Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2013, 11:53   #31
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Zadzownił jednak telefon. Powinien był przemoknać, a jednak zadzownił. Może był wodoodporny? W sms od Jasona było napisane, że Kamil prosi by wróciła jak najszybciej.
Przez chwilę stała nieruchomo, czując się jak pod prysznicem. Musiała się szybko zdecydować. Nawet nie z powodu deszczu - kiedy się nie ruszała, napięcie znów narastało. Miała nadzieję, że pan Kamil to zrozumie. Coś zaradzi. Nie mogła biec przez całe życie. Musiała czasem spać. Chyba. Na razie nie czuła takiej potrzeby. Ale ufała Elephantmanowi.
Odwróciła się i zaczęła biec z powrotem, tą samą drogą. Jak najszybciej.
Już porządnie zdyszana, bo każdy ma swoje granice, dotarła na Modrą, gdzie na chodniku stał sporawy samochód Kamila. Było już ciemno, a z okna w salonie wydobywało się światło.
Zatrzymała się na ganku, a potem obeszła dom dookoła i zajrzała przez drzwi tarasowe. Mięśnie jej drżały, prostestując - jak się jej wydawało - przeciwko wymuszonemu bezruchowi.
Rozwalony na kanapie siedział Kamil. Zajmował całą, choć mogła na niej usiąść Ocelia z Jasonem i Oliverem. Rozmawiał z jej bratem, Jason zaś spostrzegłszy dziewczynę podszedł i otworzył jej zniszczone drzwi.
- Miło, że do nas dołączyłaś. Wejdź, osusz się - zaprosił, odsuwając się na bok.
Cela bez słowa weszła do środka. Szybko wokół jej stóp zebrała się kałuża wody.
- Cieszę się, że pan przyjechał, panie Kamilu - powiedziała. - Zaraz wrócę... - w dwóch susach znalazła się na górze i przebrała w suche ubrania. Zeskoczyła na dół i zaczęła krążyć wzdłuż ścian salonu.
- Usiądź proszę Ocelio. Mam małą możliwość obracania głowy w tył. Jedynie na boki - mruknął Serafin uśmiechając się i wskazując uprzejmie krzesło obok fotelu Olivera. Jason stał oparty o blat kuchenny, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
Usiadła posłusznie. Przez kilka sekund siedziała spokojnie, a potem zaczęła się wiercić, jak dziecko z ADHD.
- Nie mogę za długo się... nie ruszać - powiedziała, zatrzymując rozbiegane spojrzenie na twarzy pana Kamila - Bardzo proszę mówić szybko.
- Oczywiście, że możesz. Tylko nie chcesz. Poczekamy aż zdecydujesz się uspokoić. Nie chcesz przecież by twoja nadpobudliwość i zdenerwowanie udzieliło się nam, prawda? - spytał, mrużąc jedno z wielkich oczu.
- O..ok - powiedziała powoli, jakby zastanwiając się nad jego słowami. A potem poderwała się z krzesła - Właściwie, to nie jestem zdenerwowana. Po prostu mam za dużo energii. Może pobiegam trochę? To mi pomaga.
- Nie, nie pomaga. Uzależnia cię jeszcze bardziej. Myślę, że każdy z nas tutaj wie przez co przechodzisz. Jesteś uzależniona od adrenaliny. Uzależniona - powtórzył dosadniej. - Rozumiesz? I to mocno? Prawdopodobnie jesteś też wciąż w jakimś szoku, bo z pewnością tak się zachowujesz.
- Rozumiem, co pan mówi, ale trudno mi w to uwierzyć...- potrząsnęła głową, ciągle stojąc. - Zawsze się dużo ruszałam i mi to pomagało. Wspinałam. To z uzależnieniem od adrenaliny to jakaś bzdura. Przecież to nie alkohol ani prochy.. Nic nie biorę. Nic. - zamachała ręka, dla zaakcentowania swoich słów - Wszystko pamiętam. I zachowuję się normalnie. Może więcej biegam, biegam więcej, to wszystko.
- Adrenalina może prowadzić do skurczów naczyń krwionośnych, zmniejszać przepływ nerkowy, zwiększać stężenia potasu do krwi... - mruknął Jason. - Ostatnio miałaś swego rodzaju atak, po którym straciłaś pamięć krótkotrwałą. Jeśli się nie uspokoisz, my to zrobimy za ciebie.
- Ten ton jest zbędny Jasonie - Kamil spojrzał na niego gniewnie, po czym znów zwrócił się do Ocelii, z troską w wielkich oczach. - Rozumiem, że jesteś w ogromnym... szoku i cała sytuacja może być przytłaczająca, ale musisz zebrać w sobie dość sił, by móc nad sobą panować. W tej chwili jesteś daleka od samokontroli. To widać.
- Widzę, że się pan o mnie martwi, ale to nie prawda. Pamiętam... jak byłam w szoku, to płakałam, spałam.. teraz czuję się zupełnie dobrze. Mam wrażenie, że ogarnęłam całą sytuację. Przystosowałam się. Panuję nad sobą.
- Nie wydaje mi się... nie potrafisz się uspokoić, a gdy nie potrafisz zachować zimnej krwi, zdrowego rozsądku, zwyczajnie... nie być taką “opętaną” to będziesz...
- Jak ja gdy się zmieniam - wtrącił Oliver.
- To nieprawda... - cofnęła się o krok, rozglądając dookoła. - Dlaczego mi wmawiacie, że się denerwuję, jak nie?! Sama wiem, czy jestem zdenerwowana, czy nie jestem!
- Może nie zdenerwowana, tylko... niespokojna. Jest coś nie tak z twoim zdrowiem, co może wpływać destrukcyjnie bardziej na twoje otoczenie niż ciebie - Kamil wstał z siedzenia. - Powiedz, czy pamiętasz co się działo w klubie, do którego poszłaś z Jasonem i po wyjściu z niego?
Potarła skroń, ręka jej drżała.
- Pamiętam...Mieliśmy iść potańczyć, Olivier nie chciał...pamiętam. Obudziłam się na kanapie.
Serafin chrząknął.
- Mówiłem ci kiedyś Ocelio, czym mnie dodatkowo obdarzono? Tak jak szóstym zmysłem Jasona i ciebie twoim wpływem na innych? - spytał podchodząc.
- Nie... nie pamiętam - cofnęła się o kolejny krok.
- Mogę ci pokazać co robiłaś. Mogę wygrzebać każde jedno wspomnienie, łącznie z twoimi narodzinami, choć to byłoby dla ciebie i dla mnie bardzo bolesne. Jednak przywrócenie pamięci sprzed dwóch dni, będzie bezproblemowe.
- Faaaajnieee - mruknął Oliver rozmarzony.
- Mysli pan, że jak sobie przypomnę, to przestanę.. przestanę musieć się ruszać? - zapytała. Perspektywa grzebania w jej mózgu budziła lęk.
- Jeśli zobaczysz choć ułamek konsekwencji, może wyciągniesz wnioski.
- Do..dobrze. - pokiwała głową, bardzo szybko, ale po sekundzie potrząsnęła nią i zamachała ręką - A jak zrobiłam coś głupiego? Nie chcę, żeby pan to oglądał...sama nie wiem. - odskoczyła, wystraszona do tyłu wpadając na ścianę, która znienacka się za nią pojawiała. Przebudowali w międzyczyasie? Powinno tam być wolne miejsce Zatrzęsła się cała, zalana nagłą falą paniki.
- Możesz mi wierzyć, że widziałem i robiłem gorsze i bardziej wstydliwe rzeczy niż nastolatka - powiedział z uśmiechem. - Wstyd nie dym, oczu nie wydłubie.
Przełknęła bez słowa upokarzającą dla pełnoletniej kobiety "nastolatkę" - rozumiała, że z racji jego wieku było to określenie, nie epitet - a potem pokiwała głową. Zaczynała wyczuwać, że coś jest z nią nie ok. Nie miewała żadnych ataków, wcześniej, no i z tego klubu powinna coś pamiętać. Cokolwiek.
- Jeśli ma to pomóc... Zgadzam się.


Serafin ostrożnie położył wielką łapę na jej głowie. Poczuła się jakby jej czaszka była pustą puszką po piwie, którą zaraz zgniecie...
Jednak nagle, mimo iż nie zamknęła oczu, to zaczęła widzieć coś zupełnie innego. Obrazy z prędkością błyskawicy, zaczęły śmigać przed nią, zasłaniając to co normalnie widziała. Nie była w stanie odnotować niczego, co zobaczyła, ale wszystko to wleciało jej do głowy w parę sekund. Gdy Kamil zdjął rękę, oślepił ją straszliwy blask, widzieć normalnie mogła dopiero po chwili, ale cały jej umysł wydał się nagle bardziej spójny. Znacznie lepiej poczuła wszystkie zmysły, a zdenerwowanie zastąpił dziwny spokój. No i co najważniejsze, doskonale pamiętała wszystko z ostatnich dwóch dni, łącznie z tym ile razy pociągnęła szczoteczką do zębów po dolnych czwórkach, ile razy umyła ręce i ile kroków zrobiła przez ten czas. O dziwo nie było to przytłaczające, ale wspaniale posegregowane w jej głowie. Pamiętała też ciężkie dyszenie i dość obrzydliwe jęki chłopaka, którego spotkała w klubie. Cały tamten smród i okropny hałas, w ciężkiej, denerwującej atmosferze.
Westchnęła, a potem osunęła się po ścianie, siadając na ziemi. Opadła jak marionetka, której odcięto sznurki. Wraz ze spokojem przyszło zmęczenie. Spojrzała na Jasona. Pamiętała wszystko.
- Przepraszam Husky - powiedziała zażenowana.- Przepraszam. I dziękuję - potarła blednące skaleczenia na wierzchu dłoni.
Podniosła głowę, aby spojrzeć w górę, na Elephantmena, pochylonego nad nią jak wielki nawis skalny.
- Dziękuję, panie Kamilu.
- Staram się jak mogę... podczas spania możesz mieć bardzo realne sny od teraz, ale o ile nie będą to koszmary, to nic w tym złego, prawda? - powiedział siadając znów. - Skoro mamy to już za sobą, trzeba omówić parę spraw i zweryfikować informacje, bo jednak trochę się działo, gdy mnie nie było.


Pokiwała głową i też usiadła na krześle.
- Cokolwiek się stało z Alanem, nasz plan pozostaje mniej więcej taki sam, z jednym wyjątkiem. Oliver pojedzie z tobą Ocelio, zamiast Alana. Jason wciąż do was dołączy, ale nieco później. Ja zjawię się wraz z nim i wtedy... jako, że obaj cieszymy się tam dość dużą niesławą, to wtedy będzie bardzo, bardzo szybko się wszystko działo - Serafin spojrzał na brata Ocelii. - Mam szczerą nadzieję, że można ci ufać, na tyle, na ile potwierdza to Jason.
- Tak, sir. Postaram się, sir - odpowiedział kiwając głową, jakby przestraszony samą postacią Elephantmana i aurą którą emanował. Mimo iż sam mógł dorównać mu gabarytami, a nawet go przewyższyć po przemianie, to w żadnym wypadku nie wydawał się potężniejszy od Kamila, pod którego wzrokiem, jakby się ugniał.
- Zabiłam Alana - powiedziała Ocelia. - To się z nim stało. Kiedy mamy jechać? Jutro?
- Tak jest. Osobisty samolot udało mi się załatwić. W Polsce kontrola powinna być bezproblemowa, Husky na jutro załatwił już papiery dla twojego brata i dla ciebie. Bo oczywiście pod prawdziwym nazwiskiem nie wyjedziesz. Spróbuj też skrócić włosy, założyć okulary... cokolwiek - powiedział Kamil, patrząc na Jasona.
- A tak... - otrząsnął się, podchodząc bliżej reszty. - Po drugiej stronie będzie gorzej. Znacznie gorzej. Przed jakąkolwiek inną odprawą, sprawdzają czy nie jesteście mutantami. Jeśli będą mieli jakiekolwiek podejrzenia, każą się wam rozebrać. Jeśli dalej to ich nie przekona, będą was poddawać różnym testom, które ostatecznie uaktywnią u was jakąś mutację, na przykład włosy u Ocelii. Nie ulega wątpliwości, że traficie do Dzielnicy.
- Ał... - mruknął Oliver. - Nigdy nie lubiłem tego miejsca.
- Ale przecież.. - Cela spojrzała na brata szeroko otwartymi oczami - Przeciez jak zobaczą Oliviera to od razu sie zorientują, że coś jest nie tak.
