Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2013, 01:04   #185
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Z zadziwiającym spokojem Sylwia znosiła inwigilację Iustusa Schwertera jak i wszystko, co te kilka ostatnich dni w Grissenwaldzie przyniosło. Niewiele mówiła, jadła z apetytem, kładła się spać wcześnie i wstawała późno. Do nowego w ich kampanii odnosiła się przyjacielsko, choć nie z wdzięcznością obdarowanego, lecz ze szczodrością darczyńcy. Nawet zdarzało jej się poklepać Markusa po ramieniu w łatwo czytelnym geście seniora, tak tak, cieszę się, że się wywinąłeś, a właściwie ja Cię wywinęłam z wrednych łapsk sprawiedliwości.

Dietrich również nie doczekał się podziękowań za szaleńczą eskapadę do grissenwaldzkich lochów, choć ku pewnej zgryzocie Sylwii zdawał się tym wcale nie martwić. Wytłumaczyła sobie jednak, że mężczyźni rzadko wiedzą jak powinni się zachować i przeszła nad tym faktem do porządku dziennego.
W tym krótkim spokojnym okresie solidniej uwierały ją trzy inne rzeczy, każda na swój sposób, lecz każda dosyć dotkliwie.

Po pierwsze udaremniony straszliwym pijaństwem plan ucieczki wciąż kołatał jej w głowie. Cichy odwrót rozwiązałby parę z jej kłopotów osobistych a i po prawdzie siedzącym na zapakowanym w ołów ładunku krasnoludom należało się ostrzeżenie. Jednocześnie jednak Sylwii nie chciało nigdzie się ruszać tyłka. Trudno było zostawiać Gomrunda samiutkiego z tym groźnym honorem, co bez jej trzeźwego osądu gotów go wpędzić w tysiące kłopotów. Jakiż byłby żal przegapić, co się wykluje z Ericha, jeśli mu krasnolud w porę nie odrąbie opętanej dłoni. Nawet tak sobie myślała, że chyba powinna i wobec fanfarona Konrada zachowywać się nieco milej, bo czyż on właściwie nie wyglądał na takiego, co zaczyna z dziurawym sitem a kończy z wielką flotą handlową? Ranaldowi nie spodobałoby się jej nieprzezorne uprzedzenie.
Dlatego odkrywcze wnioski Szczura, idące jeszcze dalej niż jej własne i ściśle łączące obie sprawy Sylwia przywitała nagłym westchnieniem ulgi. I choć wyrostek spalił jej niedoszłe plany, zapewne dzięki niemu złodziejce zaświtała w głowie całkiem nowa myśl.
- Przecież my nie musimy tam jechać. No bo jeśli te semafory działają – powiodła wokół wzrokiem, który mówił słuchajcie i podziwiajcie - Możemy przesłać wiadomość. Starczy podjechać do najbliższego. I ostrzec krasnoludy, że siedzą na kawałku spaczenia.
Zamilkła na chwilę próbując sobie wyobrazić, co na miejscu khazadów zrobiłaby z podobną wiadomością i jak można pozbyć się takiego cholerstwa, po czym westchnęła ponownie.
- Ostrzec trzeba. Ale nie poradzą sobie. – Orzekła smętnie.

Później ochoczo zgłosiła swój akces do wyprawy na gobliny. Dotąd czasem, gdy zamykała oczy, widziała te spalone farmy, przez które przejeżdżali tydzień wcześniej. Cieszyło ją, że załatwią tę sprawę do końca. Tylko, gdy próbowała sobie wyobrazić siebie, walcząca z goblinami, w ciasnych sztolniowych korytarzach, u boku okutych w stal krasnoludów ogarniała ją zupełnie nieprzystająca do sytuacji wesołość. Ot i cała ona, Midenheimska Złodziejka, Sylwia Sauerland, Mistrzyni Rzeczy Niewyobrażalnych.

W drugi kłopot, czy właściwie niedogodność, wpędziło ją zainteresowanie szpetnego Iustusa. Bo w czasie tych leniwych godzin, kiedy leżała w swoim wygodnym łożu, gładziła skorupę jednego jaja i podziwiała klejnoty błyszczące w drugim, Sylwia znowu zapragnęła kontaktu z własną Gildią. Oczywiście Grissenwald był dziurą, ale dziurą ze sporym portem i z promem, a w miejscach gdzie ludzie podróżują i przemieszczają się Gildia zawsze czerpie zyski. Tymczasem obecność tarczowników uśpiła w mieście wszelką uczciwą nielegalną aktywność i złodziejka nie dała rady choćby zlokalizować kaplicy Ranalda. Opchnęła jedynie parę błyskotek ukradzionych w wieży, ale i to nie u pasera, tylko u siwobrodego krasnoluda, któremu polecił ją Hulffi. Nie mogła narzekać na uzyskaną cenę, lecz fakt, że nie poradziła sobie sama zasmucał jej ambicje.

Niemniej wizyta w obozie krasnoludów, który w wyniku ostatnich wydarzeń oraz charyzmatycznego wpływu Gomrunda przestał przypominać to smętne miejsce, odwiedzone przez Płomiennego pierwszego dnia ich pobytu w Grissenwaldzie, była dla Sylwii bardzo ciekawym doświadczeniem. Spodobała jej się Gunrund Płomienny Młot, pierwsza kobieta krasnolud, którą Sylwia widziała. Nie dość, że była szefem klanu, to jej posągowe oblicze i figura również robiły wrażenie. Pomna zwierzeń przyjaciela Sylwia nie mogła nie zacząć się zastanawiać, czy rudowłosa krasnoludka nie nadawałaby się na żonę JEJ Gomrunda. Pierwsze wnioski były optymistyczne. Tylko Gomrund zachowywał się zbyt nieśmiało, co chyba wiązało się z nową długością jego brody. Subtelne szturchańce rozbawionej Sylwii raczej mu nie pomogły.

Znajomemu Hulffiego nie sprzedała wszystkiego. Zostawiła sobie piękny pierścień z czarnym klejnotem, ten, który od początku ta przypadł jej do gustu, choć zamiast nosić go na dłoni, zawiesiła go sobie na szyi na złotym łańcuszku. I zachowała sygnet z czerwoną koroną. Coś w tej błyskotce od początku przykuło jej uwagę, choć co takiego zdała sobie sprawę dopiero w krasnoludzkim sklepie. Wyciągnęła wtedy ukradziony Dietrichowi list i obejrzała go ponownie, dokładnie. Znak został odciśnięty nie w rogu, nie na pieczęci, lecz pośrodku kartki, miedzy zapisanymi słowami. Nie rzucał się w oczy. Ale to był on. Symbol z pierścienia. Musiał wiązać się Tzeenchem, ale w tej dziurze nie miała jak tego sprawdzić.

Właściwie to przez te treningi z Dietrichem początkowo zamierzała sobie kupić miecz. Krasnoludy nie miały szerokiego wyboru, ale jak mówił Gomrund, gdy dopytywała się czy to co widzą, to kiepska stal, nie ma kiepskiej khazadzkiej stali, każda posłuży wiele lat. Marudziła i wybrzydzała przy zakupie długo by w końcu jednak kupić tylko jeden oręż, Dietrichowi. Wręczyła mu go potem mówiąc samą prawdę, że to prezent od żony.
Dlaczego zrezygnowała z miecza dla siebie wyjaśniał trochę jej pierwszy, napisany osobiście, sprawdzony przez Szczura, list.
Brzmiał on tak:
Czesć, to ja Sylwia. Pisze bo [zamazane] Co słychać? U mnie dobrze, ale mam pewną sprawe. Myśle rze powinnam zostać kapłanem. Znasz durzo ludzi, może i kogoś kto potżebuje ucznia?
Tęsknisz?
Odbiorę odpowieć w Nuln w siedzibie Kampanii.
Pżepraszam jeśli myślałeś, że nie żyje.

List był nieco niezgrabny, bo i pisanie i zwierzenie w nim zawarte nie przyszło jej łatwo. Bo Sylwia Sauerland nie żartowała. Postanowiła zostać kapłanką Ranalda.
Adresat listu mieszkał w Skrzyżowanych Pikach, w mieście Bogenhafen.

Trzecia zgryzota była właściwie nie jej a Julity, lecz jej skutkiem Sylwia, co przecież zdarzało się bardzo rzadko, zupełnie nie wiedziała, co zrobić. W pierwszym odruchu była pewna, że należy wywrzeć zemstę i karę, ale potem coś w Julicie kazało przestać jej tak myśleć. I choć nie umiała tego nazwać pojęła, że kara nadaje wagę występkowi, a jej brak może pozbawić go znaczenia. Nie powstrzymała Dietricha i Gomrunda, bo zabrakło jej właściwych słów. Raz napiła się z Julitą, lecz nie była w stanie dotrzymać dziewczynie tempa. Rozmawiały o pogodzie, rzece i rybach i to był udany wieczór.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 19-07-2013 o 20:35.
Hellian jest offline