Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2013, 21:57   #83
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Z całej ewakuacji, podczas której wydarzyło się przecież bardzo dużo, Raverowi najbardziej zapadł w pamięć jeden moment. Ten, w którym grupa doszła w końcu do miejsca, w którym pozostawiony został van, a samochód... stał tam dokładnie tak, jak go zostawili. Uczucie, które temu towarzyszyło, jest wręcz nie do opisania. Felix nasycał się nim przez chwilę.

Wig i Kane oberwali, ale na szczęście nie tak, by nie dało się z tego wylizać. Peter był w gorszym stanie, lecz opatrunek nanobotowy, który Øksendal mu zaaplikowała, powinien znacznie przyspieszyć cały proces. Szkoda tylko, że trzeba go było zużyć tak wcześnie, no ale nie mogli sobie przecież pozwolić na to, by ranny Peter spowolnił ich na dłużej.

Podczas podróży do szpitala Fox zajmował się przede wszystkim prowadzeniem vana, nie angażował się zatem zbytnio w toczone dyskusje. Wszystkiemu przysłuchiwał się jednak uważnie. Gwoździem programu była rewelacja Wiga na temat Ghediego. Jeżeli ktoś przed tym jeszcze przewodnikowi ufał, to teraz z pewnością naprawił ten błąd. I te ciągłe przeżuwanie jakiegoś syfu. Ciekawe, jaka będzie użyteczność tego gnojka, gdy wjadą do strefy niekontrolowanej przez Czerwonych. Oferta złożona przez człowieka, który się skontaktował z Wigiem, była bardzo kusząca, ale w zasadzie o nowym kontakcie nie wiedzieli prawie nic, więc może lepiej wstrzymać się z oceną. Mógł być tutaj przecież jakiś haczyk.

Szpital był przybytkiem marnym i strasznie zatłoczonym, ale po wszystkim, co Fox w Somalii zobaczył, nie spodziewał się on niczego innego. Już na wstępie recepcjonistka czepiła się, że najemnicy wnieśli do szpitala broń. Snajperka leżała w wozie, w końcu teraz na pewno nie będzie zbyt przydatna, ale szturmówka, mimo iż stosunkowo niewielkich rozmiarów, niewidzialna nie była. Raver nie miał jednak zamiaru przebywać w tym miejscu bez broni, nawet gdy było rzekomo bezpieczne. Kto wie, co przyjdzie do głowy Arabom. Może zdecydują się wyrżnąć szpital, uznając na przykład, że przebywa w nim zbyt wielu Czerwonych...

Po krótkiej naradzie stanęło na tym, że grupa się podzieli i każdy spróbuje innej metody na dostanie się do laboratorium. Fox i Øksendal mieli się zająć "dyplomacją". Pani biolog coś tam bąknęła pod nosem, najemnik jednak akurat nie zwrócił na nią większej uwagi, zwłaszcza że zaczepił go Kane.
- Oczy dookoła głowy. Jeanne rzuca się w oczy.
Raver zgadzał się z jego oceną całkowicie, w odpowiedzi skinął więc tylko głową potwierdzająco.

Potem patrzył przez moment na Jeanne, próbując rozszyfrować, co do niego powiedziała. Pewnie chciała, by pomógł jej przedrzeć się przez coś przypominającego kolejkę. Oczywiście somalijską, czyli także w tym przypadku panowało prawo dżungli. Ze względu na cały ten harmider trudno było się porozumiewać, musiał więc przysunąć się dość blisko ucha biolożki, by nie być zmuszonym się powtarzać.
- Powiesz im, że mamy substancję, która może być niebezpieczna i żeby ją zneutralizować, konieczna jest uprzednia identifykacja, sprawa jest zatem pilna. W razie wątpliwości wal medycznym żargonem. Nie musisz nawet za bardzo zmyślać, po prostu opisz efekty działania czegoś paskudnego. Jesteś profesjonalistką, świetnie się do tego nadasz - skończył, poklepując ją po ramieniu i dziwnie się przy tym uśmiechając.
- Ach, i ja i reszta to Twoja ochrona - dodał po krótkiej pauzie. - Przypadkiem zdobyliśmy to gówno. Patrz, znowu nie musisz zbytnio koloryzować!
- Nie!! - Jeanne obróciła głowę tak, że ich spojrzenia się spotkały. Przez dłuższą chwilę patrzyła najemnikowi prosto w oczy jakby czegoś tak szukając. - Spróbuję załatwić spotkanie z dyrektorem tego przybytku. Ale najpierw muszę się tam dostać. - Wymownie wskazała ręką w stronę recepcji zachęcając Felixa, by ten zabrał się do roboty. - I pamiętaj, że ochrona nie wchodzi w słowo pracodawcy.
- Co, “nie”? - zdumiał się Raver. - Zresztą, nieważne. Nie martw się, nie będę Ci wchodził w słowo. Przynajmniej nie za bardzo.
Najemnik zaczął przepychać się w stronę recepcji, ciągnąć Jeanne za sobą. Był zdeterminowany, ale nie miał zamiaru prowokować tych ludzi, więc czasem nawet używał słowa “przepraszam”. Głównie jednak były to określenia w rodzaju “z drogi” czy “rozsunąć się”. Gdy w końcu dostał się w pobliże tak zwanej “recepcji”, zakomunikował nadejście pani biolog w następujący sposób:
- Przepraszamy, ale ta pani ma tutaj bardzo ważną sprawę do załatwienia. Nie pozwolimy się tak łatwo zbyć. To naukowiec, proszę jej wysłuchać.
Jeanne odchrząknęła lekko. Poprawiła swoje włosy i ubranie.
- Jak rozumiem fundusze tutejszej placówki są wystarczające i niepotrzebnie tłukłam się tysiące kilometrów. - Pani Øksendal odezwała się do kobiety, tak ja zwykła to była robić na przykład podczas wizyt w banku. Głos miała spokojny. Niezbyt natarczywy, ale wyczuć się dało pewne roszczenia jakie ważny klient może mieć. Pociągnęła przy tym towarzyszącego jej najemnika za rękę tak by móc spokojnie mówić do tłumacza i nie musieć się zbytnio do niego nachylać. - Rozumiem, że powinna poszukać innej tego typu placówki tutaj, która ma większe potrzeby niż wasza.
Widząc, że biolożce tłumacz w tej chwili bardziej się przyda, Fox zdjął go i podał Jeanne, sam zaś zajął się obserwowaniem “kolejki”. Dodatkowe problemy to ostatnie, co było im teraz potrzebne.

Raver zdziwił się, że biolog wybrała drogę, która będzie wymagała od niej sporej improwizacji i opanowania, ale cóż... Być może Jeanne popisze się talentem w tej dziedzinie. Przynajmniej nie musi rozmawiać z jakimś Arabem. Foxowi przeszło przez myśl, że być może zbyt pochopnie ją ocenił, w końcu do tej pory natrafiała na całkowicie obce jej sytuacje, i to w dodatku bardzo stresujące. Na całe szczęście szybko wyrzucił tę głupią ideę z głowy. Jeanne to Jeanne. Dopóki go czymś pozytywnie nie zaskoczy, swego zdania na jej temat nie zmieni. Pozostawało zatem przyjąć starą, dobrą zasadę "wait and see". A nuż się człowiek pozytywnie rozczaruje.

Jasne było, że cały plan zdobycia dostępu do laboratorium był wymyślony na szybko, ale przynajmniej do sukcesu wystarczyło tylko, by chociaż jednemu członkowi grupy się powiodło.
 
Cybvep jest offline