Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2013, 19:12   #31
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Kapłan nie miał w zwyczaju picia piwa czy wina, dlatego zakaz obowiązujący w obozie mu nie przeszkadzał. Jak miał to w zwyczaju, wstał wcześnie rano by nie marnować dnia. Odprawił poranne modły i wysłuchał słów dowódców ekspedycji, a rozchodziło się o wary. Wart nie były dla Esmera czymś nowym. Nie raz pełnił wartę w świątyni, więc i teraz mógł to zrobić, pilnując obozu.

Towarzyszyła mu elfka. Nie przeszkadzało mu tu. Na początku mało ze sobą rozmawiali, w zasadzie wcale. Może dlatego że mieli do wykonanie zadanie, w postaci zwiadu, a może dlatego że była to nowa znajomość.
Podczas drugiej rundki po lesie jednak odezwał się do elfki
- Wybaczcie śmiałość pytania, pani, ale co was skłoniło do przyłączenia się do ekspedycji krasnoludzkiej? - zapytał spokojnym i zrównoważonym tonem kapłan
Elfka spojrzała na kompana kontem oka spod kaptura. Chwilę przetrzymała w ciszy pytanie aż w końcu wydała z siebie głos. - Zlecenie jak każde inne. - Spojrzała na niego spod kaptura tym razem jej twarz wyłoniła się z niego w pełni. - A waćpan jakieś wyższe cechy skłoniły do takiego trudu ? - Jej oczy zagłębiały się szukając odpowiedzi w oczach rozmówcy jakby chciała wyczytać wypowiedź nim nastąpi. Speszyła się jednak gdy tylko spotkała się z odwzajemnieniem spojrzenia. Wtedy jej wzrok powędrował znów w inną stronę na pozór szukając wrogich jednostek.
Nie do końca potrafił odczytać rekcję elfki, jednak zadziwiło go w jaki sposób mu odpowiedziała. Mówiła sprawnie w żargonie... na pewno nie elfickim, nie takim jaki znał.
- Ja po Imperium Świętego Sigmara chodzę i o nim ludziom mówię, więc podróż tutaj nie jest dla mnie trudem. Krasnoludom, jako przyjaciołom Sigmara, służyć wiedzą chcę i wsparciem, tak w walce jak i duchowym. - odpowiedział dalej spokojnym tonem, niczego wyraźnie nie akcentując. Sam dalej nie szukał już spojrzeń elfki, widział że jej oczy były czujne i zwrócone na las.
Jak tylko kompan zaczęła odpowiadać skierowała w jego stronę na chwilę wzrok, by sekundę później, już znów szukać czegoś niepokojącego w ich otoczeniu. - To może pan coś szczególnego opowiedzieć o wielmożnym Świętym Sigmarze rzec. Bo do mnie słuchy nie dotarły o uf człowieku. - zwolniła tępa zatrzymała się i spojrzała na twarz rozmówcy, tym razem bystrym wzrokiem, który łaknął wiedzy. Stała tak może krok od ciebie zwrócona ciałem do ciebie i czekała na odpowiedź. Jej oczy niebieskie czekały na reakcję. Patrzyła na ciebie z góry gdyż była wyższa.
Kapłan spojrzał elfce w oczy by spróbować wyczuć czy nie kłamie. Nie kłamała, faktycznie nie słyszała nigdy o Sigmarze. Na początku Esmer nie mógł w to uwierzyć, jak można nie słyszeć o Sigmarze będąc w Imperium. Jednak była elfką, miała prawo nie wiedzieć. Ta niewiedza była zarazem odpowiedzią na inne pytania dotyczącej elfki, była tutaj na pewno krótko, może nie znała jeszcze dobrze świata? Zastanawiało go ile może mieć lat, bo po elfach ciężko było to stwierdzić.
- Sigmar, droga pani, jest siłą jednoczącą Imperium i jego obrońcą - zaczął powoli, patrząc na nią - Sigmar, zwany Młotodzierżcą, otaczany jest szczególną czcią i uwielbieniem we wszystkich zakątkach Imperium. Jest strażnikiem swego ludy, jego tarczą i młotem. Jego imię podtrzymuje w ludziach nadzieję i daje wiarę w to, że nieprzerwane najazdy sił Chaosu nigdy nie zdołają pokonać Imperium. To dzięki niemu dziś możemy stąpać po krainie tej krainie. Żył on wieki temu, gdy w tych krainach gościło barbarzyństwo i gdy poszczególne plemiona walczyły ze sobą nawzajem bądź z goblinami, chociaż Chaos już wtedy obcy nie był. Były to czasu gdy elfy zaczęły opuszczać te ziemie a krasnoludy zamknęły się w górskich twierdzach a ludzie ciągle byli nękani przez siły chaosu, krwiożerczych orków, nikczemnych goblinów i ożywieńców. Ale już za młodu Sigmar okrył się chwałą, bowiem uratował pewnego razu króla krasnoludów, Kurgana Żelaznobrodego, z łap orków. W podzięce za ten czyn król krasnoludów wręczył mu młot Ghal Maraz, który do dziś jest symbolem sojuszu pomiędzy nami, ludźmi i krasnoludami. Sigmar był wodzem plemienia Unberogenów i jako wódz nie mógł patrzeć na zło, jakie się szerzy. Zebrawszy armię wyplenił ze wzgórz i lasów stwory, które mieszkały tam od lat. Widząc sukcesy bitewne Sigmara przyłączyły się do niego inne plemiona a za ich pomocą ludzie zdołali wypędzić zielonoskórych. Tak oto narodziło się Imperium. Jednak to nie był koniec. Sigmar działał dalej, ale niestety na to chyba teraz czasu nie mamy - powiedział dumny z tego, że mógł kolejnej osobie opowiedzieć o Sigmarze.
- Chyba nie jesteś zbyt długo w Imperium, prawda? - zapytał jeszcze
- Niedługo ! Większość czasu spędziłam w lesie Loren. Panie. - odwróciła się i znów zaczęła się rozglądać. Przymrużyła oczy i szukała czegoś co wyczuwała. Zaczęła się rozglądać nerwowo i ścisnęła rękojeść miecza. Nie dobywała go jednak od razu bo nie miała po co. Głupie uczucie jeszcze chwilę ją męczyło. Ruszyła energicznie przed siebie tuż obok kompana.

Sigmaryta spostrzegł dziwny znak na drzewie. Nie miał pojęcia co przedstawiała.
- Co to takiego? - zapytał cicho sam siebie. Następnie spojrzał na elfkę, a ta ciągle wpatrywała się uważnie w las, jakby czegoś oczekiwała. Słusznie zresztą, jak się okazało. Krasnoludzki sierżant krzyknął że goblin ucieka w lesie, więc zwiadowcy zaczęli działać. Elfka błyskawicznie zmieniła swoją pozycję i biegła między drzewami wprawnie niczym sarna. Esmer aż taki zwinny nie był. Świst strzały i nic, goblin żył ale wywalił się, co go straciło, bo nie zdążył już wstać i uniknąć ciosu kapłana. Akcja była krótka ale wystarczyła by podnieść napięcie sytuacji. Ciało goblina kapłan postanowił zabrać ze sobą, by inni go nie znaleźli.

Kriegerisch rzucił ciało goblina pod nogi krasnoludzkich wartowników
- Wolałem je zabrać by reszta zielonych się za szybko nie spostrzegła. Może pomyślą że zjadł go jakiś niedźwiedź - powiedział do sierżanta.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 08-07-2013, 20:05   #32
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
-Złoto! Kolejny pokład! – Zakrzyknął któryś z górników pracujących przy wykopaliskach.
Kardel momentalnie pognał tam skąd dochodziło zawołanie. Wrócił po chwili niosąc w rękach spory posążek. Bardzo dziwny.
-Co to za dziwactwo do czorta?!
Lothar spojrzał na nowy posążek przyniesiony przez Khazada ale nie podszedł na bliżej niż 3 metry. ‘’Cholerstwo może być przeklęte czy coś, niech już lepiej krasnal to trzyma.’’ Po chwili przyglądania się znalezisku Von Reiner odpowiedział w końcu.
- Mi to wygląda jak żaba na tronie. - Lothar podrapał się po głowie po czym powiedział. - Kiedyś czytałem o szczelinie w ziemi na terenie Bretoni z której miały wychodzić zmutowane żabo-ludzie. To nie weskalna rzeźba, chyba prędzej łuskalna. -Lothar roześmiał się ze swojego żartu.
Von Reiner nie stał jednak zbyt długo obok Kardela i jego ''przeklętego'' posążka gdy usłyszał że krasnoludy zbierają jakąś naradę. ''Pewno wojenna bo takie poważne miny mają jak kot srający na świątynnym placu.''
Lothar spojrzał po krasnoludach i wyszedł na przód.
- Wybaczcie szlachetni khazadzi. - Inżynier wystawał ponad zebranych. Jego twarz ubrudzona była smarem choć nadal było na niej widac jego szelmowski , biały uśmiech. - Lecz mam do was pytanie dotyczące ów zielonych. Jeśli kryją się w lesie i jest ich więcej, czemu po prostu ich nie spalić? - Von Reiner przetarł usmarowane ręce w szmatę która nosił z tyłu za paskiem. - Mamy przecież kilka beczek alkoholu a dźwig powinno dać się przerobić na katapultę jeśli użyję osi od wozu i kilku dodatkowych elementów które widziałem w obozie. Jeśli ich nie pokonamy, to chociaż wystraszymy sporą część. - Inżynier czekał na odpowiedź brodatej braci a przede wszystkim Kardela, wszakże to jego dźwig i wóz miały być ‘przerobione’.
Glandir długą chwilę przyglądał się mężczyźnie z stoickim spokojem na twarzy, po czym ściągnął hełm, zakrywający mu większość twarzy i raz jeszcze zlustrował go od stóp do głów.
-Wybacz, nie usłyszałem twojego imenia panie wcześniej...- rzekł po czym cmoknął ustami -Zatem chcesz byśmy zmarnowali cały zapas alkoholu, który jest dla nas tutaj jedyną przyjemnością i podpalili serce lasu, który jest po części domem dwójki naszych towarzyszy...- wskazał gestem ręki elfa i elfkę -Wydaje mi się, że to dość... toporny i niezbyt finezyjny plan. Rzecz jasna liczy się skuteczność i efekt końcowy, ale budowanie katapulty może zająć zdecydowanie zbyt wiele czasu.- wzruszył ramionami. Starał się być delikatny w swoich wypowiedziach, wszak nie chciał zrazić do siebie rozmówcy, bo i po co?
-Tamci z pewnością niebawem zauważą brak swojego zwiadowcy i poślą kolejnego, którego możemy nie zauważyć, a to oznacząć będzie, że mogą lada moment zaatakować, a w tym nam katapulta nie pomoże.- wzruszył ramionami -Jednak, koniec, końców jestem tylko prostym żołdakiem i otwarty jestem na wszelkiej maści strategiczne plany i pomysły osób bardziej doświadczonych w bojach i bitkach z orkami.- pokłonił się lekko, po czym oddał głos pozostałym. Ciekaw był czy elfy poprą jego stosunek do podpalania lasu, bo co do reszty krasnoludów był pewien.
- Lothar von Reiner. Chyba jeszcze nie byliśmy sobie przedstawieni. -
Szlachcic wyciągnął do krasnala dloń w powitalnym geście.
- Jestem zaskoczony krasnoludzką troską o elfy. Tego się nie spodziewałem.. Prawda pomysł ryzykowny i alkoholu szkoda ale elfów w ich obozie chyba nie znajdziemy. O ile dobrze usłyszałem to mają dużą przewagę liczebną. Nie wątpie w krasnoludzkie umiejętności bojowe ale nie jestem na tyle szalony by polegać tylko i wyłącznie na sile mięśnie małej, średnio uzbrojonej grupy khazadów. Jeśli chcecie możecie iść i bić się z nimi w honorowej walce. Palić ich strzałami i ustawiać płuapki w lesie. I w tym że lesie paść, jakże honorowo ale paść. -
Lothar spojrzał po wojach dłużej spoglądajac na Glandira.
- Jestem pewien że z otwartymi ramionami czekacie na chwalebny koniec ale ja nie pisałem się na śmierć z ręki zielonych więc mam zamiar zrobić wszystko by wybić ich. - Von Reiner wrocił na miejsce i dodał tylko.
- Jeśli dostane pięciu ludzi to do rana katapulta będzie gotowa. Nie znam się na skałach jakie są w tej jaskini ale mając odpowiednie składniki mógłbym stworzyć proch. Nie dużo ale zawsze. Co do logistyki to chciałem użyć jednego z wozów by przetransportować ją bliżej, nie jestem jeszcze pewien czy użyć całego wozu czy tylko osi, musiał bym narysować plan. -
Inżynier odszedł od grupy, już myślał o projekcie. Idąc do swojego stanowiska pracy szukał w kieszeni za swoim szczęśliwym ołówkiem.
- Zawsze możecie iśc i stawiać płuapki co nie? - Rzucił odwracając się za siebie.
Między krasnoludami przeszedł złowrogi ludzkiemu inżynierowi mruk. Widać było że tylko szacunek do dowódcy trzyma ich na wodzy, bo pysk by mu obili jak nic. Co też ten człeczyna mówił, czyżby poddał w wątpliwość khazadzki styl wojenny? Urągał wszystkim, wszak na bitwach znać się ów człek nie mógł. Chciał strzelać z katapulty w lesie!? Toż to nie było możliwe. Zanim on postawi machinę i zaprze ją kamieniami to orczy skauci go wypatrzą... a ile odda strzałów w obóz wroga nim go okrążą... jeden, góra dwa... a ile orków nimi zabije? Przy dobrej woli bogów gór, może z pięciu by ubił, jeśli trafi rzecz jasna, a blisko musiałby być, bo ze stu kroków, między drzewami nawet najlepszy khazadzki artylerzysta nie trafi niczego. Helvgrim pokiwał głową i pociągnął nosem... a kiedy inżynier odwrócił się na pięcie i odszedł... Sverrisson nie wytrzymał.
- Jak śmiesz człeczyno odwracać się plecami do dowódcy? Machiny chcesz budować jak wroga masz u bram? Argh! … nie zniosę. - Helvgrim zrobił krok w kierunku Lothara, zatrzymał go jednak stalowy uścisk dłoni Glandira. Na usta syna Svergrima wystąpiła piana a grymas złości zagościł na dobre na jego twarzy.
-Uspokój się.- Rzekł Glandir chłodno na opamiętanie spoglądając Helvgrimowi w oczy -Dowodzę tylko wami, oni zaś moim rozkazom nie podlegają.- Rzekł dla uspokojenia sytuacji, wszak nie chciał by któryś z najemników miał wątpliwości kto im przewodzi. Rozkazy wydawał im Kardel, który im za to płacił, nie Glandir.
-Jeśli twój pracodawca zdecyduje się poprzeć twój pomysł pewnie użyczy Ci ludzi. Strażnicy mają inne obowiązki. Katapulta w lesie będzie tak użyteczna jak barka na otwartym morzu. Po za tym to zaledwie zdanie jednego z was.- Rzekł spoglądając kolejno na każdego z pozostałych najemników, którzy stali w pobliżu.
Khazad z Norski spojrzał na dowódcę i gniew opuścił jego lico, w sercu jednak był wściekły na ludzkiego inżyniera. Zatem Helvgrim cofnął się i powiedział. - Wybacz Glandirze... nie powinienem, ale... nic już. Wybacz.
Lothar wrócił do zebranych krasnoludów po kilku chwilach. W ręcę trzymał jakieś papiery.
- Cofam moje słowa.- Przemówił w mowie khazadów. - Obliczyłem zasięg maszyny oraz naniosłem go na mapę, uwzględniłem topografię terenu i wszystkie te artyleryjskie sztuczki i wycofuję się z mojej propozycji panowie Khazadzi, katapulty nie będzie.
Jeśli urządzimy burze mózgów i podzielimy się tym jakie posiadamy przydatne umiejętności do walki z wrogiem to może uda nam się coś zaradzić.
Osobiście mogę co najwyżej podzielić się umiejętnościami artyleryjskimi, mechanika, inżynieria oraz dobre oko to mój wkład. Ale nic nie budujemy ani nie strzelamy.
- Inżynier usiadł i podumał chwilę. Potem ponownie się odezwał.
- Gdybym miał składniki mógł bym stworzyć ładunki zapalające lub wybuchowe, ale nie mamy. Na alchemi też się nie znam, zazwyczaj szedłem po to do kolegium złota. Znam proporcie i rodzaj składników, brak mi wiedzy by je wykonać. Nie wiem jak zrobić wapno palone. Mieczem nie powalczę. Nie to żebym nie umiał, ale wolę nie pchać się w drogę lepszym w tej dziedzinie. Moją bronią jest mózg. - Inżynier usiadł w ciszy by wysłuchać pozostałych. Wsześniej jednak zwrócił się do Helvgrima, choć imię krasnoluda było mu ciężko zapamiętać.
- Wybacz szlachetny synu gór północnych, nie chciałem urazić honoru twego pana ni twojego. Jednak ludzie, zwłaszcza tacy jak ja. Myśliciele. Mają coś takiego że zapominamy o całym świecie gdy ubzduramy sobie jakiś pomysł. Jeszcze raz wybacz jeśli cię uraziłem i powiedz czy mogę wam jakoś pomóc.
Kapłan zrobił krok do przodu, odchrząknął i odezwał się:
- Dobrze że pomysł z katapultą został wycofany. Lasów palić też nie ma co. - kapłan spojrzał na elfy - Trzeba zrobić to inaczej. Ja widzę na tę chwilę dwa pomysły. Część z nas może cichcem podejść blisko jak się da i wystrzelać z łuków i kusz tyle zielonoskórych ile pójdzie. Reszta w tym czasie będzie schowana nieco dalej i z innej strony, więc gdy zieloni ruszą na strzelców a ci będą uciekać, co da nam nieco czasu i wtedy reszta ruszy na obóz, od tyłu. Zieloni powinni być zdezorientowani. Ale mam jeszcze inny pomysł, choć nie wiem na ile możliwy - kapłan postawił młot rękojeścią na ziemi a ręce położył na jego głowicy - Możemy zwabić zielonoskórych tutaj do jaskiń i tu się obronić. Część orków padnie a resztę będzie można dogonić w obozie. - zakończył czekając na reakcję zebranych.
- Palisada na wejściu, płuapki w środku? Świetny pomysł ojcze. Mógłbym zamontować taki gruby pień, jak taran co by uderzył w wbiegajacych orków. Może jeszcze coś w rodzaju olbrzymich drewnianych wnyków, zasieki. Dwa metry na kij zamykające się z obydwu stron na szarżujących? I może wilczy dół przed wejściem do głównej groty? - Lothar kopnął pięta w ziemie by sprawdzic twardośc gruntu. - Może być ciężko. Ale mam kilka pomysłów na to. Ktoś jeszcze za płuapkami w jaskini? - Von Reiner zapytał podniecony ideą robienia saszłyków z zielonych.
Helvgrim zbliżył się do Glandira i nachylił się ku niemu, szepcząc w khazalidzie. [i]- Panie, wiesz że okopanie tego miejsca, co na litej skale stoi, zmitręży pokłady czasu i łatwe nie będzie? Już lepiej przenieść potyczkę w teren nam przyjaźniejszy lub nawet posiłki ściągnąć z pobliskiego miasta. Jak wejdziemy w tę jaskinię to już z niej żywi nie wyjdziemy. Jeśli nie ma drugiego wyjścia z tej groty, to zieloni nas zaleją falą i zmiażdżą. Przecież ta pieczara ma ledwie sześćdziesiąt stóp głębokości. To będzie nasz grobowiec, musimy mieć jakąś drogę by się wycofać i przegrupować. [i/] Sverrisson pozostał przy boku dowódcy po swych słowach
Trygve siedział na skraju przyniesionej ławy i ze skwaszoną miną przyglądał się poczynaniom Lothara. Nie dość, że jakieśik poronione pomysły z katapultami miewał, to potem mu się granatów zachciało! “Przeca wszyscy wiedzieli, że granaty to cholerstwo jest i lepiej tego nie tykać. Chyba, że masz dodatkowe łapy wygrane na loterii u Slaanesha i Ci nie żal. I jeszcze ten jawny brak szacunku. Jakby się taki fircyk plecami odwrócił na Północy, to już by mu drągal wyciągali z pleców. Głowy na dupy Ci Altdorfczycy se pozamieniali. Psia jucha, niech to Lewiatan zeżre.”
- A ja wam mówię, że trza posiłków nam. Poślijmy no jakiego jeźdzca czem prędzej ku tej mieścinie cośmy ją mijali. - Dobrze pamiętał to miasteczko, bo cycata rudaweczka przykuła tam jego uwagę, ale mundurowy ją zganił, nim na wóz z sianem wsiadła. A może to było podczas poprzedniego przydziału? Czas dziwnie mijał, gdy alkohol krążył w żyłach. - A jak wojsko nie przylezie, to trza będzie radzić se z zielonymi samemu. Ja wam gadam, że najlepsza obrona to atak. A najlepszy atak to atak z zaskoczenia. Załatwim szefa i szamana i stracą bydlaki zapał. Już nie raz tak przeca robiłem, to i wiem co gadam!
-Racja.- burknął Glandir po kilku chwilach zadumy, spoglądając na Trygve -Zbyt wielkie ryzyko podejmujemy pchając się tak niewielką grupą na starcie z liczniejszym wrogiem. Poślemy po posiłki. Wszak i miasto, o którym wspominałeś jest zagrożone przez najazdy zielonoskórych.- skinął głową po czym wejrzał na swych ludzi i najemników -Jeden z nas uda się z wiadomością do miasta. My zaś spróbujemy przeczekać niezauważeni aż do otrzymania posiłków. Gdyby jednak z jakiś powodów pomoc miałaby nie przyjść... zrobił chwilę przerwy na złapanie tchu Wtedy będziem myśleć co dalej. Który z nas najszybciej dotrze do miasta z wiadomością?- spytał nawet nie spoglądając na Helvgrima. Wiedział, że ten był gońcem i z pewnością najlepiej zająłby się tą misją, lecz wolał mieć go obok siebie. W boju byłby zdecydowanie bardziej przydatny niż myśliciel Lothar czy zwykły kopacz, nie posiadający odpowiedniego szkolenia i oręża.
- Ja się zgłaszam. - Podniósł się inżynier. - Do walki się nie przydam, na koniu jeździć umiem, a co najważniejsze ewentualne straże czy wojsko prędzej uwierzą słowu szlachcica ze stolicy niźli najemniką z daleka. - Lothar spojrzał po zebranych. Brak sprzeciwu był odrobinę dołujący ale Von Reiner wolał nie być w okolicy groty gdy wróg zaatakuje a dźwig i tak już stał. - Jeśli taki jest plan to lepiej żebym ruszył przed zmrokiem.
-Świetnie. Ruriku, przygotuj dla pana Reinera konia. Nie ma co czasu tracić.- rzekł chłodno do jednego z khazadów, stojących tuż za nim. -Bomburze, ruszaj na zwiad do lasu. Gdyby coś podejrzanego ze strony orków się działo wracaj natychmiast i melduj.- zwrócił się do drugiego krasnoluda.
-Trzeba przenieść obóz z zewnątrz do jaskini. Trzeba pozacierać wszelkie ślady naszej obecności w okolicy. Trzeba ukryć naszą obecność jak najdłużej tylko się da. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem.- zwrócił się do reszty ochroniarzy -Do roboty.- rzekł, po czym wyszedł z jamy i wraz ze swoimi ludźmi zaczął rozkładać namioty, by następnie przenieść je do jaskini, gdzie przebywała cała reszta kompanii najemników Kardifa. Krycie się przed orkami nie było aktem odwagi czy męstwa, lecz z pewnością świadczyło o rozsądku i trosce o bezpieczeństwo wszystkich wkoło ze strony Glandira.
Lothar wstał i ukłonił się wszystkim zebranym khazadom i innym.
- Postaram się jak najszybciej wrócić z posiłkami. Wy jednak mości panowie moglibyście przy zacieraniu śladów pamiętać co by to co zabiliście w lesie do tej pory zakopać lub gdzieś kamieniami przywalić co by padlinożercy orków w strone groty szybciej nie ściągneli. - Inżynier odszedł, tym razem ze wszystkimi honorami i szacunkiem. Udał się za jednym z krasnoludów do koni, po drodzę jeszcze zatrzymał się przy swoich rzeczach i zabrał spakowany tobół na raz. Następnie maly przystanek przy korytku skalnym co by ryj dobrze umyć od smaru i po chwili szlachcic był już w drodze.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 09-07-2013, 15:51   #33
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Firem wyspał się dobrze, zaś od rana miał nowe zajęcie – ciekawe malowidla odnalezione na skałach. Istota była dziwna. Może te smugi to magia albo co? Kólka tak dookoła? Może to zabarwione menhiry i jakies elementy starej wiary? Zapewne była to jakaś historia. Etapowość elementów przypominała naskalnia jaskiniowe południowej Bretoni. Historyczność alegoryczna biła z nich od razu. Taaak. Jak nic opisywało to sytuację chronologiczną, lub, jak w prekrasnoludzkich znaleziskach badań starej bramy dolnej Karak az Karak, instrukcje dydaktyczną, opisaną etapowo, Mógł być to też argorytm synchretycznie elastyczny, procedura obsługi rytuału menhirytycznego lub, biorąc pod uwagę ciekawą korelację światłocienia kulistości – instrukcja rytu magicznego wyższej złożoności. Tymi przemyśleniami dzielił się właśnie z pracodawcą gdy odkryto nowe złożą. I orki. No orki akurat nic go nie obchodziły. Gdy jego kompani spierali się o balisty, posiłki i inne pierdoły Firem zajął się znaleziskiem. Obejrzał dokładnie elementy rytnicze, rekodzielne, ręczne wykonanie…. I ta postać. Tak:

-Szefie, można na chwilkę zawołał Kardela uczony – Niech szef spojrzy. To Lustryjskie. Zdecydowanie tutejsze do tego. Oceniam że znalazło się tu w erze, jak już mówiłem wcześniej, wczesno krasnoludzkiej lub prekrasnoludzkiej. A to oznacza że to dowód na synergiczność wędrówek ludów. Tk jak elfy wyemigrowały stąd, a stare plemiona ludzkie uciekły do Bretonii, Estali czy Norski, po przybyciu plemion presigmaryckich drugiej fali osadnictwa nieżelaznego, tak żabopodobne gady z Lustrii wędrowały tędy lub zamieszkiwały tutaj w drodze do siedzib reedykcyjnych. Ciekawe jak przebyły ocean. To fascynujące znalezisko…kolekcjoner da za to…sądzę że te osiem tysięcy sztuk złota, to jak w mordę strzelił. Musimy kontynuować badania. Za moment naszykuję plan badawczy, jeśli szef pozwoli. Ejj, cicho tam, tu się pracuje krzyknął gdy dyskusja obok zrobiła się zbyt głośna –Proponuję – skopiować dokładnie malowidła i wysłać ludzi do szukania kolejnych oraz systematycznie badać jaskinie, nie zaniechując jednak wyjątkowej dokładności. Trzeba również odnaleźć w jaskiniach łachy piaskowe – przeszukamy je sitami.
 
vanadu jest offline  
Stary 09-07-2013, 23:04   #34
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Noc przebiegła spokojnie, nie wiedzieć czemu nikt nie zbudził Tupika na wartę. Być może była to zasługa zaszczytnego stanowiska piastuna zdrowia kompanii, innymi słowy cyrulika. Być może bano się obudzić malca , a być może po prostu nie była to jeszcze jego kolej. Ponieważ przez noc nie przybyło rannych a Tupik miał sporo czasu wolnego zajął się przygotowywaniem przedśniadania, porannej przekąski i lekkiego śniadania poprzedzającego bezpośrednio śniadanie właściwe. W ruch poszły noże, chochelka, garnuszek, przyprawy i oczywiście wszelkiego rodzaju zapasy.

Do obozujących dobiegły zapachy które można było śmiało nazwać apetycznymi. Nie jednemu mimowolnie pociekła ślinka na zapach dobrze przyprawionego smażonego mięsa, pieczonych jabłek, czy gotowanej zupki warzywnej. Niektórzy próbowali wycyganić od halflinga trochę żarcia , szybko jednak studził ich zapał wskazując obozowego kucharza, a przynajmniej miejsce gdzie przypuszczał, że przebywa... o ile krasnoludy były na tyle sprytne aby jakowegoś zatrudnić.

Wzruszał ramionami za każdym razem gdy ktoś nagabywał go o żarcie, będąc przekonanym, że skoro ma do czynienia z halflingiem, to niejako jego obowiązkiem jest karmić innych. - Zostałem zatrudniony jako lekarz, a nie jako kucharz – odpowiadał stanowczo, a tym którzy oferowali nawet jakieś pieniądze za porządne śniadanie, po raz kolejny odmawiał – Gdybym chciał pichcić za pieniądze to zatrudniłbym się na stanowisko kucharza w jakiejś karczmie.
Rozsądniejszym byłoby zatrudnienie się u szlachty, ale tej miał stanowczo dość odkąd za jego ciężką pracę odwdzięczyła mu się blizną po pętli na szyi.
Nie miał wprawdzie nic przeciwko instruowaniu głodomorów odnośnie sposobu przyrządzania śniadania. Wiedział, że gdy tylko poduczy ochotników, do tego stopnia iż ich jedzenie będzie przynajmniej zjadliwe, sam na tym skorzysta jedząc dobrze i nie wysilając się przy tym ani trochę.

Jedynie Helvgrim w całej tej gromadzie miał fory , polegające na tym, że wszystkie sniadaniowe elementy szykowane były dla dwóch i pół osoby. Dla Tupika, Helvgrima i jako dokładkę dla Tupika rzecz jasna. Krasnolud był co prawda zajęty jakimś zwiadem i niespecjalnie znajdował czas na jedzenie, jednakże Halfling odkładał jego porcję na później, na czas gdy już będzie miał chwilę na posiłek.

- Złoto! Kolejny pokład! - zakrzyknął któryś z górników wzbudzając nie małe zamieszanie w obozie. Halfling ze stoickim spokojem, wygrzebywał właśnie spod paleniska upieczone jabłuszko, chuchając i dmuchając starał się je przyprowadzić do jadalnego stanu. Spojrzał tylko z zaciekawieniem na tłum, który niczym stado bydła jak do wodopoju ruszył w kierunku jamy.

Dopiero gdy skończył śniadanie ruszył niemrawo przyjrzeć się cóż też nowego znaleziono. Gdy tylko przyjrzał się nowemu posążkowi uznał iż dobrze było nie przerywać śniadania. Halflingi słynęły ze swej ciekawości i zapału, nie rzadko jednak ciekawość przeradzała się z znużenie, a zapał przemijał z prędkością palonej słomy, tylko po to by po chwili swym ogniem objąć inny stos. Dotarło do małych ciekawskich uszu wieści o zielonych, zresztą połowa obozu już szykowała się do walki, obrony, przenosin lub wzywania pomocy. Widać było, iż brak w tym skoordynowanych działań i pomyślunku, zapewne dlatego, że same krasnoludy jeszcze nie obradziły co począć. Tupik nie zamierzał się wciskać między kiełbaskę a cebulkę. Był od leczenia ran a nie udzielania rad wojennych, mimo wszystko ciekawiło go co postanowią krasnoludy. Od ich decyzji zależało dalsze położenie halflinga. Tak naprawdę jednak interesowało go bardzo czy po przenosinach do jaskini da się tam jeszcze upichcić porządny obiad...
 
Eliasz jest offline  
Stary 11-07-2013, 00:22   #35
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
=== (+++)===


Na początku mało ze sobą rozmawiali, w zasadzie wcale. Może dlatego że mieli do wykonanie zadanie, w postaci zwiadu, a może dlatego że była to nowa znajomość.
Podczas drugiej rundki po lesie jednak odezwał się do elfki
- Wybaczcie śmiałość pytania, pani, ale co was skłoniło do przyłączenia się do ekspedycji krasnoludzkiej? - zapytał spokojnym i zrównoważonym tonem kapłan


Elfka spojrzała na kompana kontem oka spod kaptura. Chwilę przetrzymała w ciszy pytanie aż w końcu wydała z siebie głos. -Zlecenie jak każde inne. - Spojrzała na niego spod kaptura tym razem jej twarz wyłoniła się z niego w pełni. - A waćpan jakieś wyższe cechy skłoniły do takiego trudu ? - Jej oczy zagłębiały się szukając odpowiedzi w oczach rozmówcy jakby chciała wyczytać wypowiedź nim nastąpi. Speszyła się jednak gdy tylko spotkała się z odwzajemnieniem spojrzenia. Wtedy jej wzrok powędrował znów w inną stronę na pozór szukając wrogich jednostek.

Nie do końca potrafił odczytać rekcję elfki, jednak zadziwiło go w jaki sposób mu odpowiedziała. Mówiła sprawnie w żargonie... na pewno nie elfickim, nie takim jaki znał.
- Ja po Imperium Świętego Sigmara chodzę i o nim ludziom mówię, więc podróż tutaj nie jest dla mnie trudem. Krasnoludom, jako przyjaciołom Sigmara, służyć wiedzą chcę i wsparciem, tak w walce jak i duchowym. - odpowiedział dalej spokojnym tonem, niczego wyraźnie nie akcentując. Sam dalej nie szukał już spojrzeń elfki, widział że jej oczy były czujne i zwrócone na las.


Jak tylko kompan zaczął odpowiadać skierowała w jego stronę, na chwilę wzrok, by sekundę później, już znów szukać czegoś niepokojącego w ich otoczeniu. - To może pan coś szczególnego opowiedzieć o wielmożnym Świętym Sigmarze rzec. Bo do mnie słuchy nie dotarły o uf człowieku. - zwolniła tępa zatrzymała się i spojrzała na twarz rozmówcy, tym razem bystrym wzrokiem, który łaknął wiedzy. Stała tak, może krok od kapłana, zwrócona ciałem do Niego i czekała na odpowiedź. Jej oczy niebieskie czekały na reakcję. Patrzyła na Esmera z góry, gdyż była wyższa.

Kapłan spojrzał elfce w oczy by spróbować wyczuć czy nie kłamie. Nie kłamała, faktycznie nie słyszała nigdy o Sigmarze. Na początku Esmer nie mógł w to uwierzyć, jak można nie słyszeć o Sigmarze będąc w Imperium. Jednak była elfką, miała prawo nie wiedzieć. Ta niewiedza była zarazem odpowiedzią na inne pytania dotyczącej elfki, była tutaj na pewno krótko, może nie znała jeszcze dobrze świata? Zastanawiało go ile może mieć lat, bo po elfach ciężko było to stwierdzić.

- Sigmar, droga pani, jest siłą jednoczącą Imperium i jego obrońcą. - zaczął powoli, patrząc na nią - Sigmar, zwany Młotodzierżcą, otaczany jest szczególną czcią i uwielbieniem we wszystkich zakątkach Imperium. Jest strażnikiem swego ludy, jego tarczą i młotem. Jego imię podtrzymuje w ludziach nadzieję i daje wiarę w to, że nieprzerwane najazdy sił Chaosu nigdy nie zdołają pokonać Imperium. To dzięki niemu dziś możemy stąpać po krainie tej krainie. Żył on wieki temu, gdy w tych krainach gościło barbarzyństwo i gdy poszczególne plemiona walczyły ze sobą nawzajem bądź z goblinami, chociaż Chaos już wtedy obcy nie był. Były to czasu gdy elfy zaczęły opuszczać te ziemie a krasnoludy zamknęły się w górskich twierdzach a ludzie ciągle byli nękani przez siły chaosu, krwiożerczych orków, nikczemnych goblinów i ożywieńców. Ale już za młodu Sigmar okrył się chwałą, bowiem uratował pewnego razu króla krasnoludów, Kurgana Żelaznobrodego, z łap orków. W podzięce za ten czyn król krasnoludów wręczył mu młot Ghal Maraz, który do dziś jest symbolem sojuszu pomiędzy nami, ludźmi i krasnoludami. Sigmar był wodzem plemienia Unberogenów i jako wódz nie mógł patrzeć na zło, jakie się szerzy. Zebrawszy armię wyplenił ze wzgórz i lasów stwory, które mieszkały tam od lat. Widząc sukcesy bitewne Sigmara przyłączyły się do niego inne plemiona a za ich pomocą ludzie zdołali wypędzić zielonoskórych. Tak oto narodziło się Imperium. Jednak to nie był koniec. Sigmar działał dalej, ale niestety na to chyba teraz czasu nie mamy - powiedział dumny z tego, że mógł kolejnej osobie opowiedzieć o Sigmarze.
- Chyba nie jesteś zbyt długo w Imperium, prawda? - zapytał jeszcze


-
Niedługo ! Większość czasu spędziłam w lesie Loren. Panie. - odwróciła się i znów zaczęła się rozglądać.

Przymrużyła oczy i szukała czegoś co wyczuwała. Zaczęła się rozglądać nerwowo i ścisnęła rękojeść miecza. Nie dobywała go jednak od razu bo nie miała po co. Głupie uczucie jeszcze chwilę ją męczyło. Ruszyła energicznie przed siebie tuż obok kompana.

Sigmaryta spostrzegł dziwny znak na drzewie. Nie miał pojęcia co przedstawiała.
- Co to takiego? - zapytał cicho sam siebie.

Lonor zauważyła ślady co zaraz potwierdziło jej obawy. Wypatrywała się miedzy drzewa a potem chyląc się ku śladom by sprawdzić po zagniecionym mchu, czy ten, który je zostawił, był tu do niedawna. Ugięta roślinność, która nie zdołała się jeszcze odkształcić i wzrosnąć, po za gniotach, ujawniła czas nawiedzin. Było to, nie dalej jak parę minut, przed czasem ich znalezienia. Uniosła się wyprostowana, by nabrać w nozdrza powietrze, które szło zawietrzną stroną do śladów. W tym momencie usłyszała

- Wy w lesie! Między drzewami na lewo od wejścia do jaskini! Mały zielony! Jest wasz! – zakrzyknął.

Ujrzała małą, zacienioną posturę, która dość szybko zaczęła się przemieszczać w przeciwnym kierunku niż droga do groty. Elfka nie czekała na kompana, który zebrał się dość niewcześnie. Na cel wezbrała sobie odcięcie drogi uciekinierowi. Przemieszczała się miedzy drzewami jak u siebie w lesie.

Było to proste jak tylko wysunęła się na prowadzenie, za szykowała broń co by nie zostać zaskoczoną. W ten sposób użyła jej by uniemożliwić dalszej ucieczki. Napięła cięciwę i puściła zgrabnym wyćwiczonym ruchem. Strzała powędrowała, tuż przed Goblinem, który z powstałej przeszkody w postaci strzały przewrócił się myląc kroki.Esmer w rychły czas wezbrał się i dogonił dwójkę by dokończyć dzieła.

Kriegerisch rzucił ciało Goblina pod nogi krasnoludzkich wartowników
- Wolałem je zabrać by reszta zielonych się za szybko nie spostrzegła. Może pomyślą że zjadł go jakiś niedźwiedź - powiedział do sierżanta…..



=== (+++)===
 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 11-07-2013 o 00:32.
Nasty jest offline  
Stary 12-07-2013, 17:20   #36
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Belem w swoim życiu przeszła dość dużo, nauczyło ją to pokory, wyrozumiałości i cierpliwości. Nic jednak nie mogło wytłumaczyć rażącego zaniedbania ze strony ekspedycji. Skoro oko takiego laika jak ona potrafiło zobaczyć kolejną komnatę...cóż, nie najlepiej świadczyło to o dalszym powodzeniu misji. Zmilczała jednak, skupiając się na tym, do czego została zwerbowana. Niepotrzebne uniesienia mogłyby tylko zaszkodzić, jako że jedynie spokojem można było cokolwiek zdziałać w tym zdominowanym przez idiotów i leserów świecie. Oddychając powoli przechadzała się więc korytarzami, wodząc dłonią po ścianie niczym ślepiec. Co pewien czas przystawała, zamykała oczy i skupiała się, chcąc wyczuć potencjalne zagrożenie ze strony istot podobnych do niej samej.

Pełen entuzjazmu i ledwie maskowanej chciwości okrzyk wyrwał ją ze stanu medytacji. Złoto...tak wielu go pragnęło, zabijało w jego imię. Potrafiło sprzedać własne rodziny, ideały, marzenia, byleby tylko położyć na nim łapska choć na chwilę, krótki moment. Poczuć sie bogatym, potężnym. Niezwyciężonym. Białowłosa odetchnęła głęboko. Daleko jej było od takiego toku rozumowania. Dla niej bogactwo nie znaczyło więcej niż zeszłoroczny śnieg. Z przyczyn zawodowych podeszła do znalezionej figurki, na chwilę wzięła ją w ręce, po czym oddała najbliżej stojącej osobie. Dowiedziała się tego, co chciała. Jakiekolwiek komentarze uznała za zbędne i nie na miejscu. Czym prędzej wyszła z jaskini, chcąc ponownie znaleźć się na świeżym powietrzu. Tony skał nad głową nie nastrajały jej pozytywnie do życia, musiała wyjść. Postanowiła się więc przejść.

Strzępy rozmowy, które doleciały do jej uszu zmusiły ją do zatrzymania się. Przez krótką chwilę analizowała zasłyszane informacje, po czym wzruszyła ramionami, tak sama dla siebie. Wojownicy byli od walki, uczeni od spraw merytorycznych. Jeżeli jedni będą wpieprzać się do spraw drugich to ta ekspedycja długo nie pociągnie
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 13-07-2013, 00:29   #37
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Ricardo nie wyspał się najlepiej tej nocy. Różnorodne odgłosy co chwilę wyrywały go z płytkiego snu. Przyzwyczajenie do ciągłego zachowywania czujności, okazało się nie najwygodniejszym nawykiem w hałaśliwym obozie.

Rankiem więc nie był w najlepszym humorze. Nerwowymi ruchami gładził broń irytując się bezczynnością, która generowała zbyt wiele złych wspomnień. Nawet najbardziej rutynowe zadanie przyjąłby teraz z westchnieniem ulgi.

Z ponurych rozmyślań wyrwał go entuzjastyczny okrzyk któregoś z pracujących na wykopaliskach górników:
-Złoto! Kolejny pokład! – Z braku innego zajęcia niespiesznie ruszył w tamtym kierunku. Jednak kolejny, dziwny, wydobyty posążek nie zdobył jego zainteresowania.

Uwagę Ricarda zwróciło natomiast zamieszanie przy wejściu do jaskini. Bez żalu opuścił dyskusję toczoną nad wykopaliskami i udał się, by sprawdzić co dokładnie je wywołało.

Leżące u wejścia ciało goblina potwierdziło, że nie myliły go uszy, gdy zdawało mu się, że w hałasie usłyszał coś o zielonych. Choć zdawał sobie sprawę z zagrożenia, cieszyła go perspektywa rozpłatania paru poczwar.

Gdy dotarł na to miejsce, dyskusja na temat postępowania w sprawie goblinów toczyła się już w najlepsze. Ciekawił go jej wynik, przysłuchiwał się jej więc uważnie, ale postanowił się w nią nie włączać. Trudno byłoby podważać krasnoludzkie doświadczenie w walce z tym wrogiem. Zaraz potwierdziły to zresztą rozważne słowa.

Sam z chęcią ruszyłby od razu na zieloną zarazę ignorując głos rozsądku. Zdawał sobie jednak sprawę, że tak jak stwierdzono, zbyt wielkie ryzyko niosło zaatakowanie takiej ilości przeciwników. Trzeba będzie jeszcze poczekać z wysyłaniem znienawidzonego wroga do piachu, ale co się odwlecze…
 
MagMa jest offline  
Stary 14-07-2013, 21:51   #38
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
-Chyba żeście sie własnymi łbami na kuśki pozamieniali -powiedział milczący do tej pory Wolfgrimm -Chce wam przypomnieć, że jesteśmy Khazadami i z nie tak licznymi zastępami zielonoskórych pokrak nasi bracia wojowali i zwyciężali -ryczał rozglądając się po zgromadzonych co rusz zatrzymując wzrok na którymś z jego rasowych kuzynów -Chcecie to wysyłajcie po posiłki ale ja uważam że powinniśmy walczyć a nie kryć sie po norach jak jakieś zające

Glandir uśmiechnął się lekko pod bujnym, rudym wąsem. Domyślał się, że to kwestia czasu, kiedy krasnoludzki zabójca trolli zechce narzucać współtowarzyszom szaleńcze pomysły.
-Z moją głową jest wszystko w porządku, dziękuję za troskę.- odrzekł pogodnie jednooki sierżant -Nie próbuj wmówić nam, że naszym obowiązkiem jest śmierć w imię idei walki z odwiecznymi wrogami. Ty zabójco, ponosisz odpowiedzialność tylko i wyłącznie za własne życie, o które i tak nie dbasz. Ja zaś na sumieniu miałbym przede wszystkim życie dobrych, zatwardziałych wojowników, którzy przybyli tu zarobić na swe rodziny, nie ginąć w lesie, z dala od swych rodzinnych stron. Jeśli pragniesz śmierci idź już i zmierz się. Z szamanem, z orkowym hersztem a na koniec z trollem jeśli dotrwasz do tej chwili.- burknął unosząc brew już z całkowitą powagą. Glandir, syn Torrina był bardzo spokojnym i opanowanym osobnikiem nawet jak na wybuchowe z natury krasnoludy. Nie miał zamiaru kłócić się z Wolfgrimmem, gdyż jego zdanie nie było dla sierżanta aż tak ważne.
-Więc jeśli taka twa wola udaj się tam i giń chwalebnie odzyskując honor. Jeśli zaś chcesz walczyć u boku mego i mych ludzi, dostosuj się do taktyki, którą ustalimy. Oto twój wolny wybór, którego nikt Ci nie odbierze.- rzekł rozkładając ręce.

-Samotna walka przeciwko niespełna trzydziestu wrogom nie jest honorem lecz głupotą, nawet ja to wiem, jednak mamy tutaj wyrównane siły, a atak z zaskoczenia daje nam przewage - odpowiedział chłodno Wolfgrimm I nie tobie decydować o tym jak mam odkupić swoje winy, ale dobrze, jeśli chcecie sie kryć po norach, które w niczym nie przypominają naszych wspaniałych twierdz, wasza wola, jednak Bogowie mi świadkami, że byłem temu przeciw. A co do troli, to niejednego już w swoim życiu zabiłem, a ten może być następny, jeszcze pomnisz moje słowa Glandirze, i oby opaczność miała cie w opiece, żebyś za swe decyzje nie musiał wygolić głowy tak jak jam to uczynił stwierdził zabójca i usiadł z boku, wyciągając flaszke gorzały.

-Może i pomnę, lecz na pewno w mej decyzji więcej rozsądku niż w ataku na znacznie silniejszego wroga. Głowy golić przez ostrożność nie będę.- odrzekł sierżant kończąc na tym rozmowę.
-Chyba, że ktoś popiera zdanie naszego towarzysza niedoli i również twierdzi, że winniśmy zaatakować trzykroć liczebniejszych orków z zaskoczenia?- rozejrzał się po pozostałych.

Helvgrim spojrzał srogo na Wolfrimm'a. Wiedział że zhańbiony khazad nie powinien był się odzywać. Jeśli Grimnir wzywa go przed swoje oblicze, wtedy powinien odpowiedzieć na jego zew i udać się do obozu wroga... ale nie wolno było nikomu narażać niewinnych i tych o niesplamionym honorze. Przecież krew najemników i khazadzkiej braci nie wróci Wolfgrimm'owi chwały minionych dni.
- Słyszeliście Rinka Glandira. Zabierajcie się do roboty. Wnosić resztę gratów do jaskini! - Sverrisson krzyknął i sam chwycił pierwszy lepszy worek z brzegu, zarzucił go na ramię i ruszył ku otworowi w skale.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 14-07-2013, 22:10   #39
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Pierwszego wieczora na wykopaliskach Trygve nie wypił tyle ile mógł. Ani tym bardziej tyle ile chciał. Cholerny krasnoludzki sierżant wyglądał na takiego co nie lubił zabawy. Mimo to wieczór spędził z krasnoludzką kompanią. Przechwałkom i opowieściom nie było końca. Dobry język złapał zwłaszcza z Bomburem. Nie spodziewał się znaleźć włócznika wśród khazadów. Ten jednak zrobił na nim duże wrażenie znajomością tematu i swoją techniką. Nie mógł też wyjść z podziwu nad kunsztem włóczni będącej w posiadaniu Trygve.
- Jak ją zwiesz? - zapytał krasnoludzki włócznik.
- Nijak. - odpowiedział rozdrażniony Norsmen. To pytanie przywróciło nagle wszystko to o czym chciał zapomnieć. Jego humor zniknął momentalnie. Czując w sobie ogromne pokłady goryczy, Trygve miał już zacząć odreagowywać na Bomburze, jednak sytuację uratował Glandir. Dowódca rozdzielił warty na noc i dzień następny. Chyba nie ufał Trygve, a może chciał go lepiej poznać, bo mieli stróżować razem następnego ranka.

Rano Trygve obudził kopniak i serdeczny śmiech Wolfgrimma. Krasnolud chyba jednak zorientował się wtedy w karczmie kto zapewniał mu pobudkę.
- Osz ty pokurczu! Nie zamawiałem pobudki. - Trygve przewrócił się tylko na drugi bok.
- Lepiej mi podziękuj, wstawaj bo spóźnisz się na swoją wartę.
Chcąc, niechcąc Norsmen wstał. Za to mu płacili, a do swoich obowiązków podchodził poważnie. Przynajmniej zawsze lubił tak o sobie myśleć. Przywdział swoją kolczugę i spojrzał z niesmakiem na włócznię. "Sto drągów w rzyć. Niech to demony porwą." Pomyślał tylko i zabrał ze sobą topór i tarczę. Krasnolud już siedział przed wejściem do groty i pykał fajeczkę. Trygve usiadł z naburmusznoną miną po drugiej stronie wejścia. Żadnemu z nich nie uśmiechało się rozpoczynać rozmowy, a człowiekowi nawet to odpowiadało. Starał się unikać patrzenia na krasnoluda, jednak gdy tamten zaczął coś majstrować przy kuszy nie mógł powstrzymać ciekawości. Wszystko potem wydarzyło się bardzo szybko. Strzał, goblin, rozkazy. Trygve zareagował instynktownie wstając i próbując złapać swoją włócznię. Chciał wziąć kilka kroków rozbiegu i rzucić w goblińskiego zwiadowcę. Właściwie dopiero po pierwszym kroku zorientował się, że nie ma włóczni w ręku. Zaklął szpetnie pod nosem karcąc się za swoje szczeniackie zachowanie. Gdy krasnoludzki zwiad wyruszył Trygve zdążył się już pogodzić z włócznią. Tym razem w skupieniu stał przed wejściem do jaskini i wypatrywał wroga wśród listowia.

Z przebiegu narady był zadowolony. Rozsądek był najlepszym sprzymierzeńcem podczas wojny i chociaż Trygve nigdy nie był dopuszczany do namiotu dowódców, to coś niecoś zdołał się nauczyć podczas swojego życia i nie wahał się podzielić swoją radą. Wiedział, że Wolfgrimm będzie nalegał na walkę. Dobrze jednak, że dało się go przekonać. Gdyby zabójca zdecydował się wyruszyć sam, mógłby tym samym zdradzić ich obecność. Oczywiście istniały inne niż słowne sposoby powstrzymania khazada, ale Trygve nie był pewien, czy daliby radę powstrzymać go siłą.
 

Ostatnio edytowane przez uday : 14-07-2013 o 22:20.
uday jest offline  
Stary 19-07-2013, 20:49   #40
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Zostało więc ustalone, że Lothar uda się do najbliższego miasta z listem od Kardela. W piśmie krasnolud prosi o pomoc i gwarantuje zapłatę za jej udzielenie, lub też przerwanie dostaw z Middenheim od krasnoludzkich gildii w razie odmowy. Helvgrim przyprowadził konia dla ludzkiego inżyniera, w czasie, gdy wojownicy zacierali ślady obecności ekspedycji przed jaskinią.

Von Reiner wsiadł na konia, schował pismo w jednej z sakw i pożegnał się z wszystkimi poprzez podniesienie dłoni. Następnie ruszył w stronę wydeptanej ścieżki przyspieszając wraz z każdą sekundą.

Wolfgrimm, który właśnie zanosił jedną z większych kłód do jaskini obrócił się na pięcie. Usłyszał coś w krzakach. Miał złe przeczucia. Zamarł w bezruchu i spojrzał w kierunku, w którym odjechał inżynier.
Faktycznie, jego intuicja go nie zawiodła. Lothar usłyszał trzask gałęzi gdzieś na prawo od siebie. Chciał zwinnie wymanerwować i uniknąć tego czegoś co miało właśnie go zaatakować. Nie spodziewał się jednak ujrzeć wyrwanego z korzeniami średniego rozmiaru drzewa, dzierżonego przez ogromnego trolla. Nogi wierzchowca Lothara trzasnęły, a jeździec został strącony o kilka metrów w tył.
- Troll! - Inżynier probował krzyknąć ale ból po upadku zabrał mu powietrze z płuc.
Jedyne słowo jakie zdołał wykrzyczeć Lothar zostało jednak zagłuszone przez okryk bojowy grupy orków, która właśnie przedzierała się przez krzaki, by wybiec na polanę i zaatakować tamtejszych najemników. Było ich ośmiu. Do tego jeden z zielonoskórych był nieco większy od pozostałych. Dwuręczne wyszczerbione toporzysko zostało uniesione w górę, a z pyska orka wydobył się kolejny ryk.
- WAAAGH!

Uwagę walczących zwrócił symbol, który był na sztandarze orków... niektórzy z nich już go widzieli...



Chwilę później znad wejścia do jaskini zaczęły skakać gobosy. Było ich całe stado! Około piętnastu. Spora część z nich jednak miała problemy z wygrzebaniem się po upadku z wysokości. Podobnie jak w grupie orków, jeden z nich także okrywał się dziwnym czerwonym symbolem. W dłoni owego osobnika momentalnie znalazł się nóż, którym począł rozcinać swoje nadgarstki i wrzeszczeć nieludzko.

Zielonoskórzy, którzy wtargnęli do jaskini jakby wiedzieli gdzie znaleźć wykopaliska. Od razu skierowali się w ich stronę. Krasnoludzcy robotnicy sięgnęli po kilofy.
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172