Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2013, 06:35   #104
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację








Felien była najbliżej duszącego się Vabranda. Uczony do ułomków nie należał, a mimo to jego próby oswobodzenia się od licznych pnączy oplatających jego ramiona i szyję spełzły na niczym. Przyniosły skutek gorszy od zamierzonego, bo przeklęta roślina zacieśniła swe sploty jeszcze bardziej i syn Branda czuł jak ciśnienie rozsadza mu skronie. Ostatnie resztki sił w zrywie po wolność wyczerpały się i mężczyzna wiedział, że nadszedł koniec.

Elfka sięgnęła po strzałę i wypuściła ją w górę. Nim grot przeszył lianę, drugi pocisk już odciągany był przez jej ramię. Sekundę później on również przeszył splot nad głową Valbranda. Mężczyzna, dusząc się i krztusząc, mógł nareszcie złapać haust powietrza.

Dwalin taranował wodę zaburzając dookoła siebie fontanny. Kiedy jednak ledwie znalazł sie pod wierzbami, z przykrością stwierdził, że musiał czas pobytu pod nimi spędzać na uskakiwaniu przed wyciągającymi sie ku niemu liściastymi mackami. Ze sztyletem w dłoń musiał jednak odłożyć na bok zamiar odcięcia Bardinga z wyciskających z niego życie lin. Kompan z Dali był zawieszony za wysoko. Podskakujący w wodzie po pas krasnolud nie byłby w stanie doskoczyć choćby do połowy dystansu jaki dzielił wierzgające stopy od tafli wody.

Skorlsunn dopadł do wierzby duszącej uczonego w chwili, gdy trzecia strzała Felien odcięła w końcu pechowca i Valbrand z wielkim pluskiem spadł w wodę. Opędzający się toporem od natarczywych, ożywionych lin, Brann pomógł mężczyźnie wstać i odciągnął od zagrożenia. Dalijczyk długo oddychał z trudem łapiąc w płuca powietrze. Mało brakowało. Towarzysze pomogli zaprowadzić chwiejącego się na nogach do łodzi.

Ogar żujący lecznicze zioła i korzenie użył mocy leczniczej pieśni swego ludu i uczony z Dali poczuł sie lepiej szybciej wracając do siebie. Po kilku kwadransach czuł się nieco lepiej, lecz da razy gorzej niż sprzed czasu, kiedy podstępna wierzba zaczęła wyciskać z niego żywego ducha. Tym samym to on stał się tego dnia najbardziej poszkodowanym uczestnikiem wyprawy. Wiadomym jednak było, że obrażenia zadane przez przeklęte drzewo były raczej tymczasowe i dłuższy odpoczynek postawi uczonego na nogi.

Zapadał zmrok i postanowili, że następnego dnia, kiedy wszyscy odzyskają więcej energii, przeszukają dokładniej teren w poszukiwaniu śladów zaginionych posłów. Odkrycie przez Skorlsuna zatopionej łodzi, niechybnie należącej do krasnoludów, wymagało od nich dokładnego zbadania otoczenia. Felien od czasu kroczenia do Mrocznej Puszczy nie miała jak rozmawiac z wiatrem. W tym przeklętymlesie zwyczajnie go nie było. Zbierając chrust na ognisko to kamienie powiedziały jej, że dwie niewysokie osoby z brodami przechodziły tamtędy kilka dni wcześniej.










Noc minęła szybko a całonocną wartę pełniła elfka do społu z krasnoludem. Dali ludziom tak bardzo im potrzebny czas do regeneracji. Valbrand czul się o świcie już o niebo lepiej. Ogar zresztą też. Leśny Człowiek czuł, że choć wciąż sprawia mu to ból, to może chodzić dotrzymując tempa innym. Szybko doszli do wspólnych wniosków, że wyglądało na to, iż muszą obejść płaczące wierzby. Zejść na podmokły teren pochłoniętego przez Mroczną Puszczę ruin miasta. Mocując łódź u brzegu ruszyli na przeczesanie terenu.. Nie zdążyli ujść daleko wzdłuż rozlewiska, gdy tym razem Ruinthar wypatrzyła, to co inni przeoczyli. Zawołała wszystkich dzieląc sie znaleziskiem. Wyraźne wprawnemu oku ślady dwóch krasnoludów prowadziły jeden obok drugiego w tym samym kierunku.

Trop prowadził w głąb ruin w kierunku widocznego z oddali jeziorka. Ta część zapomnianego przez wszystkich starożytnego miasta, musiała być w przeszłości jego centrum. Kolumny i łuki wciąż nosiły znamiona swych okazałości a duże fragmenty wystającej z wody ruiny przypominały swym kształtem pałac lub co najmniej dorównujący takowym budowlom szlachetny przybytek. Zachowała się frontowa ściana oraz wysmukła, opleciona roślinnością kamienna wieża. U jej szczycie tonącym teraz w cieniu, musiał wisieć niegdyś dzwon, gdyż sprawiała wrażenie, że takie niewątpliwie było jej przeznaczenie. Valbrand i Dwalin nie mieli już wątpliwości, że mieszkali tu niegdyś dumni Ludzie Północy a miasto w rozwidleniu rzek, blisko traktu Starej Leśnej Drogi, musiało być ważnym ośrodkiem handlowym tego regionu.

Ślady Balina i Oina wiodły wprost do stojącej wody jeziora, w której przeglądały się odbijające w niej szczątki budowli oraz posępne, powykręcane drzewa. Mgła leniwie snuła się przy brzegach i smyrgała taflę wody jakby ślizgając sie po niej, gładząc jej nieruchome, ciemne lustro. Wiodły ku niej lecz nie powracały, co było dziwnie niepokojące lecz nie zdążyli dwa razy się nad tym zastanowić...

Dzwon. Bił. Żył. Wołał. Wszyscy go usłyszeli wyraźnie. Dochodził z wieży. Jego melodia wypełniła ich uszy, głowy, delikatnie i czule wpełzała do środka ich serc ujmując nie swym pięknem, bo takową nie była, lecz kojącym brzmieniem nostalgii, smutku i pragnienia. Przyzywała, wołała, zapraszała. Nęciła. Dźwięki zlewały się ze sobą w trudną do powtórzenia choć monotonną muzykę, której rytm odmierzało nieprzerwanie bicie drzwonu.

Wszyscy zdali sobie sprawę, że Cień wkrada sie w ich serca tym biciem dzwona. Chce opanować ich mysli, uczucia i całe ciało. Wszyscy otrząsnęli się z pragnienia podążania za jego głosem. Wszyscy prócz Branna. Kiedy z trudem oderwali oczy od dzwonnicy i zakrywali uszy przed hipnotyzującą melodią, najpierw ramiona, potem głowa Leśnego Człowieka właśnie zniknęła pod lustrem wody. Skorlsunn wszedł pewnym krokiem przed siebie zanurzając się i znikając w jeziorze. I tylko leniwe kręgi rozchodziły się jeszcze w tym miejscu gdzie zapadł się pod lustrem stojącego akwenu mącąc jego inaczej nieskazitelną powierzchnię.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline