Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 00:10   #21
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nethadil uważał się za odważną osobę, ale widok zniszczenia jakie rozciągało się wokoło, świadomość śmierci jaka wzięła to miejsce w posiadanie, a nade wszystko wrażenie jakby wpadł w sieć pająka … wszystko to sprawiło że na długą chwilę zamarł, niezdolny zrobić kroku naprzód. Wszechobecne zepsucie ściskało go za gardło, a przerażenie odbierało wolę. Za sobą widział żywy las, przed sobą - śmierć.

Upór zawiódł go aż tutaj, a teraz mógł się stać przyczyną jego zguby. Jak wiele istot znalazło się tu przed nim, niczym owady złapane przez dzbanecznika? I co się z nimi stało? W jaki sposób jego pobratymcy zginęli i z jakiej przyczyny?

Jakie on sam miał szanse? Znał się na walce, tropieniu i śpiewie; w dziedzinie magii, która zapewne była źródłem przekleństwa, był jeno początkującym adeptem. A właśnie magia i jej nadużywający zbyt często w dziejach Torilu byli przyczyną zła i nieszczęścia. Skoro jego krewniaczki, dysponujące potężną magią natury, tutaj poległy, jakie on miał szanse?

Splunął wściekle i warknął, zbierając odwagę, a jego oczy jarzyły się jadowitą zielenią. Nie sądził by cofnięcie się było możliwe; zresztą, nigdy nie mógłby spojrzeć matce w oczy gdyby teraz zawrócił. Nie wiedział co dokładnie tu zaszło, ale nie miało to większego znaczenia. Wyszczerzył zęby w kierunku dworu w niemym wyzwaniu. Był łowcą i zamierzał zapolować.

Jeśli wpadł komuś niczym w pułapkę drapieżnego dzbanecznika, to półelf miał zamiar zrobić wszystko by ten ktoś się nim udławił. Może właśnie tego tutaj było potrzeba: nie magii driad, na którą można było łatwo znaleźć odpowiedź, ale sprawności w robieniu bronią i umiejętności robienia użytku z najprostszych przedmiotów?

Zatrzymał się w ukryciu by zjeść, napić się i wysiusiać - nie miał zamiaru pozwolić na to by jakaś potrzeba miała być później przyczyną jego zguby. Ekwipunek rozmieścił by łatwy mieć do niego dostęp, do broni i innych przedmiotów, wśród których zapalające zajmowały niepoślednią rolę.


Ruszył w kierunku dworku, chyłkiem i nie pchając się od razu do środka, lecz jak zwiadowcy przystało lustrując go z każdej strony, szukając śladów życia i tropów i wbijając sobie w pamięć topografię okolicy, gdyby przyszło uciekać lub wycofać się i toczyć walkę w lesie. Ku swemu zdziwieniu nie dojrzał znaków pozostawionych przez wilczą watahę, ale z drugiej strony może nie było się czemu dziwić.

Wzruszył ramionami, jakby odsuwając resztki wahania i strachu, a skupiając się na zwiadzie. Cokolwiek stworzyło Przeklętą Polanę, było groźniejsze od stada wilków i nie potrzebowało pomocy szarych łowców.



Nie tylko wilczych śladów nie było - żadnych nie dostrzegł, jak uznał po zatoczeniu koła wokół budynku. Tak samo żadnego ruchu nie dojrzał, ani niczego podejrzanego. Ani też jednego zielonego listka czy czegokolwiek co powiedziałoby że życie trzyma się tego miejsca bodaj paznokciami. Jedyne co na dłużej przykuło jego uwagę to sterta splątanych ze sobą gałęzi, krzaków, korzeni i liści, zalegająca przed wejściem do wyższej wieży. Widok ten obudził wspomnienie dziwacznej istoty ze snu, ale teraz, w przeciwieństwie do wizji, czymkolwiek był ten stos, nie zdradzał oznak życia ni inteligencji. Tak jak wszystko dookoła stanowiące go drewno wydawało się obumarłe i zasuszone na kość. Prawdziwe kości zresztą również znalazł, w zabudowaniach gospodarskich - szkielety zwierząt. Tak samo jak rozpadające się sprzęty.

Nethadil przerwał przemykanie od drzewa do drzewa i z łukiem i strzałą w dłoni przebiegł sprintem do ściany przy wejściu do wieży. Rozejrzał się szybko w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, uspokoił oddech, potem dotknął “stosu”. Ten był martwy.

Półelf z prawdziwą niechęcią spojrzał w górę, na wieżę. Sehanine jedna wiedziała w jakim jest ona stanie i czy wspinaczka tam nie zakończy się jakimś zawałem. A na domiar złego on przecież tak nie cierpiał wysokości... Ale nie mógł zostawić “góry” nie zbadanej zawczasu. Schował łuk, złapał topór i nie zapaloną jeszcze pochodnię. Krzesząca gałązka była przywiązana do niej, by po potarciu rozpalić obwiązany i nasączony oliwą koniec. Zmarnował jeszcze chwilę na to by wspomnieć matkę i dotknąć medalionu.
- Naprzód - powiedział wreszcie, tylko po to by usłyszeć czyjś głos. Potem milczał, wkradając się do wieży.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline