Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2013, 21:51   #20
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ciągle lało. Nieustannie, ze zmiennym natężeniem i z różnych kierunków. Nie było sposobu na osłonięcie się od uporczywego deszczu. Woda wgryzała się w każdą szczelinę ubrania i mozolnie wynajdywała drogę do skóry, aby zgodnie z siłą grawitacji podążyć w dół. A to oznaczało mokre gacie i chlupiące buty. Ogne klął ile się dało, we wszystkich dwóch znanych sobie językach, ale uznał, że reikspiel oferuje większą różnorodność słów powszechnie uważanych za niecenzuralne.
- Pierdolony deszcz... Zasrana mżawka... Kurwa, przemókł mi lewy but!– i tak w kółko. Godzina po godzinie. Wlekli się po opuszczeniu karczmy, na którą spadł atak heretyków, dalej ku górom i przeznaczeniu. Pieprzeni strażnicy za nic nie chcieli słuchać argumentów i dla Norsmena było dziwnym, że nie spuścili ludziom księcia łomotu, tylko posłusznie wymaszerowali w noc. Ogne sobie pomyślał, że miło by było jakby spadł śnieg, taki biały i puszysty. Ale nie. Deszcz zamienił się w ulewę, akurat wtedy gdy szykowali się do rozbicia obozowiska w napotkanych ruinach.

Nie były to epickie i mroczne ruiny jakiegoś zamku, a po prostu spalona dawno temu spora zagroda, zlokalizowana na szczycie niewielkiego pagórka. Teraz z zabudowań pozostały zaledwie resztki ścian, obrośnięte bluszczem i pokrzywami oraz sterczący w niebo, poczerniały komin, na którym swoje gniazdo umościły sobie wrony. Ptaki donośnym krakaniem wyrażały swoje niezadowolenie z pojawienia się intruzów. Ogne, gdy już zrzucił na ziemię swój dobytek, podniósł kilka kamyków i zaczął ciskać w latające wkoło czarne ptaszyska.
- Trzeba je odgonić – powiedział pozostałym. – Gniazda zrobione są z chrustu i pewnie w miarę suche. Będą się dobrze jarać jako podpałka.

Pocieszający mógł się wydawać fakt że nad połową chaty nadal znajdowały się resztki dachu. Znaczy się było sucho. Bogowie musieli im sprzyjać. Albo to albo belka podtrzymująca tą część strzechy całkiem nie przegniła.

Krasnoludy wydawały się w ogóle nie zwracać uwagi na niesprzyjające warunki pogodowe. Ragnar z Baragazem walnęli się we w miarę osłoniętym kącie. Miś po prostu położył się, wcześniej rozgrzebując trochę podłoże, a krasnolud owinął się kocem i zasnął traktując bok miśka jak poduszkę. Helvgrim też wyglądał na nieporuszonego sytuacją. Przygotował swoje spanie w innym kącie i po prostu zasnął snem sprawiedliwego.

- Co? Tak bez kolacji spać idziemy? - wrzasnął oburzony Ogne. Jego krzyk wynikał z frustracji, bo przecież sam nic nie miał do jedzenia i jak do tej pory korzystał z prowiantu innych. Czyżby miało dziś być inaczej? - I kto ma tą wódę, co nam jaśnie panowie w karczmie dali? Pić mi się chce! Zimno mi i przemokłem. Jak się nie rozgrzeję, to jakiego choróbska dostanę i będziecie mnie musieli leczyć!
- Chcesz to idź spać bez jedzenia - odparł Korgan wyciągając z plecaka swoje zapasy. Wyjął kawałek zawiniętego w szmatę mięsa a z nim bukłak, w którym znajdował się jeszcze alkohol. Wziął małego łyczka, zakręcił i schował bukłak. Nie miał specjalnej ochoty dzielić się ostatnimi resztkami alkoholu.
- Tych ich szczaj nie mam, może ktoś inny - odparł Korgan.

Wrony w końcu odleciały, a Ogne ostrożnie wspiął się po śliskich kamieniach i wygrzebał z komina ich pokaźnych rozmiarów gniazdo. Cuchnęło gównem, ale Norsmenowi to nie przeszkadzało. Utytłał się cały w guanie, był oblepiony resztkami z komina i latającymi wszędzie czarnymi piórami, ale zdobył podpałkę. I nie tylko. Wraz z gniazdem Norsk wyciągnął sporawy pakunek, wielkości dwóch pięści. Wystarczyło teraz znaleźć grubsze drewno i mieliby zapewniony ogień na noc.

To było jeszcze prostsze-opodal misia leżała stara, trochę zbutwiała ława, nadające się na opał. Była połamana ale to tylko ułatwiało robotę. Ogne zamiast zająć się drewnem usiadł opodal i zaczął rozwijać znalezisko z komina. Rozwinął skórę, by w środku znaleźć niesamowite znalezisko. Nóż, na oko złoty, sporą garść takich samych monet i jakiś naderwany pergamin.





Korgan pałaszował mięso i przyglądał się Norsmenowi. Ciekawiło go czy uda mu się wejść bez spierdzielenia, ale udało się i na dodatek coś znalazł. - Co tam masz? - zapytał Korgan
- Znalezisko i to jakie - powiedział już cicho Ogne, tak żeby nikt więcej poza Korganem go nie słyszał. W końcu udało mu się zdobyć coś, co spowodowało, że był bogaty. Taki nóż musiał być wart fortunę, do tego monety. Podzielił je mniej więcej na pół i część podał krasnoludowi. - Morda w kubeł o tym co tu znaleźliśmy. Rozumiesz, krasnoludzie? W kominie nic nie było. A teraz daj kawałek mięsa, co? Zgłodniałem podczas tych poszukiwań.

Ogne schował wszystko co znalazł do sakwy i zebrał rozwalone wronie gniazdo, które upchnął w palenisku. Następnie zebrał kawałki ławy i ułożył je na wierzchu. Można było rozpalać, ale problem polegał na tym, że nie miał hubki i krzesiwa, które ukradziono mu w Nuln. Na wspomnienie zaklął pod nosem. Ale humor bardzo szybko mu się poprawił, gdy przypadkowo jego wzrok spoczął na pokaźnym gąsiorze. Miał pieniądze, mógł się napić wódy, zaraz zapłonie ogień i przesuszy łachy. Czegóż chcieć więcej? No, może poruchać. Ale akurat na to, nie miał co tu i teraz liczyć.

Rozglądnął się, czy nikt nie patrzy. Gdy był pewien, że ma spokój, wydłubał ze ściany kawałek krzemienia i zaczął się bacznie w niego wpatrywać. Po chwili przed jego oczami, wokół odłamka skały zatańczyły kolory. Siłą woli ukształtował je w kokon otulający rękę i trzymany kamyk, po czym rozluźnił chwyt. Na palcu zapełgał płomień. Ogne przyłożył go do suchego chrustu i już po chwili cieszył się ogniem. Ściągnął płaszcz i buty, które postawił tuż przy palenisku. Łyknął porządnie, aż go przydusiło. Chwilę później, utulony do snu przez trzaskające płomienie, zasnął.

Wpatrywał się w leżącą u jego stóp, zabłoconą sakiewkę i zastanawiał się, skąd się tam wzięła. Wyglądała na pełną, sądząc po wypukłościach na materiale, z którego była uszyta. Ogne schylił się i sięgnął po nią. Niemal krzyknął, gdy zamiast własnych rąk zobaczył niedźwiedzie łapska. Nie mógł w to uwierzyć – należały do niego. Spojrzał na przedramiona, również były zwierzęce, pokryte czarnym futrem. Teraz dopiero zorientował się, że inaczej postrzega świat – wzrok ma zamglony, przedmioty widzi płasko i w odcieniach szarości. Natomiast więcej słyszy, jak na przykład tą pszczołę, która usiadła na kwiatku jakieś sto stóp od niego. Wytężył zmysły i poczuł zapach kwiatu, słodki i odurzający. Nie był człowiekiem, stał się drapieżnikiem, bestią. A sakiewka przyciągała swoim kształtem. Nie wyzbył się wszystkich cech człowieka, pozostała chciwość. Schylił się ponownie, usiłując dostać się do wnętrza torebki. Nic z tego, nie panował w pełni nad swoimi zwierzęcymi łapami. Warknął przeciągle i opadł na cztery łapy, sięgając tym razem potężnymi szczękami, z zamiarem rozprucia woreczka. Udało się! Jednak pomruk zadowolenia przeszedł w jęk bólu, gdy zawartość woreczka ugrzęzła mu w gardle. Chwycił się łapami za zatkany przełyk i zaczął szarpać. Tlenu brakowało. Z każdą chwilą tracił siły i odpływał w niebyt. Rzucał łbem na wszystkie strony i w rozpaczy dojrzał piękną tęczę rozciągniętą nad górską doliną na zachodzie. Gdy odwrócił wzrok przed oczami stanęło mu wielkie, czerwone ogniste, płonące oko bez powiek, rozpięte na wschodnim niebie. Zagrzmiało.

Zerwał się cały mokry od potu. To nie burza, a jeden z krasnoludów puścił bąka. Ogne otarł pot z czoła i niezbyt przytomnie rozglądnął się wokół. Na kły Kharnatha, cóż za porąbany sen. Odruchowo spojrzał na swoje ręce – były normalne. Odetchnął z ulgą.

Więcej czasu na rozważania o snach nie było, bo przywykłe do ciemności oczy Helvgrima wypatrzyły kogoś w ciemnościach. Zaraz się potwierdziło, gdy ten ktoś wybiegł z krzaków i jak długi runął na środku obozowiska, potykając się o coś.
- Na ropiejące wrzody Onogala! – krzyknął Ogne gdy zobaczył na czym wywinął orła mężczyzna. Za bardzo nie interesował go teraz jego los. Szybko podbiegł i sprawdził, czy gąsior z wódką ucierpiał w wyniku zderzenia. Odetchnął, gdy okazało się, że jest cały. Korzystając z okazji Norsmen pociągnął solidnego łyka i dopiero wtedy przypatrzył się, kto leży na ziemi.
- To następny heretyk – orzekł mądrze. – Z tej bandy, co do Middenheim przez Praag szła. Niech Karl z nim pogada. Ma wprawę.
 
xeper jest offline