Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 23:48   #244
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Potknięcie, part 1
- Dlaczego eksperymentujesz na tych, którzy zbliżyli się zbyt blisko twojej rezydencji? - zapytał blondyn, który znienacka zmienił wątek, jak i nastawienie.
- Czy może raczej, czemu nikt nie wraca po twoich “eksperymentach”? - dodał po chwili.
- A czemu taka prymitywna formę inteligencji jak Ciebie to interesuje? -odparł Nino, popijając wody z swego kielicha.
Zodiak popatrzył na Nino zdziwiony.
-Może dlatego, że on sam poddany będzie twoim eksperymentom. Poza tym, kiedy ostatnio się widzieliśmy próbowałeś mi wyciąć nerkę, na dodatek ci się udało.- Ostatnie zdanie Zodiak wypowiedział z lekkim wyrzutem.
- Jak na kogoś, kto miałbyć intelignenty, nie wychodzi ci to - blondyn zaśmiał się głośno. Jego głowa spojrzała w kierunku przygotowanych potraw. Coś mu podpowiadało, że lepiej będzie ograniczyć się do menu podawanego przez Zodiaka. Skromne, lecz sprawdzone... chyba.
- Co prawda wprawia mnie w podziw wykonanie Alfy i Bety - Faust skomplementował swego rozmówcę, zaś dziwny, nieco idiotyczny i z całą pewnością prowokacyjny uśmieszek nie schodził z jego ust.
- Ale nie takie rzeczy były już w historii tego swiata. - dodał.
- Podobały mi się zabezpieczenia w Wiltover - stwierdził, rozluźniając nieco dekolt w ubraniu, czymkolwiek ono było. - Szkoda, że zostały złamane - westchnął na koniec.
- o prostu dostosowuje swój poziom inteligencji do rozmówcy... ludzie czują się niekomfortowo, gdy przebywają w towarzystwie kogoś znacznie przewyższającego ich jakimś aspektem. -odparł Nino z błyskiem w oku, po czym poklepał Alfe po głowie. - Oni i tak są wersją wciąż niedoskonałą, ale ciesze się, że nawet nieudany eksperyment potrafi wywołać podziw u prostego ludu. -stwierdził z ciepłym uśmiechem, po czym przeniósł spojrzenie na Zodiaka.
- My się znamy? - zapytał mrużąc lekko oczy, jak gdyby starał to sobie przypomnieć. - Nie przypominam sobie... ale skoro zabrałem Ci nerkę to pewnie gdzieś ją tu mam. -dodał niezwykle wesołym tonem, który pojawił się wręcz momentalnie w jego głosie. - Nawet nie pamiętam bym robił coś kiedyś dla Witlover... ale ten czas leci, prawda?- wrócił nagle do podjętego przez Fausta wątku.
- Ciekawe czy zabijasz tych, którzy tu przychodzą do eksperymentów - blondyn rozpoczął swą przedziwną, niewątpliwie niestosowną rozterkę, niewątpliwie mająca na celu ukazać swemu rozmówcy nie tyle jakiekolwiek pokłady wyższej inteligencji Fausta, co raczej uświadomić mu, że od jego zachowania dużo zależy.
- Czy robią to sami, by nie musieć słuchać twoich słów - skończył, wyraźnie rozbawiony tym faktem. Może i był świadomy czemu krew w jego ciele buzuje w ten, a nie inny sposób, jednak... nie zamierzał z tym walczyć, jeszcze nie teraz.
-Przekomarzanie się jest może i niezwykle ciekawe, ale moglibyśmy przejść do szczegółów. Jak dużo informacji o zarazie masz, no i co konkretnie chcesz zrobić Faustowi?- Ton głosu Zodiaka zmienił się błyskawicznie, ze zwykłego wesołego tonu, stał się tonem postarzałego prawnika, który nie jedną umowę już wynegocjował. Tak na prawdę tylko Zodiak wiedział, że to nie do końca była gra.
- Ja akurat jestem całkiem poważny - stwierdził Faust.
-Więc dobrze, że to było skierowane bardziej do Doktorka.- Rzucił Archeolog.
- Jestem Luigi Nino, naprawdę kwestionujesz ilość informacji które mogę posiadać?! -niemal ryknął różowowłosy, podrywając się z miejsca, tak że cały stół zadrżał. Dość szybko jednak opadł na miejsce, zaś woda z kielicha ponownie trafiła do jego ust by trochę go uspokoić. - Twój przyjaciel zgodził się być zapłatą, zrobię z nim co tylko zechcę. Zapewne zacznę od przebadania w celu potwierdzenia niektórych ze swych hipotez. -zauważył naukowiec.
- Powtórzę pytanie. - Faust IV zakomunikował znajdującym się w jego obecności rozmówcom. Jego oczy zatrzymały się na krotką chwilę na Zodiaku, przeskakując błyskawicznie na Luigiego.
- Co robisz z ludźmi, którzy tu trafiają, lecz nie wracają? - zapytał.
- Tylko to na co się zgodzili. Każdy ma cenę chłopcze, a ja umiem spełniać życzenia. Jeżeli czegoś chce to zawsze to dostanę, ale nikt nie powie mi że zrobiłem to wbrew komuś.- podał kolejną niejasną odpowiedź Nino.
- Jako tak wielki umysł jesteś w stanie stwierdzić podatność innych na manipulację. - w tonie wypowiedzi brakowało szczególnych uczuć. Ot, blondyn przeradzał się w zwyczajnego rozmówcę.
- Bawisz się nimi mimo tego - dodał po chwili. Jego oczy mrugnęły kilka razy, jakby dla znalezienia odpowiednich słów, którego mogły przekazać jego myśli w najbliższy prawdzie sposób.
- Próbujesz być wysoko ponad innymi - kontynuował wypowiedź składającą się z luźnych, nie związanych ze sobą stwierdzeń.
Jego dłoń znalazła się na dekolcie szaty, zaciskając się na jego krawędziach. - Nie winię cię za to, że karzesz innych, za ich słabość - stwierdził w końcu blondyn. - Szkoda tylko, że zabawa w naukowca przemieniła się w zabawę w bożka - zakończył.
-Możemy nie rzucać oskarżeń i używać wielkich słów? Przyszliśmy tutaj w jednym celu, przynajmniej ja tak zrobiłem. Chcę wiedzieć jak walczyć z zarazą. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by dostać te informacje w swoje ręce. Jeśli nie chcesz mi pomagać, to po prostu to powiedz, znajdę inny sposób.- Zodiak nie potrafił rozmawiać z kimkolwiek, tak jak to robił Faust i Luigi, dlatego starał się chociaż trochę opanować sytuację.
- Bogowie to tylko wytwory ludzi którzy nie znają odpowiedzi. -stwierdził naukowiec, a woda w jego kielichu zakręciła się, w rytm ruchów jego dłoni. - Wolę nazwę stwórca. -dodał, zupełnie nie zaprzeczając słową Fausta. Następnie spojrzał na Zodiaka. - Mogę pomóc, ale moją cenę znasz. Potrzebuje obiektu do badań, który jest zarażony, a choroba już się u niego rozwinęła. Jednak oferta trwa doputy się nie rozmyślę... a miewem kłopoty z zapamiętywaniem błachostek. -stwierdził, po czym kawałek gotowanego mięsa, w końcu trafił z talerza do ust Nino.
Zodiak nie mógł już tego wytrzymać. Być może był tylko naiwnym głupcem, który jedyny kontakt z Luigim miał kilka lat temu, który dał się omotać opowieścią o jego intelekcie, który wykorzystał do rozwoju ludzkości, przez jakiś czas przynajmniej. Archeolog nigdy się nie łudził, że Nino był dobrą osobą, wiedział, że to ktoś eksperymentujący na żywych ludziach.
-Chcesz zniweczyć być może jedyną szansę tego kraju na wyleczenie się z trawiącej ją choroby, tylko dlatego, że zmienisz zdanie, że zapomnisz o błahostce jaką są ludzie? - Zodiak wściekle spytał doktora.
- Hymmm... Tak. -stwierdził krótko naukowiec i wzruszył ramionami. - Taki to już los osób które nie potrafią sobie radzić samemu. Jeżeli potrzebujesz pomocy innych, musisz godzić się z ich wymaganiami. - stwierdził rozgryzając kolejny kawałek mięsa.
- Uprzejmie proszę o wybaczenie - blondyn tym razem był już całkowicie poważny. Jego niebieskie oczęta emanowały wręcz czystością, pewnością siebie, oraz czymś... nieco bardziej.... czerwonym.
- Ale mam wrażenie, że twoje czyny są zbyt chaotyczne, bym mógł pozwolić na ich istnienie - Faust IV kontynuował wyjątkowo wręcz poważnym głosem.
- Zodiaku, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, by przywrócić temu miejscu nieco równowagi? - spytał potomka pustynnego rodu.
-Już nie. Mam zamiar udowodnić, że ludzkość poradzi sobie samemu. Nie potrzeba nam pomocy geniuszy, nigdy nie była potrzebna.- Zodiak powoli wstał.- Zaczynamy?- Spytał bez cienia emocji w głosie.
- Ohh! - krzyknął wręcz wyraźnie ucieszony słowami Zodiaka piewca równowagi.
- Luigi, jeśli pokonasz Zodiaka - jestem twój, jeśli nie, to ty będziesz mój - blondyn zaproponował swoistą umowę.
- Oczywście nie wtrącę się do końca walki, lub do momentu, gdy któryś z was będzie w tak przegranej pozycji, że uznam iż przegrał - dodał.
Zodiak kiwnął głową.
-To musiało się tak skończyć.- Powiedział do Luigiego.
Archeolog skoczył do przodu, jego oczy błyskawicznie przybrały kolor rubinów. Podróżnik chwycił za stół, po czym podniósł go i pchnął go w kierunku naukowca, jednocześnie używając fali uderzeniowej, chciał by mebel miał jak największą prędkość.
- Co to ma znaczyć! -krzyknął wyraźnie zaskoczony naukowiec, kiedy stół nagle ruszył przed siebie porywając ze sobą krzesło Nino. Plecy mężczyzny gruchnęły o ścianę, zas drewniany mebel uderzył w jego pierś przyszpilając różowowłosego do ściany... chociaż nie widac było po nim by specjalnie się tym przejął, bowiem dalej narzekał. - Wiesz jak w lesie ciężko o nowa zastawę i dobry stół?! -krzyknął unieruchomiony geniusz.
Zodiak nie odpowiedział, wystawił tylko przed siebie dłoń.
-Tora gari.- Powiedział spokojnie, podczas gdy w jego ręku formował się bąbelek powietrza.
Archeolog postanowił skorzysta z tego, że jego przeciwnik jest chwilowo unieruchomiony i uderzyć gdy był bezbronny. Bąbelek pękł, uderzając w Nino powietrzem pędzącym z siłą huraganu i silną falą uderzeniową. Zodiak powstrzymywał się nieco, nie chciał się wykończyć jednym atakiem, o którym nie wiedział nawet jak zadziała.
Bąbelek zaczął powoli pękać, gdy tuż przed strzałem, jakaś rozpędzona sylwetka wpadła przed dłoń Zodiaka. Potężna fala uderzeniowa, wystrzeliła prosto w nią, osobnik przyjął na siebie całą siłę ataku. Został wystrzelony prosto w ścianę niedaleko Nino, przez którą przebił się z impetem.
- Za ściany tez zapłacicie! -oburzył się Luigi, łypiąc groźnie na mężczyzn. - Projekt jeden zajmij się nim! -krzyknął, dotykając palcem swego dziwnego monokularu. Na te słowa, przez dziurę w ścianie wkroczyła kolejna postać, której pojawienie się było conajmniej niespodziewane, był nią bowiem...


… nie kto inny jak Faust. Który jak by na to nie spojrzeć ciągle stał też za Zodiakiem. Jedynym co ich różniło, był strój, bowiem ten który właśnie pojawił się w sali, miał typową dla blondyna czerwoną koszulę, w dłoni zaś trzymał ulubioną broń piewcy równowagi - katanę.
- Czy naprawdę tak trudno jest trzymać się prostych zasad? - zapytał niewzruszony blondyn. Uśmiechnął się do samego siebie. Cholera. Ciągle był przystojny.
Zodiak szybko zorientował się po co była kąpiel. Zastanawiał się nad jednym, czy sobowtór Fausta ma takie same zdolności jak on. Po skórze archeologa zaczęły przebiegać niewielkie wyładowania elektryczne powoli zbierające się w wskazującym i małym palcu prawej ręki. Podróżnik wystrzelił w kierunku sobowtóra błyskawicę, mając nadzieję, że jego katana zadziała jak odgromnik.
Elektrycznosć strzeliła z palców archeologa, jednak zamiast w stronę sobowtóra Fausta, poszybowała wprost do Nino. Naukowiec patrzył z pożałowaniem, na elektryczność, która uderzyła w metalową kulkę, która nie wiadomo kiedy zaczęła unosić się nad głową różowowłosego.
- Naprawdę jesteście tak głupi by używać elektryczności? -westchnął z dezaprobatę, gdy kulka zatrzęsła się lekko po wchłonięciu ataku Zodiaka. Metalowy przedmiot podfrunął do stołu zazynając powoli go odpychać, od naukowca, by uwolnić go z tego więzienia.
W tym czasie wojownik wysłany przez Lugiego chwycił mocniej swoja katanę, po czym ruszył biegiem w stronę mieszkańca pustyni. Nagle bieg przeszedł w ślizg i nim archeolog zdążył zareagować, blondyn przeleciał między jego nogami, kataną smagając łydkę mężczyzny. Krew trysnęła z świeżo powstałej rany, brocząc ostrze broni mężczyzny w czerwonej koszuli, który już podrywał się w górę za plecami Zodiaka.
W dłoniach Fausta pojawiła się jedna z jego nieodłącznych kochanek. Biała, wręcz perłowa powłoka zwiastowała coś, co wielu może nazwać dobrą zabawą. Introligator wykonał wyjątkowo dobrą robotę. Okładka była piękna, delikatnie zdobiona, zaś jej kolor przypominał blondynowi tylko jedną rzecz. Zamierzał przygarnąć dla siebie jedno ze znajdujących się w pomieszczeniu krzeseł, oraz udać się do dalszego względem walki rogu pomieszczenia.
- Ahh, tak - mruknął tylko blondyn, który był wyraźnie wykluczony z toczącej się walki. - Powodzenia, czy coś - rzucił, choć tylko on wiedział, że słowa te nie miały zarówno adresata, jak i znaczenia. W wypadku “Zabawnych Zdarzeń” gotów był uwolnić żywioł tak często kojarzony zarówno z miłością, jak i nienawiścią.
Zodiak nie zwlekając pobrał energię i przekazał ją do swoich mięśni, zwiększając swoją szybkość. Wiedział, że musi być co najmniej tak szybki jak jego przeciwnik. Archeolog odwrócił się błyskawicznie, palcami imitując pistolety, nie czekając na nic wystrzelił w przeciwnika kilkanaście szybkich fal uderzeniowych.
Archeolog obrócił się błyskawicznie, a z jego palców wystrzeliła powietrze zmieszane z energia ziemi. Pierwszy pocisk trafił klona blondyna w nogę, jednak ten mimo wyraźnego grymasu bólu, zdołał szybkimi susami uniknać reszty pocisków. Dopiero gdy trzeci z nich, a zarazem ostatni, wyleciał z palców Zodiaka, klon pozwolił sobie na przykucnięcie na rannej nodze i z grymasem bólu, za złapanie się za obolałe miejsce.
- Dziwni z was ludzie. -stwierdził niespodziewanie Nino, który wyszedł już zza stołu dłonią dłubiąc w czerwonej kropli swej sukni. - Podejmujecie walkę, które nie rozumiecie w imię dziwnych przekonań. Jesteście całkowicie nielogiczni. -dodał po czym wyszarpnął z elementu swego stroju metalowy przedmiot. Okrągła kulka, została rzucona przez naukowca w stronę Zodiaka. Jednak wątłe ramie naukowca, było o wiele za wolne dla przyspieszonego archeologa. Gdy metalowy przedmiot uderzył w ziemię wybuchając elektrycznymi wyładowaniami, Zodiaka już dawno tam nie było.
- Drogi Nino, czy ja walczę? - blondyn mruknął tylko z nad księgi. Nie były to idealne warunki do czytania, zwłaszcza, że nie miał możliwości całkowitego skupienia się na tekście. Musiał uważać na otoczenie - wątpił, że ktokolwiek będzie miał coś przeciwko złamaniu kilku jego kości.
Jego ciało było gotowe do działania, nawet, jeśli umysł znajdował się w nieco innym stanie. Obecnie był tylko wygraną. Stawką walki. Jak i swoistą puszką pandory dla tego, który wygra. Nie będąc do końca pewien czemu, uśmiechnął się szeroko. Stopniowo poznawał umiejętności Zodiaka.
Archeolog był szybki, może nie tak szybki jak strażnik równowagi, ale szybki. Bez problemu znalazł się za Nino. Uderzył, z całej siły, otwartą dłonią w podstawę pleców naukowca, na moment przekazał całą energię do mięśni tej jednej ręki.
Zodiak pojawił się za naukowce z zgięta do ciosu ręką. Szybkie wyprostowanie sprawiło iż ręka łupnęła w plecy różowowłosego, tworząc małą fale uderzeniową. Szata Nino wzdęła się od pędu powietrza, gdy ten pofrunął, przed siebie od siły ciosu, którego siła sprawiła że na czole wędrowca pojawiły się krople potu. Geniusz rąbnął w ścianę, która zkruszył własnym ciałem, cos trzasnęło przy tym mocno - był to kręgosłup naukowca, który teraz zgięty niczym litera L z pustymi oczyma leżał pod ścianą.
Klon Fausta chwycił katanę i cisnął nia w Zodiaka, który jednak zgrabnym piruetem wykręcił ciało przed atakiem, tak że broń wibrując wbiła się w ścianę.
- Ohh, gratuluję - powiedział rozbawiony blondyn, gdy księga zatrzasnęła się pod wpływem ruchu jego dłoni. Zdawało się, że ten prosty gest miał znacznie głębsze znaczenie. Może był to mentalny pogrzeb szalonego naukowca? Ot, zamknięcie ostatniego rozdziału w żywocie tajemniczego, oraz zapewne zdolnego Luigiego.
- Też gratuluje. -odezwał się głos, który okraszony został nawet delikatnymi brawami. Dobiegał on od drzwi do jadali, gdzie z lekkim uśmieszkiem, oparty o framugę, stał różowowłosy naukowiec. Mimo, że jednocześnie leżał też martwy pod ścianą.
- Ahh, tak. - Faust mruknął tylko widząc coś, co zupełnie nie zachwiało jego obecną postawą. Zdawało się wręcz, że piewca równowagi przyjął to za coś dokonanego, oraz, co znacznie dziwniejsze - straszniejszego.
- Dobrze, że twa wiedza nie poszła na zmarnowanie - blondyn stwierdził tylko, wyjątkowo pogodnie. Najwyraźniej nie trzymał on urazy zbyt długo. Lub też, nie miał powodu do tego typu akcji.
- Może opowiesz, czemu twoje klony nie są pełną kreacją? - zapytał po chwili.
Zodiak patrzył zdezorientowany to na ciało szalonego naukowca, to na niego samego stojącego przy drzwiach. Archeolog nie miał pojęcia co o tym myśleć, jeszcze nigdy nie spotkał czegoś tak dziwnego. Jego rozmyślania nie mogły trwać zbyt długo, bowiem pozostał jeszcze jeden przeciwnik. Zodiak wyrwał katanę ze ściany i zaczął biec w kierunku klona Fausta. Niewielkie wyładowania elektryczne rozpoczęły swoją wędrówkę w górę klingi, by ta po chwili była całkowicie spowita w elektryczności. Zodiak był już blisko przeciwnika, ciął mocno, na wysokości szyi.
Przeciętnemu człowiekowi ciężko jest przywyknąć do widoku śmierci. Jeszcze ciężej - nauczyć się ją zadawać i nie odczuwać z tego tytułu szczególnych kłopotów. To wszystko jednak Faust miał już za sobą. Nie czuł się szczęśliwy zabijając, jednak, technicznie rzecz biorąc - nigdy tego nie robił. On tylko odsyłał egzystencję w nieco inne, bardziej odpowiednie do utrzymania równowagi tego świata miejsce. Czym innym jest jednak oglądanie dokonywania mordu na... samym sobie. Co prawda to również nie jest główny z motywów, które kierowały piewcą równowagi. Czerwień już od dawna gromadziła się wokół jego ciała, a on odpychał ją tylko i wyłącznie dziwnym, może nawet idiotycznym sposobem. Za każdym razem obiecywał sobie, że popuści wodze szaleńczej fantazji innym razem. Że w magiczny sposób przywróci równowagę w danym miejscu.
Luigi Nino - przedziwna istota, która żyła pomimo swej śmierci. To jednak nie było to, co fascynowało blondyna. Zniewieściały naukowiec posiadał swe przekonania, był również w dziwny sposób pewien swej wyższości. Faust nigdy nie mógł być pewien swych werdyktów. Teraz jednak widział coś znacznie wyraźniej niż zwykle. Badacz, nawet jeśli nie działał z czystymi intencjami, zapewne zawsze w ten, czy też inny sposób oszukując i wykorzystując testy swych badań był... uczciwy.
Puszcza, w której teraz się znajdują nie bez powodu jest omijana przez miejscowych, miała stanowić tutejszy odpowiednik Olimpu. Nie dość, że sam Hades górował nad nią ze szczytu czarnej wieży, Kat mordował i gwałcił, czasem nawet w tej kolejności, Luigi zaś - sprawiał, że wieśniacy znikali.
Nie było nikogo, kto mógłby byś świadkiem głoszącym czystość intencji któregokolwiek z lokatorów tego miejsca. Wręcz przeciwnie. Całe było otoczone wielkim, kolczastym płotem proszącym wręcz o to, by nikt się nie zbliżał. Tym jednak, co różniło pana Alfy i Bety, było to, ile dobra uczynił.
To, że w ten, czy też inny sposób dominował nad umysłami swych gości tylko po to, by wykorzystać ich tkanki... nie było aż tak złe. Każda ze stron zdawała się zgadzać.
Faust zniknął, by pojawić się tuż za plecami atakującego jego klona Zodiaka. Biała katana pojawiła się w dłoni blondyna, zaś szybkie cięcie opadało już na plecy archeologa.
Najwyraźniej niszczenie osobników było jednym, jednak wymazywanie ich dzieł - czymś drugim, znacznie cięższym. Grzechem, przed którym trzeba było innych powstrzymywać.
Faust niczym błyskawica pojawił się za Zodiakiem, który z logicznego punktu widzenia nie miał szans zareagować . Jednak bohaterów i poszukiwaczy przygód nie często można traktować prawami matematyki i prawdopodobieństwa. Ciało Zodiaka wypełniała energia ziemi, która przyspieszała jego ruchy, zaś wzrok pozwalał widzieć nie tylko ciało. Można powiedzieć, że im umysł zdążył zarejestrować co się stało, ciało zareagowało samo. Sylwetka archeologa okręciła się dookoła własnej osi przepuszczając biały miecz, z dala od ciała. Jednocześnie po pełnym obrocie, noga podróżnika uniosła się i pełnym pędem i siłą uderzyła blondwłosego strażnika prosto w twarz. Gruchnęła kość nosowa, a czerwień zabarwiła śnieżne szaty, gdy Faust poszybował w stronę ściany. Uderzył w nią w momencie, gdy stopa Zodiaka ponownie dotknęła posadzki. W uszach strażnika dzwoniły dzwony wszystkich świątyń, a obraz wirował przed oczyma od siły uderzenia. Nos nie tyle co się złamał, a lekko wgniótł się w całą twarz, zmieniając przystojne oblicze w widok który zapewne odrzuciłby każda niewiastę. Dwa zęby wesoło wyturlały się z ust piewcy równowagi wybierając się na wycieczkę w nieznane.
Ciało Archeologa działało praktycznie bez jego woli, była to jedna z cech charakterystycznych dla ludzi takich jak, po prostu ciało zaczyna działać zgodnie z instynktem, inaczej Zodiak już dawno byłby martwą legendą. Podróżnik zatrzymał się gwałtownie, jednak jego ciało dalej było gotowe do walki.
-Co to miało być?- Krzyknął głosem pełnym pretensji do Fausta
Faust uniósł swą jakże poniszczoną przez los twarzyczkę. Nie zamierzał komentować, ani nawet głowić się czemu stało się właśnie tak. Właściwie to był tego pewien - nie mógł opierać się szaleństwu. Kosztowało go to zbyt wiele.
- Rozrywka - stwierdził spokojnie. - I podniecenie - dodał, spoglądając na Zodiaka. Wszystkie dusze, poza tą należącą do kata opuściły w tym momencie blondyna, tylko po to, by dać mu chociaż trochę energii potrzebnej do wykonania techniki boskiego czempiona. Oczy piewcy równowagi emanowały teraz wieloma rzeczami, jednak żadna nie była w stanie nawet zbliżyć się do jakże kojących idei ukochanych przez młodzieńca. Każda była szalona i pragnęła śmierci.
Tego, by wszystko w tym świecie zdołał odejść jak najdalej, stać się tylko i wyłącznie małym robaczkiem pod stopami ostatniego z katów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PwhV9CJpOiM[/media]

- He-he.... hehehehehe - blondyn wybuchnął śmiechem bez szczególnego powodu. Jego katana zawisła na chwilę tylko nad jego głową. Krew zaczęła buzować w ciele blondyna, zaś jego wolna ręka zetkneła się z punktem presji. Chwilę po tym jego wizerunek rozmył się, by zaatakować widmem z przodu, jak i prawdziwym ciałem z lewej strony.
Tym razem jednak narzędzie szermierza nie było krystalicznie białe. Co prawda powierzchnia ostrza blondyna nie miała jak uszkodzić ciała Zodiaka, jednak pulsujący nań ogień i owszem.
Prawidłem w tym momencie było to, że blondyn przejął całkiem sporo od Kata. Zamierzał zniszczyć wszystko, co posiadał ten, który ośmielił się mu przeciwstawić.
Zodiak nie miał pojęcia co wstąpiło w Fausta, podejrzewał tylko, że ma to coś wspólnego z szaleństwem. Archeolog nie chciał zabijać towarzysza, spodobało mu się posiadanie towarzystwa w podróży, ale wiedział też, że nie może po prostu stać i nic nie robić. Podróżnik upuścił katanę, a w jego rękach znalazły się noże. Jego oczy zmieniły kolor na szafirowy, a ostrza noży pokryły się wyładowaniami elektrycznymi. Zodiak nie chciał zabić Fausta, celował w nogi i ręce. Rzucając noże użył niewielkiej fali uderzeniowej, by dać im dodatkowego “kopa”.
Zodiak stanął w pozycji bojowej a miedzy jego palcami pojawiły się noże otoczone błyskawicami.
W tym czasie Nino stał oparty o framugę uśmiechając się. Nie miał zamiaru ingerować w sprzeczki dwóch mężczyzn, był to zresztą idealny materiał do obserwacji działania choroby w praktyce.
Zodiak zaś nagle stanął w miejscu ,sparaliżowany dziwny strachem. Jego serce przeszyły zimne igły, zaś mięsnie odmówiły współpracy, gdy padł na niego wzrok blondwłosego strażnika, podnoszącego się z gruzowiska.
Faust ugiął kolana gotowy do skoku, zaś kątem oka dostrzegł dziwne zwierzęce sylwetki, które w postaci bąbelków wyrastały z jego ciała jak i broni, formując się w czarne wilki o szaleńczych wyrazach pysków.


Jeden z nich znalazł się tuż obok ucha strażnika równowagi, szczerząc kły, po których ciekła ślina, tak samo czarna jak cała sylwetka stwora. – Więc się na nas otworzyłeś… –zawył zwierz, a kropelki śliny opadły na katanę… która jak gdyby w metafizyczny sposób przygasła lekka. Kat powoli zdawał sobie sprawę, że jego sługa i czempion, znalazł sobie innego mentora, kogoś kto miał na myśli blondyna o wiele większy wpływ.
Faust ruszył pędem w stronę sparaliżowanego Zodiaka, tworzenie kopi było zbyteczne, bowiem paraliż zadziałał perfekcyjnie. Ubrany w strój inny niż jego typowa koszula, strażnik pojawił się za plecami Zodiaka, z którego boku trysnęła potężna dawka krwi. Długie rozcięcie sprawiło, że ciało podróżnika otworzyło się, ukazując organy, które pragnęły wydostać się przez otwór na wolność. Ogień z ostrza, jednak lekko przysmażył ranę, zwężając przesmyk.
Krzyk wyrwał się z ust Zodiaka, gdy paraliż ustąpił miejsca bólu, a on opadł na jedno kolano, przykładając rękę do rany, by choć trochę zatamować krwotok, w tym prymitywnym odruchu.
Zodiak był wściekły, po raz drugi zadziałała na niego ta sztuczka, ten paraliżujący wszystko strach. Na szczęście archeolog nie był zwyczajnym człowiekiem. Energia ziemi zaczęła krążyć w jego żyłach. Skrzepiając krew, budując komórki, zasklepiając rany. Mężczyzna szybkich ruchem zdjął z siebie szatę. Wiedział, że Faust jest szybki, ale wiedział też, że są w zamkniętym pomieszczeniu, a to oznaczało jedno. Mało miejsca na uniki, Powietrze zaczęło falować nad ciałem Zodiaka, po jego skórze przebiegały błyskawice. Archeolog już dawno nie był tak skupiony.
-Kami no arashi!- Krzyknął. W tym momencie jego ciało stało się epicentrum gigantycznej fali uderzeniowej, ale to nie było wszystko, z jego ciała strzelały też błyskawice, rozlewały się po całym pokoju, razem z falą uderzeniową, tłukąc naczynia, krusząc meble, była to praktycznie nie powstrzymana siła.
 

Ostatnio edytowane przez Zajcu : 14-07-2013 o 23:51.
Zajcu jest offline