Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2013, 22:27   #83
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Konistag, 30 Nachhexen
Wieczór


Sierżant strażników podszedł do martwego zaraz po tym, jak Hanna odstąpiła, zajmując się prowizorycznym opatrywaniem rany Ekharta. Sztylet szczurowatego może nie wszedł zbyt głęboko, za to krwi było sporo i rana szybko potrzebowała szycia i bardziej profesjonalnej opieki. W dodatku wywoływała spory ból przy gwałtowniejszym ruchu.
- Znam tę gębę. - odezwał się jeden z członków patrolu, gdy jego dowódca przekręcił stopą głowę trupa. - Widywałem go od kilku dni w dokach. Zawsze miał taki paskudny uśmieszek na mordzie. Ale jak się zwał to nie wiem.
Deklaracje, które składali i nazwiska, którymi rzucili, w większości musiały wystarczyć sierżantowi, przynajmniej na tę chwilę. Potarł gładko ogolone policzki, na których znać było kilka mniejszych blizn. Swoje już przeżył i swoje pewnie wiedział. Wskazał jednego ze swych ludzi.
- Poślij gońca do kapłanów. Mam dość tego przeklętego dnia. A ty dziewczyno, zabierz tego tu do jakiego medyka.
Ostatnie słowa skierował na Hannę, która co prawda owinęła Rigela prowizorycznym bandażem, ale krew ciągle mocno się sączyła. Straż miejska najwyraźniej wcale nie zamierzała szczególnie dociekać tego co tu się działo i może nawet by się nie ruszyli od ciała, gdyby nie nagłe pojawienie się zdyszanego Thomasa i depczącego mu po piętach Klausa, wraz z nieodłącznym psem.

Szybko zorientowali się, co się wydarzyło, wysłuchali także krótkich wyjaśnień, a Treser pokazał glejt od kapitana, który już całkiem odprężył obrońców prawa. Wrócił ten, któremu kazano posłać gońca, a dowódca pozostawił dwóch do pilnowania szczurowatego aż do czasu przybycia Morrytów. Sam zerknął na wskazany wcześniej dom.
- No dobra, skoro tak to idziemy. To nie do końca nasz rewir, jeśli nie znajdziemy niż jednoznacznie wskazującego na ich winy, to nie pozwalam nic zabierać.
Poszli więc, prócz Ekharta i Hanny, podążających do kogoś potrafiącego porządnie zszyć rannego. Almos czuł się lepiej. Miał paskudnego siniaka, a stłuczenie bolało, za to uniknął rozcięć czy choćby pęknięcia kości i wiedział, że za jakiś czas wszystko wróci do normy nawet bez niczyjej interwencji. A gdyby użył potem maści, to będzie mógł jeszcze przyspieszyć ten proces.

Dom był niewielki i wykonany bardzo prymitywnie, wręcz prawie niedbale. Podgrodzie Averheim całe było podobne, nie licząc kilku ustawionych przy nabrzeżu tawern i gospód, mających zaspokoić gusta nawet bogatszych kupców nie mających ochoty szukać pokoi w mieście po drugiej stronie rzeki. No i oprócz jednego burdelu, pomalowanego w jaskrawe kolory i ściągającego do siebie nawet mieszkańców stolicy Averlandu.
Tak czy inaczej, akurat ten dom do wyjątków nie należał. Wąski, choć piętrowy, nie mógł stanowić wygodnego schronienia dla zbyt wielu osób. W środku zresztą znajdowało się sześć posłań, nie za czystych - wszystkie pomieszczenia nosiły ślady kompletnego braku porządków. Na górze spano, na dole załatwiano resztę rzeczy. Jedno z krzeseł nawet pozostało przewrócone, pewnie przez spieszących z pomocą, którzy teraz znajdowali się cholera wie gdzie. I prawdę mówiąc, początkowo zwłaszcza, miejsce to rozczarowywało.

Z rzeczy stanowiących mniej oczywiste wyposażenie zwykłego domostwa, znaleźli tu kilka sztuk broni, w tym obite metalem pałki, dwa sztylety, krótki miecz i ręczną kuszę. Poza tym kilka worków i całkiem duży zapas oliwy. Jedzenie i zwykłe sprzęty się nie liczyły, gorzałka także nie była dziwna. Dopiero Rex odkrył coś ciekawszego. Węsząc tu i ówdzie, zaczął szczekać przy jednej ze ścian na piętrze. Okazało się, że deski można przy odrobinie siły przesunąć, odsłaniając małą skrytkę. W środku znajdował się duży mieszek, zawierający przynajmniej osiemdziesiąt szylingów a także kilka różnej wielkości i wartości sygnetów, łańcuszków czy pierścieni. Przechowywany tu haracz nie mógł pochodzić z dłuższego okresu, mimo tego był całkiem pokaźny. Prócz niego znaleźli jeszcze pergamin. Z ich trzech tylko Thomas umiał czytać, szybko też się domyślił co to było. Kartka bowiem zawierała listę nazwisk, a obok nich znajdowały się kwoty. Kilka pozycji zostało wykreślonych, żadna jednak nie wydawała się być którymkolwiek z zaginionych. Za to jedna zwróciła jego uwagę szczególnie: "B.Knox - 73 ss".

Sierżant, zaglądając akolicie przez ramię, chrząknął i dał znak swoim ludziom.
- Nie ma jasnych dowodów, że są winni. Mimo tego konfiskujemy to co znaleźliśmy. Jeśli będzie wam potrzebne do śledztwa w sprawie zaginięć, zwróćcie się do kapitana.
Nie było mowy, by podzielił się pieniędzmi. Nie widział przeszkód by skopiować listę, ale broni również nie chciał oddać. I nie mieli zbytnich argumentów by tu się wykłócać - umiał czytać, a glejt na "rekwirowanie" im nie zezwalał.


Hans, podążając za Irminą, wysłuchał jej słów w ciszy i nie skomentował przez większość drogi, podczas której to bardziej on prowadził niż dziewczyna. W końcu znał to miasto i wskazany przez karczmarza adres potrafił wskazać bez problemu. Dopiero, gdy docierali już do domu Ute, odpowiedział na głos.
- Ona rozmawiała ze wszystkimi, od dawna. Jeśli ktoś miałby za to ją krzywdzić, zrobiłby to dawno temu.
To była jedna z dłuższych kwestii, jaką od niego usłyszała przez czas zajmowania się sprawami zaginięć. Nie odpowiedział jednak nic w sprawie tego informowania, za to może zwyczajnie przyjął do wiadomości?
Oczywiście nie spotkali dziewczyny w drodze do jej domu, nie spotkali jej także w środku. Otworzyła im staro wyglądająca kobieta o smutnym obliczu. Zmarszczki pokrywały niemal całą jej twarz, gdy kręciła głową.
- Też chciałabym wiedzieć, chciałabym. Nie widziałam jej od wczoraj, nie dotarła wieczorem do domu, jak to robiła zwykle. Martwię się, tak bardzo się martwię...
Ukryła twarz w dłoniach, szlochając cicho.


Wieczór wreszcie nadszedł, pozostałe kilka godzin dnia minęło znacznie spokojniej, bez mrożących krew w żyłach wydarzeń. Ekhart został porządnie zszyty przez kobietę, która bardziej wyglądała na konowała, niż medyka, ale sprawę załatwiła szybko i sprawnie. Almos dostał też maść na stłuczenie, gęstą i śmierdzącą. A wszystko to zaledwie za srebrnika, którego to jednak musieli wysupłać z własnych sakiewek.
Wraz z zajściem słońca mogli też przedsięwziąć poważniejsze kroki w przeszukiwaniu kanałów i garbarni. Te pierwsze nie były tu bardzo rozległe, dlatego też speca i ich znawcę niełatwo było znaleźć. Do tych drugich dostać się chyba było łatwiej, chociaż to kwestia umowna. Z zewnętrznych obserwacji nie dowiedzieli się wiele. Ot, dwa budynki, ze wspólnym odpływem ścieków. Oba bardzo podobne, z podwórzami, na których znajdowały się jakieś szopy i doły, służące nie wiadomo do czego - w końcu żadne z nich jakoś szczególnie na tym rzemiośle się nie znało - nawet Almos, który co prawda trochę widział, ale nigdy w mieście. Na równinach zawsze przecież robiono to tradycyjnie.
Śladów wewnątrz widać nie było, nocna ulewa zatarłaby przecież wszystko, co ktoś mógłby pozostawić swoimi stopami. Kłódki i łańcuchy, które zabezpieczały furty, wyglądały na w miarę nowe. Rdza chwyciła je już delikatnie, ale ciągle były to sprawne mechanizmy.

Teraz tylko trzeba było obmyślić jak dostać się do środka. Zarówno garbarni, jak i kanałów - choć przy tych drugich wystarczyło podnieść pokrywę, by odkryć czarną, śmierdzącą czeluść. I ustalić kto co miał robić.
 
Sekal jest offline