Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2013, 20:14   #4
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
MIASTO


Poranek - już samo słowo niosło ze sobą ból. Tytanicznym wysiłkiem Nemeyeth uniosła powiekę przekrwionego oka, zaraz jednak pożałowała tej decyzji. Pokój wirował wokół niej i za żadne skarby świata nie chciał stanąć w miejscu, złośliwie maltretując zbolałą głowę elfki, zbudzając kolejne protesty żołądka. Chciała zakląć, lecz zamiast języka miała kawał starej szmaty, do tego niezbyt przyjemnie pachnący. Z wysiłkiem przełknęła gęstą lepką ślinę i sięgnęła pod łóżko, przewracając zgromadzone tam puste butelki. Przy każdym brzdęku szkła w jej mózg wbijały się kolejne rozpalone do białości igły, nie przestawała jednak szukać. W końcu jej dłoń natrafiła na wpół opróżnioną butelczynę. Z wyraźną ulgą i radością porwała ją z ziemi, wyrwała zębami korek i przystawiła szyjkę do ust. Piła łapczywie, a każdy kolejny łyk spływający wgłąb wyschniętego gardła przynosił ulgę, rozjaśniał myśli. Odetchnęła głębiej, zaczynając analizować ostatni wieczór. Pamiętała że zeszła na dół, by usiąść przy kominku i w towarzystwie gorzałki porozmyślać o zadaniu, którego się podjęła. Potem pojawił się ten uśmiechnięty człowiek z własną butelką. Karl, miał chyba na imię Karl...
Nagły dreszcz strachu przeszył ciało elfki sprawiając że wypuściła opróżnioną flaszkę na podłogę. Nerwowo przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko kilka razy i obróciła głowę. Z ulgą odnotowała że pozostała część łóżka jest pusta, a w pokoju brakuje śladów obecności drugiej osoby. Zamknęła oczy, uśmiechając się pod nosem. Nie miała głowy na spławianie niespodziewanego towarzystwa, nie na kacu. Wolała unikać pytań, kolejnych uśmiechów, czy propozycji. Komplikacje z samego rana, gdy łeb pęka a koordynacja ruchowa kuleje, byłyby niewskazane. Towarzystwo mężczyzny, nieważne jak miłego dla oka, definitywnie do owych komplikacji się zaliczało.
Uspokojona przewróciła się na bok i nakryła kocem po czubek spiczastego ucha. Do umówionego spotkania był jeszcze szmat czasu, zdąży dotrzeźwieć do tego stopnia, by nie potykać się o własne nogi.

Kolejne przebudzenie obyło się już bez zbędnych komplikacji, jako że czuła się w miarę znośnie. Wstała z łóżka, posprzątała z grubsza pokój, puste butelki zgarniając nogą pod łóżko. Zadowolona z efektu swojej ciężkiej pracy pokiwała głową, po czym zaczęła realizować plan dnia. Wykąpała się niespiesznie, pozbierała porozrzucane po pokoju części garderoby i założyła je na grzbiet, spakowała skromny dobytek. Tak przygotowana zeszła na śniadanie, podchodząc od razu do znajomego szynkarza. Przy okazji uregulowała należność za nocleg, uzupełniła też żelazne rezerwy alkoholu. W końcu nie miała pojęcia kiedy teraz będzie miała ku temu okazję.

Na miejsce zbiórki dotarła jeszcze przed wyznaczonym czasem. Zimny wiatr rozproszył resztki zamroczenia, szła więc prosto i dumnie przed siebie, myśląc już tylko o tym by opuścić miasto. Marzyła się jej otwarta przestrzeń nieograniczona przez kamienne ściany budynków. Ludzkie osiedla śmierdziały. Rynsztoki roztaczały paskudny odór ścieków i czegoś jeszcze, czego nawet nie miała ochoty identyfikować. Targ, ulice, tawerny, budynki, ludzie...dosłownie wszystko przesiąknięte było słodkawym odorem przypominającym rozkładające się w przydrożnym rowie zwłoki.

Ucieszyła się, widząc wśród zgromadzonych znajomą twarz, dodało jej to otuchy. Poznany poprzedniego wieczora cyrulik trzymał się nieźle, widocznie nie wlał w siebie zbyt wiele alkoholu po tym jak go opuściła,wracając do swojego pokoju. Mrugnęła do niego, parskając cicho pod nosem, lecz gdy na placu pojawił się rycerz na karym koniu nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, który niczym złodziej wkradł się na jej oblicze. Szczerząc się jak obłąkana wpatrywała się w mężczyznę, większą część swojej uwagi poświęcając jego wierzchowcowi. Pełnię szczęścia osiągnęła słysząc, że oboje zostali przydzieleni do jednej grupy, w dodatku bez towarzystwa żadnego khazada. Nie żeby elfka żywiła jakąkolwiek urazę do brodatego ludu - nasłuchała się jednak wystarczająco opowieści żeby nie prowokować nikogo bez potrzeby, chociażby swoim istnieniem. Na zimne lepiej dmuchać.



TRAKT, 3 DNI PÓŹNIEJ

Pierwsze dni podróży upływały jej spokojnie. Większą część uwagi poświęcała dokarmianiu Fernanda, wyszukując na mijanych drzewach owoców, bądź karmiąc go po kryjomu sucharami z własnych racji. Dzięki temu wkradła się w końskie łaski i już następnego wieczora zwierz nie parskał wrogo na jej widok, lecz wyciągał łeb i wtykał miękkie chrapy pod płaszcz poszukując kolejnych smakołyków. Od czasu do czasu zagadnęła do rycerza, pytając o to i owo, mężczyzna zawsze odpowiadał uprzejmie, nie wdawał się jednak w dłuższe dyskusje. Szanowała to, mieli zadanie do wykonania, konfidencjonalne rozmowy można było odłożyć na spokojniejsze czasy.

Wszystko przebiegało bez problemów aż do trzeciego dnia.
Życie jest najlepszym nauczycielem, Nemeyeth całkowicie zgadzała się z tym stwierdzeniem. Usłyszała je dekady temu od kogoś kto zapewne był już teraz martwy, jednakże sens oraz prawdziwość słów wciąż pozostawała aktualna. Gdy grupa znalazła się w pułapce jej ciało zareagowało bez udziału woli, sięgając po łuk i posyłając strzałę w pierwszego widocznego przeciwnika. Jeden szybki oddech, lekki skręt tułowia i kolejna strzała poszybowała w powietrzu, obalając na ziemię orka, który najwidoczniej próbował zajść ich od drugiej strony, uniemożliwiając ucieczkę. Żelazny grot wbił się w pachwinę, przecinając znajdującą się pod skórą arterię. Zaskoczony przeciwnik padł na ziemię, próbując wyciągnąć strzałę, dzięki czemu na jego dłonie trysnęła mocna, czerwona struga. Kilka uderzeń serca później znieruchomiał na zawsze. Nim zdążyła zlokalizować następny cel doskoczył do niej goblin, ukryty do tej pory wśród krzaków. Zamachnął się na nią swoją bronią, lecz cios okazał się mizerny. Nemeyeth poczuła jedynie złość. Upuściła łuk, w międzyczasie sięgając po broń do walki w zwarciu. Jedną ręką chwyciła za pochwę, palcami drugiej oplotła rękojeść miecza i pociągnęła, prowadząc ostrze nisko. Stal ze śpiewem wyskoczyła ze swojej kryjówki, a gdy znalazła się w całości na widoku, jej czubek rozorał ramię zielonego, zostawiając na jego skórze długą, piekącą szramę. Wróg zaskrzeczał i na odlew uderzył kobietę w udo. Ta syknęła, czując jak tym razem zbroja zawodzi. Przygotowała się na kolejny atak, lecz czekała na próżno. Po desperackim ataku goblin upuścił sztylet, bardzo wyraźnie myśląc o ucieczce poza zasięg rozwścieczonej elfki. Poczekała jedynie aż obróci się do niej plecami i wbiła w nie miecz, kończąc marny żywot kolejnego plugawca.

W tym czasie reszta drużyny dzielnie poradziła sobie z pozostałymi przeciwnikami. Na polu bitwy pozostał jeden jedyny ork, również wykonujący taktyczny odwrót. Nie myśląc wiele zaszarżowała w jego kierunku, zapominając jednak o ścierwie leżącym u jej stóp. Zahaczyła o nie nogą i byłaby się wywaliła na gębę, gdyby w ostatniej chwili na podparła się mieczem. Ku powszechnemu zdziwieniu do walki włączył się łachmaniarz, celnym ciosem kija rozwiązując ich ostatni, żywy problem.
Elfka schowała miecz po czym podniosła pozostawiony na ziemi łuk, rozglądając się w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. Coś jeszcze mogło sie po krzakach ukrywać
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline