Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 18:25   #22
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Dzień spotkania

Pierwsze promienie słońca wpadały przez okno do małego pokoju, rzucając blask na twarz rycerza. Ten już nie spał, a klęczał przy łóżku trzymając w dłoniach miecz. Usta jego poruszały się wypowiadając modlitwę do Pani z Jeziora.

- W Imię Pani Jeziora, Strażniczki Praw ufając w powagę naszego świętego posługiwania proszę Cię o łaskę i opiekę. Ja twój uniżony sługa Robert wyruszam w daleką podróż oddając się pod Twoją obronę. Broń mnie w walce, a przeciw złości i zasadzkom chaosu bądź mi obroną. Tyś Panią czasów, namiotem królewskiego odpoczynku i siedliskiem boskości. Tyś gwiazdą, która skrzy się na wschodzie, a na zachodzie rozprasza mroki, jutrzenką zwiastującą słońce, i dniem, który nie zna nocy. Ześlij na mnie, Rycerza Carcassone, Twego Ducha, by uczynił mnie przekonanym i szczerym wysłannikiem pokoju i miłości pośród braci naszych, aby zasłużyć na stanięcie kiedyś z pokorą lecz bez trwogi przed Twoim Obliczem.



Gdy skończył modlitwę pocałował z czułością rękojeść swego miecza i zaczął się ubierać. Robił to powoli, nie spiesząc się. Nie zamierzał wyruszać nim nie sprawdził swojego ekwipunku dokładnie. W końcu nigdy nie wiadomo było, kiedy niebezpieczeństwo nabierze realnych kształtów.

Cała czynność ubrania się była długa i męcząca. Robert zaczął od zakładania wełnianej bielizny (koszula, kalesony i obcisłe spodnie). Dopiero potem przystąpił do zakładania właściwej odzieży.

Na wełnianą koszulę zakładał skórzaną zbroję i dopiero na nią zarzucał spodnią watowaną tunikę, by na końcu założyć kaftan kolczy. Rycerz dokładnie sprawdził wszystkie kółka, zapięcia na zbroi i gdy uznał, że jest gotów zaczął ubierać się w tunikę. Wyjął ją jakby ze znaną dla siebie tylko pieszczotą i rozłożył na łóżku i przyglądał się jej przez chwilę. Nim ją założył zabrał się do zakładania swoich nowych butów jeździeckich. Potem przyszła kolej na tunikę, idealnie pasującą do niego, na której wyhaftowano symbole jego domu.



W końcu nadszedł czas by przywitać się z resztą drużyny. Jakże wielkie jego było zdziwienie, gdy wśród zebranych, dostrzegł elfkę. Widać Bogini sprzyjała mu. Rycerz uznał to za dobry znak, lecz nie dał po sobie tego poznać. Wjechał na Fernandzie dumny, pozdrawiając wszystkich zebranych dłonią i skinieniem głową.
Gdy usłyszał gdzie jego “grupa” miała się udać wstrzymał na chwilę oddech. Spojrzał gniewnie na Króla, bowiem Khazad nie wspomniał o tym słowem. Las Athel Loren, przeklęte miejsce a ruiny starej małej porzuconej wioski na szczęście nie stanowiły większego wyzwania. Sama jednak obecność lasu i elfów sprawiła, że rycerz poczuł się nieswojo. Nie zamierzał wchodzić do lasu o czym zamierzał porozmawiać z Królem w cztery oczy. On jako Bretończyk wiedział, że gdy tylko jego stopa przekroczy granicę lasu z rycerza stanie się najeżonym strzałami martwym rycerzem a o takiej śmierci nie marzył.

Nadszedł czas na zadawanie pytań. Robert patrząc “z góry” zapytał wprost:
- Sir, a jak poznamy rozmówcę - padło pytanie

Król uśmiechnął się przyjacielsko i rzekł:
- Hasłem będzie słowo Góra, ale nie martw się, na pewno i wy go poznacie i on was

Tyle musiało wystarczyć Robertowi.

Trzy dni później

Robert nie wiele się odzywał, chyba że do elfki, do której Fernando poczuł sympatię. Sam Rycerz trzymał jednak dystans od kobiety, może to z poczucia wstydu a może po prostu nie umiał rozmawiać z kobietami. Nie miał ich w życiu wiele. Faktycznie była tylko jedna, ale umarła i on za to poczęści odpowiadał. Spoglądał co jakiś czas na elfkę i uśmiechał się, a koń rżał za każdym gdy go głaskała.

“Pewnie przekupiła go jabłkami” - pomyślał

Całą tą sielankową podróż przerwało pojawienie się orków i goblinów. Robert uśmiechnął się tylko na ich widok. Walczył z nimi już niejednokrotnie i mimo charakteryzującej ich głupoty byli oni silnymi i dość sprawnymi wojownikami. Im większy ork tym cięższa walka się zapowiadała. Rycerz dopatrzył takich dwóch i nie wiele myśląc chwycił swój miecz ruszył na przeciwnika.



Duży, wielki ork dzierżył w dłoni potężny młot bojowy. Poza kawałkami zbroi, które chroniły jego nogi i ręce nie miał nic więcej na sobie. Na szyi zwisał mu wisiorek, na którym miał rząd ludzkich zębów. Zapewne pamiątki po starciach z ludźmi. Zielonoskóry wydobył z siebie ryk i ruszył pędem na rycerza również. Ziemia zdawała się drżeć pod stopami pędzących na siebie wojowników. Ork machał nad głową swoim młotem, podczas gdy Robert trzymał ostrze miecza skierowane do dołu w jednej ręce a w drugiej tarczę, uniesioną na wysokości podbródka.
Gdy przeciwnicy byli od siebie na wyciągnięcie dłoni, ork pierwszy zaatakował. Cios był silny, lecz został odbity przez tarczę a rycerz wykorzystując siłę pędu zrobił obrót i ciął mieczem. Cięcie było szybkie i silne oraz idealnie wymierzone bowiem pozbawiło orka głowy. Pierwsza krew została przelana a w rycerzu zaczęła buzować krew. Szybkie i jakże proste zwycięstwo rozochociło bretończyka, że ruszył na kolejnego przeciwnika.
Kolejny ork okazał się twardszy i bardziej obeznany z wojennym rzemiosłem. Robert zbyt nieuważny zaatakował zbyt nonszalancko co ork skwapliwie wykorzystał. Rękojeść miecza trafiła rycerza w nos, z którego buchnęła krew. Rycerz nie pozostał dłużny, i gdy oba ostrza zwarły się ze sobą, ten wymierzył mu cios tarczą. Uderzenie lekko zamroczyło orka, który ryknął tylko z furią. Bretończyk uśmiechnął się i spokojnie oczekiwał na kolejny atak. Ten jednak nie nastąpił bowiem ork, gdy wykonywał zamach potknął się o własne nogi, i poleciał lekko do przodu tracąc równowagę. Robert uchylił się z łatwością przed opadającym ostrzem i uderzył w potylicę orka tarczą. Potwor padł na kolana by po chwili poczuć jak ostrze rycerza przebija mu kręgosłup i wychodzi tchawicą. Ułamek sekundy później był martwy.

Gdy wszyscy przeciwnicy padli martwi Robert zaczął rozglądać się czy aby kolejne niebezpieczeństwo im nie grozi. W końcu orki polują często większą watahą. Słoneczny dzień, będzie miał w swoim pięknie jednak małą skazę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline