Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2013, 23:50   #245
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Potknięcie, part 2

- Khehehee - Faust śmiał się tylko, porzucając wizerunek nieco ekscentrycznego, lecz przyjemnego osobnika. Przez myśl przeszło mu nawet to, że właśnie wykonuje element powierzonego mu przez Luigiego kontraktu. Naukowiec właśnie będzie w stanie ujrzeć wszystko to, czego pragnął.
Przez duszę blondyna przemknął jęk. Jedno ciche “przepraszam” zostało zagłuszone przez dźwięk puszczających blondynowi barier. Tylko znając obie strony można działać w najskuteczniejszy sposób. Nawet strażnik równowagi musiał czasem znaleść się po stronie chaosu tylko po to, by znaleść złoty środek między wszystkim.



Krew przyśpieszyła w żyłach blodyna raz jeszcze, nadając mu coraz to większą pewność siebie. Właściwie to nie można stwierdzić, że uwolniony ze smyczy piewca równowagi nie myślał. Było wręcz odwrotnie. Jego umysł przyśpieszał, sprawiając że nawet trudne decyzje były podejmowane w przeciągu chwili.
Zodiak pokazał już kilka technik. Pierwszą z nich było przyśpieszanie ostrzy jeszcze przed wieżą czarnego pana. Wtedy jednak nie było możliwości by określić, w jaki sposób broń podróżnika w magiczny wręcz sposób przyśpieszała, stając się niesamowitym narzędziem służącym do jednego – mordowania. Ta wiedza jednak była dla Fausta całkowicie zbędna. Przynajmniej w tamtym momencie. Jego obecny adwersarz nie zamierzał jednak ukrywać pochodzenia swoich zdolności, w końcu czemu powinien to robić? Moment, w którym oddał strzały czystymi falami uderzeniowymi w kierunku Nino był czymś bardzo pomocnym. Niemalże tak, jak słowa nie chowającego się dłużej pod maską kartografa.

***
Nie dam rady zniszczyć ściany.- Archeolog powiedział z uśmiechem. -Nie w aktualnym stanie, moje mięśnie działają na pożyczonej energii. Bez niej zapewne bym się czołgał.
***

Jeśli człowiek widzi, tak jak Faust w tym właśnie momencie energię, która unosi się, dąży do ciała Zodiaka, rozpoczynając swoisty taniec, może przypuszczać tylko czarodzieja ogromnej mocy, lub kogoś, kto działa na zdobytej od matki natury energii. Biorąc zaś pod uwagę słowa Zodiaka...
Pozostawało tylko postawić wszystko na jedną kartę.
Blondyn ruszył przed siebie świadom tego, jak działa technika przeciwnika, lub raczej, jak funkcjonuje jego wyobrażenie o takowej. Liczył, że zaneguje nadchodzący atak, jednak w razie, gdyby jego plan nie zadziałał zamierzał kolejno wykonać ogniste uwolnienie, by znegować część siły techniki oponenta, oraz abberacji, by zwyczajnie machnąć ostrzem w podłogę, następnie kopnąć ją, tak by podłoże ustawiło nienaganną wręcz linię obrony blondyna.
Pomijając jednak defensywę, atak był wyjątkowo prosty - zamierzał pchnięciem wykonać dziurę zarównow w ciele, jak i sercu przeciwnika.
Tym razem blondyn triumfował, jeżeli chodzi o pokaz technik. Dokładniej mówiąc, zademonstrował po prostu, jak bezwartościowe wobec niego są ataki Zodiaka. Wbiegł w fale uderzeniową jak gdyby nigdy nic, jedynym co mu zagrażało to latające od siły ataku meble. Jednak stoły i szafki go nie dosięgnęły, a on dobiegł do swego oponenta, by wykonać sztych. Jednak blondyn nie mógł zanegować szybkości archeologa, która po raz kolejny uratowała mu skórę. Podróżnik ,bowiem chwycił rękę Fausta i przerzucił go przez ramię, kataną puszczając bokiem. Szalon ystrażnik, zgrabnym saltem wylądował jednak bez szkody, obok powyginanego i zwęglonego od ataku archeologa ciała, swego klona. Nino zaś niewzruszony stał w progu, zaś jego metalowa latająca kulka, zdawała się wchłonąć, całą siłę ataku która dotarła do niego.
Zodiak dyszał ciężko, czując jak uszczupla swe siły z każdym atakiem, wszak nie stronił on od używania swego daru we wszystkich niemal jego postaciach.
Na całym ciele Fausta natomiast poczęły wychodzić żyły, które sprawiały że krew pulsowała w szaleńczym rytmie. Napięte mięśnie zdawały się rozrywać skórę, zaś wycie cienistych wilków stawało się powoli coraz głośniejsze.
Zodiak patrzył na mięśnie blondyna. Powoli w jego głowie rodził się plan. Archeolog miał w zanadrzu jeszcze jedną sztuczkę, której Faust nie znał. Podróżnik nie zwlekał, szybko zgromadził część swojej energii w koniuszkach palców. Zodiak ruszył w kierunku przeciwnika, był szybki, tak szybki jak tylko mógł być w swoim obecnym stanie. Wiedział gdzie skierować palce, chciał uderzyć w najczulsze punkty mięśni i użyć swojej ostatniej umiejętności.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=mF3DCa4TbD0[/media]

Nawet swoisty kontrakt, który Faust zawarł z katem był usymbolizowany przez ostrze, które zaczynało mieć coraz więcej czerwieni, niż bieli na swej pięknej, białej szacie graficznej. Właściwie, to każdy człowiek mógł zostać sprowadzony do roli nie tyle broni, co nawet miecza. Jedni byli zgrabnymi katanami, floretami, inni zaś zdolni byli do opisania tylko przez nienaturalnie wielkie miecze dwuręczne, które nie tyle cięły przeciwnika, co miażdżyły jego ciało.
Czwarty uniósł swoistą kwintesecję swego instnienia ponad głowę, kierując jej cieńszą stronę w kierunku Zodiaka.
- Co to za żywot, gdy możesz tylko wybierać między oprawcami? - blondyn zamruczał cicho, ciężko bowiem było nazwać to szaleńczym rykiem. Nawet jeśli paliwo było tym samym, to silnik, który je wykorzystywał był nieco inny.
- Jestem tylko ostrzem działającym na rzecz równowagi. - kontynuował. - Jeśli coś będzie lepszym rozwiązaniem dla Niej, nagnę wszystko, nawet tracąc na tym samemu - dodał zarówno w myślach, jak i na głos. Adresat tych słów powinien być świadomy swej roli.
Nawet, jeśli było to wyjątkowo dziwne, to blodnyn nie odnajdywał w szale radości. Czymś, co było znacznie przyjemniejsze, było zadawanie bólu. Pokazanie innym, jak mało warta jest ich egzystencja. Niech będą świadomi, że ich wpływ na świat jest mniejszy, niż tego, który już stracił życie.
Faust chyba próbował odnaleźć właśnie równowagę psychologiczną, szukał rozwiązania w największym z umysłowych piekieł. Nie wiedział, czy je znajdzie.
Piewca równowagi, oraz najwyraźniej smutku zamierzał wykorzystać sprawdzoną na Psie technikę. Jego rozmycie czekało na atak, by odpowiedzieć kontrą. Może to dziwne, że nawet przy obronie musiał on atakować, jednak taka była konwencja pętają to pradawne kata. Szermież był więc gotów do swobodnego uniku i egzekucji w najpiękniejszym możliwym stylu. Klingą po szyi...
Archeolog ruszył biegiem w stronę Fausta, odbił się od ziemi z niezwykłą prędkością, wzbudzając przy tym kolejna fale uderzeniową. Posadzka domu Nino popękała od siły tego stąpnięcia, gdyby pośród opadających z nieba talerzy i resztek jedzenia Zodiak znalazł się tuż przy Fauście. Jego palce skierowały się w stronę ważnych punktów na ciele blondyna, miejsc których dotknięcie mogło przesądzić o losach tej walki. Blondyn nie spodziewał się aż takiej prędkości, ze strony przeciwnika, dopiero zaczął przygotowywać swoja kontrofensywę, gdy palce już niemal musnęły jego ciało…
Mroczny kosiarz, wisiał do góry nogami na żyrandolu, który jakimś cudem utrzymał się na suficie po ataku archeologa. Jego koścista dłoń miarowo wędrowała od kubka z prażoną kukurydza do ust, zaś przez długa słomkę, w kształcie złączonych kości piszczelowych z cichym siorbaniem sączył się napój. Muzyka łupała w słuchawkach ukrytych pod ciemnym kapturem, zaś puste oczodoły obserwowały zaciekłą walkę, legendarnego podróżnika, z szalonym strażnikiem. Jakieś niesforne ziarenko wskoczyło między zęby kostuchy, która zirytowana tym faktem, szybko je uśmierciła posyłając duszę niesfornego przysmaku, do popcornowego Hadesu. Odbyło się w to bardzo trywialny sposób, kościste palce pogrzebały po prostu w ustach, a następnie posłały zbuntowane ziarenko, delikatnym pstryknięciem, gdzieś daleko w nieznane.
Palce dotknęły ciała blondyna, zaś energia już miała dostać się do jego ciała… gdy nagle sylwetka czwartego z rodu rozwiała się niczym pustynny miraż. Ubrany w białe szaty, gryzące się z krwawym kolorem, perłowego niegdyś ostrza, pojawił się obok Zodiaka. Jego oczy nie wyrażały niemal żadnych emocji, gdy katana śmignęła w powietrzu, cichutko i płynnie przechodząc przez szyję Archeologa. Nie pomogła moc matki ziemi, która chciała zalepić rany. Było to czyste cięcie, które za pomocą pojedynczego ruchu, odczepiło głowę archeologa od jego ciała. Po chwili ciało pozbawione tego co najważniejsze, opadło na ziemię, zaś ręka Fausta zręcznie pochwyciła za włosy, odcięta głowę. Krew lała się z odciętej części, wprost na posadzkę, w pokoju który teraz wybuchł szarada odgłosów, tłuczonych naczyń i spadającego pożywienia.
Kostucha zaklaskała zaś cicho i opadając na ziemię, stanęła obok ducha archeologa, który unosił się teraz obok, ciała próbując zdać sobie sprawę co się właśnie stało.
- Uważaj z kim przystajesz… –rzekł śmierć, dając Zodiakowi ostatnią radę i wyciągając ku niemu swoją dłoń.
- Nino, nie sądzisz, że zyskałeś już całkiem dobry pokaz zdolności szaleńca? - piewca równowagi odparł smutnym, miarowym głosem. Właściwie to nawet nie przejmował się szczególnie głową, którą trzymał teraz w ręce. Obecnie była już zwyczajnym przedmiotem.
- Oi, łap - stwierdził, odkładając głowę na ziemię. Bandaże nagle zaczęły rozchodzić się po całej twarzy blondyna, zostawiając niespętanymi tylko oczy i usta. Nawet pozostałości nosa nie były widoczne, zaś kojące uczucie rozprzestrzeniało się na jego twarzy.
- Tak, tak wspaniały pokaz! -zaświergotał Nino radosnym głosem, z niezwykłą prędkością notując coś w małym zeszyciku. - Będziesz idealnym obiektem badawczym! -zachwycił się jeszcze, gdy zza jego pleców do sali wkroczyły kolejne klony, w ilości trzech Zodiaków.
- Nie mam powodu, by robić ci krzywdę. - najwyraźniej stary Faust powracał zza drzwi znajdujących się po ciemniejszej stronie mocy. Oddychał spokojnie, powoli, jakby licząc na to, że sytuacja zmieni się chociaż trochę.
Zas ciemne wilki znikały powoli a ich wycie cichło miarowo.
- Nie mam nic przeciwko twoim eksperymentom - piewca równowagi stwierdził coś całkiem... sprzecznego z tym, co działo się tutaj jeszcze kilka chwil wcześniej. - Jestem jednak świadom, że zapewne zabijesz mnie przy dowolnej okazji - stwierdził, uśmiechając się smutno.
- He? -zapytał Lugi jak gdyby w ogóle nie słuchał. - Och jesteś jeszcze przytomny! Wybacz niezauważyłem. -stwierdził z zafrasowaną miną, a po chwili w stronę Fausta poszybowała metalowa kulka, taka sama jak poprzednio skierowana na martwego juz archeologa.
- Co prawda ktoś stracił zaufanie do mnie i mych osądów. - mruknął zasmucony blondyn, spoglądając to na kulkę, to na klony Zodiaka, by w końcu obarczyć swym spojrzeniem ich twórcę.
- Może nawet słusznie, ale to za mało - dodał po chwili, wyraźnie akcentując drugą część wypowiedzi. Nim blondyn o zmasakrowanej twarzy zniknął, z jego ręki wystrzeliło kilka stworzonych z krwi strzał - dwie miały uderzyć w kulę wynalazcy, reszta w jego pozorne ciało. Głównym jego zamiarem było jednak dostanie się za plecy klonów martwego już archeologa i potraktowanie ich jęzorem płonącego ognia - mieszanką ruchów lisiej panii, jak i tych ujrzanych już na samym początku eskapady mającej na celu strzeżenie równowagi. To czy blondyn zbaczał z tej ścieżki, czy też nie - było kwestią sporną, niestety dla niego, znajomości bogów nie były tymi, w którym ma się przewagę.
Szybkość… dar którym niektórzy uwielbiają się chwalić. Coś co osiągnąć można za sprawą magii, własnej pracy lub tez boskiego daru. Jednak nawet najszybsza osoba nie jest w stanie zniknąć. // John jest
Jest to fizycznie niemożliwe, ciało zawsze pozostaje zbitkiem cząsteczek, nierozerwalnie ze sobą połączonych. Można być niezauważalnym dla oka innych, z powodu różnicy w szybkości przepływu informacji, ale mimo to ciało zawsze jest jednością.
I to było tym razem zgubą dla planów Fausta.
Blondyn walczył w czasie tej podróży z wieloma przeciwnikami. Spotkał manifestacje Bogów, wynajętych zabójców i obraz niemalże czystego okrucieństwa. Osoby które próbowały go wciągnąć w nić swych intryg, by tam niczym pająk wpuścić truciznę do ciała i zabić powolną śmiercią. Inni brutalną siłą starali się rozgnieść go niczym robaka, ale blondyn zawsze wymykał się spod ich palców, uciekał z sieci. Zazwyczaj właśnie dzięki tak umiłowanej szybkości i elastyczności umysłu.
Ale na jego drodze nigdy jeszcze nie stanął geniusz.
Różowowłosa osoba, która potrafiła robić to czym nieliczni mogą się pochwalić – obserwować i wyciągać wnioski. Przede wszystkim jednak tworzyć założenie i przewidywać, co zrobi jej oponent.
Krwawe strzały uderzyły w metalową kulkę, która zdawała się być zagraniem zbyt prostym, jak dla tak wyrafinowanego naukowca jakim było Nino. Gdy tylko powierzchni obiektu dotknęły utworzone z posoki pociski, geniusz uśmiechnął się.
Metal rozpadł się na dwoje, uwalniając chmurę fioletowego gazu, obejmująca obszar, przez który pędził przyspieszony Faust.
Blondynowi nie dane było zrealizować jego planu, specyfik zadziałał bowiem błyskawicznie. Osłabione i niezbyt wytrzymałe ciało Fausta, wchłonęło i oddało się objęciom specyfiku, w niemal natychmiastowym tempie. Faust wypadł z purpury niczym kłoda, upadając na ziemię, pozbawiony możliwości ruchu. Jego układ nerwowy wariował, zgięcie ręki sprawiało że drgało zupełnie co innego, a wszystkiemu towarzyszył ból, oraz narastająca w wielkim stopniu senność.
- Oy, po kąpieli trzeba się wyspać, wiesz? –zapytał wesoło Lugi kucając przy leżącym na ziemi Fauście.
- Do jutra - odparł tylko uśmiechnięty blondyn.
 
Zajcu jest offline