Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2013, 15:43   #37
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Yami


- Bogiem - Soeki stwierdził krótko, jak i prowokująco. Sylwetka “matki” wydawała mu się całkiem kusząca, oraz, co znacznie ważniejsze, dziwnie kojąca. Wszystko to nie pasowało do działań Charlotte.
Kobieta uśmiechnęła się lekko kącikami ust.
Wywołało to nagły kaszel po drugiej stronie pomieszczenia. Doktorek zakrztusił się piwem.
- Sprawdzę co się dzieje z umarłymi. - zasugerował wstając z miejsca i ruszając z powrotem do swojej piwnicy.
- Hmm...a czego jesteś bóstwem? - zapytała, choć gdy zdanie to opuszczało jej usta, jej wyraz twarzy wrócił do pierwotnego.
- Wolności. - stwierdził wyraźnie rozbawiony blondyn. Rozjerzał się po pomieszczeniu. Tym razem było ono pełniejsze żywotności, ale i... dziwnej złowieszczości.
- Przynajmniej obecnie. - dodał po chwili, jakby pewniejszy siebie. Widać rozmowa z Viktorem dodała mu nieco pewności siebie. - Jestem wolny, może moja doktryna ulegnie zmianie, gdy tego zapragnę? - dodał.
- Ciekawe czy faktycznie znasz siebie aż tak dobrze. - nieubłaganie, Charlotte badała postać Yamiego od stup do głów. Raz po raz. - Będziesz mój. Tak samo jak oni. - zarządziła w końcu z swoim grobowym wyrazem twarzy. Tak jakby jej na tym w rzeczywistości nie zależało. Ta obojętność objawiała się w tej postaci na każdym kroku obcowania z nią. Nie dało się zaprzeczyć, że każdy w tym domu był na swój sposób osobliwy. - Będziesz moim trzecim synem.
- Nie wiem - Yami burknął głośno, unosząc swą twarzyczkę nieco w bok, niczym obrażony dzieciak. Jego nieco napuchnięte sztuczną złością policzki opadły nieco. - Co miałbym tutaj robić, Charlotte-okasan? - zapytał w końcu.
- Masz. - poprawiła natychmiastowo chłopaka. - Masz się uczyć. Thanatosie. Naucz go podstaw. - Rozkazała po czym odwróciła się i opuściła pomieszczenie, wychodząc na wyższe piętra budynku.
Zza progu wychylił się doktór, trzymający swoje piwo w dłoni. Choć butelka sama w sobie była prawie pusta.
Najwidoczniej profesor po prostu nie chciał oglądać Charlotte choć wsłuchiwał się w ten wstępny dialog. - Lepiej żebyś jej nie zawiódł. - zasugerował kręcąc śrubą wystającą z głowy. - Jak chcesz to coś zjedz i choć na zewnątrz. Szybciej zaczniemy szybciej skończymy.
- Jadłem już - Soeki zakomunikował tylko, ruszając w kierunku zewnętrznej strony rezydencji. - Tuż przed... snem - dodał po chwili, zaś resztki dumy i pewności siebie zostały chwilowo zamiecione pod powierzchnię wirtualnego dywanu.
- Thanatosie, mam nadzieję, że będę dobrym uczniem - stwierdził z nutką ironii, jak i rozbawienia w głosie.
- Nie nazywaj mnie tak. A najlepiej nie odzywaj się nieproszony. - Mężczyzna otworzył drzwi i dwójka spokojnie wyszła przed starą budowlę. Zatrzymali się zaraz na polanie.
Mężczyzna oddalił się nieco od Soekiego. - PSI i bóg. Te dwa hasła razem coś ci sugerują?
- Psi to sposób uzyskania mocy. - mruknął urażony blondyn. Spoglądał na swego nowego nauczyciela bez ślepiej wiary, czy też zaufania, raczej - chciał określić zarówno jego zdolności, jak i te należące do pozostałych. Z pewnością nie ma mozliwości, ani nawet szczególnych powodów by uciekać z tego miejsca w tym właśnie momencie. Właściwie to... nawet nie miał gdize uciekać.
- Bóg zaś to osobnik, który jest w stanie robić co tylko zechce, bo ma jej pod dostatkiem? - zapytał.
- Nie i nie. Jesteś debilem. - odpowiedział ucieszony Profesor, wielce świadom jak małą szansę miał Soeki aby odgadnąć cokolwiek. - Bóg to określenie potężnej duszy. PSI to energia która trzyma duszę w ciele. - wyjaśnił. - Technicznie człowiek to ciało, zbiornik duszy. Mamy świadomość ale nie jesteśmy faktycznym bytem, a wyłącznie jego pojazdem do zwiedzania świata. Nadążasz? - leniwie sięgnął do kieszeni aby wyjąć papierosa i wsadzić go sobie w usta. Następnie przyłożył zapalniczkę zaciągając się głęboko. Schował ją i wyjął peta aby wypuścić dymek. - Nie znam szczegółów...ale jakiś czas temu, nim nas obu jeszcze na świecie nie było, ktoś coś spierdolił. Ludzie są połączeni węzami PSI od urodzenia. To tak jakby wszyscy byli jedną wielką istotą. Przez to dusze nie mogą wyjść na wierzch i obecnie stoimy na cmentarzu pełnym zombie. Najwidoczniej coś zerwało twoje połączenie zresztą. A przynajmniej tak uważa Chartlotte i Mulch.
- A szyszynki i inne tego typu podejścia? - Yami zapytał. - Domyślam się, że to, czego się dowiedziałem do tej pory mam zwyczajnie zapomnieć? - uzupełnił swe wątpliwości o kilka kolejnych. Jego wzrok spoczywał głównie na śrubie w głowie Thatanosa.
- Nie jestem biologiem. Wszystko musi gdzieś siedzieć. Coś może być z tymi całymi snami, melatoniną i tak dalej...ale kazałem ci się nie odzywać nieproszonym, gnojku. - jeżeli Soeki był teraz częścią nowej rodziny, to "starszy brat" był zdecydowanie tym gorszym. Choć w sumie ciężko było stwierdzić, czy Mulch faktycznie był wieku Soekiego. - Kontynuując. Jeżeli nie jesteś kolejnym zombie z tego ludzkiego molocha to najpewniej ktoś uszkodził twoje PSI. Co za tym idzie, samo więzienie. Bycie "bogiem" to po prostu wyciąganie duszy za twarz i tłuczenie nią w kraty aż zacznie robić co jej każesz. - przedstawiona w skrócie teoria była dość obrazowa.
Profesor zaciągnął się, po czym oddalił od siebie ręce naśladując pozę Jezusa chodzącego po jeziorze. Spod jego stup i ogólnie z ziemi wokół niego zaczęła wypływać ciemna krew. Płynęła ona niczym rozumna, grupując się w małe kałuże, z których zaczęły wyrastać sylwetki czarnych rycerzy. - Osobników nadużywających zwykłej duszy nazywa się "esperami". Nas nazywa się bogami, bo przynajmniej te moce coś potrafią zdziałać. To czy okażesz się "esperem" czy "bogiem" zadecyduje o tym czy poderżnę ci gardło. - wyjaśnił mężczyzna przekręcając ponownie swoją śrubę w głowie. - Jednakże, jeśli chcesz to pozwolę ci uciec. Jeżeli pobiegniesz w dół lasu znajdziesz jedno niemieckie miasteczko.
- Moje Psi zostało uszkodzone - Yami przytaknął niezbyt głośno, nie chcąc zakłucić monologu swego brata-nauczyciela. Słuchał uważnie, w końcu od tego zależało tak wiele. Blondyn mógł obudzić w sobie prawdziwą wolność, spełnić chociaż część planów, bo z całą pewnością nie było to nic podobnego do prymitywnej wręcz matki głupców, nadziei.
Dopiero gdy cała wypowiedź została zakończona, a blondyn stanął przed kolejnym z jakże fałszywych i ograniczonych wyborów, przemówił po raz kolejny.
- Ktoś jednak naprawił je, nieco ponad miarę. - rzucił uśmiechnięty. Soeki nie przybrał gardy, był jednak gotowy na potencjalny atak. Nie wiedział, czego może się spodziewać po tym właśnie osobniku, którego ludzie lubiący pseudonimy z pewnością nazwaliby “Śrubką”.
- Nie uciekam. - zakończył.
- Kurwa. - profesor uniósł rękę i rzucił swoją, pustą już butelką w Soekiego.
Chłopak zdołał się przed nią bez większego problemu schylić. Roztrzaskała się gdzieś kilka kroków za nim.
Ledwo jednak usłyszał ten trzask a już poczuł na policzku zimną pięść. Został zrzucony na ziemię a następnie kopnięty w brzuch przez dwójkę czarnych rycerzy.
- Jeżeli zginiesz nim do czegoś dojdziesz to nie moja wina, prawda? - spytał właściwie nikogo naukowiec - Poznaj umarłych.
- Eee.... - nie dość, że ból brzucha wchodził w część z myśli, które przechodziły przez jego umysł.
- Yo? - blondyn spróbował się przywitać. Nie rozumiał procesu kreacji umarłych, nie miał też możliwości by skupić się i przetestować to, co zostało mu teraz wyłożone. Może właśnie dlatego zamierzał wykonać jeden z ulubionych ruchów... bboyingu Mr.Love. Chciał wstać, wykonując szeroki młynek nogami, przyśpieszając nieco, by wybić się z rąk, wykonując coś w rodzaju wprawiającej w rotację sprężynki. Jeśli będzie blisko trafienia, zamierzał wypuścić energię na wolnośc.
Yami mógł się cieszyć, że zrezygnował z śniadania.
Szybki taneczny obrót był dość skuteczny, jeden z rycerzy potknął się zahaczony za kostkę przez nogę chłopaka, drugi nawet nie podchodził. Dużo to nie zmieniło, gdyż uwolniona energia odrzuciła dwójkę umarłych nim pierwszy z nich zdążył trzasnąć o ziemię.
Dwójka zmieniła się w rozlane plamy czarnej krwi. Wtem frontalne uderzenie złamało nos chłopaka i lekko nim machnęło w tył.
Stał przed nim nowy przeciwnik.
Krew powoli sączyła się z nosa Soekiego, dając mu tym samym dziwną, nieco nieuzasadnioną motywację, jak i swoistą oazę spokoju. Głośny wdech i wydech zaćmił inne dźwięki pola walki. Blondyn skupił się na swoim wyobrażeniu wolności, na tym, co go ogranicza a nie powinno. Przypomniał sobie słowa Śrubki, o tym, że ciało jest tylko pojemnikiem. Nie tylko czymś, co uwidacznia nasze istnienie, ale raczej tym, co ogranicza je do jednej konkretnej rzeczy. Wyobraził sobie, że energia PSI, która krąży w jego ciele nie jest jedyną istniejącą, jest tylko jednym z małych zbiorniczków w znacznie większym zbiorze.
Mięśnie blondyna pokazały siłę <<Rozkwitu>>, próbując przy tym zaczerpnąć energię nie tylko z “prywatnego” źródła małych niewolniczków połączonym ze sobą stalowym łańcuchem konwencji i tego, co zmusza nas do działa wbrew sobie. Nie wiedział czemu, ale spodziewał się, że każdy z nich jest połączony czymś jeszcze, nie tyle pętającym łańcuchem, co raczej zachęcającą do życia, dawającą siłę... motywacją? Yami chciał zaczerpnąć siły właśnie z tego miejsca, z “wszechrzeczy” o której mówił Thatanos. Wszystko to tylko po to, by znaleźć się przed swym nauczycielem i uwolnić znajdującą się w blondynie energię za pośrednictwem pięści.
Chłopak poczuł w sobie pewien pęd. Pewno zgromadzenie. Jak gdyby właśnie uniósł tamę blokującą przepływ rzeki.
Miał wrażenie, że jest pełen energii. Może jego myśl była poprawna?
Ruszył przed siebie zaciskając zęby z zawiścią. Uchylił się przed nadlatującą pięścią umarłego, wycofał rękę i wyciągnął ją w stronę profesora.
Jego ręka zabolała.
W ostatnim momencie przed nauczycielem wyrósł kolejny z nieumarłych. Ręka Soekiego uderzyła w hełm czarnego rycerza, na którym pojawiły się drobne pęknięcia. Yami poczuł, jak w jednym momencie wypływa z niego cała siła. Jak pęka niczym balon uwalniając powietrze w sobie zgromadzone.
Coś poszło nie tak.
Kolano w brzuch odesłało go z powrotem na ziemię.
- Co ty odpierdalasz? - spytał doktorek kręcąc śrubą w swojej głowie.
Mulch pojawił się obok dwójki przyglądając się leżącemu Soekiemu. Profesor spojrzał na niego agresywnie, jak gdyby już każąc za coś, co czarnowłosy miał niby uczynić.
- Myślałem, że jeśli chcesz mnie zabić, jeśli nie odnajdę odpowiednich rozwiązań, to moim celem nie są umarli, lecz ty. - stwierdził bez cienia wstydu. Uważał to za coś całowicie normalnego.
- Jeśli to ty kreujesz zagrożenie, które z każdą chwilą narasta, chyba oczywistym jest że będziesz moim celem? - zapytał po chwili.
- Logicznym byłoby to abyś spierdalał i zostawił mnie w spokoju. - odparł profesor i zapalił nowego papierosa. - Nie chce tu kolejnego pajaca. Żebyś chociaż miał cycki to może bym się zastanowił.
- Przynajmniej mógłbyś go nie okłamywać. - mruknął Mulch
- Hmm? - blondyn spróbował podpuścić tą właśnie myśl teleportującego się bóstwa nieco dalej. Sam zaś zamknął oczy, skupiając się na otoczeniu.
Jesli każdy z nas jest tylko częścią większego bytu, to świadomość obecności innych powinna być możliwa. Nie było to nic szczególnego, blondyn po prostu zamierzał zmiażdżyć chociaż jeden z pętających go łańcuchów. Ten, z ozdobną kłódką o napisie “wizja”. Wszystko, co ją ogarniczało miało zostać zniszczone.
Skupił się raz jeszcze na tym, co poczuł przy ostatniej próbie użycia boskiego rozkwitu. Tym razem starał się powoli wtłaczać energię pochodzącą z zewnątrz, czekając na moment, w którym poczuje się wzmocniony. Właściwie, to nie byl pewien co zamierza zrobić, liczył, że korzystając z puli “wspólnej” energii zyska świadomość o otaczających go istotach, zarówno umarłych, jak i Thatanosie i Mulchu.
Soeki czuł jak coś w nim zgrzyta. Teraz gdy jego ciało było wymęczone, wydawało się to nawet prostsze. Gdzieś w nim były więzy które coraz ciężej znosiły warunki jakim podstawiał je Soeki.
Chłopak wiedział, że może dopiąć swego. Nagle jednak zaczął się dusić.
Gdy Yami otworzył oczy zobaczył ściskającego go za szyję Mulcha który wpatrywał mu się grobowym wzrokiem.
- Jesteś puszką. Nie słoikiem. Gdy się otworzysz wnętrze wyjdzie na zewnątrz. Nie da się zamknąć puszki ponownie.
- Bądź bardziej użyteczny i zrób jakiś obiad. - zasugerował profesor krzyżując ręce.
Czarnowłosy jednak nie odstawał. Odrzucił Soekiego na ziemię gdy ten tylko poczuł, że brakuje mu powietrza, po czym zniknął.
Blondyn łapczywie łapał każdy gram ofiarowanego mu powietrza, niemalże tak, jakby była to rzecz niezbędna mu do życia. Cieszył się każdą napełniającą płuca porcją gazu.
Uderzył pięścią w ziemię. Tak jakby ten ruch miał chociaż troszkę ulżyć narastającej w nim złości. Spróbował udoskonalić swe wyobrażenie, zakładając że nie pobiera on znajdującej się w świecie energii, lecz że to ona znajduje się w nim. Ot, mała zmiana, jednak biorąc pod uwagę to, jak czysta, nienaruszona była ta właśnie część Soekiego, szybkie przeprogramowanie wyobrażenia nie wydawało się być czymś nie do osiagnięcia.
Mulch używał swej zdolności tylko na ciałach, zdawało się, że nie chciał, lub też nie mógł teleportować czegoś, z czym nie miał kontaktu.
Priorytetem Soekiego był << Rozkwit>>. Dzięki nie mu większość energii pozostawała w jego ciele, nie odrzucał on danych mu możliwości na zewnątrz.
- Tch. - krótkie splunięcie miało dać znać że jest gotowy. Ruszył przed siebie, wzmacniając swe mięśnie nie tylko znaną mu Energią PSI, ale czymś innym, co zdawało się być blisko... znajdować się w nim samym. Pierwszego z rycerzy, ktory stanie mu na drodze zamierzał potraktować soczystym kopnięciem w twarz, wykorzystując przy tym << Wolność>>.
Chłopak zerwał się do biegu. Czuł kolejny przyływ energii. Ten jednak nagle został przerwany. Zupełnie zniknął.
Soeki zmienił zdanie w jednym momencie, rozpoczynając normalne wywołanie rozkwitu. Nie chciał ponownie zetknąć się z przeszkodą.
Jego pięść poszła prosto w stronę doktora. Umarły wyrósł przed nim tak samo jak poprzednio. Tym razem jednak Soeki miał w sobie pełnię siły. Jego cios roztrzaskał głowę rycerza i nie mal dosięgnął by profesora, gdyby ten nie uchylił się w bok.
Wtedy rycerze rzucili się na niego. Został chwycony za ręce i unieruchomiony. Profesor przyglądał się mu z znudzonym wyrazem twarzy.
- To co mówił Mulch...On widzi w ludzi. Chciałeś naruszyć jakieś z więzów PSI? - zgadł dosyć trafnie. - Widzisz. Jeżeli dasz duszy szansę wyjścia na zewnątrz, dasz jej świadomość, że chcesz ją wykorzystać. Wyjedzie na zewnątrz a ty umrzesz. - objaśnił uśmiechając się lekko. - Miałeś się uczyć ją nadużywać a nie uwalniać.
Soeki poczuł nagły, potworny ból. Bół w kroku.
Profesor nie szczędził sobie środków przekazu i wyprowadził weń potężne kolanko. Następnie odsunął się lekko od stękającego chłopaka, zakręcił i zgasił resztki papierosa na jego czole, co wywołało uczucie pieczenia.
- Gówno potrafisz. Prędzej sam się zabijesz niż coś osiągniesz. Mówiłeś, że chcesz wolności? Czy ty w ogóle wiesz o czym pieprzysz? - spytał kręcąc śrubą. - Widzisz...wolność to przeciwieństwo prawa. Wolność oznacza podążanie za własną żądzą a nie za możliwościami. W wolności nie ma "wyboru" tam jest "chęć". Dlatego mi się nie podobasz gnojku. Jeżeli będziesz wiecznie robił swoje to możesz nam bardziej zaszkodzić niż dopomóc. - wyżalił się naukowiec pochylając się przed twarzą Soekiego. - Zanim faktycznie cię czegoś nauczę, będę musiał z ciebie zrobić swoją sukę.
Blondyn czuł złość. Nie chodziło już o jego pragnienia. On po prostu chciał się odegrać nauczycielowi, pokazać mu, że nie jest on w stanie ograniczyć wolności blondyna. Jego ostatniej i najważniejszej z godności.


- Gdy o tym myślę, to chyba jeszcze się nie przedstawiałem - Yami przełączył się na język jego ojca, jak i większości świata. Ręce mimowolnie odgarnęły włosy, pokazując emanujące energią oczy. Niedoszły czerwony byk odnosił się teraz do swoich przodków. Nie wierzył w magiczną moc tego słowa, czy w to, że teraz znajdują się przy nim. Po prostu zechciał przypomnieć sobie prawdziwą definicję wolności.

- Rozpierdole cię, niedorobiona śrubko! - blondyn wrzasnął, zaś coś w tym, jak energia poruszała się w jego ciele uległo zmianie. Nie dość, że Yami po raz pierwszy od dawna odnosił się do kogoś w słusznym, międzynarodowym języku, to jeszcze jego ciało jak i umysł chciało jednego.
Blondyn zamierzał wykonać równocześnie kopnięcia za kolana obu trzymających go rycerzy, tak by ci padli pod jego stopami. Nie zasługiwali na wolność. Zaraz po tym zamierzał rzucić się na doktora, wykonując obrotowe kopnięcie na jego głowę, będące tylko zmyłką, jak i energią napędową do kolejnego, tym razem wzmocnionego nie tylko PSI, ale i wyskokiem.
- I co jeszcze? - zaśmiał się profesor.
Wtem wyskok Soekiego powalił dwóch rycerzy, którzy przy zderzeniu z ziemią rozpadli się w kałuże krwi. Ledwo doktór był w stanie się zorientować o co chodzi, noga Yamiego już leciała w jego stronę. W ostatnim momencie zniknął.
Niewielki kawałek od chłopaka pojawił się Mulch trzymający profesora.
- Gdzieś ty kurwa był? - spytał oburzony doktór kręcąc śrubą w głowie.
- Oglądałem nowe stroje. Ubierzemy go jako pokojówkę i posprząta nam mieszkanie.
- Co!? Zresztą, teraz jest twój. - dialog dwójki trwał w najlepsze, jak gdyby nie przejmowali się obecnością zirytowanego do cna możliwości Soekiego. Profesor jak gdyby nigdy nic zaczął się kierować z powrotem do mieszkania, Mulch zaś uśmiechnął się lekko. - Czyli jednak chodziło o wolność. - ucieszył się.
Yami rzucił się w kierunku Śrubki, tym razem jednak do ruchu wykorzystywał nie tylko << Rozkwit>>, ale i << Wolność>> - siła odrzutu przy każdym kroku miała jeszcze zwiększyć prędkość jeszcze bardziej, niszcząc bariery powszechnych oczekiwać i przeczuć. Blondyn zamierzał wyykorzystać pęd ostatniego skoku, by wybić się i wykonać kopnięcie opadające, poprzedzone całkiem efektownym, będącym hołdem jego bliskim, saltem.
Nie były to jednak plany które miały się ziścić.
Mimo ogromnego pędu Soeki ledwo zdążył się zbliżyć na odległość kroku od profesora i nagle zawisł. Całkiem dosłownie.
Zwisał na krawędzi dachu budynku trzymany za kołnierz przez Mulcha.
- Mulch! - blondyn syknął tylko. Profesor niedorobiona śruba zniknął z pola wzroku, wraz z nim gasła determinacja Yamiego.
- Czy ten zjeb nie potrafi działać samemu? - tłumaczenie, kim był zjeb, z całą pewnością było zbędne...
- Możliwe. - przytaknął puszczając chłopaka, który spadł uderzając boleśnie twarzą o ziemię. - Dlaczego stłumiłeś tą moc? - spytał czarnowłosy.
- Moc? - zapytał wyraźnie zdziwiony Yami. Sytuacja, w której się znajdował nie była zbyt przyjemna... gdyby nie fakt istnienia PSI, oraz “bógów”. Blondyn mógł spaść z tej wysokości i nie odczuć niczego.
- Kiedy dusz czuje się zagrożona zasila ciało. Nazywamy to determinacją. - wyjaśnił - Chcemy cię nauczyć zmuszać duszę aby jej udzieliła. - czarnowłosy nagle stał nad Yamim. - Dusza to w rzeczywistości dziecko. Niewyrośnięty kwiat. Dlatego potrzebuje ciała. - jego ręka skierowała się w stronę Soekiego aby pomóc mu wstać.
- Chcecie mnie nauczyć, jak oszukać dusze, by sądziła że jestem zagrożony? - blondyn spróbował się upewnić, w końcu wszystko, co go spotkało tego dnia było tak niedorzeczne, że wszystko mogło się zdażyć.
- Chcemy cię nauczyć jak grozić duszy. - poprawił go czarnowłosy. - Profesor chciał ci tylko pokazać jak wygląda ta moc...a raczej jej zalążek. Można żądać dużo więcej niż tylko wzmocnienia, jeżeli będziesz się znał na perswazji. - uśmiechnął się niemrawo.
- Umarli to jego forma determinacji? - Soeki pytał, co innego mógł robić w tej sytuacji?
- Nieumarli są skomplikowani...Profesor jest wyłącznie w stanie ożywiać pojedyncze komórki. "Nieumarli" to jakiś złożony projekt...musiałbyś z nim porozmawiać na ten temat. - Mulch drapał się po głowie niby zawstydzony, że nie może udzielić odpowiedzi.
- Mhm. - podsumował onomatopeją. Uśmiechnął się w końcu zmęczony, oraz nieco zniszczony. - Zaczynajmy więc. - stwierdził, ruszając za Mulchem. Nadchodzące dni nie zapowiadały się aż tak źle jak to, czego doświadczył dzisiaj, jednak wizja wesołego medytowania w domostwie bogów dawała mu ciągłą możliwość czucia presji, jaka niewątpliwie była na jego barkach.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline