Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2013, 04:22   #28
uday
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Plany się komplikowały. Ludzie przechodzili koło ich stanowiska. Mendosy ani widu ani słychu. Za to pojawili się jego dwaj słudzy.

- Jebana w dupę Twoja pierdolona mać mendowaty pokurwieńcu - skwitował fachowo Longinus całą sytuację.

- Nie możemy się teraz wycofać. Cackamy się wystarczająco długo jak na zwykłego kupczyka znikąd. Dla mnie to jasne, że Mendosa poszedł inną drogą. Dla Was też? Możemy jednak zmienić nasz plan.

Cholera ― szepnął Hallex, myśląc gorączkowo. ― Będziemy musieli improwizować. Ashshab, ty pozostań w ukryciu, ale podążaj za nami. Veraticusie... postaraj się grać razem ze mną. Chodź.

-Zaczekaj - Veraticus spojrzał bystro na Rusanamaniego.

- Ashshab, diable wcielony z pustyni, domyślam się coś Ty za jeden. Na ogrodnika mi nie wyglądasz, grabi na plecach nie nosisz. Na mój koncept jesteś raczej płatnym zbirem, szkolonym by mordować, czyż nie tak?

Nie czekając na odpowiedź asasyna, podjął dalej wyjaśniając swój pomysł.

- Ashshab upozoruje kradzież. Jesteś obcym przybłędą w oczach tutejszych. Pasujesz jak ulał. Wystarczy, żeby chłopak poczuł jak podcinasz sakiewkę. - wskazał w stronę dwóch przechodniów.

Ashshab uśmiechnął się. Takie chwile dawały mu najwięcej radości. Wtedy czuł, że kilkanaście lat ciężkiego szkolenia przyniosło efekty, i że niewielu jest takich, którzy czują się w cieniu tak dobrze jak on.

- Dobrze. Wystarczy, że jeden z was wspomoże chłopaka i pobiegnie za “złodziejem”. Trzymaj się zaraz zanim. Gdy wpadnę w ślepą uliczkę... będzie nas dwóch na jednego, i żadnych świadków.

- To jak? Graj muzyko?

Hallex skinął głową i jak gdyby nigdy nic wyszedł z zaułka i ruszył w dół ulicy, starając się wyglądać jak najnormalniej. Gdy znalazł się wystarczająco blisko ciągnących wózek młodzieńców, przystanął i wykrzyknął z pewnym zaskoczeniem:
Zaraz! Wy jesteście Romius i... em... Dontrius, tak? Widziałem jednego z was przy kramie Mendosy. Zakładam, że zmierzacie teraz do jego domu? My pracujemy dla pana Swentoniusza, mamy wiadomość dla waszego szefa. Co powiecie na to, żebyśmy zabrali się z wami?
- Dontius - poprawił wyższy z chłopaczków, chudy i pryszczaty. - Tego od butów?
Tego samego — potwierdził Hallex. —Podobno zna się z Mendosą. Dał nam list do przekazania.
- No to dawajcie, Panie ten list - odpowiedział Dontius. - Wracamy do starego, to dostarczymy.
- Za darmo - dodał drugi z parobków ze śmiechem.

Hallex prychnął z irytacją.
Myślicie, że jesteście jacyś cwani? Nie mogę wam dać tego listu. Wy byście mi dali ten wózek z towarami, gdybym powiedział, że go zaprowadzę na miejsce?

Pokręcił głową i równocześnie ukradkiem rozejrzał się, by sprawdzić, kto jeszcze znajduje się na tej ulicy. Otyły mężczyzna już gdzieś zniknął, a trójka, która szła za wózkiem, zbliżyła się na odległość jakichś dziesięciu kroków. Gnaeus słyszał kobietę, śmiejącą się z żartu powiedzianego przez jednego z jej towarzyszy. Właśnie zeszli ze środka ulicy, w celu ominięcia wózka, który tarasował przejście.
Hallex - przekonywanie 94, porażka
- Dobre, heh - znów zaśmiał się Romius. - Oczywiście, że nie! Nie oddamy ci wózka, cwaniaku. Pokaż no ten list.

Słuchaj, młodzieńcze — powiedział Hallex, robiąc jeden krok w stronę służącego. — Dostaliśmy wyraźne polecenie, by dostarczyć list w ręce Mendosy, i nie możemy wam go dać. Myślę, że doskonale to rozumiesz. Więc przestań chichotać i prowadź do domu szefa.

- Jak sobie życzysz - usłużnie odpowiedział parobek, cofając się o krok, aby zachować dystans od legionisty. Niemal wyrócił się, zaczepiając o burtę wózka i strącając z niego kosz wypełniony materiałem. - To całkiem blisko. Chodźmy.
- Przepraszam bardzo - Hallex usłyszał za sobą rozbawiony, kobiecy głos. W tym czasie Romius przystąpił do zbierania rozsypanego towaru i upychania go do kosza. - Czy mogę zadać niedyskretne pytanie, wojaku?
Co...? — bąknął zaskoczony Hallex, po czym odwrócił się i obrzucił spojrzeniem kobietę. — O co ci chodzi? ― spytał nieuprzejmie.
- Czy sprawność w machaniu gladiusem przekłada się... no wiesz, na sprawność władania innym męskim orężem? - zapytała odważnie, nie kryjąc uśmiechu na twarzy. Jej towarzysze ryknęli śmiechem. Wyglądało na to, że wszyscy troje są lekko wstawieni.

Hallex oniemiał na chwilę, spoglądając na Veraticusa, jakby chciał wiedzieć, co on o tym myśli. Po chwili jednak odzyskał głos.
Idźże stąd, kobieto, nie mam na to czasu — powiedział chłodno. Nie mógł pozwolić, by ta niewiasta o umyśle kurtyzany przeszkodziła w wykonaniu ich zadania. ― Dalej, już ― ponaglił, wyciągając palec w kierunku, z którego przyszła. ― Nie chcę was widzieć, idźcie stąd.

Tymczasem Ashshab powoli ruszył dalej uliczką w stronę domu Mendosy, trzymając się zachodniej ściany. Za sobą słyszał rozmowę, którą prowadzili Thoerczycy. Na pierwszym skrzyżowaniu skręcił w boczną uliczkę. Dwa metry od siebie zobaczył drzwi, a obok nich niewielkie okienko. Chciał się jak najszybciej dostać bliżej targu, żeby móc zajść tragarzy niezauważony. Podszedł tam szybko i zajrzał do pokoju. Był pusty. Z tego samego pomieszczenia wychodziło równie niewielkie okienko na uliczkę na której znajdował się obecnie wóz z belami materiałów. Rusanamani cicho nacisnął klamkę od drzwi licząc na naiwność obywateli dobrej dzielnicy.
Rusanamani przeliczył się w swoich oczekiwaniach. Drewniane, pomalowane na zielono drzwi, z których farba odłaziła sporymi płatami, okazały się zamknięte. Nie zauważył żadnego otworu w okolicach klamki, więc mógł podejrzewać, że są zamknięte od wewnątrz na zasuwę lub skobel. Jeśli chciał dostać się do środka, musiał skorzystać z znajdującego się na wysokości jego twarzy, osłoniętego na wpół przezroczystą błoną, wąskiego okienka.
Ciężko było zoczyć co się dzieje na ulicy, ale słysząc głośne rozmowy Ashshab zorientował się, że Hallex zdążył już narobić rabanu. - Chociaż w tym jesteś dobry, Thoerczyku. - Mruknął do siebie Rusanamani i ruszył biegiem, by okrążyć kamienicę.
 
uday jest offline