Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2013, 20:31   #11
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Baird - Michael Baird "Pretorian"


Zbliżając się do mostku Pretorian zatrzymał oddział unosząc pięść do góry. Dowódca spojrzał na most. ''Wchodząc na niego będziemy jak kaczki do odstrzału, idąc dołem można się utopić i inne takie.'' Następnie Michael powiedział do John’a.
- Ten most źle mi wygląda. Dobre miejsce na zasadzkę. Przejdziemy dołem i sprawdzimy perymetr z drugiej strony. - Następnie nadał przez krótkofalówkę. - Ja i Hawk idziemy na drugą stronę. Czekać na rozkazy. Fromacja obronna. Nie chcemy niespodzianek, miejcie oczy szeroko otwarte. Over.- I ruszyli w stronę rzeczki.
John miał złe przeczucie co do tej rzeki, prawie tak silne jak dowódca miał co do mostu. Porucznik nie bał się dzielić swymi przeczuciami a Baird bardzo je sobie cenił. W końcu po to go tu miał.
- Nie wiem jak panie sierżancie, sir, ale ja wolę iść mostem. Nie wiadomo co siedzi w tej rzece lub czy czasem nam nóg nie wypali. - Spojrzał na dowódce jak na starego przyjaciela i mówił jak najciszej się dało by niepotrzebnie nie wprowadzać zamętu w grupie. Następnie czekał na rozkazy.
- W porządku. Hawk - Pretorian kiwnął głową i spojrzał ze zrozumieniem. Jeśli Hawk mówił żeby nie iść rzeką, to nie miał zamiaru do niej wsadzać dupy. Poza tym to była strefa skażenia, Michael zapomniał o tym. Zielony las, szumiacy strumyk, to wszystko przytępiło jego zmysły. Dowódca był ekspertem od walki w mieści, nie w chodzeniu po lesie. ''Dzięki Bogu za Hawk'a'' pomyślał.
- Ja idę pierwszy poruczniku. Osłaniaj mnie. - Zakończył sierżant.
Pretorian ostrożnie podszedł do wąskiego mostu i powoli, krok po kroku, przeszedł na druga stronę. Przy okazji wolał upewnić się że żadna deska się pod nikim nie załamie czy inne takie, więc robił to powili. Rzeka płynęła wartkim nurtem poniżej. Baird spojrzał na rwący nurt i pomyślał. ‘’John miał racje. Nie mieli byśmy szans przejść wpław. Ale most też mi się nie podoba.’’ Pretorian akurat skończył myśl gdy jedna z desek pod nim się załamała. Wyrwa nie była duża wiec sierżant tylko wbił się w nią butem. Na szczęście udało mu się odzyskać równowagę w ułamkach sekundy i nie wpaść do pędzącego nurtu. Wreszcie dowódca dotarł na druga stronę. Rozejrzał się i znalazł dogodną lokacje do obrony mostu. Duży granitowy głaz świetnie się do tego nadawał. Baird dał znak snajperowi że teraz on może przejść.
Snajper dość powolnie z wyczuciem wszedł na most. Przeprawił się przez niego dość szybko i równym miarowym tempem. Natomiast reszta osłaniała tyły.
Przeprawa szła gładko.
Gdy John przeszedł, sierżant rozkazał
- Hawk zajmij się tamtym wzgórzem. - Pretorian wskazał na pagórek przed nimi. Świetna pozycja snajperska.
- Teren zabezpieczony. Przechodzić. Toto chodź pierwszy. Henry osłaniaj tył. - - Michael nadał przez radio.
Po nie całych pięciu minutach wszyscy byli po drugiej stronie rzeki. Rozlokowali się w jednej linii ale nie za blisko siebie czekając na decyzję dowódcy.
Dowódca zaś czekał na wynik zwiadu.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 10-07-2013, 22:29   #12
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
}--+++--{



Dziennik Stalkera /24.04.2012r – Dworzec Wschodni




MatrixTheGreat - David Campbell / Kitsu- Smokey

Szablogębe mutanty nie dawały za wygraną. Na chwilę można było się obrócić by zobaczyć co się dzieje przy parowozie. O dziwo przy parowozie był spokój. Wszystkie stwory widocznie rzuciły się za uciekającym jedzeniem. Czyli za wami. Widać staruszek był bezpieczny. Były przed wami jeszcze dwa wagony cystern a potem zwykle drewniane wagony transportowe. Przy przedostatnim wagonie była możliwość wejścia na słup w kształcie litery „T” starego daszku peronowego. Poprzeczną metalową szyną o szerokości 35 cm można było przejść do kolejnego zestawu wagonów. Wagony te były również drewniane lecz pierwszy był metalowy i to z grubej blachy. Był to wagon tuż za parowozem do węgla. Parowóz nadal stał. Była to stara lokomotywa podobna do tej w której ukrył się Sierżant.

Mutanty nie dawały za wygraną. Stwory wielkości niedźwiedzia stawały na tylnych łapach i próbowały zrzucić was tupiąc przednimi lapami o cysternę. Naliczyliście ich 23 sztuki. Niektóre walczyły z sobą by być jak najbliżej was. Inne tłamsiły się za nimi.

Cysterny posiadały drabinki których można było się trzymać, chodź niektóre wsporniki puszczały pod uderzeniami szablogębych. Czas płynął żyliście ale stwory nie dawały za wygraną. Stawało się to coraz bardziej bez celowe. Bo i chowając się znów nic nie da. Nadal będą napierać.

W czasie dalszego przemieszczania się wybraną przez was drogą usłyszeliście wybuch. Niestety nie było czasu się obrócić. I wtedy usłyszeliście głośny kwik i ryk. Zdezorientowane mutanty jeszcze chwilę uderzały tuż za wami by po chwili podążyć do miejsca wybuchu….






Konflikt / 20.01.2013r – Gdzieś nad Rosją Wschodnią


Baird - Michael Baird "Pretorian" (Broń ACR 6.8 )


John – Snajper zwiadowca (L118A)
Henry i Toto – ostrzał zaporowy (M60E4)
Donn – Saper spec ładunków (RSASS)
Chandy – Arab tłumacz (Ak-47)
Katty – snajper , medyk (Barrett 50cal.)
Tom – radiowiec (ACR 6.8 )

John doszedł do wzgórza. Dał znak że jest ok. Ułożył się plecami do was pilnując drugiej strony. Pagórek nie był jakimś super dużym wzniesieniem. Jednak nie licząc drzew, które sprawdzone zostały, przynajmniej w zasięgu wzroku przez snajpera, były czyste. To pagórek był najwyższym po nich punktem obserwacyjnym.

Most trzymał się dość mocno jak na swe lata i uszkodzenia. Widać od tej strony były wzmocnienia łatami desek z nowymi gwoździami. Znaczyło to że ktoś jednak celowo go wzmocnił i to niedawno. Gwoździe były nie tknięte przez czas. Lśniły nowością.

Drzewa były przerzedzone tak na 150 metrów od mostu, potem był gęstszy las iglasty. Nadal nie było krzewów czy zarośli. Jedynie więcej wysokich drzew. Droga szła prosto tak 300 metrów potem skręcała w prawo. Była zwykłą gruntową drogą przynajmniej tak ze 380 metrów potem zamieniała się w szlak kamienny. Na samym końcu tak po 10 km zmienił się w betonowe bloki. Taką drogę często robili wojskowi. Po tych 10 km dotarliście do jeziora. Droga prowadziła dalej wzdłuż brzegu które było skarpą. W dół prowadziły jednak kamienne schody aż do pomostu przy którym przycumowane były łodzie wiosłowe. Było ich pięć…



}--+++--{
 
Nasty jest offline  
Stary 12-07-2013, 03:19   #13
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Baird - Michael ''Pretorian'' Baird

Pretorian wydał rozkaz swoim ludzią przez radio na krótkich falach wbudowane w hełmie tak by słyszeli go bez krzyku.
- Henry. Toto. Zabezpieczyć łodzie. - Dowódca wskazał ręką na cel. Żołnierze od broni zaporowej ruszyli w stronę łódek.
- Katty. John. Zabezpieczcie brzegi jeziora. Wypatrujcie łodzi patrolowych i innych skurwysyństw. - Snajperzy spojrzeli na przeciwne brzegi jeziora wypatrując ruchów wroga po drugiej stronie wody.
Dowódca obwrócił się za siebie. Teraz przemawiał do pozostałej części grupy.
- Donn kryjesz schody. Chandy i Radio zostajecie ze mną.
Gdy para przy łodziach i duet snajperski ogłosiły że teran jest czysty, dowódca wydał kolejny rozkaz.
- Dalej popłyniemy na łodziach w doł na południe i do samego miasta. Zwiad lotniczy pokazywał że z jeziora do centrum miasta prowadzi kanał wodny. Pozatym nie chcę się pchać w te ruiny z buta. Cholera wie jakie popromienne mutacje wydała na świat ta ziemia.
Baird spojrzał po swoich ludziach i na szybko przemyślał, następnie powiedział.
- Toto i Radio łódź czwarta. Henry i Chandy łódź trzecia. John, Donn łódź druga. Katty ty płyniesz ze mną.
Wszyscy wsiedli jak dowódca rozkazał. Pretorian nadał przez radio do wszystkich łodzi.
- Płyniemy w odległości dziesięciu jardów.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 14-07-2013, 00:18   #14
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Kitsu - Smokey
MatrixTheGreat - David Cambell

Smokey trzymała się kurczowo drabinki, a mutanty coraz silniej uderzały w ściany cysterny.
- Proponowałabym przejść na ten metalowy wagon. Wygląda na dość solidnie zbudowany.
Nie czekając na decyzję Davida, gdy tylko mutanty skierowały się w kierunku wybuchu wstała i z rozbiegu przeskoczyła na kolejny wagon. Tak samo przedostała się na kolejny wagon i na kolejny. Bez atakujących Szablogębych było o wiele łatwiej. Gdy znalazła się na wysokości słupa w kształcie litery “T” Zatrzymała się czekając na Davida.
Campbell podążał za towarzyszką wielkimi susami, przykładając mniejszą uwagę do kolejnych skoków, gdyż nic już nie trzęsło wagonami. Nawet nie wiedział kiedy zdążyła go wyprzedzić. Zatrzymała się dopiero w pobliżu słupa, a David zrozumiał o co chodzi. Spojrzał na wagony po drugiej stronie.
- W sumie możemy po tym przejść, tamten wagon wygląda dość solidnie - wskazał na pierwszy z kolei wagon, wykonany z grubej blachy - tylko nie wiem czy damy radę go otworzyć. Coś odwróciło uwagę Szablogębych, ale mogą zaraz wrócić i dobrze byłoby im zniknąć z pola widzenia. Próbujemy?
- Warto było by spróbować. Mam narzędzia, więc mogę spróbować zdjąć drzwi do wagonu z zawiasów, jeśli mi pomożesz.
Zawiązała lepiej arafatę, która rozwinęła jej się przy przeskakiwaniu na kolejne wagony. Następnie weszła na legar i bokiem przesuwała się wzdłuż niego, aż przedostała się na wagon. Następnie obejrzała ze wszystkich wagon szukając drzwi.
- Chyba drzwi są tutaj.
Rozejrzała się po okolicy starając się określić gdzie są Szablogębe. Nie widząc ich postanowiła, że zajmie się drzwiami.
David podążył po słupie zaraz za Smokey, pochylił się by nie stracić równowagi, chociaż powierzchnia nie była aż tak wąska to wolał dmuchać na zimne.
- A zdążymy je później z powrotem założyć? - zapytał gdy znalazł się już obok towarzyszki - Zresztą poczekaj, pomogę Ci, nie ma czasu się zastanawiać - po czym zajął się zdejmowaniem drzwi z zawiasów. Były na prawdę ciężkie i opierały się, gdyby udało im się tu dostać, byliby bezpieczni.
Smokey wyjęła śrubokręk chcąc podważyć drzwi.
- Ja podważę, a ty postaraj się podnieść je do góry. Jak tylko je podniesiesz to pomogę ci je dalej podnieść i odstawić na bok. Potem wejdziemy do środka i założymy drzwi z powrotem. To na trzy. Raz , dwa, trzy! - Podważyła.drzwi.
Na sygnał David wytężył wszystkie mięśnie starając się podnieść drzwi. Bez ich równoczesnego podważania nie miałby szans, jednak wraz z Smokey udało mu się unieść przeszkodę na parę centymetrów w górę, a to wystarczyło, przynajmniej na początek. Jeszcze raz Campbell podziękował sobie w duchu, że jeszcze czasami dbał o formę.
- Okey, pomóż mi teraz, po prostu przytrzymaj je trochę! - wycedził przez zaciśnięte zęby, cały czerwony na twarzy - Odłożymy je na bok - miał wrażenie, że trzymane drzwi zabierają mu wdychane przez niego powietrze.
Odłożyła szybko śrubokręt i złapała za drzwi. Razem z Cambellem udało się odstawić je na bok. Rozejrzała się w poszukiwaniu mutantów, ale zniknęły z pola widzenia. Podniosła z ziemi swoje narzędzie i weszła do środka wagonu.
- Zamknijmy te drzwi. Niedługo zrobi się ciemno, a to miejsce wygląda na dobre schronienie.
Złapała za drzwi z drugiej strony. - To na trzy?
David ledwo złapał oddech po zdejmowani metalowych drzwi, a znów trzeba było je podnosić. Jednak zdecydowanie wolał to niż dać się rozerwać tamtym potworkom.
- Dobra, jeszcze raz na trzy. Raz... dwa... trzy! - znów unieśli w dwoje drzwi i po kilku mozolnych próbach udało się umieścić je w zawiasach i zamknąć, a w wagonie zapanowała ciemność. Jedynym źródłem światła stały się umiejscowione na górze ścian małe otwory. David dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że zgubił karabin i zaklął pod nosem.
- Masz może latarkę? Moim zdaniem dobrze będzie poczekać, aż nie będzie ich słychać, bo nie mam specjalnej nadziei na to, że o nas zapomniały, wtedy można spróbować uciekać dalej. Zdążyłaś w ogóle zobaczyć co wybuchło?
- Niestety nie widziałam co wybuchło. - odparła siadając ze zmęczenia przy ścianie wagonu. - Nie mam również latarki.
Zdjęła z głowy arafatę i okryła nią ramiona, gdyż w środku wagonu zrobiło się chłodniej.
- Ja bym przeczekała tutaj noc i z rana poszukała naszego wózka, a potem udała się z powrotem do wioski. Na razie nie mam siły na kolejne zdejmowanie tych cholernych drzwi.
- Też racja... oby z Sierżantem było wszystko w porządku, chociaż niepokoi mnie ten wybuch. Z drugiej strony, gdyby nie to, już byśmy nie żyli - usiadł przy ścianie, naprzeciw Smokey. Oczy zaczynały mu się już przyzwyczajać do ciemności - Więc czekamy do rana... ciekawe czy z tego wózka coś zostało? Swoją drogą może dalibyśmy radę po prostu otworzyć te drzwi, bo nawet nie spróbowaliśmy - stwierdził olśniony nagłą myślą i zaczął się cicho śmiać. Trochę ze zdenerwowania, a trochę rzeczywiście z rozbawienia sytuacją.
- Zostaw te drzwi w spokoju. Na razie nie zdradzajmy naszej obecności. Nie wiemy czy za tym wybucham nie stoją jacyś inni ludzie, a jeśli ktoś będzie próbował wejść do środka usłyszymy próby otwarcia drzwi.
Oczy przyzwyczaiły jej się już do ciemności i widziała wyraźnie siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę.
- Czy mogę usiąść koło ciebie? - Nie czekając na odpowiedź wstała i usiadła obok niego. Po czym również się roześmiała. - Przeżyliśmy. Kolejny raz.
David nie stawiał oporów, nawet gdyby chciał to nie miałby na to najmniejszej siły. W głębi duszy cieszył się, że nie siedzi w tym gównie sam.
- Taaa, to chyba najbardziej pozytywny element całej tej sytuacji - dodał z uśmiechem - Przyznam szczerze, parę razy miałem już duże kłopoty, ale dopiero dzisiaj spojrzałem śmierci w oczy z tak bliska.
Mieli zostać w środku dosyć długo, więc trzeba było jakoś zabić czas.
- Z kąd pochodzisz? Cambell nie brzmi jak rosyjskie nazwisko. - Przytuliła się silniej do niego, gdyż robiło się coraz zimniej.
- Wiem... prawie jak przekleństwo, chociaż nigdy o tym nie myślałem w ten sposób. Dużo razy dostałem za to od kogoś po twarzy. Mój ojciec był nadętym bufonem z kraju coli i hamburgerów, z tego co słyszałem to już nie żyje. Zostawił moją matkę ze mną gdy miałem 2 albo 3 lata więc nie pamiętam go za bardzo. Urodziłem się w zasadzie w Rosji, moja matka właśnie stamtąd pochodzi, a ojciec był tu w interesach, poznał ją i został na trochę dłużej. A ty? W ogóle to jak sie nazywasz, bo znam tylko pseudonim? - objął ją i zmęczony położył głowę na jej głowie, jemu też dawało się we znaki zimno panujące w tym ciemnym, metalowym pomieszczeniu.
- Poczekaj chwilę możemy się okryć chustą, będzie nam cieplej. - Odwinęłam ją i oktyłam nas obu. Od razu zrobiło nam się cieplej. - Nie mam prawdziwego imienia. Nie wiem nawet kim byli moi rodzice. Jako dziecko zostałam sprzedana do warsztatu mechanicznego i całe swoje życie musiałam pracować. Od tego moje ręce już na zawsze pozostaną czarne - to od nich jest moje imię, ale jeśli chcesz możesz wymyśleć mi jakieś imię. Twoja matka nadal żyje? Zazrdoszę Ci.
- Miałem siedemnaście lat gdy umarła, lekarze mówili, że zawał. Miała niestety już swoje lata. Byłem jedynakiem, ale jakoś sobie poradziłem, udało mi się znaleźć robotę dzięki znajomym. Przez jakiś czas pomagałem na budowie, na czarno. Później, dosyć szybko zresztą, normalnie tam pracowałem, przez rok. W sensie w tej firmie budowlanej. Ale - znowu dzięki znajomym - udało mi się dostać do straży. Gdy byłem mały mieszkałem obok remizy i dość trochę wiedziałem o sprzęcie itd. To znaczy nie znowu aż tak mały, miałem z czternaście lat jak się przeprowadziliśmy w tamtą okolicę. A zmieniając temat, to co Cię tu przyciągnęło? W sensie wiesz, do Zony? Bo niewiele widywałem tu do tej pory kobiet.
- W końcu odważyłam się uciec z tamtego warsztatu. Choć dużo się tam nauczyłam nie miałam tam żadnej możliwości decydowania o swoim losie. Zona to jedno z tych miejsc, gdzie nie będą mnie szukać. Wolę już narażać swoje życie, ale mieć możliwość decydowania o sobie. Jak na razie szczęście mi sprzyja.. A ty? Dlaczego jesteś tutaj? Nie wolałeś pracować w straży?
- Nie zrozum mnie źle, było mi tam dobrze, ale jednym słowem poleciałem na kasę. Usłyszałem o tym jak można się tu wzbogacić i zdecydowałem się tu wybrać. Miałem tylko trochę uzbierać i wrócić, znowu pracować w straży i “wieść spokojne życie”. Z tym, że tutaj nie było tak pięknie. Oczywiście nie sądziłem, że będzie to spacer przez park, ale życie w Zonie zupełnie mnie zaskoczyło. Sama wiesz jak jest, raz na wozie, raz pod wozem, no i to miejsce, chociaż go nienawidzisz i chcesz się wyrwać, jednak wciąga. Też jednak miałem szczęście, bo poznałem Sierżanta i zawsze jakoś to było. Przynajmniej było co do garnka włożyć.
- Taak. - pokiwała głową. - Dzięki sierżantowi dużo się nauczyłam na temat Zony. Jak omijać anomalie i unikać niebezpieczeństwa, a nawet jak walczyć gdy nie uda się go uniknąć. Będąc mechanikiem sporo mu pomogłam i sporo przy nim zarobiłam. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Gdybym miała inną możliwość opuściłabym Zonę. Marzę samemu założyć warsztat, ale do tego potrzebuję sporej ilości środków.
- Jeżeli nie zginiemy, a szczęście będzie dopisywać to w końcu może oboje trochę zarobimy. A wtedy będzie można pomyśleć o tym, żeby się stąd wyrwać, ale na razie wolę się nie rozpływać w marzeniach. Lepiej się skupić na obecnych problemach, a jak się uda, wtedy zobaczymy.
- Dobrze na razie ustalmy że, ja pójdę spać, a za jakiś czas ty mnie obudzisz i ja będę czuwać podczas gdy ty będziesz spać. Rano otworzymy drzwi, jeśli nie będzie słychać żadnego dopijana się do wagonu i zobaczymy co z wózkiem i jego zawartością. - oparła głowę na ramieniu Davida i zamknęła oczy.
Uśmiechnął się w ciemnym wagonie i szepnął towarzyszce na ucho
- Dobranoc Smokey...
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.
Kitsu jest offline  
Stary 18-07-2013, 00:23   #15
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
}--+++--{



Dziennik Stalkera /25.04.2012r – Dworzec Wschodni




MatrixTheGreat - David Campbell / Kitsu- Smokey


Ciemność i cisza. Mutanty zagubiły wasz trop ale słychać je było jeszcze dłuższy czas. Przez właz było widać że i na zewnątrz zrobiło się ciemno. Człowiek zmęczony nawet jak było głośniej potrafił usnąć. W tym przypadku dzielnie David czuwał. Może gdyby obudził towarzyszkę a nie postanowił sam pilnować jej przez całą noc, nie usnął by obok niej. Szczęście czy nie nic się nie wydarzyło podczas spoczynku. Rano głos i nawoływanie obudziło parkę w wagonie. Jasne światło przebijało się przez niedomkniętą klapę. Głos był znajomy. Nikt inny jak Sierżant.

Po wyjściu z wagonu, na spokojnie okazało się że zgubiliście parę rzeczy. Między innymi Ak-47 i M16. Musiała albo gdzieś spaść po drodze podczas skoków albo u Wiliego. Tak stary druh z niedoli. Poszukiwania rzeczywiście doprowadziły was do cysterny w której on siedział. Z zewnątrz wielka niegdyś obła ściana, wyglądała jak pognieciona kartka na której ktoś coś napisał i stwierdził że to nie to. Po czym ją pogniótł tu zostawił. Wili leżał na dolnej części powyginany we wszystkich częściach szkieletu. Głowa leżała osobno. Zapewne nie było by mu do śmiechu gdyby przed atakiem był żyw.

Broń leżała w drugim krańcu cysterny po przeciwnej stronie kościstego towarzysza. W Ak-47 kolba była popękana. M16 była sprawna.
Sierżant siedział na podeście parowozu i skręcała skręta. Liżąc bibułkę po czym rolował i sklejał. Zapalając ją spojrzał na was, wychodzących i uśmiechających się do siebie jakbyście dopiero co z randki wrócili. Zaciągnął się i rzekł.

- No gołąbki. Wsio Haraszo idu. Cali ładunk poszli. – i znów się zaciągnął.

Jak się okazało z wózka pozostały tylko pogięte koła. Nienadające się do niczego. Ładunku nie było. Pierwsze co przyszło namyśl to, to że to właśnie ten wybuch słyszeliście. Więc nie pytaliście co wybuchło. Chodź po drugim spojrzeniu na części wózka, nie widać było żadnych oznak by to granat rozwalił wózek.

Wracaliście do osady. Pierwsze kilometry w ciszy. Nikogo nie cieszyło że straciliście cały dorobek rajdu. Zresztą kto by się cieszył. Po drodze zebraliście kilka artefaktów ale były to przeciętne zdobycze. Gdy przeszliście kawał drogi w końcu nie wytrzymaliście i zaczęliście rozmawiać. Trochę z sierżantem trochę między sobą. Coś się zmieniło podczas tego rajdu. Niby byliście już w takich sytuacjach ale nigdy razem.

Po czasie dotarliście do osady. W zalesionym miejscu pomiędzy drzewami, roznosiła się ona jak oaza na pustyni. Brama nie była jakaś tam warowna. Zwykła brama troszkę kątowników troszkę blachy. Sama brama nie była do obrony. Przed nią była ścieżka którą trzeba było przejść. Zaminowana a szlak był zygzakiem. Za bramą roznosiły się stare wiejskie chaty. Tak naprawdę to były tylko prowizorki bo pod nimi roznosiły się tunele starej kopalni. To była prawdziwa osada. Światełka migotały tu stale i hałas wentylatorów tłoczących powietrze, które nie było wcale lepsze od tego na dole. Pomieszczenia były podzielone na mieszkalne i towarzyskie. Prysznice i WC należały do tych drugich. Było parę pomieszczeń dla rozluźnienia ludności. Od pijalnie do stołówek i używek włącznie, nie pomijając targowych. Sierżant mieszkał nad stołówką 1200 metrów pod powierzchnią.

Wy natomiast nieco wyżej. Około 800 metrów nad powierzchnią. Prezesem bo tak mówili na gospodarza tego przybytku był nie jaki Donavan Madejow. On sprawił że utworzyło się tu społeczeństwo. Sierżant jednak był uważany za założyciela osady. Więc wszyscy się liczyli z jego zdaniem, ale byli też i inni którzy mieli coś do powiedzenia.



Konflikt / 20.01.2013r – Gdzieś nad Rosją Wschodnią


Baird - Michael Baird "Pretorian" (Broń ACR 6.8 )

John – Snajper zwiadowca (L118A)
Henry i Toto – ostrzał zaporowy (M60E4)
Donn – Saper spec ładunków (RSASS)
Chandy – Arab tłumacz (Ak-47)
Katty – snajper , medyk (Barrett 50cal.)
Tom – radiowiec (ACR 6.8)


Woda wiodła was do ruin. I to było dobrze. Niedobrze że na łodziach byliście jak kaczki na strzelnicy. Co zaraz Katty wypowiedziała.
Szefie. Nie podoba mi się to za cicho.- Te słowa tworzyły gęsią skórkę.

Jak się po czasie okazało dopłynęliście do ruin. Z daleka ukazywały się budynki a raczej poszarpane części pozostałości po nich. Dużo szkieletów jak i lei po bombach. Mosty po niszczone. Dotarliście do brzegu tuż przed ruinami.

Dotarła łódź pierwsza na której był dowódca i Katty. Przypłynęła druga i czwarta. Po czasie obok brzegu płynęła trzecia łódź na której powinni być Henry i Chandy. Łódź wyglądała na nienaruszoną gdyby nie ślady krwi na niej. Były widoczne na burtach i siedziskach. Żadnych oznak ostrzału. Nawet ryski.

Katty jako osoba przesądna znów otworzyła usta wymawiając.
- Mówiłam. To zły był pomysł.- odwróciła się do dowódcy i dodała – Im już nie pomożemy, Sir. Co dalej – czekała na rozkazy, patrząc twardo prosto w oczy.

Nikt nie chciałby spotkać jej w ciemnej uliczce by ją napaść. Zapewne wyszedł by z niej, ale z głową pod pachą. A ta jej szrama na policzku dodawała jej takiego wyrazu twarzy że lepiej było jej nie podskakiwać. Ponoć kiedyś jeden przełożony klepnął ją w tyłek. Zrobił to tylko raz. Za drugim razem może i by też chciał ale nie miał już czym. Ktoś odstrzelił mu rękę jak wychodził z kantyny. Wierzcie lub nie ale to ona. Oczywiście była w tym czasie na poligonie parędziesiąt jardów dalej. Chodź dobry snajper stamtąd trafiłby. Słyszano takie przypadki. Więc Katty się nie tyka i głupio jej się nie odpowiada.






Zapraszam graczy na GGDoc !!


}--+++--{

 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 19-07-2013 o 19:38.
Nasty jest offline  
Stary 19-07-2013, 11:52   #16
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Kitsu - Smokey

Słysząc nawoływania Sierżanta Smokey starała się otworzyć oczy, co nie było łatwe. David spał z głową opartą na jej głowie.
- Obudź się.- powiedziała starając się obudzić towarzysza - Słyszę jak Sierżant nas nawołuje. Trzeba szybko wyjść z wagonu.
Wstała, przeciągnęła się, zasłoniła arafatą i podeszła do drzwi czekając na reakcję Davida. Razem poradzili sobie z nimi taka samo jak wcześniej, gdy starali się dostać do środka. Po wyjściu z ciemnego wagonu światło słoneczne na chwilę oślepiło Smokey, więc lepiej poprawiła arafatę i skierowała się w stronę starszego mężczyzny.
- Dzień Dobry. Przeżyliśmy, ale z wózka chyba niewiele zostało. Słyszeliśmy wybuch i to dzięki temu jeszcze tu jesteśmy w jednym kawałku. Te parszywce zrobiły z cysterny niezłe sito.
Podeszli wszyscy do cysterny w poszukiwaniu obydwu karabinów. AK-47 i M-16 znalazły się w po przeciwnej stronie niż ta po której leżał nieboszczyk.
"Wypadało by go pochować, ale ani nie mam łopaty, ani nie chcę go dotykać gołymi rękoma, więc chyba najlepiej sie do noego nie zbliżać. Nie wiadomo jakim świństwem można się od niego zarazić."
Wyszła z cysterny i w blasku porannego słońca obejrzała kolbę od kałacha.
- Kolba wymaga wymiany. Chyba znam w mieście kogoś kto mógłby ją naprawić za niewielką opłatą.
Sierżant siedział już na podeście parowozu i palił świeżo skręconego papierosa.
- No gołąbki. Wsio Haraszo idu. Cali ładunk poszli. – i znów się zaciągnął.
- I dzięki temu żyjemy, ale to dziwne że granat wybuchł. Szablogębe nie były zainteresowane ładunkiem, a my nie mieliśmy nawet możliwości się do niego zbliżyć. Czyżby ktoś jeszcze próbował się do niego dobrać i dlatego nasłał na nas mutanty?
Nie było czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Należało wracać do osady. Nastrój był ciężki. Nikogo nie cieszył fakt, że stracili cały ładunek. Po drodze znaleźli w prawdzie parę artefaktów, ale były one przeciętnej wartości. Dopiero po przejściu większości drogi do osady zaczęli między sobą rozmawiać głównie o życiu w zonie i o różnych ludziach, którzy się przez nią przewinęli.

Osada niespodziewanie wynurzyła się zza drzew. Od niedawna był to nowy dom Smokey. Nie miała nazwy, ale w dzisiejszych czasach nikomu to nie przeszkadzało. Ot, miejsce, w którym stara się przeżyć i utrzymać pewna liczba ludzi. Miejscem tym rządzi niejaki Donavan Madejow, ale Sierżant jako jego założyciel ma tu pewne przywileje.
Ścieżka biegła urokliwie między drzewami. Wszyscy szli gęsiego, gdyż krok w bok oznaczał śmierć. Cały teren wokół osady był dobrze zaminowany. Weszli do jednego z domków, w którym była zlokalizowana winda towarowa, taka jakie spotyka się w kopalniach.
- Nie wiem jak wy, ale ja najpierw muszę się umyć. Możemy za jakieś pół godziny spotkać się na stołówce. Sierżant wie gdzie mieszkam. Jakieś 800m pod powierzchnią w sektorze rzemieślniczym. Do zobaczenia.
Wzięła AK-47, wysiadła z windy na piętrze, na którym znajdowały się łaźnie i skierowała się w ich stronę.
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.

Ostatnio edytowane przez Kitsu : 19-07-2013 o 11:56.
Kitsu jest offline  
Stary 20-07-2013, 20:48   #17
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Nie tylko wysiłek fizyczny, ale także stres potrafi zmęczyć człowieka. Zmysły wytężone do granic możliwości, wszystkie nerwy zdają się pracować z prędkością światła w takich chwilach jak te, które dzisiaj przeżyli. Nie potrzeba wiele czasu w stresie – gdy adrenalina przestaje krążyć w żyłach czujesz się jakbyś przebiegł maraton. Nie musi nawet być wygodnie, czy komfortowo, powieki stają się coraz cięższe, aż w końcu się stykają a ty smacznie chrapiesz. Choćby nawet cały świat dookoła ciebie płonął…

David wiedział, że jest wykończony, ale chciał tylko dać jeszcze chwilę pospać Smokey. Całą noc oczami wyobraźni widział mutanty i te przeklęte cysterny. Gdy wreszcie obudził go głos Sierżanta był piekielnie na siebie zły. Równocześnie cieszył się, że wszyscy są cali. Widok wózka – a raczej tego co z niego zostało – nieco go podłamał. Jako jedyny z całej trójki nie powiedział tego ranka ani jednego słowa. Przynajmniej broń jako tako się obstała.

Większą część drogi także milczał, jednak nie należał do osób przesadnie cichych, więc po pierwszych słowach towarzyszy też się odezwał. Jednak aż do osady starali się unikać rozmowy na temat straconego towaru. David czuł się dziwnie, nie chodziło tu nawet o stracony wózek, to było coś innego. Było coś nowego, a jednak w pewien sposób dobrze mu znanego. Dopiero parę godzin później, gdy brał prysznic w wiosce zdał sobie sprawę, iż tak właśnie się czuł pośród kumpli w straży. Jakby zaczęli tworzyć… drużynę?

Mieszkanie pod ziemią mogło się wydawać dziwne dla ludzi z zewnątrz, jednak zdążył się już przyzwyczaić. Nie było to nawet takie złe. W tym miejscu zawierała się jakaś namiastka uczucia bezpieczeństwa. Lecz nie można powiedzieć, że nie było na co narzekać. Głównie były to warunki panujące w całej kopalni, a te w zależności od miejsca były przeróżne. Najbardziej we znaki dawało się panujące w większej części szybów gorąco, a czasami także wilgoć. Zdecydowanie rzadziej można było natrafić na miejsca przejmujące chłodem tak, że aż zęby dzwoniły.

Smokey udała się pod prysznic, a Sierżant w tylko sobie znanym kierunku, ponieważ David nawet nie pytał gdzie się wybiera. On sam udał się najpierw coś zjeść, gdyż kiszki grały mu marsza, a później także poszedł do łaźni. Tak dopiero odświeżony i najedzony skierował się w stronę stołówki – by po pierwsze spotkać się tam jak proponowała Smokey, a po drugie by znów coś zjeść…
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 11-09-2013, 14:58   #18
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
}--+++--{



Dziennik Stalkera /11.01.2012r –
Pierwszy Rajd




Kitsu- Smokey


Jak to możliwe że, wszystko obumarło tylko nie roślinność. Maczeta wydawała metaliczny dźwięk natrafiając na mocniejsze łodygi krzewów. A mniejsze gałązki ocierały się o twarz, ręce kalecząc je. Droga jest zaledwie sto metrów stąd na prawo, ale tam czekają na takich jak Ty. Żółtodziobów którzy, jeszcze nie przelali krwi lub odbywają swój pierwszy rajd.

Po paru metrach w końcu roślinność się przerzedziła. Dwieście metrów na wprost wyrosła jak z podziemi stara farma. Jeden dom z dwu spadzistym dachem. Dwa budynki, zapewne niegdyś dla trzody i bydła. Wszystko otaczał połamany, gdzieniegdzie poobalany drewniany płot. Stał jeszcze między budynkami stary ciągnik. Widać było go od przodu. Budynki były całe, chodź brakowało okien i drzwi. Zapewne były z drewna i poszły na opał dla jakiegoś wędrowca. Zbliżając się słychać było szum. Taki szum był dość dziwny. Jakby ktoś zostawił włączone radio które nie łapało żadnej stacji.

Był monotonny i równy. Zbliżając się do płotu można było zauważyć dziwną poświatę. Akurat w samej bramie wjazdowej na gospodarstwo. Była piękna błękitna, półprzeźroczysta. Namyśl przychodziło by dotknąć ją ręką. Buty które leżały na obwodzie tej poświaty jednak szybko zniechęciły. Były one zakrwawione a jak się dobrze im przyjrzeć to tkwiły w nich jeszcze stopy właściciela. Gdyby nie to, Zona by miała kolejną ofiarę. Słyszało się o takich różnych dziwactwach które, były śmiertelnie groźne. Zabijały w różny sposób.

Kiedyś jeden spotkany w ruinach handlarz opowiadał o takim czymś że, wisi na suficie i opuszcza pnącza w dół. Różowe pnącza które zaciskały się na szyi, rękach, nogach zabijając ofiarę. Czasami potrafiło złamać w pół człowieka. Nazwano tą anomalię „Wisielec”. Były też: „Kręcioły”, „Prychacze”, „Magnetyzery” i „Wypychacze” oraz, wiele mniej znanych. Każdy nazywał je po swojemu.

Ten tutaj musiał mieć też nazwę i warto było ją nadać. Może „ Błękitek”, „Pożeracz”. Zależy co on robił lub czego, nie robił. Jedno pewne z nazwą czy bez, warto to omijać.

Idąc wzdłuż płotu można było, znaleźć kilka miejsc przez które, wejdzie się bez problemu. Potem kilka kroków do najbliższego budynku a ze dwadzieścia mijając ciągnik, do domu. Następnie od niego, znów z dziesięć do ostatniego którym, była stodoła. Tuż obok ostatniego budynku stało wielkie drzewo które, było poskręcane i opalone od ognia. To zapewne od wyładowań atmosferycznych które, są tutaj istnym piekłem.



Dziennik Stalkera /04.11.2011r –
Wróg Mojego wroga.


MatrixTheGreat - David Campbell


Tyłek bolał jak jasna cholera. Do tego jeszcze skrępowany niczym bydlęćcie na ubój. Sucho w gardle i szczypiące rozcięcie na policzku od noża. Skrzynka na której, ciebie posadzili posiadała mnóstwo gwoździ które, wystawały tuż pod twoimi pośladkami. Na szczęście powyginane lub łepkami w górę, co powodowało nie wbijanie ich się tak mocno w mięśnie. Zakneblowany, poobijany i wkurwiony na siebie.

Że też nie wyczułeś tego ścierwa. Przecież to logiczne że każdy skręci przed wiaduktem i obejdzie go łukiem. Nikt normalny nie przejdzie pod nim, to pewna zasadzka na wędrowców, handlarzy. Skubani za którymś razem wyczaili że wszyscy będą obchodzić to miejsce właśnie tamtędy. Z prawej mokradła a z lewej zagajniki i kilka wraków. W sam raz by obejść i … wpaść w prawdziwą pułapkę. Gnojki nieźle to obstawili. Tylko czemu od razu nie zabili? Zeżrą mnie żywcem ?

Godzinę siedząc i próbując się uwolnić, człowiek traci nadzieję. Gdy weszli strach dał górę nad rozsądkiem. Coś chrząkali jakby nie byli ludźmi. Kłócili się, półmrok w pomieszczeniu ukazywał tylko ich sylwetki i coś lśniącego. Długie ostrze jak maczeta lub miecz Tatara. No to już koniec…kurwa! Taki koniec… głupio złapany przez kanibalskie bydle. Ścierwa, wyrzutki Zony. Nawet ona do nich się nie przyznaje. Zaciśnięte oczy czekały na cios…

Dźwięk dzwonka? Krowiego dzwonka ? Co, do kurwy nędzy.. żart ? Jak tak, to mało zabawny. Otworzyłeś oczy a ścierwa poruszone dźwiękiem zaczęły wybiegać z pomieszczenia.

Cisza! Tylko czasem wiatr zawiał i zrobił się delikatny szum. Siedziałeś znów walcząc z sznurem.

Po chwili kroki! Cichutkie niepewne. Oprawcy losu po prostu wpadli by tu i dokończyli to co przerwali. Ten ktoś szedł sam i nie znał tego miejsca. Gdyby tylko niemieć tej szmaty w ustach wciśniętej po samo gardło. Kroki zbliżały się a gdy zatrzeszczała skrzynka, ucichły.

Ktoś się zastanawiał czy warto wchodzić dalej, czy po prostu nie nadużywać gościnności. W myślach prosiłeś o pomoc by ten ktoś, chociaż ciebie rozwiązał potem dasz sobie radę. Kroki jednak zaczęły po cichu się oddalać. Wtedy szarpnąłeś sznur który wisiał naprężony byś nie spadł. Podciągnąłeś się na nim i przewróciłeś skrzynie. Teraz wisiałeś na linie, ale narobiłeś hałasu.

Ktoś się zawahał i zaczął znów iść w twoją stronę. Kroki się zbliżały już głośniej. Za drzwi przewinęła się postać, wysoka, szczupła, posiadała kaptur na głowie i czapkę z daszkiem. Półmrok nie ukazywał całego oblicza. Po chwili światło latarki poświeciło w pomieszczenie i zatrzymało się na tobie. Nic nie widziałeś mrużąc oczy. Postać podeszła do ciebie wbijając ci lufę broni pod żebro.

- Coś ty za jeden ?- zapytała wyciągając szmat z twoich ust.
Chciałeś coś powiedzieć ale tak zdrętwiały ci usta że tylko drżałeś nimi wydając dziwne świsty. Po głosie wychwyciłeś że to kobieta. Wisiałeś jeszcze tak a ona czekała aż coś powiesz.


}--+++--{

 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 11-09-2013 o 18:55.
Nasty jest offline  
Stary 12-09-2013, 18:25   #19
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Kitsu- Smokey

Smokey już od dłuższego czasu przedzierała się przez zarośla i miała już go dość. Na plecach miała założony niewielki plecak z żywnością w większości którą stanowiły suchary i suszone mięso, a do tego woda, amunicja i parę narzędzi, bo nigdy nie wiadomo co może być przydatne. W kaburze przy udzie nosi starego, ale wysłużonego Glocka. Maczeta to była jedyna broń biała jaką ma. I teraz dźwięk jaki wydaje przy ścinaniu kolejnych zielonych gałęzi to jedyne dźwięki jakie słyszy. Zbliżywszy się do zabudowań usłyszała dziwne buczenie. Czyżby ktoś tu był i zostawił włączone radio? Ale nie, buczenie dochodziło z kierunku bramy wejściowej. Błękitna łuna - źródło dźwięku, połyskująca w bramie była niezwykle piękna i zdradziecko niebezpieczna jednocześnie. Nazwy "Błękitek" i "Pożeracz", które wymyśliła na poczekaniu jakoś nie przypadły jej do gustu. Może niech będzie to się nazywać.. Jakoś nie mogła przyjść jej do głowy, żadna dobra nazwa. Postanowiła zabrać buty, które po umyciu wyglądały na całkiem niezłe traperki. No i trzeba by wyjąc z nich stopy poprzedniego właściciela. Wychodząc z lasu ścięła maczetą jakąś gałąź, tak aby otrzymać średnie długości kij, o zakrzywionym końcu. Z kijem w ręce podeszła do anomalii i delikatnie przeciągnęła buty bliżej siebie. Rozwiązała sznurówki i pozbyła się stóp poprzedniego właściciela. Potem przywiązała buty sznurówkami do plecaka, tak aby buty i plecak trzymały się razem, ale aby buty nie obijały o nogi podczas chodzenia. Na koniec umyła ręce częścią wody z butelki i wytarła je w liście i trawę po czym zaczęła powoli obchodzić płot szukając przejścia. Po paru metrach znalazła odpowiednie przejście. Z maczetą w lewej ręce, tak aby szybko móc sięgnąć za broń podbiegła do rogu pierwszego budynku. Starała zachowywać się jak najciszej. Wszystkie zmysły miała wyostrzone, a mięśnie napięte. Wzdłuż ściany skierowała się do wejścia do budynku. Wejście niestety okazało się zamknięte, a budynek nie miał żadnych okien, przez które można by wejść do środka. Minęła ciągnik i podeszła do wejścia do domu. Tu również drzwi okazały się być zamknięte. Smokey dla pewności, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w środku zapukała delikatnie. Odpowiedziała jej cisza. Używając narzędzi rozkręciła zamek i stojąc plecami do ściany obok drzwi otworzyła je, po czym zajrzała do środka. Z kieszeni wyjęła kapsel i wrzuciła go do środka aby sprawdzić, czy nie natrafi na żadne nieprzyjemne niespodzianki. Potem dopiero wejdzie do środka, podniesie kapsel i zanim wejdzie do kolejnego pomieszczenie wrzuci go do środka i będzie obserwować co się z nim dzieje.
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.

Ostatnio edytowane przez Kitsu : 13-09-2013 o 09:25.
Kitsu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172