Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2013, 19:21   #81
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Kane podziękował Jeanne skinieniem głowy, bez słowa ponownie się ubierając, tym razem nie zamierzając zakładać jednak całego pancerza. - Czas do szpitala. To dobry cel na tę chwilę. Miracle zgodziło się zabrać pojemniki jutro z rana, jeśli im potwierdzę. Teraz moglibyśmy sprawdzić co zawierają. W nocy spotkanie z rządowymi. Coś jeszcze?
Czekał na raport. Gdy van ruszył, O'Hara jeszcze spojrzał na Ghediego.
- I niech ktoś mu zabierze broń.
- Co masz na myśli mówiąc sprawdzić co zawierają? - Zainteresowała się pani biolog.
- Dokładnie to, o co cię pytałem przed tym całym zamieszaniem - odparł O’Hara. - Wziąłem “tak” za zgodę, że w tym pomożesz - spojrzał na nią, lekko unosząc brew.
- Czyli tym bezpiecznym miejscem ma być szpital?? - Upewniła się.
- Według “Czerwonych”, mają tam odpowiednie laboratorium. Gdy nie będzie odpowiednio bezpieczne to poszukamy czegoś innego - odpowiedział Irlandczyk.
- I wszystko jest już umówione. Dostęp do tego laboratorium. Wiedzą, że przyjedziemy. - Pani Øksendal mówiła spokojnie.
- Jasne, wszystko mamy umówione - powiedziała kpiąco Shade i wolno przysunęła się na miejsce obok przewodnika. Usiadła tak by jej dłoń, w której niespodziewanie pojawił się nóż, przylegała do jego boku w okolicy nerki. Ostrze nie dotykało go jednak i mężczyzna był nieświadomy działania najemniczki.
- Podaj swoją broń Peterowi - Powiedziała całkowicie wyzbytym z emocji głosem.

Ghedi rzucił jej rozbiegane spojrzenie, ale nie wykonał żadnego ruchu, więc kobieta przytknęła ostrze tak że jego ostry koniec przebił się przez lekkie ubranie i dotknął skóry. Nachyliła się do jego ucha i powiedziała tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć:
- Trzymam nóż dokładnie przy twojej nerce. Chcesz się przekonać kto będzie szybszy? Moje ostrze czy twój palec na spuście? - Zdrętwiał, ale nadal nie zrobił tego co mu kazała. - Wiesz co się dzieje, gdy dostaje się w nerkę? Ból nie przypomina niczego co mogłeś kiedykolwiek przeżyć, a ty nie jesteś w stanie wykonać ruchu. Nie jesteś nawet zdolny by wydobyć z siebie nawet jęk. Teraz wolno wyciągnij rękę i oddaj broń.
Najemniczka nie widziała jego twarzy, ale na pewno uczucia kłębiące się w czarnoskórym tubylcu dalekie były od sympatii. Wykonał jednak dokładnie wszystko co mu kazała.
Gdy broń była w ręce Wiga odsunęła broń i przesiadła się jak najdalej od przewodnika. W krótkich słowach opisała wygląd i zabezpieczenia elektrowni oraz topografię i sytuację jaką zastali w kopalni.
- Niestety nie udało nam się zdobyć żadnych przydatnych informacji, a jak u ciebie Peter? - Shade popatrzyła na Wiga - Miałeś może więcej szczęścia?

Wig odebrał broń ze zdawkowym
- Dziękuję. - po czym sprawdził, czy jest zabezpieczona i schował ją.
- Owszem. - odpowiedział na pytanie Shade. Czuł się już o tyle lepiej, że mógł powrócić do swego zwykłego sarkazmu.
- Nasz przyjaciel zasięgnął informacji na targu. Dowiedział się, że do portu dziś rano wpłynął mały kontenerowiec, bez oznaczeń, a niedługo ma pojawić się jeszcze jeden statek.Ktoś minuje wodę przy Mogadiszu. Dalej było ciekawiej. - Wig poprawił pozycję odciążając ranną nogę.
Patrzył prosto w oczy Ghediego bez choćby śladu uśmiechu.
- Zaprowadził mnie do budynku trochę wyglądającego na meczet, w którym spotkał się z agentem arabskim Ulanem Maharanu. Ten przekazał mu informację, że na terenie arabskiej strefy w północno-wschodniej części miasta jest wejście do laboratorium. Podobno to wielkie drzwi hangarowe, ukryte za innymi. Jest tam też znak korporacji. Arabowie nie mogą jednak sforsować zabezpieczeń. Po za tym nawiązałem kontakt z innym informatorem, który ma nieco większe możliwości działania, niż Ghedi. No i nie żuję liści.- Peter pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
- I wiesz co Ghedi. Podobno zawsze pracujesz na dwie strony. Ciekawe spostrzeżenie nieprawdaż? - spytał Wig prowokacyjnie.
- Ciekawe... - Shade popatrzyła na najemnika - jak spodoba się ta informacja naszym zleceniodawcom...
Ghedi zaś wzruszył ramionami. Wydawał się zadziwiająco rozluźniony, nowy przysmak, który żuł, musiał działać nieco inaczej niż poprzedni.
- Wy tu będziecie kilka dni. Ja muszę żyć cały czas. Jestem lojalny wobec waszego i mojego pracodawcy. Zawsze byłem. Niczym innym nie musicie się interesować.
- Skoro masz kontakty z arabami to pewnie wiesz gdzie są te drzwi - powiedziała najemniczka. - My też chcemy to wiedzieć. Dość już zmarnowaliśmy czasu w tym mieście.
- Skoro nie dostała się tam banda Arabów siedząca na kasie, to słabo to widzę - Kane nie był przekonany, czy chce się tam udawać. - Wątpię również, że tamtędy wchodzili ludzie, gdzieś musi być coś mniejszego. Trop jest ok, jeśli ci rządowi nic nie zaproponują ciekawszego. Obrotny jesteś, co Ghedi? Aż dziwne, że jeszcze nikt cię nie odstrzelił. Peter, jeśli ten drugi coś wie, wieczorem można i jego obskoczyć. Ustaliłeś jakieś spotkanie?

Valerie przysunęła się do Kane’a i szepnęła mu na ucho:
- Blue rozpracowała komórkę jednego z arabów, którzy przytaskali butle do obozu. Są tam zdjęcia drzwi ze znakiem Umbrelli. Wypytaj ją o to przy okazji.
Potem odezwała się głośniej:
- Lokalizacja tamtego wejścia może ułatwi nam usytuowanie innych. Od czegoś musimy zacząć. Może trafimy tam na jakiś namierzalny sygnał? Blue co o tym myślisz?
Hakerka ocknęła się, słysząc swoje imię. Westchnęła.
- Jeśli w środku już nic nie ma i wszystko zgasili to nie ma szans. Jeśli odkryję sygnał, to przypuszczalnie wcale ta placówka może nie być taka znów opuszczona.
Przewodnik przenosił spojrzenie od jednej osoby do drugiej, ostatecznie lokując je na Shade.
- Wiem tylko, że to znaleźli. Nie wiem gdzie jest. Ale oni nie lubią białych, nie w chwili, gdy tylu ich po stronie rządowych łazi. Może być trudno wejść - jego obojętny ton nie sugerował, żeby się tym przejmował.
- Nie wiem, czy dobrze słyszałeś, bratku - wtrącił się Raver, akurat robiąc skręt w prawo - ale ten drugi może mieć większe możliwości od ciebie. W dodatku z tego co mówi Peter wynika, że jest bardziej... stabilny. Przestań zatem na chwilę przeżuwać, skup się i daj nam coś więcej niż te ochłapy. O Arabach pewnie wiesz sporo, w końcu to twoi kumple.
- Żebyś mi tu chociaż jakieś sprośności do ucha szeptała, to bym rozumiał - Irlandczyk odszepnął kobiecie żartobliwie. - Pogadam z nią w wolnej chwili.

Wyprostował się i spojrzał w oczy LuQmana. W tej chwili, nie po raz pierwszy, miał ochotę pieprznąć tego murzyna w łeb i porzucić gdzieś na pustyni.
- Dowiedz się gdzie są. Dostanie się tam już zostaw nam. Musimy też załatwić nowe miejsce. Val, może ten budynek co znalazłaś w nocy? Lepsze to niż nic na tę chwilę, van nie jest bardzo wygodny - O'Hara przerwał na chwilę i skierował spojrzenie na Ravera. - Fox, nie próbuj go straszyć. Do przerażającego psychopaty trochę ci brakuje, a ten tutaj żuje coś rozluźniającego i leje na gadaninę. Jak się nie dowie to go odstrzelimy jako nieprzydatnego i po sprawie.
- Albo wystawimy na głównym placu z napisem na piersi: “Sprzedawczyk i donosiciel” To załatwi sprawę, a my nie będziemy musieli tłumaczyć Miracle co się stało z ich wtyką. - Powiedziała Valerie spoglądając na swoje krótko obcięte paznokcie.
- Nasz lepszy, czysty przyjaciel zostawił karteczkę z numerem. Mamy zadzwonić, jak będziemy potrzebować jego pomocy. - Wig mimowolnie stęknął podając kawałek papieru Kane’owi.
- Możesz wziąć, już sobie wpisałem do komórki.
Irlandczyk zabrał kartkę i potwierdził krótkim ruchem głowy.

***

Wydarzenia następowały po sobie na tyle szybko, że nie było czasu dokładnie ich przemyśleć. Najemnik upewnił się, że kevlar chroniący jego pierś dobrze się trzyma, a pistolet jest załadowany. Strzelbę zamierzał zostawić w vanie. Włączył się do rozmowy, wydając krótkie rozkazy i z trudem wyszedł na zewnątrz, starając się robić jak najmniej gwałtowne ruchy. Edytor bólu działał sprawnie, z drugiej strony bywał także niebezpieczny, gdy jego właściciel nadal szkodził swojemu ciału, nie starając się naprawić uszkodzeń. Miał nadzieję, że ta marnej jakości placówka posiadała podstawowe wyposażenie medyczne, jak na przykład prosty i znany od dobrze ponad wieku rentgen. Byle potrafili wycelować go na tyle dobrze, by znajdujący się w ciele metal nie spowodował problemów.
Po wejściu do środka optymizm spadł znacznie. Kane nie próbował się odzywać, przepychający się i wrzeszczący tłum nie nastrajał do negocjacji. Mimo to zgodził się na plan Shade, kilka sposobów na osiągnięcie jednego celu zawsze zwiększało szanse. Klepnął Foxa w ramię.
- Oczy dookoła głowy. Jeanne rzuca się w oczy.
Z tymi słowami ruszył za lekarką o jakże przyjaźniejszym kolorze skóry. Skoro tu trafiła, to albo miała pecha, albo ma nie po kolei w głowie - jednak nawet rąbnięta dawała większe szanse na dogadanie się. O'Hara zbliżył się na tyle blisko, by nie musieć krzyczeć i pokazał puste dłonie. Lepiej dmuchać na zimne.
- Nazywam się Kane - odezwał się po angielsku, tłumacza ustawiając na tutejszy język na wszelki wypadek. - Miło spotkać tu kogoś ze stron zdaje się mi znacznie bliższych.
Wyszczerzył się, starając się wybadać reakcję kobiety. Mogła go zbyć, a mogła sama się ucieszyć. Taka wiedza pozwalała dostosować taktykę.
- Ja i moi współpracownicy mieliśmy zabezpieczyć pobliską kopalnię, przybyliśmy wczoraj. Ale to mało gościnny kraj. Potrzebujemy pomocy medycznej i laboratoryjnej. W zamian możemy nieco wspomóc to miejsce finansowo - starał się wyłuszczyć to jak najprościej i kłamiąc jak najmniej.
 
