Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2013, 03:09   #94
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Arthur wciąż walczył. Walczył sam ze sobą, ze swoim organizmem, wykorzystywał każdą resztkę siły woli na to by sobie cokolwiek przypomnieć. Gdy reszta udała się na poszukiwania lekarstwa dla Buźki on został przy rannym towarzyszu. Nie wiele mógł zrobić, nic nie mógł zrobić. Było tak samo jak z Ulrichem. Nienawiść jaka w tym momencie gorała w jego sercu do reszty ocalałych była nie wyobrażalna. Nienawidził ich i gdyby od powodzenia ich wyprawy nie zależało życie Buźki życzył by im wszystkim śmierci, tragicznej, długiej i jak najbardziej bolesnej. Jęki rannego, jakie ten w agonii wydawał, szybko sprowadziły jednak mężczyznę na ziemię. Panikował, bał się jak diabli. Chciał zająć czymś myśli, zapomnieć o tym co się dziś wydarzyło. Los jednak był dla Arthura okrutny. Bowiem te tragiczne wydarzenia, były jego jedynymi wspomnieniami. Oraz wychudzony wilk, który nawiedził jego myśli, wtedy na plaży.

Czas ciągnął się niesłychanie, zdawało się, że od wyjścia reszty minęły godziny, ba dni całe, gdy wtem do uszu jego dotarły odgłosy ludzkie dobiegające z lasu. Grupa wróciła, przynosząc wywar leczniczy. Byli podekscytowani, przerażeni i nie pewni tego co sami rzekomo przeżyli. Arthur na wieść o ich niedoli poczuł wewnętrzną radość, gdy jednak zrozumiał co go tak bawi, poczuł obrzydzenie do siebie samego. Nie, to nie było możliwe by był taki sam jak oni. To przez to przeklęte miejsce tak się zachowywał. Zapragnął nagle być gdzieś indziej, najlepiej gdzieś na drugim krańcu świat jeśli ów istniał.

Nie wiedząc kiedy grupa znów postanowiła opuścić chatę. Nikt nawet nie spytał się go o zdanie czy odpowiada mu pilnowanie rannych. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu, w końcu Buźka też się nim zajął pierwszego dnia. Po prostu ton krasnoluda, który brzmiał bardziej jak rozkaz strasznie go denerwował. Poczekał jednak w ciszy, aż wszyscy opuszczą chatę i zabarykadował drzwi. Dopiero wtedy zorientował się, że oprócz rannego przyjaciela w chacie został jeszcze Hans. Był chory, jego ciało ewidentnie trawiła gorączka, a jego stan wydawał się być poważnym. Arthur stanął nad jego legowiskiem i zmierzył nieprzytomnego mężczyznę wzrokiem. To on to wszystko zaczął, to przez niego Ulrich zginął, a Buźka leżał na wpół żyw. Żądza mordu napłynęła nie oczekiwanie, nawet nie wiedział kiedy jego ręce pomknęły w kierunku Hansa. Dłonie oplotły jego rozpaloną szyję, a kciuki delikatnie zacisnęły się na krtani. Teraz miał idealną okazję, aby się zemścić. Mógł go udusić, a reszcie powiedzieć iż Hans zmarł na wskutek choroby. Gdy Hans coraz ciężej zaczął łapać powietrze, nagły impuls kazał rozluźnić uścisk na szyi mężczyzny. Ręce puściły szyję chorego, który z trudem zaczerpnął ponownie powietrze. Arthur pochylił się i wyszeptał do ucha chorego.

- Nie jestem mordercą, nie jestem taki jak wy, tchórzliwy i paskudny. Pamiętaj, że się zlitowałem nad tobą, okazałem ci to czego ty nie potrafiłeś okazać drugiemu człowiekowi. Darowałem ci życie, choć na to nie zasługujesz.

Przez resztę nocy już więcej nie odwiedził Hansa, siadł przy łóżku buźki i wpatrzony w swoje ręce dostrzegł iż oczy znów nabiegły mu łzami. Musiał być żałosnym człowiekiem przed katastrofą. Płakał już drugi raz tego dnia, czuł swoją niemoc, a fakt że przed chwilą usiłował zabić chorego nieprzytomnego mężczyznę, obdarł go z resztek poczucia własnej wartości i szacunku do siebie. Brzydził się siebie i poczuł do siebie odrazę o wiele większą niż ta, którą darzył resztę ocalałych.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline