynajmniej tak wywnioskował młodzieniec po rozmowie z nimi. Po wejściu do środka i zapaleniu pochodni zaczął się istny labirynt tuneli. Pierwsze było rozwidlenie. Kei rozglądał się dokładnie już od wejścia, aby niczego przypadkiem nie pominąć. Kiedy tylko pojawiło się rozwidlenie, shinobi wyjął jedną katanę i za pomocą chakry wzmocnił ostrze i uderzył nim w ścianę, w korytarzu z którego przyszedł. Chciał po prostu wiedzieć z którego tunelu przyszedł, aby później się nie zgubić. Kiedy już zrobił dziurę, poszedł w pierwszy tunel po prawej. Tunel szybko zakręcał i schodził spiralnie w dół. Cala spiralna część była miejscem wydobycia jakiegoś kkruszca. Prawdopodobnie jakiegoś minerału. W niewielkim owalnym pomieszczeniu na samym dole zejścia były 4 pary tuneli. Jedna usytuowane tuż obok zejścia. Kolejne rozwidlenie, a nie ma żadnych śladów jak dostać się do krypty. Szkoda. Shinobi powtórzył czynność z kataną i wszedł do tunelu 2 od prawej. Cały czas nasłuchiwał, czy czegoś przypadkiem nie usłyszy. Tym razem niestety stracił tylko czas. Tunel okazał się być ślepy, a dokładniej przeznaczony wyłącznie do celów kopalnianych. Młodzieniec z powrotem wrócił do sali. Skoro nie w ta strona, to trzeba wybrać kolejną. Tym razem młodzieniec wybrał 2 tunel po prawej. Po wejściu w tunel najbliżej zejścia znów trafił na ślepy zaułek. Powoli się zaczęło robić to nudne. Po raz kolejny cofnął się i wszedł w tunel pierwszy po lewej. Coraz częściej shinobi żałował, że nie zna Kage Bunshin no Jutsu. Znów ślepy zaułek? Choć z początku tak się wydawało po bliższym przyjrzeniu się tunel był celowo zawalony. Czyżby ochrona przed robactwem? tunel był wielkości, a nawet wyższy od człowieka. Czy to na pewno było robactwo? No, przynajmniej jest już jakiś ślad. Zawalony tunel, to może coś znaczyć. Mężczyzna schował katanę do pochwy i położył pochodnię na ziemi tak, aby się nie zgasiła. Przesyłając chakre do swoich ramion, postanowił, ze zacznie odgarniać kamienie na bok, aby utworzyć przejście dla białowłosego. Po godzinie żmudnej roboty udało mu się stworzyć małe przejście. Tyle by móc się przecisnąć na druga stronę. Trzeba przyznać górnicy odwali kawal dobrej roboty z tym zawalaniem. Po drugiej stronie tunel biegł dalej, spory kawałek. Na końcu był ślepy zaułek, ale był on oświetlony. Lekkie światło padało ze stropu a raczej z otworu w stropie. Bardzo dużego otworu. Shinobi spojrzał na otwór. Trochę ostrożności nie zaszkodzi, wiec wykonał kilka pieczęci i użył techniki Meisai Gakure no Jutsu. Kiedy już technika zaczęła działać, przy pomocy chakry wysłanej do kolan, podskoczył w stronę otworu. Po drugiej stronie otworu znajdował się tunel. Tym razem wykonany z kamiennej kostki. Idąc w wzdłóż tunelem młodzieniec trafił do sporej sali świątynnej. Tunel wychodził prawie pod samym stropem sali. Schody które do niego prowadziły były już od wieków zrujnowane. Na podłodze pomieszczenia widać było niewielki ruch. Tak jakby podłoga się poruszała. Z sali, poza ta drogą, były jeszcze 2 wyjścia. Hmm... kamienne kostki, a do tego też sala świątynna. Dzięki tym informacją shinobi mógł śmiało stwierdzić, że znajduje się już w kaplicy. Teraz wystarczy tylko poszukać robactwa, jak i przedmiotów. Shihou wspomniała, że to co znajdę tutaj, to należy do mnie. Inaczej mówiąc musi być tutaj coś drogocennego. Dlatego tez kiedy przechodził przez salę, rozglądał się po pomieszczeniu i zatrzymywał się przy każdym przedmiocie, który wyglądał interesująco. Kiedy dotarł do poruszającej się podłogi, obniżył pochodnię, aby zobaczyć co to jest takiego. Dziwnym trafem podłoga wyglądała zwyczajnie. Choć z wysokości wejścia był prawie pewien że się poruszała. Sala była jednak pusta. Pozostał wybrać któryś z korytarzy na dole sali. Młodzieniec miał jednak przeczucie że niedługo może się zrobić nieciekawie. Kei przymrużył delikatnie oczy. Jego przeczucie rzadko myliło, więc postanowił utrzymać na sobie nadal technikę meisai gakure no jutsu. Jak to robił poprzednim razem, wybrał ten tunel po prawej stronie. W lewej dłoni trzymał pochodnię, natomiast w prawej katane. Korytarz był dość wąski. Podłoga i sufit wykonane były z kamienia ale ściany z dziwnych, pół okrągłych, podłużnych bali. Układanych w jakąś mozaikę. Na końcu korytarza znajdował się piedestał, a na nim sztylet. Emanowała od niego dziwna łuna. Zza pleców, z sali dawało się słyszeć dziwne odgłosy. Shinobi obejrzał się przez ramię, aby spojrzeć do tyłu i znaleźć źródło tego całego głosu. Nie miał jednak czasu, aby stać i gapić się. Pobiegł w stronę piedestału i złapał za sztylet. Kiedy miał już broń w dłoni, położył pochodnię na ziemi, a sam odszedł w cień, oczekując na właścicieli tych dźwięków. Po zabraniu sztyletu ściany poruszyły się. Nie to nie była pułapka. Półokrągłe bale stanowiące wykończenie ścian nie były tak naprawdę ozdobą. Było to właśnie robactwo. Duże robactwo. Bale ze ścian po chwili zniknęły w ciemnościach, w kierunku głównej sali. - No to czas na zabawę- powiedział cicho. W prawej dłoni trzymał katane, natomiast lewa ręka znowu złapała pochodnię. Sztylet złapał zębami, aby móc z niego w razie konieczności użyć. Wiedział, że trzymając pochodnię zdradzał mniej więcej gdzie jest, ale bez niej nie dałby za bardzo rady. Potrzebował światła, aby znaleźć robactwa. Dlatego też odwołał technikę Mesai Gakure no Jutsu, a zastosował Domu. Dzięki temu jego skóra została okryta kamieniem i był niewrażliwy na ataki fizyczne, a zarazem dostał wzmocnienie do siły ciosów. Kiedy już przygotował się do walki, skierował się w stronę głównej sali, co chwila rozglądając się dookoła, poszukując tych robactw. Tym razem ujrzał ruszającą się podłogę. Osobników było 5. Wyglądały na rozdrażnione światłem pochodni. Nim jednak młodzieniec zdążył się ruszyć szósty osobnik staranował go od tyłu odrzucając go na środek sali. Jak widać poruszają się też po ścianach, co pozwala im atakować w wielu pozycji. Shinobi nie został ranny, ale odczul boleśnie uderzenie, nawet pomimo ochrony. No, nareszcie jakaś zabawa, a nie to, co było w ciągu kilku ostatnich dni. Shinobi uśmiechnął się, podnosząc z ziemi. Łatwo nie będzie. Rzucił na podłogę pochodnię, i wyjął drugą katanę. Starał się cały czas obserwować robactwa i przewidywać ich ruchy, aby móc zaatakować prostym cięciem z góry w dół. To był prosty atak, ale powinien wystarczyć, aby odciąć im łeb. Jeżeli jednak zobaczy, że robak będzie leciał wysoko i nie da rady katana zaatakować, próbował ciąć sztyletem, który miał w ustach. Pierwszy “robak” zaatakował. Prosty taran w brzuch. Uderzenia katany nie robiły na jego pancerzu żadnego wrażenia. Jednak dzięki aktywnemu sharinaganowi udało się tego ataku uniknąć. Niestety stając w miejscu ataku oskrzydlającego, jego 2 kolegów. Są wytrzymałe, to trzeba im przyznać. Jak na razie przyciskają shinobi’ego do obrony. Oby tylko za szybko nie pojawiła się jego choroba, bo wtedy będzie nieciekawie. Skoro czyste ostrze nie działa na nie, to może elektryczność? Kei użył techniki Dendou Hando, która pokryła oba ostrza raitonem. Białowłosy szybko się zorientował, że jego unik sprawił, ze znajduje się teraz pod atakiem 2 innych stworów. Trzeba sprawdzić jak działa na nich elektryczność. Kiedy robaki leciały w jego stronę, shinobi kucnął, a można nawet rzec że padł na plecy, w celu uniknięcia tych stworów, i ciął naelektryzowanymi katanami po ich szyi, albo czymś tam. Jeżeli to nie poskutkuje, to pozostanie tylko wypróbowanie sztyletu, który znajduje się w jego ustach. �- Ostrza ponownie nie były w stanie uszkodzić pancerza. Co więcej owe stonogi wykazywały odporność na efekt elektryczny. Na szczęście, szybkim manewrem, �-ponownie udało się uniknąć ataku. Choć tym razem kolejny skorupiak, przechodząc po ścianie i stropie sali, zaatakował od góry. Spadając prosto na młodzieńca. Atak z powietrza, całkiem ciekawe. Shinobi rzucił obie katany na ziemię, a wziął sztylet do prawej ręki. Trzeba go wypróbować jak sprawuje się w walce. Kei czekał na odpowiedni moment, kiedy to robak z góry będzie już blisko. Kiedy to nastało, shinobi zrobił krok w bok, cięcie poziome, a na koniec Konoha Senpu, aby odepchnąć robaka. Cięcie sztyletem przejechało po pancerzu wywołując fontannę iskier i pozostawiając lekką rysę. Jednak kolejny efekt był bardziej zaskakujący. Po trafieniu skorupiak odleciał do tyłu jakby uderzony impulsem. Kopniecie wydawało się w takim momencie zbędne. Kolejny atak od strony owadów by zaskakujący, od dołu. Od obiektu który zdawał się być zwykłym kamieniem. Był to jednak fragment pancerza wystający z dziury w podłodze. Najpierw żuwaczki owada zacisnęły się na kostce młodzieńca. Następnie owad chował się z powrotem do dziury zabierając z sobą całą nogę. Utniecie w momencie nadchodzącego ataku kolejnego owada wydawało się bardzo niebezpieczne. Ciekawe, ale też trochę beznadziejne. Nie miałem nic, co mogłoby spowodować im jakieś obrażenia. No cóż, skoro tak, to trzeba wykorzystać starą, dobrą metodę. Jeżeli broń cięta nie działa na opancerzonych, to trzeba przejść do broni obuchowej, czyli pięści. Na szczęście Domu zwiększało jego silę, więc nie był taki słaby. Trzeba jednak szybko wyjść z tej pułapki. Inaczej może się to źle zakończyć. Shinobi złożył pieczęć i użył technikę Kumoshin no Jutsu, aby przenieść się niecały metr dalej, w stronę lecącego robala. Kiedy to mu się udaje, puszcza sztylet i stara się złapać robaka rękoma. Jeżeli atak się udaje, shinobi próbuje rozerwać mu szczękę. Na chwilę przed trafieniem, shinobi teleportował się kawałek dalej. Po ścisku został ślad na nodze. Z tej pozycji nie udało się jednak chwycić skorupiaka za głowę. Młodzieniec chwycił wiec go za cielsko i odrzucił w stronę ściany. Kolejne robaki były już gotowe do ataku. Teoretycznie nie tego spodziewał się shinobi, ale lepsze to, niż nic. Teraz trzeba dalej się bronić. Jedyne, co teraz może się mu przydać to jego taijutsu, sharingan i Domu. Eh, ciężkie jest życie. Jak na razie pozwalał robakom atakować, ale teraz jego kolej. Białowłosy wziął na cel najbliższego robaka. Podbiegł do niego i próbował zaatakować kopnięciem z góry. Jeżeli ucieknie, a reszta robactw zacznie atakować, używa Konoha Senpu, aby odrzucić je wszystkie. W końcu pierwszy skorupiak nie zrobił uniku lecz przyjął całe uderzenie na siebie. Choć zdołało go jedynie wbić w ziemię z wielkim impetem. Co gorsza uderzenie naruszyło strukturę pomieszczenia �-i zawaliło podłogę podłogę paręnaście metrów w dół. Po odzyskaniu przytomności po upadku shinobi czół się źle i miał nudności. Był jednak cały a po robakach nie było śladu. Shinobi był zaskoczony. Struktura podłogi była na tyle naruszona, że jedno uderzenie i się rozwalała. Niezbyt ciekawa perspektywa. Szczególnie, że teraz nie wiedział, gdzie są robaki. I prawdopodobnie jak nie odpocznie na chwilę, to zacznie rzygać krwią. Dlatego też usiadł na ziemi i rozejrzał się dookoła. Niedaleko powinna być jego pochodnia, więc nie powinno być aż tak ciężko. Pozostały więc 2 problemy. Robaki i znalezienie sztyletu. Powinien być niedaleko białowłosego. Dlatego tez po minucie odpoczynku, Kei podniósł się z ziemi i zaczął poszukiwania. Sztylet wydawał jakąś dziwną łunę, wiem zlokalizowanie go nie powinno być problemem. Jego lokalizacja nie była trudna lecz zaskakująca. Był on wbity tuż koło stopy. Pochodnia również leżała niedaleko, była jednak zgaszona. Po chwili przyzwyczajania wzroku do otoczenia i ciemności młodzieniec zobaczył tunele w ścianach. Nie były jednak one częścią świątyni, anie tym bardziej tunelami kopalnianymi. Shinobi podniósł sztylet i schował go do bocznej kieszeni. Kiedy jego wzrok się przyzwyczaił do otoczenia, westchnął cicho. Kaplica miała być nie zniszczona, a widząc te tunele śmiało było można stwierdzić, ze nie miała szans zostać w nietkniętym kawałku. Shinobi podszedł do jednego z tuneli i sprawdził jak duży on jest. Czy tam się zmieści, czy też nie ma szans. W końcu nie wiadomo co z tymi robactwami, wiec nie może już wyjść. Musi je zabić, co do jednego. 2 tunele były zbyt małe by w nie wejść. Jeden był w sam raz dla człowieka. A ostatni... był na tyle duży że mógł by w niego wjechać powóz. Całe dolne pomieszczenie pachniało dziwnie. Duży tunel nie zbyt się spodobał Kei’owi, dlatego też postanowił wejść do tego średniego. Przejście ciągnęło się dość długo, co róż zakręcając w tą samą stronę. Prawdopodobnie było to spiralne wejście. Sprawa przestał być przyjemna gdy w pewnym momencie tunel biegł pionowo w górę bez innych dróg. Shinobi spojrzał w górę i westchnął cicho. Dla niego to nie było żadnym problemem. Złożył pieczęć tygrysa i wysłał chakre do stóp. Wlazł na ścianę i zaczął wchodzić w górę bez problemu. U szczytu tunel poziomo wchodził do małej stali. U jednej ze ścian był piedestał u drugiej wyjście do sali z zawaloną podłogą. Piedestał był pusty, choć po bliższym przyjrzeniu leżała na nim mała karteczka z symbolem. . Kei podszedł do piedestału i spojrzał na symbol. Nie znał go, ale podejrzewał, ze może mu się przydać. Dlatego też wziął karteczkę z znakiem i schował do tylnej kieszeni. Kiedy zobaczył, ze jedynym wyjściem z tego pokoju prowadzi do pokoju z zawaloną drogą, westchnął znowu. Shinobi zawrócił i wskoczył do dziury, z której wlazł do tego pomieszczenia. Chciał sprawdzić teraz ten tunel z większym otworem. Znów trafił do pokoju z korytarzami. Wielki tunel ciągnął się poziomo, a powoli przechodził w spadek. Aż w końcu prawie po 2 kilometrach drogi wchodził do olbrzymiej podziemnej jaskini. Z której raczej nie było wyjścia. Jaskinia byłą oświetlona wystającymi gdzie nie gdzie �-luminescencyjnymi kryształami. Panowała tu cisza przerywana spadającymi kroplami wody. Shinobi wchodząc do komnaty, rozejrzał się dookoła, poszukując tych dziwnych robaków. Teoretycznie spodziewał się nawet czegoś gorszego tutaj. W końcu takim małym robakom po co taki duży tunel? Młodzieniec nie musiał długo czekać na właściciela tego tunelu. Został zaatakowany z zaskoczenia, choć był przygotowany. Ciężko jednak nazwać to atakiem. Usłyszał że coś go wącha, a po chwili olbrzymi język przejechał oślizgłe po jego twarzy. Było to nieprzyjemne. Olbrzymia stonoga przeszła obok podróżnika. Shinobi nie czół od stora żadnych agresywnych intencji. Najwidoczniej należał on do nieagresywnej fauny. Shinobi spojrzał zaskoczony na stwora. Nie był agresywny, więc nie było powodu, aby atakować. Wzruszył ramionami i odwrócił się. Jak na razie nie spotkał tych robaków, więc można uznać, ze są martwe. Dlatego też postanowił wyjść już z tej krypty. I z takim postanowieniem shinobi wyszedł z kopalni, kierując się w stronę północy, czyli do obozu, aby powiedzieć co zaszło. W obozie nie było wielkiego poruszenia. Tak jak poprzednio. Przezornie młodzieniec zajrzał do piwiarni lecz nie zobaczył tam Shihou. Siedziała tam jednak jej “maskotka”. Nie widząc Shihou shinobi trochę się zawiódł, ale na jego szczęście znalazł “maskotkę” obozu. Możliwe, ze ona będzie wiedziała gdzie jest. Dlatego też podszedł do niej. - Siemka. Wiesz może gdzie jest Shihou? Dziewczynka popatrzyła na niego jak na idiotę. - Ta... Jest w swoim biurze. - Powiedziała z uśmiechem. - Po wyjściu z baru idź prosto przed siebie. Jej biuro jest na końcu drogi. - Uśmiechnęła się szeroko. - Dzięki- odpowiedział jej lekko się uśmiechając, i ruszył w kierunku biura Shihou. Budynek był okrągły i biło od niego ciepło. Wyróżniał się z pośród innych budynków dywizjonu. Bez zastanowienia młodzieniec wszedł do środka. Pomieszczenia były dziwne, ale nie przestawał szukać. Miał jednak ku temu złe przeczucie. Po otwarciu kolejnych drzwi, uderzyła go ściana pary, po przerzedzeniu której ujrzał białowłosą w wannie. Kei był lekko zamieszany, widząc Shihou, która bierze obecnie kąpiel. - To ja poczekam za drzwiami- odpowiedział jej szybko i wycofał się. Ledwo zdążył zamknąć drzwi usłyszał jej głos. - Nikt ci nie powiedział, że jestem chwilowo niedysponowana? - zapytał spokojnie, aż młodzieńcowi przeszły ciarki po plecach. - Nie. W sumie nawet nikogo nie pytałem.- odpowiedział jej Kei, lekko się uśmiechając. Centymetr od jego głowy, przez ścianę, dziwnym trafem wyskoczyło ostrze miecza. - A więc... masz do mnie jakąś sprawę czy jesteś podglądaczem? - Wyobraźnia podpowiadała młodzieńcowi, że na jej twarzy zagościł sztuczny uśmiech. Sprawy nie poprawiały nawet odgłosy pluskania dobiegające z łaźni. Chyba lepiej będzie, jak shinobi po raz kolejny użyje Domu. Dlatego tez złożył kilka pieczęci i wypuścił chakre. - Właśnie skończyłem oczyszczać kryptę. Robactwa zniknęły. - Pozbyłeś się ich? - odgłosy pluskania. - Można tak powiedzieć. Wdałem się w potyczkę z nimi, ale podłoga w kaplicy była strasznie rozwalona przez nie i się zawaliła. Kiedy podniosłem się na nogi, nigdzie ich nie było. - Prawdo podobnie uciekły...- Powiedziała dość spokojnym tonem. - No trudno. W każdym razie zadanie wykonałeś. Jesteś wolny. Jeżeli czegoś jeszcze potrzebujesz zajrzyj do dowództwa. To ten duży budynek po prawej, jak wyjdziesz z łaźni. A teraz już idź. - Yare, yare- odpowiedział jej shinobi i wyszedł z łaźni. Zastanawiał się co teraz robić. Co do księżniczki, to może lepiej będzie jak na początku shinobi zdobędzie reputację wśród żołnierzy, dzięki czemu później łatwiej mu będzie dostać informację w stolicy. Dlatego tez skierował się w stronę dowództwa, aby znaleźć �-jakieś zadanie, a w dodatku coś więcej się dowiedzieć o sztylecie, który znalazł. W dowództwie były 3 osoby. Śpiąca czarnowłosa, Brodaty starzec w złoconej zbroi i mężczyzna z wielkim mieczem. Shinobi spojrzał na osoby, które znajdowały się w pomieszczeniu. Każdy mógł tutaj pełnić funkcję głównodowodzącego, aczkolwiek on nie wiedział kto to był. Dlatego tez podszedł do brodacza. - Witam, sir. Chciałbym się zapytać czy nie macie może jakieś zadania. Staruszek popatrzył na niego zimnym spojrzeniem. - Kopalnia na południu. Sprawą zajmuje się Shihou, ale jest teraz w łaźni więc musisz poczekać. No i jest jeszcze smok. Upierdliwa kreatura. - Kopalnia oczyszczona- odpowiedział mu krótko shinobi. Smok? Ciekawe... Ale to chyba jak na razie na niego za wysokie progi. - Dobrze, ale z tym powinieneś pójść do Shihou. - powiedział zimno. - Tiaa, już byłem. A co z tym smokiem jest? Znacie może jakieś właściwości magiczne? Mężczyzna popatrzył rozgniewany. Widocznie pytania było skierowane nie do tej osoby, lub były błędne. - Smok zaatakował nasz dywizjon jakiś czas temu. Spalił parę baraków i zabił kilku rycerzy. Obawiam się także że to on jest odpowiedzialny za ... Nieważne. - Zgaduję, ze jest odpowiedzialny za porwanie księżniczki- dokończył za niego shinobi. Wyjął mapę i położył ja przed brodaczem. - Wskaż mi przypuszczalne miejsce, gdzie może mieć swoją jaskinię. Spróbuję się z nim uporać. - Gabrielo!- Powiedział donośnie. Dziewczyna nawet nie wstając powiedziała: - Nie wiem gdzie jest. Tropiłam go przez 2 dni po ataku i nie trafiłam na jego leże. Poleciał na zachód, później zawrócił i znów gdzieś poleciał. Obstawiała bym na górskie szczyty między Dywizjonem a San Seranidas. Choć równie dobrze mógł się ukryć gdzieś w ruinach, albo w lesie. Shinobi zastanowił się nad jej słowami. Dość spory obszar byłby do przeszukania, ale jest to wykonywalne. - No dobra. Jeszcze dwa pytania. Możecie mi coś powiedzieć o tym sztylecie?- powiedział do nich i wyjął z kieszeni sztylet, który znalazł w krypcie. - Oraz o tym- po czym pokazał też pergamin z dziwnym symbolem. - Sztylet pięknie wykonany. - Powiedział szyderczo rycerz z wielkim mieczem siedzący pod ścianą. - Coś więcej potrzeba? - Na broni się nie znamy. Musiał byś spróbować u kowala, lub kogoś kot się tym zajmuje. Natomiast ten symbol to znak, herb Gildii Rogaczy, lub jak kto woli Bawołów, Diablos. Zakon jest w kraju gór, ale jego członkowie podróżują po świecie. Skuteczni i pomocni. -Rozumiem. No cóż, no to wyruszam szukać tego smoka.- odpowiedział im shinobi i się odwrócił. Będzie to prawdopodobnie ciężkie zadanie, ale były już gorsze w jego świecie. Na przykład walka z ogoniastą bestią. To był dopiero koszmar. Tylko on przeżył ze swojej całej drużyny. Na początku postanowił, że sprawdzi te szczyty pomiędzy Dywizjonem a San Seranidas. Na szczęście miał mapę, więc nie zgubi się. Wyszedł z całego garnizonu i ruszył w kierunku zachodu, San Serandinas, gdzie miał zamiar w połowie drogi skręcić na południowy wschód, w kierunku szczytów. Na miejsce dotarł już w nocy. Pasmo górskie było niezwykle wysokie. A co gorsza, był to jedynie przedsionek całych gór. Za tymi małymi szczytami znajdowała się potężna ściana górska sięgająca ponad chmury. Szczytów tego pasma oczywiście nie było widać. Shinobi rozejrzał się dookoła, aby poszukać najwyższego drzewa w okolicy. Kiedy go znajdzie, przy pomocy chakry wspina się na sam szczyt i rozgląda się po całej okolicy. Elementy, które szuka to ogień albo duży obszar wolny od drzew. W okolicy drogi drzew było naprawdę niewiele. Wszędzie w tej okolicy były duże połacie łąk. Tak samo nigdzie nie widać było dymu, a nawet śladów po płomieniach. Nie było zbytniego wyjścia jak iść w góry lud dalej w kierunku stolicy. No cóż, shinobi nie miał za dużego wyboru, aby odszukać smoka. Postanowił, że uda się w stronę gór, aby tam przeszukać. Nocna wspinaczka w góry to było dopiero przeżycie. Choć chłopak wchodził spokojnym spacerkiem po skałach nie raz musiał szybko reagować bo skały osuwały mu się z pod nóg. Ostatecznie udało mu się wejść na “dolne szczyty”, jednak był niemiłosiernie zmęczony. A noc była jeszcze długa. Shinobi zmęczony całodzienną podrożą postanowił w końcu odpocząć. Zanim jednak to zrobił rozejrzał się jeszcze raz po okolicy szukając ognia w okolicy. W końcu smok miał ziać ogniem, więc to był jedyny sposób na wyśledzenie go. No, chyba, ze następnego dnia przeleci mu nad głową i zobaczy gdzie ma legowisko. Wtedy będzie jeszcze lepsza zabawa. Ponownie nie było żadnych śladów obecności smoka. Niby wiadomo gdzie szukać, ale wskazówek brak. Czarnowłosa mówiła że śledziła go dwa dni, bez przerwy. Jak się jej to udawało? Po bez owocnych poszukiwaniach przyszedł czas na odpoczynek. Eh, beznadziejnie się zapowiada. Czarnowłosa śledziła dwa dni smoka, a nadal nie wiedziała gdzie on jest konkretnie. Możliwe, że znajdował się w tych ruinach, ale też była spora szansa, że w wyższych rejonach wzniesień. Będzie trzeba jutro to sprawdzić. Jak na razie Kei był totalnie wykończony, dlatego trzeba rozbić mały obóz bez ognia i szybko odzyskać siłę do dalszego poszukiwania. Poszukał pierwszego, lepszego miejsca, gdzie był zasłonięty z jednej strony przez kamienie i tam ułożył się spać. Zbudziły go pierwsze promienie słońca. Z miejsca w którym nocował, wschód słońca był niezwykle malowniczy. Jednak nawet pomimo wypoczynku i miejsca w którym się znajdował, szczęście mu nie sprzyjało. Nic nie wskazywało na to by smok miał się dziś pokazać. Szczególnie że z południowego zachodu nadciągały ciemne chmury zwiastujące deszcz. No cóż, kolejny dzień poszukiwań. Trzeba udać się dalej i spróbować w tych wyższych sferach wyżyn. Może tam jakieś ślady smoka się znajdzie. Idąc w głąb gór, młodzieniec natrafił na wysokie szczyty. Dokładniej była to lita, pionowa ściana sięgająca ponad chmury. Nie trzeba wiec mówić że tych szczytów nie było widać. Shinobi nie miał wiec wyjścia jak tylko poszwendać się po okolicy. Choć cel jego wędrówki znalazł się szybciej niż podejrzewał. U podnóża ściany znajdował się głęboki otwór - jaskinia. Wydobywał się z niej paskudny odór. W oddali na horyzoncie górskim widać było ruiny jakiejś baszty. Jaskinia? Do tego straszny odór i ruiny. Dokładnie to, czego szukał shinobi. To były potencjalne kryjówki smoka. No to trzeba się teraz do niej dostać. To nie będzie dla niego jakiegoś większego problemu. Użył pieczęci i wysłał do stóp chakre, po czym sprintem wbiegł na górę. Kiedy znalazł się obok jaskini, użył meisai gakure no jutsu, aby stać się niewidzialny i wszedł do jaskini. Otwór był niezwykle duży, a smród powalający. Im bardziej zapuszczał się w głąb tym było mniej światła. W końcu trafił do dużej jaskini. Pełnej wystających formacji skalnych. Shinobi wchodząc do dużej jaskini, ostrożnie rozejrzał się dookoła, szukając śladów smoka, bądź jego samego. Wiedział, że smoki uwielbiają bogactwa, wiec zazwyczaj ich jaskinie były pełne złota albo innych klejnotów. Młodzieniec się nie mylił. Po dokładniejszym przeszukaniu jaskini natrafił on na małą kupkę ładnych świecących elementów. Złote świeczniki, misy, trochę srebrnych zbroi wraz z pozostałością zawartość (kości, szczątki itp.). Tylko gdzie jest smok? To pytanie zostało zadane dokładnie w tym samym momencie w którym potężny strumień płomieni poparzył mu plecy. Mimo iż był niewidzialny smok czół jego zapach. Szczęściem jednak nie znał dokładniej pozycji wojownika, bo gdyby, to nie skończyło by się na poparzeniach. Mimo iż kierunek z którego zionął ogień był znany, to po jego zaniku jaskinia znów była strasznie ciemna. No, przynajmniej znalazł smoka, pomijając poparzenie jego pleców. Trzeba się zabezpieczyć. Shinobi użył Domu, aby jego skóra stała się twarda jak kamień. Dzięki temu ogień smoka też za dużo nie zdziała. Teraz trzeba tylko go odnaleźć w tej ciemności. Dlatego tez shinobi skoczył do przodu, aby znaleźć ścianę. Kiedy już dotknął kamienia, odwrócił się plecami i patrzył w głąb jaskini. Czekał, aż smok znowu zionie ogniem, dzięki czemu będzie wiadome gdzie on jest. Plan był dobry, tak jak wykonanie, gdyby tylko ściana była ścianą. Niestety to młodzieniec spostrzegł zbyt późno. Lądując twarzą na stalagnacie, uderzony ogonem bestii. Coś chrypło, coś trzasnęło i stalagnat pękł. Obrażenia? Połamanych kilka żeber, nic więcej. Owe niefortunne spotkanie nie załatwiło jednak problemu ciemności. Cholera, czyżby Domu było za słabe? Nie jest ciekawie. Trzeba szybko to zakończyć, bo nie przetrwa shinobi do południa nawet. Dlatego też wziął się w garść, podniósł z podłogi i spojrzał w kierunku, z którego “przyleciał”. Tam musiała być choć trochę cześć smoka. Dlatego też ruszył w tę stronę. Po drodze złożył kilka pieczęci i zawołał. - Chidori!- następnie próbował uderzyć w smoka. Szybki manewr był zgrany, jednak technika okazała się jeszcze nie dostosowana do wojownika. A raczej wojownik do niej. Elektryczność rozproszyła się przed trafieniem ściany. Odrobina światła, przed rozproszeniem, ukazała jedynie końcówkę ogona znikająca w ciemności groty. Tym razem shinobi był całkowicie zaskoczony. To była jego jedyna broń, która mogła by być wystarczająco skuteczna przeciwko smokowi. Jego jedyną szansą jest teraz po biedz w stronę wyjścia, aby móc zobaczyć smoka. Innej możliwości nie było. Tak wiec tak zrobił, ale utrzymywał na sobie nadal meisai gakure no jutsu i domu. Nie dbał o to, czy smok go usłyszy. Można powiedzieć, że nawet byłoby lepiej, aby gad wiedział w która stronę biegnie jego ofiara i pobiegła za nim. Stojąc przy wyjściu shinobi obserwował ciemność. Był pewien że smok go słyszał, a tym bardziej czół. Po chwili rozległ się potężny ryk i bestia z wielką szybkością wyskoczyła przez wyjście rozpoczynając lot na północ. Gdzie był nasz młodzieniec? Cóż szczęście mu nie dopisało. Wylatujący smok bezpośrednio się z nim zderzył. Fragment stroju zaczepił się o kolce grzbietowe smoka i razem polecieli w przestrzeń. Teraz można było w końcu go zobaczyć. Duży czerwony smok. - O cholera!- powiedział shinobi, kiedy zobaczył, że smok leci prosto na niego. Chciał odskoczyć na bok, lecz nie zdążył i uderzył się ze smokiem. On pewnie nic nie odczuł, ale shinobi mógł choć troszeczkę dzięki Domu. Teraz jednak miał szansę na zabicie smoka. I w dodatku miał idealna pozycję. Kei złożył pieczęć, przesyłając chakre do stóp, aby przypadkiem nie spaść ze smoka i kierował się w stronę jego głowy. Kiedy był na jego głowie, jeszcze raz spróbował Chidori. Jeśli mu się to uda, uderza cała siła w jego czaszkę, próbując uszkodzić mu mózg. Jeśli nie, próbuje drugi raz. Do trzech razy sztuka, tak się mówi. Aczkolwiek żadna próba może mu nie wyjść, wiec wtedy wyjmuje sztylet i próbuje za pomocą niego przebić mu łuski. Gotowy już do uderzenia, nie przewidział że smok zrobi beczkę, a nawet kilkanaście pod rząd. Smok zaczął pikować, aż w końcu leciał do góry brzuchem. Najpierw kręciołek i małe nudności. Później, młodzieniec o mało co nie przeżył swojego pierwszego skoku ze spadochronem, bez spadochronu. Ponad kilometr nad ziemią. Było by co oglądać, nim by się na niej rozpłaszczyło. Uratował się jedynie wbiciem sztyletu w kolec grzbietowy smoka. Miał problem bo jedynie trzymając sztylet wciąż żył. Niestety pod nogami miał przepaść. Smok jednak na tym nie poprzestał. Uniósł, a raczej opuścił głowę i zaczął ziać delikatnym ogniem. Co przy tej prędkości powodowało to że ogień rozchodził się po jego plecach, przypalając lekko młodzieńca. - Kso!- warknął cicho młodzieniec, kiedy został potraktowany ogniem. Jego jedyną szansą na przeżycie było teraz dotknąć nogami znowu pleców smoka. Cały czas przesyłał do nich chakre, wiec powinien spokojnie się przykleić do łusek. Dlatego też podciągnął się do góry, próbując nogami dotknąć łusek smoka. Dziwnym i na pewno pamiętnym przeżyciem było lot na smoku do góry nogami, kilometr nad ziemią. Prawie bez problemów udało się stanąć znów na nogach. Pozostały 2 problemy ogień i sam smok oraz wysokość. Zabić bestie na tej wysokości to jak samobójstwo. No tak, zabicie smoka z tej wysokości będzie też śmiercią dla niego, ale nie do końca. Zawsze znajdzie się sposób na ucieczkę. Dlatego też Kei musi szybko działać. Wrócił na poprzednie miejsce, na głowę, i powtórzył atak sztyletem. Musiał jakoś przebić się przez jego łuski, innego sposobu nie ma. Ostatnio edytowane przez Neko : 09-08-2013 o 23:07. |
06-08-2013, 21:17 | #19 |
Reputacja: 1 | Mocny atak, będąc do góry nogami, nie był zbyt możliwy. Brak punktu podparcia i przeciw działanie siły grawitacji. Dlatego też młodzieniec wszedł na gardło smoka. Działał szybko i wbił sztylet w bardziej miękkie łuski. Smok drastycznie to odczuł i momentalnie zaczął opadać na ziemie. Prędkość z dodatkiem pędu wiatru tworzyło potężną ścianę, która napierała na wojownika. Młodzieniec nie zauważył że wlatują w teren burzowy. W końcu! Teraz trzeba tylko wykonać kilka razy ten sam atak, ale przy pomocy sztyletu i katany, która miał na plecach. Na przemian atakował bronią w gardło smoka. Musiał zrobić dostatecznie dużą ranę, aby smok się wykrwawił i zginął przy uderzeniu. Oczywiście, shinobi obserwował ile jeszcze do uderzenia z ziemia. Kiedy było już jakieś 100 metrów od ziemi schował wszystkie bronie do kieszeni i wykonał pieczęcie. Była to technika Kumoshin no Jutsu. Dlatego też potrzebował tych 80 metrów, aby móc się skupić i teleportować w ostatnich 20 metrach na ziemie, nie robiąc przy tym żadnej krzywdy. Nakłuwanie bestie było niezwykle trudne przez prąd powietrza, ale kilak razy to się udało. Tuż nad ziemią shinobi zniknął a smok uderzył o ziemię. Koniec walki? Młodzieniec głęboko odetchnął. Lech po chwili zamarł. Na swoim karku czół ciepły i śmierdzący oddech. Gdy się odwrócił, wiedział że walka wciąż trwa. Jednak smok miał złamane skrzydło. - Ty chyba żartujesz- powiedział shinobi do smoka, kiedy tylko odwrócił się i zobaczył go. Miał złamane skrzydło, więc już nie poleci, więc trzeba się przygotować do walki w kontakcie. Shinobi wyjął katane i sztylet, cały czas obserwując smoka i patrząc mu się w oczy. Jeżeli nie będzie ostrożny, to zginie, a Sharingan powinien mu pomóc przetrwać. Dlatego też trzeba zrobić pierwszy ruch. Kei wyskoczył do przodu, próbując wbiec pod ciało smoka i przy pomocy Dendou Hando, naelektryzował oba ostrza, próbował ciąć po brzuchu bestii. Dosłownie o włos minął się z ogonem bestii, który uderzył w ziemię, w miejscu w którym wykonał ślizg pod jej brzuch. Cięcia choć były celne nie wywołały większego efektu. Można przypuszczać że elektryczność połaskotała smoka. Burza nadciągała szybko. Cale niebo pokryło się czarnymi chmurami, zaczęło grzmieć i padać. Płomienie którymi ziała bestia, choć niezwykle silne, straciły na swej potędze. Smok cały czas pozostawał w ruchu. To skakał, to wierzgał, to znów uderzał ogonem. Kurcze, czyżby jego wnętrzności aż tak się trzymały w ciele? Nawet przez otwarty brzuch nic nie poleciało. I jak ostatnim razem, shinobi był teraz w kropce. Nie wiedział za bardzo jak ma walczyć ze smokiem. Dodatkowo rozpadało się, ale działało to na korzyść Kei’a. Ogień smoka był słabszy, wiec pozostało unikać łap, ogona i szczęki smoka. Kei próbował trzymać się na dystans od bestii, a kiedy widział, ze ma okazję zaatakować w jakieś odsłonięte miejsce na ciele gada, to ciał sztyletem i katana. Była to walka na wytrwałość. Kto pierwszy padnie ze zmęczenie, ten przegrywa. Cięcia bronią były płytkie, dlatego nie dawały większego efektu. Nawet teraz gdy walka zeszła do zwykłego starcia sił. Wnet uderzył piorun dość blisko walczących, nie przerwał on jednak walki. Kolejny atak smoka, próba ugryzienia, a raczej połknięcia młodzieńca. Kei odskoczył na bok, widząc jak smok wyciąga swoją szyje, aby go złapać. Skacze do przodu, nisko, aby przelecieć tuż pod jego szczęką i przewraca się na plecy, próbując po raz kolejny zadać mu obrażenia w szyję. Ponownie obrażenia są lekkie, cięcie płytkie. Smok zwinnie przeskakuje i tym razem próbuje ataku ogonem. Shinobi wie że bez użycia technik ta walka może się ciągnąć długo. Tylko co będzie pierwsze? Jego zmęczenie czy choroba ,bo na zmęczenie smoka nie ma co liczyć. Jak zwykle, niezbyt ciekawa sytuacja. Jak tak dalej pójdzie, to shinobi umrze. Nie ma też co uciekać, bo smok i tak go złapie. Trzeba walczyć do upadłego. Najgorsze było to, ze Chidori w ogóle mu nie wychodziło, a to jedyna technika, która teraz mogłaby mu się przydać. Widząc atak smoka, podskoczył do góry, aby go uniknąć i stara się wylądować trochę z tyłu. - Ostatnia próba- powiedział i ponownie wykonał pieczęć wywołując Chidori. Jeśli mu się uda, biegnie w stronę smoka, a dokładnie w stronę jego brzucha i stara się wbić technikę prosto w jego serce. Jeśli nie, używa kumoshin, aby pojawić się tuż przed oczami bestii i wbija sztylet w lewe oko, a katane w prawe. Elektryczny atak zadziałał. Nie wiadomo tylko na ile starczy. Długo się nie zastanawiając młodzieniec podbiegł pod brzuch smoka i uderzył z całą swoją siłą. Pięść wbiła się w ciało gada z lekkim oporem, nie starczył oto jednak by gada zabić. Jednak w tym samym momencie zdarzyła się rzecz niesłychana. Od góry dokładnie w to samo miejsce w które wbita była pięść uderzył piorun przeszywając ciało bestii na wylot i odrobinę raniąc młodzieńca w rękę. Wzajemność ładunków - przyciąganie się ładunków elektrycznych. To był powód uderzenia pioruna. Na przyszłość trzeba zapamiętać nie używać chidori w czasie burzy. Gad zmarł boleśnie, ale szybko. Obrażenia młodzieńca to połamane żebra, obtłuczenia i poparzona ręka. Walka dobiegła końca, a deszcz przyjemnie podsumował jej koniec. Nareszcie koniec walki. Teraz jednak trzeba szybko uciec spod smoka, bo inaczej to wielkie bydle przygniecie shinobi’ego. Dlatego tez szybko wycofał rękę z ciała smoka i użył Kumoshin, aby znaleźć się obok niego. Odetchnął spokojnie i anulował Domu. Na szczęście jego choroba nie odezwała się, no chyba, że teraz. Shinobi spojrzał na martwe ciało smoka. Trzeba zabrać trochę trofeum, aby dowieść, że smok nie żyje. Szczególnie zainteresowały shinobi’ego łuski smoka. Były strasznie wytrzymałe, wiec idealnie nadawały się na lekka zbroję. Dlatego też po chwili odpoczynku shinobi wziął się do roboty i przy pomocy wysyłania chakry do mięśni ramion zaczął wyrywać łuski smoka. Na koniec podszedł do kolców smoka i je tez wyrwał. Rogi smoka mogą być dość wartościowe w tym świecie, wiec czemu ich nie zabrać? Po skończonej robocie, białowłosy postanowił chwilę odpocząć. Jego następnym celem podróży będzie powrót do dywizjonu, ale można przy okazji podskoczyć do jaskini smoka i zabrać skarby, które nagromadził gad. Dlatego też po 30 minutowym odpoczynku shinobi ruszył w stronę wyżyn. Po chwili rozpoznawania mapy stwierdził że ich powietrzne akrobacji wyrzuciły ich spory kawałek od ostatniego twardego gruntu. Po prawie 3 godzinach wędrówki w deszczu i dodatkowych 90 min wspinaczki udało mu się dostać do zacienionej jaskini smoka. Znalazł tam trochę zbędnego żelastwa i parę interesujących ozdób. 2 złote świeczniki, ozdobna koronę wyrwaną z jakiegoś znaku, trochę biżuterii. Cała reszta skarbu była niestety zbyt duża by nieść jaw małym zasobniku. Szczególnie że wszystkie kieszenie miał wypchane smoczymi łuskami szt. 40. Na plecach dodatkowo tachał smoczy róg, który mógł wygadać jak tasak. Poza tym reszta skarbu to raczej złom, ewentualnie jakieś srebrne pozostałości. Shinobi rozejrzał się po jaskini dokładnie. Pamiętał, że ten smok mógł być odpowiedzialny za porwanie księżniczki, dlatego tez zainteresowała go korona, którą znalazł. Podniósł ją i schował do wolnej kieszeni. Trzeba ją pokazać dowódcy garnizonu. Zanim jednak wyszedł z jaskini zawołał: - Jest tu ktoś?!- Liczył, że znajdzie tutaj też księżniczkę, ale wątpił w to. Nic nie słysząc, odwrócił się na pięcie i wyruszył w stronę garnizonu, aby odebrać nagrodę i poinformować o zabiciu smoka. Podróż w deszczu była istna udręką. Zeszło bite 4 godziny na dotarcie do dywizjonu. Przemoknięty i z zziębnięty wszedł do gmachu dowództwa. Zaczął też odczuwać ból brzucha. W budynku była już Shihou, czarnowłosa i brodaty staruszek. - Witam!- przywitał się z nimi shinobi, wchodząc do sali z uśmiechem na twarzy. Mimo, że doskwierał go ból, starał się to ukrywać. - Smok, którego tak się obawialiście nie żyje.- powiedział i wskazał kciukiem na swoje plecy, gdzie znajdował się jeden z kolców czerwonej bestii. - Przy okazji w jaskini znalazłem to- tym razem pokazał koronę. Shihou podeszłą i przyjrzała się rogowi. - Tak na pewno smoczy, ale czy to aby na pewno ten smok? - spojrzała wymownie na czarnowłosą leżącą na ławce. Gabriela wstała i przyjrzała się łupowi. Natomiast białowłosa zabrała koronę i bliżej się jej przyjrzała razem z dowódcą. - To... hmm... wydaje mi się że to ten - powiedziała czarnowłosa. - Przy najmniej tego śledziłam. Jak wyglądał? - Wielki, czerwony smok z trzema kolcami na szyi, i jednym kolcem na nosie. Ział ogniem. - Dokładnie tego śledziłam. Jak myślicie? - zapytała się pozostałej dwójki. Ich oczy były głęboko wpatrzone w koronę. - Jak sądzisz kapitanie? - mówiła cicho bialowłosa. - Istnieje szansa ale czy widziałaś kiedykolwiek królewnę w koronie ? - Podobno jej korona jest ze złota i pięknie się mieni. - Ma jednak motyw liściasty. Cała korona jest z białego złota i wygląda bardziej jak wieniec.- powiedział czarnowłosa. - Skąd wiesz? - Twój wuj mi opowiadał. W końcu jest sam wiesz kim. - No dobrze. Zwracam. - oddała koronę do reki młodzieńca. - Co o tym myślisz Gabi? - Ja pierwsza zapytałam. - Smok nie żyje. - powiedział twardo staruszek. Wyglądał jakby jego humor się poprawił. - To trzeba nagrodzić. Jeżeli to nie był ten to trudno, a jeżeli ten to nawet lepiej. Shihou wypłać młodzieńcowi należne. A ty Gabrielo? - Mam podejrzenia że atak smoka zbiegł się w czasie z podróżą księżniczki. Pewności nie mam, ale wydaje mi się że to był właśnie ten. Atak na jej karocę jest więc przypadkowy. Nie mniej księżniczka zaginęła i nie wiemy gdzie się podziewa. - Dobrze. Choć mogło być lepiej. Chcesz coś jeszcze młodzieńcze? - Zapytał staruszek, a białowłosa wręczyła mu sakiewkę z 200 monetami. Shinobi stał tak i słuchał o czym rozmawiają. Kiedy jego korona została zwrócona, schował ją do kieszeni i westchnął cicho. Coraz bardziej źle się czuł, stojąc i słuchając. Czuł, ze zaraz zwymiotuje przez to całe przemęczenie. Kiedy staruszek zapytał się, czy czegoś jeszcze potrzebuje, ten spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął. - Medyka- odpowiedział mu i z jego ust wyleciała dość spora ilość krwi. Nie minęło nawet 5 sekund, kiedy to zachwiał się shinobi i wylądował w kałuży swojej krwi. Ah, ta jego choroba jest nieznośna, ale i tak długo wytrzymał. Ostatnio edytowane przez Neko : 06-08-2013 o 21:21. |
11-08-2013, 04:31 | #20 |
Reputacja: 1 | Oślepiający błysk… nagły huk… i cisza. Nowy podróżnik trafił do tego przeklętego świata, a wraz z nim cały jego statek. Tylko, dlaczego wylądował w lesie? Po krótkiej drzemce nastąpiło przebudzenie. Marynarz wiedział, że jest w innym miejscu. Tylko, jakim? Statek wylądował na polanie. Las jest jasny i przejrzysty. Zaczyna świtać. Admirał wstał. -Chyba się udało.- Mruknął z uśmiechem.- Tylko gdzie jestem?- Pytanie padło w próżnię. W okolicy nie było nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć. Shujin stanął w swojej ulubionej pozycji. Z rękami założonymi na piersi, na dziobie statku. Okręt powoli zaczął unosić się w powietrze. Daidaiwashi unosił go ponad drzewa, prosto w górę, chciał znaleźć się wysoko, by móc zobaczyć gdzie są ludzkie osiedla. Z jego plecami znajdowały się olbrzymie pasmo górskie. Przed nim na Północnym-zachodzie widać były szczyty jakiegoś gmachu. Najpewniej musieli być tam ludzie, a gdzie ludzie tam i miasto. Statek zaczął powoli szybować w kierunku gmachów. Pierwsze wrażenie było najważniejsze, a Shujin chciałby ludzie w tym miejscu od początku wiedzieli, z kim mają do czynienia. Przy bramie miasta zrobił się popłoch. Ludzie, najpewniej strażnicy zaczęli się zbiegać. Tak też nim statek przybył na miejsce stała tam już mała armia. Na czele wojska stało 2 rycerzy. Jeden dorównywał wzrostem najwyższym ludziom z marynarki. Miał prawie 3 metry wzrostu. Ubrany w ciężką zbroję z kolczugą i ciężki dwuręczny miecz przy pasie. Statek osiadł spokojnie na ziemi. Shujin zszedł po trapie. Podszedł spokojnie do najwyższego mężczyzny. -Spocznij!- Powiedział głosem nawykłym do wydawania rozkazów.- Jestem Admirał Daidaiwashi. Szukam tutaj pewnego mężczyzny. Mojego wzrostu, ubrany w czarny garnitur. Ma pewne, niespotykane umiejętności. Ton głosu najwidoczniej nie spodobał się większemu rycerzowi. Machnął jednak ręką na znak by jego wojsko się rozeszło. - Rozejść się panowie. Fałszywy alarm. - Powiedział spokojnie. Rycerz, który pozostał przy dowódcy wykrzyczał otrzymane rozkazy to swoich towarzyszy. - Filipie. Rozmów się z panem. Ja wracam na zamek. - Mówił jak zwykle spokojnie i zawrócił do miasta. - Ależ nam pan stracha napędził tym latającym statkiem. - Rzekł rycerz. - No, ale cóż. Odrobina treningu dobrze zrobi naszym chłopakom. A teraz: ktoś pan i w czym mogę pomóc?. -Ja już mówiłem. Jestem Admirał Daidaiwashi. Szukam pewnego mężczyzny. Jest mojego wzrostu, nosi czarny garnitur. Może posługiwać się pseudonimem Kuroryu, ale tego nie jestem pewien. - Kuroryu... hmm? Gdzie ja to słyszałem? A tak rzeczywiście ten nowy przybysz. Był tutaj jeszcze, zdaje się 2 dni temu. Mogę wiedzieć, po co on panu potrzebny? - Zapytał z przezorności -Jestem jego dowódcą, jego nauczyciel poprosił mnie bym go odnalazł. Marynarka nie może sobie pozwolić na stratę takiego człowieka. Gdzie mogę go znaleźć?- Zapytał Shujin tonem nieznoszącym żadnego sprzeciwu. Rycerz ostentacyjnie pogładził swój hełm. - Wyruszył na południe. Na polowanie. Może niedługo wrócić, chyba, że pojechał gdzieś dalej z resztą drużyny. -Mógł się gdzieś zatrzymać po drodze? W jakimś miasteczku, wsi, wyspie, albo czymś podobnym? - Wyspie? - Zaśmiał się pod nosem strażnik - Hmm. Na południu stacjonuje nasz dywizjon... Jeżeli już to tam. Choć kto wie może nadal poluje w górach. Żadnych wieści jeszcze nie dostałem, więc więcej przydatnych informacji nie mam. -Na południu garnizon. Cóż, to chyba będzie dobry trop. Dziękuję.- Admirał odwrócił się i wszedł na pokład okrętu. Statek ponownie uniósł się w powietrze, tym razem jednak zaczął szybować na południe. - Chwila! - Wykrzyczał jeszcze rycerz. - Radzę nie podlatywać pod sam garnizon tym statkiem. Oni najpierw strzelają później pytają! - Pomachał na dowiedzenia. Admirał nie przejmował się kulami armatnimi, wiedział, co z nimi zrobić. Planował je po prostu zatrzymać swoimi mocami, nie zamierzał zostawiać statku pod czyjąś opieką. W jego świecie okręty były wymagane, a skoro do tego świata można było wkroczyć przez morze, to prawdopodobnie można była z niego też wyjść na środek morza, a tego Shujin wolał uniknąć. Po dość długim locie nad łąkami i lasami w końcu zobaczył na horyzoncie obozowisko. Nim tam doleciał zrobiło się zamieszanie i znów mała armia stała na przedpolach. Tym razem nie czekano na powitanie. Wystrzelone zostały strzały z łuków, kusz i 2 balist. Shujin nawet nie drgnął, a strzały zatrzymały się w powietrzu. Amunicja wystrzelona w jego stronę spadła na ziemię, nie raniąc nikogo. Balisty zostały zgniecione jakąś dziwną siłą, nim żołnierze zorientowali się, co się dzieje, statek był już na ziemi. Admirał spokojnie wszedł na burtę, po czym zeskoczył na ziemię. Stanął przed okrętem z założonymi rękami. -Jestem Admirał Daidaiwashi!- Jego głos rozniósł się echem po całej okolicy.- Szukam mężczyzny posługującego się pseudonimem Kuroryu! Armia stała w gotowości. Na przodzie Shihou, Gramon, Kasou i jakaś pomarańczowo-włosa dziewczynka z czymś na plecach. Gramon był cały mokry, zapewne wyrwano go z kąpieli. Shihou uważnie wysłuchała przemówienia cały czas obserwując nowego przybysza. Co więcej celowała w jego stronę z włóczni dowódcy?•- Twój kolega? - Zapytała stojącego obok niej Kasou, nie zmieniając pozycji celowniczej. - Dlaczego przyleciał statkiem? - Niewiarygodne... - Wyszeptał Kuroryū - Shujin-Taishō! - Wykrzyknął na powitanie z dużą dozą radości w głosie. Teleportował się tuż przed nim, i zasalutował służbiście. - Sir, jestem zaskoczony pańskim pojawieniem się. Co pan tu robi? - Zapytał spokojnie, stojąc naprzeciw Admirała - I przyprowadził pan ze sobą statek. W pańskim stylu, z tego, co pamiętam - uśmiechnął się delikatnie pod nosem. -Sakazuki poprosił mnie bym cię odnalazł. Co ważniejsze, od kiedy jesteś w stanie się teleportować?- Zapytał szczerze zdziwiony admirał. - Pika Pika no Mi. - Rzucił z uśmiechem Kuroryū - Najwidoczniej ten świat ma większy wpływ na zdolności logii niż paramencii. I nie musiałeś wypowiadać wojny światu tylko po to żeby mnie znaleźć - dorzucił, w dalszym ciągu się uśmiechając. Z racji bycia uczniem i wychowankiem Akainu, był w o wiele luźniejszych stosunkach z admiralicją niż większość marines. -Doskonale wiesz, że gdybym chciał walczyć w tym świecie, to niewiele by z niego zostało.- Powiedział z lekkim uśmiechem admirał.- Poza tym ten statek to dobry środek transportu.- Ostatnie zdanie Shujin wypowiedział tonem jakby się z czegoś tłumaczył. Po chwili wyjął z kieszeni niewielki notatnik i coś w nim odhaczył.- No. To znalezienie ciebie mam już z głowy. Jeszcze tylko musimy wrócić. Co tutaj robiłeś przez te kilka dni? - Przeprowadzałem zwiad. - Rzucił spokojnie - Planuję wstąpić do specjalnych oddziałów królewskich. Najwyraźniej mają więcej informacji na temat tego, co się dzieje niż większość. - Uśmiechnął się delikatnie - Zdołałeś zaskoczyć większość moich obecnych współpracowników, zdajesz sobie z tego sprawę? Najwidoczniej są nieprzyzwyczajeni do latających okrętów. Cała armia nadal stała w miejscu czekając na rozkaz mianowanego dowódcy. Shujin nie zwracał uwagi na armię stojącą za plecami jego podkomendnego. -Cóż, skoro już tu jesteśmy. Zróbmy Akainu niespodziankę. Zostajemy tutaj. Będę cię trenował. Wrócisz silniejszy niż kiedykolwiek byłeś. Co ty na to, Kuroryu? Kontradmirał był wyraźnie zaskoczony propozycją. Uśmiechnął się szeroko. - Twoje opanowanie Haki jest powszechnie znane. Z chęcią będę pod tobą trenować. - Westchnął odrobinkę - Ale na razie chyba musimy wytłumaczyć, co się dzieje. - Spojrzał na niego uważnie - Udało mi się uzyskać dobre stosunki z miejscowymi, więc postaraj się nikogo nie zabić, dobrze? -Chyba, że mnie zaatakują.- Powiedział ze śmiechem admirał.- Dobra. Odmaszerować i wytłumaczyć sytuację. Kuroryū skinął głową i teleportował się z powrotem do Shihou. - Wiecie, macie niewiarygodne szczęście, że ja tutaj byłem. - Rzucił do niej spokojnie - Inaczej już bylibyście martwi. - Przetarł czoło, nieco zmęczony - W każdym razie, to fałszywy alarm. Możecie przestać celować w mojego przełożonego bronią, proszę? Shihou przestała celować, jednak broń wciąż trzymała w ręku. - Gdyby nie ty... Strącilibyśmy jego statek. A co do reszty wyszłoby w praniu. Czy nikt nie ostrzegł tego głąba by nie latać statkiem w okolicach obozów wojskowych? Ech mniejsza. Całość! Odmaszerować! Fałszywy alarm! - Powiedziała do podkomendnych. - Przekaż koledze by następnym razem uważał. A na razie niech się zachowuje. - Rzekła ozięble. Marine parsknął śmiechem. - Mam poważne podejrzenia, że nie posiadacie broni zdolnej zniszczyć jego statek. Nie, gdy on jest na pokładzie. - Spojrzał na nią poważnie - Więcej ostrożności. Nie macie zielonego pojęcia, w kogo właśnie celowaliście. - Gdyby do był ten statek, który podejrzewaliśmy to żadna ostrożność nic by nam nie dała. - Powiedziała ponuro. - Co do strącenia statku dali byśmy radę? - Popatrzyła na włócznię dowódcy - Skoro jednak nie ma nie bezpieczeństwa muszę to odnieść. Możecie wrócić do rozmowy, ja się zbieram do gmachu. - Och, jeszcze jedno, Shihou-san - rzucił do niej Kuroryū, zanim odeszła - prosiłbym by żołnierze wstrzymali się od niepotrzebnych prowokacji. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Gorna. Padną trupy. - Pokręcił głową - Osoba, która tam stoi to Admirał. Przyzwyczajony do szacunku i postrachu. Może źle zareagować na obrazę. A ja - pewne rzeczy trzeba było postawić jasno - jestem winien mu lojalność. W razie konfrontacji, stanę po jego stronie. Kobieta dała znak ręką, że zrozumiała. Miała w tym miejscu wielki autorytet, więc jej słowo powinno wystarczyć. W czasie, gdy Kuroryu rozmawiał z miejscowymi, admirał zaczął bawić się z psem, który się do niego przyplątał. Od czasu do czasu rzucał tylko okiem w kierunku swojego podkomendnego, by zobaczyć jak idzie mu rozmowa. Kontradmirał tylko westchnął. - Gramon - rzucił do stojącego niedaleko mężczyzny - pragnę żebyś rozważył dla mnie teoretyczne pytanie. - Spojrzał na niego poważnie - Widziałeś jak walczę. W teoretycznej konfrontacji między mną a dywizjonem... Kto by wygrał? Jak sądzisz? Wojownik chwilę się zamyślił. Najwidoczniej nie wiedział, co się dzieje, gdyż dopiero, co wrócił do obozu. - Możliwe, że udałoby nam się wygrać... Ale ponieślibyśmy duże straty. - Odparł dość racjonalnie - To z innymi przybyszami byś miał większy problem. Ale i tak wszystko dotyczy indywiduów. Może i udałoby ci się pokonać całą armię bez szwanku, a okazało by się, że dla innego przybysza nie jesteś żadną przeszkodą. Wiesz, o czym mówię. Ten dywizjon ma może ze 4 silne osoby... Echhh... Idę się napić. Daj znać, jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebował. W tym samym momencie marine stanął obok swojego bezpośredniego przełożonego. - Pójdziemy, Daidaiwashi-san? Chciałbym cię przedstawić Gramonowi. To mój najnowszy współpracownik, dysponuje zaskakującą ilością informacji o tym świecie. - Uśmiechnął się delikatnie - A oprócz tego... Chciałbym przedstawić ci moje plany względem naszej przyszłości w tym świecie. Admirał pogłaskał na pożegnanie psa, z którym się bawił. -Cóż innego robić, statku raczej nie ukradną, więc prowadź.- Powiedział z lekkim uśmiechem. Kontradmirał poprowadził swojego dowódcę do baru, w którym aktualnie urzędował Gramon, z zamiarem przedstawienia go. W barze nie widać było nikogo nowego. Przy stoliku zasiadał Gramon z 3 kuflami piwa w towarzystwie Shihou. Kuroryū podszedł do baru, zamawiając sake, a następnie dosiadł się do Gramona, wraz ze swoim przełożonym. - A zatem, skoro już rozwiązaliśmy sytuację, pozwolę sobie przedstawić - wskazał na admirała - Daidaiwashi, Admirał Marynarki. - Wskazał dłonią na drugi koniec stołu - Admirale, przedstawiam Gramona i Shihou. Są oni członkami sił zbrojnych tego świata. - Miło nam! - Odparł uprzejmie Gramon unosząc symbolicznie kufel piwa. Shihou grzecznie ukłoniła głowę. - A więc Kuroryu. Jakie teraz masz plany? - Dość proste. - Westchnął delikatnie - Muszę odzyskać pełnię swojej mocy. Podejrzewam, że wasi magowie mogą mi w tym pomóc. - Potarł tył głowy - Oprócz tego, najwyraźniej mogę już dołączyć do oddziałów specjalnych. Hogen mówił, że podobno ty masz szczegóły. - Raczej drobne informacje i przestrogi. - Upił łyk piwa - Pierwszą sprawą był test. Drugą jest zaufanie. Potrzebujesz “dobrego słowa” 2 członków oddziałów. Moje już masz. - Uśmiechnął się. - Ostatnią sprawą jest władca - powiedziała Shihou. - Hołd oddawany władcy, jako uznanie jego zwierzchnictwa. - Tylko tu jest trochę więcej roboty. - Powiedział - Nie subordynacja jest wielce karana. Dlatego wybór odpowiedniego władcy jest tak ważny. - Hmm - wymruczał cicho marine - A jacy władcy są do wyboru, jeśli można spytać? - Diuk Edmund, Król Ruperd i Król Alexander. Tylko ta trójka stanowi władców krajów środkowych. Czwarty władca odciął się od świata. - I co możesz mi o nich powiedzieć? Jakimi ludźmi są? - Najlepiej samemu to sprawdzić. Diuk Edmund posiada najmniejsze włości i jest dość skrytą osobą. Zyskał szacunek tym, że na jego terenach panuje spokój. Wschodnia Marża ma się rozumieć. - Król Ruperd jest dość porywczym władcą. Dla niego liczą się tylko efekty. - Powiedziała kobieta upijając swój trunek. - Nie ma się, co dziwić ma najwięcej problemów i jednocześnie najłatwiej do niego trafić. Jednak to prawda jest dość bojowy. - Upił łyk - Ostatnim władcą jest Alexander. Wyjątkowa osoba. Najtrudniej się do niego dostać gdyż jest głową całej unii. Ma sporo roboty na głowie. Część decyzji pozostawił jednak pod pieczą swej córki. Krótko mówiąc jej decyzja ma jego zgodę. - A co z tym szaleńcem? - Dopytała dziewczyna - On był dość specyficzną osobą. Dołączył do unii by chwilę później odciąć się od problemów z zewnątrz. Jednak trzeba przyznać przy nim nie można było się nudzić. Kuroryū upił łyk sake, i westchnął cicho. - Któryś z nich toczy aktualnie jakieś wojny? Zawsze najlepiej czułem się na polu bitwy. - Jest stosunkowy spokój. - Odpowiedział gramon - Wiesz jak to jest. Każdy władca dąży do spokoju, ale zawsze zdarzą się jakieś konflikty. Na północnej rubieży trwa konflikt o las. - Prychnął śmiechem - To głupie. Ale król Ruperd się zawziął i nic się nie poradzi. Słyszałem, że w Przystani, daleko na południu, trwa wojna domowa o władzę. Sprzeczki klanowe. Jednak jest to dość zamknięty krąg. Reszta problemów to głównie pogoń za artefaktami, potwory, demony i przybysze.- Upił łyk. Kuroryū również upił łyk swojego drinka. - Jest jeszcze jedna rzecz... - Rzucił cicho - Ale to później. Sądzę, że Alexander najbardziej będzie odpowiadał moim potrzebom. W końcu - uśmiechnął się delikatnie - należy mierzyć wysoko, nieprawdaż? - Tak. - Odparł jakby z westchnieniem. - Może nie będziesz miał przy nim dużo zajęć, na pewno będziesz miał swobodę. - A ty Shihou? Też masz zamiar do nas dołączyć? - Nie wujku. Może kiedyś, ale na razie pozostanę w dywizjonie. Dobrze. Na mnie już pora. Wracam do gmachu. Życzę miłego dnia. - Dopiła trunek i wyszła z piwiarni. Marine zastukał palcami w stół. Wyraźnie wahał się czy coś powiedzieć. Odetchnął głęboko, i rzucił spokojnie. - Chciałbym również stworzyć odpowiednik Marines, armii, do której należę w swoim świecie, w tym świecie. Ale...- Pogładził brodę - to są marzenia na dość odległą przyszłość. Na razie potrzebujemy wyruszyć do stolicy, a następnie do Króla Alexandra. - Łatwiej będzie się dostać do księżniczki niż do króla. Żeby z nim porozmawiać trzeba mieć niezłe znajomości, lub reputację. A i pamiętaj, że potrzebujesz jeszcze zaświadczenia od innego członka oddziałów. - Skończył 2 kufel piwa i zabrał się za trzeci - A co z panem? - Zwrócił się do drugiego marines. Admirał poderwał się lekko, wybudzony z drzemki, w którą zapadł. -Co? A tak, ja zamierzam znaleźć sposób jak wrócić do naszego świata. Prócz tego zamierzam nadzorować trening Kuroryu. - Hmm - zamruczał - To może być problem. Nie sądzę bym znał jeszcze jakiegoś członka oddziałów... prawda? - Zawahał się Kuroryū. - Henryk. Ale nie ma dla ciebie żadnego zajęcia, więc raczej nie da swojego słowa. Trudno. Poszuka się kogoś później. Albo w stolicy się na kogoś trafi. Tym bym się raczej nie martwił na razie. - Upił łyk. -Powiedz mi proszę. Macie tu jakieś odizolowane wyspy, albo niedostępne doliny- Admirał zapytał mężczyznę - Znajdą się... Te doliny, kotliny, kaniony. Co do wysp to nie wiem? Nie jestem żeglarzem. - Uśmiechnął się i upił łyk. -A znasz może kogoś, kto będzie nas mógł skierować w takie miejsce? - Wystarczy zwykła mapa to wskażę wam jakieś dogodne miejsce. Tylko nie wiem czy te miejsca będą aż tak niedostępne. A jeżeli pytasz o wyspy z tym będzie niemały problem. - Powiedz mi proszę, dlaczego będzie problem z wyspami. A co do niedostępności to chodzi mi bardziej o brak ludzi. -, Jeżeli chodzi tylko o brak ludzi to problemów nie widzę. A z wyspami... Nie ma nigdzie portu morskiego. Był na klifie, ale tam nie można wejść. Na północy raczej portów nie mają. W przystani jest, ale trwa tam wojna domowa, a raczej konflikt. Więc raczej, w tym czasie, pomocy tam nie uzyskacie. -Brak portu nie stanowi dla mnie problemu, statek posiadam. Więc, uznając, że jestem w stanie go zwodować i wypłynąć, jak wyglądałaby sytuacja z wyspami? - Jak mówiłem nie jestem żeglarzem. - Upił łyk piwa. - Mało, który kartograf będzie posiadał morską mapę. Jeżeli jest taka to tylko w przystani. Ale tak myślę, że z wodowaniem nie będzie problemu. Bariera nie zabrała całego dostępu do morza. Nie byłem dawno w tamtych stronach, więc rozumiesz pamięć trochę szwankuje. - Upił kolejny łyk. -Więc wychodzi na to, że skierujemy się w góry, by przeprowadzić twój trening Kuroryu, skocz załatwić jakąś mapę. - Najpierw potrzebuję sprzedać to, co zostało z smoka, którego zabiłem. - Zastanowił się przez moment - Jeśli weźmiemy statek do stolicy powinniśmy wszystko załatwić dość szybko. - Tak... Nie! Przy najmniej nie w taki sposób jak w wcześniej go przenieśliście. Nim dolecicie do stolicy zostaniecie zestrzeleni. - Powiedział spokojnie.- Nie zaciekawiło was, dlaczego nikt aż tak bardzo nie był zdziwiony latającym statkiem? - Zapytał z uśmiechem. -W sumie to nie. Jestem tu za krótko. Czemu? - Tego nie trudno jest się domyślić? - Odparł i uważnie przyglądał się Marines. Czekał na ich odpowiedź. -, Ponieważ zapewne macie tu jakiegoś przybysza, który posiada latający okręt i regularnie najeżdża, co pomniejsze wioski. - Rzucił spokojnie kontr-admirał. - Ha ha. No widzisz nie było trudno zgadnąć. - Zaśmiał się na cały głos - Tak jest jeszcze jeden okręt, który lata. Trochę zabawny, bo ma barana na przodzie statku. Też lata, tyle, że nie najeżdża wiosek. Specyfik. Rozwalił za to 3 garnizony. Nie sposób się go pozbyć. Ale aż tak bardzo nie szkodzi. Więc Król Alexander zbył to kiwnięciem ręki.- Dokończył 3 kufel. - Hmm. - Zastanowił się przez moment marine - Admirale, może go zniszczymy? To byłoby dość przydatne w budowaniu naszej reputacji w tym świecie. -Myślimy o tym samym Kuroryu. To będzie dobry trening, będę mógł zobaczyć twoje nowe zdolności w akcji. Jak znaleźć ten statek? Gramon był lekko zdziwiony. - Lata na północy unii. Tuż pod lasem. Najczęściej można go spotkać na Północnej Rubieży w okolicy garnizonów. Nie zawsze jest, ale czasem się pojawi. Tylko ostrzegam to twarda sztuka i lepiej nie lećcie tam statkiem. Zrobicie niemałe zamieszanie. - Najpierw stolica. Swoją drogą, Gramon, możemy zostawić tu statek? - Zapytał spokojnie Kuroryu - Wezmę waszą dwójką i resztę naszych zdobyczy na sprzedaż i przeniosę nas do stolicy. Nie powinno zająć więcej niż parę sekund. - Rzucił spokojnie, powoli dopijając sake. - Pewnie. - Zaczepił jakiegoś żołnierza i dał mu monetę - Poleć no chłopcze do Shihou i powiedz, że ten statek zostaje tutaj pod jej opieką, a tu masz na kolejkę. - Żołnierz spokojnym krokiem wyszedł z baru - Twoje łupy mam w worku, więc możemy ruszać w każdej chwili. - Dobrze. - Odwrócił się w stronę admirała - Czy jest coś, co potrzebujesz zabrać z okrętu, sir? -Nie, wydaję mi się, że już tam nie ma nic mojego. -, Zatem proszę za mną. - Rzucił do nich Kuroryu, dopijając sake i wychodząc na zewnątrz. Gramon oddał puste kufle barmanowi i wyszedł za towarzyszem, zabierając ze sobą worek. Stojąc już na zewnątrz, marine odwrócił się do Gramona. - W którym kierunku jest stolica? - Zapytał spokojnie - W tamtym. - Wskazał Gramon - Za wzniesieniami jakieś ja wiem 2 dni drogi. Zatrzymaj się jeszcze kawałek przed miastem. Pięknie wygląda o wschodzie słońca. Kuroryu skinął głową. Chwytając obu mężczyzn teleportował się pionowo w górę, a następnie w przeciągu ułamka sekundy przeniósł się przed wejście do stolicy. - Wystarczający kawałek przed? - Zapytał z uśmiechem Gramona. |
| |