Widz jest offline  
Stary 16-07-2013, 20:32   #82
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kolejne trupy znaczyły jej drogę do kryjówki przygotowanej przez przewodnika.
Była śmiercią. Już dawno powinna do tego przywyknąć. Ciche podejście i czysty strzał lub uderzenie. Koniec nadchodził, zanim ofiara zdążyła się zorientować, że coś jej grozi. Mimo wszystko gdzieś w podświadomości odkładało się spychane tam cały czas odczucie, że kiedyś zapłaci za swoje działania. Ilu tych, którzy zginęli dzisiaj, było w pełni świadomych swoich czynów? Pewnie większość stanowiły bezwolne zabawki w rękach zręcznych prowodyrów. Statystyki nie kłamały, jedynie dziesięć procent społeczeństwa było zdolne do podejmowania decyzji i kreacji. Resztę stanowiła posłuszna masa, która czasami mogła się z mienić w pełną szaleństwa i żądzy krwi rzekę.
Nie było jednak czasu na takie rozważania. Teraz jednak musiała działać.

Val ostrzegła, że schodzi na dół, zanim to zrobił. Nie było już drabiny więc musiała zeskoczyć. W pomieszczeniu nie było wiele widać. Jedyne światło sączyło się przez dziurę w stropie. Jej oczy szybko jednak dostosowały się do półmroku. Z niepokojem zlustrowała otoczenie oceniając sytuację i dopadła do leżącego Kane'a.
- Gdzie jesteś ranny? Coś poważnego? - Zapytała wyraźnie zaniepokojona.
- Przeżyję - wymamrotał, próbując się podnieść. - Na szczęście granat był starego typu, jakby mieli jakąś nowoczesną zabawkę... - zawiesił głos. - Co z Jeanne?

Zabawa w „co by było gdyby...” nie była odpowiednia w tym zawodzie, więc Valerie nie skomentowała słów mężczyzny. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Żadne z leżących w koło ciał nie należało do specjalistki.
Wstała i ruszyła do jedynego miejsca w którym kobieta mogła się ukryć.
Specjalnie, by nie wystraszyć kobiety nie poruszała się cicho, a podchodząc do poszarpanej odłamkami kotary, osłaniającej wejście wymówiła jej imię.
- O Boże, jak ja się cieszę, że to ty. - Powiedziała z wyraźną ulgą w głosie pani doktor, gdy tylko zobaczyła zbliżającą się najemniczkę. - Nawet nie wiesz jak bardzo. - Powstrzymała się jednak przed zbytnią wylewnością. - Co z O'Harą? - Starała się by wypowiedzieć to bez zbędnych emocji, ale i tak dało się wyczuć troskę w głosie. - Wrzucili tu granat. Prosto na niego. Granat!! Prawdziwy!!
- Nie jest zbyt wylewny, ale skoro mówi, że przeżyje to pewnie tak będzie. Peter też jest ranny. Musimy stąd znikać. Pomóż mi spakować i wynieść na górę nasze rzeczy.
- Odpowiedziała Valerie - Trzeba przeciągnąć pryczę pod wyjście, Drabina jest zniszczona.
Pani biolog pokiwała tylko głową. Zanim zabrała się za pomoc podeszła do Kane i chwytając za ostrze podała mu jego nóż.
- Zwracam własność. Nie była potrzeba. - Uśmiechnęła się przy tym nawet lekko.
Później pomogła Valerie z pryczą i rzeczami. Udało im się w miarę sprawnie dotrzeć do vana wraz z wszystkimi rzeczami. Najwyraźniej szczęście nadal im sprzyjało. Nie należało go jednak kusić. Fortuna pani przekorna zbyt często zmieniała kochanków.

***


Podróż do szpitala przebiegła bez problemów. Mieli też po drodze okazję, by wymienić się zdobytymi informacjami.
Shade popatrzyła na niewielki budynek szpitala:
- Nie wygląda imponująco, choć muszę przyznać, że widziałam -już w życiu znacznie gorsze placówki medyczne. Proponuję najpierw zrobić rozeznanie i porozmawiać z kimś, kto odpowiada za to miejsce. Ktoś idzie ze mną?
- Mój Boże? To ma być szpital?
- Jęknęła Jeanne Øksendal widząc ów przybytek. -Na jej twarzy pojawiła się kombinacja trzech uczuć, zdziwienia, przerażenia i współczucia. -I ktoś tu leczy ludzi?? - Wyrzuciła z siebie kolejne pytanie retoryczne.
- Mogę zostać tutaj, jeśli ktoś jeszcze zostanie - powiedziała Blue, dotychczas podczas rozmowy raczej milcząca. - Moje zdolności w środku i tak się raczej nie przydadzą, chyba, że mają tu jakieś komputery - spojrzała na szpital -...w co raczej wątpię.
Ghedi natomiast wręcz prychnął na słowa Jeanne.
- To jeden z lepszych szpitali, od dawna nie było w okolicy zamachów! Te w mieście zwykle rzadko utrzymują się tak długo.
Odpowiedziom na słowa przewodnika było jeszcze większe zdziwienie. A nieznacznie opadająca szczęka, zamknięta zresztą dość szybko, mogła świadczyć o tym, że pani doktor chciała coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała w ostatniej chwili.
- Ja pójdę. Peter, możesz strzelać? - Kane spojrzał na Wiga, nie czekając na odpowiedź. - Zostaniesz tutaj z Blue i Ghedim. Jeanne, będziesz potrzebna, by sprawdzić czy mają tu wystarczająco bezpieczne pomieszczenie. Fox, ty też idziesz. Jak to laboratorium tutaj będzie się nadawało, będziesz pilnował pani Øksendal. Wig potrzebuje czegoś więcej od rentgena? Spróbujemy sprawdzić, czy to tutaj mają. Jeśli tak to w vanie zostanie Shade, a my skorzystamy. Pytania?
Irlandczyk podnosił się już z siedzenia, krzywiąc się przy tym.
- Nie, nic więcej po za czytelnym zdjęciem rentgenowskim. Opis nie jest konieczny. - Odparła pani doktor Irlandczykowi. - I proszę to odczytać jako zalecenie osoby znającej się, które ma na celu sprawne działanie ludzi będących pod twoim dowództwem. To samo się tyczy twojego prześwietlenia!

Shade ruszyła za nim przeczesując włosy palcami. W tych prymitywnych warunkach niewiele dało się zrobić dla poprawy wyglądu. To musiało wystarczyć. To jak wyglądała mogło też nie mieć żadnego znaczenia
- Jak mamy zamiar przekonać personel, by udostępnił nam laboratorium? - zapytał Fox. - Przekupstwo? Wyglądamy jak banda zabijaków wracających z pola bitwy, co poniekąd jest prawdą, ale tutejsi nie mają powodów, by nam ufać. Tajemnicze pojemniki z nieokreśloną zawartością nie poprawią sytuacji.
- Felix
- Valerie skrzywiła się lekko - to szpital. Ludzie, którzy pracują w takim miejscu, w kraju takim jak Somalia, w warunkach jakich tu panują, muszą mieć głowę wypełnioną ideami humanitaryzmu i poświęcenia dla ludzkości. Inaczej już dawno zabraliby swoje wykształcone dupy w troki przenieśli się do kraju gdzie można zarobić dużo więcej i zdecydowanie bezpieczniej. Spróbujmy od idealizmu. Wiesz: Nieznane, potencjalne niebezpieczeństwo zagrażające ludzkości i tym podobne bzdety. Jak to się okaże niewystarczające, spróbujemy pieniędzy.
- Humanitaryzmu
- powtórzył bezwiednie Raver. - No tak, nic tylko się spodziewać, że grzecznie nas zaproszą do środka, a może i ciepłą herbatką poczęstują. W końcu obrońcom ludzkości należy się chociaż tyle. Podoba mi się ten plan - tak kontrastuje ze wszystkim wokół, że jakimś zrządzeniem losu może wypalić - najemnik uśmiechnął się, ale niezbyt przekonująco. - Dobra, i tak najpierw musimy pogadać z “szefem”, by stwierdzić, na czym stoimy. Nie ma co już zwlekać - rzucił pewnie. Następnie, gdy znalazł się tuż obok Shade, wyszczerzył się i dodał:
- … ale warto już przygotować kasę.

Najemniczka skinęła tylko głową i ruszyła w kierunku wejścia. W środku było jeszcze gorzej niż na zewnątrz. Pani biolog bardzo ze sobą walczyła by nie wydać z siebie żadnego okrzyku przerażenia. To było dobre określenie na to co czuła. Przerażenie. Nie mogła uwierzyć, że w połowie XXI wieku ludzie mogą być leczeni w takich warunkach. W takich prymitywnych warunkach. I cóż z tego, że usilnie się starała, by nie wydobył się z jej gardła żadne dźwięk, skoro i tak jej twarz mówiła wszystko. Wszystkie te skrajne uczucia były wypisane na jej twarzy. Wystarczyło tylko dobrze się przyjrzeć.

Valerie rozejrzała się po zatłoczonym wnętrzu i skierowała prosto do czegoś, co wyglądało na tutejszy odpowiednik recepcji i rejestracji jednocześnie:
- Chcielibyśmy rozmawiać z kimś zarządzającym tą placówką - powiedziała swoim łamanym somalijskim do siedzącej tam kobiety.
Kobieta pracująca na recepcji, wyglądająca jakby robiła kilka rzeczy jednocześnie, najpierw nawet jej nie usłyszała. A gdy już usłyszała, zagapiła się z szeroko otwartymi ustami. Wróciła do siebie dopiero po sekundzie czy dwóch.
- Obawiam się, że to niemożliwe w chwili obecnej - przyjrzała im się dokładniej. -Tu nie wolno wchodzić z bronią!
- A kiedy będzie to możliwe?
- Zapytała Shade ignorując uwagę o broni. Tym bardziej, że nie miała przy sobie nic poza ukrytymi w kombinezonie nożami, których Somalijka nie mogła raczej zobaczyć.

Zapytana pokręciła głową, odpowiadając na pytanie kogoś innego. Kobieta z wrzeszczącym dzieckiem zaczęła się przepychać, odtrącając Jeanne i Valerie, by dostać się do recepcji, sama krzycząc przy tym strasznie głośno. A to z kolei sprawiło, że inni czekający zareagowali kolejnym szturmem, każdy ze swoją sprawą. Jakaś dziewczyna w zaawansowanej ciąży prawie upadła, wyglądając jakby zaraz miała rodzić. Dobiegła do niej pielęgniarka w niebieskim fartuchu. Najwyraźniej ich sprawa miała tu bardzo niski priorytet. Nagle, niedaleko nich, spiesząc do innego pomieszczenia, mignęła im osoba w białym kitlu. Byli niemal pewni, że lekarka miała jasną cerę. Na recepcję jednak nawet nie spojrzała.

Shade zbliżyła się do towarzyszy:
- Wygląda na to, że nie porozmawiamy w cywilizowany sposób. Możemy albo próbować dotrzeć do tej kobiety - wskazała na recepcjonistkę - albo spróbować porozmawiać z kimś innym. Mogę też rozejrzeć się po szpitalu nie jest duży, a tu panuje straszny harmider może w tym bałaganie nikt nie zwróci uwagi na moje myszkowanie. Jak sami znajdziemy laboratorium i spróbujemy się w nim zadomowić pewnie się nami zainteresują i w końcu będą mieli większą ochotę rozmawiać. Fox i Jeanne niech zostaną i spróbują dyplomacji - Zakończyła swą wypowiedź.
- Ale jakiej dyplomacji? - Zdziwiła się pani biolog. - Widziałaś sama, że tu po dobroci nie można. -Nie podamy się za pracowników organizacji humanitarnej. To byłoby nieetyczne. - Jeanne starała się udawać, że wcale nie dotknęło jej to jak została potraktowana przez tłum.
- Nieetyczne - Shade wymówiła to słowo jakby je smakowała - hmmm... ładne słowo. - Popatrzyła na panią doktor - Myślę że nie musimy się przejmować etyką. Liczą się efekty i każdy sposób, który przybliża nas do osiągnięcia celu jest odpowiedni. - Zakończyła cynicznie.
- Rozejrzyj się. - Øksendal zakreśliła ręką koło. - Chcesz im narobić nadziei, a potem zniknąć??
- Jeanne
- najemniczka położyła jej rękę na ramieniu i lekko ścisnęła - zachowaj te mówki dla pani za ladą, ja idę się rozejrzeć. - Nachyliła się do jej ucha i szepnęła zanim odeszła:
- Niektórym została tylko nadzieja.
Jeanne przełknęła ślinę, jakby połykała tran lub inne paskudne lekarstwo.
- Zrób przejście. - Powiedziała do Felixa Ravera, walcząc przy tym ostro sama z sobą.

O'Hara nie dyskutował z Val, to nie był zły pomysł. Sam zostawił w vanie tylko strzelbę, a ze swoim wyglądem i częściowym pancerzem nie dziwił się recepcjonistce. Sądząc z tutejszego zamieszania jej zdanie i tak mało się liczyło. Wskazał lekarkę, która mignęła mu przed oczami.
- Tam widziałem jakiś fragment cywilizacji w kitlu. Może dogadam się łatwiej. Shade, możesz zwiedzać.
Val zasalutowała żartobliwie i ruszyła spokojnym krokiem w kierunku jednego z korytarzy. Postanowiła poszukać schodów. Laboratoria prawdopodobnie znajdowały się w zdecydowanie bezpieczniejszej, podziemnej części budynku.
 
Eleanor jest offline  
Stary 16-07-2013, 21:57   #83
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Z całej ewakuacji, podczas której wydarzyło się przecież bardzo dużo, Raverowi najbardziej zapadł w pamięć jeden moment. Ten, w którym grupa doszła w końcu do miejsca, w którym pozostawiony został van, a samochód... stał tam dokładnie tak, jak go zostawili. Uczucie, które temu towarzyszyło, jest wręcz nie do opisania. Felix nasycał się nim przez chwilę.

Wig i Kane oberwali, ale na szczęście nie tak, by nie dało się z tego wylizać. Peter był w gorszym stanie, lecz opatrunek nanobotowy, który Øksendal mu zaaplikowała, powinien znacznie przyspieszyć cały proces. Szkoda tylko, że trzeba go było zużyć tak wcześnie, no ale nie mogli sobie przecież pozwolić na to, by ranny Peter spowolnił ich na dłużej.

Podczas podróży do szpitala Fox zajmował się przede wszystkim prowadzeniem vana, nie angażował się zatem zbytnio w toczone dyskusje. Wszystkiemu przysłuchiwał się jednak uważnie. Gwoździem programu była rewelacja Wiga na temat Ghediego. Jeżeli ktoś przed tym jeszcze przewodnikowi ufał, to teraz z pewnością naprawił ten błąd. I te ciągłe przeżuwanie jakiegoś syfu. Ciekawe, jaka będzie użyteczność tego gnojka, gdy wjadą do strefy niekontrolowanej przez Czerwonych. Oferta złożona przez człowieka, który się skontaktował z Wigiem, była bardzo kusząca, ale w zasadzie o nowym kontakcie nie wiedzieli prawie nic, więc może lepiej wstrzymać się z oceną. Mógł być tutaj przecież jakiś haczyk.

Szpital był przybytkiem marnym i strasznie zatłoczonym, ale po wszystkim, co Fox w Somalii zobaczył, nie spodziewał się on niczego innego. Już na wstępie recepcjonistka czepiła się, że najemnicy wnieśli do szpitala broń. Snajperka leżała w wozie, w końcu teraz na pewno nie będzie zbyt przydatna, ale szturmówka, mimo iż stosunkowo niewielkich rozmiarów, niewidzialna nie była. Raver nie miał jednak zamiaru przebywać w tym miejscu bez broni, nawet gdy było rzekomo bezpieczne. Kto wie, co przyjdzie do głowy Arabom. Może zdecydują się wyrżnąć szpital, uznając na przykład, że przebywa w nim zbyt wielu Czerwonych...

Po krótkiej naradzie stanęło na tym, że grupa się podzieli i każdy spróbuje innej metody na dostanie się do laboratorium. Fox i Øksendal mieli się zająć "dyplomacją". Pani biolog coś tam bąknęła pod nosem, najemnik jednak akurat nie zwrócił na nią większej uwagi, zwłaszcza że zaczepił go Kane.
- Oczy dookoła głowy. Jeanne rzuca się w oczy.
Raver zgadzał się z jego oceną całkowicie, w odpowiedzi skinął więc tylko głową potwierdzająco.

Potem patrzył przez moment na Jeanne, próbując rozszyfrować, co do niego powiedziała. Pewnie chciała, by pomógł jej przedrzeć się przez coś przypominającego kolejkę. Oczywiście somalijską, czyli także w tym przypadku panowało prawo dżungli. Ze względu na cały ten harmider trudno było się porozumiewać, musiał więc przysunąć się dość blisko ucha biolożki, by nie być zmuszonym się powtarzać.
- Powiesz im, że mamy substancję, która może być niebezpieczna i żeby ją zneutralizować, konieczna jest uprzednia identifykacja, sprawa jest zatem pilna. W razie wątpliwości wal medycznym żargonem. Nie musisz nawet za bardzo zmyślać, po prostu opisz efekty działania czegoś paskudnego. Jesteś profesjonalistką, świetnie się do tego nadasz - skończył, poklepując ją po ramieniu i dziwnie się przy tym uśmiechając.
- Ach, i ja i reszta to Twoja ochrona - dodał po krótkiej pauzie. - Przypadkiem zdobyliśmy to gówno. Patrz, znowu nie musisz zbytnio koloryzować!
- Nie!! - Jeanne obróciła głowę tak, że ich spojrzenia się spotkały. Przez dłuższą chwilę patrzyła najemnikowi prosto w oczy jakby czegoś tak szukając. - Spróbuję załatwić spotkanie z dyrektorem tego przybytku. Ale najpierw muszę się tam dostać. - Wymownie wskazała ręką w stronę recepcji zachęcając Felixa, by ten zabrał się do roboty. - I pamiętaj, że ochrona nie wchodzi w słowo pracodawcy.
- Co, “nie”? - zdumiał się Raver. - Zresztą, nieważne. Nie martw się, nie będę Ci wchodził w słowo. Przynajmniej nie za bardzo.
Najemnik zaczął przepychać się w stronę recepcji, ciągnąć Jeanne za sobą. Był zdeterminowany, ale nie miał zamiaru prowokować tych ludzi, więc czasem nawet używał słowa “przepraszam”. Głównie jednak były to określenia w rodzaju “z drogi” czy “rozsunąć się”. Gdy w końcu dostał się w pobliże tak zwanej “recepcji”, zakomunikował nadejście pani biolog w następujący sposób:
- Przepraszamy, ale ta pani ma tutaj bardzo ważną sprawę do załatwienia. Nie pozwolimy się tak łatwo zbyć. To naukowiec, proszę jej wysłuchać.
Jeanne odchrząknęła lekko. Poprawiła swoje włosy i ubranie.
- Jak rozumiem fundusze tutejszej placówki są wystarczające i niepotrzebnie tłukłam się tysiące kilometrów. - Pani Øksendal odezwała się do kobiety, tak ja zwykła to była robić na przykład podczas wizyt w banku. Głos miała spokojny. Niezbyt natarczywy, ale wyczuć się dało pewne roszczenia jakie ważny klient może mieć. Pociągnęła przy tym towarzyszącego jej najemnika za rękę tak by móc spokojnie mówić do tłumacza i nie musieć się zbytnio do niego nachylać. - Rozumiem, że powinna poszukać innej tego typu placówki tutaj, która ma większe potrzeby niż wasza.
Widząc, że biolożce tłumacz w tej chwili bardziej się przyda, Fox zdjął go i podał Jeanne, sam zaś zajął się obserwowaniem “kolejki”. Dodatkowe problemy to ostatnie, co było im teraz potrzebne.

Raver zdziwił się, że biolog wybrała drogę, która będzie wymagała od niej sporej improwizacji i opanowania, ale cóż... Być może Jeanne popisze się talentem w tej dziedzinie. Przynajmniej nie musi rozmawiać z jakimś Arabem. Foxowi przeszło przez myśl, że być może zbyt pochopnie ją ocenił, w końcu do tej pory natrafiała na całkowicie obce jej sytuacje, i to w dodatku bardzo stresujące. Na całe szczęście szybko wyrzucił tę głupią ideę z głowy. Jeanne to Jeanne. Dopóki go czymś pozytywnie nie zaskoczy, swego zdania na jej temat nie zmieni. Pozostawało zatem przyjąć starą, dobrą zasadę "wait and see". A nuż się człowiek pozytywnie rozczaruje.

Jasne było, że cały plan zdobycia dostępu do laboratorium był wymyślony na szybko, ale przynajmniej do sukcesu wystarczyło tylko, by chociaż jednemu członkowi grupy się powiodło.
 
Cybvep jest offline  
Stary 18-07-2013, 22:28   #84
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 14:44 czasu lokalnego
Środa, 16 grudzień 2048
Szpital w Ceelasha Biyaha, Somalia



Shade

Shade bez problemu odłączyła się od grupy, wkraczając na korytarz szpitala. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, jak to zwykle było, gdy nie chciała przyciągać spojrzeń. Mimo, że niezwykle zwinna, w opinającym jej ciało stroju, potrafiła przemykać blisko ścian prawie niezauważona. Doświadczenie i naturalny wdzięk pozwalał jej także sprawnie wymijać siedzących, leżących lub stojących wszędzie ludzi, co najwyżej przepraszając ich krótkim uśmiechem. Szmer głosów, krzyki, płacz czy śmiech, wszystko to zlewało się w kakofonię dźwięków, niespotykaną praktycznie w cywilizowanych szpitalach.
Parter niemal w całości wypełniony był ludźmi - czy to w salach, czy na korytarzach przed gabinetami lekarskimi, które także umiejscowiono na tym piętrze. Poza tym znalazła prymitywne łazienki, z których smród nie napawał optymizmem, schody i windę na górę umiejscowione blisko drugiego wejścia, a także drzwi "tylko dla personelu". Najpierw sprawdziła te pierwsze.

