Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2013, 09:59   #43
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację


Kanały ściekowe były ewidentnie zaniedbane. Być może nikt od dawien dawna do nich nie zaglądał, a z pewnością nikt z ludzi zajmujących się dbaniem o tę część infrastruktury miejskiej. Bowiem liczne znaki na ścianach, starsze lub nowsze, mniej lub bardziej zatarte świadczyły o regularnych odwiedzających. Lobo szedł z przodu wciąż milcząc i oświetlając sobie wysoko pochodnią strop kanalizacji. Zdawało się iż kapitan panicznie boi się opuścić pochodnie niżej. Wkrótce bardzo szybko to zachowanie mu się opłaciło choć idący za nim mężczyźni ucieszyli się w duchu. Za swe buńczuczne zachowanie względem najemników i zbyt dużą pewność siebie kawałek bruku pod nogami żołdaka ustąpił i ten na łeb na szyję poleciał do ścieku. Na szczęście dla niego i jego towarzyszy w tym miejscu kanał był dość płytki i ręka trzymająca pochodnię znalazła się wraz z głową i połową torsu kapitana ponad śmierdzącą breją. Lobo zaklął siarczyście, ale zbytnio się tym nie przejął, był w duchu przygotowany na śmierdzącą kąpiel, w końcu już tu parę razy bywał. Podniósł się błyskawicznie, wręczył pochodnię stojącemu przed nim krasnoludowi i szybko zza pazuchy wyjął kawałek papieru.

- Kurwa jego w dupe pierdolona mać! Niech Morr chędoży kanały i mieszkańców Cohen.

Złożony równo kawałek był cały przemoknięty i brudny od brązowych zlewek. Kapitan delikatnie rozłożył papier i oczom stojących za nim kompanom ukazała się ręcznie wyrysowana mapa obecnej kanalizacji.

- No chłopaki módlcie się aby węgiel był mocniejszy od gówna, w którym przyszło nam teraz siedzieć, bo inaczej spędzimy sobie razem trochę więcej czasu w tych rajskich jaskiniach.

Po minach krasnoluda i giermka można było szybko poznać, że wizja towarzyszenia kapitanowi dłużej niż to konieczne nie zbyt przypadła im do gustu.

****


Otto zatrzymał się na chwilkę na widok ogromnego stopnia przed nim. Stopień ów zdecydowanie jednak nie był celowym dziełem budowniczych. Musiał zapewne powstać na skutek jakiegoś wstrząsu i ziemia w tym miejscu zapadła się, a rów który biegł środkiem tunelu i którym spływały nieczystości przestał istnieć. Na dole przed mężczyzną malowało się istne bagno składające się z mętnej wody, wszelkiego rodzaju śmieci i tym podobnych rzeczy. Jasnym było, że nie da się dalej przejść już suchą stopą i będzie trzeba się troszeczkę pobrudzić. Jeśli troszeczkę było odpowiednim słowem, bowiem nie dało się ocenić odległości między taflą śmierdzącego bajora, a podłożem. Otto uśmiechnął się lekko i podał jeden koniec liny Amadeusowi. Ten trzymając ją pewnie pomógł towarzyszowi zejść na dół. Powoli Helvgrimson zanurzył się w cuchnącym płynie, lekko na początku panikując gdyż stopy nie potrafiły znaleźć dna. W końcu gdy jednak na nie natrafiły i mężczyzna stanął pewnie, okazało się, że ściek sięga mu prawie do samych pach. Sytuacja była niewygodna, bowiem resztę drogi trzeba było przebyć z uniesionymi w górze rękoma, tak aby nie zamoczyć mapy ani pochodni. Po chwili na dole znalazł się Amadeus, po czym obydwaj pośpieszyli z pomocą w zejściu na dół Aine, lecz ta zaskoczyła ich zgrabnie schodząc samemu.

Reszta drogi minęła już spokojnie, choć nie bez większych przykrości. Odcinek bowiem, który przypadł im do sprawdzenia przebiegał bezpośrednio obok głównej studzienki odprowadzającej nieczystości z miejskich publicznych toalet, przez co smród w pewnym momencie stał się praktycznie nie do zniesienia. Aine cała pozieleniała, Amadeus pobladł, a nawet Otto, któremu przyszło widywać i czuć gorsze rzeczy wstrzymywał co chwila oddech. W końcu po około pół godzinnym brodzeniu przez ściek doszli do drugiego zarwania się tunelu, które wyglądało o wiele gorzej od poprzedniego i groziło w najbliższym czasie zwaleniem się całego stropu jeśli nikt niczego z nim w najkrótszym czasie nie zrobi. To tutaj zbierała się woda, bowiem hałdy ziemi i skał, które spadły ze stropu utworzyły coś na styl tamy i prześwit między nią, a sufitem był bardzo mały. Z trudem najemnicy się przezeń przeczołgali i z ulgą przyjęli suchy grunt pod stopami. Pięćdziesiąt metrów dalej znajdowało się skrzyżowanie dróg, na którym należało skręcić w lewo. Tak też zrobili i po dość długiej wędrówce mijając jeszcze jedno skrzyżowanie w końcu udało im się dotrzeć do głównego spływu tuż pod rynkiem miasta. Byli pierwszymi, którzy tam dotarli co nie było niczym zaskakującym gdyż ich trasa była najkrótszą, choć z pewnością najmniej przyjemną do odbycia.

****


Jorgri Derenson był khazadem godnym swego miana i pochodzenia. Od początku konkretny i stanowczy, bez problemu zdominował swoją grupę i został czymś na styl lidera. Idąc na szpicy nie odzywał się zbytnio, jego dwaj towarzysze natomiast mielili naprzemiennie ozorami bez przerwy wciąż co chwila na coś narzekając. Na rozwidleniu kanałów ich grupa skręciła w lewą odnogę prowadzącą mniej więcej w południowym kierunku. Podróż przebiegała znośnie, dopóki nie dotarli do zejścia przy Zachodniej Bramie. Tam ścieżka rozwidlała się ponownie w dwóch kierunkach. Tunel sto metrów na wprost przed nimi kończył się przysypany gruzem i skałami. Ruszyli więc w prawo. Gdy szli tak w ciszy khazad nagle o coś zahaczył nogą i o mały włos nie upadł chwiejąc się przez chwilę. Gdy już złapał równowagę spojrzał w dół pod nogi. Z pewnością były to szczątki ludzkie, bardzo już nadgnite i miejscami oblazłe ze skóry i mięsa aż do kości. Puste oczodoły zdawały się wpatrywać w podróżnych i szeptać aby nowo przybyli jak najszybciej uciekali inaczej podzielą jego los. A tak przynajmniej podpowiadała wyobraźnia Sigricowi i Johannowi. Khazad natomiast pochylił się lekko nad zwłokami. Ciało musiało przebywać w kanałach lekko ponad miesiąc jednak ktoś znający się na medycynie ( umiejętność Nauka Anatomia ) mógł ustalić przyczynę zgonu czy płeć denata. Był to mężczyzna, a połamane żebra z fragmentami nacięć świadczyły o śmierci zadanej przez podłużny, wąski i ostry przedmiot. Można się było tylko domyślać kim był ów człowieka, być może jedną z ofiar napastnika, którego próbowali wyśledzić, a może był przemytnikiem, którego współtowarzysze postanowili się pozbyć w ramach podziału jego doli. Najemnicy szybko pozostawili paskudny widok za sobą i ruszyli dalej. W końcu dotarli do kanału wschodniego, którym wszystko docierało do głównego spływu pod rynkiem. Miejsca ich spotkania. Końcowy fragment był najmniej przyjemny bowiem drogo była pokryta mnóstwem pajęczyn pooblepianych kurzem i śmieciami, które torowały co chwila drogę. W końcu jednak cali oblepieni pajęczą wydzieliną i pyłem dotarli na miejsce gdzie czekała już grupa Otto.

****


Grupa Lobo dotarła jako ostatnia na miejsce. Mieli najdłuższy odcinek do sprawdzenia i dotarli na miejsce zbiórki jakieś pół godziny po grupie Jorgriego. Od Otto i reszty jego towarzyszy capiło tak nie miłosiernie, że kapitan mimo woli skrzywił się i odsunął od nich.

- Podejrzewam, że i wy nic nie znaleźliście… wiedziałem, że to kurewska strata czasu i pieniędzy.

Kapitan usiadł na jednym ze schodków i spojrzał w strop. Przez wąskie dziury studzienek deszczowych wpadały pojedyncze strużki dziennego światła. Wyraz na twarzy Lobo jednak szybko się zmienił.

- Dużo tych pajęczyn nie sądzicie?

Spytał po chwili podnosząc się natychmiastowo z ziemi. Zmrużył oczy tymczasem reszta zebranych podążyła za jego wzrokiem. Pomieszczenie było dość spore a strop znajdowała się dość wysoko nad nimi, dlatego nikt nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Całość pokryta była gęstymi białymi plamami, które na myśl przyprowadzały właśnie pajęcze sieci. Tylko najbardziej spostrzegawczy ( umiejętność Spostrzegawczość ) dostrzegli gwałtowny ruch czegoś ogromnego w jednym z rogów.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline