Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2013, 03:43   #48
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim siedział na spróchniałym pniu i łatał swą ranę najlepiej jak potrafił, źle mu to wychodziło, ale nie miał zamiaru prosić nikogo o pomoc. Bycie khazadem to obowiązek sam w sobie, a do tego masa norm i zachowań. Prośba była czymś tak bardzo zakazanym jak szczypanie w tyłek khazadzkiej panny. Dla takich co robili jedno i drugie, nie było miejsca w Sali Grungniego, w elizjum gdzie bohaterowie żyli wiecznie. Trudno było powiedzieć czy Helvgrim cieszył się z tego że przeżył. Był rad że orki są martwe, ale miecza z Azkarh wciąż nie miał. Bestia z bagien go poniżyła, skradła oręż i ukryła się w odmętach jeziora. Krasnolud poczuł że powinien się śpieszyć, że przeznaczenie go wzywa. Tymczasem co robił? Chodził po bagnach i tłukł nic nie znaczące zielonoskóre stwory. Czas się było zbierać.

~ Co oni tam do cholery robią? ~ Zastanawiał się Sverrisson patrząc na Lisa i Okonia. Alex i Villis też majstrowali coś przy ciałach orków. Helvgrim denerwował się tym, ale bandaże nie były jeszcze dobrze owinięte wokół torsu, zatem nie było powodu by pośpieszać innych. Na razie. Szczęściem okazało się że postój nie trwał zbyt długo i wkrótce cała drużyna była znów w ruchu.

Wstyd jaki czuł Helvgrim był po prostu nieopisany. Musiał skradać się pod zawaloną jaskinię jak jakiś złodziej, jak tchórz. To jednak było potrzebne, khazad wiedział o tym, ale jakże bolesne dla dumnego przedstawiciela górskiego ludu. Kiedy Sverrisson znalzł się już pod ścianami jaskini, zaczął obstukiwać lekko wielkie głazy i szukać tego jednego, tego który zostałby kulą u nogi, lub raczej macki, ośmiornicy i nie pozwoliłby jej uciec w odmęty bagiennego bajora. Jednak myślenie o jednej z gigantycznych macek stwora musiało ściągnąć na grupę przekleństwo, bo właśnie macka owa, po kilku chwilach, licząc od momentu kiedy się tu zajwili, opadła niespodziewanie i prawie zgniotła grupę łowców. Helvgrim zareagował zbyt wolno. Co prawda chwycił młot, ruszył w stronę niebezpieczeństwa, ale kiedy to wszystko zrobił... wrogiego odnóża stwora z głębiny już nie było. Pocieszający był fakt że Siegfried zdołał zranić ośmiornicę, tylko powierzchownie, ale jednak to zawsze coś. Do tej pory jedynie Helvgrim zdołał upuścić krwi tego stwora. Ceną za to był miecz przodków, pewnie wciąż tkwiący w bebechach bestii, dokładnie tam gdzie Sverrisson go zostawił. ~ Bodaj zdechła ta ośmiornica od ostrza mych ojców i kuzynów. ~ Pomyślał Helv i spojrzał w stronę uciekających tropicieli.

Krasnolud wiedział że kwestią czasu jest kiedy macki znów przebiją błotnistą ziemię i zaatakują ich. Koszmarne odnóża wydawały się jakby większe, czy było możliwe by przez ostatnie dwa miesiące potwór aż tak urósł. Dość było tych rozmyślań. Trzeba było działać. Helv nie mógł tylko podjąć decyzji, zawahał się, a nie powinien. Wiedział że ma dwa wyjścia... powiedzieć by najemnicy weszli na skały, przegrupowali się i zaatakowli stwora lub wycofali. W tym czasie Sverrisson mógłby odciągnąć uwagę koszmaru od skał by otworzyć drogę dla innych. Była też druga możliwość, nie przypadła ona do gustu khazadowi, ale to na nią postanowił postawić Helv. Mieli tylko jedną szansę. Począł więc krzyczeć.

- Odciągnijcie stwora od tego miejsca. Ja wbiję kliny w skałę i przytwierdzę łańcuchy. - Po słowach tych zrzucił plecaki z pleców i wyciągnął ciężkie łańcuchy i żelazne kliny. Podbiegł do skalnej ściany i stojąc po kolana w błocie zaczął swą mozolną pracę. Przełożył ogromny, żleazny gwóźdź przez jedno z ogniw łańcucha i zaczął wbijać klin prosto w skałę. Starał się jak mógł najlepiej, robił to szybko ale dokładnie. Tutaj nie mogło być mowy o fuszerce. Od tego mogło zależeć ich życie.

 

Ostatnio edytowane przez VIX : 16-07-2013 o 03:50.
VIX jest offline