Orki. Siegfried uśmiechnął się pod nosem. Lubił lać orki. Nie ma co. Duże, silne i głupie. Dają rozrywkę jednym słowem, lecz ten którego wzrok przyciągnął Siegfried był inny. Duży, masywny i miał parę w łapie o czym świadczyły dwa potężne toporzyska, którymi ork się posługiwał. Siegfried złapał korbacz mocno i ruszył na orka, lecz Villis wyprzedziła go i pierwsza go zaatakowała.
Głupia baba, zawsze musi się wpieprzyć gdzie jej nie chcą. Nie patrząc na to, Siegfried zaatakował a ork postanowił dumnie przyjąć cios na klatę. Kula korbacza opadła ze straszną siłą na ramię zielonoskórego, i choć słychać było chrzęst kości bydle nie upadło ani nie upuściło broni. Villis próbowała dobić przeciwnika, lecz nie trafiła co dało możliwość fanatykowi by przypuścić kolejny atak. Ponowny potężnych zamach i kula trafiła orka w łeb. Najeżona kula kolcami zaorała w ryj bydlęcia wyszarpując kawałki mięsa z jego głowy. Krew trysnęła na fanatyka a ork padł martwy. Siegfried butem pchnął martwe ciało orka i poderżnął mu gardło co by mieć pewność, że martwe pozostanie martwym.
Siegfried rozejrzał się po polu walki i dostrzegł Alexa, który męczył się z jakimś orkiem. Nie myśląc, bo po co, ruszył na niego machając korbaczem nad głową. Jak jednak przyszłość pokazała, jego pomoc nie była potrzebna.
Gdy wszyscy padli martwych adrenalina zeszła z wojownika. Stał spocony niczym świnia, a krew spływała po jego ciuchach. Uśmiechnął się szeroko, i ogarnął włosy z twarzy.