Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2013, 16:47   #21
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Sara spodziewała się najgorszego, z uwagi na okoliczności w jakich się znalazła. Zwykle dzięki temu była przygotowana i mogła ją czekać tylko miła niespodzianka. Tym właśnie razem sytuacja nie wyglądała tak źle, jak się tego spodziewała. Wszystko z czym musiała się mierzyć nadal przypominało szkolenie, a nie gnojenie. Przynajmniej póki co.

Wizytacja Inkwizytora? Szkolenie i sprawdzian z zakresu odporności na wpływ Mrocznej Harmonii? Dobra rzecz. Sara spotkała się już z Legionem Ciemności, ale nie była żadnym znawcą. Wiedziała, że im lepiej zna się wroga, tym łatwiej można z nim walczyć, a jako żołnierze kartelu to właśnie z Legionem będą się mierzyć. Przynajmniej tak można było zakładać.

Tym razem zbiórka wyznaczona była na konkretną godzinę. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż skoro przybyła ważna osoba z Bractwa, to ich dowództwu wręcz nie wypadało, aby jakaś Thorne im się spóźniła.
Przemówienie Inkwizytora było nawet interesujące, zwłaszcza, że sam temat Legionu był dla nich bardzo istotny. Modlitwa, serce i wola? Zdaniem Sary modlitwa była kwestią do nauczenia się i odpowiedniej reakcji w momencie zagrożenia. Była świadoma, że nie miała dobrego serca, a już na pewno nie w mniemaniu większości osób, które lepiej ją poznały. Silną wolą mogła się jednak pochwalić.
Wszystko wyglądało jednak na to, że przemówienie stanowiło jedynie wstęp do całego ich szkolenia w tej dziedzinie. Szkolenia poprzedzonego sprawdzianem.

- Witaj Saro. Usiądź - zaczął Inkwizytor, gdy kobieta weszła do odpowiedniego pomieszczenia, na rozmowę indywidualną.
- Dziękuję - odparła, zajmując w miarę wygodne krzesło z miękkimi skórzanymi obiciami.
- Zacznę od tego, że rozmowa ta jest przede wszystkim dla ciebie. Abyś miała większe szanse przetrwać spotkanie z Mroczną Harmonią. Zalecam więc szczerość. I nie obawiaj się, wszystko co tu powiemy zostaje między nami - zapewniał Inkwizytor.
- Tak jest, Sir!
- I nie “takjestuj”. Naprawdę nie o to chodzi.

Choć Sara przypominała sobie ostatnio słowniczek szeregowego, bez trudu mogła się bez niego obyć. Skinęła więc tylko głową na znak zrozumienia.
- Masz dość obfitą i nietypową kartotekę. Obawiam się, że Mroczna Harmonia może mieć na ciebie silny wpływ - rzekł mężczyzna.
- Mam silną wolę - odpowiedziała Sara, pamiętając słowa Inkwizytora z jego przemowy. Modlitwa, serce, wola.
- To dobrze. Ale zło rodzi się w umysłach ludzi - zauważył. - Powiedz mi, kiedy ostatnio zabiłaś innego człowieka?
- Około dwa tygodnie temu -
- rzekła kobieta bez żadnego wahania, czy emocji w głosie. - Podczas jednej misji, napotkaliśmy opór i... - zaczęła wyjaśniać.
- Nie. Nie o to mi chodzi... Chodzi o to, kiedy ostatnio zabiłaś, nie licząc walk - przerwał jej.
Sara zastanowiła się przez chwilę.
- Przepraszam, ale nie pamiętam... Dość dawno - odpowiedziała szczerze, nie mogą sobie przypomnieć ostatniego z tych “zdarzeń”. W jej życiu stanowczo za dużo tego było, aby spamiętać wszystkie szczegóły, zwłaszcza, że ostatnimi miesiącami jej się nie zdarzyło.
Inkwizytor przyglądał jej się przez chwilę.
- No dobrze. A kiedy ostatnio pomyślałaś, aby kogoś zabić? - spytał.
- Wczoraj - odpowiedziała bez zastanowienia. - Ale tylko przemknęło mi to przez myśli i nikogo oczywiście nie zabiłam. I nie są to plany, zamiary ani nic w tym stylu - zastrzegła.
- Nie mniej jednak, to właśnie w twoim umyśle powstały te myśli - powiedział Inkwizytor, po czym zapadła chwila milczenia.
- Sądzę, że każdy czasami miewa myśli mordercze. A ja akurat wiem jak tego dokonać.
Przedstawiciel Bractwa spojrzał na nią badawczym wzrokiem. - Ale większość ludzi nie zabija, Saro - zauważył, ale nie oczekiwał od niej odpowiedzi, tylko mówił dalej. - Mroczna Harmonia wykorzysta te myśli przeciwko tobie. Możesz mieć możliwość strzelenia w tył głowy, tym o których wczoraj pomyślałaś. Siły zła będą cię kusić, będą chciały przejąć nad tobą kontrolę, abyś zdradziła swych sprzymierzeńców.
Sara dobrze przemyślała słowa Inkwizytora.
- Rozumiem. Nie dam się skusić - oznajmiła zdecydowanym głosem.
- Mam taką nadzieję.

Aby nie przedłużać rozmowy, która miała być tylko częścią owego spotkania, przystąpili do sprawdzania jej osoby pod względem czystości od zła. Sara nie rozumiała wszystkiego co się działo, ale miała wrażenie, że Inkwizytor zaglądał do jej umysłu. Zadawał przy tym wiele, nie do końca związanych ze sobą pytań. Niektóre dotyczyły jej pracy, a niektóre były bardzo osobiste. Nie mniej jednak Sara odpowiadała na nie zgodnie z prawdą nie ukrywając i nie wstydząc się absolutnie niczego.
Kiedy było po wszystkim, sama już nie wiedziała jak wypadła. Na wyniki trzeba było chyba poczekać. Bez względu jednak na nie, postanowiła, że nauczy się wspomnianej już modlitwy do Świętego Nathaniela.
 
Mekow jest offline  
Stary 30-06-2013, 13:40   #22
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kenshiro Oishi (BN)



Kenshiro Oishi spojrzał na ciała czterech strażników leżące nieruchomo u jego stóp. Znajdował się w ogrodach przy letniej rezydencji szoguna Ashikagi. Uspokoił oddech, czuł, że nie powinno go tu być.
Nie było jednak odwrotu z tej drogi... Dobrze wiedział, co czeka na jej końcu...
Krocząc bezszelestnie, ruszył w kierunku willi...

Yoshinori Ashikaga siedział przy niewysokim stole, zatopiony w lekturze traktatu wojennego. Korzystał z wolnej chwili przed czekającą go niebawem kampanią. Pobyt w tym miejscu był ściśle strzeżoną tajemnicą, nikt nie miał prawa wiedzieć, że przedstawiciel rodu Moya udał się na krótki odpoczynek. Sięgnął ręką po imbryk, by dolać sobie herbaty, gdy nagle wyczuł, że coś jest nie tak... Wiszący lampion zakołysał się, rzucając refleksy i cienie na białe płótno ściany...
Szogun zerwał się błyskawicznie, próbując sięgnąć po katanę leżącą na nieodległym stojaku.
Do pomieszczenia wpadł cień.. ostrze świsnęło nad blatem, naczynie z herbatą zostało precyzyjnie dekapitowane...
Yoshinori odwrócił się z gotową bronią w ręce, spodziewając się ujrzeć zamaskowanego zabójcę.
Podniósł oczy na przeciwnika w niemym zdumieniu...
- Kenshiro... - wyszeptał...
Samuraj zaatakował bez słowa. Wymienili kilka cięć, które zlały się w jeden wibrujący jęk stali. Ashikaga desperacko walczył o życie... Złączyli klingi, silne kopnięcie odrzuciło go prosto na werandę. Ogrodowy lampion zatańczył przed jego oczami... Zbyt wolno zastawił się mieczem, ostrze przeciwnika chlasnęło go przez całą szerokość piersi. Impet uderzenia był tak silny, że ciało przełamało drewnianą balustradę i upadło kilka metrów niżej na zadbane klomby...

Kenshiro spoglądał na płatki kwitnących wiśni, które w wirującym pędzie, malowniczo opadały na trupa...



Inkwizytor Hamond był wyraźnie podekscytowany spotkaniem z Mishimczykiem. Jakąż rolę odegra ten człowiek o niebywale silnym charakterze i woli? - zadawał sobie w myślach frapujące pytanie.
Mimo swej rozległej wiedzy i doświadczenia nie potrafił udzielić na nie nawet przybliżonej odpowiedzi...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 30-06-2013 o 17:04.
Deszatie jest offline  
Stary 02-07-2013, 21:54   #23
 
Dinteville's Avatar
 
Reputacja: 1 Dinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodze
Jeżeli ktoś zapytałby mnie, w czym moim zdaniem najlepsza jest armia, to musiałbym się chwilę zastanowić nad odpowiedzią. Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to gnojenie ludzi. Doprowadzanie ich do kresu wytrzymałości, a czasami nawet poza ten kres. Przykłady? Mógłbym gadać o tym całymi godzinami i raczej nie wyczerpałbym tematu, więc może opowiem jedną historię, która jakoś utkwiła mi w pamięci…to było podczas szkolenia do Lwów Morskich. Pewnie o nich słyszałeś - duma floty Capitolu…służyłem tam przez jakiś czas. Selekcja do jednostki była dosyć ciężka, większość kandydatów odpadała w pierwszym miesiącu. Był tam taki jeden, jak mu było…Jackson? Johnson? Jakoś tam na j…uparł się, żeby ukończyć szkolenie, chociaż na moje oko od razu było widać, że nie wytrzyma . Pękł w drugim miesiącu - przelazł przez płot z drutu kolczastego i uciekł z bazy. Nie wiem, co sobie wtedy myślał…do najbliższego miasta było prawie sto mil. Wiadomo było, że go dorwą…no i go dorwali. Przywieźli go tydzień później.

Najpierw sierżanci spuścili mu wpierdol…i zaznaczam, że mówiąc ,,wpierdol’’ nie mam na myśli jakiegoś rozbicia nosa i kilku kopów w nery - chodzi mi o wpierdol przez duże ,,W’’. Potem wrzucili go do celi, w której było wiadro, jeden koc i paląca się przez całą dobę żarówka. Dostawał chleb, wodę, jakieś bezsensowne prace (kopanie rowów i ich zasypywanie, przenoszenie kamieni z miejsca na miejsce i tym podobne) do wykonywania i dodatkowy łomot, kiedy nie dawał rady. Trwało to jakieś dwa miesiące.

Po tych dwóch miesiącach wyciągnęli go z celi i wręczyli mu dyscyplinarne zwolnienie.

Bardzo długo o tym myślałem. Mogli od razu go wywalić. Dlaczego tego nie zrobili? To przecież bez sensu. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Później zrozumiałem, że z punktu widzenia armii, to wszystko miało głęboki sens. Armia ma swoją własną logikę, zupełnie inną od tej, która obowiązuje w normalnym świecie. Niektórzy nie umieją tego dostrzec i się przestawić, i stąd biorą się problemy.

Ale miałem mówić o tym, w czym armia jest dobra, a zacząłem ględzić…ta pierwsza odpowiedź - testowanie wytrzymałości materiału ludzkiego - jest w zasadzie trafna, ale z drugiej strony bywa z tym różnie…zależy jeszcze, do jakiej jednostki i na jakich przełożonych się trafi. Jeżeli miałbym znaleźć coś bardziej…uniwersalnego…to przychodzi mi na myśl taka jedna rzecz - organizacja czasu. W wojsku na wszystko jest regulaminowa pora. Każdy dzień w tym samym rytmie. Jak to mniej więcej wygląda?

W mojej aktualnej jednostce - mniej więcej tak…







Dzień trzeci.

5.00

Włączają się syreny alarmowe. Mamy dziesięć minut na zwleczenie się z łóżka, ubranie się i stawienie się na porannej zaprawie fizycznej. Armia dba, byśmy każdy dzień zaczynali z piosenką na ustach. Biegając w kółko, w pełnym umundurowaniu i z wyposażeniem. Dlaczego w pełnym umundurowaniu? Bo na Wenus o piątej rano jest ciepło. Gdyby było zimno, biegalibyśmy w podkoszulkach. To chyba oczywiste.



6.30

Śniadanie. Dzisiaj szef kuchni serwuje omlet i kakao. Przynajmniej tak jest napisane na tablicy - bez tej pomocy raczej nie rozpoznałbym ani jednego, ani drugiego. Żeby oderwać się od myślenia o zawartości talerza, obserwuję innych rekrutów. Imperialczyk, który podobno zaczął ostatnią zadymę, patrzy spode łba na tego rudego pajaca z dwójki. Słyszałem, że go zdegradowali. Z drugiej strony, przynajmniej wygrał…a rudzielec poniósł porażkę - wyraźnie to po nim widać. Pakując do ust pierwszy kawałek ‘’omletu’’ (co cię nie zabije, to cię wzmocni!) przelotnie zastanawiam się, co bym wolał - awans na szeregowca, czy publiczne upokorzenie i rozpieprzony ryj? Trudny dylemat. Patrzę na rudzielca, potem na Imperialczyka. Żaden z nich nie wygląda na specjalnie zadowolonego.



7.00

Apel poranny. Dowiadujemy się, jaki jest plan dnia na dzisiaj. Skoro już zostaliśmy podzieleni na drużyny, to kolejnym etapem szkolenia ma być mały turniej. Faza grupowa w kill hous’ie , dwie drużyny wchodzą do finału. To trening czy sprawdzian? Mam wrażenie, że raczej to drugie. Pewnie odpadniemy po pierwszym meczu, ale i tak wolę to niż rozmówki z inkwizytorem.



8.00

Razem z ,,czwórką’’ i ,,szóstką’’ zbieramy się pod kill house’m. Okazuje się, że moja drużyna ma zaczynać - będziemy walczyć z teamem Stachowitza. Tamci mają przewagę liczebną - Bochmann nadal jest niedysponowany po bliskim spotkaniu z samurajem, więc dostał od doktora zwolnienie z wf-u. Szeryf wydaje nam laserowe karabinki i ubranka z wskaźnikami trafień. Tak jak się spodziewałem, przegrywamy mecz. Wiadomo, że nie przejdziemy dalej, ale szeryf i tak każe nam zmierzyć się z drużyną Dunsirna. Kiedy tamci przygotowują się do gry, samuraj odmawia wzięcia karabinka. Szeryf zaczyna drzeć mordę, ale na Mishimczyku chyba nie robi to wrażenia. Szef puszcza wiązankę za wiązanką (okazuje się, że gość zna znacznie więcej przekleństw, niż to słowo na,, g’’), a ten nic, dalej upiera się przy swoim. W końcu szeryf rezygnuje i każe komuś przynieść miecz do kendo.

Muszę przyznać, że samuraj mi zaimponował, chociaż nie było to zbyt mądre z taktycznego punktu widzenia. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie wygramy tego meczu. Okazuje się, że nic z tego. Zastrzeliłem Mishimczyka, kiedy się na mnie zamachnął kijem, ale i tak przegraliśmy. Możemy sobie popatrzeć na rozstrzygający pojedynek Dunsirna ze Stachowitzem. Pierwsze starcie kończy się remisem, więc szeryf zarządza dogrywkę. Drugie starcie wygrywa ,,szóstka’’. Koniec zabawy. Idziemy na wykład. ,,Dwanaście sposobów cichego zabicia przeciwnika’’. Już nie mogę się doczekać.



15.00

Obiad. Zupa ziemniaczana, owsianka z wołowiną i kompot do popicia. Siedzę obok kaprala Reitera z drużyny trzeciej. Żeby oderwać się od myślenia o prawdopodobnych składnikach i sposobie przygotowania kompotu, pytam go, jak im poszło w kill hous’ie. Mówi, że wygrali jeden mecz, ale i tak odpadli. Do kolejnego etapu przeszła ,,dwójka’’ , co zresztą było możliwe do przewidzenia, wziąwszy pod uwagę, że tylko oni wystąpili w pełnym składzie osobowym. A więc do finału przeszedł Werfel i Dunsirn? Zapowiada się interesująco. Szkoda, że nie będę mógł tego zobaczyć…







Zwycięzcy grupowej fazy turnieju wyprężyli się na baczność i zasalutowali, gdy do pomieszczenia wszedł oficer.

Spocznij - powiedział porucznik Kastner.

Gratuluję przejścia do finałowej fazy turnieju drużynowego. Znajdujecie się w tej chwili w głównym kompleksie treningowym naszego ośrodka. Niektórzy nazywają to miejsce ,,drugim Hollywoodem’’. Ta nazwa jest trafna z dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że można stworzyć tu dowolną scenografię ćwiczeń - teren miejski, pustynny, leśny, środowisko wodne czy cokolwiek innego. Oprócz tego, można dowolnie ustawiać porę dnia, temperaturę, ciśnienie, poziom wiatru i opadów. Krótko mówiąc - możemy tu stworzyć w zasadzie każde możliwe środowisko do przeprowadzenia treningu. A to jeszcze nie wszystko, ale o innych funkcjach tego ośrodka dowiecie się w dalszym toku szkolenia. - Przez chwilę w głosie Kastnera było słychać lekki odcień dumy.

Drugim powodem jest to, że wszędzie znajdują się kamery. Przebieg ćwiczeń jest archiwizowany i wykorzystywany do dalszych analiz. - Porucznik przerwał i nacisnął przycisk na trzymanym w ręku pilocie. W powietrzu przed żołnierzami pojawiła się mapa.



Finał zostanie rozegrany w scenerii zamkniętego budynku. Drużyna druga zacznie w punkcie b, szósta w punkcie a. - Oficer ponownie nacisnął przycisk. Mapę zastąpił obracający się powoli w powietrzu trójwymiarowy schemat pomieszczenia.


Nie tylko sceneria będzie inna niż we wcześniejszych etapach. Zamiast karabinów laserowych otrzymacie karabiny z gumowymi kulami. Wyposażenie wyda wam sierżant Adler. To wszystko. - Kastner wyłączył rzutnik holograficzny i opuścił pomieszczenie.
 

Ostatnio edytowane przez Dinteville : 02-07-2013 o 22:16.
Dinteville jest offline  
Stary 07-07-2013, 10:13   #24
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z Mekow, Plomiennoluskim i Camillvsem

Rusty zapiął hełm i poprawił ochraniacz na krocze. Następnie wziął karabin i sprawdził magazynek. Wiedział, że gumowe kule mogą nawet połamać żebra oraz spowodować inne urazy. Po postrzale w korpus, trafiony zazwyczaj padał na ziemię i zbierał się z niej kilkanaście sekund. Dlatego dobrze było mieć w drużynie twardziela, któremu niestraszny ból, od którego takie pociski po prostu będą się odbijały. Cortez miał potencjał, aby przetrwać kilka trafień. Może nie strzela najcelniej, ale zawsze może zająć się ostrzałem danej lokacji i „przygważdżaniem” przeciwników, co da czas innym na eliminację. Za to Sara strzela doskonale. Rusty musiał przyznać, że lepiej od niego, co bardzo uraziło jego męską dumę. Snajper szczególnie przyda się w walce w długich korytarzach, ale ze swoim refleksem i zmysłem walki Thorne będzie cennym atutem gdziekolwiek się nie pojawi. Doktor strzelał równie dobrze co Rusty. Wiedział jak wygląda komunikacja w teamie i na czym polegają podstawowe manewry czarnej taktyki. I w razie potrzeby mógł udzielić pierwszej pomocy. Kenshiro miał problemy z komunikacją a najlepiej czuł się sam, kryjąc się w cieniu i walcząc bokenem. Zanim żołnierze zostaną wysłani na prawdziwą misję, trzeba z nim przetrenować współdziałanie. W drużynie nie powinno być miejsca na indywidualności ograniczające jej potencjał. Teraz jednak nie było czasu na dodatkowy trening, więc Rusty postanowił pozwolić Kenshiro na metody walki, w których czuł się najlepiej.
Wszyscy widzieliśmy budynek – zaczął Derren. –Od początku trzeba szybko działać i zająć dobre pozycje strzeleckie – nie możemy pozwolić na to, aby to przeciwnicy kontrolowali teren. Dlatego też w pierwszej fazie starcia biegniemy do wyznaczonych punktów i je przejmujemy. Ja, Braxton i Kenshiro bierzemy drzwi po lewej. Wbiegamy na podest, potem w lewo tak jak biegnie korytarz, po czym kontrolujemy drzwi przed zejściem na dół. Kenshiro - odłączysz się trochę wcześniej i wejdziesz w drzwi po lewej, a następnie zaczniesz eliminację wrogów na własną rękę. Powinieneś mieć chwilę czasu na znalezienie dobrego miejsca na zasadzkę. Thorne i Cervantes – idziecie drzwiami po prawej. Jest tam długi korytarz z kilkoma miejscami dogodnymi do obrony. W parze, gdzie jedna osoba kładzie ogień zaporowy a druga celnie punktuje powinniście być w stanie oczyścić sektor. Aby ułatwić komunikowanie naszych pozycji, proponuję następujące nazwy części budynku: z lewej Taras, środek to Centrum, korytarz po prawej i przyległe pomieszczenia to Prawa. Czy są pytania?
- Jaka strategia? Z odpowiednią ilością czasu możemy sabotować otoczenie. Zawał rampy, czy coś takiego - zagadała Sara.
-To zajmie dość dużo czasu - a nie mamy ładunków wybuchowych. Podejrzewam, że walka w przestrzeni zamkniętej będzie szybka i dynamiczna. Thorne kiwnęła głową na znak zgody i zrozumienia.
-Sara, jakiej taktyki powinniśmy się spodziewać ze strony przeciwników w CQB? Jak najprawdopodobniej będzie walczyć drużyna Bauhausu?
Kobieta nie musiała zastanawiać się zbyt długo nad odpowiedzią i zameldowała nieomal od razu.
- Sądzę, że po tym co było w kantynie będą się trzymać razem. Mogą urządzić zasadzkę wybierając takie miejsce, abyśmy nie zaszli ich zbyt łatwo z dwóch stron. Mogą ruszyć szybko do ataku, aby nas zaskoczyć i zaznajomić się z jak największą ilością terenu.
-Czyli, którykolwiek wariant wybiorą, będziemy gotowi. Jedyny problem może wystąpić, kiedy para naszych strzelców trafi na piątkę z ich oddziału. Jednak pięć osób w wąskim korytarzu będzie stanowiło dobry cel dla dwóch żołnierzy. A wsparcie będzie nieopodal, zawsze gotowe, aby uderzyć z flanki. Odnośnie zasadzki, obiekt treningowy jest tak skonstruowany, że ciężko znaleźć miejsce, do którego dostęp będzie tylko z jednego przejścia. Mimo wszystko uważajcie - pewnie będą próbowali się gdzieś zasadzić.

- Jeśli spróbują zrobić zasadzkę pełnym składem, to są ugotowani, oraz skończonymi idiotami. Zamknięty budynek to nie bunkier, ma za dużo wejść i wyjść, zbyt dużo wolnych przestrzeni. Gdyby dali nam granaty, można by ich było załatwić jedną czy dwoma cytrynkami bez żadnych problemów. Gumowe kule to popołudniowa rozrywka. - Puszka splunął przez ramie i przeładował broń, sprawdził zapas amunicji. Był gotów. - Co do pozycji, przyjęto, sadze ze nawet gdyby trafili na nasza dwójke pełnym składem, będzie to dla nich problem, więcej celów, to większa skuteczność zaporówki, a resztę wykonczy Sara. - Wzruszył ramionami i przełączył bezpiecznik z krótkich serii na ogień ciągły. Co prawda nie był to miotacz ognia i nie mógł spalić drani za to ze wyszli ze wszystkiego nawet bez wizyty na dywaniku, ale wizja puszczenia gradu gumowych kul w stronę ekipy rudego jakoś dziwnie napawała go spokojem.
- Mam tylko nadzieję, że naszym przeciwnikom nie dali dostępu do Surveillancu - zdradziła Sara.

Milczący przez większość czasu i słuchający uważnie Kenshiro zdjął z nosa powolnym ruchem ciemne okulary, włożył je z namaszczeniem do kieszonki swego umundurowania, zapiął na guzik, wygładził, a następnie zabrał głos.
-Wedle rozkazu. Będę cicho szedł do przodu, wypatrywał i nasłuchiwał - mówił spokojnie, co chwila zatrzymując się, rozmyślając. Prawie wcale nie patrzył nikomu w prosto w oczy, wodził spojrzeniem dookoła lub w jakiś punkt gdzieś w dali. Mrużył lekko oczy, tak iż robiły się z nich jakby dwie małe szparki pomiędzy powiekami, zapewne był to tik nerwowy, którego dorobił się na przestrzeni wielu lat niełatwego życia wojownika.
-Jeśli napotkam przeważające siły, będę unikał, czaił się, albo wciągał w zasadzkę i starał się przeżyć, dopóki ich z flanki nie zajdziecie. Jeśli napotkam słaby punkt, wówczas dam Wam znać, będę próbował nacierać i eliminować przeciwników. Jeśli będziecie związani walką, wówczas będę podchodził ich z flanki, najchętniej od tyłu. Jeśli będzie trzeba, swoim działaniem ściągnę na siebie uwagę i ogień przeciwnika, by dać Wam możliwość spokojnego oddania strzału.

Team miał za sobą dopiero kilka wspólnych treningów w kill housie, ale radził sobie bardzo dobrze. Wszyscy potrafili odłożyć na bok korporacyjne animozje i współpracować na najwyższym poziomie. Po drugiej stronie barykady, była jednak zgrana drużyna Bauhausu i istniało prawdopodobieństwo, że jej członkowie kiedyś razem trenowali lub walczyli. A jak nie, to przynajmniej mieli za sobą podobny system szkoleniowy, co nieco ułatwiało sprawę. Nie posiadali jednak głównego atutu teamu six – wszechstronności.
Rozległ się sygnał gotowości. Do rozpoczęcia walki pozostała jedna minuta. –Ja i Mallory to drużyna pierwsza, Sara i Cortez – druga, Kenshiro trzecia. Komunikaty do określonych osób rozpoczynamy literą wojskowego alfabetu fonetycznego, tożsamą z pierwszą literą jego nazwiska. I pamiętajcie – komunikacja, krycie, szybkie przemieszczenia. Strzelajcie celnie, najlepiej w żebra.
- Tak jest!
-Na pozbawionej wyrazie, poznaczonej zmarszczkami śniadej twarzy pojawił się drapieżny uśmiech - Zaczynamy polowanie.
Rozbrzmiał dzwonek wyznaczający początek starcia. Żołnierze rozbiegli się do wyznaczonych sektorów. Rusty ruszył do drzwi, wbiegł na schody i zajął pozycję ukryty za framugą drzwi. Wyjrzał zza niej, klasycznym krojeniem tortu, w każdej chwili gotów do strzału. Jego plan był prosty – znaleźć miejsce, gdzie opór przeciwników będzie słabszy, pokonać ich i zajść resztę z flanki. Jeżeli jednak tam Bauhausu przyczaił się gdzieś razem, to trzeba ich będzie zajść z trzech stron i wziąć na przetrzymanie. W końcu zaczną pękać i wystawią się na strzał. W końcu nikt nie lubi siedzieć w pułapce i czekać na serię pocisków. –Jedynka na pozycji w centrum – poinformował.
Kenshiro poprawił swój hełm, dopasował komunikator, przełożył drewniany miecz do lewej ręki rękojeścią do góry, zupełnie jakby trzymał po prostu jakiś kij, i ruszył kocim krokiem za Derrenem. Odłączył się w wyznaczonym miejscu bezszelestnie podążając przed siebie próbując wyczuć jakiekolwiek oznaki obecności przeciwnika.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 09-07-2013 o 10:58.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-07-2013, 02:50   #25
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Doprowadzanie kantyny do porządku, dodatkowe zajęcia, degradacja. Ho, ho, ho! Kardynał z prezentami przyjechał wcześniej i miał ich cały worek dla zabiedzonych żołnierzy z jednostek kartelu. Mentalny wycisk od inkwizytora nie pomagał, ale łącznie nie było to nic, czego by wcześniej nie przechodził. Znosił więc to wszystko cierpliwie, w głowie odtwarzając sobie cięższe kawałki dla uspokojenia. Normalnego sprzętu do odtwarzania musiał się dopiero dorobić, tak samo jak swojej kolekcji muzyki. Niestety dziwny trafem przy zmianie przydziału nie dotarły z nim na Wenus.

Na zaprawach nigdy nie miał problemu, czasem inni mieli problemy kiedy to on prowadził zaprawę, ale nie zdarzało się to zbyt często. Za co poprzedni członkowie oddziałów w których bywał dziękowali losowi. Z kolei na posiłki miał nietypowy sposób. Spoglądał na to co kuchnia zapowiedziała jako posiłek a następnie usiłował sobie wmówić że właśnie to je i próbować się doszukać jakiegokolwiek podobieństwa do prawdziwego smaku. Czasem się nawet udawało, mimo tego że wojskowe żarcie ciągle pozostawało jedynie papką lub breją.

Czas w szeregach sił zbrojnych nie był dla młodego, dobrze się niegdyś zapowiadającego technika, zbyt łagodny, ale ten z pewnością się dostosował. Narzucił wokół siebie coś w rodzaju pancerza, skorupy zarówno fizycznej jak i psychicznej. Miał swoje małe pasje, którymi się zajmował w czasie wolnym czy na przepustkach i starał cieszyć się życiem w jego drobnych aspektach. Kiedy piwo było idealnie zimne, kobiety odpowiednio gorące, a na dodatek miały moralność łóżkową mężczyzny. Cortez nie miał najmniejszej ochoty na krótsze czy dłuższe związki. Starczył mu jeden, starczyło mu żeby pokazać jakim większość z nich jest kłamstwem. Większość, bo mimo złych doświadczeń żołnierza, jego rodzice ciągle żyli razem i ponoć dobrze się dogadywali. Kiedy o nich pomyślał, tknęło go coś, był już najwyższy czas dać im znać że żyje.

Puszka zasiadł w krótkiej chwili po obiedzie z kartką i długopisem, zapalniczka grzecznie leżała w kieszeni spodni. Ręka wprawiona bardziej do spustu miotacza ognia niż pióra, mozolnie stawiała litery. „Drodzy mamo i tato, mam się dobrze, dostałem nowy przydział i przeniesienie, pozdrawiam gorąco. C.” Zdecydował się dawać w taki sposób znać już jakiś czas temu, po pierwszym uznaniu za poległego w akcji rodzice wpadli w depresję, po drugim ojciec dostał zawału. W trakcie krótkiej rozmowy, w czasie której usłyszał jakim jest idiotą za zadawanie się z armią i jak dumni są z niego że broni kraju jak tylko potrafi. Uzgodnili, że będzie wysyłał kartki co jakiś czas, skoro armii nie można było zbytnio wierzyć w tej kwestii, postawili na pocztę. Mimo że ta dochodziła nieregularnie, zwłaszcza między planetami, zależnie od aktywności wirów, to jednak jakiekolwiek wieści z departamentu obrony brali obecnie z przymrużeniem oka. Przynajmniej tak długo jak dochodziły jakieś kartki.

Wrzucił kartkę do skrzynki i ruszył na ponowną zbiórkę w kill housie. Był pewien że armia przeczyta i będzie próbować rozszyfrowywać na wszelkie sposoby prosta wiadomość jaką wysłał, ale miał to głęboko w poważaniu. Czekała ich runda z dwójką, drużyną rudzielca. Wiedział doskonale że nie będzie to czysta walka, był specem od nieczystej walki, manewrów podjazdowych i wychodzenia cało z niemożliwych sytuacji, aż świerzbiły go palce.

Po rozdaniu sprzętu i szybkim omówieniu taktyki, ruszyli. Cortez z Sarą mieli dość prosty plan, sprawdzać kontrolnie przesmyki i korytarze, trzymając się prawej a lewe rozwidlenia sprawdzając dopiero po sprawdzeniu równoległych prawych, tak żeby nie wpakować się w dwa ognie. Prawą odnogą pokrętnie do punktu startowego dwójki.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-07-2013, 11:34   #26
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nastał kolejny, wcześnie rozpoczęty i naprawdę aktywny dzień. Z samego rana musztra i ćwiczenia, a do tego naprawdę fatalne żarcie. Kiedy dojdzie ta cholerna paczka?... Ale co najgorsze, był to typowy rozkład zajęć jaki im serwowano w ramach szkolenia i jaki jeszcze długo będą mieli. Po przemaglowaniu psychicznym przez Inkwizytora poprzedniego dnia, nadeszła po prostu kolej na wyzwania fizyczne. Niestety nie mieli czasu dla siebie, aby móc go przeznaczyć na współpracę. Ale byli na tyle profesjonalistami, że samo im to jakoś przychodziło... przynajmniej takie odnosiła wrażenie.
Zawody w kill hous były miłą odmianą. Było to coś bardziej praktycznego, niż zwykłe ćwiczenia fizyczne, czy też ćwiczenia hartujące, jak to się je czasem nazywało. Jednocześnie kill house było jedną z tych rzeczy, dzięki której udawało im się popracować nad współpracą w drużynie - nawet Kenshiro zaczął się udzielać w rozmowach.

Finał "zawodów" i związane z nim zmiany, jakoś brzydko pachniały. Postrzał gumową amunicją bolał bardziej niż prawdziwą. Zwykle nie zabijał, ale potrafił nieźle uszkodzić, począwszy od pękniętych kości, przez naderwany mięsień i inne uszkodzenia, kończąc na głupich ale trzymających się wiele dni siniakach. Sara wiedziała, że ta zamiana broni musiała wynikać z konkretnego powodu, albo mieć konkretny cel. I tu pojawiały się dwie możliwości. Albo dowództwo chciało by załatwili sprawę między sobą w warunkach bardziej do tego odpowiednich niż kantyna. To by im się chwaliło. Albo chciano wystawić ich drużynę, na co wystarczyłby przepływ informacji od siedzących za monitorami Surveillancu do drużyny drugiej, lub jakaś inna niespodzianka. W końcu drużyna karna, a chyba za taką ich uważali, nie mogła okazać się najlepsza, prawda? Zawsze warto było być przygotowanym na najgorsze, przynajmniej na tyle na ile można.

Sara sprawdziła amunicję już wcześniej. Gdyby wśród gumowych znalazł się jeden normalny i kogoś zabił, byłaby to wyłącznie jej wina. Teraz upewniła się jeszcze, że jej hełm prawidłowo trzyma się głowy, po czym przeładowała broń. Plan działania był gotowy i należało go "tylko" wykonać.
Rozpoczęli ćwiczenia. Sara zgodnie z ustaleniami ruszyła biegiem do drzwi po prawej stronie pomieszczenia, podążając za przypakowanym i wyrośniętym Cortezem. Zważywszy na rozmiary mężczyzny, krycie się za nim było banalnie proste. Zza jego pleców, z boku, wystawiała tylko dwie rzeczy: część głowy, na tyle aby dobrze wszystko widzieć, oraz karabin, aby móc zrobić co trzeba, gdy coś zobaczy.
Pierwsze pomieszczenie - czysto. Zameldować, szeptem. Korytarz - czysto. Zameldować, szeptem. Sara i Cortez przemieszczali się do przodu szybko i prawidłowo, sprawdzając pomieszczenia od podłogi po sufit. Ruszyli dalej, tak jak zawsze w kill hous. Zamierzali sprawdzać kolejne pomieszczenia i korytarze, meldując Derrenowi (czyli Delta) w dwóch słowach o czynionych postępach i oczywiście zwracać uwagę na postępy innych.
Mieli swój plan działania. Idąc dalej, chcieli sprawdzić pomieszczenie po prawej stronie, łącząc to z nasłuchem na kolejne sąsiadujące. Potem powrót do korytarza i sprawdzenie pokoju po lewej, z którego potem mieli zamiar przejść dalej. Następnie czekał na nich korytarz, sprawdzą go oczywiście, na wprost i po prawej. Teoretycznie będą mogli nawiązać tu kontakt wzrokowy z pozostałymi członkami drużyny, ale nie miało to znaczenia. Przejdą parę kroków na wprost i sprawdzą ominięte wcześniej pomieszczenie po lewej. Jeśli ktoś by tam na nich czekał i wiedział skąd mają przyjść, spodziewałby się raczej wtargnięcia z tej drugiej strony. Powrót na korytarz, oczywiście z ponownym jego sprawdzeniem - to że był czysty, nie znaczy że kilkanaście sekund później nadal taki będzie. W dalszej kolejności mieli zamiar ruszyć korytarzem i kierować się na punkt B. Oczywiście sprawdzając po drodze boczne pomieszczenia i meldując o postępach.
Oczywiście jeśli ktoś z drużyny, zamelduje kontakt z wrogiem, plan będzie trzeba zmodyfikować i szybko zajść przeciwnika z flanki lub od tyłu.
Osobiście, Sara nie chciała przegapić okazji spotkania z Werfelem "rudym" na polu walki i postrzelenia go w czułe miejsce poniżej pasa. Aczkolwiek nie miała najmniejszego zamiaru narazić kogoś z jej drużyny, czy nawet całej akcji, z powodu osobistych zachcianek. Najpierw obowiązek, potem... mniej ważny obowiązek. A przyjemności będą najwcześniej na przepustce.
 
Mekow jest offline  
Stary 09-07-2013, 21:37   #27
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Ćwiczenia. Kiepskie żarcie. Głośny sierżant. Smród przepoconych ciał. Dni odliczane posłanymi łóżkami. Mars, Wenus czy Luna. Nie robiło różnicy. Dzień w wojsku wszędzie był taki sam. Dla wszystkich oprócz „Konowała” była to rutyna i chleb powszedni. Jedynie Mallory zdawał się tym fascynować i wszystkie te proste czynności chyba go radowały. Był autentycznie zadowolony gdy po kilku dniach udało mu się opracować algorytm, który pozwalał w jak najmniejszej ilości ruchów zasłać łóżko tak by rzucona przez kaprala moneta odbijała się najwyżej. Poza tym był chyba jedynym żołnierzem, który wymagał by zwracać się do niego per „szeregowy”. Był dumny z tego stopnia. Był chyba lekko nie normalny. Reszta niezbyt go znała wcześniej więc nie wiedzieli czy był taki zawsze, czy może po spotkaniu z Inkwizytorem poluzowały mu się jakieś klepki. Kiedy jednak przychodziło do ćwiczeń nie wymiękał i robił swoje. Jak na medyka strzelał całkiem dobrze, a i mieczem radził sobie nieźle. Wprawdzie nie mieli jeszcze okazji sprawdzić jego zdolności medycznych, ale chyba wszyscy zgadzali się co do tego, że chcieli by, żeby tak zostało. Osobiście jednak wiedział, że to tylko kwestia czasu. Jak zawsze.

Killhous. Nałożył filtr na emocję. Podkręcił odrobinę dopływ adrenaliny, bez przesady, ot tak by móc złapać kota za wąsy. Tak na wszelki wypadek. No i przygotował się na szybką produkcje painkillerów. Na razie się z tym wstrzymywał. Fajnie było nie czuć bólu, ale efektem ubocznym było ryzyko wpadnięcia w szał. Nazywał to berserkiem i jakoś nie mógł wyeliminować. Postanowił więc nie szaleć z inhibitorami bólu i zostawić je na „w razie co”. Tępawy generał odciął go od laboratorium więc nie mógł przygotować żadnych wspomagaczy dla drużyny. No poza standardowym oczywiście. Z przeszmuglowanych w apteczce specyfików zaczął pędzić bimber. Smaczne toto nie było, ale już waliło w łeb. Miał małą próbkę w manierce, ale postanowił zostawić to na oblewanie zwycięstwa.

Obojętnie odnotował fakt trenowania ich w walce w pomieszczeniach i korytarzach. Czyżby to sugerowało ich późniejsze użycie do zwalczania najniebezpieczniejszych Heretyków? Na pola walki rzuca się mięso armatnie. W miastach walczy się całkiem inaczej. Godne zastanowienia. Kiedyś.

„Rusty” zrobił małą odprawę. Poprzydzielał zadania i pognał wszystkich do roboty. Mallory miał z górki. Był w parze z dowódca, więc on odwalał działkę z łącznością, a „Konował” wprawiał tylko kończyny w ruch i pilnował jego pleców. No i wypatrywał wroga by móc posłać mu parę kulek. W tym jak garbił się by zmniejszyć powierzchnie ciała, jak przebiegał od osłony do osłony i łypał na wszelkie strony spod hełmu widać było, że albo odbył jakieś szkolenie wojskowe, albo miał instynkt przetrwania godny szczura.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 17-07-2013, 09:47   #28
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Team six – drużyna pierwsza: Dunsirn i Braxton

Pognał za dowódcą do lewego korytarza. Krótkie, szybkie zmiany i oczy dookoła głowy. Sprint od osłony do osłony, potem chwila wzmożonej uwagi gdy spozierał spod hełmu na przyrządy celownicze karabinu. Strzelanie z biodra w biegu może i ładnie wyglądało na filmach lecz każdy szanujący się żołnierz wykorzystywał wszystko co tylko mogło zwiększyć szanse jego przeżycia na polu walki. Nawet jeśli były to tylko ćwiczenia. Niekończące, mordercze treningi miały swój sens. Braxton jako doktor wiedział, że powtarzalność sprawia, że trenują się nie tylko mięśnie lecz również powstają w mózgu nowe, krótsze połączenia nerwowe. Ten, kto miał krótszy łuk decyzyjny strzelał pierwszy i zazwyczaj pozostawał na placu boju ostatni. Oczywiście dochodziło do tego wiele innych czynników, na przykład pancerz przeciwnika, broń, celność i typ podobne. Ściskał w ręku jakiś gówniany karabin na kulki zamiast porządnego sprzętu Cybertronicu i odczuwał prawie bolesny brak znajomego ciężaru na plecach, gdzie zazwyczaj przypasywał miecz. Adrenalina krążyła w żyłach sprawiając, że filtry emocji sprawiały odrobinę trudności. Narastająca irytacja i ogień krążący w żyłach sprawiły, że poczuł chęć wpakowania serii kulek w jakiś nieprzyjacielski ryj.

Rusty poruszał się szybko i sprawnie. On i jego broń stanowili jedno - żołnierz zawsze celował tam, gdzie patrzył. Wydawało się, że karabin na gumowe kule to po prostu przedłużenie jego ciała. Co jakiś czas przystawał, czyszcząc korytarz i umożliwiając pozostałym bezpieczne przemieszczenie, innym razem sam korzystał z osłony członków grupy. Rozumiał, że jeżeli ich przeciwnicy są tak dobrze wyszkoleni w strzelaniu jak niesławny team six, to o wygranej decydować będzie właśnie zgranie zespołu.

Na podeście w centrum od Braxtona i Derrena odłączył się samuraj i popędził w lewą odnogę korytarza. Mallory wraz z Derrenem zabezpieczyli obszar przed nimi. Kiedy dotarli do zejścia z podestu, ukryli się za framugą drzwi, czujnie wypatrując jakichkolwiek oznak nieprzyjacielskiej działalności. Wtedy druga drużyna zameldowała kontakt, a następnie dwa trafienia. Mimo ograniczonej treści, dzięki swojemu wyczulonemu uchu Braxton z łatwością wychwycił nutę tryumfu i dumy w głosie Sary. Wyszczerzył zęby do dowódcy w uśmiechu i uniósł kciuk lewej dłoni w górę.

Doktor skupił się na czyszczeniu centralnego pomieszczenia, gdy w komunikatorze beznamiętny głos samuraja zgłosił kontakt z dwoma przeciwnikami. Podchwycił zaniepokojony wzrok Rusty’ego i oboje rzucili się z powrotem na pomoc.

Wypadli zza rogu równocześnie. Nad ciałem ich kompana stała dwójka Bauhausczyków. Niestety, element zaskoczenia prysnął i cztery karabiny wypaliły prawie równocześnie. Doktor odruchowo szukał osłony za plecami dowódcy, był minimalnie szybszy i to go uratowało. Niestety, Rusty z jękiem zaczął się osuwać na ziemię, podobnie jak jeden z wrogów. Spust karabinu wroga był chyba bardziej podpiłowany bo wypalił wcześniej. Krótka seria przepisowo wycelowana w tułów dosięgła Baxtera. Miał pecha - trafiła w nieosłonięty lekkim pancerzem bok.

Cóż. Dla każdego innego żołnierza z jego drużyny oznaczałoby to koniec walki. Nie każdy zamiast skóry miał wielowarstwową plecionkę wzmacnianą przędzą Marsjańskich Pająków Drzewnych. Energia strzału została rozprowadzona po większej powierzchni tak doskonale, że gumowe kule tylko odbiły się od żeber Braxtona. Zgrywając muszkę ze szczerbinką widział zdumienie w oczach wroga i z mściwą satysfakcją wypuścił serię, celując w splot słoneczny. Trafienie w chronioną hełmem głowę czy osłonięte suspensorium krocze nie byłoby tak bolesne. Natomiast skutki takiego strzału przeciwnik odczuwać będzie jeszcze kilka dni.

Zazwyczaj ten kto strzela pierwszy pozostaje ostatni na nogach, ale jak strzelasz do żołnierza Cybertronicu lepiej strzelaj serią bo wstanie i odda.

Zerknął na leżących kompanów. Przepraszająco wzruszył ramionami i zameldował kontakt, eliminację i straty. Zgodnie z planem ruszył wyznaczoną trasą by spotkać się z resztą oddziału. Cóż, chyba wygrali na punkty. Choć został jeszcze jeden przeciwnik, Mallory nie spodziewał się z jego strony znacznego oporu.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 17-07-2013, 22:10   #29
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Ruszył wraz Sarą korytarzem po prawej, spokojnie, według wytycznych. Cortez mógl wydawać się narwańcem, ale jeśli szło o zachowanie w czasie akcji, umiał się opanować i skoncentrować na celu. Zresztą tak samo jak każdy żołnierz, który miał za sobą odpowiednio długi starz bojowy. W innym wypadku wracało się w plastikowym worku, o ile się miało szczęście. Szybki miarowy krok wiódł ich głębiej w kompleks korytarzy jakimi był obecnie killhouse, Puszka prowadził, stanowił zresztą doskonałą zaporę w tej sytuacji. Brakowało mu nieco ciężaru i kształtu miotacza w dłoni, gdyby to była prawdziwa a nie jedynie szkoleniowa sytuacja, mógłby w pełni wykorzystać zdolność tej broni do czyszczenia zakamarków z wszelkiego paskudztwa i przeciwników. Niestety, musiał się zadowolić gumowymi kulami.


Kolejne pomieszczenia okazywały się puste, dopiero jeden z korytarzy zaowocował zmianą monotonni. Cervantes zasygnalizował że ma kontakt wizualny z przeciwnikiem i poczekał aż Sara skontaktuje się z dowódcą. Nie mogło być innej komendy jak ognia, ale trzeba było działać zgodnie z wytycznymi, w końcu był to trening, musieli się zgrać i doszlifować. Kiedyś w końcu czekało ich zadanie bojowe na żywo, a tam już nie było miejsca na drobne błędy czy niedopowiedzenia. W czasie kiedy jego partnerka prowadziła wymianę komunikatów, sam przysłuchiwał się przeciwnikowi. Zdawało się że w najlepsze prowadzi rozmowę. Kiedy przyszło potwierdzenie ataku, nawet nie miał żalu kiedy pociągnął pełną serią po nieuważnym członku drugiej drużyny. Pod zmasowanym atakiem gumowych kul zwinął się i nawet nie próbował wstawać. Słuszna decyzja stwierdził Cortez, chociaż to co Sara zrobiła chwilę później solidnie go zdziwiło. Posłała pełną serię w ścianę, za co szybko dostała nagrodę w postaci jęku i odgłosu padającego ciała. Gestem pogratulował jej strzału i pomysłu na wykorzystanie rodzaju pocisków jakimi dysponowali a następnie ruszył sprawdzić czy ich ostrzał faktycznie był aż tak skuteczny.



Akcja nabrała tempa, samuraj padł, tak samo jak Rusty i kolejna dwójka z ekipy rudego. Zostawiało to całkiem ciekawy stosunek sił trzy do jednego dla drużyny szóstej. Mimo to nie dawał się rozproszyć, to że mieli większe szanse, oznaczało jedynie że porażka teraz byłaby deprymująca. Kontynuował przeczesywanie korytarzy, trzeba było wpakować rudzielcowi kilka kul za ostatnią rozróbę. Oczywiście tylko kilka, żeby go nie uszkodzić za bardzo.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-07-2013, 19:43   #30
 
Camillvs's Avatar
 
Reputacja: 1 Camillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znany
Kenshiro odłączył się od swych kompanów, gdy tylko zniknęli z jego pola widzenia, uśmiechnął się do siebie, rozluźnił i beztrosko ruszył przed siebie. Może był zbyt pewny siebie, wszakże w walce wręcz wszystkim imponowały jego umiejętności, niewysłowiona zwinność, choć z drugiej strony może po prostu zlekceważył to starcie treningowe nie chcąc pokazać co naprawdę potrafi, któż zrozumie rozumowanie Mishimczyka...

Gdy w swej beztrosce samuraj, jak zwali go kompani, został zauważony przez dwóch przeciwników i natychmiast trafił pod ich ostrzał. Próbował odwrotu jednocześnie beznamiętnym głosem przez komunikator informując dowódcę o nawiązaniu kontaktu z przeciwnikiem. Zanim zdążył poszukać osłony, został trafiony w plecy kilkukrotnie i padł na ziemię godnie znosząc zadany ból.

Kenshiro był pod wrażeniem zdolności przeciwnika, byli czuli jak drapieżnik, jak kot, jak tygrys, a to przecież on zaczynał swa drogę wojownika w stylu Polującego Tygrysa. Leżąc na zimnym betonie obiecał sobie, że nauczy się lepiej obsługiwać broń palną. Długie lata spędzane jako instruktor sztuk walki na niewiele mogą się zdać, jeśli będą do niego strzelać tak wprawni przeciwnicy. Z dystansu nie połamie im kręgosłupów, tak jak to uczynił swego czasu przeciwnikowi reprezentującemu Triady na Wenus za czasów swej burzliwej młodości.

Tak czy owak Kenshiro nie mógł być tym legendarnym samurajem, z którego ręki zginął tytułujący się wielkim szogunem lord dziedzic Moya z Merkurego tuż przed oficjalnym objęciem tronu najwyższego lorda Mishimy po śmierci swego ojca...
 
Camillvs jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172