Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 17:29   #45
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Wszawe gnidy. - Sverrisson switował grupę Uruk'azi siedzących wokół ognia i zajadających jakiegoś nieszczęśnika. Orki robiły wrażenie, były potężne i zabójcze, ale nic z tych przymiotów nie mogło uratować ich skóry, Helv wiedział że dojdzie do konfrontacji. To było nieuniknione. Kiedy do uszu khazada dobiegła pokrętna i spaczona mowa zielonych szumowin, Helvgrim splunął siarczyście w błoto. Żałował że usłyszał mowę odwiecznych wrogów, wszak hańbiła ona słuch górskiego ludu, samym tym że istniała. Kiedy jednak zieloni szubrawcy wspomnieli o ''pupilce wodza'' khazad miał złe przeczucia. To zawsze oznaczało jakąś bestię zniewoloną przez czarnego orka, jakim zapewne był wódz. Sverrisson modlił się w duchu by tylko orcze ścierwa nie były w jakichś konszachtach z bestią z bagiennego jeziora. To nie byłoby dobre dla łowców ośmiornicy.

Za cel swego ataku, Helvgrim, obrał wilekiego czarnego Uruk'azi. Od początku wiedział że dojdzie do starcia z orkami, przecież po to właśnie łowca Alex prowadził całą grupę po śladach zielonoskórych... po ty by ich zniszczyć, zetrzeć na proch. Kiedy niewielki grobi zaczął krzyczeć, a orki zerwały się z siedzisk i uniosły swą rdzawą broń... grupa w której był Helv już biegła ku wrogom z obnażonymi ostrzami. Kolejny dowód na to że najemnicy byli doświadczeni jak mało kto i nie czekali oklasków. Również Helv ruszył biegiem jak opętany. Dwuręczny młot przestał ciążyć całkowicie... siły nabiegły w mięśnie za sprawą błogosławieństwa Grimnira, który zawsze patrzył przychylnym okiem na tych khazadów którzy niszczyli zieloną zarazę. Biec po błocie wcale nie było łatwo, ale byciem gońcem przygotowywało poniekąd na takie okoliczności... tak więc khazad ani na krok nie pozostawał w tyle. Uniósł młot i z bojowym zawołaniem na ustach rzucił się na potężnego czarnego orka.

Starli się. Helvgrim był zbyt zajęty górą stali i mięśni w postaci orka zwanego Vagrahh'em by oglądać się na innych. Dwa potężne ostrza zielonego stwora, tworzyły chaotyczną ścianę stali...ale krasnolud znalazł odpowiedni moment i wszedł miedzy siekacze, uderzył obuchem młota jak taranem i odtrącił orka o krok od siebie. Tego jednak nie można było traktować jak ataku. Helv wziął solidny zamach i aż sapnął po wyprowadzeniu ciosu dwuręcznym młotem. Jednak za wolno... zbyt pochopnie. Ork uchylił się z łatwością, a dziki wyraz jego paskudnej gęby zmienił się na coś w rodzaju uśmiechu i drwiny. Kiedy tylko obuch młota minął orka o długość całej mili, stwór rzucił się błyskawicznie do kontrataku i wyprowadził cios siekaczem od dołu, z lewej strony. Helvgrim starał się sparować podstępny atak, ale młot to nie najlepsza broń do parowania. Krasnolud zrobił zastawę którą Vagrahh wyminął w dziecinnie prosty sposób... i pchnął mocniej ostrze. Siekacz rozciął wpierw koszulę, a poźniej masywną klatkę piersiową khazada. Krew chlusnęła obficie a ork zaryczał wściekle. Khazad postanowił to wykorzystać, wziął zamach młotem i uderzył z góry, ale drugi siekacz orka nie próżnował. Stal zderzyła się ze stalą. Iskry uniosły się w górę małą gwieździstą chmurą. Kolejny chybiony atak Helvgrima. Krasnolud zaklął głosno, a ork wziął zamach obiema rękami by po chwili oba jego ostrza uderzyły w błotnisty grunt. Szczęściem Helv odskoczył w porę... taki cios mógł pozbawić go obu ramion.

Uruk'azi był szybki jak jasna cholera... po nieudanym ataku, kolejny był już realizowany przez to bezmyślne bydle. Traf chciał że siekacz orka zderzył się z głowicą młota i straszliwy cios z odlewu nie sięgnął Sverrissona. Chwili by rozejrzeć się po polu potyczki nie było, każdy rodzaj nieuwagi kosztować mógł teraz życie wojownika z gór północy. Helv przeszedł do kontrataku. Młot zetknął się na ułamek chwili z klatką piersiową wojownika, tylko po to by wyłonić się z lewej strony oponęta. Krótki zamach i trafiony w lewe ramie ork wypuścił z łapy siekacz... kości bestii musiały być pogruchotane, innej możliwości nie było. Vagrahh ryczał jak zarzynany wół... ruszył taranem na Helva i ciął z prawej strony. Krasnolud zrobił krok w tył i uchylił się z łatwością... szaleńczy atak bestii nie miał szans powodzenia, ale odsłonił korpus atakującego tak, że wręcz zapraszał by uderzyć go w samo serce. Z możliwości tej Sverrisson skorzystał. Zrobił półobrót, a młot który gnał teraz z zawrotną szybkością i mocą, zostawiał za sobą tylko rozmyte widmo głowni. Atak osiągnął cel. Klataka piersiowa ogromnego orka pękła jak dojrzały owoc. Krew która teraz uwolniła się z przeklętych żył i arterii, strzeliła fontanną. Serce wroga zostało zdruzgotane... żebra przebiły płuca, te z niższych partii, wyszły bokami, przez skórę. Ork złapał się za zmiażdżoną klatkę i padł od razu.

Sverrisson cofnął się o krok... był zmęczony, a khazadzka krew znaczyła cały jego tors. Kiedy Uruk'azi został pokonany, khazad splunął na niego i kopnął w błoto co spowodowało że kilka mokrych grud opadło na truchło orka i przylepiło się doń.

- ... a to za to że jesteś czym jesteś. - Helvgrim uniósł młot i spuścił na głowę martwego orka jeszcze dwa ciosy, miażdżąc tym zupełnie paskudne lico zielonoskórego. Kiedy upewnił się że potwór nie podniesie się już... wtedy khazad miał czas by się rozejrzeć wokół. To co zobaczył jednak przeraziło go bardzo... z ciała małego grobi, wystrzeliła potężna kula ognia która pochłonęła walczące kobiety i jedengo z orków. Khazad był pewien że to już koniec Podłej Villis i tajemniczej kobiety o imieniu Andrea. Tak jednak nie było. Obie wyszły z tego... trawło to tylko kilka uderzeń serca, za mało by khazad mógł zadziałać i pomóc w jakiś sposób, zresztą nie wiedział w jaki, mógł jedynie ruszyć na czarownika grobi. Villis i Andrea całe parowały lub może dymiły, a gobos? Ten rzucił się do ucieczki, w stronę jeziora. ~ Głupiec. - Pomyślał o czarowniku Helv.

- Zostawcie go. Bestia się nim zajmie! - Krasnolud rzucił jeszcze, ale strzała Alexa już szukała celu, a sztylety wyrzucone z ogromną siłą przez obie ludzkie samice, goniły strzałę łowczego. Wszystkie pociski sięgły celu. Khazad przypatrywał się temu z uznaniem.

- To była dobra walka. - Skwitował jeszcze i zabrał się za odcinanie głów poległym stworom. Zatknął je na zaostrzone, długie gałęzie i wbił w błoto. - Niechaj mają sucze syny przestrogę że i dla nich bagna są zdradliwe. - Dodał i począł opatrywać swą ranę, jako tako, jak najlepiej potrafił.

- To co teraz? Trza nam się zająć zawaloną jaskinią. Musimy ją sprawdzić... łańcuchy przykuć. Do wsi wrócić i odpocząć. Później zaś czas przyjdzie na bestię z bagiennej otchłani. - Ostanie zdanie Sverrisson wypowiedział z błyskiem w oku.

 
VIX jest offline