- No na pierwszy rzut oka to jest po prostu brzydkim skurwielem - mruknął Jason uśmiechając się. - Ale w Polsce nie jest prowadzana żadna kontrola pod tym kątem, a żadnych mutacji widocznych na raz nie ma. Jedynie dwie blizny na łysym łbie i na twarzy jedną, ale to nie szkodzi. W Johannesburgu, tak czy inaczej musicie się dostać do Dzielnicy. Najpierw wezmą was na policję, a potem właśnie tam.
- Wsadzą nas do jakiegoś burdelu?!
- Och to zależy. Proces przydzielenia jest różny, ale... ciebie tak, a Olivera na arenę. A raczej do domu gladiatorów. Ale spokojnie - Jason przysiadł obok. - Moi przyjaciele wydostaną was z tamtąd jak najszybciej. Nie zdążą przebrać cię w zbereźne ciuszki. Będą mieli was na oku od początku. Przynajmniej postarają się na zewnątrz, ale wewnątrz Dzielnicy jest ich na tyle dużo i są tam na tyle silni i dobrze ustawieni, że wyłapią was od razu. Mają wasze opisy i wszystko. Potem powiem wam jak ich rozpoznać.
- A potem? - zapytała Cela.
Plan coraz mniej się jej podobał. Alan - hm, zanim zwariował - wydawał się wiedzieć, po co jadą i jak się mają tam odnaleźć. Olivier był równie zielony jak ona.
- Czy dobrze rozumiem: mam się oddać dobrowolnie w ręce jakiś zwyrodnialców i czekać, aż mityczni znajomi Jasona mnie odbiją?
- W zasadzie to nie odbiją, tylko kupią. Wrzucą was na rynek, a tam już zostaniecie kupieni. Potem, że tak powiem - z górki.
- A jesli się zdarzy, że ktoś przebije cenę znajomych Jasona? - podnisła ręce w stopującym geście - Panie Kamilu, nie chcę być niewdzięczna, ale to wszystko...nie ma innego sposobu? Boję się, że coś pójdzie nie tak.
- Nikt nie przebije. Poza tym dziennie pałęta się tam tyle niewolników, że ten kto nie wie czego szuka, raczej tego nie znajdzie - odpowiedział Serafin. - Obawiam się, że bezpośrednia droga, to jedyna droga, odkąd kontakt Jasona na zewnątrz Czerwonej Dzielnicy został zabity... tamte plan był znacznie bardziej bezpieczny i subtelny, ale... cóż. Alan o nim wiedział, więc dowiedział się i Nigr.
Cela tylko pokiwała głową. Doszła tak daleko, że trudno się było jej cofnąć. Zresztą - i tak nie miała dokąd wracać.
- Jutro. O której?
- O dwunastej macie samolot. Jason zabierze was na lotnisko.
- Dobrze. Jeśli to wszystko, to pójdę się trochę przewietrzyć. Do ogródka tylko.
- Na razie wszystko.

Cela wyszła na taras, zamykajac za sobą popękane drzwi. Usiadła na murku okalającym taras, podciągając kolana pod brodę i zapatrzyła się na ciemny ogród. Przyjemnie było tak po prostu siedzieć, bez tego bolesnego napięcia w środku. Przez krótką, bardzo krótką chwilę miała poczucie, że kontroluje własne życie. Poczucie było upajające, jak zimny łyk wody po treningu w upalny dzień. Ale trwało tylko seksndę - jej mózg wziął wiadro z resztą wody i wylał jej na głowę. Westchnęła. Dłoń pana Kamila przyniosła spokój, ale też większy wgląd. Dziewczyna rozumiała i widziała... nie tylko “bardziej”, ale i więcej. Nie potrafiła przewidzieć, ile czasu jej pozostało - pewnie mniej, niż wiecej - ale postanowiła wykorzystać go w najlepszy z możliwych sposobów. Wiedziała, że pewnie nie wróci z Johannesburga, pewnie już nigdy nie pójdzie na studia.. widać to nie było jej pisane. Może jednak pomoże jakiejś innej dziewczynie, żeby nie musiała umierać tak jak tamta, której pomogła odejść na śmietniku Rana.
W sumie nie bała się, ale trudno było jej rozstawać się z panem Kamilem. I z Jasonem. Pociemniała na twarzy, kiedy wróciły wspomnienia z klubu. Dotyk jego rąk na jej plecach. Uciekła myślami.
Powinna iść się pakować? Ale po co? I tak pewnie skonfiskują ich bagaże.. tam zreszta teraz zbliża się lato. Nie zdąży założyć swojej nowej, fajnej kurtki. Pech.
Po dłuższej chwili samotności, dołączył do niej Oliver, oglądając się za siebie.
- Ależ... kiedyś jak byłem na trybunach wraz z Nigrem i patrzyłem z dołu na tego Serafina... wydawał się mniejszy.
- O czym rozmawialiście, jak mnie nie było?
- O starych czasach... jak jeszcze Jason i Kamil byli gladiatorami, a ja... czymś w rodzaju syna cesarza - chrząknął patrząc jej w oczy. - Powiedz... widziałaś ojca, jego zdjęcie, mogłabyś go rozpoznać?
- Tak, oczywiście, ale czemu pytasz? On nie żyje, Olivier, widziałam ciała.
- Aaa, tak tylko - odparł wzruszając ramionami.
- Ej! Mów do mnie normalnie. Pytasz, więc masz jakiś powód. Powiedz mi.
- Nie, naprawdę. Tak tylko - bronił się. - Ja go po prostu nie widziałem, więc nie żebym żywił jakiś sentyment, ale ciekawiło mnie trochę jak wygląda.
- Podobnie przystojny jak ty - uśmiechnęła się. - Mam film, ale nie ja go montowałam i jest dość.. drastyczny momentami. Ale są też tam zwykłe zdjęcia.
- To chyba już sobie daruje... - westchnął. - Tylko głupio mi zawsze było, że to Nigr był dla mnie jak ojciec - powiedział znienacka.
- Wkrótce do niego wrócisz.. jak ten marnotrawny syn. Znasz go... Myślisz, że to możliwe? Że znalazł sposób na cofnięcie mutacji?
- Och tak, to całkiem prawdopodobne, skoro wie jak je wywołać - pokiwał głową.
Oczy jej rozbłysły. Złapała brata za ramię.
- Może znajdzie sposób... myślisz, że dam radę go przekonać, żeby mi pomógł? To byłoby cudowne, być znowu sobą. Żyć normalnie.
- Nie zapominaj, że on od nas czegoś wyraźnie chciał. Nie wiem co to może być, ale znając go... - pokręcił głową wzdychając ciężko. - To szaleniec, ale na swój sposób genialny. Nie wiem jakim cudem dokonał tego wszystkiego, ale to człowiek, o którym tak mało osób wie, a posiada tak wielką władzę. Myślę, że wie o tobie na tyle dużo, by być przygotowanym na swego rodzaju asertywność wobec ciebie.
- Poradzę sobie - wzruszyła ramionami, niezrażona. - Jeśli ode mnie czegoś chce - tym lepiej, będę miała mocniejszą pozycję przetargową. Znasz go, tak? Na czym mu zależy, najbardziej, wiesz?
- Na perfekcji - odpowiedział szybko i pewnie. - Perfekcji we wszystkim. Od ułożenia serwetki i sztucćów aż do perfekcji ewoluacyjnej.
- Hmm - zastanowiła się - Czy ja jestem skłonna do perfekcji? Sama nie wiem... Ale mam pomysł! Nie będziemy się bawili, jak już dolecimy, w te całe targi i znajomych Jasona... Od razu się przyznamy, kim jesteśmy. Że chcemy zająć miejsce Alana. Mogę, w końcu to ja go pokonałam, nie? - spojrzała butnie na brata. - Przekonam go do siebie, a jak już mi cofnie mutację, to go zabije. I wszystko się skończy. Pomożesz mi, prawda ?
Stał chwilę, zastanawiając się nad jej słowami.
- Ja... no jasne. Rodzina musi się trzymać razem.
- Super, to nie muszę wymyślać bajek dla celników. Wracamy? Zimno się robi.
- No dobra... niech będzie - odpowiedział wzruszając ramionami.
Przytuliła się na moment do jego ramienia.
- Tak się cieszę, że cię odnalazłam, Olivier - powiedziała, a potem zeskoczyła z murku i wróciła do salonu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline