Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2013, 14:40   #29
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Chłód na zewnatrz rozjaśniał myśli, uspokajał. Cisza i spokój działały kojąco, a samotność dawała chwilę wytchnienia, tak potrzebną Nemeyeth w tym momencie. Po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, że nie nadaje się na mówcę, sama nie wiedziała po jaką cholerę wdawała się w dyskusje. Było jej żal łachmaniarza, być moze okaleczonego lub chorego. Gdyby ktoś kazał jej pokazać swoje piętna nie zachowałaby spokoju. Zamiast tego zwymyślałaby ciekawskiego natręta i posłała go w diabły.
Oparła plecy o ścianę karczmy i unosząc głowę do góry zaczęłą wpatrywać się w niebo. Gapiła się na chmury, starając się nie myśleć o niczym. Umysł powoli lecz posłusznie oczyścił się, wracając do poprzedniego, beztroskiego stanu czystego optymizu.
Stojący niedaleko Fernando obócił łeb w jej kierunku i zarżał pytająco, wyciągając długą, umięśnioną szyję. Elfka uśmiechnęła się i powolnym ruchem sięgnęła do torby po ostatnie jabłko jakie jej pozostało po wcześniejszym zszabrowaniu przydrożnego sadu. Żołądek konia przypominał worek bez dna. Nieważne ile razy w ciagu jednego dnia podtykała mu jedzenie, zawsze znajdował miejsce na kolejny smakołyk. Podeszła do niego i wyciągnęła czerwony owoc. Nim zdążyła się zorientować poczęstunek zniknął w końskich szczękach przy akompaniamencie głośnego chrupania.
- Jeszcze trochę a zaczniesz się toczyć, ty żarłoku. Na kim wtedy bedzie jeździł twój właściciel? - odrzekła w eltharin, mierzwiąc końską grzywę. Dobrze było czasem usłyszeć swój język, nawet gdy rozmówca się nim nie posługiwał. Mówienie do siebie uznawane było za objaw obłąkania, ale rozmowa z koniem stanowiła doskonały pretekst do przypomnienia sobie tego kim naprawdę jest. Przy ciągłym obcowaniu z ludźmi granica między nią a resztą zaczynała się zacierać, a na to nie mogła pozwolić. Różnic rasowych nie dało się ukryć, zamiatając je pod dywan i przyklepując nogą dla niepoznaki, musiała o tym pamiętać jeżeli nie chciała stracić kolejnego ucha.
Robert szedł powoli w jednym ręku trzymając worek owsa, a w drugiej kosz z jabłkami. Nawet specjalnie nie był zdziwiony gdy przy swoim przyjacielu zobaczył elfkę. Koń jak zwykle dał się przekupić i pozwalał się jej głaskać. Zdradzieckie bydle..uśmiechnął się tylko. Podszedł bliżej i rzekł:
- Hmm...chyba Cię lubi albo dobrze się z nim targujesz - zażartował, bo któż powiedział że Rycerze nie mają poczucia humoru.
- Jak myślisz, co by się stało gdyby i twojego pana pogłaskać po grzywie? - Nemeyeth zwróciła się do Fernanda ciągle mówiąc po elficku. Rumak zastrzygł uszami i przekręcił łeb, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem. Miękki nos węszył intensywnie, jakby z nadzieją, że to nie koniec przysmaków. Kobieta przez chwilę się nad czymś zastanawiała po czym z szerokim uśmiechem odwróciła głowę w stronę rycerza, przechodząc na język powszechny - Jest inteligentny, wie co dobre. Rozumie że bycie grzecznym się opłaca, zresztą dlaczego ma mnie nie lubić? Nie robię mu krzywdy wręcz przeciwnie. Zwierzęta to wyczuwają, są od tym względem mądrzejsze o nas.
Rycerz wzruszył ramionami i zaczął podawać koniu jabłka. Ten parsknął tylko, pokręcił łbem lekko trącając Pana i zwinął mu jabłko z dłoni. Robert wyłożył mu owies, tak by koń mógł po niego sięgać, ale jabłka na razie zabrał z jego zasięgu:
- Nie przeczę. Zwierzęta mają lepszy instynkt i wyczucie jeśli chodzi o ludzi...Oby tylko nie zawiódł go w godzinie próby - rzekł spoglądając w niebo, jakby na chwilę oddalał się stąd o setki mil, będąc myślami gdzie indziej.
- Czego się obawiasz? - Elfka zrobiła krok do tyłu, również unosząc głowę do góry. Wiatr chłodził delikatnie jej oblicze, wprawiając w pozytywny nastrój. Było to o wiele przyjemniejsze niż duchota wewnątrz budynku - Chcą Cię powiesić to Cię powieszą, nie ma co gdybać i martwić się na zapas.
- Obawiać...mogę się tylko jednego, że w godzinie próby nie stanę na wysokości zadania i zawiodę. Tak..tylko tego mogę się obawiać. Życie to próba, z której wychodzimy zwycięsko lub jako przegrani... Proste to jest - odpowiedział - A Ty czego się boisz ?
Milczała przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad odpowiedziedzią. Niewiele było rzeczy które wywoływały w niej strach, do życia podchodziła dość beztrosko. Nie roztrząsała przeszłości ani nie patrzyła z przestrachem co przyniesie kolejny dzień. Była jednak jedna rzecz, która prześladowała ją przez cały czas. Otworzyła oczy spoglądając ze smutkiem gdzieś ponad swoją głowę, bezwiednie pocierając lewy nadgarstek
- Kajdan, łańcuchów. Zamknięcia.
- Rozumiem. Chyba nikt z wolnych ludzi nie jest stworzony do życia w niewoli lub zamknięciu. Są oczywiście miejsca gdzie taki proceder jest czymś naturalnym...Każdy ma swoje demony, ważne by z nimi nie przegrać Nemeyeth - po raz pierwszy zwrócił się do elfki po imieniu.
- Ludzi - powtórzyła niczym echo i zaśmiała się, lecz bez zwyczajowej wesołości - A co z resztą Robercie? Żyjemy w świecie równych i równiejszych, tylko od nas zależy czy zegniemy pokornie karki i damy się spętać, pozbawiając wolności.
Możesz próbować walczyć z ciemnością, zalegającą gęstą warstwą w Twojej duszy, lecz zawsze znajdzie się ktoś, kto w najmniej spodziewanym momencie podłoży Ci nogę, zmuszając do ponownego zagłębienia się w mroku. Wiesz o czym mówię, widzę smutek w Twoich oczach, który tak usilnie starasz się maskować, ukrywając go za fasadą elokwencji i obycia. Kultury i prawości. On jednak jest gdzieś głęboko w środku, nie pozwala o sobie zapomnieć.

Robertowi nie spodobała się zbytnia bezpośredniość elfki, którą dopiero co poznał. Jej słowa..uznał za wścibskie i bezpodstawne.
- Zbyt łatwo i pochopnie oceniasz ludzi, poza tym nie wiem o czym mówisz - żachnął się, wzruszył ramionami i podał kolejne jabłko koniowi - Nie wiem skąd takie obserwacje i wnioski ale jesteś w błędzie, i sądzę że twoje sugestie są zbyt śmiałe.
Gdy koń wszamał jabłko Robert zostawił mu owies a sam postanowił przespacerować się.
- Dziękuję za rozmowę, a teraz pozwól że Cię zostawię. Chcę się przespacerować z własnymi myślami, i przy okazji w spokoju zwiedzić to zapomniane przez Panią z Jeziora miejsce - po tych słowach oddalił się.
- Nie pozwolę - prychnęła w trzech krokach doskakując do rycerza a w jej oczach widać było złość i coś jeszcze, czego mężczyzna nie potrafił zidentyfikować - Pamiętasz co mówiłam wtedy w karczmie nad butelką wina? W razie co wal po łbie, jakbym zbytnie naruszała Twoją prywatność. Mówię tylko to co widzę, nie lubię bawić się w półsłówka i niedopowiedzenia, to dziecinne. Nie przystoi ani mnie ani Tobie. Jasne, uciekaj z nosem zadartym do góry, śmiertelnie obrażony, Twoja sprawa nie moja. Lecz jeżeli na każdą próbę rozmawiania o czymś innym niż pogoda, na każdą wyciągniętą pokojowo dłoń będziesz tak reagował...nieważne - prychnęła jak rozjuszony kot i odwróciła się na pięcię, ruszając w przeciwnym kierunku.
- Nieważne i nieistotne, jak wszystko w tych chorym kraju. - rzuciła przez ramię, przyspieszając kroku. Wyciągnęła butelkę, wyrwała zębami korek i nie zwracając uwagi na nic więcej pociągnęła zdrowo nie zwalniając wędrówki. Znalazła dość przyjemne drzewo, znajdujące się w pewnym oddaleniu od zabudowań i wspięła się na nie. Z ulgą usadowiła się na rozłożystej gałęzi, plecy oparła o pień i kontynuowała osuszanie butelki. Rozmowa z rycerzem przypomniała jej o czymś, o czym bardzo nie chciała pamiętać, postanowiła więc o tej wymianie zdań zapomnieć. Alkohol nadawał się do tego wprost idealnie, pilnowała jednak by nie przesadzić. Jutro czekał ich kolejny dzień wędrówki, nie mogła powłóczyć nogami i opóźniać marszu, spaliłaby się ze wstydu.
O powrocie do karczmy na razie nie myślała, rzygała ludźmi, a perspektywa spędzenia nocy w jednym pokoju z kolejnym przedstawicielem tego męczącego gatunku nie wywoływała w niej euforii, wręcz przeciwnie. Jeżeli chciała zachować zdrowy rozsądek i w miarę spokojnie przeżyć tą podróż musiała się wyciszyć, przestać mleć ozorem na prawo i lewo, szukając porozumienia z resztą zespołu. Postanowiła pracować sama, nie przejmując się innymi. Była tylko ciekawa ile wytrzyma ze sklejoną paszczą, nigdy nie trwało to długo.
Dobrze chociaż że nie padało.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline