Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2013, 08:54   #11
SyskaXIII
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Strzał udany, dowództwo raczej będzie bezpieczne. Przynajmniej narazie - powiedział w szeptem Snajper. Niestety musiał teraz zniknąć z twierdzy zanim ktokolwiek go znajdzie i oskarży o zdradę. Na niekorzyść Kayle’a działa też rozgrzana lufa karabinu. Gdyby tylko znalazł teraz ciało, któregoś z obrońców to mógłby powiedzieć, że jeszcze żył i go dobił ale czy zdąży kogoś znaleźć? Dodatkowo nie czuł się zbyt pewnie w tym kompleksie korytarzy. Nie miał czasu zaznajomić się z nimi zbyt dobrze a czasu miał coraz mniej.
Dodatkowo o niekorzystności sytuacji przypominał chaos, jaki za sobą pozostawił. Faktycznie, jego wybieg dał czas dowództwu na przygotowanie, jak i zapewne uszczuplił poważnie zasoby wroga oraz możliwości bojowe. Snajper mógł tylko zgadywać czy tamten oddział zdecyduje się wysłać kogoś za nim... chociaż szczerze wątpił w taki przebieg zdarzeń. Mieli w końcu własne problemy, ale... po co było ryzykować?
Kayle ruszył w głąb korytarza, którym przyszedł rozgladając się bacznie za ciałem jednego z obrońców. Czasu coraz mniej, mógł w każdej chwili natrafić na przeciwnika... którym zapewne okazaliby się jego niedawni sojusznicy. Przebranie jakie nosił miało także swoje minusy.
Wyszedł z korytarza spodziewając się spotkać Arbites... bądź oddział SOB. Jednak nie stało się tak. Imperator zdawał się nad nim czuwać, przynajmniej na razie. W kącie pomieszczenia, w którym się znalazł zobaczył to, czego poszukiwał- leżącego Arbites, jednak łaska Imperatora zdawała się mieć granicę. Arbites patrzył na niego.
Leżał z bezwładną, prawą ręką, przestrzeloną laserem nogą oraz śladami na zbroi świadczącymi o przyjęciu na siebie impetu odłamków granatu. Niektóre z tych odłamków zdołały przebić się przez pancerz raniąc arbitera. Mężczyzna, którego twarzy Kayle nie widział, przesłoniętej hełmem, próbował zdrową ręką unieść karabin, jednak i ta zdawała się odmawiać mu posłuszeństwa. Nawet gdyby uniósł... Co zrobiłby jedną ręką?
Patrzył na leżącego arbites i momentalnie zaczął żałować. Dlaczego musiał się akurat trafić półżywy? Nie miał jednak wyboru. Spojrzał na leżącego sprzymierzeńca i wyszeptał do niego.
-wybacz, jestem twoim sprzymnierzeńcem, nie wrogiem. Jednak nie mogę ci pomóc. Imperator na pewno wynagrodzi cię za twoje poświęcenie i zawziętość jednak muszę zakończyć twój żywot dla powodzenia misji. - Po zakończeniu wypowiedzi złapał leżącego za rękę, położył ją na klatce piersiowej po czym wystrzelił z karabinu. Za wszelką cenę musiał wykonać zadanie powierzone mu przez generała i nie zamierzał dać się złapać. Nie martwiąc się już o rozgrzany karabin ruszył dalej w poszukiwaniu Astrate lub Blinta. Wydawałoby się, że jest już niedaleko wyjścia. Arbites, choć szarpał się chwilę, to zbyt słabo by jakkolwiek oprzeć się sprawnemu Kayle’owi i wybełkotał coś, krztusząc się własną krwią. Akurat oddając strzał, snajper usłyszał cichy, zniekształcony szumem radiowym głos:
- ...pojedynczy żołnierz wroga, przebrany w nasz mundur. Przeszukać pomieszczenia twierdzy ponownie grupami, nie rozdzielać... - końcówka komunikatu przeszła w trzask vox-radiostacji. Kilka kroków kilku par nóg, cichych, wyćwiczonych - czyżby drugi oddział komandosów - widział przecież drugą Walkyrię - czy może po prostu bardziej wyćwiczeni inni żołnierze? Twierdza coraz bardziej przypominała śmiercionośną pułapkę, z której jednak prawie już się wydostał. Znów, sekundy na decyzję.
W zaistniałej sytuacji Kayle nie miał wielkiego wyboru, musiał zrobić z siebie ofiarę. Dobrał się da zepsutego radia, usiadł pod ścianą i zranił się w prawą nogę. Miał nadzieję, że jeśli zraniony będzie prosił o pomoc to wrogi oddział potraktuje go jako swojego a nie podszywającego się przeciwnika. Wyglądało na to, że jest to jego ostatnia szansa.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline