Veraticus wysłuchał relacji Hallexa. "Centurion", tak w myślach począł przezywać go Longinus, spokojnym głosem wyjaśnił czego się dowiedział.
- No to wiemy już wszystko, kompani - stwierdził Longinus.
- Teraz czas nam do roboty - przeciągłym wzrokiem przejechał po Thoerańczyku.
"Nie mogę go rozgryźć" - uznał po namyśle strażnik.
"Niby twardy, a przygarnął tych biedaków. Dziwny typ". ***
Veraticus z pewnym zdumieniem począł przyzwyczajać się do nowej roli. Roli silnorękiego na usługach księcia złodziei. Miał przecie łamać ludzkie gnaty jak szczapy drew na opał, grozić gwałtem i pożogą na zawołanie jakiegoś samozwańczego obwiesia. Doświadczenie, o dziwo, mimo że nowe, nie powodowało u niego poczucia winy czy wyrzutów sumienia.
- Człowiek jest jednak jak karaluch - uznał po chwili namysłu niedoszły strażnik miejski Burrovicum.
- Przyzwyczai się do każdej sytuacji. Nie wiem tylko czy się cieszyć czy smucić.
***
Na nocną akcję przygotował się starannie. Wdział ciemne ubranie. Włosy spiął w kucyk, a na głowę wsunął głęboki kaptur. Gladius owinął szmatą, by stal nie błyszczała w świetle pochodni. Nie miał zabijać, lecz jedynie okaleczać. Długi nóż wsunął w cholewę buta. "Nigdy nie wiadomo" - jak mawiał koleżka ze strażniczej tiurmy. Zabrał ze sobą trzy worki.
- To na ziemniaki - wyjaśnił kompanom.
***
W uliczce było w miarę cicho, lecz gwar miasta nie ustawał.
- Niedobrze, na bogów starych i młodych - syknął do skrytych w mroku kamratów. -
Tłum jak na igrzyska tędy ciągnie. Może to być trudniejsze zadanie niż myślałem. Choć, może nie... - nawet w półmroku można było dostrzec wilczy uśmiech Veraticusa.
- Może po prostu bardziej krwawy - dokończył.
W takich momentach mężczyznę ogarniał żar dzikiej żądzy. Żądzy mordu. Zdusił ją jednak siłą woli. Jeszcze za wcześnie, zganił się w myślach. Zerknął po koleżkach czy coś dostrzegli. Jeśli tak nawet było, to nie dali po sobie poznać.