Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 14:17   #21
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
" Prawdopodobnie kradziony " ~ rzekł w myślach podnosząc topór khornity który to zdawał się być w całkiem dobrym stanie. Chociaż, gdyby był wyczyszczony i naostrzony to jego wartość i co ważniejsze skuteczność wzrosłaby diametralnie. Nie miał żadnych wątpliwości, że niejedną zimę topory te spędziły wystawione na żywioł. Pierwszy topór kultysty wetknął za pas i pochwycił drugi topór zawieszając go u plecaka. Wiedział, że będzie mu ciężej i będzie pewnie poruszał się khazackim tempem co nie było większą przeszkodą, ale nie mógł pozwolić sobie na przerwę w ćwiczeniach. Tym bardziej że łuk który miał... zaniewieruszył gdzieś w Nuln. Chwile później ponownie byli w drodze, a czas w którym ziemia miała pić krew orków nadchodził...


Droga mijała powoli nim dotarli do pierwszego z wielu przystanków, obozów, które ich czekały nim mieli dotrzeć na miejsce i spotkać się z oddziałem który mieli wspomóc. Szczęśliwie znaleźli wisielcze drzewo wisielca o rozłożystej koronie ze zdatnym sznurem wciąż uparcie zwisającym z grubej gałęzi.
Wiedząc, że nieszczęście przynosi spoczywanie pod drzewem wisielca Karl wspiął się na nie i odwiązał sznur o mały włos nie ześlizgując się parokrotnie ze śliskiej kory, a lina wciąż w zdatnym stanie opadła na dół. Chwile później jak już znalazł się z powrotem na ziemi zaczął ją zwijać odmawiając krótkie szeptane modlitwy do Talla i Morra po czym przytroczył ją do plecaka.
Teraz, kiedy drzewo było wyswobodzone ze sznurzastych więzów, a duchy wisielców mogły spokojnie odejść do królestwa Morra tracąc łańcuch wiążący je z tym miejscem Cyrulik udał się na spoczynek uprzednio rozbijając swój wysłużony namiot pod drzewem. Chwilę czasu spędził na przywracanie zdobywczych toporów do swojej świetności. Osełka, dwie sakiewki materiałowe niegdyś należące do wieśniaków i odrobina wódki zaczęły robić swoje wytaczając wojnę przeciwko rdzy i wyszczerbieniom. Wiedział, że jednego wieczora nie przywróci im dawnej świetności, ale nie jeden wieczór jeszcze ich czekał zanim dotrą na miejsce. Cóż, byłoby łatwiej, gdyby miał ze sobą tłuszcz, oliwę, wosk, lub chociaż masło, a tak, musiał poczekać aż dotrą do jakiejś mieściny..


Życie na trakcie dało mu już niejednokrotnie w kość, ale zawsze deszcz, pomimo swojej ponuroty dawał pewne orzeźwienie i spokój. Te oczyszczające uczucie kiedy cały pył podróży który normalnie zalegałby w gardle zastępowało wilgotne chłodne powietrze budzące zmysły. Jedyną rzeczą która go irytowała w duchu był brak kobiet w drużynie, jednak po chwili refleksji dziękował Sigmarowi za taki rozwój wydarzeń. Zbyteczne odwrócenie uwagi na misjach takich jak ta rokowało wysoką śmiertelność - coś czego pragnął uniknąć w oddziale do którego go przydzielono.

Cały czas jednak miał czujne oko na Norsie. Chociaż szlachetny Dawi, pod którego patronatem ruszali jako drużyna, zdecydował się go przyjąć, to jednak nie potrafił zapomnieć o Norskich Hordach które służyły pod Acherontem w czasie Inwazji. Mimowolnie przypomniały mu się słowa brata w Sigmarze Beyrnmunda ~"Chaos napiętnuje nie tylko ciało, najgorsze ze wszystkich jest piętno które odciska na duszy.."~ Nors, zwany Ogme zdawał się być jak najbardziej normalnym przedstawicielem swojego gatunku, jednak Karl nie był w stanie określić jego przynależności, miejsca gdzie leżała jego lojalność. Było to na dwa obroty dużej klepsydry zanim rozbili kolejny obóz kiedy doszedł do najprostszego ze wszystkich wniosków ~"Jeżeli taka była wola bogów to znaczy, że miał tu z nami być."~ Po czym dał sobie spokój z ukradkowym obserwowaniem człowieka o wyraźnym północnym akcencie. Jeżeli miał z nim współpracować, musiał się wyzbyć uprzedzeń które żywił do jego ludu. Coś z czego Verena nie byłaby zadowolona. Fakt, który wolałby zmienić.

Kiedy dotarli do ruin farmy rozpoczął pobieżne rozpoznanie najbliższych okolic zgliszcz z zadowoleniem odkrywając, że nie znalazł żadnych oznak jakichkolwiek wcześniejszych obozów, czy innych śladów obecności Zielonych. Sprawdzenie gruntu wokoło również nie wykazało nic podejrzanego. Do jego zwyczajowych wieczornych modłów dołączyły na stałe próby odrestaurowania heretyckich toporów. Broń była tylko narzędziem i miał zamiar zrobić z nich użytek w przyszłości.

. .. ...*..**...***...**..* ... .. .

Zbudziły go wrzaski brzmiące niczym jęki opętanego heretyckiego szaleńca łamanego na kole i przypalanego ogniem. Nic bardziej mylnego, kiedy wyłonił się z namiotu z młotem w dłoni jego oczom jawił się wieśniak leżący twarzą w błocie, stojący nad nim khazad imieniem Helvgrim niczym kat nad grzeszną duszą i Ogne doglądający gąsiorka z troską w oczach niczym ranną kochankę. Podszedł do nich szybko przeczesując wzrokiem okolicę.

- Co jest kurwa? - zapytał tylko zastanawiając się czy wieśniakowi nie dać w mordę na ocucenie. Cokolwiek go przeraziło musiało być blisko, bo na heretyka raczej nie wyglądał. Ranny raczej też nie był, więc nogi musiał mieć sprawne. No, chyba, że wrzeszczał bo sobie właśnie jedną złamał.. ale na gąsiorku?
 
Dhratlach jest offline