Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2013, 23:10   #27
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Miś, krasie i reszta brygady.

- Aaaaaa. Nieeee. Panowie, nieeee, miłosierdzia. Ja prawy człek, prawy i dobry, nieeee! darł ryja wasz nowy gość. Widząc czubek grotu z czasem przycichł, dławiąc się własnym płaczem. Kiedy kop jednego z krasnali zachęcił do do dalszej rozmowy, jednak nieco cichszych tonem powoli udało się wyciągnąć z niego pewne nowe informacje. Był jak to ujął ubogim rolnikiem ze wsi Paaag, tu opodal. Wieś jego napadnięta została przez jakowyś czterech osobników co wypadłszy z krzaków rzucili się na mieszkańców siekąc i rąbiąc. Ot, zdarza się. Zbójcy, wszelkie kurewstwo i co tam jeszcze nie raz i nie dwa wpadało na wieś czy na małe miasteczko. Tym razem było trochę inaczej. Ale oddajmy głos naocznemu świadkowi, skoro zdążył się nieco uspokoić.

-I wtedy z tej chaty co to starego Johana jest co to mu się na boleści zadka zeszło zeszłej wiosny, ano tuż po święcie owcy, co to go Mithai, co to kuzynek jego brata jest, a raczej był bo te skurwiesyny go toporem ciapneły. Zakazane ryje, malunki i w ogóle straszni, krew pili, jak jakie wylkołaky. No i wtedy się rzucili…Nieeee, nieeee. Nie trzeba panie, po ryju nie! No tak, mogę się tematu trzymać, co ja głup wioskowy? No i wtedy z tej chaty taki wyszedł w płaszczu i cos palcem w powietrzu rysić zaczął tak ze się złote te malunki, no, litery albo co robiły i siut. Tamci na ziemie padli, krew im poszła z otworów różnych i se padli. No jaki czarnymag albo inny elf to być musi, jak nic. No to jasne że on widać chaosyta albo i gorzej, dupojeb to my go kamieniami obrzucli ale nie pomogło. Usiadł se na ziemi i siedział. No to jam pomidorem ciepł co to go niedojadłem alem nie trafił i onj spojrzał na mnie i ja wiedziałem! tu opowieść znów przeszła w krzyk –On mie przekloł, toć ja uciekł by poza moc jego uciec i wtem na waćpanów jaśnie trafił. Ale wy herosi musza jacy być, boć topory, i te no, pyncerze! To wy musice nas ocalić, mus to, i my was nagrodzim po dwa pensa odełb….
Dalsza opowieść wioskowego ptzybłędy przerała została ciosem Ogne który po wódce i koszmarze miał dość słuchania tego barana. - To co robimy? zapytał. Zaburczało mu w brzuchu. Niedźwiedź zachrapał. Do świtu zaś wiele nie zostało.

Fernando i rycerze złamanego kijaszka.

Zwycięstwo było zupełne. Połączenie elfickich tajemnych technik łuczniczych, bretońskiego wyszkolenia rycerskiego, sekretnych kitajskich sztuk walki połamanym kijem oraz młodego i skromnego wiejskiego dziewczęcia ze skłonnością do rzezania gardeł przeważyło szalę. Był to moment Waszej wielkiej chwały. Więcej napastników nie było, zaś ich oględziny wykazały liczne zasklepione rany, ślady przebytych chorób i coś co elfka poznała jako ślady długo noszonych kajdan. Wiele przy sobie nie mieli. Broń była gówniana, złota nie było.
Pozbierawszy się po walce ruszyliście w swoją drogę. Elfka pozostała chwilę za wami, by jak rzekła, sprawdzić tyły. Kitajczyk zaś dostał od kompanów nowy kijaszek, prosto z przyciętego przez rycerza młodego drzewka. Co wtedy robiła sama wie najlepiej. Ruszyliście w stronę gór. Popołudniem dostrzegliście małą osadę na zboczu, położoną tuż przy samym trakcie. Otoczona była ostrokołem. Po krótkiej rozmowie przy bramie skierowano was do lokalnej oberży – jak zachwalali – ostatniej w „ośrodku miejskim” przed górami. Cokolwiek to znaczyło, poza tym że było stekiem pierdół. Tak czy inaczej była czysta, duża i ponoć dobrze zaopatrzona. Ostatni postój przed górskim szlakiem? Kto wie. Karczma była o tej porze pusta. Zamówiliście dwa pokoje, jak również balie do kąpieli – godnie i etycznie, dwie. Woda właśnie się zagrzewała. Tymczasem czekaliście przy kaszy na skrawkach słuchając rozmów nielicznych obecnych. Chłopów o codziennych problemach, krasnoluda o nędznym piwie oraz grupki kupców z małą obstawą – o zbójnikach. Ot karczma.

Leśna brygada.

Wilki wycofały się, co dziwne. Zwykle, gdy alfa był żyw nie powinny. Słychać było grzmoty, nadciągała burza. Ale to chyba też nie było to. Odczekaliście chwilę ale prędko zeszliście z konarów. W taką pogodę to nie było najlepsze możliwe schronienie.Czujnie rozglądając się zaczęliście szukać czegoś innego, czegoś co pozwoliło by wam przetrwać tą pogodę. Idąc coraz dalej i dalej nie znaleźliście nic poza ciągami drzew. Ciemność przysłoniła świat i poruszać zaczęliście się niemal na oślep. Tylko co jakiś czas błyskawice rozdzierające niebo pokazywały wam gdzie jesteście, czy raczej gdzie idziecie. W końcu zmoknięci i zmarznięci, pocięci gałęziami i sponiewierani dojrzeliście chatkę. Doczłapaliście do jej dziwi i waląc w nie liczyliście na gościnę. Po krótkiej chwili drzwi stanęły otworem a z nich spadła na was smuga światła. Większość jej przysłaniała pokaźna sylwetka mężczyzny. Ten uśmiechnął się spod kaptura naciągniętego by uniknąć podmuchów wiatru walącego w drzwi:

-Witaj Viktorze. Cóż czynisz w mych domenach w taką noc? Usłyszeliście krakanie kruka.

 
vanadu jest offline