Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 18:15   #34
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



WSZYSCY

Czas zastygł w miejscu. Wszystko podczas walki zdaje się tak odrealnione, tak nierzeczywiste, a jednocześnie tak realne i pełne szczegółów. Jest w tym jakaś niezrozumiała reguła, jakaś prawidłowość.

Podchody skończyły się. Hieny zdecydowały się na bezpośredni atak, więc utrzymywanie ciszy i szyku stało się już bezcelowe.

Rozpoczął się krwawy, brutalny i okrutny taniec śmierci.

Strzał Nateniasza zmienił głowę pierwszej Hieny w rozbryźniętą miazgę, jednak drugi zdegenerowany napastnik stał zbyt daleko, by zginąć. Pocisk naładowany kawałkami metalu urwał mu jednak fragment ucha, a posoka kumpla zachlapała zdeformowaną gębę.

Strzał księdza o mało nie poranił szarżującego w tą samą stronę Blondasa. Igor, nie zważając na to, że ciska trupem, wprowadził w życie swój zamiar i po chwili siedział już na drugiej, poranionej Hienie okładając ją dłońmi po żywotnych miejscach, starając się nie zranić o liczne kolce i kawałki metalu, jakim swoje ubranie i swoje ciało „upiększy wróg”.

Ortega strzelił błyskawicznie do tych napastników, którzy blokowali im przejście. Nie celował. Nie musiał. Instynkt żołnierza i niesamowita szybkość reakcji zrobiły swoje. Jedna z Hien w głębi korytarza padła. Ortega popędził do przodu, za Prahą, który jak szaleniec wymachiwał nożem, prześlizgując się obok jednej z Hien. Za Ortegą, trzymając się jego pleców, przemykał Jonasz. Przerażony, zdany na resztę ekipy. Nateniasz nie miał czasu przeładowywać swojej broni. Ruszył za nimi, chcąc pomóc w przedarciu się przez trojkę Hien blokujących im drogę. Już dwójkę, po tym jak Ortega rozwalił jednego z wrogów.

Torch cisnął swoim ognistym koktajlem w Hienę – kumpla tego, którego cięła do krwi Carla. Butelka trafiła przeciwnika. Eksplodowała żywym ogniem. Kilka ognistych kropel spadło na ubranie Carli wypalając na nim dziury parząc lekko ciało. Podpalona Hiena zawyła przeraźliwie i ruszyła, niczym żywa pochodnia w stronę Torcha.

Carla zanurkowała w stronę jednej z cel, wparowała do środka, doskoczyła do ściany, odwróciła się w samą porę, by ujrzeć jak zraniona przez nią Hiena wskakuje za nią do środka. Kusza zwolniła stalowy pręt, służący jako bełt. Pocisk wbił się w bebech cuchnącego wykolejeńca, który z przeciągłym stęknięciem zatoczył się do tyłu, by po chwili jednak, nie zważając uwagi na ranę, runąć w przód, z mordem w ślepiach. Na powtórny strzał z kuszy Carla nie miała czasu, karabela też była nieprzydatna. Sięgnęła więc po nóż, otrzymany tuż przed zejściem w Kibel. Ranna Hiena rzuciła się na nią, próbując zdeformowaną, pazurzastą łapą rozedrzeć gardło, wydrapać oczy, zabić. Carla nie miała szans w bezpośrednim zwarciu z tak silnym przeciwnikiem, jednak zacisnęła zęby w szaleńczym grymasie i pchnęła nożem do przodu, fachowo, tak by zranić, zabić. Hiena przygniótł ją swoim ciężarem, walczył, ranił.

Torch odskoczył w bok, unikając płonącego wroga, chlasnął go przez pysk wydobytym nożem. Głęboko, nie zważając na to, że płomienie liżą mu dłonie. Hiena złapała się płonącymi rękami za gardło, postąpiła kilka chwiejnych kroków w głąb korytarza, z którego przyszła ich grupa i padła na ziemię. Ognista przeszkoda, tak jak planował Torch. Oleg nie podziwiał jednak tego widoku. Rzucił się w ślad za resztą ekipy, która torowała sobie drogę z przodu, po prawej stronie mijając Lentza podnoszącego się z trupa Hieny.

Lentzowi walka w zwarciu zajęła odrobinę więcej czasu, niż sądził. Zabicie Hieny gołymi rękami okazało się, nawet dla wyszkolonego w sztukach walki mistrza, zadaniem niezwykle trudnym. Mimo, że zadał kilka naprawdę śmiertelnie groźnych ciosów, po których kości napastnika pękały, a ciało zapadało się do środka, to jednak Hiena uparcie nie chciała zdechnąć. Dopiero wyrwanie wcześniej wbitej w gardło monstrum tchawicy zakończyło sprawę. Lentz podniósł się z wroga i ruszył w ślad za biegnącym za resztą grupy Torchem.

Za nimi pędziły kolejne Hieny, zbliżające się do płonącego truchła jednego z ich kompanów.

Ortega, Praha i Nateniasz byli forpocztą, siłą torującą drogę.

Praha ciachnął jedną z Hien, zwinnie prześliznął się przy ścianie, popędził dalej. Ortega strzelił z bliska, prosto w brzuch Hieny, prawie z przyłożenia.
Zdeformowany napastnik poleciał w tył, zadrgał konwulsyjnie.

Trzecia Hiena blokująca drogę ucieczki miała włócznię. Pchnęła nią w Prahę. Ostrze nie trafiło w cel precyzyjnie, ale i tak przejechało nurkującego przed ciosem szczura po barku pozostawiając niezbyt poważną ranę. Praha nie pozostawał dłużny, Ciął po palcach Hienę, a gdy zezwierzęcony człowiek zawył i odskoczył w tył popędził przed siebie.

Ortega zdzielił zranioną przez Prahę Hienę kolbą karabinu, odpychając go prosto w stronę Netaniasza. Ksiądz poprawił Hienie ciosem swojej strzelby. W chwilę później doganiający grupkę Torch przebiegając koło oszołomionej Hieny i wbił jej ostrze noża w pierś, wyszarpnął i popędził za resztą. A Lentz za nim, czujny, gotów odeprzeć każdego wroga.

Za nimi trzy Hieny przeskoczyły nad płonącym pobratymcem, popędziły za nimi.


Carla w końcu uzyskała przewagę w śmiertelnej szarpaninie ze swoim wrogiem. Udało jej się wbić ostrze noża w podbródek ofiary. Ciepła posoka, która zalała jej dłonie o mało nie spowodowała u niej orgazmu! W wejściu do celi zauważyła biegnących przeciwników. Przez dudniącą w uszach krew słyszała odgłosy oddalającej się walki. Wchodząc do celi znikła z oczu swoim kumplom , a ci najwyraźniej nie oglądając się za Carlą popędzili przed siebie, w próbie szybkiego opuszczenia sektora. A Hieny pogoniły za nimi. Carla zaklęła pod nosem i chciała się podnieść, ale ból w boku zmusił ją do zrewidowania tych planów. Dopiero teraz zorientowała się, że zabita przez nią Hiena podczas walki wbiła jej pazury w bok, poszarpała ciało. Rana nie była może śmiertelnie groźna, ale bolała, jak cholera, co też sprawiało sporą przyjemność. Może Carla dałaby się unieść temu bólowi, zmienić go w prawdziwą rozkosz, ale miejsce nie sprzyjało do tego typu zabaw. Nadal słyszała biegnące wokół Hieny.



WSZYSCY POZA CARLĄ

Przebili się przez skrzyżowanie, pozbywając Hien. Zza zakrętem droga była czysta więc popędzili przed siebie, starając się jednak nie wpaść w którąś z ewentualnych pułapek.

Z przodu szli Ortega i Praha, tyły zamykali Lentz i Torch. Ten ostatni odwrócił się i zobaczył za nimi sporą grupę Hien. Przynajmniej dwunastkę. Nie wahał się. Ciśnięty w stronę tłumu kolejny koktajl Mołotowa kupił im trochę czasu.
I w końcu je ujrzeli. Wrota do sektora A-0677.

Drzwi były do polowy otworzone i zablokowane w tej pozycji. Za nimi znajdował się tak zwany „łącznik” czyli krótki korytarz pomiędzy sekcjami. W czasach, gdy GEHENNĄ rządził STRAŻNIK często na łącznikach dodatkowym zabezpieczeniem były pola siłowe. Słyszeli też opowieści o tym, że niektóre sekcje zamiast tradycyjnych drzwi i grodzi miały właśnie w celach pola siłowe. Kiedy GEHENNA weszła w anomalię, pola przestały blokować cele i więźniowie spierdzielili nim nadeszły KLAWISZE – maszyny STRAŻNIKA.

Dobiegli do drzwi słysząc nadciągającą z trzech stron liczną pogoń. Hieny biegły z każdego z korytarzy dochodzącego do miejsca w którym się znaleźli.

Unieruchomiona grodź pozwalała bez trudu przejść przez nią człowiekowi. Nie musiał nawet za bardzo się schylać, o ile nie był okazałego wzrostu.

- Przechodzimy! – ktoś rzucił rozkaz.

I wtedy zorientowali się, że w grupie brakuje Carli. Córka Rzeźni najwyraźniej została z tyłu, w miejscu, z którego właśnie zbliżała się pogoń. Ostatnio widzieli ją, jak wskakiwała do jednej z celi przy korytarzu, kiedy wszyscy rzucili się do ucieczki w stronę wyjścia z sektora.

Czyżby swoją decyzję przypłaciła życiem już na początku ich ekspedycji?




CARLA


Odgłosy uciekających więźniów i ścigających ich Hien oddaliły się, zniknęły gdzieś w dalszej części sektora. Carla czuła ból w zranionym boku, czuła smród płonącego mięsa na korytarzu i ostry odór środka chemicznego, którym Torch faszerował swoje „bombki”.

Hieny pobiegły za uciekinierami. Jak na razie korytarz obok celi, w której się skryła, opustoszał. Pytanie, ile pozostało jej czasu, nim zdegenerowani władcy Kibla wrócą po swoich zabitych kumpli.

Carla czuła słodki smak posoki Hieny w ustach. Metaliczny i słony. Cała była zbryzgana juchą z przebitego wroga. Jej skora lepiła się od krwi. Gęsta ciecz zlepiała jej włosy, zastygała na twarzy. Zabita Hiena nadal przygniatała ją swoim cuchnącym cielskiem. Ubrana w swój kolczasty, przerobiony więzienny kombinezon.

Carla zacisnęła zęby. Musiała coś szybko wymyślić, jeśli chciała wynieść swój tyłek z tego sektora w jednym kawałku. Wyglądało na to, że reszta więźniów spierdoliła najzwyczajniej w świecie nie oglądając się za nią. W sumie, na ich miejscu, zrobiłaby to samo. Teraz jednak musiała szybko podjąć decyzję, co zrobić, by wydostać się z szamba w jakie chyba właśnie zanurkowała.
 
Armiel jest offline