Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 21:48   #41
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Borys stał chwile z maską na twarzy, wbity w ziemię niczym kołek. Dopiero po kilku sekundach gdy w końcu mózg zarejestrował co się stało, zdjął z twarzy wilcza facjatę i zamrugał parę razy. - Czy ty właśnie okrzyknąłeś mnie przed całym światem bohaterem? -zapytał z niedowierzaniem opadając na krzesło ciężko. - Jestem pierwszym i najprawdopodobniej najmniej skutecznym bohaterem kiedykolwiek. -wymamrotał przytłoczony wszechobecnym patosem.
- Ale jesteś bohaterem. Już widzę jak moja popularność leci w górę. Dobra robota. - Roland wzruszył ramionami jakby niezbyt go obchodziło to, co właśnie się stało. - No i na pewno projekt uzyska teraz spore wsparcie. To też nie zaboli.
Borys oparł głowę o ścianę i westchnął ciężko. - Zabierzesz nas do akademii?- zapytał, a po tych słowach jego brzuch zaburczał głośno - Ale najpierw do kuchni...
- Ja też z chęcią bym coś przełknął - westchnął Henry, który żołądek dopiero niedawno zaczął ponownie funkcjonować i domagał się natychmiastowego zadośćuczynienia za ponad dzień bez jedzenia.
- Skoro już zostałeś ogłoszony pierwszym bohaterem, to chyba nie masz po co wracać do akademii - rzekł naukowiec do Borysa z wesołą miną. - Ewentualnie będziesz musiał się jeszcze trochę poduczyć, ale jeśli dobrze rozumiem stanowisko masz już zagwarantowane.
- Borys zostaje, ma u mnie robotę. A z wami nie wiem co mam zrobić. - przyznał patrząc na Tanu i Henriego. - Ostatecznie "zdezerterowaliście", tak? Nie wiem, zadzwońcie do akademii i zapytajcie czy was tam jeszcze chcą, to dam wam na bilet lotniczy. - wzruszył ramionami otwierając drzwi do izby obok. Była to jadalnia z podłużnym stołem, który był jednak na ten moment pusty.
- Cóż, każdy superbohater potrzebuje sidekicka, co nie? - stwierdził Henry, czekając aż Borys pierwszy wejdzie do jadalni i usiądzie przy stole, po czym zajął miejsce obok niego. - Co o tym myślisz, Borys? Tanu też jest technikiem, więc razem na pewno opracowalibyśmy dla ciebie najlepszy możliwy ekwipunek.
Rosjanin zasiadł przy stole, łapiąc się za głowę obiema potężnymi dłońmi. Musiał to sobie wszystko powoli ułożyć, nie często zostaje się porzuconym na pastwę rycerzo-zombie by następnie dostać pracę u głowy państwa, a to wszystko w przeciągu niespełna 48 godzin.
- Po pierwsze... chce pogadać z Nikitą i Claudette, tak dla zasady. -powiedział w końcu a jego czółki zadrgały lekko.- Co do Ciebie Henry, przyda mi się ktoś z łbem na karku. -stwierdził lekko się uśmiechając. - Aczkolwiek nie tyle co zależy mi na sprzęcie, bo nie wiem czy wykombinujesz coś czego mógłbym używać z odpowiednia przydatnością, a na tym byś znalazł lekarstwo na to choróbsko. Ponadto ta dziewczyna Mata mówiła kilka rzeczy... -po tych słowach krótko streścił naukowcowi sposób w jaki zwała siebie i innych rycerzy, oraz o tym czemu wybrali Grenlandię. Gdy to się skończyło przeniósł wzrok na Tanu. - Tak jak i w przypadku Henrego... jeżeli chcesz będzie mi bardzo miło jeżeli zostaniesz. W innym wypadku na pewno prezydent napisze ci jakiś list polecający do akademii, prawda? -zapytał zerkając na zielonowłosego.
Naukowiec zastanowił się dłużej nad słowami dziewczyny.
- Styks? Thanatos? Gość który ich stworzył na pewno miał fioła na punkcie greckiej mitologii. Jednak trudno coś zrozumieć z tego bełkotu - odpowiedział w końcu Henry, kręcąc głową. - Albo ich twórca stosuje jakąś przenośnię, albo jest szalony. Tak czy owak dopóki nie uda nam się złapać żywego okazu którego moglibyśmy zbadać i przesłuchać, to ciężko będzie nam zrozumieć ich motyw. O ile dobrze pamiętam Matt mówił coś o uwolnieniu się z więzienia, ale jeśli mają przez to na myśli stanie się tymi zombiakami, to wiemy tylko tyle że nie możemy im na to pozwolić.
- Nie chciał bym wam przeszkadzać kochasie, ale to mój dom i mój biznes. Twoim "technikiem" będzie Zolf, a nie jakiś nieogolony chłystek z podstawówki. Nie mam najmniejszego zainteresowania w waszej dwójce. - przy tych słowach usiadł na krześle a drzwi z boku sali otworzyły się. Zaczęła nimi wpływać mały oddział androidów z herbatą i kolekcją kanapek.
- To może zapytaj Zolfa czy nie potrzebuje dwóch terminatorów? Każdy kiedyś zaczynał prawda? -rzucił sugestią Borys. - Bo z akademii mogą wylecieć przeze mnie, a jako że mianowałeś mnie “bohaterem” to chyba muszę dbać o tych, którzy cierpią z powodu moich czynów. Prawda? -zapytał z lekko unosząc kąciki ust.
- Tak jak powiedział Borys - rzekł Henry, biorąc do ręki filiżankę z herbatą i uśmiechnął się mimowolnie biorąc łyk z kulturalnie odgiętym paluszkiem. - A jeśli chce nas zatrudnić, to nawet głowa państwa nie może mu tego zabronić. Na tym polega swoboda zawierania umów.
- Masz dbać o opinię publiczną. Resztę mam w dupie. - Roland był niemiłosiernie szczery. - Ale mogę ich przedstawić Zolfowi. I tak muszę się mu odgryźć za ostatni raz... - ostatnie zdanie grupa ledwo dosłyszała, z racji, że było ono mamrotaniem stłumionym w dodatku kanapką.
- Jeżeli za dużo rzeczy będziesz miał w dupie, to mogę się zwolnić. A to że odejdzie od Ciebie bohater na pewno wizerunku w sondażach nie poprawi. -odparł hardo Borys nakładając na swój talerz kopę kanapek. - Ale czy mógłby ktoś w końcu zadzownić do szkoły i zapytać czy w ogóle możecie tam w razie czego wrócić? -zirytował się lekko Jankovic, po czym rozpoczął konsumpcję.
- Chyba nie zaszkodzi jak poczekamy z tym do zakończenia kolacji - stwierdził Henry, również biorąc do rąk kanapkę. - Nie chcę psuć sobie apetytu.
Roland machnął ręką gdzieś pomiędzy przełykaniem kanapki a sięganiem po herbatę. Do pokoju weszła dwójka żołnierzy i po prostu wycelowała w Borysa. - Gówno jesteś nie bohater dobrze o tym wiesz. Ledwo jedną mieczniczkę pokonałeś a i tak ci ostrze między bebechy wsadziła.
- Ja to wiem, ludzie już nie. -stwierdził wzruszając ramionami. - Co Ci szkodzitroche wyluzować? -stwierdził prosto Rusek. - W końcu mam dla Ciebie pracować, a ty się napinasz, jak guma od gaci. Wiem że jesteś prezydentem, nie musisz tego pokazywać na każdym kroku. -stwierdził zbyt zmęczony by przejmować się żołnierzami.
- Wiem, że jesteś szczylem, ale nie musisz się rządzić za każdym razem jak coś jest nie po twojej myśli. - odparł Onijin naburmuszonym głosem. Żołnierze opuścili swoją broń i wyszli z pomieszczenia. Choć najpewniej po prostu zatrzymali się pod drzwiami.
- Ostatnio miałem za dużo stresu w życiu. -stwierdził wesoło chłopak i upił herbaty. - A teraz powiedz czego ode mnie chcesz, chyba że po prostu mam tu siedzieć, ładnie wyglądać i dawać wywiadów.
- Świetnie ujęte. A i będziesz jeszcze obiektem badawczym. Weźmiemy z ciebie parę próbek tej czarnej masy, skoro już i tak się regenerujesz.
- Daj spokój! - stęknął Jankovic. - Zanudzę się siedząc na tyłku!
- To pobiegaj sobie z Sif dookoła białego domu. - poradził prezydent. - Od czasu do czasu cię gdzieś wypuszczę abyś zrobił coś heroicznego, bez obaw. Musisz utrzymać image.
- Dostane chociaż urlop i pensję? -westchnął chłopak zrezygnowany.
- Pensję. - odparł krótko Roland.
- Zawsze coś... -mruknął chłopak wracając do zajadania się kanapkami. - Tak w ogóle Henry czemu ty? Znaczy nie znamy się długo, ale wydawałeś się jednym z bardziej rozsądnych w klasie, jakoś nie pasuje mi do Ciebie zostawanie w mieście najeżdżanym przez rycerzy, by ratować innych. - zwrócił się do naukowca.
- Widocznie nie znasz mnie jeszcze wystarczająco dobrze - odpowiedział mózgowiec, wzruszając ramionami. - Rozsądek nie zawsze idzie w parze z inteligencją. Poza tym czyż najwybitniejsi naukowcy to nie ci robiący zwariowane rzeczy, o których nikt wcześniej nie odważył się nawet pomyśleć? - wyjaśnił po krótce swoją motywację Henry. - To nic osobistego jeśli o to ci chodzi. Choć muszę przyznać że jesteś jednym z bardziej interesujących mutantów jakich do tej pory spotkałem. Ucieszyłbym się gdybym mógł spędzić z tobą więcej czasu.
Zaraz po tym jak Henry wypowiedział ostatnie zdanie, Tanu siedząca po jego lewej stronie zakrztusiła się kanapką i kurczowo próbowała złapać oddech.
- Hej, wszystko dobrze? - spytał naukowiec, uderzając dziewczynę kilkukrotnie otwartą dłonią po plecach. - Lepiej nie jedz tak łapczywie. To normalne że po takich widokach żołądek może sprawiać problemy.
Borys uśmiechnął się lekko i klepiąca się po napełnionym brzuchu odchylił na tylne nogi krzesła. - Powiedziałbym że moja mutacja jest wyjątkowa. -stwierdził Borys przyglądając się swojej ręce. - Z tego co wiem jestem aktualnie jedynym mutantem, który potrafi sprawić by jego komórki przeszły przyspieszony proces ewolucji. - dodał upijając herbaty. - Mam mieszkać w białym domu? -zwrócił się do prezydenta.
- Ta. - mruknął prezydent bez większego zainteresowania.
- Dobra to ostatnie pytanie... mogę zabrać Sif do swojego nowego pokoju i gdzie jest to pomieszczenie? -zapytał wstając powoli od stołu Rosjanin. - A... i w akademii zostały wszystkie moje rzeczy i pupil, możecie je tu sprowadzić?
- Kogoś po nie wyślę...Nie obchodzi mnie co robisz z Sif póki jest on na terenie białego domu i... - Onijin rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając kogoś. Po chwili wzruszył ramionami. - Zagadaj kogoś z obsługi, nie mam pojęcia które pomieszczenia są wolne.


* * *

Po skończonej kolacji Henry wyszedł na korytarz i tak jak wcześniej postanowił wykręcił ponownie numer do dyrektora akademii.
- Halo? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zadał następne pytanie: - Oglądał pan wieczorne newsy?
- Halo? Henry? Tak, oglądałem. Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. - głos dyrektora był dość spokojny.
- Niestety nasza misja okazała się niepełnym sukcesem, gdyż nie udało nam się odnaleźć Soekiego, a Matt... - naukowiec zamilkł na moment, zastanawiając się jak najlepiej ująć w słowa to co stało się z esperem. - Powiedzmy że odkryliśmy sposób w jaki czarni rycerze powiększają swoje szeregi. Transformacja Matta nastąpiła mniej więcej 36 godzin po zainfekowaniu, jednak jego początkowe obrażenia były dość rozległe. Proponowałbym panu zamknąć w izolatce przynajmniej na tydzień każdego kto mógł mieć styczność z czarną materią.
Po tych słowach zapadła na chwilę niezręczna cisza, którą Henry przerwał w końcu cichym westchnięciem.
- No i muszę zapytać czy ja i Tanu wciąż jesteśmy mile widziani w akademii. Informuję też od razu że Borys już nie wróci, co było raczej do przewidzenia po tym jak został oficjalnie ogłoszony pierwszym bohaterem.
- Ehh...- westchnięcie poszło z drugiej strony słuchawki. - Bardzo dziękuję ci za informacje o zarazie, ale chciałbym przypomnieć, że żadnej misji nie było. Sam sobie to uroniłeś. - mimo agresywnej treści wypowiedzi, Ao nie wydawał się być gniewny - I nie. Nie mam dla was miejsca w akademii. Proszę, wróć do domu i podejmij jakiś cywilny zawód. Powiedz Tanu, że mogę ją zabrać na wyspę gdy tylko będzie gotowa.
- Tak zrobię. Choć niewykluczone, że jeszcze pan kiedyś o mnie usłyszy, więc proszę nie zapominać o Henrym Masonie. Do usłyszenia! - zakończył wesoło chłopak, przerywając połączenie.
- Znając życie zapomniałeś zapytać o Nikitę i Caludette jak prosiłem? -westchnął Borys stając obok Henrego. - Co planujesz jeżeli ten cały Zolf Cie nie przyjmie?
- Kto wie? Pewnie zostanę zwykłym inżynierem - stwierdził naukowiec, rozkładając bezradnie ręce. - Może wynajdę kilka ciekawych rzeczy, które ułatwią ludziom życie, ale to jest moja ostatnia szansa żeby zostać kimś kogo ten świat zapamięta po wsze czasy, więc lepiej żebym się postarał.
Henry dopiero po chwili zauważył czającą się za Borysem płochliwą koleżankę z klasy.
- Ah, Tanu. Słyszałaś dyrektora? Tak jak się spodziewałem, zostaliśmy wyrzuceni - stwierdził, nie wyglądając bynajmniej na zmartwionego. - Ale ty możesz w każdej chwili wrócić na wyspę. Czyżbyś tam mieszkała?
- E..ehehe... - dziewczyna zaczęła w zakłopotaniu stukać o siebie palcami. - Moja rodzina ma tam...no...herbaciarnię. Właśnie. - wyjaśniła się. - Ale najpierw idziemy do Zolfa, prawda?
- Najpierw to idziemy do łóżek! -stwierdził Borys i walnął wielkimi łapskami w plecy kolegi i koleżanki z byłej już klasy. - I nie martwcie się... zawsze będziecie mogli zostać moimi tajnymi inżynierami o których nikt nie będzie miał pojęcia. -zauważył wesoło, popychając swych towarzyszy w stronę schodów.

~*~

[media]http://www.youtube.com/watch?v=SMLrGCfFOgk
[/media]
Gdy Borys zamknął tej nocy swoje oczy, poczuł jak ciężko zapada w sen. W głęboki bezwład. Przytaczał go ciężar którego nie mogła zdmuchnąć nawet Sif swoimi mrukami.
Mężczyzna obserwował pomieszczenie. Leżące na ziemi rzeczy. Rękawice, puchary, zdjęcia. Zdjęcia zwycięstw. I zdjęcia martwych. Dziewięćdziesiąt dziewięć portretów z czarną opaską. A po ich środku on. On w szlafroku lekarskim.
Rosjanin uniósł rękę aby zobaczyć leżący na niej płatek róży. Padało płatami kwiatów. A może ktoś je po prostu rzucał? Czyżby gdzieś tu nie było rozjuszonego szumu? Rozjuszonego w ciszy.
Krokiem w tył oddalił się od szyby do mieszkania. Spojrzał na drzwi. Była na nich kłódka. Kłódka bez zamka co prawda. I te łańcuchy, okrywające całą budowlę, zjadane przez czarną korozję. Jednak czy to nie był jego dom? Czemu nie mógł tam wejść. Te zniszczone łańcuchy, czemu nie mógł ich zerwać? Byłby w stanie. Zamiast tego wpatrywał się na drzwi, podpisane słowem "szyszynka".
- Kogóż ja widzę. - nagły głos rozwarł przestrzeń, na swój sposób przywracając zmysłów Borysowi. Gdzie on był? Co robił? Dom? Sen? Sen. - Jak się czujesz? Po tym, gdy ten mężczyzna zamknął ci dostęp do twojej własnej energii? - dźwięk był donośny, jednak przyjemny.
Gdzieś za plecami mężczyzny przejechała czarna limuzyna. Może on też powinien się ruszyć, biec? Biec przed...samym sobą? - Słysz.
To polecenie było dziwnie...
Niepokojące.
Zdjęcia za oknem przedstawiały znajome sylwetki.Wszyscy ubrani w tego samego typu szlafroki, każdy lekko przestraszony ale i podniecony. Kati, która zginęła już w pierwszym tygodniu, Luigi który wytrwał z nim niemal do samego końca. Ludzie których nie miał czasu poznać na tyle ile chciał. A może wiedział o nich już tyle że mogli umrzeć?
Każda sekunda patrzenia na zdjęcia zdawała się rokiem, zaś każda godzina sekundą, gdy czas zapętlał się w niezrozumiały sposób. Sen czy nie? Czy da się być świadomym swego snu, i nie móc go kontrolować.
Gdzie był i czym teraz był?
Mimo, że jego nogi zdawały się biec jak na każdym treningu, ciało wydawało się nie poruszać, mimo że głos dobiegał zewsząd, zdawało się że nigdzie nie ma źródła.
- Czym jesteś?! -zapytał w końcu Borys świata jako takiego, obracając się w miejscu dookoła własnej osi ,coraz szybciej i szybciej.
Głos Borysa rozchodził się i toczył koła w przestrzeni. Po niespełna godzinie, czy też sekundzie przerwany, przecięty został innym, niosącym odpowiedź.
- Twoim więźniem. Czyżbyś nie miał świadomości o tym, z kogo wyciągasz energię niosącą ci tyle dumy? - spytał.
- Nie mam bladego pojęcia. -odparł szczerze Borys, gdy kolejne płatki opadły z nieba na jego twarz. - O czym ty mówisz?
- Matt Forte. Czy tak się nazywał? - Głos zdawał się nie być zbyt pomocny w dyskusji. - Ohh...Byłeś tak dumny z swojej zdolności przemiany, nieprawdaż? Cóż za głupie przekonanie, że to twoja własna zdolność. Choć co ty możesz teraz zrobić, hm? Twój niemiły kolega założył na tych zdolnościach kłódkę. Nie mogę już do ciebie dotrzeć.
- Jaka kłódkę o czym ty mówisz... przecież przemieniałem się dzięki swemu Psi! -wybuchnął w końcu skołowany Rosjanin, uderzając pięściami w najbliższy obiekt, którym okazała się ściana domu. - Przestancie mi mieszać w głowie!
- "Twoje PSI" to moja energia niewdzięczniku. - im dłużej Borys wsłuchiwał się w swojego rozmówcę, tym mniej nadnaturalnym wydawał się jego głos. - Dalej. Obudź się i spróbuj jej użyć beze mnie. Nie widzisz tych drzwi!? Nie są nawet uchylone. Co ty chcesz niby osiągnąć?
- Czekaj... -Borys powoli zaczął kojarzyć fakty. - Czy ty jesteś moją szyszynką? Gadam z własnym mózgiem? -Jankovic był najwyraźniej bardzo zdziwiony tym faktem.
- Z...Ahahahaha! - bezlitosny śmiech przeszył okolicę drażniąc Rosjanina do kości. - Oczywiście, że nie. Przecież mózg to właściwie sam człowiek. Przez co jesteś świadomy? Przecież twój mózg robi wszystko! Ta galareta to mniej-więcej ty.
Czarna limuzyna pojechała pod mieszkanie Borysa i zatrzymała się w pewnej odległości od mężczyzny. Z jakiegoś powodu Rosjanin był tego świadom bez odwracania się. Jak w sumie wszystkiego co działo się dookoła niego.
Mimo to chłopak odwrócił się bo tak wskazywały maniery, jednak powoli zaczynał grać według tutejszych regół. A przynajmniej próbował. - Skoro jesteś mym więźniem to się pokaż. -stwierdził pewnym głosem.
- Czy oprócz dumy nie posiadasz niczego? - głos zdradzał niemałą irytację. - Gdybym mogła pojawić się gdzie mi się podoba to nie byłabym niczyim więźniem. - Przez krótki moment zapadła cisza.
Drzwi limuzyny otworzyły się. Wyszła z niej mała, pokraczna postać, która stanęła w cieniu, przyglądając się Borysowi.
- Złam tą kłódkę, a może będziesz w stanie do mnie dotrzeć.
- Nie polecałbym tego robić. - odezwał się głos stojącej w cieniu sylwetki.
Borys złapał się za głowę, masując skronia powolnymi ruchami palców. - Ile was siedzi w moim umyśle... -wydyszał całkowicie skołowany sytuacją.
- Czemu nie powinienem, a czemu powinienem to zrobić? -zadał płynnie dwa pytania, dwóm różnym rozmówcą, wbijając oczy w kłódkę.
- Bo gdy ta kłódka tu stoi, w ogóle nie będziesz w stanie użyć PSI.
- Bo gdy ją zniszczysz, stracisz nad sobą kontrolę. - postać wyszła z cienia ukazując swoją niezbyt imponującą sylwetkę.
Był to stary, niezgrabny człowiek o zdobionej fragmentami siwizny, choć w praktyce łysej głowie. Jego postura była przygarbiona, jego oczy zaś zdawały się pragnąć wyskoczyć z oczodołów. Miał na sobie garnitur oraz rękawice na dłoniach.
- To nie tylko twój umysł młody człowieku. Umysły...niemal...wszystkich to jedno wielkie miejsce. Choć spostrzegłem was przypadkiem. - uśmiechnął się a jego białe choć wciąż odrażające uzębienie zaświeciło w stronę Borysa.
- Dajcie spokój. Chyba nie będziesz słuchał tej zmory? Ten dom to twoja posesja! Na pewno chcesz zostać na zewnątrz? Co ty osiągniesz bez PSI? Będziesz rzucał linami obtoczonymi klejem aby zaimponować jako bohater?
- Brzmi sensownie... -stwierdził Borys słysząc argumentacje ukrytego osobnika i już miał wzruszyć ramionami i rozerwać łańcuchy, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Skoro Mat nałożył łańcuchy... to czemu podlegały one czarnej korozji. Od razu skojarzył ten kolor z zarazą, jaka opanowała ciało rycerzy, ta sama która była tez w nim. Skoro atakowała ona metalowe okowy, zamiast domu, to znaczy że chciała zniszczyć więzy, by móc dostać się do domostwa. A czy to by nie oznaczało, że Psi które steruje rycerzami zainfekowałoby jego własne? Czyżby Mat nieświadomie uratował Borysa przed zmianą w mrocznego sługę Thantosa?
- Chwila... -Jankovic nie mówił przez chwilę do nikogo konkretnego, lecz jego oczy w końcu przeniosły się na pokrakę. Automatycznie zmrużyły się z obrzydzeniem, jednak Rosjanin nie odwrócił ich os staruszka. - Jeżeli zniszczę łańcuch zmienię się w coś takiego jak Mat prawda? Ale z drugiej strony bez rozerwania go nigdy więcej nie użyje Psi... a przynajmniej do momentu gdy pożre go korozja, wtedy bowiem efekt będzie taki sam jak przy rozerwaniu, zgadłem?- wypalił z poważną miną.
- Przepraszam, kto to Matt? - zapytał staruszek mrugając kilkakrotnie.
- Oh już ja dopilnuje aby nic cie nie zjadło. Tylko daj mi w końcu stąd wyjść. - odezwał się drugi z głosów.
- Morda tam! -krzyknął rozeźlony bokser w stronę głosu. - Trochę szacunku jak rozmawiam ze skrzywdzonym przez los starcem! -wykrzyczał jeszcze, zapominając że w sumie Igor wszystko słyszy.
- Mat to mój kolega z klasy, który zmienił się w takie czarnego rycerza. Mówili coś o zarazie która infekuje Psi i inne mądre rzeczy, zrozumiałem tyle, że jak masz to w sobie, tak jak ja, to w końcu zmieniasz się w zombie. -stwierdził siadając po turecku przed staruszkiem.
- Ah...umarli. - Starca jak gdyby olśniło. - Cóż...wy naprawdę mało o tym wszystkim wiecie, co? Choć nie jestem pewien, czy mam ochotę cokolwiek tłumaczyć. - zauważył odrobinę się krzywiąc. - Powiedzmy, że zaraza nie musi cię pożreć. Aczkolwiek to byłoby dziwne, gdyby tego nie zrobiła. Powiedziałbym, że to. - W tym momencie wskazał palcem na kłódkę, blokującą drzwi do mieszkania. - Zostało założone po to, aby łatwiej cię było uśmiercić, niż po to, aby przed czymś cię bronić.
- Mhym...- Borys odparł zamyślony drapiąc się po brodzie. - Czyli wcześniej drzwi były otwarte tak?
- Niestety. Choć powinny były być zamknięte. Dużo się ostatnio namieszało. - westchnął na swój sposób starzec.
- Oy, bohaterze. Najpierw niewolisz biedne damy a potem dyskutujesz z obłąkańcami gdy te są w potrzebie?
- Po pierwsze nie ja cie uwięziłem! Po drugie czemu jesteś kobietą!? -zapytał lekko zmieszany takim obrotem sprawy chłopak, by znowu zwrócić się do starca. - Czyli jeżeli rozwalę łańcuch... to zmienię się w tego całego obłąkanego.. znaczy umarłego?
- Jakby to wytłumaczyć...świadomość powinna znajdować się wewnątrz mieszkania. Zamkniętego. Nie na ulicy jak teraz. - począł tłumaczyć starzec. - Z drugiej strony, dusza powinna spać, a nie buntować się i uciekać na wolność. Z kolei mieszkanie powinno stać jak stoi. Jeżeli czerń dostanie się do środka...eh...zakryje okna. Właśnie.
- Eeeeeeeee.... - odparł elokwentnie chłopak, czując jak szare komórki mu się gotują. - Czyli powinienem być zamknięty w środku a to babsko spać? -spróbował przetłumaczyć na swoje.
- Tak. Więc jak widzisz, mamy tu burdel. I nie jesteś jedynym w tej sytuacji.
-To może zrobimy tak... -stwierdził Borys zeerkając na dom. - Ja wybije olkno, wskocze tam, ty szybko zabijesz je dechami, ja jakoś uśpię kobitkę i wszystko będzie ok? -zapytał z szerokim uśmiechem starca.
- Właściwie po co ja się tu zatrzymałem? - zapytał sam siebie staruszek odwracając się do swojej limuzyny. - Miło się dyskutowało i w ogóle...
- Ej no czekaj! Nie bądź cham!- zawołał z wyrzutem Rusek.- Musze się dowiedzieć jak znowu móc używać Psi, by spróbować zakończyć tą czarną zarazę. -stwierdził kapiąc jakąś gałązkę.
- Chcesz walczyć z zarazą o której nikt nic nie wie. Będąc w takiej sytuacji. - starzec zatrzymał się i spojrzał na Borysa mrużąc oczy. - Przyznaj się. Po prostu chcesz umrzeć.
- Ani mi się śni. -odparł buńczo Jankovic. - Mam zamiar życ i to długo, dorobic sie przynajmniej dwójki dzieciaków, o raz przynajmniej jednego wieczoru na emeryturze. -dodał chłopak pewnym głosem. - Ale ten który wymyślił tą zarazę, jest odpowiedzialny za to, że kilku moich kolegów z klasy jest rannych, jeden nie żyje, a ja muszę użerać się z prezydentem. Więc mam zamiar zrobić wszystko co mogę, by skopać mu tyłek. - stwierdził z błyskiem w oku. - A raczej nie należę do ludzi którzy rzucają słowa na wiatr.
- Należysz do hipokrytów. Jeżeli chcesz mieć ładną rodzinę i proste życie to PSI nie jest ci nawet potrzebne. Idź, idź, żyj i daj reszcie samobójców święty spokój. Dość mam użerania się z wami wszystkimi. - starzec zdawał się wręcz zmęczony gdy to mówił. Drugi z głos nie chciał w żadnym wypadku przegapić tej okazji.
- Jeżeli jednak chcesz to PSI to musisz otworzyć drzwi, prawda? - usłyszał Borys.
Borys zmrużył oczy lekko zirytowany... starzec wyglądał na obeznanego w temacie, ale jak to zwykle bywa nie miał zamiaru pomóc. - Oy. A jeżeli rozwalę ta kłódkę i Ciebie tam wrzucę. -zwrócił się do starca. - Może wtedy staniesz się bardziej pomocny?- zapytał lekko uniesionym tonem.
- Puknij ty się w czoło młodziku. Jesteś we śnie. Wszystko ma tu funkcję symboliczną. Nie wiem co musiałeś sobie ubzdurać aby myśleć, że mam się bać twojego mieszkania.
- Kłamie! Zrób to a dziad na pewno się otworzy...
- Nie chce wiedzieć co symbolizuje twój nos. -prychnął zirytowany Borys, po czym dodał.- Ale... skoro ty możesz wejść do mnie, to ja w teorii do Ciebie! -zakrzyknął nagle dziarskim krokiem ruszając w stronę limuzyny. - Zobaczę jak wygląda ten twój symbol w praktyce. -stwierdził uradowany pomysłem, który w teorii miał mu pomóc.
Samochód w środku był niezwykle bogato zdobiony. Znajdowały się w nim dwie błękitne kanapy. Kilka stojaków z różnymi, drogimi alkoholami. A nawet stół. Oprócz tego była tu też kobieta.
Była wysoka. Miała blond włosy i żółte oczy. Jej twarz przypominała coś czy też kogoś Borysowi. Analizowała Rosjanina bez słowa.
Tym kto raczył się odezwać, był głos z mieszkania. - HEJ. Już jedna zamknięta łańcuchami ci nie wystarczy!?
- Jak sie nie zamknięsz to Cie nigdy nie wypuszczę! -odkrzyknął Borys i trzasnął za sobą drzwiami samochodu. Oddychał ciężko tłumiąc emocje, po czym kiwnął delikatnie głowa na powitanie blondynki. - Zdrastwujcie. - przywitał się w swym ojczystym języku, po czym popukał szybkę za która powinien być szofer. - Chce się dostać do “domu” tego starca. -stwierdził pewnym głosem. W końcu dalej był w swoim śnie... teoretycznie powinno być mu wolno wszystko. Teoretycznie.
- Uh...Priviet. - przywitała się nieznajoma, jak gdyby zdziwiona tym, że Borys w ogóle do niej odezwał. Zauważył on również, że w limuzynie nie ma szofera. - Kak? - zapytała dziewczyna i mniej więcej w tym momencie Rosjanin poczuł, że najzwyczajniej ktoś go kopnął w dupę.
- Możesz zostawić moje auto w spokoju, gówniarzu? Powinieneś dziękować, że w ogóle cię ostrzegłem.
Borys zirytoiwany wysiadł i stanął przed dziadygą prostując się całkowicie.
- Słuchaj no staruchu. -zaczął i dźgnął palcem w pierś pokracznego osobnika. - Pojawiasz się nagle w moim śnie i zaczynasz rzucać mglistymi ostrzeżeniami. -dodał wykonując kolejne dźgnięcie. - I jeszcze oczekujesz wdzięczności za to, że dajesz mi tylko więcej wątpliwości? -zakończył wyraźnie zdenerwowany. - Albo mów wprost co mam zrobić by sobie z tym poradzić, albo spadaj z mojej głowy i idź męczyć kogoś innego.
- Twoje, twoje, wszystko twoje. - rzucił pogardliwym tonem staruszek machając rękoma, jak gdyby chciał rzucić całym otoczeniem w Borysa - A ja się zastanawiałem na przykładzie jakiej osoby stworzono definicję egoizmu. Niech będzie. Wsiadaj, a wytłumaczę ci wszystko. - zaproponował spoglądając w oczy Rosjanina. - Aczkolwiek dopóki nie wyjdziesz z samochodu, nie obudzisz się.
- Nie wierzysz mi a chcesz rad od jakiegoś pokracznego starucha, który nawet ci nie ufa? - spytał głos. - Ty to masz gusta.
- Właśnie że chce cie wypuścić. -stwierdził wesoło Rosjanin do głosu dobiegającego z domu. - Ale ostatnim razem za każdym razem jak wybierałem to co uważałem za słuszne, obrywałem. Więc tym razem wybiorę tą druga opcje. -stwierdził wzruszając ramionami i wszedł pewnie do samochodu.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline