Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2013, 09:47   #28
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Team six – drużyna pierwsza: Dunsirn i Braxton

Pognał za dowódcą do lewego korytarza. Krótkie, szybkie zmiany i oczy dookoła głowy. Sprint od osłony do osłony, potem chwila wzmożonej uwagi gdy spozierał spod hełmu na przyrządy celownicze karabinu. Strzelanie z biodra w biegu może i ładnie wyglądało na filmach lecz każdy szanujący się żołnierz wykorzystywał wszystko co tylko mogło zwiększyć szanse jego przeżycia na polu walki. Nawet jeśli były to tylko ćwiczenia. Niekończące, mordercze treningi miały swój sens. Braxton jako doktor wiedział, że powtarzalność sprawia, że trenują się nie tylko mięśnie lecz również powstają w mózgu nowe, krótsze połączenia nerwowe. Ten, kto miał krótszy łuk decyzyjny strzelał pierwszy i zazwyczaj pozostawał na placu boju ostatni. Oczywiście dochodziło do tego wiele innych czynników, na przykład pancerz przeciwnika, broń, celność i typ podobne. Ściskał w ręku jakiś gówniany karabin na kulki zamiast porządnego sprzętu Cybertronicu i odczuwał prawie bolesny brak znajomego ciężaru na plecach, gdzie zazwyczaj przypasywał miecz. Adrenalina krążyła w żyłach sprawiając, że filtry emocji sprawiały odrobinę trudności. Narastająca irytacja i ogień krążący w żyłach sprawiły, że poczuł chęć wpakowania serii kulek w jakiś nieprzyjacielski ryj.

Rusty poruszał się szybko i sprawnie. On i jego broń stanowili jedno - żołnierz zawsze celował tam, gdzie patrzył. Wydawało się, że karabin na gumowe kule to po prostu przedłużenie jego ciała. Co jakiś czas przystawał, czyszcząc korytarz i umożliwiając pozostałym bezpieczne przemieszczenie, innym razem sam korzystał z osłony członków grupy. Rozumiał, że jeżeli ich przeciwnicy są tak dobrze wyszkoleni w strzelaniu jak niesławny team six, to o wygranej decydować będzie właśnie zgranie zespołu.

Na podeście w centrum od Braxtona i Derrena odłączył się samuraj i popędził w lewą odnogę korytarza. Mallory wraz z Derrenem zabezpieczyli obszar przed nimi. Kiedy dotarli do zejścia z podestu, ukryli się za framugą drzwi, czujnie wypatrując jakichkolwiek oznak nieprzyjacielskiej działalności. Wtedy druga drużyna zameldowała kontakt, a następnie dwa trafienia. Mimo ograniczonej treści, dzięki swojemu wyczulonemu uchu Braxton z łatwością wychwycił nutę tryumfu i dumy w głosie Sary. Wyszczerzył zęby do dowódcy w uśmiechu i uniósł kciuk lewej dłoni w górę.

Doktor skupił się na czyszczeniu centralnego pomieszczenia, gdy w komunikatorze beznamiętny głos samuraja zgłosił kontakt z dwoma przeciwnikami. Podchwycił zaniepokojony wzrok Rusty’ego i oboje rzucili się z powrotem na pomoc.

Wypadli zza rogu równocześnie. Nad ciałem ich kompana stała dwójka Bauhausczyków. Niestety, element zaskoczenia prysnął i cztery karabiny wypaliły prawie równocześnie. Doktor odruchowo szukał osłony za plecami dowódcy, był minimalnie szybszy i to go uratowało. Niestety, Rusty z jękiem zaczął się osuwać na ziemię, podobnie jak jeden z wrogów. Spust karabinu wroga był chyba bardziej podpiłowany bo wypalił wcześniej. Krótka seria przepisowo wycelowana w tułów dosięgła Baxtera. Miał pecha - trafiła w nieosłonięty lekkim pancerzem bok.

Cóż. Dla każdego innego żołnierza z jego drużyny oznaczałoby to koniec walki. Nie każdy zamiast skóry miał wielowarstwową plecionkę wzmacnianą przędzą Marsjańskich Pająków Drzewnych. Energia strzału została rozprowadzona po większej powierzchni tak doskonale, że gumowe kule tylko odbiły się od żeber Braxtona. Zgrywając muszkę ze szczerbinką widział zdumienie w oczach wroga i z mściwą satysfakcją wypuścił serię, celując w splot słoneczny. Trafienie w chronioną hełmem głowę czy osłonięte suspensorium krocze nie byłoby tak bolesne. Natomiast skutki takiego strzału przeciwnik odczuwać będzie jeszcze kilka dni.

Zazwyczaj ten kto strzela pierwszy pozostaje ostatni na nogach, ale jak strzelasz do żołnierza Cybertronicu lepiej strzelaj serią bo wstanie i odda.

Zerknął na leżących kompanów. Przepraszająco wzruszył ramionami i zameldował kontakt, eliminację i straty. Zgodnie z planem ruszył wyznaczoną trasą by spotkać się z resztą oddziału. Cóż, chyba wygrali na punkty. Choć został jeszcze jeden przeciwnik, Mallory nie spodziewał się z jego strony znacznego oporu.
 
malkawiasz jest offline