Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2013, 19:48   #37
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
To nie był przypadek ani zasadzka.
To właśnie w "Ciepłych kluchach" Eryk miał się spotkać z porywaczami, a i prawdziwe imię Gottego nie było maluchowi obce. I "Panienka oszpecona bliznami"... To musiała być Marianka, nie mogli tego zaplanować, ani porywacze Millera, ani porywacze chłopca. Nawet, jeśli zgodnie z podejrzeniami Arno była to ta sama grupa, nie mogli być aż tak dobrze powiadomieni, żeby podstawić kobietę z bliznami na twarzy podającą się za ich dawną przyjaciółkę. Bo o czym by to świadczyło? Ile trudu musiałby sobie ktoś zadać, żeby dowiedzieć się o ich dawnej towarzyszce, której przecież nawet Eryk nie mógł znaleźć, gdy do wioski powrócił.

Czyli z jakiegoś powodu znalazła się w mieście i dowiedziała o porwaniu Gotte, pewnie podsłuchała to w samej karczmie, skoro tam ją malec widział. A że nie zjawiła się osobiście, to zapewne śledzi porywaczy. Niby Mieli zająć się tym później, jednak skoro nadarzyła się okazja, nie mogą kazać Mariance czekać.

Gnom zatrzymał chłopca, nie do końca ufając jego intencjom. W tym czasie trójka stojąca u szczytu schodów wycofała się w głąb pomieszczenia. Eryk przez chwilę jeszcze kalkulował, co powinien zrobić, ile mają czasu do zasadzki, aż w końcu odpowiedział Arno na zadane pytanie.

- Z Gotte wspólne dziewuchy to ino z Bbberhoff mamy, a żeby z bliznami to w ogóle poza nią żadnej bliżej żem nie poznał. To musi być ona.- Spojrzał niepewnie, jakby szukając potwierdzenia, na kompanów.- Musi. Ale co innego pomoc Millerowi, wszak to jej rodzina, a co innego walka z łotrami, które chłopca porwały. Nie wiemy, w jakiej sprawie do miasta zawitała, spytać, czy chce do nas dołączyć można, ale zmuszać jej nie możemy. Nie pozwolę na żadne namawianie czy coś. Jak sama zechce, to się przyłączy, ale jak nie, nie będziemy jej wstrzymywać. Zgoda?- spytał, nie oczekując odpowiedzi.
- Biegnę za Jostem, jak się czego dowiemy, wrócę. Nie mamy dużo czasu...- Spojrzał na łuk i kołczan stojące w kącie. Po chwili wahania zszedł na dół, zabierając tylko miecz i, oczywiście, nóż, który nosił ze sobą dosłownie wszędzie. Sieć i kajdany zostawił z oczywistych względów. Mogą się przydać podczas odbijania chłopca, ale teraz tylko by go spowalniały. Nie wiedział nawet, czy dojdzie do starcia, czy może tylko zrobią rozpoznanie.

Gdy wychodził, gnom przeprosił, że nie może im towarzyszyć. Tłumaczył, że musi mieć oko na "nich", ale niepotrzebnie, Eryk wszystko rozumiał. Detektyw upomniał go też, żeby nie zapomnieli o zleceniu i wrócili przed zachodem słońca. Łowca przytaknął, zapewniając Alfonsa o swojej wrodzonej punktualności, i wyszedł pospiesznie, zakładając kaptur. Najmniej potrzebował teraz paradować z buźką na widoku. Już dwóch porywaczy go widziało, chociaż raczej tylko jeden byłby go w stanie rozpoznać.
Wypatrując Josta zastanawiał się, co z Rudim. Wyszedł wzburzony, i nie można mu odmówić odrobiny racji, jednak żeby tylko nie zrobił czegoś głupiego z nerwów... A teraz, gdy Marianka zawitała do Kempbardu, to on powinien ją powitać pierwszy, a tymczasem spaceruje sobie gdzieś w okolicy, zupełnie nieświadomy sytuacji. Pech?

Podbiegł do Josta wpatrującego się w niebo. Gdy ten spostrzegł Bauera, skinął głową w kierunku, gdzie nad dachami unosił się, chwilami niewidoczny ptak. Był nie większy od innych, jednak pewna dostojność ruchu skrzydeł wskazywała, że to nie zwykły "obsrajdach", udali się więc w kierunku portu, gdzie rzekomy jastrząb zataczał regularne koła.
Zdążyli przejść kilka uliczek dalej a ptak zdawał się obniżać lot. Żeby nie stracić go z oczy, musieli nieco przyspieszyć. Zwracali na siebie uwagę, jednak kogo to obchodziło? Byli daleko od domu porywaczy, więc nie musieli zwracać takiej uwagi na dyskrecję.

W pewnym momencie Eryk zobaczył kątem oka patrol straży skręcający w uliczkę, którą przemierzali. Z jakiegoś powodu jeden ze strażników zwrócił jego uwagę. Potrwało chwilę zanim zorientował się, dlaczego. Nie mógł być pewny, ale wydawało mu się, że to on uczestniczył w aresztowaniu Gotte.
Poprawił kaptur i trącił łokciem Josta.

- Po prawej są strażnicy, z przodu idzie taki z rudą brodą. Tęgi. Był w karczmie pośród tych, co zabrali Gottego- powiedział. Strażnicy byli stosunkowo daleko, nie mogli ich usłyszeć, więc nie było potrzeby szeptać między sobą.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline