Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2013, 18:47   #49
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Atak przyszedł nagle. Niespodziewanie. Szczęście, lata treningu. Nie, to nie to ocaliło Biczownika. Wiara. To była ona. Błogosławieństwo. Młotodzierżca czuwał nad swoim wyznawcom. Potężna macka wystrzeliła spod ziemi, lecz Siegfried niesiony wewnętrznym instynktem, odskoczył w bok. Końcówka minęła się o ułamki centymetrów swoją niedoszłą ofiarę, by po chwili poczuć jak ostre kolece broni Siegfrieda rozrywa jej skórę.

Co działo się z Sigmaritą ? To proste. Logiczne myślenie odeszło na bok. Instynkt tylko go wiódł. Adrenalina wypełniła żyły mężczyzny, organizm mógł tylko reagować a pierwszą reakcją po uniku był kontratak. Na twarz, którą znaczyła krew orków, trysnęła posoka. Gorzkawy smak dostał się na usta biczownika, lecz to nie znaczyło wiele. Właściwie to nic nie znaczyło. Ręce wiedzione impulsem wykonały zamach i głownia korbacza dosięgła celu.

Gdy macka zniknęła pod powierzchnią ziemi serce mężczyzny waliło nadal jak oszalałe a on sam pragnął zmierzyć z tą istotą zrodzoną z serca Chaosu, bowiem nic innego nie mogło być wstanie przyczynić się do powstania takiej kreatury. Chaos, Siegfried na samą myśl splunął na ziemię. Znał i widział wiele jego objawów, lecz ten był rzeczywiście potworny. Chaos wypacza nie tylko umysł ale i ciało, i ta bestia była idealnym tego przykładem. Czuł i wiedział oraz znał swoją powinność. Musiał ją unicestwić i już miał ruszyć, gdy dostrzegł Villis.

Powinność wobec przełożonych i kobiety, którą miał ochraniać czy szerzenia Słowa Bożego na zapomnianych przez Bogów ziemiach. Konflikt, który rozdzierał duszę Siegfrieda. Wojownik zacisnął pięści a czoło zmarszczyło mu się. Podniósł z ziemi korbacz i przykucnął na chwilę. Musiał chwilę zastanowić się co czynić, bowiem miał powinność wobec Zakonu ale miał również powinność wobec Boga, któremu przysiągł służyć.

Stosy, wyszukiwanie heretyków, śledztwa kiedyś były jego domeną lecz teraz miał zmierzyć się z wszech-potężną istotą. Wyzwanie, na które czeka i próba, którą miał przejść by okazać się godny noszenia symbolu, który zwisał na łańcuszku. Spojrzał na Helva, który zaczął pracować w pocie czoła by wykonać plan. Khazad musiał mieć szansę. Siegfried mu ją zamierzał dać.

Rozejrzał się po towarzyszach. Tak, teraz wyjdzie z jakiej gliny są ulepieni, lecz on nie będzie ich oceniał. On będzie działał. Ruszył więc, zabierając z ziemi płonącą pochodnię, którą jeden z wieśniaków zostawił na ziemi. Korbacz przerzucił przez plecy, a w drugą rękę wziął miecz. Kusza zwisała z boku załadowana, na wszelki wypadek. Sam Biczownik ruszył powoli do przodu co by sprowokować bestię. Niech skupi ona swój wzrok na nim. A miała czym. Dużo macek. Ciężka sprawa. Siegfried ponownie splunął na ziemię. Czuł, że to mogą być jego ostatnie chwile. Idąc tak szeptał modlitwę:

Dziś w godzinie próby zła się nie uleknę
Z imieniem twym na ustach idę w bój
Panie, Ty jesteś dla mnie tarczą,
Tyś chwałą moją i Ty mi głowę podnosisz.
Wołam swym głosem do Pana,
On odpowiada ze świętej swojej góry dzierżąc młot w swych dłoniach
Kładę się, zasypiam i znowu się budzę,
bo Pan mnie podtrzymuje.
Wcale się nie lękam tysięcy ludu,
choć przeciw mnie dokoła się ustawia
Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą;
przez wzgląd na imię Twoje kieruj mną i prowadź mnie!
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline