Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 00:22   #35
Nasty
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
=== (+++)===


Na początku mało ze sobą rozmawiali, w zasadzie wcale. Może dlatego że mieli do wykonanie zadanie, w postaci zwiadu, a może dlatego że była to nowa znajomość.
Podczas drugiej rundki po lesie jednak odezwał się do elfki
- Wybaczcie śmiałość pytania, pani, ale co was skłoniło do przyłączenia się do ekspedycji krasnoludzkiej? - zapytał spokojnym i zrównoważonym tonem kapłan


Elfka spojrzała na kompana kontem oka spod kaptura. Chwilę przetrzymała w ciszy pytanie aż w końcu wydała z siebie głos. -Zlecenie jak każde inne. - Spojrzała na niego spod kaptura tym razem jej twarz wyłoniła się z niego w pełni. - A waćpan jakieś wyższe cechy skłoniły do takiego trudu ? - Jej oczy zagłębiały się szukając odpowiedzi w oczach rozmówcy jakby chciała wyczytać wypowiedź nim nastąpi. Speszyła się jednak gdy tylko spotkała się z odwzajemnieniem spojrzenia. Wtedy jej wzrok powędrował znów w inną stronę na pozór szukając wrogich jednostek.

Nie do końca potrafił odczytać rekcję elfki, jednak zadziwiło go w jaki sposób mu odpowiedziała. Mówiła sprawnie w żargonie... na pewno nie elfickim, nie takim jaki znał.
- Ja po Imperium Świętego Sigmara chodzę i o nim ludziom mówię, więc podróż tutaj nie jest dla mnie trudem. Krasnoludom, jako przyjaciołom Sigmara, służyć wiedzą chcę i wsparciem, tak w walce jak i duchowym. - odpowiedział dalej spokojnym tonem, niczego wyraźnie nie akcentując. Sam dalej nie szukał już spojrzeń elfki, widział że jej oczy były czujne i zwrócone na las.


Jak tylko kompan zaczął odpowiadać skierowała w jego stronę, na chwilę wzrok, by sekundę później, już znów szukać czegoś niepokojącego w ich otoczeniu. - To może pan coś szczególnego opowiedzieć o wielmożnym Świętym Sigmarze rzec. Bo do mnie słuchy nie dotarły o uf człowieku. - zwolniła tępa zatrzymała się i spojrzała na twarz rozmówcy, tym razem bystrym wzrokiem, który łaknął wiedzy. Stała tak, może krok od kapłana, zwrócona ciałem do Niego i czekała na odpowiedź. Jej oczy niebieskie czekały na reakcję. Patrzyła na Esmera z góry, gdyż była wyższa.

Kapłan spojrzał elfce w oczy by spróbować wyczuć czy nie kłamie. Nie kłamała, faktycznie nie słyszała nigdy o Sigmarze. Na początku Esmer nie mógł w to uwierzyć, jak można nie słyszeć o Sigmarze będąc w Imperium. Jednak była elfką, miała prawo nie wiedzieć. Ta niewiedza była zarazem odpowiedzią na inne pytania dotyczącej elfki, była tutaj na pewno krótko, może nie znała jeszcze dobrze świata? Zastanawiało go ile może mieć lat, bo po elfach ciężko było to stwierdzić.

- Sigmar, droga pani, jest siłą jednoczącą Imperium i jego obrońcą. - zaczął powoli, patrząc na nią - Sigmar, zwany Młotodzierżcą, otaczany jest szczególną czcią i uwielbieniem we wszystkich zakątkach Imperium. Jest strażnikiem swego ludy, jego tarczą i młotem. Jego imię podtrzymuje w ludziach nadzieję i daje wiarę w to, że nieprzerwane najazdy sił Chaosu nigdy nie zdołają pokonać Imperium. To dzięki niemu dziś możemy stąpać po krainie tej krainie. Żył on wieki temu, gdy w tych krainach gościło barbarzyństwo i gdy poszczególne plemiona walczyły ze sobą nawzajem bądź z goblinami, chociaż Chaos już wtedy obcy nie był. Były to czasu gdy elfy zaczęły opuszczać te ziemie a krasnoludy zamknęły się w górskich twierdzach a ludzie ciągle byli nękani przez siły chaosu, krwiożerczych orków, nikczemnych goblinów i ożywieńców. Ale już za młodu Sigmar okrył się chwałą, bowiem uratował pewnego razu króla krasnoludów, Kurgana Żelaznobrodego, z łap orków. W podzięce za ten czyn król krasnoludów wręczył mu młot Ghal Maraz, który do dziś jest symbolem sojuszu pomiędzy nami, ludźmi i krasnoludami. Sigmar był wodzem plemienia Unberogenów i jako wódz nie mógł patrzeć na zło, jakie się szerzy. Zebrawszy armię wyplenił ze wzgórz i lasów stwory, które mieszkały tam od lat. Widząc sukcesy bitewne Sigmara przyłączyły się do niego inne plemiona a za ich pomocą ludzie zdołali wypędzić zielonoskórych. Tak oto narodziło się Imperium. Jednak to nie był koniec. Sigmar działał dalej, ale niestety na to chyba teraz czasu nie mamy - powiedział dumny z tego, że mógł kolejnej osobie opowiedzieć o Sigmarze.
- Chyba nie jesteś zbyt długo w Imperium, prawda? - zapytał jeszcze


-
Niedługo ! Większość czasu spędziłam w lesie Loren. Panie. - odwróciła się i znów zaczęła się rozglądać.

Przymrużyła oczy i szukała czegoś co wyczuwała. Zaczęła się rozglądać nerwowo i ścisnęła rękojeść miecza. Nie dobywała go jednak od razu bo nie miała po co. Głupie uczucie jeszcze chwilę ją męczyło. Ruszyła energicznie przed siebie tuż obok kompana.

Sigmaryta spostrzegł dziwny znak na drzewie. Nie miał pojęcia co przedstawiała.
- Co to takiego? - zapytał cicho sam siebie.

Lonor zauważyła ślady co zaraz potwierdziło jej obawy. Wypatrywała się miedzy drzewa a potem chyląc się ku śladom by sprawdzić po zagniecionym mchu, czy ten, który je zostawił, był tu do niedawna. Ugięta roślinność, która nie zdołała się jeszcze odkształcić i wzrosnąć, po za gniotach, ujawniła czas nawiedzin. Było to, nie dalej jak parę minut, przed czasem ich znalezienia. Uniosła się wyprostowana, by nabrać w nozdrza powietrze, które szło zawietrzną stroną do śladów. W tym momencie usłyszała

- Wy w lesie! Między drzewami na lewo od wejścia do jaskini! Mały zielony! Jest wasz! – zakrzyknął.

Ujrzała małą, zacienioną posturę, która dość szybko zaczęła się przemieszczać w przeciwnym kierunku niż droga do groty. Elfka nie czekała na kompana, który zebrał się dość niewcześnie. Na cel wezbrała sobie odcięcie drogi uciekinierowi. Przemieszczała się miedzy drzewami jak u siebie w lesie.

Było to proste jak tylko wysunęła się na prowadzenie, za szykowała broń co by nie zostać zaskoczoną. W ten sposób użyła jej by uniemożliwić dalszej ucieczki. Napięła cięciwę i puściła zgrabnym wyćwiczonym ruchem. Strzała powędrowała, tuż przed Goblinem, który z powstałej przeszkody w postaci strzały przewrócił się myląc kroki.Esmer w rychły czas wezbrał się i dogonił dwójkę by dokończyć dzieła.

Kriegerisch rzucił ciało Goblina pod nogi krasnoludzkich wartowników
- Wolałem je zabrać by reszta zielonych się za szybko nie spostrzegła. Może pomyślą że zjadł go jakiś niedźwiedź - powiedział do sierżanta…..



=== (+++)===
 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 11-07-2013 o 00:32.
Nasty jest offline