Na piętrze znajdowało o wiele mniej osób, zapewne głównie dzięki strażnikowi pilnującemu podwójnych drzwi i windy. Widząc tak nietypowe zjawisko jak Valerie nie oponował zbytnio, choć najpierw prosił o skierowanie lub jakiś inny dowód na konieczność przebywania na tym piętrze. Mimo, że ochrona nie okazała się szczelna, to miejsce to sprawiało o wiele lepsze wrażenie od parteru. Ściany były bielsze, ludzie czekający robili to na krzesłach bądź ławkach, a nie bezpośrednio na podłodze. Tu także znajdowała się recepcja, ale najemniczka wyminęła ją. Nie była to dla niej wielka trudność.
W dalszej części umieszczono gabinety specjalistyczne, co poznała po szybkim zajrzeniu tam. Sprzęt nie wydawał się nowy, ale był tu i służył ludziom. Nigdy nie zdobyła nawet podstawowego wykształcenia medycznego, toteż tylko mogła domyślać się zastosowania większości urządzeń. Poza tym odnalazła tu izolatki a także sale operacyjne i kilka innych, żadne jednak nie przypominało szczelnego laboratorium. Za to rentgen posiadano tu prawie na pewno.

Do zbadania zostały jej wyłącznie pomieszczenia dla personelu, ukryte za solidnymi drzwiami na kartę magnetyczną, za którymi zauważyła schody w dół. Nie były używane często, trzeba było poczekać kilka minut, zanim zjawił się jakiś lekarz w białym kitlu i otworzył je. Shade włączyła już kombinezon, przytrzymując drzwi na tyle długo, by mężczyzna zszedł już na półpiętro, a potem wślizgując się za nim. Dopiero w środku dostrzegła kamerę, na szczęście starego typu. W bezruchu prawdopodobnie pozostawała niewidoczna, a ruch dawał tylko lekkie zakłócenia obrazu. Starając się unikać jej tak jak się dało, zeszła po schodach, wiedząc, że wyjście będzie trudniejsze, jeśli przy monitorze siedział ktokolwiek w miarę kompetentny.
Na dole otworzyła kolejne drzwi, tym razem niezablokowane i wkroczyła do szerokiego korytarza. Obok znajdowały się drzwi windy, zabezpieczone czytnikiem kart i klawiaturą. Wszędzie paliło się słabe światło, wystarczająco jednakże silne, by dostrzec kolejne kamery, monitorujące wszystko. Ktokolwiek inny zostałby już dawno zauważony, Shade natomiast mogła przesuwać się wzdłuż ściany. Ludzi nie było tu prawie wcale, prócz tego co wszedł przed nią słyszała odgłosy może z jeszcze jednego pomieszczenia.

Bez zaskoczenia odkryła magazynki na leki i sprzęt, izolatki daleko lepiej zabezpieczone niż te na piętrze, coś co wyglądem przypominało laboratorium, wraz z odkażającą śluzą bezpieczeństwa. Korytarz prowadził jeszcze dalej, ale przejścia broniły kolejne drzwi. Również wszystkie pomieszczenia były zamknięte, ale najemniczka zwróciła uwagę na jedną z izolatek. Przez szybę w drzwiach zauważyła tam bowiem białego mężczyznę, przypiętego pasami do jednego z łóżek.


Irishman

Kobieta nie odwracała się do niego w czasie, gdy mówił. Klęcząc przy jakimś dziecku sprawdzała opatrunek na jego udzie, przemawiając do niego cicho i obdarzając słabym uśmiechem. Dopiero skończywszy wstała, splatając ręce na piersi i patrząc raczej wściekle na zagadującego ją najemnika. Kane odniósł wrażenie, że być może pomylił się w osądzie, że z kimś o białej cerze dogadać się będzie łatwiej. Przynajmniej mówić było można po angielsku, bowiem lekarka dokładnie w tym języku mu odpowiedziała. Z amerykańskim akcentem.
- Myślicie, że możecie sobie tak po prostu tu wchodzić i wciskać w kolejkę, przez tych ludzi?! Wielu z nich poważnie cierpi. Doskonale wiem, że rozmawiasz ze mną tylko dlatego, że jestem biała...
Miała charakter. Ale jej spojrzenie nieco złagodniało, gdy przyjrzała się bliżej Irlandczykowi. W końcu nie wyglądał najlepiej, a na twarzy miał świeże rany. Westchnęła.
- Słyszałam o tej kopalni. Eksplozja czy obsunięcie ściany?

Kane odchrząknął, zbierając myśli po tym raczej niespodziewanym ataku ze strony lekarki.
- To pierwsze oraz odurzeni tubylcy - odparł szczerze, nie wdając się w szczegóły. - Potrzebujemy tylko rentgena, by sprawdzić czy nas nie połamało. Laboratorium to inna sprawa, nie wiemy co zawierają składowane tam pojemniki bez oznaczeń, a boimy się, że tutejsi mogli część z nich przejąć. To może być ważne dla Mogadiszu i okolicy, aye?
Kobieta nie odwracała spojrzenia szaroniebieskich oczu.
- Myślisz, że uwierzę w waszą troskę? - pokręciła głową, ciągle zdenerwowana. - Powinniście rozmawiać z dyrektorem, lub chociaż panem Damirem. Z drugiej strony z prześwietleniem jestem w stanie wam pomóc. Ta placówka nigdy nie cierpiała na nadmiar środków, choć jest znacznie lepiej niż w prawie wszystkich innych szpitalach Somalii. Laboratorium jest monitorowane i wszystkie działania tam muszą być zgłaszane i rejestrowane. Ile osób potrzebuje pomocy?
Najemnik podjął ten pojedynek na spojrzenia, kontakt z nią był i tak znacznie lepszy niż z całą resztą tutejszego społeczeństwa.
- Ja i jeszcze jeden mężczyzna. On jest w nieco gorszym stanie, ale to co mogliśmy to zrobiliśmy. Moi znajomi spróbują dotrzeć do dyrektora, mam nadzieję, że sobie wzajemnie pomożemy - tym razem już nie uśmiechnął, skoro miało być tak, to niech będzie.
Lekarka podała mu dłoń i uścisnęła.
- Jestem dr Angela Harper. Proszę za mną. Pańskim kolegą zajmiemy się później.

Nie było powodu odmawiać. Poprowadziła go przez zatłoczony korytarz i znacznie bardziej puste schody na piętro, gdzie minęli znudzonego dość strażnika. Spojrzenie tego mężczyzny spoczęło na kobiecie na dłużej, O'Hara dostrzegł błysk w czarnych oczach. Wątpliwe było, żeby Angela miała tu łatwe życie. Mimo tego wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na jotę. Doprowadziła go do jakiś drzwi i przesunęła kartą magnetyczną, otwierając je. Weszli do środka. Mimo tłoku w szpitalu, z aparatury do prześwietleń najwyraźniej wcale nikt obecnie nie korzystał. Może przeznaczona została wyłącznie dla tych, których na to stać? Lekarka zamknęła drzwi i oparła się o nie, wskazując najemnikowi leżankę.
- Proszę się rozebrać do pasa, jeśli obrażenia dotyczą też nóg, choć nie zauważyłam by miał pan z nimi problemy, to proszę pozostać w samej bieliźnie.
Nacisnęła jakiś przycisk przy drzwiach a potem podeszła do aparatury. Sprawiała wrażenie spiętej. Nagle spojrzała na mężczyznę.
- Co tu tak naprawdę robicie? Słyszałam trochę plotek... - uniosła szybko dłonie w górę, przełykając ślinę - ...nikomu nie powiem, bez obaw. Ze względu na naturę pomieszczenia nie ma tu żadnego monitoringu. Strażnik zainteresuje się dopiero jak będziemy tu zbyt długo. Mówiłeś, że możemy sobie pomóc. Ja trochę wiem i sporo widziałam. A wy musicie mieć możliwość opuszczenia tego miejsca... - zakończyła, a na jej twarzy nie było już zaciętości, a raczej strach i nadzieja.


Jeanne, Fox

Jeanne wypowiedziała magiczne słowo. Może trochę trudne, bo powszechny analfabetyzm Somalii mocno ograniczał możliwości. Recepcjonistka zareagowała oczywiście z opóźnieniem, gdy pierwsze słowa po angielsku zdążyły już przebrzmieć. Tłumacz jednakże wyrzucał z siebie tutejsze szczeknięcia, naśladując przy tym intonację biochemiczki. Mogło się zdarzyć, że upraszczał też ogólny sens, bowiem murzynka spojrzała nagle na urządzenie, a potem na przemawiającą do niej kobietę. Odpowiedziała.
- Co masz na myśli? - odezwał się tłumacz. - Ja tu tylko pracuję.
- To, że chcę jak najszybciej spotkać się z dyrektorem tej placówki. -
Odparła spokojnie patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Przecież mówiłam, że to niemożliwe. Dyrektor nie przebywa w naszym szpitalu. Ktoś mógłby do niego zadzwonić, ale wątpię, że przyjedzie - recepcjonistka mówiła szybko, przekładając jakieś papiery.
- To proszę mnie skierować do kogoś kompetentnego, kto oprowadzi mnie po placówce, odpowie na pytania i będzie władny podjąć decyzje.

Kobieta znów uniosła wzrok, obrzucając Jeanne nieprzyjemnym spojrzeniem. Otwierała już usta, aby dodać coś nieprzyjemnego, gdy obok niej pojawił się mężczyzna jakże innych od wszystkich tubylców, jakich Jeanne miała możliwość oglądać do tej pory. Uśmiechnął się czarująco, poprawiając okulary i klepiąc recepcjonistkę po ramieniu.
- Myślę, że mógłbym przyjąć tę panią, Nadifa. - powiedział po somalijsku, a potem dodał już po angielsku. - Słyszałem, że używa pani tego języka, to bardzo dobrze się składa. Jestem Damir, tak się składa, że słyszałem ostatnią część rozmowy i mogę reprezentować dyrektora.
Podał jej rękę, po europejsku, a akcent również miał całkiem dobry, chociaż zdecydowanie bardziej europejski niż amerykański.
- Przejdziemy do mojego gabinetu? Obawiam się, że tutaj wśród tego gwaru wiele nie porozmawiamy.
Zachowywał się zupełnie porządnie, skrzywił się nieznacznie i zmrużył oczy tylko, gdy Fox poruszył się nagle.
- Ach, ochrona. Mogłem się domyślić. Proszę, proszę.

Nie wydawał się przejęty tym, że zobaczył broń. Idąc tuż obok biochemiczki, prowadził ich przez korytarz. Najemnik zdał sobie sprawę, że większość ludzi bardzo szybko i sprawnie usuwa mu się z drogi. A on się uśmiechał i mówił, wyłącznie do kobiety. Ravera ignorował.
- Mamy pełne wyposażenie szpitala, prawie jak u was, na północy i zachodzie. Tutaj tego nie widać, ale świadczymy usługi nawet najuboższym. Część urządzeń trzymamy oczywiście w zamknięciu lub w zupełnie innym miejscu. Mówiła pani, że z jakiej jest firmy?
Jego oczy błysnęły, a spojrzenie wydawało się bardzo przenikliwe. Otworzył jedne z drzwi i przepuścił Jeanne. Weszli do niewielkiego przedsionka, gdzie znajdował się tylko stolik, dwa krzesła, szafka i dwóch grających w karty murzynów. Gdy cała trójka weszła, unieśli głowy. Fox bez trudu odszukał wzrokiem broń. Obaj mieli pistolety, ale dostrzegł także ustawiony w rogu pistolet maszynowy. Ochrona. Damir nawet nie zwolnił, szybko otwierając drugie, obite skórą drzwi i gestem zapraszając Øksendal do środka. Gabinet, który widziała zaglądając przez ramię mężczyzny, wyglądał drogo. Prócz biurka czy wygodnej kanapy ustawiony był tam chociażby barek.
- Zapraszam. Pieski mogą pozostać tutaj. - jego białe i równe zęby błysnęły w uśmiechu, gdy przez chwilę patrzył na Foxa. - Swoim honorem ręczę za bezpieczeństwo tej pani w moim gabinecie - dodał z wyraźną nutką szyderstwa pod adresem najemnika.


