Pocisk z oderwanej nogi mechanoida pomknął ku celowi. W tym samym momencie oddział Templariuszy i lokalnych mieszkańców pod wodzą Damy udało się w końcu powalić robota.
Machina wyrzuciła z siebie kłęby czarnego dymu i wybuchła w malowniczy sposób. Siła eksplozji powaliła wszystkich walczących, włącznie z drużną trzy-pająki-Fury-Stark.
Chwilę trwało nim Black podniósł się z ziemi. Fala soniczna jaka zwykle towarzyszy większym wybuchom ogłuszyła nie tylko jego samego, ale znokautowała też jego symbiota.
Cała okolica zniknęła w kłębach pyłu i dymu. Po chwili zaczęły się wyłaniać sylwetki ludzi. Templariusze, zwykli ludzie oraz jego towarzysze wolno zbierali się z ziemi.
Ghost praktycznie stracił górną część swojego kostiumu przez co wyglądał jeszcze bardziej upiornie niż zwykle. Stalker wyglądał jak ostatni ocalały z Poranku Żywych Trupów. Jednak nigdzie było widać Białe Damy, ani mutanta który był Anansim.
W końcu Black dojrzał swoją maszczę wbitą na sztorc w niewielkim kraterze. Biała Dama stała nad zwłokami młodego mężczyzny w resztach kostiumu Spider-Mana. Twarz nieboszczyka niepokojąco przypomniała jego własną.
Co ciekawsze Dama nie miała już na sobie symbiotycznego kostiumu. Znów miała na sobie swoją białą suknię, a u jej boku siedział czarno-biały pająk wielkości średniego psa. Jej skóra była śniada, a oczy ciemne i pełne blasku.
- To już koniec - powiedziała spokojnie. - Zobaczymy się jutro, na moście o zachodzie słońca, dobrze?
Dama wzniosła ręce do nieba. Z jej placów spłynęło coś na wzór babiego lata. Lśniące smugi pofrunęły wysoko prosto do kłębiastych chmur. Po kilku chwilach niebo wypogodziła się i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ukazało się niebieskie niebo.
Dama uśmiechała się i zniknęła niczym pajęczyna porwana przez wiatr.
__________________ Gallifrey Falls No More! |