Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 00:18   #14
Kitsu
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Kitsu - Smokey
MatrixTheGreat - David Cambell

Smokey trzymała się kurczowo drabinki, a mutanty coraz silniej uderzały w ściany cysterny.
- Proponowałabym przejść na ten metalowy wagon. Wygląda na dość solidnie zbudowany.
Nie czekając na decyzję Davida, gdy tylko mutanty skierowały się w kierunku wybuchu wstała i z rozbiegu przeskoczyła na kolejny wagon. Tak samo przedostała się na kolejny wagon i na kolejny. Bez atakujących Szablogębych było o wiele łatwiej. Gdy znalazła się na wysokości słupa w kształcie litery “T” Zatrzymała się czekając na Davida.
Campbell podążał za towarzyszką wielkimi susami, przykładając mniejszą uwagę do kolejnych skoków, gdyż nic już nie trzęsło wagonami. Nawet nie wiedział kiedy zdążyła go wyprzedzić. Zatrzymała się dopiero w pobliżu słupa, a David zrozumiał o co chodzi. Spojrzał na wagony po drugiej stronie.
- W sumie możemy po tym przejść, tamten wagon wygląda dość solidnie - wskazał na pierwszy z kolei wagon, wykonany z grubej blachy - tylko nie wiem czy damy radę go otworzyć. Coś odwróciło uwagę Szablogębych, ale mogą zaraz wrócić i dobrze byłoby im zniknąć z pola widzenia. Próbujemy?
- Warto było by spróbować. Mam narzędzia, więc mogę spróbować zdjąć drzwi do wagonu z zawiasów, jeśli mi pomożesz.
Zawiązała lepiej arafatę, która rozwinęła jej się przy przeskakiwaniu na kolejne wagony. Następnie weszła na legar i bokiem przesuwała się wzdłuż niego, aż przedostała się na wagon. Następnie obejrzała ze wszystkich wagon szukając drzwi.
- Chyba drzwi są tutaj.
Rozejrzała się po okolicy starając się określić gdzie są Szablogębe. Nie widząc ich postanowiła, że zajmie się drzwiami.
David podążył po słupie zaraz za Smokey, pochylił się by nie stracić równowagi, chociaż powierzchnia nie była aż tak wąska to wolał dmuchać na zimne.
- A zdążymy je później z powrotem założyć? - zapytał gdy znalazł się już obok towarzyszki - Zresztą poczekaj, pomogę Ci, nie ma czasu się zastanawiać - po czym zajął się zdejmowaniem drzwi z zawiasów. Były na prawdę ciężkie i opierały się, gdyby udało im się tu dostać, byliby bezpieczni.
Smokey wyjęła śrubokręk chcąc podważyć drzwi.
- Ja podważę, a ty postaraj się podnieść je do góry. Jak tylko je podniesiesz to pomogę ci je dalej podnieść i odstawić na bok. Potem wejdziemy do środka i założymy drzwi z powrotem. To na trzy. Raz , dwa, trzy! - Podważyła.drzwi.
Na sygnał David wytężył wszystkie mięśnie starając się podnieść drzwi. Bez ich równoczesnego podważania nie miałby szans, jednak wraz z Smokey udało mu się unieść przeszkodę na parę centymetrów w górę, a to wystarczyło, przynajmniej na początek. Jeszcze raz Campbell podziękował sobie w duchu, że jeszcze czasami dbał o formę.
- Okey, pomóż mi teraz, po prostu przytrzymaj je trochę! - wycedził przez zaciśnięte zęby, cały czerwony na twarzy - Odłożymy je na bok - miał wrażenie, że trzymane drzwi zabierają mu wdychane przez niego powietrze.
Odłożyła szybko śrubokręt i złapała za drzwi. Razem z Cambellem udało się odstawić je na bok. Rozejrzała się w poszukiwaniu mutantów, ale zniknęły z pola widzenia. Podniosła z ziemi swoje narzędzie i weszła do środka wagonu.
- Zamknijmy te drzwi. Niedługo zrobi się ciemno, a to miejsce wygląda na dobre schronienie.
Złapała za drzwi z drugiej strony. - To na trzy?
David ledwo złapał oddech po zdejmowani metalowych drzwi, a znów trzeba było je podnosić. Jednak zdecydowanie wolał to niż dać się rozerwać tamtym potworkom.
- Dobra, jeszcze raz na trzy. Raz... dwa... trzy! - znów unieśli w dwoje drzwi i po kilku mozolnych próbach udało się umieścić je w zawiasach i zamknąć, a w wagonie zapanowała ciemność. Jedynym źródłem światła stały się umiejscowione na górze ścian małe otwory. David dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że zgubił karabin i zaklął pod nosem.
- Masz może latarkę? Moim zdaniem dobrze będzie poczekać, aż nie będzie ich słychać, bo nie mam specjalnej nadziei na to, że o nas zapomniały, wtedy można spróbować uciekać dalej. Zdążyłaś w ogóle zobaczyć co wybuchło?
- Niestety nie widziałam co wybuchło. - odparła siadając ze zmęczenia przy ścianie wagonu. - Nie mam również latarki.
Zdjęła z głowy arafatę i okryła nią ramiona, gdyż w środku wagonu zrobiło się chłodniej.
- Ja bym przeczekała tutaj noc i z rana poszukała naszego wózka, a potem udała się z powrotem do wioski. Na razie nie mam siły na kolejne zdejmowanie tych cholernych drzwi.
- Też racja... oby z Sierżantem było wszystko w porządku, chociaż niepokoi mnie ten wybuch. Z drugiej strony, gdyby nie to, już byśmy nie żyli - usiadł przy ścianie, naprzeciw Smokey. Oczy zaczynały mu się już przyzwyczajać do ciemności - Więc czekamy do rana... ciekawe czy z tego wózka coś zostało? Swoją drogą może dalibyśmy radę po prostu otworzyć te drzwi, bo nawet nie spróbowaliśmy - stwierdził olśniony nagłą myślą i zaczął się cicho śmiać. Trochę ze zdenerwowania, a trochę rzeczywiście z rozbawienia sytuacją.
- Zostaw te drzwi w spokoju. Na razie nie zdradzajmy naszej obecności. Nie wiemy czy za tym wybucham nie stoją jacyś inni ludzie, a jeśli ktoś będzie próbował wejść do środka usłyszymy próby otwarcia drzwi.
Oczy przyzwyczaiły jej się już do ciemności i widziała wyraźnie siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę.
- Czy mogę usiąść koło ciebie? - Nie czekając na odpowiedź wstała i usiadła obok niego. Po czym również się roześmiała. - Przeżyliśmy. Kolejny raz.
David nie stawiał oporów, nawet gdyby chciał to nie miałby na to najmniejszej siły. W głębi duszy cieszył się, że nie siedzi w tym gównie sam.
- Taaa, to chyba najbardziej pozytywny element całej tej sytuacji - dodał z uśmiechem - Przyznam szczerze, parę razy miałem już duże kłopoty, ale dopiero dzisiaj spojrzałem śmierci w oczy z tak bliska.
Mieli zostać w środku dosyć długo, więc trzeba było jakoś zabić czas.
- Z kąd pochodzisz? Cambell nie brzmi jak rosyjskie nazwisko. - Przytuliła się silniej do niego, gdyż robiło się coraz zimniej.
- Wiem... prawie jak przekleństwo, chociaż nigdy o tym nie myślałem w ten sposób. Dużo razy dostałem za to od kogoś po twarzy. Mój ojciec był nadętym bufonem z kraju coli i hamburgerów, z tego co słyszałem to już nie żyje. Zostawił moją matkę ze mną gdy miałem 2 albo 3 lata więc nie pamiętam go za bardzo. Urodziłem się w zasadzie w Rosji, moja matka właśnie stamtąd pochodzi, a ojciec był tu w interesach, poznał ją i został na trochę dłużej. A ty? W ogóle to jak sie nazywasz, bo znam tylko pseudonim? - objął ją i zmęczony położył głowę na jej głowie, jemu też dawało się we znaki zimno panujące w tym ciemnym, metalowym pomieszczeniu.
