Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2013, 18:41   #16
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
<-<-|Nuln |->->


Był ptakiem. Chyba albatrosem. Nie. Zdecydowanie czymś mniej szlachetniejszym. Pospolitą mewą, jakich pełno w portach i na morskich wybrzeżach. Szybował wysoko ponad szarą, skołtunioną masą chmur, która przesłaniała mu wszelkie widoki. Ptasie oczy nie były w stanie przebić powłoki, zalegającej nad światem. Obniżył lot i z chmur wyłonił się pagórek. A nawet dwa pagórki. Identyczne, zaokrąglone, w kształcie idealnych kopuł. Każdy z nich zwieńczony był... Sutkiem. Olbrzymim, różowym sutkiem. Obniżył lot jeszcze bardziej i usłyszał głos. Za bardzo go nie rozumiał, ale był pewien, że to nie ludzie rozmawiają. Zdradzał ich akcent i imiona. Były dziwne. Zapatrzył się we wzgórza i przeleciał nad nimi zmierzając ku odległej ścianie lasu. Gęste poszycie zaległo w szerokiej dolinie, ale nim tam doleciał obraz zamazał się i wszystko skryło się znów za chmurami. Usłyszał dziwny głos. Odwrócił ptasią głowę i wysoko ponad sobą dostrzegł ogromną rybę, która wbrew logice szybowała po niebie. Ryba po raz kolejny, znów nie po rybiemu wydała odgłos. Brzmiał jak...

- Kurwa! Niedźwiedź – wrzasnął Ogne budząc się ze snu. Rzeczywiście tuż obok niego stał pokaźnych rozmiarów zwierz. Niezbyt przytomnie Nors chwycił za topór z zamiarem ubicia potwora, ale potknął się i rymnął na zadek, w to samo miejsce, z którego się zerwał. Dopiero teraz zorientował się, że miś ma obrożę, a łańcuch, do niej przymocowany spoczywa w ręce krasnoluda. Podrapał się po zawszonych kudłach, wyciągając jedno ze stworzeń tam żyjących i rozgryzł je w zębach. Sięgnął do torby i znów zaklął. Na kły Kharnatha! Został okradziony. Jakiś miejski ciul dorwał się do jego rzeczy, gdy spał snem zmęczonego człowieka i zapieprzył mu pieniądze i inne duperele. I to na schodach miejskiego ratusza! Ogne rozglądnął się uważnie, po raz kolejny lustrując krasnoludy. Przeszło mu przez myśl, że to one, ale zaraz odrzucił ten pomysł jako niedorzeczny. Krasnoludy były honorowe i prawe, tak mówiono. No chyba, że były to spaczone kurduple zamieszkujące na północy, ale te nie wyglądały na takie. Ogne wstał, szerokim łukiem omijając niedźwiedzia, patrzącego na niego łakomym wzrokiem i podszedł do sadzawki. Łeb napierdzielał go nieziemsko, więc polał się wodą, co znacznie poprawiło jego nastrój a pogorszyło prezencję. Teraz skołtunione włosy oklejały brudną, zarośniętą twarz, a z brody woda ściekała na ubrudzony kaftan. Ogne niezrażony wrócił na swoje miejsce, nie zaprzątając sobie więcej głowy skradzionymi rzeczami, które i tak nie były niemal nic warte i wyciągnął kawał kiełbasy. Popatrzył wrogo na niedźwiedzia, wcale nie mając zamiaru się z nim dzielić i zagryzł. Zaraz w jego ręku pojawił się dzbanek z ostro pachnacym płynem, którym zapił kiełbasę, tym razem posyłając wrogie spojrzenie krasnoludom, łasym z pewnością na jego gorzałkę.

- Ej, wy też na tą porąbana wyprawę za sto tysięcy monet? – zapytał wymachując nadgryzionym pętem podsuszanej. Porozglądał się na boki i zauważył parę interesujących person. Do takich oczywiście nie zaliczył rycerza, czy kolejnych brodatych ludzików, w tym jednego z irokezem na wygolonym łbie. I zabójca trolli się znalazł, ciekawe co zawinił, pomyślał, a jego wzrok prześlizgnął się po kapłanie i zatrzymał chwilę na zakapturzonej postaci z kijkiem. Ciekawe co to za obwieś? Dalej były panie i to na nich skupił uwagę. No nie do końca na nich, a raczej na ich tyłkach i cyckach, bo to go w kobietach interesowało. Wyjątkowo długo oglądał elfkę, bo takiej jeszcze w życiu nie widział i zaczął zastanawiać się jak to elfki robią. Może będę miał okazję sprawdzić...

Okazało się, że nie. Trafił do grupy składającej się niemal z samych krasnoludów. Poza nim, do brodatego ludu nie należał jeden mężczyzna i miś, ale on się raczej nie liczył, bo żarł z krasnoludzkiej łapy. To se podupczyłem, Ogne posmutniał wyraźnie i zapijając wódę słuchał co też mają zrobić. Z zawiścią patrzył na kapłana, bo trafił do grupy mającej łatwe zadanie, a do tego poza nim były tam dwie kobiety – jakaś Natatastasha, pewnie z Kislevu i Miriah, nie wiadomo skąd. Druga grupa też miała dobrze, trafił tam jeden krasnal, kapturnik i rycerz, którzy z pewnością będą mieli okazję skorzystać z wdzięków elfki. Tak, zdecydowanie Ogne się wkurwił. On se będzie mógł pojeździć na dyszlu i znów nabawić się odcisków. I do tego jeszcze orki, zielonoskóra zaraza. Na fiuta Shornaala, podpisał więc się zrobi.


<-<-|Karczma "Rozpruta Ciżma"|->->


Na Lanshora! Karczma płonęła, obrońcy padali jak muchy, nie wiadomo kto atakował, a nade wszystko, skończyło się piwo! Ogne był niepocieszony. Jego podły nastrój pogarszał fakt, że w karczmie był tylko właściciel. Żadnych dziewek służebnych czy córek karczmarza. Cóż za podłota!

- Jasne, jasne – mruknął tylko, gdy usłyszał rozkaz wydany przez krasnoluda. Cóż on se myślał, pokurcz jeden? To, że ma brodę, która mu jajca osłania, nie znaczy, że wszystko mu wolno. Ale poszukanie tylnego wyjścia było niezłym pomysłem, na który otumaniony alkoholem umysł Ogne nie wpadł sam. Z toporem w ręku ruszył na tyły budynku, jeszcze przez ramię spoglądając, kogo to obrońcy wpuścili do środka.

Gdy biegł ku tyłowi usłyszał głos karczmarza, usiłującego nabrać wody z beczki do podręcznego wiadra: - Gdzie!? Z boku, do kurnika
- To normalne w waszych stronach, że po nocach jacyś popaprańcy karczmy atakują? Kto to w ogóle jest? - zapytał w przelocie karczmarza. Miał zamiar dostać się do kurnika, stamtąd na zewnątrz i sprawdzić co się dzieje.
- Tak kurwa, codziennie - dogonił go czysty sarkazm karczmarza, gdy z barku otwierał drzwi i wpadał do ...no cóż, kurnika. Kury gdakały, pierze latało....Ot czysty burdel, jeno jebać nie było co.

Fajna okolica w takim razie, pomyślał Ogne. Wpadł do kurnika i zatrzymał się. Pierze latające wokoło oślepiało go i wciskało w usta. Splunął, trzepnął ręką jakąś spanikowaną kwokę i zagłębił się w cuchnącą ptasim guanem komórkę. Przeciskał się między grzędami, na których powinny siedzieć kury zamiast właśnie wpadać mu pod nogi, kierując się do przeciwległej ściany. Tam, wedle wszelkich prawideł sztuki budowania kurników, powinno być wyjście.

Miał racje było. Otworzył drzwi by wyjrzeć. Przed drzwiami bylo pusto, zaś gdy rozejrzał się dokładniej dostrzegł kilka postaci znikających w krzakach. Dochodził go duszący zapach dymu.
- Się tutaj zjaramy - mruknął pod nosem. Starał się przypatrzeć, kto znika w krzakach. Prawdopodobnie byli to napastnicy, ale chciał mieć pewność. Chwilę potem zadarł głowę do góry, oceniając rozmiary pożaru. Stał i wpatrywał się w ogień z fascynacją. A stary Stukill, jego ojciec zawsze mówił: Nie gap się w ogień, ćwoku, bo po nocach sikał będziesz. Sprawdzało się przy ognisku, ale gdy płonął jakiś budynek, świątynia lub fort puszczony z dymem przez łupieżców, wówczas było to bardziej ekstatyczne uczucie.

Napastnicy...,tak to chyba byli oni. Kim byli? Dobre pytanie. Dach na szczęście nie palił się całkiem a w jednym miejscu, widać mokrym gdyż nie rozprzestrzeniał się tak jak mógł.

Nors wrócił do wnętrza karczmy tą samą drogą, przez kurnik. Tym razem bez pośpiechu, pozwolił sobie nawet na podebranie kilku jajeczek. Będą na śniadanie jak znalazł.
- Szybko ugasisz, w jednym miejscu się kopci - powiedział karczmarzowi, ignorując jakiekolwiek prośby o pomoc. W końcu był tu gościem. Gdy wrócił do izby biesiadnej, było po walce. Wszędzie pełno krwi i trupów. Jak w domu.
- Uciekli - powiedział tylko i klapnął na swoje miejsce. - Kto to w ogóle był?
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 10-07-2013 o 23:12.
xeper jest offline