Wig

Niewiele się działo na zewnątrz. Ludzie wchodzili i wychodzili. Raz przyjechał także jeep z wymalowanym krzyżem, z którego biegiem wyniesiono faceta na noszach. Głównie jednak przybywali tu piesi, niektórzy nawet ledwo się poruszając. Wig mógł tylko na to patrzeć, czekając na powrót lub jakąś informację od reszty grupy. Blue natomiast ponownie włączyła swój komputer, a jej ręce poruszały się w powietrzu jak w transie. Nie odzywała się w ogóle, zupełnie pochłonięta swoim własnym światem wirtualnym. Peter musiał przyznać, że takich jak ona, kobiet-hakerek wiele nie było. Na dodatek przecież jej uroda, teraz lekko zaniedbana przez okoliczności i miejsce pobytu, przebijała zdecydowaną większość kobiet na całym świecie.
Nagle jej mina stężała. Zmarszczyła brwi i jeszcze szybciej poruszyła rękami, zagłębiając się głębiej, okno po oknie. Przestała równie gwałtownie, kierując wzrok na najemnika.
- Ożyła ich sieć, wysyła i odbiera paczki danych. Szyfrowanie kluczem 128-bitowym, nie da się złamać w krótkim czasie, o ile w ogóle. Próbowałam dotknąć sieci bezpośrednio, ale mnie odrzuca. Teraz otwarta na świat jest podatna, nie wiem jednak czy mam odpowiednio dużo czasu. Dziwna sprawa jak na szpital.
Nie odwróciła wzroku, czekając najwyraźniej na zdanie Wiga. Lub zgodę na przypuszczenie szturmu, choć ten prawdopodobnie mógł być wykryty.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 18-07-2013 o 22:36.
Sekal jest offline  
Stary 24-07-2013, 07:51   #85
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zniknęli w budynku szpitala. Cała czwórka. Skromnym zdaniem Wiga zabranie do środka Jeanne było proszeniem się o kłopoty, ale nie on dowodził. na szczęście. Pozycja konstruktywnego krytyka zdecydowanie mu odpowiadała. Musiał czymś się zając, by nie myśleć o bólu zatem obserwował otoczenie. Problem w tym, że niewiele się działo. jakaś karetka, jakiś człowiek na noszach i cała masa spieszonych chorych. Rozwarstwienie społeczeństwa było widoczne na pierwszy rzut oka. Nieliczni zamożni i cała masa biedoty.
I po co było zrzucać jarzmo kolonializmu? Na co im to było? Teraz nie mają ani sprawnego państwa, ani wolności.
Przeniósł wzrok na Blue. Przynajmniej było na kim oko zawiesić i jej widok znacznie bardziej nadawał się do uśmierzania bólu, niż tłum chorych czarnuchów. Wig nie był aż takim rasistą, by było odwrotnie.
Dziewczyna trochę ubrudzona, trochę potargana wyglądała bardziej uroczo, niż gdyby była odpicowana jak z żurnala mód. Wyczyniała swoimi rękoma czary mary w powietrzu usiłując się czegoś dowiedzieć. Współczesna technika wymuszała takie zachowanie, ale Wig nie mógł się do tego przyzwyczaić. Dziwaczne machanie kończynami w powietrzu nieodmiennie go rozbawiało. Szkoda że była zajęta. Może dałaby się namówić na odpalenie jakiejś starej dobrej gierki. W co on grał w gimnazjum … a tak “Diablo 6”. Urocza gra. Trzeba było zostać wirtualnym wojownikiem. Uniknąłby tego całego syfu. Za późno jednak już było na zmarnowanie sobie życia.
- Co oni tak długo tam robią? - mruknął do siebie.
Peter czuł się nieswojo od dłuższego czasu i to nie tyle ze względu na obrażenia, co ze względu na brak informacji od reszty drużyny. Weszli do szpitala i nie wiadomo co tam robili. Wig czuł przez skórę, że napytali sobie biedy, a gdy Blue powiedziała mu o zwiększonej aktywności lokalnej sieci był już pewien, że wpadli w jakieś kłopoty, albo zaraz wpadną. Poprawił się w miejscu i sięgnął po plecak by mieć wszystko pod ręką.
- Postaraj się dowiedzieć co się tam dzieje. Dyskretnie jeśli można prosić. - stwierdził - To nie jest dobre miejsce do obrony. - dodał tytułem wyjaśnienia.
Pozostawało ufać w umiejętności Blue, albo celność własnego oka.
Zahe przez dłuższą chwilę siedziała cicho, jedynie jej ręce poruszały się ze straszną szybkością i precyzją. Wig nawet nie wiedział co widzi na ekranach. W końcu jednak kobieta wydała z siebie sfrustrowane westchnięcie.
- Nie da rady. Przesyłają małymi pakietami. Mogłabym się wbić na siłę, albo nie wbijać w ogóle. Po ostatnich wydarzeniach na to pierwsze mnie nie namówisz, Peter.
- Może jednak? -
Wig spytał lekko się uśmiechając - W końcu Ty wyszłaś cało. Wygląda na to, że to ja więcej ryzykuję. Po za tym ciekaw jestem, czy potrafię Cię na coś skusić. - najwyraźniej najemnik czuł się już lepiej po chwili odpoczynku i wspominek.
Poprawił komunikator w uchu, bo coś usłyszał. Coś co brzmiało jak kłopoty.

Po jakimś czasie ze szpitala, ku uldze Petera, wyszedł Irishman i polecił mu iść do kobiety na schodach i nie mówić za dużo. Tak jakby Wig był jakimś cholernym plotkarzem. Kane miał zastąpić go w pilnowaniu Blue i Ghediego. Czarnego ćpuna chętnie mu oddał, ale z hakerką pożegnał się z niejakim żalem.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 24-07-2013 o 07:57. Powód: Doczytałem info od Widza.
Tom Atos jest offline  
Stary 25-07-2013, 19:58   #86
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Zaskoczyła go początkowa agresja lekarki, podobnie jak zaskoczyły go jej następne słowa i działania. Nie było mowy o pełnym rozumieniu jakiejkolwiek kobiety, ta tutaj należała zdaje się do kategorii najtrudniejszej. Irlandczyk początkowo zwalał to na warunki w jakich przyszło jej pracować i żyć, gdy jednak zamknęła za nimi drzwi do sali z rentgenem, zamrugał zdziwiony. To nie tylko to. Sprawa nagle się skomplikowana. Mieli wyłącznie zrobić sobie prześwietlenie i sprawdzić pojemniki, a tu nagle kusiły nowe możliwości. O'Hara starym był wygą, widział już wiele, zbyt wiele, by teraz nie włączył mu się alarmowy brzęczyk w głębi mózgu. Piękna kobieta szukająca ratunku? To tylko w bajkach. Powoli rozbierał się, nie chcąc nadwyrężać swojego ciała. I dając sobie więcej czasu na zastanowienie.
- Nogi mam raczej całe - nie uśmiechało mu się rozbieranie do bielizny w obecnej sytuacji, a problemów z chodzeniem nie miał. - Od jak dawna pani tu pracuje?

Mimo, że zmienił nieco temat, wyraz twarzy lekarki się nie zmienił. Nadal grzebała coś w urządzeniu, otwierając je i wsuwając jakiś wkład.
- Od kilku miesięcy. Nie, nie opowiem teraz swojej historii. Nie mamy na to czasu. Jak się rozbierzesz, proszę stanąć tutaj - wskazała miejsce przed maszyną w której grzebała. - Czy w klatce piersiowej są jakieś metalowe elementy, elektronika?
Zdjął podkoszulek, odsłaniając swój tors przed kobietą już drugi raz tego dnia. Zaczynało mu to wchodzić w nawyk. Pewnym krokiem podszedł do urządzenia.
- W klatce piersiowej nic. W ramionach i głowie - ustawił się odpowiednio, starając się nie tracić lekarki z oczu. - Angela. Chcesz naszej pomocy, daj coś w zamian. Będziemy tu jeszcze może przez kilka dni. I nie, nie powiem czego tu szukamy. Masz mnie za idiotę? Mamy już jednego przewodnika po okolicy. Taki godny zaufania, że ja cię nie pierdolę. Chcesz się stąd wyrwać? To musisz być po naszej stronie i to udowodnić.
Postanowił wyłuszczyć sprawę od razu, tak bezpośrednio jak się dało. Obserwował jej reakcję.

Zamarła na chwilę, a potem powoli, z namysłem, kiwnęła potakująco głową.
- Dobrze. Rozumiem o co ci chodzi. Nigdy wcześniej... nawet nie miałam takiej okazji. Normalnie nie pozwalają mi nawet z nikim rozmawiać, z nikim takim jak wy - poprawiła się szybko, a głos jej delikatnie drżał. - Wczoraj przywieźli tu kogoś. Białego mężczyznę. Umieścili go w izolatce, na dole. Niewiele o nim wiem, przeprowadzali jednak jakieś badania. Trzymają przywiązanego do łóżka. Doszły mnie słuchy, że nie jest to normalny człowiek. Mogę się o tym dowiedzieć więcej. Nie opuszczam na długo tego miejsca, nie wiem co mogłabym zrobić jeszcze. Stój spokojnie i zamknij na chwilę oczy.
Zgasiła światło i podeszła do wyzwalacza, wciskając przycisk, gdy tylko Kane spełnił jej prośbę. Urządzenie cicho oznajmiło wykonanie zdjęcia.

Irlandczyk otworzył oczy od razu po usłyszeniu dźwięku. W tym kraju nie ufał już nikomu, kolor skóry tego obecnie nie zmieniał. To co usłyszał, zaciekawiło go w wystarczającym stopniu, by podjąć szybką decyzję. Mówił ubierając się.
- Niech tak będzie. Zostawię ci numer. Nie dzwoń, pisz. I dopiero, gdy dowiesz się czegoś przydatnego. Wtedy umówimy spotkanie lub rozmowę. Jeśli nie masz swojego holofonu, wymyśl coś bezpiecznego. Jeśli uznam, że to wystarczy, opowiesz nam swoją historię i może załatwimy ci wywózkę. Mogę teraz przysłać kumpla?
Ostatnie słowa wypowiadał już wciągając bluzę na kamizelkę kuloodporną i dopinając pas z bronią. Angela potaknęła. Przyjęła ponownie agresywno-profesjonalny wyraz twarzy.
- Tak, przyślij go. Będę na niego czekała na dole przy schodach.
Kane zatrzymał się przed nią i zanim zdążyła zaprotestować, wyjął z jej kieszeni długopis. Napisał numer na swojej dłoni i pokazał jej.
- Zapamiętaj - odczekał kilka chwil, a gdy potwierdziła, zmazał. - Nie zapisuj go nigdzie. Jeśli jest jak mówisz, to jedyna twoja szansa, więc raczej nie zapomnisz.
Bez dalszych słów czy gestów opuścił pomieszczenie z rentgenem.

***

W vanie wszystko było tak, jak to zostawił. Hakerka ciągle buszowała w sieci, Ghedi siedział naburmuszony, a Wig cholera wie jaki. Angole to zawsze straszne sztywniaki, nawet podczas opowiadania dowcipów.
- Idź do środka i później w kierunku schodów na górę. Będzie tam czekała biała lekarka, która zrobi ci prześwietlenie. Nie gadaj za dużo.
Poklepał go po zdrowym barku, dając tym znać, że szczegóły później i sam wsiadł do wozu. Obecność przewodnika trochę mu przeszkadzała, tyle, że nie widział innego wyjścia.
- Blue. Shade mówiła, że widziałaś na zdobycznych holofonach jakieś zdjęcia. Pokaż mi je.
Kobieta skinęła głową i kilkoma szybkimi ruchami wyświetliła na holograficznym ekranie całą galerię, prawie tuż przed nosem najemnika. Sama wydawała się za wszelką cenę nie chcieć patrzeć.
Najemnik oglądał je bez większego pośpiechu, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. To na czym wymalowany był znak Umbrelli wyglądało solidnie, nie wierzył, że mieli szansę się tamtędy dostać, gdy nie udało się to całej zgrai muzułmanów. Nawet w takim Mogadiszu istnieli hakerzy i spece od elektroniki, o specach od wybuchów nie wspominając. Nie zatrzymał się na tym długo, przeglądając dalej, gdy odezwała się Jeanne, informując o załatwienie im laboratorium.
Łatwo poszło. Teraz tylko wydymać tutejszych i nie zostawić po sobie żadnych śladów. O'Hara był pewien, że bardzo chcieliby wiedzieć, co takiego biali przytargali ze sobą.
 
Widz jest offline  
Stary 25-07-2013, 21:10   #87
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Nareszcie jakaś cywilizacja. Pomyślała Jeanne na widok eleganckiego mężczyzny. Uśmiechnęła się odwzajemniając uścisk dłoni na powitanie.
- Jeanne Øksendal. - Ruszyła za nieznajomym. Raver też z nimi poszedł.
- Nie, nie mówiłam panie Damir dla kogo pracuje. - Ona również pokazała rząd równych, białych i zadbanych zębów gdy mężczyzna puszczał ją w drzwiach.
- Czy mój towarzysz mógłby liczyć na coś do picia?? - Zapytała się czarnoskórego mężczyzny gdy stanęli przed jego gabinetem. I nie czekając na odpowiedź zwróciła się do Ravera. - Czego się napijesz Felix?? Poinformuj O'Harę gdzie jesteśmy.
Damir skrzywił się delikatnie, gdy zapytała Foxa, choć przykrył to szybko uśmiechem.
- Oczywiście. Dziwi mnie troszkę pani podejście do ochroniarzy, nie można być zbyt miłym. Rozleniwią się.
Mrugnął do niej, gestem dając znać jednemu ze swoich ludzi.
- Dajcie mu coś do picia.
- Dziękuję, ale nie jestem spragniony - odpowiedział, nietypowo grzecznie, Fox. - Natomiast jeżeli Pani życzy sobie porozmawiać z zastępcą dyrektora w cztery oczy, to oczywiście poczekam na zewnątrz. Przekażę stosowne informacje O'Harze. - Wszystko zostało wypowiedziane poważnym tonem, bez cienia drwiny, jak na pieska przystało... a przynajmniej tak pewnie odbierał to ktoś, kto nie wiedział, jak wyglądają ich typowe rozmowy.

Jeanne wzruszyła lekko ramionami słysząc wypowiedź Ravera. Chciała być zwyczajnie miła. Dobrze zdawała sobie sprawę, że o ile jej zostanie zaproponowane coś do picia, o tyle najemnikowi nikt nic by nie zaoferował. Ale widocznie nie był spragniony, jego sprawa.
- Może tutaj panie Damir. Może tutaj. - Zwróciła się do swojego rozmówcy.
Wprowadził ją do swojego gabinetu, wskazując z uśmiechem na sofę. Zamknął za nimi drzwi.
- Damir, bardzo proszę. Nie jest pani moją pracownicą, by tak oficjalnie... - podszedł do barku. - Coś mocniejszego?
Jego oczy zatrzymały się na niej, spojrzenie niemal wwiercało się, jakby chciał zajrzeć jednocześnie do jej duszy i poprzez ubranie. Ale patrzył w oczy.
- Jaki powód odwiedzin naszego... nie ukrywajmy tego, niezbyt pięknego obecnie kraju?
- Kawa w zupełności wystarczy. Czarna. - Usiadła na sofie. Starała się nie reagować na jego natarczywe spojrzenie. - Interesy panie Damir. A interesy rządzą się pewnymi prawami, prawda?
- Kawa? - to go trochę zbiło z tropu, ale jedynie na moment. - Niestety brak mi tu znanych z tak zwanych, bardziej cywilizowanych krajów, asystentek, by spożywać świeżo zmieloną kawę.
Wyjął szklankę i nalał do niej czegoś czarnego i gęstego, stawiając na stoliku przed Jeanne. Sam usiadł na fotelu naprzeciwko. Trunek pachniał kawą, ale był zimny i gęściejszy, jak likier.
- Oczywiście, że się rządzą. Pani pragnie czegoś ode mnie, więc pozwolę sobie zadać pytanie. Nie, nie o jakie interesy, to przecież pani sprawa. Raczej: w czym mógłbym pomóc?
Ton jego głosu był miły, spokojny i opanowany. Akcent i sposób mówienia także sugerował, że musiał posługiwać się językiem angielskim od dawna.
Pani biolog podziękował za poczęstunek. W smaku było jak likier kawowy, z niewielką domieszką alkoholu, raczej gorzki.
- Ten tu przybytek świadczy usługi w zakresie medycyny. Zapłacimy oczywiście za to. Tylko proszę mi nie mówić, że mam zejść na dół i poczekać w kolejce. Jesteśmy zainteresowani również wynajęciem sprzętu jakim dysponuje ta placówka.
- Nie wyglądają państwo na zwykłych pacjentów, ma się rozumieć - Damir uśmiechnął się, w swoim mniemaniu czarująco. Jak widziała go kobieta, tego mógł jeszcze nie wiedzieć. - Mamy kilku zdolnych medyków. Natomiast co do urządzeń... nie wszystkie są tutaj, a niektórych nie mamy w ogóle. Musiałbym więc poznać dokładną listę potrzeb.
- O medyków proszę się nie martwić. Nie potrzebuję ich. Sama się tym zajmę. Potrzebuję na razie aparatury rentgenowskiej. Co później, to się okaże po tym prostym badaniu. - Odparła przyglądając się mężczyźnie. Przeszło ją dziwne, niepokojące uczucie. Wzdrygnęła się. Ale obiecała sobie zachować się chłodno i profesjonalnie. Bez względu na to jakim spojrzeniem obdarzyć mógł ją jej rozmówca. Jeanne zdawała sobie doskonalę sprawę z tego jak ów mężczyzna na nią patrzy. Nie do tego była przyzwyczajona. I nie tego oczekiwała po partnerze w rozmowach. - Drugą sprawą jest laboratorium. Je też chcę wynająć. - Walnęła prosto z mostu pani biolog, przestając na chwilę rozmyślać o spojrzeniach posyłanych jej przez rozmówcę.
Mężczyzna rozłożył dłonie, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Ależ oczywiście. Nie żąda pani czegoś niezwykle skomplikowanego. Rentgen to żaden problem, chociaż przyznam się szczerze, że nie posiadamy najnowszego typu urządzenia. A laboratorium... tu już będziemy bardziej omówić, bo różne rzeczy można badać, prawda?
Łatwo było zauważyć, że temat ten lekko go poruszył, jak gdyby właśnie to pragnął usłyszeć. Wstał nagle, dwoma szybkimi krokami podchodząc do barku i nalewając sobie do szklanki brązowawego płynu.
- Jest oczywiście całkowicie bezpieczne. Zwykle jednakże staramy się nie badać tutaj niebezpiecznych próbek. Czy stanowić będą zagrożenie? Chemiczne, biologiczne?
- Jeżeli na początku XX wieku mogli wykonywać takie zdjęcia, to wasza aparatura nie powinna być gorsza. - Odparła spokojnie pani biolog. Po czym nastąpiła krótka przerwa, w trakcie której kobieta układał sobie coś w myślach, patrząc gdzieś przez okno gabinetu. - Pani Damir, ja chcę wynająć laboratorium bez ludzi. Czy substancja jest niebezpieczna?? Być może, a być może nie. Proszę podać waszą cenę.
- Ah, droga pani Jeanne - przez chwilę stukał palcem w szklankę, milcząc. Upił spory łyk. - To ogromna różnica, czy substancja jest niebezpieczna. Sama pani powinna o tym wiedzieć. Wyjaśnijmy sobie te najprostsze sprawy, bowiem nie chciałbym wyjść na ignoranta.
Wrócił na swoje miejsce, siadając i nachylając się. Patrzył teraz prosto w jej oczy.
- Bez oznaczeń. Bez munduru. Bez podania firmy - wyliczał. - Zapewne również bez monitoringu, bowiem nasze laboratorium ma pełen, wraz z rejestracją wyników. Może lepiej pani powie, co może zaoferować, pani Øksendal. Bo przecież nie mówię, że to niemożliwe.
Wyprostował i znów uśmiechnął, unosząc szklankę w toaście.
- Widzę, że taka sytuacja to nie nowość dla pana. - Odparła pani Øksendal. - Trochę dziwny sposób prowadzenia negocjacji, - Wzruszyła ramionami obracając w dłoni szklankę z likierem. - ale co kraj to obyczaj. Tego typu placówki mają olbrzymie potrzeby i małe budżety. - Spojrzał nagle w oczy mężczyźnie. - Znam ludzi wydających miesięcznie więcej na swoje zachcianki niż wynosi pański roczny budżet. Czasem kupią nową kolię czy konia żonie, a czasem przeznaczą tę sunę na organizacje dobroczynne. Cóż więcej mogę panu zaoferować?? - Uśmiechnęła się do niego. - Po za gotówką teraz i wsparciem w przyszłości. - Uśmiech nagle znikł z jej twarzy. Zastąpił go wyraz całkowitego skupienia i chłodnej kalkulacji. - Musze tylko poznać pańskie potrzeby.
Zaśmiał się krótko, z lekkim zdaje się niedowierzaniem spoglądając w jej oczy.
- Pani naprawdę uważa, że tutaj to wszystko działa tak jak w pani kraju? Nie, proszę mi wierzyć. Wydatki to sprawa oczywista, w Somalii pieniędzmi nie można wszystkiego załatwić. Zwłaszcza, gdy się jest tylko kobietą, o ile będąc nią nie próbuje się wykorzystać swoich niewątpliwych wdzięków w żaden sposób.
Rozłożył dłonie w przepraszającym geście, jakby mówiąc "proszę wybaczyć, ale taka jest prawda".
- Oczywiście nie ma pani wielkich wymagań, więc wystarczy oferta pieniężna, lub jeszcze lepiej technologiczna albo związana z wiedzą, która mogłaby nam się przydać. Nie jestem dyrektorem tej placówki, swoją drogą. Pełnię tylko rolę... reprezentanta.
- Technologie albo wiedza?? Słucham dalej. - Zignorowała dalszą część jego wypowiedzi, która zresztą bardzo, ale to bardzo jej się nie spodobała. Niestety osobiste antypatie trzeba było zostawić za sobą. Przynajmniej na razie. - Człowiek uczy się całe życie, nawet jeżeli jest tylko kobietą.
Nagle machnął ręką, upijając większy łyk.
- Nie będę pani zamęczał, pani Jeanne. To o co pani prosi nie jest przecież tyle warte, prawda? Tysiąc waszych eurodolarów starczy. Żadnych kamer i rejestrów. Tylko niestety, tam nie można wnosić broni. Zapewniamy pełne bezpieczeństwo, pieski będą mogły zostać tutaj, na górze.
- Niech będzie. - Podniosła się odstawiając niedopity alkohol. - Kiedy możemy zacząć??
- Choćby i zaraz - klasnął w dłonie, wyraźnie zadowolony. - Każę przygotować laboratorium. Mogę nawet przydzielić kogoś do pomocy. Większość etykiet jest w tutejszym lub arabskim języku. Pracuje u nas taka jedna. Amerykanka. Łatwo się dogadacie.
Damir wstał, podając dłoń, choć raczej do pomocy we wstawaniu, niż na przypieczętowanie umowy.
Przyjęła pomoc.
- Nie potrzebuję pomocnika. Poradzę sobie i z językiem. Najpierw jednak sprawa udostępniana aparatury rentgenowskiej. My na Zachodzie dbamy o podwładnych i nie wymieniamy ich gdy się uszkodzą.
- Tutaj łatwiej i taniej jest wymienić - zaśmiał się, otwierając drzwi do gabinetu. - Proszę poczekać przy recepcji, za chwilę kogoś do państwa poślę.
Uruchomił holofon i zaczął coś mówić w tutejszym zdaje się języku.
- Fakturę dostanę po badaniu? Prawda? - Stanęła w drzwiach odwracając się do Damira. - W recepcji czy mam tutaj kogoś wysłać??
Spojrzał na nią, nie przerywając rozmowy, a potem pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem, machając ręką w kierunku recepcji.
Wzruszyła ramionami.
Jeanne wyszła z gabinetu czarnoskórego mężczyzny.
Kiwnęła głową by najemnik poszedł za nią.
Gdy już się zrównali odezwała się do niego.
- Idziemy do recepcji. - Przystanęła na chwilę. - Możesz zawiadomić swojego szefa, że będziemy tam na niego i Wingfelda czekali. Najpierw prześwietlenia, później sprawa laboratorium. Możesz mu wspomnieć, że zawarłam umowę z panem Damirem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 25-07-2013, 22:14   #88
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Szpital był jak drugi dom. Jego zapachy i odgłosy były kojące. Zwłaszcza te miejsca, gdzie nie było zbyt wielu pacjentów, sterylne pomieszczenia izolatek i cicho pikające urządzenia, podtrzymujące życie. Długie godziny odmierzane miganiem kolorowych diod. Przypomniała jej się mała dziewczynka, rozwiązująca domowe zadanie przy niewielkim stoliku w gabinecie pielęgniarek, czy śpiąca na wąskim łóżku w pokoju stażystów. Morgan brał dodatkowe nocne dyżury by zarobić na ich utrzymanie, a opiekunka do dziecka była kosztowna. Poza tym szpital był zdecydowanie bezpieczniejszy, niż wynajmowane mieszkanie na Bronxie. Choć może niekoniecznie dobrze oddziaływał na psychikę dziecka.

Shade nie niepokojona przez nikogo obejrzała piętro, a potem dzięki kombinezonowi ominęła system monitoringu i zeszła do piwnicy. Nie odzywała się przysłuchując tylko rozmowom pozostałych towarzyszy. Informacje Foxa o zamknięciu Jeanne w szczelnym pomieszczeniu były nieco niepokojące, nie na tyle jednak by odwołać ją na górę. Najpierw postanowiła sprawdzić pomieszczenie z którego dochodziły odgłosy ludzkiej obecności. Ostrożnie i wolno przesuwając się wzdłuż ściany ruszyła w tamtym kierunku.

Drzwi były typowo szpitalne, bez szprosów z pionowym przeszklenie, przez które bez problemu można było zajrzeć do środka. To był jakiś składzik na leki, a w środku znajdował się mężczyzna za którym weszła przez zabezpieczone drzwi. W takim razie prawdopodobnie poza pacjentem w izolatce nie było tu nikogo więcej.
Valerie pomyślała czy warto próbować przejść gdzieś dalej ryzykując wykrycie przez monitoring. To miejsce nie było ich celem i w zasadzie nie potrzebowali kłopotów, a wchodzenie dalej bez wykluczenia podglądu oznaczało kłopoty:
- Blue jesteś w stanie podpiąć się do ich monitoringu? - zwróciła się cichym głosem do specjalistki od spraw technicznych.
- Nie, to stara sieć. Nie jestem w stanie dotrzeć nigdzie jeśli się nie podepnę do kabla. - Padła szybka odpowiedź hakerki.
- Te urządzenia które załatwiłam do kopalni mogłyby się nadać? - Spytała najemniczka - Myślisz, że w ogóle warto zawracać sobie głowę podpinaniem się do ich systemu?
- Dla mnie to nie ma zupełnie czego tu szukać. - Shade usłyszała prosty komentarz Blue, który w zasadzie pokrywał się z jej dotychczasowymi komentarzami. Choć biały człowiek przypięty pasami w izolatce, w somalijskim szpitalu był interesującym zjawiskiem. Może spróbuje czegoś się o nim dowiedzieć, ale dopiero wtedy, kiedy załatwią sprawę analizy zawartości arabskich butli.
- Ok, na razie sobie odpuszczamy. Poczekam tu na dole na wyniki negocjacji Jeanne.

Okazało się, że nie musiała długo czekać. Fox poinformował ich o wyniku negocjacji pani doktor. Shade uśmiechnęła się do siebie pani Øksendal zaczynała ujawniać swoje talenty.
Wysłuchała rozmowy reszty towarzyszy i powiedziała o swych planach Kane'owi i Jeanne. Sytuacja mogła rozwijać się w różny sposób. Już mieli się okazję przekonać, że w tym kraju nikomu nie można było ufać. Wolała mieć na oku specjalistki, tak by nikt z tubylców nie miał o tym pojęcia. Niewidzialna, ukryta za magią ultranowoczesnej technologi była jak koń trojański czy jak to się tam nazywało...
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 26-07-2013 o 18:17.
Eleanor jest offline  
Stary 26-07-2013, 02:11   #89
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Damir nie był typem człowieka, który wzbudzał u Ravera zaufanie, ale ten błysk w oczach i szybka reakcja na propozycję Øksendal dawały nadzieję na to, że będzie łasy na zachodnią kasę, a wtedy negocjacje zawsze są łatwiejsze. Zakładając oczywiście, że autentycznie miał zamiar negocjować i nie planował czegoś grubszego na boku.

Fox wyszedł przed drzwi, przez które przed chwilą wkroczył do przedsionka, po czym przemówił do komunikatora:
- Jeanne weszła do gabinetu niejakiego Damira, reprezentującego dyrektora szpitala. "Ważniak". Wstępnie wspominała o kasie, bez szczegółów. Jestem na zewnątrz, nie wiem jak to dalej się rozwinie.
- Daj znać jeśli coś będzie nie tak - usłyszeli w odpowiedzi głos Shade - Znalazłam laboratorium w piwnicach i coś jeszcze... - Popatrzyła na leżącego w izolatce faceta - Jakiegoś delikwenta o białej skórze, przypiętego pasami do łóżka. Raczej nie dostanę się do środka bez karty magnetycznej.
Kane wysłał jedynie sygnał potwierdzenia, nie odpowiadając słownie.
- Ze strony Jeanne nic nie słychać. Pewnie gabinet ważniaka jest zabezpieczony - stwierdził Felix. - Sugeruję zainteresować się rozmieszczeniem strażników w budynku, tak na wszelki wypadek. Przed gabinetem jest dwóch. Nie wiem, czy znają angielski, ale w ich obecności będę posługiwał się kodami.
- Blue namierzyła wzmożoną aktywność ich sieci wewnętrznej. Wymieniają dane z otoczeniem. - rozległ się w komunikatorze głos Wiga.

Foxowi ani trochę nie podobały się informacje uzyskane od Shade i Wiga. Zwłaszcza ten fragment o aktywności w sieci mógł być niepokojący. W tym momencie najemnik zdał sobie sprawę z tego, że w zasadzie nie mieli czasu, by sprawdzić, kto tak naprawdę kontroluje tę placówkę. W sumie nie wiedzieli nawet, kto jest jej dyrektorem. Znaleźli się tu przypadkiem, ze względu na konieczność szybkiej reakcji, ale przecież jedyne informacje o szpitalu, które uzyskali, pochodziły od komunistów, a to mówiło samo za siebie.

Raver wrócił z powrotem do przedsionka i stanął w pobliżu drzwi. Mijały kolejne chwile, ale biolożka najwyraźniej wsiąkła w rozmowę na dłużej. Jako iż w tym momencie i tak nie mógł za bardzo się stąd ruszyć, Fox postanowił zainteresować się towarzyszącymi mu ochroniarzami. Wciąż nie wiedział, jak u nich z angielskim, a w tym momencie akurat nie miał tłumacza... Westchnął ciężko, po czym zwrócił się do grających w karty:
- Coś długo im to schodzi. U szefa tak zawsze?
Obaj podnieśli wzrok od kart, jeden rzucił kilka brzmiących agresywnie słów w lokalnym języku. Machnął ręką, jakby dając znać, by lepiej się nie odzywał jeśli nie umie powiedzieć nic zrozumiałego. No cóż, to przynajmniej wyjaśniało kwestię znajomości języka.

Jeanne w końcu wyszła z gabinetu czarnoskórego mężczyzny. Kiwnęła głową, by najemnik poszedł za nią. Gdy już się zrównali, odezwała się do niego:
- Idziemy do recepcji. - Przystanęła na chwilę. - Możesz zawiadomić swojego szefa, że będziemy tam na niego i Wigfelda czekali. Najpierw prześwietlenia, później sprawa laboratorium. Możesz mu wspomnieć, że zawarłam umowę z panem Damirem.
Fox nie zwlekał z komunikatem.
- Spotkanie przy recepcji. Wszystko umówione z Damirem.
Następnie, bez zbędnych wstępów, spytał się o to, o co musiał się spytać...
- Zatem co nas to będzie kosztowało?
- Chciałeś powiedzieć ile. Tysiąc eurodolarów. To chyba nie jest wygórowana cena. Wszystko omówię z twoim szefem, gdy tylko raczy zjawić się w umówionym miejscu.- Odparła nieco zmęczonym głosem.
- Nie jest - zgodził się Raver. - Wygląda to na dobrze wykonaną robotę, ale pogratuluję Ci dopiero wtedy, gdy będzie po wszystkim. - Twarz najemnika wyrażała coś pomiędzy podejrzliwością a zdziwieniem. - Tubylcy nie wzbudzają zaufania. Rozumiesz.
Pokiwała tylko głową na znak, że rozumie. Chociaż nie, nie rozumiała. Ale nie było co roztrząsać tego problemu.

- Nie potrzebuję się ruszać z vana, żeby was słyszeć - głos Irlandczyka zabrzmiał w komunikatorze. - Wig poszedł na rentgen. To już załatwiłem. Wozu pustego nie zostawię. Jeśli mamy szanse zbadać zawartość pojemników, zróbmy to. Poczekam na Shade i przyniosę jeden.
- Ja też rozmawiałam o możliwości skorzystania z rentgena. To znaczy, że niepotrzebnie to zrobiłam. - W jej głosie dało się usłyszeć niezadowolenie z faktu, że o niczym nie wiedziała. Ale na głos niczego nie powiedziała. - Do laboratorium nie wolno wnosić broni. Nie sądzę, żeby groziło mi jakieś niebezpieczeństwo ze strony tych ludzi. Pan Damir gwarantuje mi tu bezpieczeństwo. Za całość trzeba zapłacić tysiąc eurodolarów. Mógłbyś przynieść też mój komputer holograficzny?? Jest w mojej walizce na wierzchu. Przekaż tez Blue, ze będę potrzebowała jej pomocy.
- Tak, Blue przyjdzie ze mną. Musimy się upewnić, że tylko my będziemy znali wyniki badań - odpowiedział Kane. - Dobra robota. Załatwmy to szybko i wynośmy się. Valerie, wracasz już?
- I chcę zobaczyć wasze zdjęcia. - Ostatnie zdanie wypowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Zostanę na dole - odpowiedziała Kane'owi Valerie. - Jeanne - zwróciła się bezpośrednio do pani doktor - będę z tobą na dole w załączonym kombinezonie. Nie ujawniaj mojej obecności. Myślę, że to będzie korzystne, by nikt z obsługi szpitala nie miał o tym pojęcia. Nigdy nic nie wiadomo. Rozumiem, że badania robimy naszym sprzętem? W ten sposób nie poznają wyników testów. Potrzebujemy od nich tylko bezpiecznego miejsca i stroju do testów. Jeanne zabierz też na dół to urządzenie do wpięcia się do sieci. Może, jeśli będzie taka potrzeba, uda mi się je od ciebie zabrać i wykorzystać. Nie wiem jak wy, ale ja nie ufam nikomu w tym kraju.
- Ani ja - zgodził się Fox. - To wszystko za łatwo idzie, w dodatku ta cała otoczka... Jakiś biały w izolatce, wzmożona aktywność w sieci wewnętrznej. Jak na moje, to coś tu śmierdzi, pytanie tylko, czy ten smród nas dosięgnie. Mogą coś kombinować. Może wiedzą coś o pojemnikach i chcą je przejąć. Niech Val idzie, może coś wywęszy. Tak w ogóle, będzie tam ktoś poza Jeanne? - najemnik spojrzał na biolożkę. - Brak personelu ułatwiłby zachowanie dyskrecji. A poza tym, to ile zajmie rentgen? Badania już trwają, czyż nie? Jak się uwiną szybko, moglibyśmy chwilę poczekać. Wtedy Wig spokojnie wróciłby do wozu, a Kane przyszedłby tutaj. I wilk syty, i owca cała.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 26-07-2013 o 18:39. Powód: kolejny wniosek Eleanor; kobieta zmienną jest
Cybvep jest offline  
Stary 28-07-2013, 15:21   #90
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 15:52 czasu lokalnego
Środa, 16 grudzień 2048
Szpital w Ceelasha Biyaha, Somalia




Wszystko szło gładko. Aż niemal zbyt gładko, jeśli wspomniało się wydarzenia choćby z porannych godzin tego samego dnia. Damir mógł planować coś, kombinować i szykować zasadzkę, z drugiej jednak strony - nic nie świadczyło o tym, że właśnie tak było.
Shade schowana w podziemiach musiała czekać tam prawie w bezruchu. Lekarz, który wcześniej wszedł do składziku, opuścił go całkiem szybko, pojawili się jednakże dwaj inni. Jeden wszedł do laboratorium, drugi do izolatki z białym człowiekiem. Najpierw sprawdził co z nim, później wyszedł i zamknął pomieszczenie, gasząc w nim światło, przez co przypadkowy obserwator nie mógł już sprawdzić co jest w środku. Ten pierwszy sprawdził urządzenia i także opuścił piwnice, wracając na górę i przez chwilę pozostawiając tam Valerie zupełnie samą.

Na górze Wigowi szybko zrobiono zdjęcie. Biała kobieta, o której mówił Kane, nie odzywała się prawie wcale, wydając tylko polecenia i oznajmiając zakończenie tego badania. Jej twarz pozostawała surowa. Cokolwiek myślała, kryła to za maską profesjonalizmu i chyba złości. Tak czy inaczej, wyniki obiecała przekazać za niecałą godzinę przy recepcji, więc najemnik mógł ponownie wrócić do samochodu, z którego wychodził Irishman wraz z Blue. Hakerka nie wzięła ze sobą komputera Jeanne i nawet tego nie ukrywała, gdy spotkali biochemiczkę przy recepcji.
- Mam swój. - powiedziała tylko.
Lekarz, który wyszedł do nich z polecenia Damira, poprowadził do schodów, zatrzymując się przed nimi, patrząc prosto na O'Harę.
- Ty nie - mężczyzna spodziewając się tego zwyczajnie odłożył plecak ze sprzętem i pojemnik z zawartością do zbadania. Przez chwilę nic się działo, dopóki nie stało się jasne, że Jeanne nie ma zamiaru nic nieść. Zahe podniosła plecak, a obcy lekarz pojemnik. Otworzył drzwi i wkroczyli na schody. Biochemiczka usłyszała jeszcze za plecami cichy głos hakerki.
- Przodem, jaśnie pani. Podłożyć czerwony dywan?

Tubylec poprowadził je prostym, szerokim korytarzem. Minęły kilka zamkniętych drzwi po bokach, gdy zatrzymał się i przesunął kartą przed czytnikiem. Piknęło i drzwi laboratorium się otworzyły.
- Wszystko gotowe. Mogę pomóc, jeśli będą panie chciały. - odezwał się w swoim języku i tłumacz ożył, przetwarzając słowa. Odmówiły a on tylko skinął głową, spodziewając się takiej reakcji. - Niestety drzwi będą musiały pozostać zamknięte, to automatyczny system. Gdy panie skończą, proszę mnie wezwać tym przyciskiem.
Wskazał na guzik na interkomie. Drzwi zasunęły się. Shade szybko się przekonała, że wcale nie kierował się na górę. Pozostał na dole, niewidoczny jednak dla kobiet w pomieszczeniu. Zdaje się, że wszedł do izolatki z "pacjentem" w środku, ponownie zapalając tam światło. Na górze prócz drzwi, przejścia uważnie pilnował również strażnik, a Kane zauważył jeszcze jednego, starającego nie rzucać się w oczy.

Laboratorium dzieliło się na trzy części. W pierwszej, w której obecnie się znajdowały, można się było przebrać w skafander bezpieczeństwa. Było ich kilka, a jeden wyglądał jak żywcem wyjęty z filmu o astronautach. Ten był do najbardziej niebezpiecznych substancji i ten również wybrała Jeanne, sprawdzając najpierw jego szczelność. Mimo, że do nowych się nie zaliczał,to utrzymywany w dobrym stanie nadawał się jak najbardziej. Blue tymczasem usiadła tak, by zasłaniać sobą kamerę i robiła coś na komputerze. Napisała coś i pokazała to Øksendal.
" Dalej nie wejdę. Nie blokują tu łączności, ale uważaj co mówisz. Cokolwiek obiecał ci ten człowiek, to mają tu pełny monitoring. Mogą też chcieć przechwycić rozmowy. Jak coś znajdziesz, powiedz o tym dopiero jak opuścimy to miejsce. Spróbuję jakoś wymanewrować ich wścibskość. Daj znać jak będziesz już przepuszczać to przez sprzęt, popsuję im wtedy pluskwy."

Najwyraźniej Damir nie do końca powiedział prawdę. Lub może hakerka miała paranoję. Tak czy inaczej, to Jeanne musiała przejść przez śluzę bezpieczeństwa, niosąc ze sobą nie tak wcale ciężki pojemnik oraz potrzebne do badania urządzenie. Przenośny sprzęt, który niewątpliwie mimo zaawansowanej techniki, nie był tak skuteczny i dokładny jak to, co zobaczyła po wejściu do pomieszczenia badawczego. Szpital mógł być biedny, ale ta aparatura tutaj należała do tej z najwyższej półki. Kilka lat temu, owszem, ale nawet obecnie musiała kosztować małą fortunę.
Øksendal nie przyszła tu podziwiać, a pracować. Ustawiła pojemnik i złamała plombę, w zawór wkręcając rurkę, mającą zebrać niewielką dawkę gazu i od razu wprowadzić ją do urządzenia. Nie było z tym problemu, a już kilka chwil później zawór ponownie był szczelny i zakręcony. Teraz jednak nie blokowała go już plomba, wystarczyło więc kilka ruchów, by gaz zaczął się ulatniać.
Dała znać hakerce, która krótko potwierdziła wykonanie zadania w chwili, gdy na holograficznym ekranie pojawiały się szeregi danych uzyskanych podczas skanowania substancji. Tylko kilka z nich było istotnych.

Wirus genetyczny.
Obszary działania: mózg.
Cel działania: agresja, wypaczanie świadomości, urojenia.
Możliwe powikłania: mutacja.
Nazwa: nieznana
Pochodzenie: nieznane
Najbliższe skojarzenia: Wirus X. Wyprodukowany w 2015 przez Umbrella Corporation.




Dr Harper zeszła po schodach zdecydowanym krokiem, trzymając w ręku dwa rentgenowskie zdjęcia. Podeszła do O'Hary, gestem dając mu znać, by oddalił się bardziej od strażnika. Spojrzała mu prosto w oczy i mówiła szeptem.
- To dziwnie zabrzmi, ale dowiedziałam się, że ten człowiek na dole... został zdobyty podczas ataku na konwój ciężarówek przewożących białych kilka dni temu. Przeprowadzają na nim badania, podobno nie jest zwyczajny. W śtodku ma więcej metalu niż kości i tkanki. Wiedz, że mi zależy - chwyciła go na chwilę za bluzę, mocno ścisnęła i puściła, wraz z wypuszczeniem powietrza z płuc. - Spróbuję zdobyć wyniki badań.
Przestała mówić szeptem, a zamiast tego dalej przemawiała głośno, niemal zbyt głośno.
- Pańskiemu koledze nic nie jest, ale pan ma dwa lekko pęknięte żebra. Powinien zgłosić się pan na leczenie i oszczędzać się.
Podała mu zdjęcia i odeszła tak samo pewnym krokiem, jakim przyszła. Dobrze udawała. Pytanie: przed kim?

Wig tymczasem miał inny problem. Ustawiony w cieniu, z boku budynku i drogi van, pozwalał na obserwację głównego i bocznego wejścia, sam nie rzucając się w oczy zanadto. Oczywiście, był to w miarę niezły samochód, jak na tutejsze warunki, więc trochę mógł dziwić, niewielu jednak przyglądało mu się uważniej. Niestety, zanim Jeanne i reszta wyszli ze środka szpitala, podjechały pod niego dwa załadowane ludźmi pickupy. Peter bez trudu wyłowił czerwone opaski na ich ramionach, prawie każdy z niemal dziesięciu mężczyzn miał także broń długą. Przyglądający się temu Ghedi zadrżał wyraźnie, wskazując na postać, której najemnik nie rozpoznał. W końcu dla niego czarny to czarny i zwłaszcza z daleka nie różnili się prawie wcale.
- Maruq!
Więcej dodawać nie musiał. Wspomniany człowiek wkroczył do szpitala wraz z pięcioma ludźmi, reszta jednakże pozostała na zewnątrz, przeparkowując samochody. Ledwie może dziesięć metrów od vana.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172