- Poczekaj chwilę możemy się okryć chustą, będzie nam cieplej. - Odwinęłam ją i oktyłam nas obu. Od razu zrobiło nam się cieplej. - Nie mam prawdziwego imienia. Nie wiem nawet kim byli moi rodzice. Jako dziecko zostałam sprzedana do warsztatu mechanicznego i całe swoje życie musiałam pracować. Od tego moje ręce już na zawsze pozostaną czarne - to od nich jest moje imię, ale jeśli chcesz możesz wymyśleć mi jakieś imię. Twoja matka nadal żyje? Zazrdoszę Ci.
- Miałem siedemnaście lat gdy umarła, lekarze mówili, że zawał. Miała niestety już swoje lata. Byłem jedynakiem, ale jakoś sobie poradziłem, udało mi się znaleźć robotę dzięki znajomym. Przez jakiś czas pomagałem na budowie, na czarno. Później, dosyć szybko zresztą, normalnie tam pracowałem, przez rok. W sensie w tej firmie budowlanej. Ale - znowu dzięki znajomym - udało mi się dostać do straży. Gdy byłem mały mieszkałem obok remizy i dość trochę wiedziałem o sprzęcie itd. To znaczy nie znowu aż tak mały, miałem z czternaście lat jak się przeprowadziliśmy w tamtą okolicę. A zmieniając temat, to co Cię tu przyciągnęło? W sensie wiesz, do Zony? Bo niewiele widywałem tu do tej pory kobiet.
- W końcu odważyłam się uciec z tamtego warsztatu. Choć dużo się tam nauczyłam nie miałam tam żadnej możliwości decydowania o swoim losie. Zona to jedno z tych miejsc, gdzie nie będą mnie szukać. Wolę już narażać swoje życie, ale mieć możliwość decydowania o sobie. Jak na razie szczęście mi sprzyja.. A ty? Dlaczego jesteś tutaj? Nie wolałeś pracować w straży?
- Nie zrozum mnie źle, było mi tam dobrze, ale jednym słowem poleciałem na kasę. Usłyszałem o tym jak można się tu wzbogacić i zdecydowałem się tu wybrać. Miałem tylko trochę uzbierać i wrócić, znowu pracować w straży i “wieść spokojne życie”. Z tym, że tutaj nie było tak pięknie. Oczywiście nie sądziłem, że będzie to spacer przez park, ale życie w Zonie zupełnie mnie zaskoczyło. Sama wiesz jak jest, raz na wozie, raz pod wozem, no i to miejsce, chociaż go nienawidzisz i chcesz się wyrwać, jednak wciąga. Też jednak miałem szczęście, bo poznałem Sierżanta i zawsze jakoś to było. Przynajmniej było co do garnka włożyć.
- Taak. - pokiwała głową. - Dzięki sierżantowi dużo się nauczyłam na temat Zony. Jak omijać anomalie i unikać niebezpieczeństwa, a nawet jak walczyć gdy nie uda się go uniknąć. Będąc mechanikiem sporo mu pomogłam i sporo przy nim zarobiłam. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Gdybym miała inną możliwość opuściłabym Zonę. Marzę samemu założyć warsztat, ale do tego potrzebuję sporej ilości środków.
- Jeżeli nie zginiemy, a szczęście będzie dopisywać to w końcu może oboje trochę zarobimy. A wtedy będzie można pomyśleć o tym, żeby się stąd wyrwać, ale na razie wolę się nie rozpływać w marzeniach. Lepiej się skupić na obecnych problemach, a jak się uda, wtedy zobaczymy.
- Dobrze na razie ustalmy że, ja pójdę spać, a za jakiś czas ty mnie obudzisz i ja będę czuwać podczas gdy ty będziesz spać. Rano otworzymy drzwi, jeśli nie będzie słychać żadnego dopijana się do wagonu i zobaczymy co z wózkiem i jego zawartością. - oparła głowę na ramieniu Davida i zamknęła oczy.
Uśmiechnął się w ciemnym wagonie i szepnął towarzyszce na ucho
- Dobranoc Smokey...
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.
Kitsu jest offline